piątek, 17 grudnia 2021

Przedświąteczne hadzine odkrycia muzyczne (HOM #2/2021)


Dawno nie było odkryć, ale w sumie bardzo dużo się dzieje w moim życiu.
Nie tylko muzycznie.
Choć nastąpiła pewnego rodzaju stabilizacja - tak upragniona. 
Praca, pisanie magisterki, studia w ogóle, ogarnianie przedświątecznej rzeczywistości - prezenty (w tym robienie chust na szydełku, bom w końcu też Hadzia handmade). Kolejne Święta z Brodaczem i już brak zdziwienia na świąteczne regionalizmy. Kolejne wspólne robienie prezentów i ogarnianie jak połączyć odwiedzenie ludzi w Krakowie i w Kluczborku. Nasi rodzice są rozwiedzeni, więc w sumie teoretycznie 4 domy do ogarnięcia. Stety niestety z moją matką nie mam kontaktu, więc przynajmniej wyjazd do Nysy odpada. 
A kiedy w pracy młode pokolenie urodzone po 2000 roku katuje Young Leosią, na którą już reaguję alergicznie - cieszę się z każdej muzyki. Jako "starsze" pokolenie zarzucamy Budką Suflera, Strachami na Lachy, Lady Punkiem, happysadem czy jakąś metalową playlistą. Swego czasu nawet robiłam swoistą edukację muzyczną pokazując młodym takie zespoły jak Yazoo czy AYA RL.
A dzisiaj kawałki nieświąteczne, moje...
Bo byłam alternatywką, jeszcze zanim to się stało modne.
 
Znalezienie
Jacek Kleyff

Trafiłam na tę piosenkę zupełnym przypadkiem, przy okazji jakiejś playlisty.
Kojarzy mi się trochę z piosenkami Marcina Stycznia. 
Cudo <3


Requiem
Studio Accantus

Studio Accantus lubię od kilku lat, choć od zeszłorocznej dramy po odejściu kilku wokalistów - pałam trochę mniejszą sympatią. Jednak Reqiem - cudo <3

Bo dziś nie mam więcej siły prawdy kryć.
Kłamiąc o tęsknocie,  jak mam z mroku teraz wyjść.



Six Feet Under 
Kissin' dynamite

Z metalowej playlisty pracowniczo-siłowniowej.
Jak cudownie się tego słucha <3

Mury
Kseniya Żuk & Igor Herbut 
arr. & cond. Adam Sztaba

Mury w wykonaniu Kaczmarskiego znam i bardzo lubię już od dobrych ponad 10 lat. Kiedy na youtubie przypadkowo trafiłam na to wykonanie Kseni Żuk i Igora Herbuta w aranżacji Adama Sztaby - aż mi ciary przeszły po plecach. Cudowności, prawdziwe cudowności. 

Co u Was w głośnikach?
Jakieś świąteczne hity czy niekoniecznie?
Czego słuchacie?
Potrzebuję świeżości!

środa, 15 grudnia 2021

"Śreżoga" Katarzyna Puzyńska

Tytuł: Śreżoga
Autor: Katarzyna Puzyńska
Cykl: Lipowo
Tom: dwunasty
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Czyta: Laura Berszka
Długość: 19 godz. 38 min.
Ocena: 4.5/6



To wasza robota. Ja tylko słucham, co powie mi trup.




Bardzo lubię całą serię o Lipowie i po dłuższej przerwie od niej - w końcu zaczęłam ją nadrabiać. Niedawno skończyłam jedenasty tom pt. Pokrzyk, którego zakończenie mnie dość mocno zaskoczyło. Zaraz skończonym odsłuchaniu tego tomu - zabrałam się praktycznie od razu za jej kontynuację pt. Śreżoga. W jednym i drugim przypadku audiobooki w świetnej interpretacji Laury Berszki. Zapraszam serdecznie na recenzję!

