Kissin' dynamite
Kseniya Żuk & Igor Herbut
Bardzo lubię całą serię o Lipowie i po dłuższej przerwie od niej - w końcu zaczęłam ją nadrabiać. Niedawno skończyłam jedenasty tom pt. Pokrzyk, którego zakończenie mnie dość mocno zaskoczyło. Zaraz skończonym odsłuchaniu tego tomu - zabrałam się praktycznie od razu za jej kontynuację pt. Śreżoga. W jednym i drugim przypadku audiobooki w świetnej interpretacji Laury Berszki. Zapraszam serdecznie na recenzję!
Ktoś czai się z siekierą w ciemności. Sierżant sztabowy Radosław Trawiński boi się, że to aspirant Daniel Podgórski, który odkrył, że śmierć jego partnerki nie była samobójstwem. Czyżby przyszedł się zemścić? Tymczasem w okolicy giną jeszcze trzy osoby. Właściciel zajazdu wygląda wprawdzie, jakby spokojnie zasnął, ale jego pracownica nie ma tyle szczęścia. Jej ciało zostaje brutalnie zmasakrowane. Kilkanaście kilometrów dalej, na cichej leśnej polanie, ktoś ustawił aparat fotograficzny. Jego obiektyw skierowany jest na porąbane ciało młodego mężczyzny. Tylko twarz pozostaje nienaruszona. Zamiast dłoni i stóp sterczą za to groteskowe ptasie nóżki. Ale to nie pierwszy raz, kiedy sprawca zabiera ze sobą trofeum. Dwa lata wcześniej ginie pewna młoda dziewczyna. Ona również zostaje w ten sposób okaleczona. Kim jest i dlaczego wygląda, jakby przybyła z przeszłości? Co oznacza dziwny znak, który rysuje pewna pisarka? I czy prawdą jest, że kto usłyszy dźwięk wrzeciona kikimory, ten umrze? opis wydawcy
Śreżoga jest częścią pełną najróżniejszych bolesnych wspomnień i wydarzeń – dziecko Weroniki i Daniela, ich rozwód, wszystko po śmierci Emilii. To głównie z tego ostatniego punktu praktycznie od razu zabrałam się za kontynuację Pokrzyku, bo byłam niemiłosiernie ciekawa, jak rozwinie się sprawa i ta część historii. Katarzyna Puzyńska jak zawsze pokazała klasę, wymyślając ciekawy pomysł na fabułę i rozwijając go naprawdę dobrze, bo w końcu powstało niesamowite tomiszcze – w końcu w wersji papierowej całość ma blisko 900 stron. Wszystko napisane w lekki i niezobowiązujący sposób – nieskomplikowany, zwyczajny język, choć nie prostacki. Kolejne etapy lipowskiej historii rozwijają się naprawdę bardzo mocno, choć wciąż odnoszę wrażenie, że jest tu za mało kryminału w kryminale. Ogólnie naprawdę bardzo dobrze, że są wątki obyczajowe i są one doprawdy ciekawe, ale jednak jak na książkę plasującą się na kryminał – trochę zbyt mało mi tu intrygi, napięcia, zwrotów akcji. Pomysł naprawdę ciekawy, zrealizowany dość dobrze, ale albo całość zbyt rozciągnięta objętościowo (w sensie, że książka za długa), albo zabrakło intrygi, napięcia i szybciej biegnącej akcji. No cóż - takie są w końcu moje odczucia. W końcu to kryminał czy obyczajówka?
Śreżoga to część sagi o Lipowie, która spodobała mi się bardziej niż poprzedniczka. OD początku uważam, że nie są to jakieś wybitne arcydzieła literatury kryminalnej (bardziej czytadła), jednak jest to wciąż kawał dość dobrej, przyjemnej w odbiorze literatury. Fakt, ciągnący się nieco, ale jednak dalej naprawdę ciekawa literatura. Zdecydowanie ktoś, kto nie czytał całej serii od samego początku - zdecydowanie może się zgubić, ale miłośnicy serii mogą być zadowoleni. Ja jestem. Pomysł ciekawy, a ja już zacieram ręce na trzynasty i (jak na razie) ostatni tom sagi o Lipowie. Już nie mogę się doczekać!
Kiedy Agatha wraca z Londynu, witają ją ulewne deszcze i stara znajoma - nuda. Dlatego niewiele trzeba, by przystojny sąsiad, Paul Chatterton, nakłonił Agathę do rozpoczęcia nowego śledztwa. Akurat nadarza się okazja - niejaką panią Witherspoon prześladują szepty, odgłosy kroków i biała mgiełka. Kiedy policja nie znajduje żadnego wyjaśnienia tych dziwacznych zjawisk, Paul i Agatha biorą sprawy w swoje ręce. Szybko okazuje się, że nawiedzony jest nie tylko dom... opis wydawcy
Nie można wiecznie nadstawiać drugiego policzka. Może kiedyś taka postawa odnosiła skutek, ale teraz źli ludzie nie mają żadnych hamulców.
Choć Piotr Borlik wydał już co najmniej dziesięć książek z gatunku kryminału i thrillera, po które sięgam z wielką przyjemnością (i horroru, po który sięgam zdecydowanie rzadziej). Ja jednak nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze, więc – co za tym idzie – nigdy wcześniej nie czytałam żadnej z jego pozycji. Opis wydawcy na okładce jednej z nich dość mocno mnie zaintrygował – sięgnęłam więc z wielką przyjemnością po najnowszą, nienależącą do żadnego cyklu pt. Czterdzieści dusz.
