Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo FIlia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo FIlia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 3 marca 2025

"Toksyczna pozytywność. Jak zachować zdrowy rozsądek w świecie ogarniętym obsesją bycia szczęśliwym" Whitney Goodman

Tytuł: Toksyczna pozytywność. Jak zachować zdrowy rozsądek w świecie ogarniętym obsesją bycia szczęśliwym
Autor: Whitney Goodman
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 344
Ocena: 5.5/6

Prawdziwa empatia wymaga od nas słuchania, rozumienia i odczuwania tego, co się dzieje, abyśmy mogli zaproponować adekwatne rozwiązanie.



Jesteśmy otoczeni wszechobecnym uśmiechem i pokazywaniem wszystkiego z jak najbardziej pozytywnej strony, w rzeczywistości czy social mediach często widujemy napisy w klimacie good vibes only i nie ma miejsca na inne emocje niż radość, szczęście czy ekscytacja. Mnie osobiście nie do końca to przekonuje, więc dlatego tak zafascynowałam się tytułem Toksyczna pozytywność. Jak zachować zdrowy rozsądek w świecie ogarniętym obsesją bycia szczęśliwym autorstwa Whitney Goodman. Ściągnęłam na czytnik i czym prędzej zabrałam się a lekturę. 

Każdego dnia jesteśmy poddawani presji, aby być pozytywnymi. Nieustannie wmawia się nam, że kluczem do szczęścia jest wyzbycie się negatywnych emocji. Nawet w obliczu choroby, straty, rozstania czy innych trudności, nie ma miejsca na wyrażanie prawdziwych uczuć. A co, jeśli to właśnie ta wszechobecna pozytywność u wielu z nas jest przyczyną niepokoju, przygnębienia czy wypalenia? W tym pokrzepiająco szczerym przewodniku uznana terapeutka Whitney Goodman przybliża najnowsze badania i zestawia je z konkretnymi przykładami oraz historiami pacjentów, które ukazują, jak szkodliwa dla nas jest toksyczna pozytywność.

POZWÓL SOBIE DOŚWIADCZAĆ TEGO, CO CZYNI NAS LUDŹMI – DOBREGO I ZŁEGO.                                                                                                                                                           z opisu wydawcy

Toksyczna pozytywność jest książką, którą byłam naprawdę bardzo zainteresowana, dlatego zaczęłam jej lekturę z wielką ciekawością, a szczególnie ciekawa byłam tego, jakie autorka ma podejście do tematu i jak go zrealizuje, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że sama jestem terapii, a ponadto studiuję psychologię. Pozycja ta jest napisana w sposób bardzo ludzki, obrazowy i nieskomplikowany, a tezy autorki są poparte przykładamy z życia pacjentów autorki, co zdecydowanie ułatwia odniesienie się do tego, o czym pisze Goodman. W tej książce terapeutka pokazuje, że odczuwanie i pokazywanie emocji czy odczuć innych niż te good vibes only jest najzupełniej normalne, a wręcz konieczne, żeby pozostać w zdrowiu psychicznym. Mimo że mam trochę wiedzy psychologicznej i naczytałam się trochę książek z tematyki psychologii to jednak i tak jestem zadowolona po tej lekturze – przypomniała mi o wielu sprawach.

Gdybyś nie czuł lęku, już zapewne byś nie żył. Gdybyś nie doświadczał smutku, nie wiedziałbyś, co jest dla ciebie ważne. Gdybyś nie narzekał, nic nigdy nie zmieniałoby się na lepsze.

Toksyczna pozytywność. Jak zachować zdrowy rozsądek w świecie ogarniętym obsesją bycia szczęśliwym to moim zdaniem książka bardzo potrzebna, zwłaszcza dla tych, którzy mają problem z odczuwaniem i okazywaniem emocji takich jak smutek, żal czy złość. Sama książka nie zastąpi terapii, kiedy ta jest konieczna, ale zdecydowanie może pomóc i otworzyć oczy na wiele spraw. Mogłaby być nieco bardziej napisana, ale w moim odczuciu jest to książka bardzo ważna i potrzebna, a wielu osobom może naprawdę pomóc. Moim zdaniem zdecydowanie warto sięgnąć po tę pozycję - jako przypomnienie lub odkrycie czegoś nowego. 

Emocje nie mają nic wspólnego z intelektem. Nie da się ich przegnać siłą myślenia ani zaprzeczać ich istnieniu. Emocje nie zawsze mówią prawdę i czasami źle je interpretujemy, ale pojawiają się z jakiegoś konkretnego powodu. Wmawianie sobie, że nie powinieneś czegoś czuć, nie zmieni rzeczywistości.

wtorek, 20 sierpnia 2024

"Bardzo cichy rozwód" Alek Rogoziński

Tytuł: Bardzo cichy rozwód
Autor: Alek Rogoziński
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Mikołaj Krawczyk
Długość: 7 godz. 6 min.
Ocena: 3.5/6


Na takie baby, jakie bym chciał, to mnie nie stać. A na te, które mógłbym sobie ewentualnie przygruchać, to żal nawet marnować czasu. Na co mi jakaś stara jędza?



Po książki autorstwa Alka Rogozińskiego sięgam z wielką chęcią zawłaszcza w momentach, kiedy potrzebuję sporej dawki humoru, bo wiem, że znajdę go dość sporo w twórczości księcia komedii kryminalnej. Ostatnio wybór padł na pozycję pt. Bardzo cichy rozwód.

Kiedyś byli szczęśliwym małżeństwem i świata poza sobą nie widzieli. Jednak po kilku wspólnych latach Zuzanna i Kacper z całego serca mają siebie dość. Każde z nich nie może się też doczekać chwili, kiedy powie drugiemu: „Chcę rozwodu!”. A kiedy wreszcie ów upragniony moment nadchodzi, szybko okazuje się, że… rozstanie to ostatnie, co będzie zaprzątać ich głowy. Wplątani w morderstwo, uciekający przed policją i gangsterami, małżonkowie zdani są tylko na siebie. Pytanie tylko: czy aby na pewno mogą sobie wzajemnie ufać?                                                                                                                                                   opis wydawcy

Bardzo cichy rozwód to książka, po której spodziewałam się tego, że będę się z nią dobrze bawić znając już twórczość Alka Rogozińskiego. Sam pomysł na fabułę jest o tyle ciekawy, a jednocześnie dość mocno pokręcony i dość mocno absurdalny i wręcz surrealistyczny. Do tego dialogi, które są tak zabawne, zupełnie w stylu autora – niejednokrotnie przy nich zaśmiewałam się pod nosem sprawiając jednocześnie, że podczas lektury bawiłam się naprawdę dość dobrze – mimo sporej absurdalności fabuły. Z postaci pojawiły się postacie, które znamy z innych książek autora – na przykład komisarz Darski, ale reszta pojawiających się bohaterów jest zupełnie nowa, nie zmienia to faktu, że są dość charakterystyczni, barwni i niesztampowi. Całość jest napisana w sposób lekki, nieskomplikowany, bardzo przyjemny w odbiorze – również dość charakterystyczny dla autora. 

Pamiętaj jednak, że zawsze grozi ci powtórka z rozrywki. I że lepsze zło znane niż nieznane. Poza tym, możesz mi wierzyć na słowo, wszystkie chłopy są prawie z jednej sztancy. Różnią się tylko nieistotnymi szczegółami.

Bardzo cichy rozwód to książka, która zdecydowanie spełniła swoje zadanie – poprawiła humor, sprawiła, że oderwałam się od rzeczywistości. Fakt, że sama akcja i pomysł na fabułę są dość absurdalne i wręcz paradoksalne. Chyba wolę całą serię z Różą Krull, głównie ze względu na główną bohaterkę. Ta pozycja jest lekkim i całkiem przyjemnym czytadłem – nie jest to arcydzieło literatury czy wyżyny pisarstwa. Po prostu lekkie i przyjemne czytadło, dość mocno absurdalne, ale wciąż czytadło. Nawet w takich kategoriach nie jest to dzieło wybitne, ale spełnia rolę odmóżdżacza. 

Po kilkudziesięciu minutach bezustannego ględzenia do smartfona Darski czuł się tak, jakby zamiast w policji, pracował w telemarketingu i wciskał ludziom cudowne garnki, które nie dość, że same gotują, to jeszcze potem same gotują, to jeszcze potem same się zmywają i odstawiają do szafki.

