Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Muza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Muza. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 września 2024

"Znajdź mnie" Anne Frasier

Tytuł: Znajdź mnie
Autor: Anne Frasier
Cykl: Inland Empire
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 352
Ocena: 3.5/6


Wszystko dawało się naprawić. Każdego można było pocieszyć, jeśli tylko użyło się właściwych słów.





O twórczości Anne Frasier przeczytałam kiedyś w blogosferze i zaintrygowana nią postanowiłam zacząć przygodę od pierwszego tomu serii Inland Empire pt. Znajdź mnie. Zapraszam na recenzję!

Seryjny morderca Benjamin Fisher, który od trzydziestu lat odsiaduje wyrok w więzieniu, postanawia wskazać policji miejsca, gdzie ukrył ciała swoich ofiar. Stawia jednak warunki prowadzącemu sprawę detektywowi Danielowi Ellisowi. Najważniejszy z nich to obecność jego córki Reni, byłej agentki i profilerki FBI. Stracił z nią kontakt wiele lat temu. Reni nie chce wracać do bolesnej przeszłości. Ostatecznie jednak się zgadza, bo czuje się współodpowiedzialna za tamte zbrodnie. Do dziś ma poczucie winy i dręczą ją wyrzuty sumienia, że uczestniczyła w chorej grze ojca, który wykorzystywał kilkuletnią córkę jako przynętę do wabienia swoich ofiar.

Gdyby tylko zdołała powstrzymać ojca albo ocalić choćby jedną z nich...

Nadszedł wreszcie czas, żeby raz na zawsze zamknąć ten mroczny rozdział w życiu Reni, rodzin zamordowanych kobiet oraz detektywa Ellisa, dla którego ta sprawa także ma wymiar osobisty. Gdy był małym chłopcem, jego matka zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Mężczyzna jest przekonany, że podobnie jak kilkadziesiąt innych kobiet padła ofiarą Fishera. Ich koszmar dopiero się zaczyna...                                                                                                                    opis wydawcy

Znajdź mnie to książka, która zaintrygowała mnie nie tylko opisem, a także obietnicą mrocznej, rodzinnej tajemnicy. Zgrałam ją na czytnik i czym prędzej zabrałam się za jej lekturę. Wciągnęłam się w nią bardzo i z niecierpliwością czekałam na rozwój wydarzeń. Byłam ciekawa tego rodzinnego sekretu, ale również twórczości amerykańskiej autorki, której wcześniej nie znałam. Zaczęłam czytać zaintrygowana i muszę przyznać, że sam pomysł na fabułę jest naprawdę fascynujący, a całość czytało mi się naprawdę dość szybko. Jeżeli chodzi o język i styl pisarski widać naprawdę dość spore umiejętności pisarskie – to muszę przyznać. Nie ma tutaj wybitnie wyszukanego języka, wszystko jest zrozumiałe dla czytelnika, ale jednocześnie dopracowane i bez jakiś prostackich sformułowań. Jednak to nie wszystko… Sami bohaterowie wydają mi się słabo dopracowani, mdli i wybitnie mało wyraziści. Przy tak intrygującym pomyśle na fabułę aż prosi się o zdecydowanie bardziej charakterystycznych i lepiej wykreowanych bohaterów. W warstwie psychologicznej czy obyczajowej tej powieści działo się naprawdę sporo różnych ciekawych rzeczy i to naprawdę doceniam, jednak w moim odczuciu w warstwie sensacyjnej tej powieści było po prostu słabo - zdecydowanie brakowało tu napięcia czy bardziej wartkiej akcji. Dochodzi do tego fakt, że mimo naprawdę interesującego pomysłu na fabułę, to jednak zakończenie książki jest dość przewidywalne i zupełnie mnie nie zaskoczyło, co w moim odczuciu stanowi zasadniczy minus. 

Logika powinna podpowiedzieć ofiarom, że coś tu nie gra. Ale odwoływał się do ich emocji. Wykorzystywał współczucie do własnych celów.