W klasztorze na odludziu, będącym schronieniem dla czterdziestu duchownych o nadwerężonej reputacji, dochodzi do makabrycznej zbrodni. Zamordowano opiekuna placówki, a jego ciało powieszono na krzyżu w ogrodzie. W obawie, że wybuchnie skandal, władze kościelne próbują zachować incydent w tajemnicy. Do sprawy zostaje wyznaczona młoda i niedoświadczona policjantka Sara Bednarek. Wyznaczona i… pozostawiona bez wsparcia. Sara szybko zdaje sobie sprawę, że jej przełożonym bardziej niż na odkryciu prawdy zależy na jak najszybszym wskazaniu kozła ofiarnego. Z uwagi na życiorysy duchownych, każdy z nich mógłby być mordercą. Sprawa się komplikuje, gdy dochodzi do kolejnej zbrodni. opis wydawcy
Wszyscy naokoło trąbią o równouprawnieniu i parytetach, ale w rzeczywistości była to tylko teoria. W pewnych kręgach wciąż dominowali mężczyźni myślący średniowiecznymi kategoriami.
Czterdzieści dusz to książka z ciekawym pomysłem, nie do końca wykorzystanym potencjałem. Sam autor pisał o tej książce, że to istny kij w mrowisko, a ja się z tym zdecydowanie zgadzam, ale całość mogłaby być bardziej dopracowana z większą dawką intrygi i bardziej wyrazistą główną postacią. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czytało mi się naprawdę szybko, ale i mogłoby być trochę bardziej ciekawie. Osobiście jestem na tyle zaintrygowana twórczością autora, że z chęcią sięgnę po inne jego pozycje.
Pokrzywdzeni nie potrzebują modlitwy. Chcą usłyszeć „przepraszam”, chcą zadośćuczynienia. Wszystko to od dziecka trzymasz w sobie i albo zaczynasz zdrowieć i mówić o tym, albo kończysz na psychotropach.
Molestowanie i gwałty to tematy tabu, choć niekoniecznie te dokonywane przez księży – to temat bardzo chodliwy, o nich się lubi mówić, sama nie do końca wiem czemu. Dlatego po lekturach takich jak Gwałt polski czy Molestowane. Historie bezbronnych sięgnęłam po pozycję Artura Nowaka i jego żony Małgorzaty Szewczyk-Nowak pt. Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos będąc jej niezmiernie ciekawa.
„Ksiądz więził i gwałcił”. „Kapłan molestował ministranta”. Takie tytuły biją po oczach, podnoszą oglądalność i zwiększają nakłady gazet. Ale nie słychać w nich zbyt głośno głosu ofiar. Ich ból ginie niezauważony, bo w centrum uwagi są sprawcy w sutannach. To wyjątkowa książka, która daje głos ofiarom. Obok wstrząsających opisów przemocy seksualnej, poniżenia, a w niektórych wypadkach zwykłych tortur, znajdziecie tu zapis bezkarności sprawców, nieświadomości rodziców i krzywdy dzieci. Krzywda przeradza się w długotrwałą traumę, która prowadzi do prób samobójczych lub uzależnień. Każda z rozmów to osobista droga krzyżowa bohaterów, którzy dopiero po latach zdecydowali się opowiedzieć autorom o swoich dramatycznych przeżyciach. Autorzy z reporterską dociekliwością badają temat molestowania. Rozmawiają z osobami, które na co dzień zajmują się problemem pedofilii w Kościele katolickim. Pokazują, w jaki sposób Kościół w Polsce ochrania księży pedofilów. Tabuizowanie tego tematu przez lata służyło sprawcom. Czas przerwać milczenie - również dla dobra Kościoła, ale przede wszystkim - dla dobra dzieci. opis wydawcy
Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos to książka, która mnie bardzo zaintrygowała, byłam ciekawa podejścia autorów do tematu i tego, jak zostanie zrealizowany. Dla autorów jest to debiut literacki, później Artur Nowak wydał jeszcze kilka książek (natomiast jego żona już nie), ale nie miałam okazji ich czytać, więc zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po tej pozycji. Muszę jednak przyznać, że wciągnęłam się w nią już od samego początku. Całość jest podzielona na trzy części – pierwsza to rozmowy z ofiarami, druga to stanowisko autorów, natomiast trzecia to rozmowy z najróżniejszymi specjalistami. Do tego grona należą takie osoby jak chociażby Maria Beisert, będąca prawnikiem, psychologiem i seksuologiem czy ojciec Adam Żak - jezuita, koordynator do spraw ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. Coś co mi się spodobało – to oddanie głosu ofiarom, jak piszą autorzy nam nie chodzi o walkę z instytucją, ale o pomoc osobom pokrzywdzonym. Podział książki na różne części – też jest jak najbardziej bardzo ciekawe, choć osobiście z chęcią przeczytałabym więcej rozmów z ofiarami, jednak i tak jestem pełna podziwu dla tych, które po latach zdecydowały się na wyznanie prawdy i żądanie zadośćuczynienia. Żeby nie było zgorszenia jest napisana w sposób dobry, autorzy nie bawią się w ocenianie czy krytykowanie kogokolwiek – pokazują zjawisko z perspektywy ofiar, pokazują jak bardzo leży i kwiczy w Polsce edukacja seksualna, jak trudne jest zgłaszanie molestowania czy gwałtu, zwłaszcza jak za oprawcą stoi instytucja, która chce wszystko uciszyć i stłumić w zarodku.
