Pokazywanie postów oznaczonych etykietą s-f. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą s-f. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 listopada 2021

"Przedsionek piekła" Tomasz Kaczmarek - fragment recenzji

Tytuł: Przedsionek piekła
Autor: Tomasz Kaczmarek
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 352
Ocena: 1.5/6



Bardziej jednak obawiał się ludzi. To ich uważał za najgroźniejszych. I to oni nieskończenie go fascynowali.




Ameryka alternatywnego XIX wieku. Daj się porwać światu, w którym technologia, zamiast pełzać, pomknęła naprzód. Na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych znajduje się miasto Exmore – betonowa dżungla wieżowców, ciężkich fabryk i mrocznych zaułków. A pośrodku tego sztucznego tworu stoi potężna elektrownia, której źródłem energii jest technologia trzymana w głębokiej tajemnicy. Staruszek Andrew Milton spędza czas w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale dla skazańców o szczególnie niebezpiecznym rodowodzie. Kathleen Turner trzymana w zamknięciu jak zwierzę czeka, aż nastąpi jej smutny koniec. Janusz Szewczyk, nastoletni syn polskich emigrantów, stara się przetrwać w niebezpiecznych dokach Exmore. Cała trójka jeszcze nie wie, w jaki sposób niepowstrzymana fala wydarzeń powiąże ich losy. Szaleni naukowcy, okaleczeni pacjenci, szpitale psychiatryczne, tajne laboratoria i osobnicy nazywający siebie bogami-naukowcami. Historia o odkupieniu, zemście i ambicji.                                                                                                                                             opis wydawcy

Przedsionek piekła to książka z gatunku science fiction, po który sięgam dość rzadko, jednak z chęcią odwiedzam inne światy. Wcześniej nie znałam pióra autora, co wcale nie jest dziwne, skoro to debiut, ale dzięki temu nie oczekiwałam niczego od tej książki i na nic się nie nastawiałam. Pomysł na fabułę zdecydowanie mnie zaciekawił, zafascynował – choć potężna elektrownia skojarzyła mi się trochę z Czarnobylem, który zdecydowanie mógł być inspiracją. Do tego kwestia szpitali psychiatrycznych mnie interesuje jako studentkę psychologii. Szkoda tylko, że mimo zaciekawienia i zaintrygowania – książka zdecydowanie mnie nie zachwyciła, wręcz momentami zanudziła. Chaos fabularny, ciągle urywająca i gubiąca się akcja, a do tego brak jakiegokolwiek uporządkowania książki. Bohaterowie – może z potencjałem, ale jakoś niekoniecznie wykorzystanym. Wszystko było mdłe, niezbyt ciekawe, wręcz wiejące nudą, Wszystko napisane prostym, nieskomplikowanym językiem, co przynajmniej ułatwiło czytanie i sprawiło, że mogłam przez książkę przebrnąć dość szybko – mimo zionięcia nudą. 

Całość recenzji do przeczytania na portalu Polacy nie gęsi

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
portalowi Polacy nie gęsi oraz Wydawnictwu Uroboros.


wtorek, 11 października 2016

"Plaga samobójców" Suzanne Young

Tytuł: Plaga samobójców
Autor: Suzanne Young
Cykl: Program
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Feeria Young
Ilość stron: 456
Ocena: 5/6


Śmiałam się wśród ludzi, płakałam w samotności. Śmiech, płacz, śmiech, płacz. W końcu ogarnęło mnie dziwne odrętwienie. Musiałam jednak dalej to ciągnąć, ponieważ tylko w ten sposób mogłam wszystko przetrwać.




Wiele razy, kiedy pytałam się o książki związane z depresją i samobójstwami, padał właśnie ten tytuł – Plaga samobójców. Początkowo podchodziłam do tej pozycji dość sceptycznie, aczkolwiek w pewnym momencie postanowiłam ją przeczytać co w niej jest takiego interesującego i dlaczego tak wiele osób ją poleca.