Ktoś czai się z siekierą w ciemności. Sierżant sztabowy Radosław Trawiński boi się, że to aspirant Daniel Podgórski, który odkrył, że śmierć jego partnerki nie była samobójstwem. Czyżby przyszedł się zemścić? Tymczasem w okolicy giną jeszcze trzy osoby. Właściciel zajazdu wygląda wprawdzie, jakby spokojnie zasnął, ale jego pracownica nie ma tyle szczęścia. Jej ciało zostaje brutalnie zmasakrowane. Kilkanaście kilometrów dalej, na cichej leśnej polanie, ktoś ustawił aparat fotograficzny. Jego obiektyw skierowany jest na porąbane ciało młodego mężczyzny. Tylko twarz pozostaje nienaruszona. Zamiast dłoni i stóp sterczą za to groteskowe ptasie nóżki. Ale to nie pierwszy raz, kiedy sprawca zabiera ze sobą trofeum. Dwa lata wcześniej ginie pewna młoda dziewczyna. Ona również zostaje w ten sposób okaleczona. Kim jest i dlaczego wygląda, jakby przybyła z przeszłości? Co oznacza dziwny znak, który rysuje pewna pisarka? I czy prawdą jest, że kto usłyszy dźwięk wrzeciona kikimory, ten umrze?                                                                                                                                         opis wydawcy

Śreżoga jest częścią pełną najróżniejszych bolesnych wspomnień i wydarzeń – dziecko Weroniki i Daniela, ich rozwód, wszystko po śmierci Emilii. To głównie z tego ostatniego punktu praktycznie od razu zabrałam się za kontynuację Pokrzyku, bo byłam niemiłosiernie ciekawa, jak rozwinie się sprawa i ta część historii. Katarzyna Puzyńska jak zawsze pokazała klasę, wymyślając ciekawy pomysł na fabułę i rozwijając go naprawdę dobrze, bo w końcu powstało niesamowite tomiszcze – w końcu w wersji papierowej całość ma blisko 900 stron. Wszystko napisane w lekki i niezobowiązujący sposób – nieskomplikowany, zwyczajny język, choć nie prostacki. Kolejne etapy lipowskiej historii rozwijają się naprawdę bardzo mocno, choć wciąż odnoszę wrażenie, że jest tu za mało kryminału w kryminale. Ogólnie naprawdę bardzo dobrze, że są wątki obyczajowe i są one doprawdy ciekawe, ale jednak jak na książkę plasującą się na kryminał – trochę zbyt mało mi tu intrygi, napięcia, zwrotów akcji. Pomysł naprawdę ciekawy, zrealizowany dość dobrze, ale albo całość zbyt rozciągnięta objętościowo (w sensie, że książka za długa), albo zabrakło intrygi, napięcia i szybciej biegnącej akcji. No cóż - takie są w końcu moje odczucia. W końcu to kryminał czy obyczajówka?

Śreżoga to część sagi o Lipowie, która spodobała mi się bardziej niż poprzedniczka. OD początku uważam, że nie są to jakieś wybitne arcydzieła literatury kryminalnej (bardziej czytadła), jednak jest to wciąż kawał dość dobrej, przyjemnej w odbiorze literatury. Fakt, ciągnący się nieco, ale jednak dalej naprawdę ciekawa literatura. Zdecydowanie ktoś, kto nie czytał całej serii od samego początku - zdecydowanie może się zgubić, ale miłośnicy serii mogą być zadowoleni. Ja jestem. Pomysł ciekawy, a ja już zacieram ręce na trzynasty i (jak na razie) ostatni tom sagi o Lipowie. Już nie mogę się doczekać!

sobota, 11 grudnia 2021

"Agatha Raisin i nawiedzony dom" M.C. Beaton

Tytuł: Agatha Raisin i nawiedzony dom
Autor: M.C. Beaton
Cykl: Agatha Raisin
Tom: czternasty
Wydawnictwo: Edipresse
Czyta: Paulina Holtz
Długość: 6 godz. 57 min.
Ocena: 4/6



Bardzo lubię serię o samozwańczej pani detektyw Agacie Raisn autorstwa M.C. Beaton. Choć z reguły to leciutkie komedie kryminalne – wciąż i wciąż wracam do serii, która liczy niemal trzydzieści tomów. Dzisiaj zapraszam na recenzję części czternastej pt. Agatha Raisin i nawiedzony dom.