Pokrzywdzonym wmawia się, że to ich wina. Mówi się, że ich Bóg pokarze i te osoby czują się gorsze. Ludzie, nie rozumiejąc uzależnienia pokrzywdzonego od sprawcy, upominają ofiary: „Po co tam jeszcze chodzisz?”. Nikt nie rozumie, że pokrzywdzeni byli wciągani w skomplikowane relacje, zastraszani: „Jak do mnie nie przyjdziesz, to ci mama umrze”.
Żeby nie było zgorszenia to książka zdecydowanie warta przeczytania, choć nie należy do najmocniejszych reportaży dotyczących wykorzystywania seksualnego, jakie czytałam. Uważam jednak, że książka jest jak najbardziej potrzebna i ważna w kraju, w którym tak dużą rolę odgrywa Kościół. Nie jest najmocniejsza, ale przez to osoby o słabszych nerwach czy większej wrażliwości będą mogły po nią sięgnąć. Naprawdę warto sięgnąć.
Problem pedofilii ma charakter ogólnospołeczny, nie odnosi się oczywiście wyłącznie do duchownych, to jednak obdarzani zaufaniem przez wiernych księża mają jako jedyna grupa społeczna nieskrępowany dostęp do dzieci, co bez skrupułów wykorzystują.
Była cholerna środa (...) Dzień. który nie należał ani do początku, ani do końca tygodnia.
Katarzyna Puzyńska jest zdecydowanie rozpoznawalna w świecie polskich kryminałów, a saga o Lipowie jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych i najbardziej poczytnych serii kryminalnych na naszym rodzimym podwórku. Po krótkiej przerwie od owego cyklu po skończeniu Rodzanic zabrałam się za kolejną, już jedenastą część sagi o Lipowie pt. Pokrzyk autorstwa Katarzyny Puzyńskiej. Zapraszam serdecznie na recenzję i wycieczkę w okolice Brodnicy!
We Wnykach wszyscy wierzą, że jak ktoś odwiedzi stary dwór pod lasem, to umrze. Klątwa jest nieubłagana. Dotknie każdego, kto przekroczy próg. Weronika Podgórska trafia tam zupełnym przypadkiem. Wkrótce okazuje się, że będzie musiała wrócić, i to w towarzystwie osoby, której nienawidzi. W tym samym czasie niedaleko umiera pewna staruszka. Przy jej ciele przyłapano emerytowaną komisarz Klementynę Kopp. Kopp podejrzana jest już o jedno morderstwo. Aspirat Daniel Podgórski nie wierzy w jej winę, mimo że dawna koleżanka sama przyznała mu się do wszystkiego. Policjant rozpoczyna śledztwo na własną rękę, ryzykując oskarżenie o przekroczenie uprawnień służbowych. Depcze mu po piętach prywatny detektyw badający makabryczny wypadek sprzed czterdziestu jeden lat. Szybko okazuje się, że Nowakowski sam ma coś do ukrycia. Wydarzenia nabierają tempa, kiedy nocą słychać w lesie strzały, a stara maska klauna pęka na kawałki. Kto jeszcze zginie? Jak te wszystkie sprawy są ze sobą związane? Kim jest kobieta ze spaloną twarzą? A przede wszystkim: czyje ciało wisi na hakach w domku gościnnym? opis wydawcy
Pokrzyk to już moje kolejne spotkanie z prozą Puzyńskiej, a co za tym idzie – samą sagą o Lipowie. Po tym jak zakończenie poprzedniej części pt. Rodzanice zaintrygowało mnie niemiłosiernie – nie mogłam długo zwlekać z lekturą kolejnego tomu, żeby dowiedzieć się co u dobrze znanych bohaterów. Daniel – jak Daniel, z przyjaznego misia zrobił się niezdecydowany do reszty, a Weronika momentami niemiłosiernie mnie irytowała. Za to Klementyna jak zawsze barwna i niezawodna, a przy okazji mamy okazję odkryć jej kolejne tajemnice. Ponadto mamy rodzinne sekrety i konszachty, zdradę, odliczanie dni trzeźwości, a do tego zagadkowe maski clownów. Przez to, że byłam z sagą na bieżąco – odsłuchiwanie tej części zaczęłam w końcu krótko po skończeniu poprzedniego tomu – w fabułę wciągnęłam się wyjątkowo szybko. A z racji, że audiobooków słucham do prac domowych – niejednokrotnie owe prace przedłużałam specjalnie, bo nie mogłam się momentami oderwać od lektury. Jednak muszę przyznać, że jest tu rozwiniętych bardzo dużo wątków pobocznych – rozerwanych i rozpapranych, pozostawiających lekki niesmak. Jak Weronika (w końcu pani psycholog) wiercąca dziurę w brzuchu Danielowi o dziecko i nieumiejąca z nim porozmawiać, jak dorosły z dorosłym, zwłaszcza znając historię Daniela związaną z jego dziećmi… A relacje Weronika-Daniel-Emila zaczynają przypominać brazylijską telenowelę. A szkoda. Bo jednak wolałabym więcej intrygi i kryminału w kryminale niż wątków romansowo-dzieciowych. Na szczęście pióro autorki i postać Klementyny zdecydowanie ratują sytuację. Przynajmniej tyle.
