sobota, 24 listopada 2018

"Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku" Grażyna Jagielska


Tytuł: Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku
Autor: Grażyna Jagielska
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 208
Ocena: 3/6



A w ogóle - mówiłem sobie - człowiek nie powinien tak cierpieć, w takim cierpieniu jest coś przeciwnego naturze(...).





Pobyt w szpitalu psychiatrycznym zdecydowanie nie jest doświadczeniem, o którym się marzy i chciałoby się je przeżyć na własnej skórze. Czasami po prostu są sytuacje konieczne... Z racji studiów bardzo mnie interesują tego typu sprawy (marzą mi się praktyki w takim szpitalu, ale to jeszcze nie czas na to), ale jednak postanowić przeczytać książkę pt. Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku, żeby co nieco się na ten temat dowiedzieć... Jak wypadło?

Poznała kobiety, które tak jak ona długo udawały, że wszystko jest w porządku. Spotkała twardzieli, którzy musieli nauczyć się płakać. Była w miejscu, w którym można było wszystko. Nie wolno było jednego – kłamać. Julia musiała być coraz lepsza, aż pod wpływem stresu odcięła sobie ucho. Ratownik wiecznie golił głowę i wierzył, że dzięki temu stanie się kimś innym. Marek wrócił z wojny jako bohater, a potem załamał się i żył jak zwierzę. Karolinka była przekonana, że jest aniołem i nikt jej nie widzi. Autorka zabiera nas w podróż pełną intymnych zwierzeń i prawdziwych emocji. W poruszający sposób opisuje azyl dla zagubionych oraz obrazy, które prześladowały ich latami. Opowiada o szczerości, potrzebie zrozumienia i bliskości.
                                                                         opis wydawcy

Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku to książka, po którą sięgnęłam ze sporą nadzieją. Wiedziałam, że beletrystyka i wcale nie liczyłam na popularnonaukową literaturę... Wiedziałam, że naprawdę dobrze, że podejmuje temat tabu, ale jednak muszę przyznać się, że trochę się nią rozczarować... Super, był psychiatryk, byli żołnierze z Afganistanu, były różne oddziały i zaburzenia. Świetnie, że autorka postanowiła zdemaskować trochę swojej prywatności. Jednak ja liczyłam na więcej tego co się dzieje w głowach bohaterów, szczególnie tej, będącej główną postacią. Jak dla mnie było zbyt mało tego szpitalnego życia. Muszę przyznać, że liczyłam na jakieś bardziej... brutalne czy przykre opisy, odniosłam wrażenie, że wszystko było zbyt delikatnie, łagodnie i kolorowo pokazane. Język, jakim jest napisana książka, jest w porządku, przystępny, dość przyjemny w odbiorze, ale zupełnie nie mam porównania z innymi pozycjami Grażyny Jagielskiej.
Mogliśmy bezkarnie przyznać się do zabójstwa, kradzieży albo draństwa, maltretowania żony albo braku miłości do dzieci, ale nie wolno nam było skłamać. Kłamstwo było aktem wymierzonym w istnienie grupy.

Anioły jedzą trzy razy dziennie są książką, którą zdecydowanie poruszają tabu, ale w moim odczuciu nie wykorzystują go w pełni, a jedynie są namiastką tematu. Czyta się szybko, ale jednak w tym wszystkim czegoś brakuje, jakiś psychologicznych smaczków czy więcej jakiejś akcji. Czy mogę polecić? Dla ludzi, którzy nie mają żadnej wiedzy psychologicznej czy psychiatrycznej – może być ciekawy początek przygody z tego typu literaturą. Dla ludzi szukających mocniejszych wrażeń – nie tutaj. W moim odczuciu zupełnie przeciętna książka, która nie rzuca na kolana i nie wzbudza zachwytów. Mogę liczyć tylko na to, że choć niektórym może otworzyć oczy na problemy chorób psychicznych.

piątek, 9 listopada 2018

"Zimne ognie" Simon Beckett

Tytuł: Zimne ognie
Autor: Simon Beckett
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 352
Ocena: 2/6



Gdyby Bóg chciał, żeby kobiety były szczupłe, nie stworzyłby czekolady.







Twórczość Simona Becketta poznałam dzięki jego świetnemu początkowi z doktorem Davidem Hunterem pt. Chemia śmierci. Od tamtego lubię wracać do twórczości autora, więc dlatego postanowiłam kupić na wyprzedaży książkę w wersji kieszonkowej o tytule Zimne ognie i zabrać się za nią niedługo po zakupieniu.

Kate to spełniona zawodowo londyńska singielka. Jest jednak bardzo samotna – niedawno rozstała się z partnerem, a jej jedynymi przyjaciółmi są Lucy i jej mąż. Marzy też o dziecku. Wkrótce poznaje przystojnego mężczyznę, z którym jest jej coraz lepiej. Gdy zachodzi w ciążę i pragnie wyznać mu tę nowinę, on nagle znika bez śladu…
                                                                    opis Wydawcy

Zaczęłam czytać Zimne ognie licząc na naprawdę dobry kawałek literatury... W końcu już czytałam serię z dr. Hunterem w roli głównej, a okazało się, że przed Chemią śmierci autor napisał jeszcze jedną książkę. Zimne ognie właśnie... niby trzymający w napięciu thriller psychologiczny... Im głębiej brnęłam w literacki las tym bardziej byłam rozczarowana. Ja rozumiem klimaty silnej i niezależnej kobiety, ja rozumiem standardy współczesnego świata... Jednak to wszystko jednak nie było godne dobrej oceny... Zimne ognie są rzekomo książką na miarę twórczości Camilli Läckberg, jednak w moim odczuciu pozycji sporo brakuje do szwedzkiej królowej kryminału, która napisała sagę o Fjällbace. Fakt, książkę czytało mi się szybko i względnie przyjemnie, ale jednak nie zmienia to faktu, że jest to literatura zdecydowanie niższych lotów, raczej z kategorii tych czytadeł, które i tak nie rzucają na kolana. Pomysł na książkę nie wyróżniający się niczym szczególnym, bo w końcu ileż jest książek o matkach pragnących potomstwa... A do tego wszystkiego styl i język niezbyt wymagające, takie wręcz banalne, czyli zasadniczo nic co wyróżniałoby książkę z tłumu.
Jeżeli postanowi urodzić dziecko, mówiła sobie w duchu, to na pewno z lepszym ojcem, nawet jeśli będzie nieobecny. Może i dawcy nasienia są anonimowi, ale zamierzała dopilnować, żeby nie trafić na kolejnego Paula. Jeden taki błąd wystarczy. Tym razem będzie ostrożniejsza.
Zimne ognie to książka, która zdecydowanie nie zachwyca i nie rzuca na kolana. Ani wybitnie wciągającej fabuły, ani rwącej akcji, przesłanie też nijakie, a język, który też niczym się nie wyróżnia... Czy polecam? Zdecydowanie nie... Szkoda czasu, choć to książka na jedno popołudnie, to jednak wciąż mierna, więc nie po co sięgać.