Kiedy Agatha wraca z Londynu, witają ją ulewne deszcze i stara znajoma - nuda. Dlatego niewiele trzeba, by przystojny sąsiad, Paul Chatterton, nakłonił Agathę do rozpoczęcia nowego śledztwa. Akurat nadarza się okazja - niejaką panią Witherspoon prześladują szepty, odgłosy kroków i biała mgiełka. Kiedy policja nie znajduje żadnego wyjaśnienia tych dziwacznych zjawisk, Paul i Agatha biorą sprawy w swoje ręce. Szybko okazuje się, że nawiedzony jest nie tylko dom...                                                                                                                         opis wydawcy
Agatha Raisin i nawiedzony dom jest kolejną lekką pozycją pióra M.C. Beaton, która mnie rozkochała w swojej lekkości i humorze. Co prawda znam tylko serię o samozwańczej pani detektyw, ale na czytniku już czekają na mnie pierwsze tomy innego cyklu. Tym razem pomysł na fabułę nieco się wyróżnił, ale pozostał pewien schemat – mianowicie Agatha zwraca uwagę na przystojnego sąsiada, który zajął dom obok niej. Ach, Agatha i jej perypetie sercowe. Pomysł mógłby być trochę lepiej zrealizowany, z nieco większą dawką intrygi, jednak cała seria jest utrzymana w lekkim stylu czytadła i tak jest w tym przypadku. Styl pisarski autorki jest również na podobnym, lekkim i przyjemnym poziomie i całość napisana dość prostym, nieskomplikowanym językiem. No i do tego cudowna Paulina Holtz jako lektorka.

Agatha Raisin i nawiedzony dom to lekka komedia kryminalna, po którą raczej nie polecam sięgać nie znając wcześniejszych części cyklu, chociaż… jak kto lubi. Wyrywanie z kontekstu nie robi dobrze, ale jako kontynuację lekkiego i przyjemnego w odbiorze czytadła – jak najbardziej, a jeszcze niejednokrotnie można się uśmiechnąć po nosem w trakcie lektury. 

poniedziałek, 6 grudnia 2021

"Czterdzieści dusz" Piotr Borlik

Tytuł: Czterdzieści dusz
Autor: Piotr Borlik
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 496
Ocena: 4/6



Nie można wiecznie nadstawiać drugiego policzka. Może kiedyś taka postawa odnosiła skutek, ale teraz źli ludzie nie mają żadnych hamulców.




Choć Piotr Borlik wydał już co najmniej dziesięć książek z gatunku kryminału i thrillera, po które sięgam z wielką przyjemnością (i horroru, po który sięgam zdecydowanie rzadziej). Ja jednak nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze, więc – co za tym idzie – nigdy wcześniej nie czytałam żadnej z jego pozycji. Opis wydawcy na okładce jednej z nich dość mocno mnie zaintrygował – sięgnęłam więc z wielką przyjemnością po najnowszą, nienależącą do żadnego cyklu pt. Czterdzieści dusz. 