To zawsze było najważniejsze. Po której kto jest stronie. Bo prawda zawsze jest subiektywna i zależy od punktu widzenia.
Pokrzyk to część o Lipowie, która mnie nie zachwyciła, ale jednocześnie nie rozczarowała. Na pewno wielki plus za dość zaskakujące zakończenie. Seria ma lepsze tomy w swojej już kilkunastotomowej historii, ale miewa również gorsze, więc sumarycznie Pokrzyk jest przeciętny, ale skłaniający się ku tej lepszej stronie. Z racji owej mocno rozbudowanej warstwie obyczajowej – ktoś, kto nie czytał serii od początku zdecydowanie może się zgubić, ale miłośnicy serii mogą być zadowoleni. Mi zdecydowanie spodobał się motyw clowna, ukrywania się Klementyny i zaskakujące zakończenie.
[...] nic proste nie jest. Ktokolwiek sądził inaczej, grubo się mylił. A każdy punkt widzenia sprawia, że przyglądasz się zupełnie innej historii.
Christopher Berry-Dee, brytyjski kryminolog i autor bestsellerów o seryjnych zabójcach, tym razem analizuje psychikę, motywy i metody działania stalkerów. Przez wiele lat prowadził wywiady z osławionymi seryjnymi mordercami przebywającymi w więzieniach i nie ma sobie równych jako autor wstrząsających studiów na temat zbrodniarzy, którzy często przez wiele lat chodzą wśród nas nierozpoznani. Zabójstwo to jedynie finał – zanim zaatakują, stalkerzy potrafią tygodniami śledzić czy nawiązywać kontakty z niczego niepodejrzewającymi ofiarami. Posługują się wieloma rodzajami kamuflażu i są w stanie wprowadzić w błąd najbardziej spostrzegawcze osoby. Ich mentalność podsumował Ted Bundy: „Chcę być panem życia i śmierci […]. Czy śmierć jednej osoby ma jakiekolwiek znaczenie?”. Horror może być bliżej niż sądzicie opis wydawcy
Rozmowy z seryjnymi mordercami. Stalkerzy to książka będąca wynikiem wielu rozmów i badań autora, który rozmawiając z mordercami chce poznać i analizować ich umysły, motywy i metody działania. Tym razem na tapetę poszli stalkerzy, dla których samo morderstwo jest jedynie finałem, wisienką na torcie – tutaj licz się śledzenie, obserwacja, podglądactwo…. Całość jest naprawdę bardzo wnikliwa i analityczna, a poza umysłami zabójców autor dostrzega również ofiary i ich umysły. Książka jest napisana w naprawdę wciągający, zrozumiały, ale jednocześnie bardzo analityczny sposób, co sprawia, że pozycję się wręcz pochłania jednym tchem. Osobiście uważam, że niektóre (jak nie wszystkie) te historię są nieco przerażające, przez co nie jest to lektura dla wszystkich – przynajmniej moim zdaniem, ale miłośników kryminału zdecydowanie ukontentuje. Jedynie czego mi brakowało to transkrypcji realnych rozmów z owymi mordercami, a nie tylko opisów ich sposobów działania czy spotkań z nimi. Widocznie nie można mieć wszystkiego.
Całość recenzji do przeczytania na portalu Polacy nie gęsi.
Max Lugavere po latach badań, rozmów z najważniejszymi naukowcami i neurologami, odkrył ważne połączenie między dietą, stylem życia a działaniem mózgu. W swojej książce Jedz jak Geniusz przedstawia praktyczne sposoby na wyeliminowanie tzw. mgły mózgowej, optymalizację zdrowia i osiągnięcie szczytowej sprawności umysłowej. Znajdziesz w niej bezcenne spostrzeżenia na temat tego, jak usprawnić działanie swojego mózgu. A przede wszystkim co jeść, żeby:- poprawić pamięć i jasność umysłu- odmłodzić wiek swojego mózgu- czuć się bardziej szczęśliwym- zapamiętywać więcej i szybciej się uczyćPo tym, jak u matki autora zdiagnozowano demencję, Lugavere zawiesił swoją karierę medialną i postanowił dowiedzieć się wszystkiego na temat mózgu i jego wydajności. Przez ponad pół dekady zajmował się najnowszymi badaniami, rozmawiał z dziesiątkami czołowych naukowców i lekarzy z całego świata oraz odwiedzał najlepsze wydziały neurologiczne w Stanach Zjednoczonych – wszystko w nadziei, że zrozumie stan, w którym znajdowała się jego matka. z opisu wydawcy
