sobota, 26 września 2020

"Wielbiciel" Max Czornyj

Tytuł: Wielbiciel
Autor: Max Czornyj
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 384
Ocena: 3/6




Skoro nikomu nie był potrzebny, to tym bardziej sam nie potrzebował nikogo.




Do przeczytania jakiejkolwiek książki Maxa Czornyja zbierałam się już kilkukrotnie, do różnych tytułów. W końcu jednak dzięki wyzwaniu Abecadło z pieca spadło zmotywowałam się po raz kolejny i zabrałam się za pozycję pt. Wielbiciel i skończyłam ją bardzo szybko. Czas na recenzję!

Trzy różne osoby, trzy różne historie, jedna obsesja.
W kulminacyjnym momencie kampanii wyborczej ginie kandydatka na prezydenta. Wstępne ustalenia nie dają odpowiedzi na najważniejsze pytanie: czy było to samobójstwo, czy morderstwo? Tymczasem z przydomowego ogrodu kontrkandydata zmarłej zostaje porwana jego kilkuletnia córka. Wydaje się, że za wszystkie sznurki pociąga jedna osoba. Kim jest? Patologicznym prześladowcą, podglądaczem czy bezwzględnym mordercą? Co miała na celu od wielu lat opracowując swój chory plan? Prawdziwy Wielbiciel chce stać się tym, kogo wielbi. Wie wszystko i nie można przed nim uciec.
                                                                        opis wydawcy

Wielbiciel to książka, w której pierwsze skrzypce gra polityka, a konkretnie akcja dzieje się wokół wyborów prezydenckich… Osobiście nie przepadam za politykowaniem w każdej postaci, ale jak wyzwanie to wyzwanie i zabrałam się właśnie za tę książkę. Wcześniej, w blogosferze, czytałam sporo pochlebnych recenzji twórczości tego autora, więc tym bardziej postanowiłam dać szansę tej książce – w końcu z jakiegoś powodu zbierałam się za jego twórczość. Muszę jednak przyznać, że Wielbiciel wcale mnie nie zachwycił ani nie rzucił na kolana. Fakt, przeczytałam tę pozycję naprawdę dość szybko, jednak nie sprawiło to, że uważam ją za arcydzieło. Język i styl pisarski - całkiem w porządku, niezbyt skomplikowany czy wygórowany, dość przyjemny w odbiorze (choć może zabrzmieć to dziwne). Pomysł na fabułę – no niezbyt zachwycający i dość sztampowy w moim odczuciu. Porwanie i morderstwo związane z polityką – zdecydowanie odnoszę wrażenie, że to już w filmach czy książkach było niejednokrotnie wałkowane. A i do tego wykorzystane tak średnio, ale przynajmniej akcja toczy się odpowiednim tempem, takim umiarkowanym, ale bardzo dobrze, że niezbyt wolnym. Mogłoby być kapkę szybciej z większą ilością intrygi, ale jak już wspominałam – całość mnie nie zachwyciła. A bohaterowie – również (tak jak fabuła) mogliby być lepiej dopracowani i wykreowani. No i jak dla mnie, jako przyszłego psychologa, zdecydowanie za mało jest psychologii w owym thrillerze psychologicznym. No, ale cóż… W końcu nie każda książka jest arcydziełem i ma zachwycać. Czytadła też są potrzebne. 

Wielu psychopatów sprawdzało psychiczną wytrzymałość swoich ofiar. Tak działali też zwykli domowi kaci, dręczący swoje żony, mężów lub dzieci. Nie chodziło im o przełamanie barier, ale o sprawdzenie, czy mogą to zrobić.

Po skończonej lekturę Wielbiciela mam dość ambiwalentne odczucia. Nie zachwyciłam się, ale również nie zanudziłam się i nie uważam jej za dno, choć zdecydowanie oczekiwałam czegoś lepszego. Okazało się, że to po prostu zwyczajne, niezbyt wygórowane i średnio zrealizowane czytadło, przynajmniej dla mnie. Osobiście zamierzam sięgnąć jeszcze po jakieś książki z bibliografii Czornyja, żeby przekonać się czy to wyjątek czy reguła. Jednak jak dla mnie ta konkretna pozycja jest zwyczajnie przeciętna i niewyróżniająca się, ale cieszę się, że ją przeczytałam robiąc pierwszy krok w przygodzie z twórczością tego autora.