Znajdź mnie jest książką, po której spodziewałam się dość sporo i nie ukrywam, że się na niej zawiodłam. Jest tutaj naprawdę fascynujący pomysł na fabułę i ciekawa warstwa psychologiczna, jednak do bólu przewidywalne zakończenie i marna warstwa psychologiczna sprawiły, że całość skończyłam ze sporym niedosytem. Czy polecam? Tutaj mam mieszane uczucia… Mogłoby być zdecydowanie lepiej, a tutaj coś poszło nie tak z odpowiednią dawką sensacji, napięcia, wartkością czy kreacją bohaterów. Moim zdaniem książka nie wypada źle – jest po prostu bardzo nierówna, a całościowo jest po prostu średnio. 

Większość ludzi nie może zacząć wszystkiego od nowa. Po prostu nie są w stanie. Bez całkowitego wymazania wspomnień nie ma mowy o nowym początku, co najwyżej o zmianie. Nawet gdyby spaliło się dom, w którym stało się coś złego, ten dom nadal tkwiłby w naszej pamięci. Przez ostatnich kilka dni Reni wiele razy wyobrażała sobie, że jedzie na pustynię i zamalowuje wyrytego w skale ptaka. Dobrałaby farbę tak, że nikt nie dowiedziałby się o jego istnieniu. Ale ona wiedziałaby, że ten szkic tam jest pod warstwą farby.

piątek, 30 września 2022

"O włos" Katarzyna Bonda

Tytuł: O włos
Autor: Katarzyna Bonda
Cykl: Jakub Sobieski
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Muza
Czyta: Adam Bauman
Długość: 12 godz. 43 min.
Ocena: 4.5/6


Czasami myślę, że zabijanie to wcale nie potrzeba władzy i kontroli, lecz zwyczajnie tęsknota za śmiercią. Też chciałbym być wolny.




Za twórczość Katarzyny Bondy zabrałam się już kilka lat temu, jednak przez ten cały czas miałam dość długą przerwę od jej książek. Zaczęłam od serii z Hubertem Meyerem oraz Czterech żywiołów Saszy Załuskiej, a teraz postanowiłam zacząć inny cykl – z Jakubem Sobieskim w roli głównej od pierwszego tomu pt. O włos.
W Lesie Kabackim zamordowano dwie młodziutkie dziewczyny. Policjanci od dawna nie widzieli tak zbezczeszczonych zwłok. Ale to nie koniec makabrycznych odkryć, bo w trakcie przeczesywania okolicy śledczy trafiają na coś jeszcze: spięty zieloną wstążką pukiel blond włosów, który z całą pewnością nie należał do zamordowanych kobiet. To fetysz, ale i cenny dowód. Kosiarz z Kabat sieje postrach zwłaszcza wśród pracownic agencji towarzyskich. To wśród nich upatruje kolejnych ofiar. Świat alfonsów i prostytutek jest zamknięty dla policji. Do akcji nieformalnie wkracza detektyw Jakub Sobieski. Tropy prowadzą w przeszłość, do niewyjaśnionej zbrodni sprzed lat. Czy pragnienia mordercy znów dały o sobie znać? Czy młodemu detektywowi uda się wytropić sprawcę, zanim życie straci kolejna kobieta? Przekonaj się, czy prawda zawsze musi wyjść na jaw.                                                                                                                                                                                  opis wydawcy

O włos to książka, której zaczęłam słuchać ze sporym zaciekawieniem, choć bez żadnych większych oczekiwań - byłam ciekawa kolejnego bohatera wykreowanego przez autorkę, a także jej kolejnej kryminalnej historii. Muszę przyznać, że pozycja zdecydowanie przypadła mi do gustu, już od samego początku zaczęło się robić naprawdę ciekawie i tajemniczo, a jednocześnie dość mrocznie i… brudno. Do tego język, jakim jest napisana ta pozycja jest nieskompilowany, obrazowy, dość barwny. Do tego główny bohater – Jakub Sobieski, który dość mocno przypadł mi do gustu – i to z kilku powodów: jest to człowiek, który nie owija w bawełnę, wali prosto z mostu, jest tajemniczy i inteligentny. I mimo chaosu w życiu prywatnym pomaga prowadzić śledztwo w charakterystycznym stylu. Akcja książki moim zdaniem mogłaby się toczyć trochę szybciej, z większą dawką napięcia i intrygi, ale nie zmienia to faktu, że podczas słuchania tej książki bawiłam się naprawdę dobrze – za sprawą głównego bohatera, ale również ciekawego i dość dobrze zrealizowanego pomysłu na fabułę. Co prawda już gdzieś po połowie książki zaczęłam się domyślać jej zakończenia, mogłoby być tutaj więcej zaskoczenia, ale zupełnie nie przeszkodziło mi to w cieszeniu się lekturą, zwłaszcza w świetnej interpretacji Adama Baumana.