Jedz jak geniusz to książka, która mnie zachwyciła w dobie pseudoporadników podających morze oczywistych prawd lub tych głupkowatych rad, które mówią, że depresję leczy się jedzeniem makaronu lub braniem się w garść. Nie dość, że pozycja jest poparta wieloletnimi badaniami autorami, to do nich skłoniła je choroba (demencja) matki, więc widać to po książce, że włożył w nie całe serce i energię. Autor pisze chociażby o tłuszczach – zarówno tych demonizowanych, czy jak najbardziej pożądanych zawierających morze nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3 i omega-6. Pisze także o wpływie jedzenia na zahamowanie działań neurodegeneracyjnych mózgu czy na organizm tak w ogólności, na co przywołuje nie tylko swoje badania, a także najróżniejsze badania przeprowadzane przez naukowców i badaczy. Poza stricte jedzeniem autor pisze także o ich składnikach, jak witaminy, przeciwutleniacze kwasy tłuszczowe czy polifenole, a także o powiązaniach jedzenia z innymi sferami życia – takimi jak chociażby sen. Poza samą teorią autor podaje również garść przepisów na dania, które dostarczą nam spore dawki odpowiednich składników. A na końcu książki znajduje się indeks rzeczowy, a w po nim możemy szukać w książce interesujących nas zagadnień np. przejedzenie, endotoksyna bakteryjna czy poszczególne choroby – naprawdę super sprawa. Czy wiecie, że żeby schudnąć nie wystarczy sam deficyt kaloryczny? Organizm musi być wyspany i musi mieć odpowiednią ilość mikroskładników – najlepiej właśnie z jedzenia, a nie magicznych napojów czy cukierków. Czy wiecie, że jedzenie może wpływać na naszą odporność? Czy wiecie, że większość Polaków i generalnie w naszym klimacie ma spore niedobory witaminy D? Czy wiecie, że jedzenie wpływa na naszą kondycję pamięć, koordynację, kondycję?
Całość recenzji do przeczytania na portalu Polacy nie gęsi.
Rok 1904. Walter Offenberg, pruski oficer, z powodu skandalu związanego ze śmiercią żony zostaje odesłany z Berlina do nadgranicznej Twierdzy Toruń. W pobliżu miasta kupuje majątek po zubożałym polskim ziemianinie. Gdy przyjeżdża do pałacu, poznaje Luizę Zagórską, córkę poprzednich właścicieli, choć nie od razu orientuje się co do tożsamości młodej kobiety. Luiza uczyła się śpiewu w Paryżu, musiała jednak przerwać lekcje, gdy jej rodzinne dobra zostały zlicytowane. Od pierwszego spotkania zaczyna iskrzyć między pruskim oficerem a młodą ziemianką. Wkrótce, podczas nocy świętojańskiej, we wsi dochodzi do brutalnej zbrodni. Zostaje wszczęte śledztwo. Polskie ziemiaństwo, pruscy urzędnicy, konspiracyjne kręgi, rodzinne sekrety, zakazane uczucie. Kto zyska, a kto straci w tej rozgrywce? opis wydawcy
W cieniu twierdzy to książka, za którą się zabrałam nie znając w ogóle twórczości autorki, co sprawiło, że nie miałam względem niej praktycznie żadnych oczekiwań – zwyczajnie cieszyłam się na literacki powrót do Torunia, a także przeniesienie się do innych, bardziej historycznych czasów. Zaczęłam czytać i mega się w nią wciągnęłam. Całość naprawdę zgrabnie napisana, w lekki sposób, niezbyt wygórowanym językiem, niezbyt skomplikowanym, aczkolwiek nie prostym czy prostackim. Pomysł na historię jest naprawdę ciekawy, a do tego całość bardzo zręcznie i zgrabnie poprowadzona, sprawiając, że nie sposób oderwać się od lektury. Niemieckie nazwy ulic i niemieckojęzyczne wstawki tylko ułatwiają przenieść się do Torunia z początku XX wieku. Do tego ciekawe postacie, który mogłyby być barwniejsze, ale jednak wciąż interesujące, a do tego miłostki między nimi. Nie ma tu prostackich i kolorowych romansów, a całość wypada naprawdę ciekawie.
Całość recenzji do przeczytania na portalu Polacy nie gęsi.
Moja babcia zawsze powtarzała, że nawet suchy liść ma swoje nerwy i dodawała, że można je trzymać na wodzy.
Choroba Alzhaimera jest zdecydowanie straszną chorobą. To przerażające jak z czasem człowiek przez chorobę przestaje być sobą, jak się zapomina o rzeczach, które się wydarzyły zarówno przed chwilą, jak i w zamierzchłej przeszłości. A najgorsze jest to, że wciąż nie ma na nią lekarstwa ani nie są znane czynniki, które ją wywołują. Dlatego jak natknęłam się na książeczkę Anny Sakowicz pt. Listy do A. Mieszka z nami Alzhaimer , która docelowo jest skierowana do dzieci.
Nieproszony lokator wywraca do góry nogami życie rodziny. Do domu Anielki, jej siostry, rodziców i babci wprowadza się Alzheimer. To on sprawia, że babcia staje się zapominalska, myli imiona, nie poznaje domowników i nie radzi sobie z codziennymi czynnościami. Anielka nie lubi pana A., jak go nazywa. Pisze do niego listy i nakłania, żeby wyprowadził się od babci. Wtedy wszystko będzie w porządku. Babcia wyzdrowieje. Czy na pewno? opis wydawcy
To taka choroba zapominania. Zapadają na nią starsi ludzie - powiedział, znów ocierając oczy. - Babcia nie pamięta, co się przed chwilą wydarzyło – dodał.
Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer to książka zdecydowanie warta polecenia – nie jest obszerna, lekka, aczkolwiek poważna. Moim zdaniem zdecydowanie warta przeczytania – przez dzieciaki, ale przede wszystkim przez dorosłych nie do końca uświadomionych na czym polega ta choroba. Napisana w sposób ciekawy, przyjemny i przystępny – naprawdę polecam.
Czy Pan rozumie, co to znaczy, że mózg umiera? Ja wiem, że mózg jest w głowie. To taki komputer, który steruje naszym ciałem. Pani w szkole nam to tłumaczyła, ale nie mówiła, że on może umrzeć. Jak może umrzeć bez człowieka? I co wtedy?
Upadki są dobre (...). Kiedy już sięgamy dna, nie możemy upaść niżej. Stamtąd wiedzie tylko jedna droga - ku górze.
Z pozoru zwyczajne życie Julity Snarskiej rozpada się, kiedy jej mąż przekracza, zdawałoby się, nieistniejącą granicę akceptacji u swojej żony. Zdesperowana, wraz z dziećmi ucieka do swojej przyjaciółki Elżbiety, bezdzietnej i samotnej lekarki. Pewnego dnia Julita otrzymuje propozycję, która może okazać się dla niej szansą na odmianę losu. Do tego trzeba jednak siły woli i nadziei. Czy Julita je w sobie odnajdzie? z opisu wydawcy
Bluszcz to książka o kobietach i dla kobiet napisana przez kobietę, przez co wydaje się być do szpiku prawdziwa. Muszę przyznać, że Niemczynow stworzyła wyrazistych, ciekawych postaci, choć Julita – główna bohaterka – i jej mąż momentami wydają się być wykreowani zbyt stereotypowo. Pomysł na historię też nieco sztampowy – kobieta zmęczona codziennością i mężem odchodzi od niego, żeby się odrodzić i zacząć nowe życie. Ileż w literaturze i filmie takich historii! Jednak właśnie czegoś takiego potrzebowałam – lekkości pióra, nadziei, siły, wielu problemów i ich pozytywnych rozwiązań. Uważam, że bardzo dobrze, że zostały podjęte takie tematy jak homoseksualizm i narkotyki u dziecka, akceptacja tego (lub nie) przez rodziców, a także późne dziewictwo, zakładanie masek czy finansowa zależność. Całość napisana w lekki sposób, do prostactwa sporo brakuje, ale jednak pokazuje momentami przesadną pruderyjność polskich kobiet i brak rozmów na ważne tematy – nie tylko na linii rodzic-dziecko, a także na linii dwóch dojrzałych kobiet-przyjaciółek. Całość naprawdę fascynująca – pochłonęłam ją od razu i znalazłam w niej tego, co szukałam. Warto przeczytać!
Nigdy nie wiemy, jak ogromny wpływ na nasze losy mają słowa wpajane nam przez najbliższych. Czasami wydaje nam się, że podejmujemy decyzje samodzielnie, że jesteśmy samodzielnie myślącymi jednostkami, jednak naszymi myślami często sterują ludzie nam najbliżsi. Robią to, rzecz jasna, w imię naszego dobra, nie mając najmniejszego pojęcia, że czynią nam krzywdę.
Bardziej jednak obawiał się ludzi. To ich uważał za najgroźniejszych. I to oni nieskończenie go fascynowali.
Ameryka alternatywnego XIX wieku. Daj się porwać światu, w którym technologia, zamiast pełzać, pomknęła naprzód. Na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych znajduje się miasto Exmore – betonowa dżungla wieżowców, ciężkich fabryk i mrocznych zaułków. A pośrodku tego sztucznego tworu stoi potężna elektrownia, której źródłem energii jest technologia trzymana w głębokiej tajemnicy. Staruszek Andrew Milton spędza czas w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale dla skazańców o szczególnie niebezpiecznym rodowodzie. Kathleen Turner trzymana w zamknięciu jak zwierzę czeka, aż nastąpi jej smutny koniec. Janusz Szewczyk, nastoletni syn polskich emigrantów, stara się przetrwać w niebezpiecznych dokach Exmore. Cała trójka jeszcze nie wie, w jaki sposób niepowstrzymana fala wydarzeń powiąże ich losy. Szaleni naukowcy, okaleczeni pacjenci, szpitale psychiatryczne, tajne laboratoria i osobnicy nazywający siebie bogami-naukowcami. Historia o odkupieniu, zemście i ambicji. opis wydawcy
Przedsionek piekła to książka z gatunku science fiction, po który sięgam dość rzadko, jednak z chęcią odwiedzam inne światy. Wcześniej nie znałam pióra autora, co wcale nie jest dziwne, skoro to debiut, ale dzięki temu nie oczekiwałam niczego od tej książki i na nic się nie nastawiałam. Pomysł na fabułę zdecydowanie mnie zaciekawił, zafascynował – choć potężna elektrownia skojarzyła mi się trochę z Czarnobylem, który zdecydowanie mógł być inspiracją. Do tego kwestia szpitali psychiatrycznych mnie interesuje jako studentkę psychologii. Szkoda tylko, że mimo zaciekawienia i zaintrygowania – książka zdecydowanie mnie nie zachwyciła, wręcz momentami zanudziła. Chaos fabularny, ciągle urywająca i gubiąca się akcja, a do tego brak jakiegokolwiek uporządkowania książki. Bohaterowie – może z potencjałem, ale jakoś niekoniecznie wykorzystanym. Wszystko było mdłe, niezbyt ciekawe, wręcz wiejące nudą, Wszystko napisane prostym, nieskomplikowanym językiem, co przynajmniej ułatwiło czytanie i sprawiło, że mogłam przez książkę przebrnąć dość szybko – mimo zionięcia nudą.
