Kissin' dynamite
Kseniya Żuk & Igor Herbut
Bardzo lubię całą serię o Lipowie i po dłuższej przerwie od niej - w końcu zaczęłam ją nadrabiać. Niedawno skończyłam jedenasty tom pt. Pokrzyk, którego zakończenie mnie dość mocno zaskoczyło. Zaraz skończonym odsłuchaniu tego tomu - zabrałam się praktycznie od razu za jej kontynuację pt. Śreżoga. W jednym i drugim przypadku audiobooki w świetnej interpretacji Laury Berszki. Zapraszam serdecznie na recenzję!
Ktoś czai się z siekierą w ciemności. Sierżant sztabowy Radosław Trawiński boi się, że to aspirant Daniel Podgórski, który odkrył, że śmierć jego partnerki nie była samobójstwem. Czyżby przyszedł się zemścić? Tymczasem w okolicy giną jeszcze trzy osoby. Właściciel zajazdu wygląda wprawdzie, jakby spokojnie zasnął, ale jego pracownica nie ma tyle szczęścia. Jej ciało zostaje brutalnie zmasakrowane. Kilkanaście kilometrów dalej, na cichej leśnej polanie, ktoś ustawił aparat fotograficzny. Jego obiektyw skierowany jest na porąbane ciało młodego mężczyzny. Tylko twarz pozostaje nienaruszona. Zamiast dłoni i stóp sterczą za to groteskowe ptasie nóżki. Ale to nie pierwszy raz, kiedy sprawca zabiera ze sobą trofeum. Dwa lata wcześniej ginie pewna młoda dziewczyna. Ona również zostaje w ten sposób okaleczona. Kim jest i dlaczego wygląda, jakby przybyła z przeszłości? Co oznacza dziwny znak, który rysuje pewna pisarka? I czy prawdą jest, że kto usłyszy dźwięk wrzeciona kikimory, ten umrze? opis wydawcy
Śreżoga jest częścią pełną najróżniejszych bolesnych wspomnień i wydarzeń – dziecko Weroniki i Daniela, ich rozwód, wszystko po śmierci Emilii. To głównie z tego ostatniego punktu praktycznie od razu zabrałam się za kontynuację Pokrzyku, bo byłam niemiłosiernie ciekawa, jak rozwinie się sprawa i ta część historii. Katarzyna Puzyńska jak zawsze pokazała klasę, wymyślając ciekawy pomysł na fabułę i rozwijając go naprawdę dobrze, bo w końcu powstało niesamowite tomiszcze – w końcu w wersji papierowej całość ma blisko 900 stron. Wszystko napisane w lekki i niezobowiązujący sposób – nieskomplikowany, zwyczajny język, choć nie prostacki. Kolejne etapy lipowskiej historii rozwijają się naprawdę bardzo mocno, choć wciąż odnoszę wrażenie, że jest tu za mało kryminału w kryminale. Ogólnie naprawdę bardzo dobrze, że są wątki obyczajowe i są one doprawdy ciekawe, ale jednak jak na książkę plasującą się na kryminał – trochę zbyt mało mi tu intrygi, napięcia, zwrotów akcji. Pomysł naprawdę ciekawy, zrealizowany dość dobrze, ale albo całość zbyt rozciągnięta objętościowo (w sensie, że książka za długa), albo zabrakło intrygi, napięcia i szybciej biegnącej akcji. No cóż - takie są w końcu moje odczucia. W końcu to kryminał czy obyczajówka?
Śreżoga to część sagi o Lipowie, która spodobała mi się bardziej niż poprzedniczka. OD początku uważam, że nie są to jakieś wybitne arcydzieła literatury kryminalnej (bardziej czytadła), jednak jest to wciąż kawał dość dobrej, przyjemnej w odbiorze literatury. Fakt, ciągnący się nieco, ale jednak dalej naprawdę ciekawa literatura. Zdecydowanie ktoś, kto nie czytał całej serii od samego początku - zdecydowanie może się zgubić, ale miłośnicy serii mogą być zadowoleni. Ja jestem. Pomysł ciekawy, a ja już zacieram ręce na trzynasty i (jak na razie) ostatni tom sagi o Lipowie. Już nie mogę się doczekać!