 

środa, 31 lipca 2024

"Sprawa Josefa Fritzla" John Glatt





Tytuł: Sprawa Josefa Fritzla
Autor: John Glatt
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 304
Ocena: 2/6








Kiedy na jaw wyszła tytułowa sprawa Josefa Fritzla wyszła na jaw byłam w gimnazjum i od samego początku niezwykle mnie ona fascynowała, a przede wszystkim to co działo się w umyśle człowieka, który więził i wykorzystywał seksualnie swoją córkę przez długie lata. Owa fascynacja tylko zwiększyła się podczas moich studiów psychologicznych, a kiedy natrafiłam na twórczość Johna Glatta – jego twórczość postanowiłam zacząć właśnie od pozycji pt. Sprawa Josefa Fritzla.
Josef Fritzl był 73-letnim, emerytowanym inżynierem z Austrii. Wydawało się, że prowadzi normalne życie ze swoją żoną Rosemarie, mimo że jedna z ich córek Elisabeth, wiele lat wcześniej uciekła z domu, by dołączyć do religijnej sekty. Na przestrzeni lat troje dzieci Elisabeth w tajemniczy sposób pojawiło się u progu domu Fritzlów, a Josef i Rosemarie wychowywali je jak swoje własne. Ale tylko Josef znał prawdę o zniknięciu Elisabeth… Ponad dwadzieścia lat Josef więził i molestował Elisabeth w swoim własnym domu w zbudowanym pod ziemią lochu. Tam urodziła mu siedmioro dzieci. Jedno z nich zmarło trzy dni po porodzie, a troje wychowywało się razem z Elisabeth do czasu jej uwolnienia. […] W 2008 roku jedno z dzieci Elisabeth poważnie zachorowało i trafiło do szpitala. Dziewiętnastoletnia dziewczyna po raz pierwszy wyszła na zewnątrz i wkrótce prawda o jej pochodzeniu, niewoli i niewypowiedzianym okrucieństwie Josefa wyszła na jaw.                                                                                                                    opis wydawcy
Sprawa Josefa Fritzla jest książką, której byłam bardzo ciekawa, mimo tego, że samą historię znam już dość dobrze. Wiedziałam, że jest to pozycja oparta na faktach, a poza samą ciekawością – po tej lekturze spodziewałam się po niej poznania motywów i schematów myślowych mężczyzny zwanego Potworem z Amstetten, czy chociażby psychologicznego obrazu Elisabeth, a także jej dzieci. W tej kwestii akurat się zawiozłam na tej książce – John Glatt opisał suche fakty, które były podawane przez kilkanaście lat na różnych portalach czy w innych różnych miejscach, a także wałkowane w każdą możliwą stronę. Ponadto odnoszę wrażenie, że autor całość napisał bez żadnej refleksji czy wgłębiania się w temat. Jasne, można powiedzieć, że jako przyszły niedoszły psycholog oczekuję zbyt wiele, ale mimo tego i tak się pod tym kątem zawiodłam. W samej książce jest wiele powtórzeń, np. akapit po akapicie powtarzana ta sama informacja, w dodatku bez żadnej refleksji – przynajmniej w moim odczuciu. Ponadto całość nie jest zbyt odkrywcza – po prostu powielanie kolejnych faktów bez żadnej refleksji, a do tego momentami miałam wrażenie, że całość to inne wodolejstwo tylko po to, żeby na siłę zwiększyć objętość książki. Generalnie cała książka mogłaby mieć 1/3 objętości, gdyby nie to wodolejstwo. Nie ukrywam - całość jest napisana w sposób nieskomplikowany, obrazowy i dość łatwy w obiorze, pomagając zobrazować to jak wyglądał cały proces czy więzienie w piwnicy, a ponadto książka jest napisana w sposób bardzo obiektywny, nieoceniający. Nie zmienia to faktu, że w tym wszystkim odnoszę wrażenie, że autor do całej sprawy doszedł dość płytko i po łebkach nie dokonując jakiejś głębszej analizy. 

Sprawa Josefa Fritzla jest książką, która może zaciekawić niejednego czytelnika, ale w moim odczuciu jest naprawdę mało odkrywcza – nie wiem czy to kwestia popularności tej sprawy czy kwestii podejścia autora. Nie przeczę – temat niezwykle trudny, ważny i potrzebny, ale jednak moim zdaniem dość mocno zbagatelizowany i niewykorzystany do końca. Osobiście muszę przyznać, że rozczarowałam się tą książką – nie dość, że nie dowiedziałam się niczego nowego o sprawie, a językowo również nic fascynującego… Dla osoby zupełnie nie znającej sprawy – może być to rzeczywiście fascynująca lektura, jednak w moim odczuciu nie ma ani szału ani fajerwerków. Po prostu nic odkrywczego, a do tego trochę bez jakiejś większej refleksji czy analizy, a tego naprawdę mi w tym wszystkim brakowało.

sobota, 8 czerwca 2024

"Tamta kobieta" Anna H. Niemczynow

Tytuł: Tamta kobieta
Autor: Anna H. Niemczynow
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 480
Ocena: 4/6



Życie z w zgodzie z własnymi pragnieniami różni się od życia według cudzych oczekiwań.






Z twórczością Anny H. Niemczynow miałam już kontakt w książce pt. Bluszcz, po którą sięgnęłam już jakiś czas temu i zdecydowanie przypadła mi do gustu, dlatego byłam ciekawa innych książek z bibliografii autorki. Przeglądając któregoś dnia ebooki wgrane na czytnik zauważyłam pozycję pt. Tamta kobieta, która już jakiś czas czekała na swoją kolej, ale w końcu przyszedł czas na jej lekturę i kilka słów o niej.  

Do gabinetu dr Romy Jasińskiej przychodzi mężczyzna z małą dziewczynką. W pięknej pani doktor rozpoznaje kobietę, której szukał przez wiele lat. Dlaczego lekarce tak bardzo zależało na tym, aby nie zostać odnalezioną? Co ukrywa i co łączy ją z przybyłym? Jaką rolę w tej tajemniczej historii odegrała „tamta kobieta”? Anna H. Niemczynow ponownie udowadnia, że nie wszystko musi być takie, na jakie wygląda, a pozory potrafią mylić. Z wyczuciem kreśli obraz współczesnej kobiety podążającej za marzeniami. Ile jesteśmy w stanie poświęcić w imię ich realizacji i czy to, co zwiemy sukcesem daje gwarancję szczęścia?                                                                                            opis wydawcy

Tamta kobieta jest książką, względem której miałam już jakieś oczekiwania, zwłaszcza, że wcześniej czytaną książkę autorki pt. Bluszcz wspominam naprawdę ciepło. Zaczęłam czytać i naprawdę się wciągnęłam – po pierwsze główna bohaterka jest lekarką/studentką medycyny (w zależności od płaszczyzny czasowej), a ja sama planowałam iść na medycynę, a po drugie autorka bardzo mocno zaznacza relacje międzyludzkie, co mnie jako przyszłego psychologa naprawdę fascynuje. W moim odczuciu bohaterowie zostali wykreowani naprawdę ciekawie – ich ilość występująca w książce jest wręcz idealna, są dość różnorodni, barwni. Momentami naprawdę trudno było mi zrozumieć zachowania głównej bohaterki – Romy, jej postępowania, decyzji, idealistycznego podejścia do świata i życia. Jednak mimo tego, że jej nie rozumiałam – dodała kolorytu do tej pozycji. Moim zdaniem trochę szkoda, że nie wiemy, jak potoczą się losy Romy i Aleksandra po jego wizycie w jej gabinecie. Pomysł na fabułę jest naprawdę bardzo ciekawy, ale w moim odczuciu nie do końca wykorzystany – spodziewałam się trochę większego zagmatwania ludzkich relacji i większej ilości tajemnic i sekretów, na tych polach autorka zdecydowanie bardziej dopracować historię oraz interakcje i powiązania (czy zagmatwania) pomiędzy bohaterami.  Tamta kobieta jest pozycją napisaną w sposób bardzo przyjemny i ciepły w odbiorze, nieskomplikowanym językiem, a cała narracja prowadzona w bardzo lekki sposób. 

Największą siłą człowieka jest umiejętność proszenia o pomoc. Nie jesteśmy samowystarczalni.

Podsumowując Tamtą kobietę – jest to książka napisana lekkim piórem, ciepła i przyjemna w odbiorze, jednak w moim odczuciu momentami zdecydowanie zbyt cukierkowa i przesłodzona. Mimo że pomysł na fabułę naprawdę ciekawa – mógłby być lepiej dopracowany. Nie jest to literatura wybitnie wysokich lotów czy pełna fajerwerków, ale generalnie jest to takie ciepłe, lekkie, babskie czytadło, wręcz idealne na lato, więc w kategorii czytadła zdecydowanie polecam. Jeżeli oczekujesz głębokiej analizy psychologicznej zachowań bohaterów – tutaj tego nie znajdziesz. 

Nie była jego pierwszą kobietą, za to on był jej pierwszym mężczyzną i już wtedy przysiągł sobie, że zrobi wszystko, aby pozostać również tym ostatnim.

poniedziałek, 25 grudnia 2023

"Kto porwał Daisy Mason?" Cara Hunter

Tytuł: Kto porwał Daisy Mason?
Autor: Cara Hunter
Cykl: Detektyw Adam Fawley
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Marcin Perchuć
Długość: 10 godz. 1 min.
Ocena: 4.5/6

Ludzie są strasznie zajęci, głównie sobą.






Kto porwał Daisy Mason? to książka, za którą zabrałam się zupełnym przypadkiem trafiając na nią, w którejś z aplikacji z audiobookami. Książka jest interpretacji Marcina Perchucia, którego już znałam z innych pozycji – zaczęłam słuchać i dość szybko się wciągnęłam. Zapraszam na recenzję!

Rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, niezależnie od tego, jak zrozpaczeni się wydają, oni wiedzą, kto to zrobił. Może podświadomie, może jeszcze nie w tej chwili, ale wiedzą. Ośmioletnia Daisy Mason znika z domu w czasie sąsiedzkiej zabawy na przedmieściach Oxfordu. Policja bezskutecznie poszukuje kogoś, kto widziałby cokolwiek z całego zajścia. Czy obca osoba byłaby w stanie porwać dziewczynkę nie zostawiając po sobie żadnego śladu? Gdy do akcji wkracza detektyw Adam Fawley, jego podejrzenia w pierwszej kolejności kierują się w stronę rodziny porwanej dziewczynki. Rodzice Daisy ewidentnie ukrywają jakąś tajemnicę, a jej cichy i wycofany braciszek zdaje się wiedzieć coś, o czym nie chce jednak mówić. Fawley wie, że przy większości zaginięć sprawcą jest ktoś dobrze znany ofierze. Z każdą kolejną godziną szanse na znalezienie Daisy maleją. Czy detektywowi uda się przebić przez gąszcz rodzinnych kłamstw i odnaleźć dziewczynkę, zanim będzie za późno? A może tym razem statystyka się myli?                                                                                                                                                   opis wydawcy

Kto porwał Daisy Mason? to książka, względem której nie miałam żadnych oczekiwań, bo w końcu trafiłam na nią zupełnym przypadkiem. Muszę przyznać, że sam pomysł na fabułę jest naprawdę całkiem ciekawy i nieźle wykorzystany, ale jednak moim zdaniem akcja toczy się dość powoli (zwłaszcza na początku) i wieje nieco nudą, jednak z czasem nieco się rozkręca, żeby zakończenie okazało się naprawdę zaskakujące. Naprawdę nie tego się spodziewałam! Ponadto jest sporo rodzinnych tajemnic, które wyjątkowo lubię w literaturze, wiele spraw jest bardzo nieoczywistych, co razem sprawia, że nieco rozwleczone tempo z początku się nieco rozmywa, a całość jest jak najbardziej na plus. Język, jakim jest napisana ta pozycja jest niezbyt skomplikowany, nieprzytłaczający i dość przyjemny w odbiorze, co w połączeniu ze świetnym głosem i interpretacją lektora sprawia, że odsłuchiwanie całości było naprawdę dość satysfakcjonujące. 

...bycie sobą jest w porządku, po prostu musisz mieć odwagę, aby się tego trzymać.

Kto porwał Daisy Mason? jest pozycją całkiem przyjemną w odbiorze, choć mogłaby być nieco lepiej dopracowana – zwłaszcza pod względem tempa akcji – jednak nie zmienia to faktu, że z chęcią kiedyś sięgnę po inne pozycje autorki, szczególnie kontynuację tej serii. Generalnie całkiem przyjemny w odbiorze thriller – niepowalający i bez fajerwerków czy wielkich zachwytów, aczkolwiek z dość ciekawym pomysłem i zaskakującym zakończeniem. Nie jest to jakieś wybitne arcydzieło, ale naprawdę całkiem przyjemnie czytadło z ciekawym finałem.

Niezależnie od tego, jak zrozpaczeni się wydają, i nieważne, jak nieprawdopodobnie to brzmi, oni widzą, kto to zrobił. Może podświadomie, może jeszcze nie w tej chwili, ale wiedzą. Oni to wiedzą.

poniedziałek, 11 lipca 2022

"Obrazy z przeszłości" Remigiusz Mróz

Tytuł: Obrazy z przeszłości
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Seweryn Zaorski
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Paweł Małaszyński
Długość: 12 godz. 2 min
Ocena: 2.5/6


Nigdy nie jest za wcześnie, by zmienić przeszłość ani za późno, by zmienić przyszłość.



Z twórczości Remigiusza Mroza wyjątkowo lubię cykl z Joanna Chyłką oraz właśnie ten z Sewerynem Zaorskim. Dlatego właśnie krótko po skończeniu trzeciej części pt. Szepty spoza nicości sięgnęłam praktycznie od razy za jej kontynuację. Zapraszam na recenzję czwartego tomu pt. Obrazy z przeszłości.

Dwadzieścia lat temu w Żeromicach zaginęła jedna z mieszkanek – prowadzący postępowanie policjanci nigdy nie ustalili, co stało się z dziewczyną, a śledczy nie odnaleźli żadnego tropu, który pozwoliłby wyjaśnić zagadkę. Pierwsze ślady pojawiły się dopiero dwie dekady później, kiedy w okolicznych lasach zaczęto odkrywać rzeczy mogące należeć do zaginionej. Jedną z nich odnajdują Seweryn Zaorski i Kaja Burzyńska, zupełnie nieświadomi tego, że ma ona związek z nierozwiązaną sprawą z przeszłości. Fakty, które zaczynają się z niej wydobywać, malują niespodziewany i przerażający obraz zbrodni, które miały na zawsze pozostać nieodkryte...                                                                                                                               opis wydawcy

Obrazy z przeszłości to książka, której byłam naprawdę ciekawa (szczególnie tego, kto okaże się ojcem dziecka Burzy), ale wiedziałam, że fajerwerków nie można się po nich oczekiwać – w końcu twórczość Mroza nie jest literaturą wyjątkowo wysokich lotów. Muszę przyznać, że sporym paradoksem jest poziom przestępczości w Żeromicach, który dorównuje najgorszym dzielnicom Nowego Jorku. Tak samo jak paradoksem jest naiwność/głupota męża Burzyńskiej, który w ogóle nie skapnął się, że jego żona miała romans i to w tak małej miejscowości. Nie zmienia to faktu, że za to pomysł na fabułę jest całkiem ciekawy – zaginięcia powiązane z obrazami i to wszystko na przestrzeni lat. Wykorzystany – mógłby być zdecydowanie lepiej. Chciałabym napisać, że jest całkiem w porządku, ale w moim odczuciu mogłoby być inne proporcje między wątkiem kryminalnym a obyczajowym – jak dla mnie za mało tu kryminału, a z a dużo obyczajówki, ale to moje odczucia i spostrzeżenia. Do tego naprawdę sporo paradoksów, absurdów, a przede wszystkim za dużo opisanych czułości między Sewerynem a Burzą, co właśnie jest tą zbyt rozbudowaną warstwą obyczajową. No i za dużo wodolejstwa i gadaniny o niczym co by nawiązywało do fabuły. A szkoda. Za to z ciekawszych motywów to na pewno odkrywanie tajników pracy patomorfologa, obrazy i zakodowane wiadomości na ich tyłach.

Największym oszustwem w historii ludzkości było przekonanie dzieci, że dorośli wiedzą, co robią.

Obrazy z przeszłości to w moim odczuciu chyba najsłabsza część tego cyklu. Niewykorzystany pomysł, za dużo wodolejstwa i skupiania się na relacji Zaorski-Burzyńska. Zakończenie jest otwarte, niejednoznaczne – daje nadzieję na kontynuację, jestem ciekawa jak będzie ona wyglądać, chociaż nie wiem czy będę się spieszyć z polowaniem na nią (o ile autor ją napisze). W sumie nie polecam – jako samodzielną książkę nie ma sensu czytać, jako kontynuacja co najwyżej przeciętna. W moim odczuciu zdecydowanie szkoda czasu.

Jeśli mogłabyś wymazać wszystkie błędy, które popełniłaś, wymazałabyś też całe swoje doświadczenie, które z nich płynęło. Zapamiętuj je jednak jako lekcje, a nie rozczarowania.

niedziela, 29 maja 2022

"Żyletkę zawsze noszę przy sobie" Małgorzata Gołota





Tytuł: Żyletkę zawsze noszę przy sobie
Autor: Małgorzata Gołota
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 352
Ocena: poza skalą








Zarówno depresja, jak i wszystkie choroby i zaburzenia psychiczne cały czas są tematem tabu, chociaż odnoszę wrażenie, że o ostatnimi laty o depresji mówi się coraz bardziej otwarcie. Jest chociażby kampania społeczna Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję., w której bierze sporo znanych osób. Jest również książka Twarze depresji autorstwa Anny Morawiec – inicjatorki kampanii. Sama od lat mam tę wierną przyjaciółkę – depresję, o czym od dłuższego czasu mówię zupełnie otwarcie, a ponadto studiuję psychologię. W tematyce zaburzeń nastroju jest jednak jeden temat zupełnego tabu – chorujące na nie dzieci. Z naukowego punktu widzenia fascynujące jest, co dzieje się w łowach 7-10 latków popełniających samobójstwa, a z drugiej jest to wyjątkowo przerażające… O tym pisze również Małgorzata Gołota w swojej książce pt. Żyletkę zawsze noszę przy sobie.

Z danych komendy głównej policji wynika, że z roku na rok rośnie liczba prób samobójczych podejmowanych przez młodych ludzi. Rośnie też liczba samookaleczeń. Dzieci często boją się, że zostaną niezrozumiane, że ktoś je oceni jako słabe, leniwe, głupie, uważają, że zawiodły swoją rodzinę. Przede wszystkim jednak boją się, że o ich chorobie dowiedzą się inni. Wstyd jest tu czynnikiem kluczowym. Bardzo ważne jest głośne mówienie o tym, czym jest depresja i do czego prowadzi, jeśli jest nieleczona.                                                                                                                                                                    z opisu wydawcy

Żyletkę zawsze noszę przy sobie to reportaż, w którym Małgorzata Gołota przedstawia historie czterech dziewczynek cierpiących na depresję, jedna z nich dostała diagnozę mając zaledwie osiem lat. W tej książce są również rozmowy ze specjalistami w dziedzinie psychiatrii i psychologii – np. dr. n. med. Maciej Klimarczyk czy Paulina Dąbrowska (konsultantka telefonu zaufania). Poza przedstawieniem problemu, jakim jest stan psychiatrii i psychologii w Polsce (zwłaszcza tej dziecięcej), autorka przedstawia to, jak stan pandemii i związanym z tym dezinformacji, stresu i obostrzeń wpływa na dzieci i młodzież. W moim odczuciu książka jest napisana w sposób naprawdę przystępny w odbiorze, a także przedstawiająca temat w sposób bardzo obiektywny i szeroki, a także otwierający oczy na wiele spraw. Bardzo dobre i ważne jest również to, że w książce znajdują się również numery na linie zaufania, gdzie można się zgłosić w razie problemów. 