Całość recenzji do przeczytania na portalu Polacy nie gęsi
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
portalowi Polacy nie gęsi oraz Wydawnictwu Uroboros.
Czy zastanawiasz się czasem, jak działa twoje ciało?Ludzkie ciało bywa niesamowite, fascynujące i... bardzo dziwne. Twoje ciało jest dziwne. Moje ciało jest dziwne. A ciało twojego nauczyciela matematyki jest jeszcze dziwniejsze.Ta książka odpowiada na ważne pytania, takie jak:Czy jedzenie kóz z nosa jest bezpieczne?Ile czasu tracisz, siedząc w toalecie?Dlaczego w twoich rzęsach mieszkają obleśne żyjątka? (Bardzo mi przykro, ale to prawda).Usiądź wygodnie, załóż gumowe rękawiczki i pozwól się zabrać w smrodliwą i lepką podróż po twoich wnętrznościach.Oto „Twoja anatomia*“!(*To takie mądre słowo, które oznacza budowę ciała. Widzisz, już wiesz coś nowego!)opis wydawcy
Wodoodporne etui na książkę z motywem z Harry'ego Pottera |
Nowy czytnik - w końcu Kindle |
Andrzej Szwan ma osiemdziesiąt trzy lata, pamięta jeszcze drugą wojnę światową i powstanie warszawskie. W latach sześćdziesiątych poznał swoją pierwszą miłość, a dziś podbija estrady jako Lulla La Polaca, najstarsza w Polsce drag queen. Ewelina i Kasia są parą od prawie dziesięciu lat. Od trzech razem z ich córką Amelią i psem Moką tworzą szczęśliwą, tęczową rodzinę. Bartek ma siedem lat i jest transpłciowym chłopcem. Jego mama Dorota od kilku lat walczy o szczęście swojego syna i innych dzieci LGBT+ w Polsce. Temat społeczności LGBT+ od wielu lat nie schodzi z nagłówków gazet. Co roku odbywają się parady równości, a kolejne znane i lubiane osoby robią coming outy. Mogłoby się wydawać, że świadomość społeczna dotycząca osób LGBT+ jest duża. Tymczasem prawicowi politycy próbują społeczność LGBT+ utożsamić z nieistniejącą ideologią. z opisu wydawcy
"Twoja paczka już na ciebie czeka!" – brzmiała wiadomość, która wydawała się zwykłą pomyłką. Tesa nie spodziewała się żadnej przesyłki, niczego nie zamawiała w sieci – a nawet gdyby to zrobiła, z pewnością nie wybrałaby dostawy do paczkomatu. Jeśli nie musiała, nie wychodziła z domu. Postanowiła jednak sprawdzić tajemniczą przesyłkę – i okazało się to największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła. Wpadła bowiem w spiralę zdarzeń, która miała zupełnie odmienić jej życie… Gdy Tesa na nowo odkrywa swoją przeszłość, przez media społecznościowe przetacza się nowy trend. Kolejni internauci zamieszczają wpisy z hashtagiem #apsyda. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że osoby te od lat uznawane były za zaginione… opis wydawcy
Hashtag to już kolejna książka Mroza, za którą się zabrałam i już doskonale wiem, czego można się spodziewać po jego twórczości. Już świetnie wiem, że jego książki są bardzo nierówne, a ponadto są zwyczajne czytadła – przestałam inwestować w papierowe wydania jego pozycji, zwyczajnie się zapoznaję z nimi w ramach pakietu Legimi czy Storytel. I tutaj taka dygresja – w Hashtagu można było znaleźć lokowanie produktu w postaci portali z audiobookami, które słuchała główna bohaterka. Także i ja właśnie zabrałam się za tę lekturę w formie audio w interpretacji Szymona Bobrowskiego (który notabene gra w serialu Chyłka) i Agnieszki Więdłochy. Muszę przyznać, że pomysł na książkę jest dość ciekawy i jednocześnie całkiem znośnie wykorzystany – nie brakowało intrygi, zwrotów akcji mogłoby być więcej, zresztą mogłaby się posuwać nieco szybciej. Jako studentkę psychologii decydowanie podobały się tutaj zamieszczone wątki psychologiczne – problemu samoakceptacji spowodowanej otyłością Tesy (tym bardziej, że sama mam zdecydowaną otyłość), obsesje, fugi dysocjacyjne. Muszę jednak przyznać, że postać głównej bohaterki mnie momentami irytowała – jako osoba z problemami z wagą i związana z psychologią częściowo rozumiem jej zachowania, jednak w moim odczuciu była zbyt ciamajdowata, taka głupiutka, niedojrzała… Taka trochę ofermowata, robiąca z siebie ofiarę losu. Niby chodziła na terapię, ale zachowywała się jakby w ogóle nic do niej nie trafiało. Domyślam się, że naprawdę istnieją takie osoby, ale nie zmienia to faktu, że mnie momentami serio irytowała. W książce pojawia kilku bohaterów, ale nie ma ich jakiejś mnogości, a książka jest pisana z dwóch perspektyw (stąd też dwa głosy – męski i kobiecy) – Tesy i jej byłego wykładowcy, co było ciekawym doświadczeniem. Całość książki jest napisana w sposób bardzo lekki, autor dość mocno (nie wiem na ile celowo) wciskał wszędzie nazwy różnych produktów – jak chociażby nazwy portali z audiobookami, poza tym co chwilę nazwa batonika, marki samochodu itd. Jednak muszę przyznać, że zaskoczenie mnie zaskoczyło – może nie kompletnie i na amen, ale bardzo dobrze, że autor zafundował choć tutaj dawkę zaskoczenia i niedopowiedzeń.