O włos Katarzyny Bondy jest w moim odczuciu naprawdę całkiem dobrym początkiem nowej serii kryminalnej – nie dość, że całkiem ciekawy i nieźle zrealizowany pomysł, a do tego interesujący, barwni bohaterowie (nie tylko Jakub Sobieski. Z chęcią niebawem zabiorę się po jej kontynuację, ale również po kolejne tomy innych, zaczętych przeze minie serii autorki, za którą zdążyłam się stęsknić. Samą książkę O włos zdecydowanie polecam – mogłoby być nieco lepiej, ale i tak jest to całkiem porządny kawałek kryminału, z którym spędziłam naprawdę miło czas.

Książka bierze udział w wyzwaniu

środa, 31 sierpnia 2022

"Jak być szczęśliwszą, zdrowszą i piękniejszą" Jennifer Ashton, Sarah Toland

Tytuł: Jak być szczęśliwszą, zdrowszą i piękniejszą
Autor: Jennifer Ashton, Sarah Toland
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 352
Ocena: 1/6



To, co robimy ze sobą codziennie, ma ogromny wpływ na nasze zdrowie.






Chętnie sięgam po różnego rodzaju poradniki psychologiczne – lubię sięgać po nowych autorów ciekawa tego, co mają do powiedzenia. Jedną z takich książek jest Jak być szczęśliwszą, zdrowszą i piękniejszą, za którą zbierałam się za nią chyba dwa czy trzy razy, bo chodziła już za mną od dłuższego czasu. Aż w końcu przyszła na nią pora, więc zapraszam na recenzję. 
„W nadchodzącym roku skupię się na zadbaniu o siebie i swoje życie”. Doktor Jennifer Ashton każdy nowy rok rozpoczyna – jak wielu ludzi – od postanowień noworocznych. W książce „Jak być szczęśliwszą, zdrowszą i piękniejszą” prezentuje roczny plan poprawy kondycji emocjonalnej i zdrowotnej. Znalazła na to skuteczny sposób! Na każdy miesiąc wyznaczyła jedno zadanie - od rezygnacji z alkoholu, przez ograniczenie cukru i mięsa w diecie, nawadnianie organizmu, poprawienie jakości snu, poprawienie pracy aż po cyfrowy detoks. Skupienie się na konkretnym aspekcie życia sprawia, że trwanie w postanowieniu jest znacznie łatwiejsze, a trzydziestodniowy okres to właśnie tyle, ile potrzeba, by wyrobić nawyk. Jennifer Ashton przetestowała cały program na sobie, dzięki czemu w każdym z rozdziałów znajdziemy część tydzień po tygodniu opisującą jej osobiste doświadczenia. Oprócz tego czytelnicy zostają zapoznani z naukowymi dowodami na zasadność podjęcia danego wyzwania i korzyściami z niego płynącymi, a także konkretnymi poradami dotyczącymi wdrożenia go w życie.                                                                                                                                      opis wydawcy
Jak być szczęśliwszą, zdrowszą i piękniejszą to książka, której byłam ciekawa, ale nie miałam względem niej żadnych większych oczekiwań, bo nie znałam wcześniej twórczości żadnej z autorek. Zaczęłam czytać, ale z każdą stroną, z każdym rozdziałem byłam tą pozycją coraz bardziej zażenowana i rozczarowana. Pseudonaukowy bełkot o odczuciach autorki dotyczących różnych wyzwań przypudrowany ogólnikowymi frazesami o naukowcach czy badaczach. Fajnie, że autorki pokazują, jak ważne są takie sprawy jak większa ilość ruchu, robienia odpowiedniej ilości kroków czy picia odpowiedniej ilości wody, ale wszystko opisane odczuciami autorki i wodolejstwem niż jakimiś konkretnymi argumentami, badaniami (choćby własnymi badaniami krwi, jako dowodu na poparcie tego, że jest lepiej) czy dowodami naukowymi. Każde wyzwanie, którego podjęła się autorka – kwitowała ona stwierdzeniem, że dzięki temu można poczuć się zdrowiej i lepiej. Książka jest napisana w sposób bardzo prosty, momentami wręcz niepoważny, dziecinny – zresztą jak cała pozycja, przynajmniej w moim odczuciu. Marnie napisana pisanina o wszystkim i o niczym, lanie wody i żadnych konkretnych rad.
Masz siebie tylko jedną/jednego, rozwijasz się i zmieniasz codziennie niczym przepiękny i kunsztowny ogród. I niczym ogród możesz pozwolić sobie błądzić w celu odnalezienia światła albo nauczyć się, jak się pielęgnować, żeby wydobyć z siebie całe piękno.
Jak być szczęśliwszą, zdrowszą i piękniejszą to książka, która w moim odczuciu mówi o wszystkim i o niczym, ale na pewno nie o tym, co sugerowałby tytuł. W moim odczuciu jest to marnie napisane wodolejstwo niepoparte zupełnie niczym.... Moim zdaniem jest to książka, na którą zdecydowanie szkoda czasu – nie wniosła do mojego życia zupełnie nic, poza straconym czasem. Nie polecam – na rynku jest wiele lepszych książek poradnikowych. 