WHO podaje, że w skali świata aż 75 proc. cierpiących na depresję dorosłych i dzieci nie leczy się. Wymienia się trzy powody tej sytuacji – po pierwsze brak zasobów, po drugie brak wyszkolonych pracowników służby zdrowia, po trzecie społeczne piętno, jakim obciążamy osoby zmagające się z chorobami czy zaburzeniami psychicznymi.

Żyletkę zawsze noszę przy sobie to książka zdecydowanie warta przeczytana przez każdego, w moim odczuciu przede wszystkim przez rodziców, opiekunów i ludzi generalnie pracujący z dziećmi i młodzieżą – pozycja może otworzyć oczy i uwrażliwić na pierwsze symptomy i objawy depresji, zwłaszcza u dzieci czy nastolatków. Tę pozycję pochłonęłam praktycznie w jedno popołudnie – myślę, że u każdego, który się fascynuje tym tematem tempo będzie podobne. I z ciekawostek – poza sztandarowymi objawami depresji u dzieci i nastolatków głównym objawem jest… rozdrażnienie, którego rodzice i opiekunowie często nie zauważają, bo rozdrażnienie zwalają na karb dojrzewania i burzy hormonów. Dlatego uważam, że ta książka jest tak ważna i potrzebna – naprawdę polecam. 

Dziecko boi się właśnie tej reakcji, że ktoś na niego nakrzyczy, ktoś go wyzwie, że ktoś mu powie „a co to jest za problem, ja w twoim wieku miałem tak i tak, a ty, jak będziesz w moim wieku, to wtedy zobaczysz, co to są za problemy…” albo „weź się uspokój, czym ty się przejmujesz”, „za chwilę będzie lepiej”, „przecież wszystko się ułoży”. To są słowa, które odnoszą skutek odwrotny od zamierzonego, choć intencją rodzica jest właśnie to, by pomogły.

Książka bierze udział w wyzwaniu

piątek, 25 lutego 2022

"Perfekcyjne kłamstwo" Minka Kent

Tytuł: Perfekcyjne kłamstwo
Wydawnictwo: Filia
Długość: 9 godz. 43 min.
Czyta: Anna Cieślak
Ocena: 3/6



Pieniądze sprawiają jedynie, że dobrzy ludzie robią złe rzeczy, a źli ludzie robią jeszcze gorsze.





Po ostatniej lekturze Złego miejsca jako drugiej książki Minki Kent z jaką miałam okazję się zapoznać, a jednocześnie dość mocno mnie zafascynowała – czym prędzej zabrałam się za kolejną książkę autorki. Tym razem zabrałam się za kolejny thriller psychologiczny - również w formie audiobooka, ale tym razem w interpretacji Anny Cieślak, tym razem wybór padł na pozycję pt. Perfekcyjne kłamstwo. 

Zaginięcie pewnej kobiety odsłania sieć tajemnic w pozornie spokojnym miasteczku, w którym wszyscy wiedzą o sobie wszystko. Meredith Price wiedzie niemal idealne życie. Jej mąż – Andrew – to niezwykle przystojny i spełniony makler giełdowy. Oboje żyją w słynącym z bezpieczeństwa kurorcie wypoczynkowym. Po trzech latach małżeństwa życie Meredith jest doskonale przewidywalne. Aż do dnia, w którym znika. Jej samochód, z kluczykami w stacyjce, torebką i telefonem na siedzeniu, znaleziono na pustym parkingu przy galerii handlowej. Brak śladów walki sugeruje, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Meredith była powszechnie lubiana i nie miała żadnych powodów, by opuszczać najbliższych. Kiedy przybywa jej zdesperowana siostra – Greer – na powierzchnię wypływają głęboko ukryte sekrety. Bardzo, bardzo mroczne sekrety.                                                                                                            opis wydawcy

Perfekcyjne kłamstwo to kolejny thriller psychologiczny, kolejna książka Minki Kent, za który zabrałam się niejako rzutem na taśmę. O ile Idealne życie zupełnie mi nie przypadło do gusty, dlatego dość długo zbierałam się za kolejną pozycję – Złe miejsce, które zdecydowanie bardziej mi przypadło mi do gustu, ale generalnie nie oczekuję fajerwerków od masowo wydawanych thrillerów psychologicznych. Tak było i w tym wypadku – nie oczekiwałam arcydzieła powalającego na kolana. W Perfekcyjnym kłamstwie pojawiają się dwa dość sztampowe motywy – porwanie bogacza (lub kogoś z jego rodziny) oraz obecność stalkera. W tej pozycji dość szybko się domyśliłam, kto okaże się porywaczem Meredith i okazało się, że moje domysły okazały się trafne, co przyznaję bez skromności. W ogóle bohaterowie… mogliby być bardziej dopracowani i mniej sztampowi. Porwana kobieta i jej mąż – wydają się zdecydowanie zbyt idealni i przesłodzeni, Greer – niby roztrzęsiona i histeryczna, a wykreowana bardzo płytko. Najbardziej realni, kolorowi i adekwatni wydają się być matka porwanej oraz jej partner. Moim zdaniem zakończenie jest dość bardzo przewidywalne i zdecydowanie mogłoby być bardziej zaskakujące. Język i styl pisarki są proste i nieskomplikowane, odnosiłam wrażenie, że momentami zbyt proste i banalne. Całość wydaje mi się zupełnie przeciętna i zwyczajna, zupełnie bez fajerwerków. Ot, zwykłe czytadło zupełnie bez zachwytów i nie rzucające na kolana. 

Potwory istnieją. Istnieją i są zdolne do niewyobrażalnych rzeczy. Nie chowają się pod łóżkami ani w szafach, tylko na widoku. Po prostu nie zawsze je zauważamy.

Perfekcyjne kłamstwo to jeden z wielu thrillerów medycznych, który w moim odczuciu zupełnie niczym się nie wyróżnia. Zwyczajny, sztampowy i przeciętny, a do tego banalny i przewidywalny. Fabuła i bohaterowie jacyś tacy sztampowi, mdli i płytcy. Całość jest zupełnie nieporywającym czytadłem. Czy polecam? W sumie nie ma czego. Thriller psychologiczny jakich wiele na rynku, zupełnie niezachwycające i mało wciągające czytadło, które wcale nie powala na kolana. Zwyczajny przeciętniak.

Książka bierze udział w wyzwaniu

 

niedziela, 13 lutego 2022

"Szepty spoza nicości" Remigiusz Mróz

Tytuł: Szepty spoza nicości
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Seweryn Zaorski
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Filia
Długość: 13 godz. 46 min.
Czyta: Andrzej Chyra
Ocena: 2.5/6


Wszystko, co robili, było w gruncie rzeczy złe - a mimo to żadne z nich nigdy nie miało najmniejszych wyrzutów sumienia.



Nie da się ukryć, że ostatnio dość mocno nadrabiam książki napisane przez Remigiusza Mroza, za którego książkami zdecydowanie nie nadążam. To, że mogłabym czytać więcej (tak w ogólności) – to swoją drogą. Po kolejnych tomach z Chyłką w roli głównej – tym razem zabrałam się za trzecią część serii z Sewerynem Zaorskim pt. Szepty spoza nicości. Zapraszam na recenzję!

Seweryn Zaorski po raz ostatni wraca do Żeromic, by sprzedać dom i na dobre zostawić za sobą tragiczną przeszłość. Formalności trwają dłużej, niż powinny – i wszystko wskazuje na to, że ktoś z premedytacją chce zatrzymać go w okolicy. Tego samego dnia policja otrzymuje anonimową wiadomość, że w lasach Roztocza nieopodal miasteczka znajdują się poćwiartowane zwłoki brutalnie okaleczonego mężczyzny. Zaorski nie ma zamiaru się mieszać, ale kiedy o pomoc prosi go Kaja Burzyńska, nie potrafi odmówić.                                                                                                                                                                           opis wydawcy

Szepty spoza nicości to książka, za którą się zabrałam będąc dość mocno zaintrygowana tym, co się mogło wydarzyć po tragicznych wydarzeniach Głosów z zaświatów. Po raz kolejny Andrzejem Chyrą jako lektorem, który w tej roli spisał się naprawdę bardzo dobrze. Muszę jednak przyznać, że w miałam trudności z wciągnięciem się w historię, nie wywoływała za bardzo we mnie emocji. W sumie niewiele napięcia i intrygi, a do tego dość przewidywalne zakończenie. Cały ten wątek kryminalny dość słaby i naciągany, jakby zupełnie nie trzymający się kupy.  A do tego ten romansowy - zupełnie żenujący i w sumie trochę zbędny (przynajmniej w tym wykonaniu). Moim zdaniem zdecydowanie autor postawił zbyt duży nacisk na wątek relacji między Sewerynem a Burzą. Moim zdaniem zupełnie zabrakło autorowi pomysłu na kontynuację serii – już sama koncepcja na książkę nie powala, a ponadto jeszcze realizacja pozostawia wiele do życzenia. 

Informacje, które mieli, stanowiły jedynie cichy szept spoza nicości. Ledwo słyszalny, ginący gdzieś w odmętach czasu. Powinni być wdzięczni, że udało im się usłyszeć tak.

