Tytuł: Harry Potter i Przeklęte Dziecko
Autor: Joanne Kathleen Rowling, Jack Thorne,
John Tiffany
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 368
Ocena: 2,5/6
Obaj staraliśmy się ofiarować naszym synom nie to, czego potrzebowali, ale to, czego my potrzebowaliśmy.
Bardzo lubię cały cykl o Harry'm Potterze, w zasadzie mogę nazwać się jego fanką. Pierwszą część dostałam na swoje 9 urodziny, to była pierwsza tak obszerna książka, jaką przeczytałam (co nie znaczy, że wcześniej nie czytałam). Później, jak już mi się spodobało, dostawałam od rodziny kolejne części, chodziłam do kina na ekranizacje. Właśnie dlatego bardzo się ucieszyłam na wieść o wydaniu scenariusza sztuki teatralnej osadzonej w świecie Pottera pt. Harry Potter i Przeklęte Dziecko, no i krótko po premierze zakupiłam tę pozycję, a dopiero teraz zabrałam się za jej lekturę.
Ci, których kochamy, nigdy tak naprawdę nas nie opuszczają, Harry. Pewnych spraw śmierć nie dotyka. Farby... wspomnienia... i miłości.
Harry Potter i Przeklęte Dziecko to sztuka teatralna napisana przez Jacka Thorna oraz Johna Tiffany'ego, oczywiście wraz z J.K. Rowling. Od Bitwy o Hogwart minęło 19 lat. Harry, Ron, Hermiona i Ginny są już dorośli, mają swoje rodziny, ich dzieci uczą się w tej samej szkole, co ich rodzice. Voldemort już nie grozi światu czarodziejów, życie głównych bohaterów wydaje się być naprawdę spokojne. Jednak zbuntowany syn Harry'ego i Ginny postanawia trochę pobawić się czasem i naprawić świat dorosłych. A jak te wydarzenia łączą się z Turniejem Trójmagicznym, który miał miejsce ponad 20 lat wcześniej? Co namiesza młody Potter?
Już kupując Przeklęte dziecko nie oczekiwałam czegoś super i mnóstwa fajerwerków, jednak i tak skończyłam tę książkę z niedosytem, niesmakiem i lekkim zażenowaniem. Zacznijmy od fabuły... Jak dla mnie oparta na dość prostym schemacie, no i jak dla mnie niedopracowana, robiona jakby na siłę. Akcja toczy się powoli, a i zwrotów brak. Jakby pójście po najmniejszej linii oporu... No naprawdę, niektóre fanfiki mają o wiele lepsze pomysły na fabułę i lepiej go realizują, niż tutaj. Zupełnie nie czuć zupełnie klimatu... Bohaterowie w tej części są infantylni, niedopracowani i mdli... Harry, Ron i Hermiona i całą reszta tej bandy zachowują się, jakby byli jeszcze nastolatkami, choć ten okres ich życia już dawno minął. Fakt, zdziwiło mnie podejście Malfoy'a do Harry'ego, ale całością wykreowania bohaterów jestem naprawdę zażenowana. Harry jest rozhisteryzowanym ojcem, Ron zachowuje się jak dzieciak, a inteligencja Hermiony chyba z niej uleciała... Może na scenie robi to większe wrażenie, ale jednak sam scenariusz przedstawia historię naprawdę prostą, płytką, niedopracowaną... Jest kilka ciekawych cytatów, jest kilka fajnych momentów, ale to tylko momenty i fragmenty... Niestety... No i moim zdaniem to jest przegięcie, żeby w roli Hermiony obsadzać czarnoskórą aktorkę, zwłaszcza, że nigdzie nie było zaznaczone, że jest murzynką...
Doskonałość jest poza zasięgiem ludzkości, poza zasięgiem magii. W każdej pięknej chwili szczęścia kryje się kropla trucizny: świadomość, że ból powróci. Bądź szczery wobec tych których kochasz. Pokaż swój ból. Cierpienie jest rzeczą równie ludzką jak oddychanie.
Harry Potter i Przeklęte Dziecko to książka, którą jestem naprawdę zażenowana. Odnoszę wrażenie, że wszystko w niej jest robione po najmniejszej linii oporu, robiona na siłę, dla kasy... Jako fanka świata Pottera odradzam Wam tę książkę – oszczędźcie sobie rozczarowania. Niby miło wrócić do Hogwartu, ale jednak nie tak... Gdzie się podziały te wszystkie pomysły Rowling? Gdzie werwa i charakter bohaterów?