W Pladze samobójców nastolatkowie masowo popełniają samobójstwa, więc władze uznają, że urosło to do epidemii. W związku z tym rząd do poszczególnych szkół wprowadza Program, mający na celu powstrzymać szerzącą się falę samobójstw. Co ciekawe Program obejmuje tylko wyłącznie osoby do dnia swoich osiemnastych urodzin. Wśród nastolatków zagrożonych oznakowaniem oraz zgarnięciem do Programu znajduje się Sloane oraz jej chłopak James, którzy dość mocno przeżyli śmierć brata dziewczyny. Co się z nimi wydarzy? Czym dokładnie jest Program? Jak on działa na osoby, które biorą w nim udział? Co robią ludzie po zakończonej kuracji? Jak śmierć brata Sloane miała wpływ na jej dalsze życie? Co stanie się z jej chłopakiem Jamsem? 
Moje myśli zaprzątał jednak dziwny ból, który się we mnie zalągł. Nie umiałam go dokładnie umiejscowić ani wytłumaczyć, skąd się wziął. Przypominał tęsknotę- nie wiedziałam tylko, czy za mną samą, czy za kimś innym. Czułam, że brakuje jakiejś części mnie. I że być może nigdy już jej nie odnajdę.

Zabrałam się za czytanie Plagi samobójców nie mając względem tej książki większych oczekiwań. Zupełnie nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać – przekolorowanej wizji cierpienia depresji, patetyczne opisy samobójstw czy przesłodzonych problemów nastolatków. Niczego takiego jednak nie było. Była dystopia pełna pytań o priorytety, o to co jest ważne. Książka wciągnęła mnie od samego początku i ciężko było mi się z nią rozstawać. Suzanne Young pisze lekko i przyjemnie, bardzo dobrze oddaje emocje bohaterów, ich wahania, problemy i przemyślenia. No i postacie – polubiłam bardzo główną bohaterkę – Sloane. Wielkie brawa do autorki za ciekawe podejście do tematu depresji i samobójstw oraz reakcji środowiska na to. Muszę przyznać, że bardzo ciekawy pomysł na fabułę, a i realizacja niczego sobie. 
Każdego ranka budzi mnie myśl, że dzisiaj na pewno zachoruję. Zostanę oznakowany przez agentów i skierowany na leczenie. Nie chce mi się wstawać z łóżka. Jednak wstaję, ponieważ wiem, że nie mogę zostawić cię samej na tym świecie.

Plaga samobójców to książka godna polecenia i warta przeczytania, nawet przez osoby nie będące miłośnikami s-f czy dystopii. Bardzo ciekawa i z chęcią sięgnę po kolejne części z tej serii, zobaczyć, jakie będą losy bohaterów... Polecam!

niedziela, 24 lipca 2016

"Death Bringer" Adrianna Biełowiec





Tytuł: Death Bringer
Autor: Adrianna Biełowiec
Cykl: Zodiac Universum
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Eperons-Ostrogi
Ilość stron: 384
Ocena: 3.5/6







Po książki z rodzaju science fiction sięgam niezmiernie rzadko, głównie wtedy, gdy ktoś poleci mi jakąś konkretną książkę... W końcu postanowiłam sama sobie coś wybrać i padło na powieść pt. Death Bringer autorstwa Adrianny Biełowiec.
Po eksterminacji globalnego rządu i rozbiciu jego armii, władzę na Ziemi przejmują Kiritianie. Pod naporem zarażonego superwirusem, zmilitaryzowanego narodu szybko padają kolonie Drogi Mlecznej i Andromedy. Nikt nie jest w stanie obalić Nieśmiertelnych, kierowanych od stuleci przez Forkisa, Pierwszego Dygnitarza Galaktycznego. Kiritianom przeciwstawia się jedynie posiadająca nielegalną flotę opozycja z wolnych planet. Wychowana w nienawiści do Nieśmiertelnych podporucznik Anna Sandstorm poprzysięga zdobyć głowę Forkisa, chcąc powetować sobie krzywdę, jaką uzurpator uczynił jej w dzieciństwie. Okazja ku temu zdarza się podczas nadchodzącej potyczki, a później na dzikiej planecie Aj. Śladem Kiritian podąża także człekojaguar Q’ualel, który, dysponując wskazówkami prastarej rasy Nimja i potężną bronią biologiczną, ma szansę zmienić układ sił w kosmosie.
Death Bringer to pierwszy tom z planowanej trylogii Zodiac Universum. Zaczęłam ją czytać nie do końca wiedząc czego się spodziewać... Początkowo bardzo polubiłam główną bohaterkę – Annę, ale z czasem, z biegiem akcji coraz mniej ją darzyłam sympatią. Bohaterowie są najróżniejsi, mniej i bardziej sympatyczni. Sam świat wykreowany przez Adriannę Biełowiec jest dość ciekawy, pomysł na fabułę także, choć moim zdaniem mógłby być trochę bardziej trochę bardziej dopracowany. Akcja Death Bringera toczy się dość umiarkowanym tempem, ale jednak były momenty, które minimalnie mnie wynudziły podczas lektury. Ale tylko czasami. Język, jakim jest napisana książka jest dość przeciętny, niewyróżniający się... Nie zmienia to faktu, że czytało mi się ją dość dobrze, zwłaszcza jak na książkę należącą do rodzaju, z którym niezbyt przepadam.