Szepty spoza nicości to moim zdaniem książka przeciętna, a wręcz słaba – najsłabsza z serii z Sewerynem Zaorskim. Jestem ciekawa, czy autor napisze kontynuację tej serii, ale znając Remigiusza Mroza – pewnie tak, w końcu trzeba wyrabiać normę kilku książek rocznie. Ta pozycja to w moim odczuciu to bardzo banalna i naiwna historia dla niezbyt wymagającego czytelnika. Z gorszych książek Mroza w moim odczuciu to chyba tylko cykl z Damianem Wernerem

środa, 9 lutego 2022

"Złe miejsce" Minka Kent

Tytuł: Złe miejsce
Autor: Minka Kent
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Lena Schimscheiner
Długość: 7 godz. 39 min.
Ocena: 4.5/6 



Strach sprawia, że zaczynasz kwestionować to czego chcesz, i to, co wydaje ci się, że chcesz.




Kiedyś już miałam styczność w twórczością Minki Kent w książce Idealne życie – choć tamta książka mnie nie zachwyciła ani nie powaliła na kolana, to jednak postanowiłam dać szansę pozostałym pozycjom autorki. I w taki właśnie sposób zmotywowana wyzwaniem Abecadło z pieca spadło po jej kolejny thriller psychologiczny, tym razem w formie audiobooka, pt. Złe miejsce.

Dziewiętnastoletnia Wren i jej dwie siostry, Sage i Evie zostały wychowane z dala od cywilizacji, w prymitywnej chacie na północy stanu Nowy Jork. Gdy najmłodsza z sióstr zapada na ciężką chorobę, razem z matką opuszczają dom, by znaleźć pomoc. I nigdy nie wracają. Mijają miesiące, a nadzieja gaśnie. Zapasy powoli się kurczą, nadciąga sroga zima. I wtedy pojawia się nieznajomy, który szuka matki dziewcząt. By uciec, Wren i Sage muszą złamać podstawową zasadę, z którą dorastały: nigdy nie wychodzić poza obręb lasu. Docierają do położonego po drugiej stronie lasu domu. Okazuje się, że muszą stawić czoła czemuś o wiele groźniejszemu, niż nieznane otoczenie. Odkryją prawdę, która była przed nimi skrywana, powód swojej ucieczki oraz tajemnice, z których istnienia nie zdawały sobie sprawy przez całe swoje dotychczasowe życie.                                                                                                                                                             opis wydawcy

Złe miejsce to książka, która mnie zaciekawiła już swoim własnym opisem, ale mając już doświadczenie z twórczością Minki Kent – nie spodziewałam się na arcydzieła superwysokich lotów, chciałam po prostu lekkiej, ale ciekawej lektury do posłuchania w tle do pracy przy komputerze i gotowania. No i tu muszę przyznać, że zdecydowanie znalazłam to czego oczekiwałam. Moim zdaniem pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy, choć muszę przyznać, że rozwiązanie zagadki (zwłaszcza historii Evie) wydaje mi się nieco naciągane, aczkolwiek wydaje się możliwe z psychologicznego punktu widzenia. Szkoda tylko, że całość trochę spłycona. Sama miałam w głowie kilka możliwych scenariuszy rozwiązania zagadki, ale w sumie i tak mnie zakończenie zaskoczyło. Postacie mogłyby być nieco lepiej wykreowane, ale i tak nie jest źle. W sumie irytowały mnie w tej pozycji dwie sprawy – Nikoletie niemiłosiernie nakręcająca się na zdradę oraz momentami głos lektorki Leny Schimscheiner. Sama nie wiem czemu jej głos mnie irytował, ale niestety tak było. Przynajmniej będę wiedziała, jakiego lektora unikać. 

Zabawne, że im więcej czasu ze sobą spędzamy, tym bardziej przestajemy doceniać te drobne szczegóły. Jakbyśmy napatrzyli się na nie już tyle razy, że kompletnie przestaliśmy zwracać na nie uwagę.

Złe miejsce jest sumarycznie książką całkiem niezłą i moim zdaniem wartą przeczytania, choć nie jest arcydziełem superwysokich lotów. Nie zmienia to faktu, że jest to thriller psychologiczny na dość niezłym poziomie, a ja się zdecydowanie wciągnęłam w historię – mimo nieco irytującego głosu Leny Schimscheiner. Mogłaby być lepsza, dostrzegam mankamenty, ale w sumie wypada zupełnie nieźle. A osobiście z chęcią sięgnę jeszcze po inne książki Minki Kent.

Książka bierze udział w wyzwaniu

sobota, 26 czerwca 2021

"Głosy z zaświatów" Remigiusz Mróz

Tytuł: Głosy z zaświatów
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Seweryn Zaorski
Tom: drugi
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Andrzej Chyra
Długość: 12 godz. 16 min.
Ocena: 4/6


W końcu ten, kto pyta, jest idiotą tylko przez kilka minut. A ten, kto nie pyta, przez cały żywot.



Twórczość Remigiusza Mroza jest dosłownie wszędzie, naczelny grafoman kryminalny w tym kraju nie zwalnia tempa i wciąż wydaje kilka książek rocznie, a w dodatku każdą z innej serii. Przyznam szczerze, że ja już naprawdę dawno przestałam za nimi nadążać. Chcąc nadrobić tvnowski serial oparty na serii o Chyłce – kontynuowałam tę serię (wiadomo – najpierw książka, później film. Kto też tak ma?), a teraz chciałam zobaczyć, jak rozwinie się wątek Zaorskiego, stąd sięgnęłam po drugą część z nim w roli głównej. Zapraszam na recenzje Głosów z zaświatów

Seweryn Zaorski stara się na nowo ułożyć sobie życie, kiedy do zakładu patomorfologii w Żeromicach zaczynają trafiać ciała małych dzieci z okolicy. Nikt nie potrafi rozwiązać zagadki śmierci młodych ofiar, nic bowiem nie wskazuje na to, by zostały zamordowane. Seweryn jest jednak przekonany, że może stać się głosem tych, którzy mówią już jedynie z zaświatów. Kto i dlaczego zabija niewinne dzieci? I jaki związek ma to z tajemniczymi wiadomościami, które Zaorski zaczyna otrzymywać? Tymczasem Kaja Burzyńska musi zmierzyć się nie tylko z komplikującym się życiem rodzinnym, ale także z upiornym wołaniem tych, których ma na sumieniu. I tych, którzy domagają się sprawiedliwości…                                                                                                                                                           opis wydawcy

Głosy z zaświatów jest drugą częścią cyklu i już kolejną książką Mroza, z jaką zapoznałam się w formie audiobooka. Szkoda tylko, że ten sam cykl czytają różni lektorzy – Listy zza grobu czytała Marcin Dorociński, a tę część Andrzej Chyra. Obydwoje sprawdzili się naprawdę dobrze w swojej roli, ale wolę jak jeden cykl czyta jeden lektor. Takie moje zboczenie. Remigiusz Mróz w tej części podejmuje wiele trudnych tematów - Dzieci Zamojszczyzny, tragedii w Czarnobylu, pedofilia księży, stąd też nie jest książka dla każdego, chociażby z racji tematu pedofilii i opisanych scen związanych z gwałtami na dzieciach. Trochę sztampowe, że autor jako pedofila wybrał księdza, w końcu owa parafilia występuje w każdym zawodzie, ale Mróz tłumaczy w posłowiu skąd ten wybór – zwyczajnie wykreowaniem postaci Zaorskiego i jego zaufania do ludzi. Przyznam szczerze, że jak okazało się w tej serii postać księdza – od początku przypuszczałam, że dojdzie go do połączenia z pedofilią.

Głosy z zaświatów to książka całkiem interesująca, choć zdecydowanie bardziej wolę serię o Chyłce – nie ukrywam. Styl i język autora – typowy dla niego, nieskomplikowany, dość prosty, momentami zbyt wulgarny jak dla mnie. Zabrakło intrygi, zabrakło zwrotów akcji, choć autor podjął ciekawe, ambitne tematy to moim zdaniem Mróz nie wykorzystał potencjału, ale tak to jest jak się pisze książki stawiając na ilość, a nie na jakość. Podsumowując już – nie polecę ani nie odradzę. W moim odczuciu pierwsza część pt. Listy zza grobu wyszła nieco lepiej, ale Głosy… i tak są o niebo lepsze niż Wotum nieufności czy Nieodgadnioną… No i zdecydowanie nie jest to książka dla każdego, zresztą jak w ogóle książki Mroza. Czasami mam wrażenie, że jego książki albo się kocha albo nienawidzi, ale jak dla mnie to i tak czytadła, za którymi trudno nadążyć. Nie zmienia to faktu, że z chęcią sięgnę po kontynuację przygód Zaorskiego pt. Szepty spoza nicości i jestem ciekawa czy tylko na trzech tomach się skończy.

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło

środa, 4 listopada 2020

"Idealna opiekunka" Phoebe Morgan




Tytuł: Idealna opiekunka
Autor: Phoebe Morgan
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 360
Ocena: 2.5/6

 




Idealna opiekunka to książka, która niejednokrotnie przemykała mi na blogach czy generalnie w książkowej części Internetu. Sama czasami pracowałam jako niania, więc trochę znam klimaty takiej pracy, ale też byłam ciekawa co się kryje pod takim tytułem, a ponadto byłam jej bardzo ciekawa z jeszcze jednego powodu – w końcu to debiut na polskim rynku wydawniczym. Tak więc bardzo szybko zabrałam się za lekturę książki autorstwa Phoebe Morgan.