Książka bierze udział w wyzwaniu

piątek, 6 maja 2022

"Nie odkładaj życia na później" Joanna Godecka





Tytuł: Nie odkładaj życia na później
Autor: Joanna Godecka
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 224
Ocena: 1.5/6







Czasami z chęcią sięgam po psychologiczne poradniki dotyczące różnych dziedzin życia, takie zboczenie zawodowe. Od jakiegoś czasu na wirtualnej półce na czytniku czekała na mnie książka Joanny Godeckiej pt. Nie odkładaj życia na później i w końcu przyszedł na nią czas. 

Stres. Stan wzmożonego napięcia nerwowego, będący reakcją na działanie negatywnych bodźców fizycznych lub psychicznych. Powszechne zjawisko uważane za jedną z chorób cywilizacyjnych XXI wieku, które dotyka 98% osób. Aż blisko 1/4 światowej populacji boryka się z nim codziennie. Wśród najpopularniejszych źródeł stresu wymienia się kłopoty finansowe, nadmiar pracy i obowiązków, problemy zdrowotne bliskich, a także te mniej oczywiste: tłok, korki, hałas, i zgiełk miasta. Rzeczywistość pokazuje, że nie tylko boimy się stawiać czoło nieprzyjemnym emocjom, ale też przejawiamy tendencję do zamartwiania się na zapas, zajadania stresu słodyczami, ukrywania kompleksów pod drogimi ubraniami oraz gromadzenia niepotrzebnych przedmiotów. Stres to tylko jeden z czynników, które nie pozwalają normalnie funkcjonować, żyć tu i teraz. Pozostałe to rozpamiętywanie przeszłości, pracoholizm, samotność, pośpiech, życie w wiecznej prowizorce. Joanna Godecka czerpiąc z doświadczenia wyniesionego z własnego gabinetu, opisuje metody psychologiczne mające ułatwić zdiagnozowanie problemów i oczyszczenie życia z tego wszystkiego, co jest w nim zbędne. Książka zawiera również liczne ćwiczenia, które pomagają cieszyć się chwilą i pokazują, jakie zmiany warto wprowadzić w życie, by zaczęło przynosić więcej radości, przyjemności i satysfakcji.                                                                                z opisu wydawcy