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło

piątek, 18 września 2020

"Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz" Beata Pawlikowska

Tytuł: Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz
Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: Edipresse
Ilość stron: 352
Ocena: 0/6


Szukasz miłości wszędzie poza sobą. Tymczasem najważniejsza i najbardziej potrzebna miłość znajduje się W TOBIE. 




Nie dość, że studiuję psychologię to jeszcze sama od lat walczę z depresją, stąd u mnie takie zainteresowanie książkami związane z tą tematyką. Były Twarze depresji, były książki zaginionego w Tatrach księdza Grzywocza czy fabularyzowane z depresją w tle jak na przykład Pamiętnik samobójczyni Magdaleny Grochowalskiej. O niezbyt trafnych wypowiedziach dotyczących depresji w wykonaniu Beaty Pawlikowskiej już słyszałam, ale byłam ciekawa jej książki, dlatego postanowiłam dać jej szansę i sięgnęłam po pozycję pt. Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz

Rozpacz była dla mnie czymś tak codziennym, że uznałam to za część rzeczywistości. Rozpacz tak wielka, że umierałam w duszy wiele razy i ze zdumieniem odkrywałam fakt, że wciąż żyję. Depresja to wielka pustynia pełna łez. Ale to jest tylko stan przejściowy. Można to zmienić. Trzeba tylko zrozumieć czym jest depresja, skąd się bierze i jaki jest jej mechanizm działania. To właśnie zrozumiałam. Wymyśliłam narzędzia. Zastosowałam. Zwyciężyłam. Ty też możesz.
                                                                           opis wydawcy

O zgrozo!

Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz to książka, do której podchodziłam dość sceptycznie i wraz z wgłębianiem się w lekturę widziałam, że było to dobre podejście. Choć i tak się nią rozczarowałam… Całość przekazu Pawlikowskiej jest napisana co prawda bardzo lekko, co sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, ale jednak sama treść jest po prostu słaba, błędna wręcz, a do tego niebezpieczna. Autorka wszystko odnosi do podświadomości, która ma bezsprzecznie sporą rolę w życiu człowieka, o czym mówi głównie cały nurt psychodynamiczny w psychologii, więc ten fakt jako taki niebezpieczny nie jest. Jednak depresja to coś więcej niż podświadomość, to także zaburzenia w wydzielaniu serotoniny, co leczy się lekami. A autorka uważa, że leki nie są potrzebne w leczeniu depresji – co zresztą widać, a do tego ani słowa nie ma o pójściu do specjalisty czy farmakoterapii i psychoterapii w leczeniu depresji, tylko uważa, że człowiek sam sobie może z tym poradzić. Z chwilową chandrą – jasne. Z depresją – nie ma szans. Widać z jej strony zdecydowane bagatelizowanie tematu oraz brak wiedzy na temat zaburzeń depresyjnych. A jest to wyjątkowo niebezpieczne. Osoba depresyjna z myślami samobójczymi przeczyta sobie książkę Pawlikowskiej, w której mówi ona, że leki są niepotrzebne – taka osoba może odstawić leki, bez konsultacji z lekarzem, a to może być tragiczne w skutkach. Ale w Polsce o tym się nie mówi, że rocznie więcej ludzi umiera śmiercią samobójczą niż w wyniku wypadków komunikacyjnych. Po co. Ale taka Beata Pawlikowska może polać sobie wodę na temat wychodzenia z depresji bez specjalistów nie mając chyba pojęcia o powadze choroby. 

Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz – owszem możesz, ale z pomocą specjalistów i we wsparciu bliskich, a nie przy pomocy wyświechtanych frazesów Pawlikowskiej. Ja jestem zdecydowanie na NIE. No po prostu nie. Nie dość, że istne wodolojestwo, które nie daje żadnych konkretnych rad, a jest wręcz niebezpieczne. Nie, nie, nie. Ja się na to zdecydowanie nie zgadzam. Odradzam. Szkoda czasu, zdrowia i pieniędzy na tą książkę pełną zupełnie głupich i niebezpiecznych frazesów, które nawet nie są motywujące… Omijać szerokim łukiem. Dno i trzy metry mułu.