Podsumowując Death Bringera jest to książka dość ciekawa i niezła, zwłaszcza, że jest to debiut autorki. Zwłaszcza, że Adrianna Biełowiec podejmuje ważne i interesujące tematy, takie jak zemsta, nieśmiertelność czy rasizm... Czy polecam? Nie należy do literatury wysokich lotów, ale jest to dość przyjemna i niezbyt wymagająca książka. 

środa, 17 lutego 2016

"Długa Ziemia"Terry Pratchett, Stephen Baxter

Tytuł: Długa Ziemia
Autor: Terry Pratchett, Stephen Baxter
Cykl: Długa Ziemia
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 368
Ocena: 4/6


Gdyby rozciągnąć nieco biblijną metaforę, ta apokalipsa miała własnych czterech jeźdźców, których imiona brzmiały: Chciwość, Niezdolność do Postrzegania Reguł, Zagubienie oraz Rozmaite Otarcia Skóry.



Twórczość Terry'ego Pratchetta poznałam dzięki początkowym tomom Świata Dysku, jednak o Stephenie Baxterze nie słyszałam w ogóle, aż do czasu kiedy pewien młodszy kolega polecił mi książkę zatytułowaną Długa Ziemia, która jest pierwszą częścią cyklu o tym samym tytule.

Jessica Jansson to policjantka, która znalazła nietypowe urządzenie – pudełko z kilkoma obwodami oraz ziemniakiem w centralnym miejscu. Okazuje się, że owo narzędzie służy do przemieszczania się pomiędzy równoległymi światami. Czy zwykły kartofel może być częścią urządzenia, które umożliwia taką wędrówkę? Czego można doświadczyć w równoległych światach? Czego doświadcza Jessica Jansson? Jaki ma to związek z wydarzeniami jakie spotkały Percy'ego Blakeney'a niemal 100 lat wcześniej?
To przecież jasne. Nawet kiedy robi się drewniane pudełko, trzeba je pokryć politurą, inaczej nawilgnie, wszystko napęcznieje i może rozsunąć części. Cokolwiek się robi, trzeba robić jak należy. Trzeba przestrzegać instrukcji. Od tego są.
Długa Ziemia to typowe science – fiction, z którym średnio przepadam... Choć wiedziałam o tym od samego początku to nie opierałam się zbyt długo przed przeczytaniem tej lektury. Czytało mi się ją dość szybko, choć momentami wynikało to z chęci rychłego przebrnięcia przez poszczególne elementy książki i oddania jej w jak najkrótszym czasie. Nie mówię, że podczas tej lektury jakoś szczególnie cierpiałam. Po prostu były momenty, kiedy ta lektura nie do końca sprawiała mi radość czy przyjemność. Czasami mnie męczyła tym, że podczas jej czytania czułam swoje lata na karku. Zdecydowanie odczuwałam to, że 22 czy 23 lata to jednak inne realia niż nastolatkowie budujący przyrząd do przemieszczania się pomiędzy światami to z użyciem ziemniaka. Muszę jednak przyznać, że język jakim operują autorzy jest adekwatny do gatunku i fabuły skierowanej raczej do nastoletniego czytelnika tudzież typowego maniaka tego gatunku i właśnie tym osobom ją polecam.
Jeszcze piętnaście lat temu ludzkość miała jeden świat i marzyła o kilku następnych, o planetach Układu Słonecznego, martwych i bardzo kosztownych w kolonizacji. A teraz mamy klucz do większej liczby światów, niż możemy policzyć. I ledwie zaczęliśmy badać te najbliższe.
Podsumowując – Długa Ziemia to dość ciekawa, dobrze napisana pozycja młodzieżowa, którą czyta się dość szybko i przyjemnie. Nie do końca mi przypadła do gustu, ale myślę, że młodszym czytelnikom czy miłośnikom science – fiction zdecydowanie się spodoba, bo pomysł naprawdę ciekawy. Warto nadmienić, że autorzy kontynuują współpracę i powstały kolejne części dotyczące właśnie Długiej Ziemi i tego świata.

sobota, 24 stycznia 2015

"Gra Endera" Orson Scott Card

Tytuł: Gra Endera
Autor: Orson Scott Card
Cykl: Saga Endera
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena: 5.5/6



Zbyt długo żyłem w cierpieniu. Bez niego nie wiedziałbym kim jestem.