Kiedy Agatha wraca z Londynu, witają ją ulewne deszcze i stara znajoma - nuda. Dlatego niewiele trzeba, by przystojny sąsiad, Paul Chatterton, nakłonił Agathę do rozpoczęcia nowego śledztwa. Akurat nadarza się okazja - niejaką panią Witherspoon prześladują szepty, odgłosy kroków i biała mgiełka. Kiedy policja nie znajduje żadnego wyjaśnienia tych dziwacznych zjawisk, Paul i Agatha biorą sprawy w swoje ręce. Szybko okazuje się, że nawiedzony jest nie tylko dom... opis wydawcy
Nie można wiecznie nadstawiać drugiego policzka. Może kiedyś taka postawa odnosiła skutek, ale teraz źli ludzie nie mają żadnych hamulców.
Choć Piotr Borlik wydał już co najmniej dziesięć książek z gatunku kryminału i thrillera, po które sięgam z wielką przyjemnością (i horroru, po który sięgam zdecydowanie rzadziej). Ja jednak nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze, więc – co za tym idzie – nigdy wcześniej nie czytałam żadnej z jego pozycji. Opis wydawcy na okładce jednej z nich dość mocno mnie zaintrygował – sięgnęłam więc z wielką przyjemnością po najnowszą, nienależącą do żadnego cyklu pt. Czterdzieści dusz.
W klasztorze na odludziu, będącym schronieniem dla czterdziestu duchownych o nadwerężonej reputacji, dochodzi do makabrycznej zbrodni. Zamordowano opiekuna placówki, a jego ciało powieszono na krzyżu w ogrodzie. W obawie, że wybuchnie skandal, władze kościelne próbują zachować incydent w tajemnicy. Do sprawy zostaje wyznaczona młoda i niedoświadczona policjantka Sara Bednarek. Wyznaczona i… pozostawiona bez wsparcia. Sara szybko zdaje sobie sprawę, że jej przełożonym bardziej niż na odkryciu prawdy zależy na jak najszybszym wskazaniu kozła ofiarnego. Z uwagi na życiorysy duchownych, każdy z nich mógłby być mordercą. Sprawa się komplikuje, gdy dochodzi do kolejnej zbrodni. opis wydawcy
Wszyscy naokoło trąbią o równouprawnieniu i parytetach, ale w rzeczywistości była to tylko teoria. W pewnych kręgach wciąż dominowali mężczyźni myślący średniowiecznymi kategoriami.
Czterdzieści dusz to książka z ciekawym pomysłem, nie do końca wykorzystanym potencjałem. Sam autor pisał o tej książce, że to istny kij w mrowisko, a ja się z tym zdecydowanie zgadzam, ale całość mogłaby być bardziej dopracowana z większą dawką intrygi i bardziej wyrazistą główną postacią. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czytało mi się naprawdę szybko, ale i mogłoby być trochę bardziej ciekawie. Osobiście jestem na tyle zaintrygowana twórczością autora, że z chęcią sięgnę po inne jego pozycje.
Pokrzywdzeni nie potrzebują modlitwy. Chcą usłyszeć „przepraszam”, chcą zadośćuczynienia. Wszystko to od dziecka trzymasz w sobie i albo zaczynasz zdrowieć i mówić o tym, albo kończysz na psychotropach.
Molestowanie i gwałty to tematy tabu, choć niekoniecznie te dokonywane przez księży – to temat bardzo chodliwy, o nich się lubi mówić, sama nie do końca wiem czemu. Dlatego po lekturach takich jak Gwałt polski czy Molestowane. Historie bezbronnych sięgnęłam po pozycję Artura Nowaka i jego żony Małgorzaty Szewczyk-Nowak pt. Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos będąc jej niezmiernie ciekawa.