W klasztorze na odludziu, będącym schronieniem dla czterdziestu duchownych o nadwerężonej reputacji, dochodzi do makabrycznej zbrodni. Zamordowano opiekuna placówki, a jego ciało powieszono na krzyżu w ogrodzie. W obawie, że wybuchnie skandal, władze kościelne próbują zachować incydent w tajemnicy. Do sprawy zostaje wyznaczona młoda i niedoświadczona policjantka Sara Bednarek. Wyznaczona i… pozostawiona bez wsparcia. Sara szybko zdaje sobie sprawę, że jej przełożonym bardziej niż na odkryciu prawdy zależy na jak najszybszym wskazaniu kozła ofiarnego. Z uwagi na życiorysy duchownych, każdy z nich mógłby być mordercą. Sprawa się komplikuje, gdy dochodzi do kolejnej zbrodni.                                                                                                                                             opis wydawcy

Czterdzieści dusz jest książką podejmującą dość trudny temat, jeden z uderzających mocno w Kościół katolicki, jednak sam pomysł jest naprawdę ciekawy – to trzeba przyznać. Zaczęłam czytać całość naprawdę zaintrygowana – nie tylko opisem, ale także tym jak rozwinie się cała akcja. Zapowiadało się naprawdę fascynująco i mrocznie, jednak nie do końca tak było – w moim odczuciu zabrakło trochę intrygi i zwrotów akcji, bo momentami ewidentnie wiało nudą. Jak na dość obszerną książkę (niecałe 500 stron) – spodziewałam się bardziej rozbudowanej fabuły, szybszej akcji i większej dawki intrygi. Nie zmienia to faktu, że klimat jest doprawdy tajemniczy, a do tego kontrowersyjne osobowości, które jednak mogłyby być nieco bardziej dopracowane – przede wszystkim niedoświadczonej policjantki Sary Bednarek, która jest dla mnie zbyt mało wyrazista. Nie zmienia to faktu, że przekrój najróżniejszych postaci jak najbardziej zaskakujący i fascynujący – to trzeba przyznać. 

Wszyscy naokoło trąbią o równouprawnieniu i parytetach, ale w rzeczywistości była to tylko teoria. W pewnych kręgach wciąż dominowali mężczyźni myślący średniowiecznymi kategoriami.

Czterdzieści dusz to książka z ciekawym pomysłem, nie do końca wykorzystanym potencjałem. Sam autor pisał o tej książce, że to istny kij w mrowisko, a ja się z tym zdecydowanie zgadzam, ale całość mogłaby być bardziej dopracowana z większą dawką intrygi i bardziej wyrazistą główną postacią. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czytało mi się naprawdę szybko, ale i mogłoby być trochę bardziej ciekawie. Osobiście jestem na tyle zaintrygowana twórczością autora, że z chęcią sięgnę po inne jego pozycje.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję

niedziela, 5 grudnia 2021

"Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos" Artur Nowak, Małgorzata Szewczyk-Nowak

Tytuł: Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos
Autor: Artur Nowak, Małgorzata Szewczyk-Nowak
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Ilość stron: 244
Ocena: 5/6



Pokrzywdzeni nie potrzebują modlitwy. Chcą usłyszeć „przepraszam”, chcą zadośćuczynienia. Wszystko to od dziecka trzymasz w sobie i albo zaczynasz zdrowieć i mówić o tym, albo kończysz na psychotropach.


Molestowanie i gwałty to tematy tabu, choć niekoniecznie te dokonywane przez księży – to temat bardzo chodliwy, o nich się lubi mówić, sama nie do końca wiem czemu. Dlatego po lekturach takich jak Gwałt polski czy Molestowane. Historie bezbronnych sięgnęłam po pozycję Artura Nowaka i jego żony Małgorzaty Szewczyk-Nowak pt. Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos będąc jej niezmiernie ciekawa.