Nie odkładaj życia na później to książka, która nie należy do zbyt obszernych, ale z zaciekawieniem po nią sięgnęłam - nie słyszałam ani nie czytałam wcześniej ani o tej pozycji ani autorce. Osobiście byłam zaintrygowana tytułem i opisem, zaczęłam czytać zafascynowana, bo sama niejednorodnie nie radziłam sobie ze stresem. Zaczęłam czytać i muszę przyznać, że dość mocno się nią rozczarowałam – już od samego początku. Książka napisana w sposób bardzo prosty i nieskomplikowany sposób – w moim odczuciu zdecydowanie zbyt prostym. Temat, jaki autorka podejmuje w tej książce, jest zdecydowanie ważny i potrzebny, ale zrealizowany dość marnie – autorka w tej pozycji podaje rady, które można wyczytać w kolorowych pisemkach albo jakiś marnych forach. Pojawiły się przykłady z życia, ale całość napisana w sposób zupełnie miałki, nijaki i niewciągający. Ani zabawnie, ani ciekawe, a poza tym nie przeczytałam w tym poradniku nic odkrywczego, ciekawego czy mądrego…

Nie odkładaj życia na później to książka wypadła dość słabo. Mimo intrygującego tytułu całość wypada jako przeciętny (wręcz marny) i nieporywający poradnik. Myślę, że gdyby to była moja pierwsza (lub jedna z pierwszych) książek psychologicznych i nie studiowałabym psychologii – ocena byłaby wyższa. Czy polecam? Komuś, kto nie ma wiedzy psychologicznej (z książek czy ze studiów) – może się spodobać, ale generalnie szkoda czasu. Ja się zdecydowanie wynudziłam...


Książka bierze udział w wyzwaniu

Abecadło z pieca spadło

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

"Okularnik" Katarzyna Bonda


Tytuł: Okularnik
Autor: Katarzyna Bonda
Cykl: Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Tom: drugi
Wydawnictwo: Muza
Czyta: Diana Giurow
Długość: 23 h 48 min
Ocena: 2,5/6







Katarzyna Bonda jest nazywana królową polskiego kryminału, więc jako miłośniczka tego rodzaju literackiego nie mogłam się z jej twórczością nie zapoznać. Za Okularnika zabrałam się praktycznie rzutem na taśmę. Zapoznałam się z Pochłaniaczem - pierwszą częścią Czterech Żywiołów, więc postanowiłam poznać dalsze losy Saszy Załuskiej. Włączyłam odtwarzacz i zaczełam słuchać tę część w interpretacji Diany Giurow. 
Małe miasteczko na skraju Puszczy Białowieskiej skrywa wiele mrocznych tajemnic. Ściera się tu lokalna elita, polscy nacjonaliści oraz przedstawiciele białoruskiej mniejszości narodowej. Sasza Załuska przybywa do Hajnówki, aby spotkać się ze swoim dawnym partnerem i głównym podejrzanym w sprawie o kryptonimie "Czerwony Pająk". Łukasz Polak obecnie przebywa w prywatniej klinice psychiatrycznej. Na miejscu okazuje się jednak, że został zwolniony i nie wiadomo, gdzie jest obecnie. Próbując się z nim skontaktować, Sasza miesza się w sprawę porwania Iwony, byłej kibolki i nacjonalistki, młodej żony Piotra Bondaruka, właściciela lokalnego tartaku. „Pan młody” znany jest jako lokalny Sinobrody, bo zaginęła mu już trzecia kobieta, jest także zamieszany w ciemne interesy. Właścicielowi mercedesa-okularnika nie zdołano jednak nic udowodnić. Policja podejrzewa, że może mieć coś wspólnego z zaginięciem żony. Ciała jednak nie znaleziono, a skoro nie ma ciała, to nie ma i zbrodni. Czy Saszy uda się rozwiązać sprawę okularnika? Jaki związek ze sprawą ma Polak? Jakie sekrety kryją się w puszczy, w miejscu, gdzie różne narody walczą o swoją historię?
                                                                 Opis wydawcy
Zabierając się za Okularnika wiedziałam już, że będzie to arcydzieło, jednak i tak się na niej zawiodłam. O ile Sprawa Niny Frank mi się podobała, tak Pochłaniacz już nie rzucił mnie na kolana. W przypadku drugiej części Czterech Żywiołów Saszy Załuskiej o wiele bardziej jest rozbudowany wątki obyczajowe i mam wrażenie, że to jest tutaj minus. Fakt, ciekawie jest poczytać o polsko – białoruskich konfliktach, ale jednak co za dużo to nie zdrowo. W końcu to kryminał, a nie opowieść o zatargach na pograniczu, przynajmniej w domyśle. W moim odczuciu jest tutaj zdecydowanie zbyt mało intrygi, a akcja toczy się zbyt wolno, szczególnie, że jest to kryminał, a nie powieść obyczajowa. Sam zarys fabuły i pomysł na nią  - naprawdę ciekawy i intrygujący, a ponadto przyzwoicie wykorzystany. Autorka mogłaby nadać więcej dynamiki i mniej wątków obyczajowych. Do tego jeszcze Sasza Załuska wydaje mi się w tej części dość... roztrzepana i infantylna. Diana Giurow świetnie się sprawdziła w roli lektorki tej książki, przynajmniej moim zdaniem. 
Pamięć naszych przodków, historia, z której wyrośliśmy, która rzutuje na nasze dziedzictwo kulturowe, społeczne, a także nasze horyzonty myślowe, zawiera się w nas i jest niczym cień dla ciała. Nie da się od niej uciec, a wręcz powinno się ją znać, by lepiej rozumieć siebie i zapewnić spokój ducha swoim potomkom.
Okularnik to książka, która zdecydowanie mnie nie zachwyciła. Momentami naprawdę się nudziłam podczas słuchania jej, a akcja rozkręcała się naprawdę powoli. Poziom intrygi dość marny, mało kryminału w kryminale, no i łatwo idzie się domyślić co i jak. Generalnie szału nie ma, fajerwerków też nie, no i na kolana też nie rzuca. Katarzyna Bonda królową polskiego kryminału? Dla mnie zdecydowanie nie. 
Matka zawsze jej powtarzała, że kobieta ma w życiu tylko trzy ważne związki. Reszta to zwykle romanse i flirty, których szczegóły z czasem mieszają się w pamięci. Pierwszego mężczyznę bierze się z głupoty, drugiego z rozsądku, a trzeciego z miłości, ale to zwykle dopiero na jesieni życia.