Sci-fi to rodzaj literacki, którego za wszelką cenę starałam się unikać, uważając, że nie jest on zdecydowanie dla mnie. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy kolega poprosił mnie o przeczytanie i zrecenzowanie książki Orsona Scotta Carda otwierającej Sagę Endera zatytułowanej Gra Endera. Dostałam e-booka, zaczęłam czytać podczas któregoś wykładu i... przepadłam.

Moc zadawania bólu jest jedyną, która ma znaczenie, moc zabijania i niszczenia, ponieważ jeśli nie możesz zabijać, jesteś zawsze we władzy tych, którzy potrafią. A wtedy nic i nikt nigdy cię nie ocali.

Jest rok 2070 i już na początku książki poznajemy jej tytułowego bohatera – Endera. Jest on trzecim dzieckiem w rodzinie i  nie byłoby w tym nic tak szokującego (choć w dzisiejszych czasach taka liczba dzieci jest coraz bardziej zadziwiająca), ale światowa polityka zmieniła się – teraz w każdej rodzinie może być tylko 2 brzdąców. Ender jest dzieckiem urodzonym na polecenie rządu, dzieckiem – narzędziem, które ma być użyte w okropnej wojnie z Robalami. Na czym polega tytułowa gra? Jakie zadanie ma do wykonania Ender? Czy się spisze? Wykona zadanie, które zostało mu narzucone? Jak się spisze w Szkole Bojowej oraz Szkole Dowodzenia?

Powiem wprost. Istoty ludzkie są wolne z wyjątkiem przypadków, kiedy potrzebuje ich ludzkość. Być może potrzebuje ciebie. Żebyś coś zrobił. Sądzę, że potrzebuje mnie. Żebym sprawdził do czego się nadajesz.

Gra Endera to książka wydana po raz pierwszy wydana w 1985 roku, jednak w Polsce ukazała się ona dopiero kilka lat później - w 1991 roku. Jednak odnoszę wrażenie, że szczególnie głośno się zrobiło w 2013 roku przy okazji premiery filmu o tym samym tytule co książka – Gra Endera. Jak już wspominałam sci-fi mnie zawsze od siebie odrzucał, filmu też nie widziałam, jednak postanowiłam się przekonać jeszcze do tego gatunku, dać szansę tej książce. Nie miałam względem niej żadnych oczekiwań, ale muszę przyznać, ze doprawdy mnie ona urzekła. Dlaczego? Po pierwsze sposób, w jaki został wykreowany główny bohater – Ender – oraz jego rodzina, znajomi, jego inteligencja, która jest nadzwyczaj rozwinięta jak na 6-latka (co dostrzega rząd oraz nauczyciele w Szkole Bojowej). Urzekł mnie styl, jakim cała akcja została opisana, sposób przedstawienia fabuły i bohaterów. Urzekła mnie spora ilość psychologicznego podejścia w opisywaniu skomplikowanych relacji międzyludzkim panujących w świecie znajdującym się w nie tak odległej przyszłości. Złożoności relacji, wydarzeń, przemian ludzi, ich gierek i mniej czy bardziej podłych planów. I to chyba najbardziej mi się spodobało. Niekoniecznie opisywane wojny czy ćwiczenia (które i tak były ciekawe), ale właśnie owe wątki i opisy psychologiczne. 

Czytała kiedyś o Adolfie Hitlerze. Ciekawe jaki był w wieku dwunastu lat. Nie tak sprytny, w tym niepodobny do Petera, ale pewnie tak samo łasy zaszczytów. Jak dziś wyglądałby świat, gdyby w dzieciństwie wciągnęła go młockarnia albo stratował koń?