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło

niedziela, 13 września 2020

"Zwalczyć negatywne myślenie" Joël Pralong



Tytuł: Zwalczyć negatywne myślenie
Autor: Joël Pralong
Wydawnictwo: W drodze
Ilość stron: 128
Ocena: 1/6






Jako osoba studiująca psychologię i sama zmagająca się z całym morzem najróżniejszych negatywnych myśli postanowiłam sięgnąć po książkę Joëla Pralonga, która rzekomo miałaby w tym pomóc. Czas więc na recenzję pozycji pt. Zwalczyć negatywne myślenie, którą przeczytałam całkiem niedawno. 

Książka dla wszystkich udręczonych myślami...i deszczową pogodą Nasze myśli – zarówno negatywne, jak i pozytywne – dostarczają nam materiału do oceniania innych i siebie. Wywierają na nas wpływ i, w taki lub inny sposób, popychają do działania. Kształtują naszą osobowość i kierują naszym zachowaniem. Książka Joëla Pralonga nie oferuje ani żadnej techniki, ani nowej „sztuczki” pokazującej sposób uwolnienia się od niepokoju. Autor chciałby zaprosić czytelnika do tego, aby za przykładem dawnych mnichów, pozwolił Bogu „oddychać” w sobie. Nauczanie ojców pustyni chce zaprowadzić nas do hezychii, oznaczającej z gr. „równowagę, odpoczynek, pokój, łagodność, wewnętrzną ciszę, samotnię”.
                                                                     opis wydawcy

Zwalczyć negatywne myślenie to książka, której lektura zajęła mi niewiele czasu, ale jednocześnie jest niezbyt obszerna, bo czym w końcu jest niecałe 130 stron. I na tym chyba plusy tej książki się kończą, bo muszę przyznać, że bardzo się na niej rozczarowałam. Przesłanie całej książki jest takie, że Bóg i lektura Pisma Świętego są najskuteczniejszym lekiem na depresję i negatywne myśli – nie terapia, nie leki, a właśnie religia. Wiara może być pomocna, jak najbardziej, ale jako dodatek do leczenia czy jego element, a nie zamiast leczenia. Bóg nie zastąpi psychoterapii, tak samo jak nie zastąpi leków na anginę czy operacji ratujących życie. Ta książka jest na tyle niebezpieczna, że osoby depresyjne czasami mają problem podjąć leczenie z racji samej choroby, a po lekturze takiej pozycji, stwierdzą, że leczenie w postaci psychoterapii i leków jest im niepotrzebne, bo w końcu do Bóg ma ich wyleczyć… Może jest i napisana w sposób dość przystępny i naszpikowany cytatami z Biblii, ale uważam, że sama w sobie jest zwyczajnie niebezpieczna i wprowadza czytelnika w błąd, a całość zamiast pomagać zwalczać negatywne myślenie – irytuje. I mówię to jako osoba wierząca. 

Zwalczyć negatywne myślenie to książka, którą zdecydowanie odradzam i nie polecam. Może i krótka, ale wprowadza w błąd irytuje, a jej lektura może zrobić więcej szkody niż pożytku – np. w postaci odstawienia leków czy psychoterapii przez osobę depresyjną co może skończyć się tragicznie… Dobrze, że nawet jej nie kupowałam, tylko przeczytałam w ramach Legimi... Szkoda czasu, nawet jak na tę długość. Zdecydowanie odradzam. 


niedziela, 6 września 2020

"Oskarżony pluszowy M." Clifford Chase

Tytuł: Oskarżony pluszowy M.
Autor: Clifford Chase
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 256
Ocena: 2/6



...i to było tak, jak gdyby samo pragnienie - pragnienie czegokolwiek - było tylko dziwnym, śmiesznym, bolesnym tańcem.




Oskarżony pluszowy M. to książka, która przykuła moją uwagę już kilka lat temu, a sama kupiłam ją za całe 5 złotych na Warszawskich Targach Książki, które spędzałam razem z Kasią pijąc burżujskie warszawskie piwo i paląc pod Narodowym. W końcu po latach, wybierając się na Mazury – zabrałam ze sobą książkę o misiu i właśnie wtedy ją przeczytałam…