„Ksiądz więził i gwałcił”. „Kapłan molestował ministranta”. Takie tytuły biją po oczach, podnoszą oglądalność i zwiększają nakłady gazet. Ale nie słychać w nich zbyt głośno głosu ofiar. Ich ból ginie niezauważony, bo w centrum uwagi są sprawcy w sutannach. To wyjątkowa książka, która daje głos ofiarom. Obok wstrząsających opisów przemocy seksualnej, poniżenia, a w niektórych wypadkach zwykłych tortur, znajdziecie tu zapis bezkarności sprawców, nieświadomości rodziców i krzywdy dzieci. Krzywda przeradza się w długotrwałą traumę, która prowadzi do prób samobójczych lub uzależnień. Każda z rozmów to osobista droga krzyżowa bohaterów, którzy dopiero po latach zdecydowali się opowiedzieć autorom o swoich dramatycznych przeżyciach. Autorzy z reporterską dociekliwością badają temat molestowania. Rozmawiają z osobami, które na co dzień zajmują się problemem pedofilii w Kościele katolickim. Pokazują, w jaki sposób Kościół w Polsce ochrania księży pedofilów. Tabuizowanie tego tematu przez lata służyło sprawcom. Czas przerwać milczenie - również dla dobra Kościoła, ale przede wszystkim - dla dobra dzieci.                                                                                                                                                                       opis wydawcy

Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos to książka, która mnie bardzo zaintrygowała, byłam ciekawa podejścia autorów do tematu i tego, jak zostanie zrealizowany. Dla autorów jest to debiut literacki, później Artur Nowak wydał jeszcze kilka książek (natomiast jego żona już nie), ale nie miałam okazji ich czytać, więc zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po tej pozycji. Muszę jednak przyznać, że wciągnęłam się w nią już od samego początku. Całość jest podzielona na trzy części – pierwsza to rozmowy z ofiarami, druga to stanowisko autorów, natomiast trzecia to rozmowy z najróżniejszymi specjalistami. Do tego grona należą takie osoby jak chociażby Maria Beisert, będąca prawnikiem, psychologiem i seksuologiem czy ojciec Adam Żak - jezuita, koordynator do spraw ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. Coś co mi się spodobało – to oddanie głosu ofiarom, jak piszą autorzy nam nie chodzi o walkę z instytucją, ale o pomoc osobom pokrzywdzonym. Podział książki na różne części – też jest jak najbardziej bardzo ciekawe, choć osobiście z chęcią przeczytałabym więcej rozmów z ofiarami, jednak i tak jestem pełna podziwu dla tych, które po latach zdecydowały się na wyznanie prawdy i żądanie zadośćuczynienia. Żeby nie było zgorszenia jest napisana w sposób dobry, autorzy nie bawią się w ocenianie czy krytykowanie kogokolwiek – pokazują zjawisko z perspektywy ofiar, pokazują jak bardzo leży i kwiczy w Polsce edukacja seksualna, jak trudne jest zgłaszanie molestowania czy gwałtu, zwłaszcza jak za oprawcą stoi instytucja, która chce wszystko uciszyć i stłumić w zarodku. 

Pokrzywdzonym wmawia się, że to ich wina. Mówi się, że ich Bóg pokarze i te osoby czują się gorsze. Ludzie, nie rozumiejąc uzależnienia pokrzywdzonego od sprawcy, upominają ofiary: „Po co tam jeszcze chodzisz?”. Nikt nie rozumie, że pokrzywdzeni byli wciągani w skomplikowane relacje, zastraszani: „Jak do mnie nie przyjdziesz, to ci mama umrze”.

Żeby nie było zgorszenia to książka zdecydowanie warta przeczytania, choć nie należy do najmocniejszych reportaży dotyczących wykorzystywania seksualnego, jakie czytałam. Uważam jednak, że książka jest jak najbardziej potrzebna i ważna w kraju, w którym tak dużą rolę odgrywa Kościół. Nie jest najmocniejsza, ale przez to osoby o słabszych nerwach czy większej wrażliwości będą mogły po nią sięgnąć. Naprawdę warto sięgnąć. 

Problem pedofilii ma charakter ogólnospołeczny, nie odnosi się oczywiście wyłącznie do duchownych, to jednak obdarzani zaufaniem przez wiernych księża mają jako jedyna grupa społeczna nieskrępowany dostęp do dzieci, co bez skrupułów wykorzystują.