Czy Gra Endera to książka, którą można polecić? Z ręką na sercu. Miłośnikom tego rodzaju literackiego, a przede wszystkim osobom, które za nim nie przepadają, a chcą się do nich przekonać. Polecam ją także miłośnikom psychologicznych zawiłości, skomplikowanych relacji i nadzwyczaj inteligentnych dzieci. Osobiście zafascynowała mnie ta seria i z chęcią sięgnę po ekranizację i kolejne tomy tej sagi;)

Jeśli spróbujesz i przegrasz, to nie musisz sobie robić wyrzutów. Ale jeśli nie spróbujesz i przegramy, ty będziesz winien. Ty zabijesz nas wszystkich.

Pojedyncze ludzkie istoty zawsze są tylko narzędziami, których używają inni, byśmy wszyscy mogli przeżyć.


środa, 23 lipca 2014

"Zielona Kula" Jeanne Davenport






Tytuł: Zielona Kula
Autor: Jeanne Davenport
Wydawnictwo: Witanet
Ocena: 1.5/6









Generalnie jestem osobą, która niezbyt przepada za science fiction – ani w postaci filmów ani w postaci książek, choć jak miałabym wybierać, wolę jednak w formie produkcji na dużym ekranie. Jednak to nie tę formę science fiction przychodzi mi dziś recenzować. Przychodzę dziś z moją opinią na temat książki zatytułowanej Zielona Kula.

W książce jesteśmy świadkami wielu różnych wydarzeń, które toczą się wokół Theo, który przeżywa żałobę po tragicznej śmierci ukochanej – Lii i robi wszystko, aby ona wróciła. Pewnego dnia słyszy o tytułowej Zielonej Kuli, która wydaje mu się być prawdziwym zbawieniem i rozwiązaniem problemu. Czym ona jest? Jak ona może mu pomóc? Co na to odsunięci od niego jego przyjaciele? Pomogą mu? Jaką rolę odegrają? Czy Theo będzie ich narażał ich życie i bezpieczeństwo? Co się z nim stanie?

Zielona Kula to książka, za którą zbierałam się dość długo i chyba równie długo ją czytałam. Nie dość, że rodzaj literacki nie do końca wpadający w mój gust, to jeszcze dość często się gubiłam w akcji książki i jej bohaterach (choć tak naprawdę nie było ich wielu). Sprawę po części wyjaśnia fakt, że jest to kontynuacja debiutanckiej książki Jeanne Davenport, która jest zatytułowana Wybrańcy. Jednak to nie wszystko. Przy moich ustawieniach książka liczyła około 250 stron, czyli naprawdę niedużo, a męczyłam się z nią niemiłosiernie. Wszystko za sprawą takiego języka i sposobu pisania, który w połączeniu z niezbyt porywającą fabułą daje taki efekt, że książka zamiast wciągnąć i zainteresować czytelnika – nudzi i wzbudza chęć odłożenia tej książki jak najdalej i zupełnie zniechęca do powrotu do niej czy sięgnięcia po jej wcześniejszą część. Akcja marna, fabuła, która nie wciąga i język niezachwycający i miało literacki. Szkoda na nią czasu.

Generalnie Zielona Kula to książka, która nie zachwyca, a wręcz przeciwnie – odstrasza. I niestety mimo najszczerszych chęci nie mogę jej polecić nikomu. Chyba, że ktoś jest naprawdę zdesperowany i nie ma nic do czytania, w co wątpię.


sobota, 5 lipca 2014

"My, ludzie z planety Ziemia" Jarosław Bloch

Tytuł: My, ludzie z planety Ziemia
Autor: Jarosław Bloch
Wydawnictwo: Witanet
Ocena: 3,5/6


Skąd możemy wiedzieć jakie efekty da nasza praca, ale wykonujemy ja w nadziei, że któreś ziarno będzie doskonałe. Dajemy szanse życiu, by trwało, nic za to nie chcąc, niczego nie oczekując. Nigdy nie dowiemy się co z tego wyniknie.






Życie na Ziemi, jego początek i stworzenie to temat, który inspirował już wielu twórców, tak więc powstało mnóstwo filmów i książek. Ten temat zainspirował także Jarosława Blocha do stworzenia swojej pozycji.