Purnosens, groteska i ostra satyra na instytucje publiczne, na głupotę i bezduszność ludzi mieszają się z liryzmem wspomnień i refleksji misia. Pluszowy miś może być bardzo niebezpieczny. Jeśli ma marzenia i duszę. Wtedy trzeba go tropić, wysłać przeciwko niemu oddział antyterrorystyczny, skuć go kajdankami, osadzić w więzieniu i sądzić całymi miesiącami, oskarżając o 9678 zbrodni. I żądać kary śmierci. Pluszowego misia należy uznać za wroga publicznego numer jeden. Bo ludzi i świat pojmował uczuciami. Bo pragnął miłości i akceptacji. Bo chciał być sobą i cieszyć się życiem.
                                                           opis wydawcy

Z książką na Mazurach

Oskarżony pluszowy M. jest książką, której recenzji nawet nie czytałam, więc nie wiedziałam czego można się po niej spodziewać, ale byłam jej ciekawa, bo jak od misia można żądać kary śmierci? Książka już od pierwszych stron wydawała mi się zupełnie nietypowa. Wiem, że w literaturze dziecięcej czy fantastycznej zabawki mogą być żywe, jednak w książkach już bardziej dorosłych czy obyczajowych wydaje się być to naprawdę absurdalne i niepojęte. Pomysł na ożywienie misia mnie zaciekawił, w końcu coś przykuło moją uwagę, ale jednak cała realizacja wypadła już zdecydowanie gorzej. Zupełnie nie potrafiłam się wciągnąć, a styl pisania był tak drętwy, że po prostu się męczyłam podczas lektury. Choć książka nie jest obszerna i do przeczytania za przysłowiowym jednym przysiadem, ale jej lektura zajęła mi zdecydowanie więcej czasu, bo obiecałam sobie ją skończyć. Winkie – główny bohater historii – jest postacią dość ciekawą, najlepiej wykreowaną i z naprawdę dużym potencjałem, ale cała otoczka jest w moim odczuciu dość marnie zrealizowana. Cała książka ma generalnie potencjał, ale całość jest sumarycznie ciężka do przełknięcia. Może i jest w prześmiewczy sposób pokazany proces sądowy i szukanie winy, ale wciąż brak tu obiecanych wzruszeń i opowieści o miłości, akceptacji czy cieszenia się życiem. 

Bo skoro naprawdę tak wygląda jego przeznaczenie, zadawał sobie w duchu pytanie - tak jak zawsze, kiedy dotarł do tego punktu, jak gdyby to pytanie mogło go zbawić - to czego życie go nauczyło?
- Po pierwsze - odpowiedział sam sobie, bez zmrużenia powiek, niemal czekając na cios: - Miłość zostanie ukarana. Po drugie... Ale nie wiedział jeszcze, co po drugie.

Oskarżony pluszowy M. to książka, która ma zdecydowanie potencjał, ale zupełnie przez autora niewykorzystany. Choć jest to pozycja niezbyt obszerna to jej lektura niemiłosiernie mi się dłużyła i była dość męcząca. Język, realizacja pomysłu i zamierzona groteska – coś tutaj nie wyszło. Jeżeli zamierzasz po nią sięgnąć – zdecydowanie odradzam. Ani wzruszeń, ni satyry czy groteski, ni wciągającej akcji… Naprawdę nie warto. W moim odczuciu zdecydowanie szkoda czasu, a tyle dobrych książek do przeczytania czeka.

piątek, 4 września 2020

Stosik na koniec wakacji (#4/2020)

Ostatnio naprawdę większość książek czytam z Legimi, bo przekonałam się bardzo do e-booków... A książek papierowym kupuję naprawdę niewiele...
Stąd i stosiki rzadko. 
Poza tym - kiedy ja to wszystko przeczytam?


Jak zawsze
Już dawno polowałam na tę książkę

Jaskółki Czarnobyla
Jak myśleć o sobie dobrze?
Insulinooporność. Łatwe lunchboxy
Ostatnie zakupy z Emipku - razem z tymi cudownymi papierami do scrapbookingu widocznymi z tyłu.

Insulinooporność
kupiona w małej księgarence w moim rodzinnym Kluczborku

Książki o insulinooporności, co by bardziej świadomie zabrać się za jedną ze swoich chorób i przy okazji zrzucić sadełko. Tak, czas się wziąć za siebie, choć skręcona kostka nie ułatwia zadania ;) Ale no cóż, czas się pozbyć balastu ;)

Co czytaliście z tego?
Co czytacie aktualnie?

Pozdrawiam
Asia