Caroline Harvey zostaje znaleziona martwa w Suffolk, w najgorętszy dzień roku. Jej ciało zostało w dziwny sposób porzucone na łóżeczku dziecięcym – a dziecka, którym się opiekowała, nigdzie nie ma. Setki kilometrów dalej wakacje Sioban Dillon na francuskim wybrzeżu kończą się nagle, kiedy jej mąż, Callum, zostaje aresztowany pod zarzutem morderstwa, a idealna rodzina Sioban rozpada się. Jednak czy Caroline jest tak niewinna, jak się wydaje – czy może ukrywała swój własny sekret? Co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy? I gdzie jest dziecko?                                                                                   opis wydawcy

Choć opinie Idealnej opiekunki przeskakiwały mi w blogosferze, to ja jednak zupełnie się nie nastawiałam na nic szczególnie wychodząc z założenia, że lepiej zaskoczyć się pozytywnie niż negatywnie. Nie oczekiwałam od niej arcydzieła i bardzo dobrze, że miałam takie podejście, bo w moim odczuciu książka jest zupełnie przeciętna. Trzymający w napięciu thriller psychologiczny – obiecuje na okładce wydawca. Po sporej ilości przeczytanych książek z tego rodzaju literackiego przekonałam się, że często jest to przekoloryzowane. Tak jest i w tym przypadku – zamiast tajemniczego i intrygującego thrillera, w moim odczuciu mdła, bez polotu i nużąca, z pomysłem, który pojawia się niejednokrotnie w literaturze. Temat bogatych ludzi na świeczniku, którzy za fasadą szczęśliwego małżeństwa skrywają swoje mroczne sekrety i problemy, pojawiają się dość często jako rama, na której jest zbudowana cała fabuła. Język zupełnie nieskomplikowany, styl nieporywający, a i akcja raczej toczy się powoli niż żwawo biegnie. Brakuje zwrotów akcji, intrygi i zaskoczenia… Zakończenia domyśliłam się już mniej więcej w połowie lektury. Do tego niewielu bohaterów, którzy w dodatku ą zupełnie niewyróżniający się, szarzy i płascy. Całość wydaje mi się niedopracowana i po prostu mdła i przeciętna.

Idealna opiekunka jest książką, na którą – w moim odczuciu – zdecydowanie szkoda czasu. Nic zaskakującego, niezbyt wciągająca, niezbyt oryginalna i z przewidywalnym zakończeniem. Lektura zupełnie nie porywa, a momentami jest zwyczajnie nudna i nieciekawa. Całość jest naprawdę co najwyżej średnia… Jak dla mnie niedopracowana i nie zapadająca w pamięć. Ja osobiście odradzam – co prawda czytadło, które czyta się naprawdę szybko, dla takiej mdłej przeciętności naprawdę szkoda czasu. Warto go poświęcić na inne lektury. 

sobota, 26 września 2020

"Wielbiciel" Max Czornyj

Tytuł: Wielbiciel
Autor: Max Czornyj
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 384
Ocena: 3/6




Skoro nikomu nie był potrzebny, to tym bardziej sam nie potrzebował nikogo.




Do przeczytania jakiejkolwiek książki Maxa Czornyja zbierałam się już kilkukrotnie, do różnych tytułów. W końcu jednak dzięki wyzwaniu Abecadło z pieca spadło zmotywowałam się po raz kolejny i zabrałam się za pozycję pt. Wielbiciel i skończyłam ją bardzo szybko. Czas na recenzję!

Trzy różne osoby, trzy różne historie, jedna obsesja.
W kulminacyjnym momencie kampanii wyborczej ginie kandydatka na prezydenta. Wstępne ustalenia nie dają odpowiedzi na najważniejsze pytanie: czy było to samobójstwo, czy morderstwo? Tymczasem z przydomowego ogrodu kontrkandydata zmarłej zostaje porwana jego kilkuletnia córka. Wydaje się, że za wszystkie sznurki pociąga jedna osoba. Kim jest? Patologicznym prześladowcą, podglądaczem czy bezwzględnym mordercą? Co miała na celu od wielu lat opracowując swój chory plan? Prawdziwy Wielbiciel chce stać się tym, kogo wielbi. Wie wszystko i nie można przed nim uciec.
                                                                        opis wydawcy

Wielbiciel to książka, w której pierwsze skrzypce gra polityka, a konkretnie akcja dzieje się wokół wyborów prezydenckich… Osobiście nie przepadam za politykowaniem w każdej postaci, ale jak wyzwanie to wyzwanie i zabrałam się właśnie za tę książkę. Wcześniej, w blogosferze, czytałam sporo pochlebnych recenzji twórczości tego autora, więc tym bardziej postanowiłam dać szansę tej książce – w końcu z jakiegoś powodu zbierałam się za jego twórczość. Muszę jednak przyznać, że Wielbiciel wcale mnie nie zachwycił ani nie rzucił na kolana. Fakt, przeczytałam tę pozycję naprawdę dość szybko, jednak nie sprawiło to, że uważam ją za arcydzieło. Język i styl pisarski - całkiem w porządku, niezbyt skomplikowany czy wygórowany, dość przyjemny w odbiorze (choć może zabrzmieć to dziwne). Pomysł na fabułę – no niezbyt zachwycający i dość sztampowy w moim odczuciu. Porwanie i morderstwo związane z polityką – zdecydowanie odnoszę wrażenie, że to już w filmach czy książkach było niejednokrotnie wałkowane. A i do tego wykorzystane tak średnio, ale przynajmniej akcja toczy się odpowiednim tempem, takim umiarkowanym, ale bardzo dobrze, że niezbyt wolnym. Mogłoby być kapkę szybciej z większą ilością intrygi, ale jak już wspominałam – całość mnie nie zachwyciła. A bohaterowie – również (tak jak fabuła) mogliby być lepiej dopracowani i wykreowani. No i jak dla mnie, jako przyszłego psychologa, zdecydowanie za mało jest psychologii w owym thrillerze psychologicznym. No, ale cóż… W końcu nie każda książka jest arcydziełem i ma zachwycać. Czytadła też są potrzebne. 

Wielu psychopatów sprawdzało psychiczną wytrzymałość swoich ofiar. Tak działali też zwykli domowi kaci, dręczący swoje żony, mężów lub dzieci. Nie chodziło im o przełamanie barier, ale o sprawdzenie, czy mogą to zrobić.

Po skończonej lekturę Wielbiciela mam dość ambiwalentne odczucia. Nie zachwyciłam się, ale również nie zanudziłam się i nie uważam jej za dno, choć zdecydowanie oczekiwałam czegoś lepszego. Okazało się, że to po prostu zwyczajne, niezbyt wygórowane i średnio zrealizowane czytadło, przynajmniej dla mnie. Osobiście zamierzam sięgnąć jeszcze po jakieś książki z bibliografii Czornyja, żeby przekonać się czy to wyjątek czy reguła. Jednak jak dla mnie ta konkretna pozycja jest zwyczajnie przeciętna i niewyróżniająca się, ale cieszę się, że ją przeczytałam robiąc pierwszy krok w przygodzie z twórczością tego autora.

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło

sobota, 6 czerwca 2020

"Ballada o ciotce Matyldzie" Magdalena Witkiewicz


Tytuł: Ballada o ciotce Matyldzie
Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Sylwia Nowiczewska
Długość: 7 godz. 28 min.
Ocena: 5.5/6



Życie jest piękne i trzeba je przeżyć w taki sposób, żeby się nim pozytywnie zmęczyć.