My, ludzie z planety Ziemia to zbiór siedmiu opowiadań, które pozornie się różnią między sobą, ale niewątpliwie wspólny mianownik – życie na Ziemi. Skupia się na człowieku jego problemach i rozterkach, a także podejmuje tematy takie jak współistnienia inteligentnych istot i cywilizacji, manipulacji społeczeństwem, która jest na bardzo wysokim poziomie. Tytuły opowiadań: Odyseja terrańska, Skazany na samobójstwo, Być bohaterem, Krasnale, Światło w tunelu, Wojna, której nie było, Pożegnanie z Marsem.

Nowoczesne społeczeństwo jest coraz bardziej leniwe, ubogie umysłowo, przez to łatwiejsze do sterowania. Kiedyś wycinano z gazet tekst by go ocenzurować, dziś fakty są w zasięgu ręki, tylko sięgnąć, nikt jednak nie sięga po nie z własnej, nieprzymuszonej woli... Ludzie zawsze wierzyli w bajki i tu się nic nie zmieniło, chcą widzieć rzeczywistość taką jaką sobie wyobrażają, dlatego ignorują, tą która jest naprawdę.

My, ludzie z planety Ziemia to niedługa książka, którą można pochłonąć w jeden wieczór, ale daje też sporo do myślenia. Generalnie nie przepadam za science fiction i za taką tematyką, jaka jest podejmowana w tej książce, więc i ta pozycja mnie także nie zachwyciła ani nie powaliła na kolana, ale także nie odrzuciła od tego gatunku. Napisana w lekki sposób, niedługa, a pomysły są na tyle ciekawe, że zapadają w pamięć, a czyta się niezwykle szybko i przyjemni, a czas z nią spędzony nie jest zupełnym marnotrawstwem czasu, ale także nie zachwyca i jej lektura nie zapiera tchu i trudno uznać ją za arcydzieło. Powyżej przeciętnej i powyżej oczekiwań, pomysły naprawdę ciekawe, które naprawdę można by rozbudować na dłuższe powieści. I nie ukrywam, że po skończonej lekturze czułam pewien niedosyt, głównie z powodu owych nie do końca wykorzystanych tematów i pomysłów. Po pozycji My, ludzie z planety Ziemia widać, że Jarosław Bloch to aktor mający naprawdę spory potencjał, nic tylko go szlifować;) I nic tylko podziwiać, że na takie pomysły wpadł nasz rodak. Myślę, że fanom fantastyki, a zwłaszcza miłośnikom sci-fi i tematyki innych, potencjalnych form życia na Ziemi może się spodobać ta pozycja, więc zapraszam do czytania;) 

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Labirynt odbić

Tytuł: Labirynt odbić
Autor: Siergiej Łukjanienko
Wydawnictwo: Mag
Ilość stron: 418
Ocena: 2.5/6

Może to przekleństwo, które wisi nad ludźmi? Gdy obiecują ci porządek, spodziewaj się chaosu, gdy walczą o życie, przychodzi śmierć, gdy bronią moralności, stają się zwierzętami.







Labirynt odbić kupiłam kiedyś w ramach jakiejś wyprzedaży i książka czekała dość długo na swoją kolej na półce wśród innych książek i teraz postanowiłam zabrać się właśnie za nią. Została ona wydana w 1996 roku, jednak w 2009 została wydana ponownie.

Akcja książki dzieje się w wirtualnym świecie zwanej Głębią. Jest to alternatywna rzeczywistość wykreowana w pamięci globalnej sieci. Tam można robić wszystko to co w normalnym, rzeczywistym świecie. Można pracować, bawić się, uprawiać wszystko – robić dosłownie wszystko. Z Głębi wychodzi się dopiero wtedy, gdy timer wyrzuci z niej danego człowieka. Tylko elita może się swobodnie i samodzielnie poruszać pomiędzy światami, są oni zwani Nurkami. Jeden z nich jest Leonid. Pewnego dnia dostaje on zlecenie wyprowadzenia z Głębi człowieka nazywanego Nieudacznikiem. Jednak to wszystko nie jest takie proste jak mu się wydawało. Dochodzi on do tego, że Nieudacznik nie ma swojego odpowiednika w rzeczywistości, więc nie wiadomo czy jest człowiekiem, czy tylko może programem stworzonym przez sieć. Czy Leonid odkryje kim był Nieudacznik?
Najlepsza maska na świecie – własna twarz.
Labirynt odbić jest pozycją, którą przeczytałam naprawdę bardzo szybko, ale mnie nie zachwyciła ani nie porwała. Okazało się, że nie trafiłam przy zakupie. Okazało się, że to nie moja tematyka. Generalnie świat Głębi mnie nie wciągnął ani nie zapisał się jakoś wyjątkowo w mojej pamięci. Język jest dość prosty, akcja niezbyt skomplikowana. Sposób pisania autora wcale mnie nie zachwycił, taki… banalny. Pomysł na fabułę może ujdzie, ale mnie pomysł na taką równoległą rzeczywistość nie zachwycił. No cóż, wolę inny typ książek. Może komuś innemu się spodoba. Labirynt uczuć ma także swoją kontynuację pt. Fałszywe lustra, po którą raczej nie sięgnę, no chyba, że w akcie desperacji i nudy. Choć wątpię, bo na półce mam sporo innych książek do czytania.