„Ksiądz więził i gwałcił”. „Kapłan molestował ministranta”. Takie tytuły biją po oczach, podnoszą oglądalność i zwiększają nakłady gazet. Ale nie słychać w nich zbyt głośno głosu ofiar. Ich ból ginie niezauważony, bo w centrum uwagi są sprawcy w sutannach. To wyjątkowa książka, która daje głos ofiarom. Obok wstrząsających opisów przemocy seksualnej, poniżenia, a w niektórych wypadkach zwykłych tortur, znajdziecie tu zapis bezkarności sprawców, nieświadomości rodziców i krzywdy dzieci. Krzywda przeradza się w długotrwałą traumę, która prowadzi do prób samobójczych lub uzależnień. Każda z rozmów to osobista droga krzyżowa bohaterów, którzy dopiero po latach zdecydowali się opowiedzieć autorom o swoich dramatycznych przeżyciach. Autorzy z reporterską dociekliwością badają temat molestowania. Rozmawiają z osobami, które na co dzień zajmują się problemem pedofilii w Kościele katolickim. Pokazują, w jaki sposób Kościół w Polsce ochrania księży pedofilów. Tabuizowanie tego tematu przez lata służyło sprawcom. Czas przerwać milczenie - również dla dobra Kościoła, ale przede wszystkim - dla dobra dzieci. opis wydawcy
Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos to książka, która mnie bardzo zaintrygowała, byłam ciekawa podejścia autorów do tematu i tego, jak zostanie zrealizowany. Dla autorów jest to debiut literacki, później Artur Nowak wydał jeszcze kilka książek (natomiast jego żona już nie), ale nie miałam okazji ich czytać, więc zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po tej pozycji. Muszę jednak przyznać, że wciągnęłam się w nią już od samego początku. Całość jest podzielona na trzy części – pierwsza to rozmowy z ofiarami, druga to stanowisko autorów, natomiast trzecia to rozmowy z najróżniejszymi specjalistami. Do tego grona należą takie osoby jak chociażby Maria Beisert, będąca prawnikiem, psychologiem i seksuologiem czy ojciec Adam Żak - jezuita, koordynator do spraw ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. Coś co mi się spodobało – to oddanie głosu ofiarom, jak piszą autorzy nam nie chodzi o walkę z instytucją, ale o pomoc osobom pokrzywdzonym. Podział książki na różne części – też jest jak najbardziej bardzo ciekawe, choć osobiście z chęcią przeczytałabym więcej rozmów z ofiarami, jednak i tak jestem pełna podziwu dla tych, które po latach zdecydowały się na wyznanie prawdy i żądanie zadośćuczynienia. Żeby nie było zgorszenia jest napisana w sposób dobry, autorzy nie bawią się w ocenianie czy krytykowanie kogokolwiek – pokazują zjawisko z perspektywy ofiar, pokazują jak bardzo leży i kwiczy w Polsce edukacja seksualna, jak trudne jest zgłaszanie molestowania czy gwałtu, zwłaszcza jak za oprawcą stoi instytucja, która chce wszystko uciszyć i stłumić w zarodku.
Pokrzywdzonym wmawia się, że to ich wina. Mówi się, że ich Bóg pokarze i te osoby czują się gorsze. Ludzie, nie rozumiejąc uzależnienia pokrzywdzonego od sprawcy, upominają ofiary: „Po co tam jeszcze chodzisz?”. Nikt nie rozumie, że pokrzywdzeni byli wciągani w skomplikowane relacje, zastraszani: „Jak do mnie nie przyjdziesz, to ci mama umrze”.
Żeby nie było zgorszenia to książka zdecydowanie warta przeczytania, choć nie należy do najmocniejszych reportaży dotyczących wykorzystywania seksualnego, jakie czytałam. Uważam jednak, że książka jest jak najbardziej potrzebna i ważna w kraju, w którym tak dużą rolę odgrywa Kościół. Nie jest najmocniejsza, ale przez to osoby o słabszych nerwach czy większej wrażliwości będą mogły po nią sięgnąć. Naprawdę warto sięgnąć.
Problem pedofilii ma charakter ogólnospołeczny, nie odnosi się oczywiście wyłącznie do duchownych, to jednak obdarzani zaufaniem przez wiernych księża mają jako jedyna grupa społeczna nieskrępowany dostęp do dzieci, co bez skrupułów wykorzystują.