Czytałam już jedną książkę Magdaleny Witkiewicz napisaną razem z Alkiem Rogozińskim pt. Pudełko z marzeniami, a też trafiły się jakieś pojedyncze. Z czasem postanowiłam zapoznać się bardziej z jej twórczością, bo wcześniejsze naprawdę przypadły mi do gustu i wybór padł na Balladę o ciotce Matyldzie w formie audiobooka w interpretacji Sylwii Nowiczewskiej. 
Wszystko zaczęło się od tego, że ciotka Matylda postanowiła umrzeć. Joance trudno się pogodzić z tą stratą. Do tego los postawił przed nią jednocześnie tyle wyzwań: macierzyństwo, kłopoty małżeńskie i tajemniczą firmę w spadku. Na szczęście Joanka nie jest sama, ma Olusia i Przemcia, dwóch osiłków o gołębich sercach, i ukochaną ciotkę, która śledzi z nieba poczynania siostrzenicy. Ciepła i pełna humoru książka o sile kobiet, które potrafią walczyć o swoje szczęście. Opowieść o tym, że marzenia się spełniają (nawet jeśli trzeba przez nie wozić się dużym czarnym samochodem z przyciemnianymi szybami) i o tym, że dobro wraca jak bumerang... a zimno zostaje na Spitzbergenie.
                                                                     opis wydawcy 
Sięgnęłam po Balladę o ciotce Matyldzie wiedząc już mniej więcej czego mogę się spodziewać po twórczości autorki. Co prawda Opowieść niewiernej czytałam już dość dawno, ale nie zmienia to faktu, że wszystkie lektury wywołały u mnie sporo sympatii i ciepła w sercu. Muszę przyznać, że w tej kwestii wcale się nie zawiodłam – autorka po raz kolejny w swojej książce zawarła naprawdę sporo pogody ducha. A ostatnio brakuje mi postaci silnych i pozytywnych kobiet, a opis wydawcy właśnie to obiecywał – nie miałam żadnych wątpliwości czy to pozycja dla mnie. I tutaj po raz kolejny się nie zawiodłam – naprawdę sporo sympatycznych, silnych i pozytywnych postaci, nie tylko kobiecych. Balladę… słuchało mi się całkiem przyjemnie, ale tutaj też dobrze dobrany lektor odgrywa sporą rolę. Jednak widać, że autorka też pokazała co potrafi – stworzyła ciekawe, barwne i pełne humoru postacie, tworząc naprawdę sympatyczną całość. Pomysł na fabułę jest dość interesujący i wykorzystany naprawdę dobrze, choć akcja nie toczy się w porywającym, szaleńczym tempie, ale to wcale nie przeszkadza. Wszystko ze sobą naprawdę dobrze współgra i się komponuje. Język i styl jest co prawda lekki, ale zdecydowanie dopasowany do tematyki i klimatu tej pozycji.
(…) wszystko, dosłownie wszystko oparte jest na relacjach z innymi ludźmi. Musimy ze sobą współpracować, by osiągnąć sukces. 
Ballada o ciotce Matyldzie jest bardzo ciepłą i pozytywną książką z przesłaniem, a przy tym dość lekką i naprawdę sympatyczną. Mi jej lektura sprawiła wiele przyjemności, niejednokrotnie się podczas niej uśmiechnęłam. Lekka pozycja, która w moim odczuciu niesie przesłanie: Nieważne co się dzieje w Twoim życiu – będzie dobrze. Jej czytanie czy słuchanie nie zajmie wiele czasu, ale moim zdaniem naprawdę warto. Osobiście jeszcze niejednokrotnie zamierzam sięgnąć po pozycje Magdaleny Witkiewicz. A Ballada o ciotce Matyldzie jest ciepła, dość dobrze napisana, lekka, pozytywna – ja jestem zdecydowanie na tak! 
Być dobrym człowiekiem, Joanko, wcale nie jest tak trudno (...) Czasem po prostu wystarczy się uśmiechnąć, gdy przechodzisz obok kogoś smutnego. Wiesz, by dobrym, to po prostu mieć oczy i uszy otwarte. Na cały świat. A przede wszystkim na najbliższych.

wtorek, 12 maja 2020

"Nie patrz" Marcel Moss

Tytuł: Nie patrz
Autor: Marcel Moss
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 352
Ocena: 2/6



Przemoc ma dwa oblicza. Można kogoś bić i wciąż go podziwiać, ale można też go bić tylko po to, by go poniżyć.






Marcel Moss zadebiutował w 2019 roku swoim thrillerem psychologicznym pt. Nie odpisuj, który przeczytałam, ale muszę przyznać, że niezbyt mi się spodobał, czego nie ukrywałam w recenzji.  Jednak korzystając z wyzwania Abecadło z pieca spadło i literki N na ten miesiąc – postanowiłam dać szansę kolejnej książce autora pt. Nie patrz, tym razem wydanej w tym roku. 
Ewa na co dzień jest szanowanym psychoterapeutą. Skrywa jednak mroczną tajemnicę, którą poza nią zna tylko jedna osoba. Pewnego dnia kobieta dostaje na Instagramie wiadomość video od swojej byłej pacjentki, Martyny, która przebywa na leczeniu w szpitalu psychiatrycznym. Gdy odtwarza filmik, widzi sceny, o których wolałaby zapomnieć. Tylko Martyna wie, co Ewa zrobiła przed laty. Teraz grozi, że upubliczni nagranie, jeżeli lekarka nie pomoże jej w rozwiązaniu sprawy głośnego morderstwa sprzed kilku miesięcy. Ewa wie, że musi się zgodzić. W miarę zgłębiania się w kryminalną sprawę, odkrywa coraz więcej powiązań między śmiercią 40-letniego mężczyzny a swoją mroczną i bolesną przeszłością.
Nigdy nie uciekniesz od przeszłości...
                                                             opis wydawcy
Nie patrz – tak samo jak Nie odpisuj – jest thrillerem psychologicznym, również związana z różnymi zwierzeniami internautów i mrocznymi sekretami najróżniejszych ludzi. Tutaj mamy różne środowiska wydarzeń, w kilku płaszczyznach czasowych, ale wraz z rozwojem akcji wszystko się wyjaśnia i okazuje się, że wszystkie środowiska, wydarzenia i płaszczyzny czasowe są ze sobą mniej czy bardziej powiązane. Nie znalazłam nigdzie informacji czy Nie patrz jest bezpośrednią kontynuacją debitu autora tworząc serię, ale zdecydowanie jest z nią powiązana, chociażby postacią Martyny. Autor przedstawia wiele współczesnych bolączek ludzi – depresję, zalewanie depresji i problemów alkoholem, problemy w relacjach i komunikacji… Dobrze, że autor pokazuje różne, psychologiczne mechanizmy uaktywniające się w trudnych momentach i niesprzyjającym środowisku. Jednak sama książka – zresztą tak samo jak debiut autora – jest pozycją zwyczajnie nudnawą i przeciętną. Wielopłaszczyznowa fabuła jest jak najbardziej w porządku, jednak akcja toczy się dość powoli i bez większych zwrotów i zaskoczeń. Do tego bohaterowie, którzy w moim odczuciu są wykreowani na jedno kopyto, takich którzy wszystkie problemy rozwiązują alkoholem. Takie to polskie, gdzie u nas w kraju brakuje kultury picia alkoholu…  Wiem, że nadużywanie alkoholu jest sporym problemem, tak samo jak zalewanie nim problemów, ale jako studentka psychologii wiem, że istnieje zdecydowanie więcej, ale równie częstych ucieczek od problemów, jak na przykład zajadanie, ale przecież po co o tym pisać. No cóż… Bywa i tak. Całość książki – zdecydowanie z potencjałem, ale zupełnie nie wykorzystane i zwyczajnie wiejące nudną, sztampowe i schematyczne. 

Nie patrz jest książką, której zdecydowanie nie polecę – jest nudna, nie wyróżniająca się praktycznie niczym na tle innych thrillerów psychologicznych, pomysł na fabułę również sztampowy… Zdecydowanie szkoda czasu – osobiście w pewnym momencie miałam ochotę rzucić książką w kąt i już jej nie kończyć, bo wiele w niej ze schematyzmu i banału. W moim odczuciu – naprawdę nie warto sięgać, nie ma po co. Serio - szkoda czasu. Odpuście sobie i sięgnijcie po lepsze, ambitniejsze książki. 

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło.

piątek, 3 kwietnia 2020

"Listy zza grobu" Remigiusz Mróz

Tytuł: Listy zza grobu
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Seweryn Zaorski
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Marcin Dorociński
Długość: 11 godz. 23 min. 
Ocena: 5/6


Najwyraźniej niepotrzebnie zakładał czarny scenariusz. Może nadal rozumował jak mieszkaniec dużego miasta, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie.



Listy zza grobu to książka Remigiusza Mroza otwierająca nowy cykl, którego głównym bohaterem jest patomorfolog Seweryn Zaorski. Jeżeli chodzi o serie mroźnego pisarza zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu ta o Joannie Chyłce, ale generalnie jestem zdania, że jego twórczość to zdecydowanie bardziej grafomaństwo niż ambitna literatura. Nie zmienia to faktu, że byłam ciekawa co tym razem wyszło spod pióra autora i co jeden z najpopularniejszych pisarzy pokaże w nowym cyklu.
Dwadzieścia lat po śmierci ojca Kaja Burzyńska wciąż otrzymuje od niego wiadomości. Zadbał o to, przygotowując je zawczasu i zlecając coroczną wysyłkę tego samego, pozornie przypadkowego dnia. Po czasie Kaja traktuje to już jedynie jako zwyczajną tradycję – aż do momentu, gdy w listach zaczyna dostrzegać drugie dno… Tymczasem do miasteczka po dwudziestu dwóch latach wraca Seweryn Zaorski. Patomorfolog i samotny ojciec dwójki dzieci kupuje zrujnowany dom rodzinny Kai i rozpoczyna remont. W zniszczonym garażu odnajduje zamurowaną skrytkę z materiałami, które rzucają nowe światło na sprawę sprzed dwóch dekad…
                                                           opis wydawcy
Listy zza grobu są książką, za którą zabrałam się w formie audiobooka w interpretacji Marcina Dorocińskiego, który sprawdził się w tej roli naprawdę dobrze – to trzeba przyznać. Tak w ogóle to aktor w moim odczuciu ma całkiem miły i przyjemny dla ucha głos, więc tym milej się słuchało. Pomysł na książkę jest – muszę przyznać – dość ciekawy, zwłaszcza na grafomańskie zapędy Mroza. I na jego możliwości – równie ciekawie zrealizowany, co mnie zaskoczyło. Książka podejmuje wiele wątków, w tym między innymi choroby psychicznej i leczenia w szpitalu psychiatrycznym oraz tajnych, mrocznych stowarzyszeń. Język i styl pisarski zdecydowanie w klimacie autora – lekki, niewygórowany, nieskomplikowany, sprawiający ze zapoznawanie z książką przebiega szybko, lekko i przyjemnie. Akcja toczy się w odpowiednim, dość szybkim tempie - nie ma zbyt wiele miejsca na nudę, co rusz pojawia się jakaś nowa zagadka do rozwiązania serwując dawkę intrygi na odpowiednim poziomie. Jest obyczajowo, jest trochę psychologii, jest trochę intrygi, znajdzie się zaskoczenie, choć zakończenie (przynajmniej częściowo) było do przewidzenia. 
Najlepiej pamiętać, że śmierć to całkiem normalna sprawa. Jeszcze sto lat temu każdy, kto przekraczał prędkość stu kilometrów na godzinę, prawdopodobnie moment później był martwy. Zanim wynaleziono środki odkażające, większość ran zadanych trudnymi narzędziami pewnie była śmiertelna. I kilka tysięcy lat zabrało nam sprawdzenie metodą prób i błędów, które rzeczy nadają się do jedzenia, a które są śmiertelne. Nie wspominając o tym, ilu ludzi odwaliło kitę dlatego, że nie byliśmy świadomi istnienia alergii na orzechy.
Listy zza grobu są książką ciekawą jak na twórczość Remigiusza Moza, trochę inną, ale jednak intrygującą. Mi przypadła do gustu, ale nie zmienia to faktu, że w moim odczuciu autor jest istnym grafomanem, dla którego wydaje się być najważniejsza ilość wydanych książek, a nie ich jakość. Jednak Listy zza grobu są ciekawe i mogę polecić, a ja jestem ciekawa kolejnej części, z a którą niebawem się zapewne zabiorę. 