czwartek, 1 grudnia 2016

"Pochłaniacz" Katarzyna Bonda

Tytuł: Pochłaniacz
Autor: Katarzyna Bonda
Cykl: Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Muza
Czyta: Agata Kulesza
Długość: 18 h 37 min
Ocena: 4/6


Nie ganiaj za ludźmi, nie muszą cię lubić. Ci, którzy pasują do ciebie, znajdą cię i zostaną.






Przygodę z twórczością Katarzyny Bondy zaczęłam od jej debiutu pt. Sprawa Niny Frank. Od zapoznania się z tamtą lekturą minęło już trochę czasu, więc postanowiłam zabrać się zabrać się za pierwszy tom Czterech Żywiołów Saszy Załuskiej pt. Pochłaniacz.
Cieszył się, gdy pomagał ludziom. Uważał, że jeśli pomoże jednej, choćby całkiem anonimowej osobie, to jakby zbawił cały świat. Często przytaczał opowieść o meduzach wyrzuconych na brzeg. Nie można uratować wszystkich, ale jeśli się uda chociaż kilka, dla nich samych ma to wielkie znaczenie.

Pochłaniacz jest pierwszym tomem tetralogii kryminalnej z Saszą Załuską w roli głównej. Jest ona przede wszystkim profilerką policyjną, a także matką 6-letniej córeczki, byłą policjantką i alkoholiczką, która od 7 lat nie tknęła alkoholu. W tej książce pojawia się także wiele innych bohaterów, jednak to właśnie ona wzbudziła moją największą sympatię. Po drodze spotykamy mafię, szmuglowanie, charyzmatycznego księdza oraz środowisko muzyczne, wszystko splecione razem w wiele wątków obyczajowo kryminalnych, z naciskiem na obyczajowe...

Zima 1993. Tego samego dnia, w niejasnych okolicznościach, ginie nastoletnie rodzeństwo. Oba zgony policja kwalifikuje jako tragiczne, niezależne od siebie wypadki.