Chciałam coś znaczyć. Chciałam zaistnieć. Chciałam stać się idealna. Śmierć wydawała się doskonałym środkiem do osiągnięcia tych wszystkich celów. (...) Wszystkie moje przywary natychmiast by znikły. Po śmierci rozkłada się bowiem nie tylko ciało, ale także ludzka mierność. Przestałabym być nijaka, moje wady zostałyby przyćmione wyolbrzymionymi atutami.
Podsumowując Hashtag – nadal jest to czytadło i nie należy do literatury wysokich lotów, jednak książkę słuchało mi się dość miło. Mimo nieco irytującej postaci głównej bohaterki, dość mocno wciągnęłam się w lekturę. Myślę, że książka (nawet jak na czytadło) zapadnie mi w pamięć. Nie jest arcydziełem, ale na tle innych książek Mroza, czy nawet innych thrillerów psychologicznych plasuje się całkiem w porządku. Osobiście mogę polecić w kategorii psychologicznych czytadeł, ale pod warunkiem, że nie ciamajdowatość Tesy nie będzie wywoływać zbyt wielkiej irytacji.
Agatha Raisin czuje się nieszczęśliwa. Nie bez powodu. Nie dość, że z Jamesem ma same problemy, to jeszcze przystojny sąsiad, John Armitage, upokorzył ją nieprzyzwoitą propozycją. Kompletnie za załamana, przestaje o siebie dbać. Gdy w miasteczku pojawia się nowy wikary, tajemniczy Tristan Delon, znów odnajduje sens życia. Kiedy duchowny zostaje znaleziony martwy w gabinecie pastora, Agatha rozpoczyna własne śledztwo.opis wydawcy
Równie wyzwalającym uczuciem jest wiedza, że jesteśmy odpowiedzialni za własne szczęście, jest również też odkrycie, że nie jesteśmy odpowiedzialni za szczęście innych osób.
Gó*** prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe zainteresowały mnie przede wszystkim z racji psychologicznych zainteresowań (i studiów) oraz tego, że bardzo mi się spodobała poprzednia książka Alexandry Reinwarth pt. Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne. Ta wcześniejsza mnie wręcz zachwyciła, pozycję o pułapkach myślowych znalazłam pod choinką, aż w końcu się za nią zabrałam – zapraszam więc na recenzję!
Uważasz, że podejmujesz racjonalne decyzje?Jesteś w błędzie – rządzą tobą emocje!Wiesz, że czegoś lepiej nie robić, ale i tak się na to decydujesz.Zamartwiasz się tym, na co nie masz wpływu.Potajemnie zerkasz na wyświetlacz komórki partnera.Wydajesz więcej niż zarabiasz.Tak samo jest, kiedy potrzebujesz odmiany w życiu – wiesz, co trzeba zrobić, próbujesz, ale nic się nie zmienia. Wpadasz w te same pułapki: chcesz zmienić swoje działania, a nie jesteś świadoma, że to twoje emocje ostatecznie decydują. Możesz to zmienić!
Przeczytaj tę książkę, aby:okiełznać swoje emocje i nauczyć się je obsługiwać,rozpoznać szkodliwe schematy i się od nich uwolnić,w końcu skutecznie realizować swoje plany.Naucz się odróżniać to, co wiesz, od tego, co ci się wydaje, a twoje życie stanie się prostsze!
opis wydawcy
Kiedy zmagamy się z negatywnymi emocjami, wychodzimy z tych zmagań silniejsi, co nie następuje, gdy je odsuwamy od siebie, przemilczamy lub udajemy, że ich nie ma. Tuszowanie błędów jest błędów, nieprzyznawanie się do strachu rodzi jeszcze większy strach, a unikanie bólu jest formą cierpienia. To co przydaje nam wielkości jako ludziom, rodzi się ze zmagań z negatywnymi doświadczeniami – czyli alleluja i do przodu.
Gó*** prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe to książka dobra dla laików, którzy są ciekawi, dlaczego wciąż wpadają w te same schematy i pułapki. Wydaje mi się, że osoby choć trochę oczytane w literaturze psychologiczno-poradnikowej tak popularnej teraz – będą się nudzić, a każdy kto ma choć trochę wiedzy psychologicznej – będą się nudzić tym bardziej. Dla laików – jak najbardziej mogę polecić. Jak dla mnie najzwyklejszy w świecie przeciętniak...