Wyzwanie: PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU! 2,2 cm

I ciągle zachęcam do polubienia mojej strony na Facebooku;)

sobota, 17 listopada 2012

Zabijcie Odkupiciela

Tytuł: Zabijcie Odkupiciela
Autor: Grzegorz Drukarczyk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 224
Ocena: 4.5/6



Ale ja, kurwa mać, jestem właśnie w tej chwili szczęśliwy. Czy Wy możecie powiedzieć to samo o sobie?...





Na tą książkę miałam chrapkę już dość dawno. Przy każdej mojej wizycie we wrocławskim Dedalusie krążyłam wokół niej, czaiłam się, ale nigdy jej nie kupiłam. Podczas mojej ostatniej wizyty w owym najpiękniejszym mieście Polski (moim zdaniem oczywiście) w końcu w nią zainwestowałam i przyznam szczerze, że teraz po przeczytaniu nie żałuję.

Akcja książki toczy się w niedalekiej przyszłości. W około same wieżowce i elektrownie atomowe, ludzie jeżdżą blaszanymi pudłami i bez ustanku wpatrują się w szklane tafle. Człowiek kocha tylko sam siebie i nie liczy się dla niego nic innego jak dobra materialne. Jakie to bliskie i możliwe, czyż nie? Poznajemy ludzi żyjących na marginesie tego, tylko z pozoru ułożonego, społeczeństwa, którzy są nazywani „Wspaniali Powaleni”. W książce są kreśleni jako ludzie wolni, niezależni i niespętani dobrami materialnymi, będącymi przeciwieństwem reszty społeczeństwa. Wśród nich jest  Schizo, nasz główny bohater, którego to losy głównie poznajemy w tej książce, ale jest także Apostoł – inny bezdomny, który co chwilę cytuje fragmenty z Najnowszego Testamentu. I jest także On, ów Syn Boże, który zstąpił na Ziemię, jak było napisane w pozycji, którą co chwilę cytuje wspomniany wcześniej Apostoł. A co z tego wyniknie? Jakie konsekwencje? Czy ludzie mu uwierzą? Przeczytajcie sami i przekonajcie się na własnej skórze.

Przyznam szczerze, że w książce Zabijcie Odkupiciela widzimy dość ciekawy i specyficzny sposób na skonstruowanie książki. Książka została po raz pierwszy wydana 20 lat temu, ale dziś jest jakże aktualna. Upadek moralności, ogłupiająca technologia i zatracenie się w pędzie ku pieniądzom pchnęły autora do napisania tej pozycji. Książka zachęca do pomyślenia nad tym, jak w takim świecie, zabetonowanym, pustym i pędzącym bez celu, przyjęto by Chrystusa? Uznano by za wariata czy heretyka i zamknięto w psychiatryku? Zapewne tak, bo raczej by mu nie uwierzono, ma zbyt mało komercyjne hasła. Zabetonować można wszystko. Nawet Dobrą Nowinę. Pomyśl… Czy wizja w książce jest taka zupełnie niemożliwa do zrealizowania? I zapamiętaj sobie raz na zawsze! Myślenie ma kolosalną przyszłość! Przede wszystkim podczas czytania należy pamiętać, że to jest fikcja społeczno-religijna, która jest podobno klasycznym przykładem science fiction, a ową nauką są właśnie teologia i socjologia. W każdym bądź razie, książka jest naprawdę ciekawa i godna uwagi. Jest to książka wyróżniająca się na tle innych, przede wszystkim pomysłem autora na jej konstrukcję. Niby fikcja, ale wszystko wydaje się być takie dziwnie prawdziwe... Czyż nie?