wtorek, 10 marca 2020

"Zbrodnia w wielkim mieście" Alek Rogoziński

Tytuł: Zbrodnia w wielkim mieście
Autor: Alek Rogoziński
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Katarzyna Pakosińska
Długość: 6 godz. 26 min.
Ocena: 4.5/6



(…) zaplanować zbrodnię idealną musi być bardzo trudno. Najlepsze są chyba takie, kiedy nie ma zwłok.





Twórczość Alka Rogozińskiego polubiłam od samego początku, od pierwszej książki jego autorstwa, z jaką miałam przyjemność się zapoznać, a było to Do trzech razy śmierć z Różą Krull w roli głównej. W ramach komedii kryminalnych ostatnio również zapoznaje się zawzięcie z twórczością M.C. Beaton i jej cyklem o Agacie Raisin, ale miło wrócić do rodzimego autora, od którego zaczęła się moja przygoda z tym rodzajem literackim. Zapraszam na recenzję kolejnej pozycji Alka pt. Zbrodnia w wielkim mieście. 
Sandra, szefowa pisma "Marzenia i sekrety", jest atrakcyjną singielką i fanką Tindera. Martyna, redaktorka w tej gazecie, to znudzona żona, która swojego męża widuje raz na pół roku, a i wtedy niewiele mają sobie do powiedzenia. Z kolei Iwona, graficzka, samotnie wychowuje dwójkę nastolatków z piekła rodem. Wszystkie trzy przyjaźnią się i pracują razem w niewielkim wydawnictwie prasowym. Pewnej nocy, w czasie przymusowej, służbowej nasiadówki (i po kilku kieliszkach wina), wymyślają w żartach, jak popełnić morderstwo idealne i pozbyć się swojego szefa - seksisty, szowinisty i tyrana. Po kilku dniach ktoś realizuje ich plan. Szybko okazuje się, że osób, które miały powód, aby zabić upiornego biznesmana jest więcej: jego niewierna żona, bandyci, którym był winny spore pieniądze oraz jego kumpel, który dziedziczy po nim wszystkie interesy. Kto z nich jest mordercą?
                                                                  opis wydawcy
Zbrodnia w wielkim mieście jest książką, w której brak jest Róży Krull i innych bohaterów, których już polubiłam. Nie zmienia to faktu, że i ta pozycja zdecydowanie przypadła mi do gustu. Jest ciekawy pomysł, a przede wszystkim zrealizowany naprawdę dobrze i ze sporą dozą humoru. Alek Rogoziński nie zawiódł co do poczucia humoru i zafundowania czytelnikowi niejednokrotnej sytuacji do uśmiania się, a przynajmniej uśmiechnięcia się podczas lektury. Jest humor, jest intryga, jest naprawdę dość dobrze. Zakończenie – częściowo do przewidzenia, częściowo zaskakujące, a cała książka lekka i przyjemna w odbiorze, tym bardziej, że Katarzyna Pakosińska w moim odczuciu dobrze sprawdziła się w roli lektorki tej pozycji. 

Zbrodnia w wielkim mieście to lekka książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć, nawet jeżeli ma być pierwszą z twórczości Rogozińskiego jaką się zapoznasz. Przyjemna, lekka, zdecydowanie na poprawienie humoru. Nie brakuje humoru, zabawnych tekstów, barwnych postaci. Nie brakuje również intrygi i trupa. Warto sięgnąć! Twórczość Alka Rogozińskiego to zdecydowanie moja miłość i polecać będę, choć nie jestem ślepa na wady. Nie jest to wysokich lotów literatura, ale naprawdę przyjemna w odbiorze. Polecam!

sobota, 15 lutego 2020

"Iluzjonista" Remigiusz Mróz

Tytuł: Iluzjonista
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Gerard Edling
Tom: drugi
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Robert Jarociński
Długość: 12 godz. 50 min
Ocena: 4/6


Zło kryło się w każdym, jedyna różnica między przestępcą, a przykładnym obywatelem była tak, że pierwszy podjął działanie, a drugi nie.




Iluzjonista to jedna z najnowszych książek autorstwa Remigiusza Mroza. Czy zupełnie najnowsza – nie mam zupełnie pojęcia, bo powiem szczerze, że już nie do końca nadążam za kolejnymi wydawanymi przez niego książkami. W tak zawrotnym tempie pisze. A że postać Gerarda Edling w Behawioryście wydała mi się na tyle ciekawą osobowością, że bez większego wahania sięgnęłam po kontynuację jego przygód zawartych w Iluzjoniście właśnie. 
W 1988 roku Gerard Edling prowadził śledztwo, które zakończyło się ujęciem i skazaniem sprawcy serii zagadkowych zabójstw. Z racji ich tajemniczego charakteru, w kronikach kryminalnych morderca nazywany był Iluzjonistą – długo zwodził śledczych, a zabójstw dokonywał tak, by dowody wskazywały na inne osoby. Jego ofiar nie łączyło nic poza tym, że na ich skórze znajdował się wypalony znak zapytania. Ponad trzydzieści lat później na jednym z opolskich kąpielisk odnalezione zostaje ciało z podpisem Iluzjonisty, a sposób działania sprawcy łudząco przypomina czarną serię, która niegdyś wstrząsnęła miastem. Prowadzenie dochodzenia utrudnia fakt, że akta dawnej sprawy zaginęły, a osoby z nią związane albo milczą, albo znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedynym, który może pomóc prokuraturze, jest wydalony ze służby Edling, skrywający własne tajemnice związane z dawnymi wydarzeniami… 
                                                                        opis wydawcy
Iluzjonista jest książką podzieloną na dwie płaszczyzny czasowe, co wyjątkowo lubię podczas lektury. Tutaj dodaje to na tyle smaczku, ponieważ dzięki akcji dziejącej się w przeszłości można poznać młodego Edlinga – jeszcze przed wydarzeniami z Behawiorysty, z czasów początku jego kariery. Iluzjonista jest książką dla mnie na tyle ciekawą, że dzieje się w Opolu, które znam dość dobrze – pochodzę z Opolszczyzny, więc stolica najmniejszego województwa jest mi o tyle bliska i znana. Muszę przyznać, że fabularnie ta książka generalnie dość  mocno mi się spodobała – nawet bardziej od poprzedniej części, choć nie byłam na to nastawiona. Jest odpowiednia ilość napięcia, zagadek, a nawet pojawia się zaskoczenie (co u Mroza nie zawsze jest takie oczywiste). Fakt, były rzeczy, których się domyśliłam, ale jednak mniej niż zazwyczaj w twórczości Remigiusza. Podoba mi się, że autor z fabułę zaangażował bardziej Emila – syna głównego bohatera, ten pomysł i rozwiązanie naprawdę niczego sobie. Jak dla mnie jak najbardziej na tak jestem, jeżeli chodzi o wykorzystanie samego pomysłu iluzji, sztuczek magicznych itp. Jak dla mnie bardzo sprawnie połączenie zagadek kryminalnych i przedstawień iluzjonistycznych. Naprawdę w porządku. Natomiast język i styl pisarski jest jak najbardziej charakterystyczny dla Mroza – lekki, nieskomplikowany, niewymagający… Mógłby być na trochę wyższym poziomie, no ale cóż… I tak nie ma tragedii. 
Każdy dobry iluzjonista zdawał sobie sprawę, że publiczność uwielbia brać udział w przedstawieniu. Nie wszyscy bezpośrednio, wystarczyło, by jeden widz został wywołany na scenę, a każdy inny czuł, jakby się na niej znalazł. Element uczestnictwa publiki był warunkiem koniecznym dobrego przedstawienia – i ten człowiek z pewnością o tym wiedział.
Iluzjonista  jest książką, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Ciekawy pomysł i naprawdę dość dobrze wykorzystany – zwłaszcza jak na grafomaństwo i wiele niedopracowanych pomysłów Remigiusza Mroza. Tutaj naprawdę do niewielu rzeczy można się przyczepić – pomysł mógłby być bardziej dopracowany, bardziej zaskakujące i mniej przewidywalne zakończenie czy bardziej wartka akcja, ale jednak jest naprawdę dość ciekawa książka. Nie jest to literatura jakiś bardzo wysokich lotów, ale jest naprawdę w porządku.