Wielkanoc 2013. Po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield na Wybrzeże powraca Sasza Załuska. Do profilerki zgłasza się Paweł „Buli” Bławicki, właściciel klubu muzycznego w Sopocie. Podejrzewa, że jego wspólnik - były piosenkarz i autor przeboju Dziewczyna z północy - chce go zabić. Załuska ma mu dostarczyć na to dowody. Profilerka niechętnie angażuje się w sprawę. Kiedy jednak dochodzi do strzelaniny, Załuska zmuszona jest podjąć wyzwanie. Szybko okazuje się, że zabójstwo w klubie łączy się ze zdarzeniami z 1993 roku, a zamordowany wiedział, kto jest winien śmierci rodzeństwa. Jednym z kluczy do rozwiązania zagadki może okazać się piosenka sprzed lat.
                                                                       opis z okładki

Pochłaniacz jest książką, z którą zapoznałam się w formie audiobooka w bardzo dobrej interpretacji Agaty Kuleszy. Świetnie sobie poradziła z tym zadaniem. A jak sama książka? Słuchało mi się jej naprawdę przyjemnie. Moim zdaniem pomysł na fabułę dość ciekawy, aczkolwiek niezbyt dobrze wykorzystany. Jak dla mnie było zbyt dużo wątków obyczajowych. Zdecydowanie za dużo, jak na lekturę, która ma być kryminałem. To bym zminimalizowała, zdecydowanie. No i dodałabym kapkę więcej pazura głównej bohaterce. Język jakim operuje Bonda jest niezbyt wyróżniający, taki dość średni i przeciętny, styl, taki dość w miarę. Najciekawszym dla mnie okazał się wątek osmologii (jak nie wiesz co to jest – sprawdź w Internecie lub przeczytaj książkę;). Generalnie jak dla mnie to takie, dość dobre czytadło, ale jednak nie powaliła mnie na mnie na kolana. Głównie przez zbyt małą ilość intrygi i zbyt dużą ilością wątków obyczajowych.
Przypomniało się jej powiedzenie matki, która ostrzegała ją wiele razy, by nie dała się wciągnąć w nielegalne interesy. Jeśli coś może w twoim planie pójść nie tak, dokładnie tak będzie. Poza tym zdarzą się jeszcze inne, nieprzewidziane okoliczności. Nie ma sytuacji idealnych. Nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego.

Czy polecam Pochałaniacza? Jako kryminalne czytadło to i owszem. Fakt, książka jest wciągająca, jednak nie zmienia to faktu, że nie jest to jakaś bardzo ambitna lektura. Mi osobiście o wiele lepiej przypadły do gustu tomy z Sagi o Lipowie Katarzyny Puzyńskiej.

Katarzyna Bonda


sobota, 9 kwietnia 2016

"Sprawa Niny Frank" Katarzyna Bonda

Tytuł: Sprawa Niny Frank
Autor: Katarzyna Bonda
Cykl: Hubert Meyer
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Muza
Czyta: Marek Bukowski
Długość: 14 godzin 32 minuty
Ocena: 5/6

Co z tego, że posiadany skarb doceniamy dopiero wtedy, kiedy go utracimy. Wtedy nie można już nic zrobić, a posiadanie tej wiedzy rodzi frustrację, gniew i agresję.



O Sprawie Niny Frank czytałam już na kilku blogach, a o twórczości Krystyny Bondy czytałam jeszcze więcej. Z racji mojego zamiłowania do kryminałów postanowiłam zapoznać się w końcu z twórczością tej autorki, a właśnie zaczęłam od tej pozycji.

W książce pt. Sprawa Niny Frank poznajemy psychologa policyjnego tzw. profilera – Huberta Meyera. Zajmuje się on śmiercią aktorki grającej w popularnym serialu, a akcja książki toczy się pomiędzy stolicą a pomiędzy niedużą miejscowością o nazwie Mielnik nad Bugiem. Dlaczego aktorka umarła? Kto jest jej zabójcą? Dlaczego akurat ona umarła? Kto jest podejrzanym? Czy Hubert Meyer odpowiednio nakreśli profil psychologiczny mordercy? 
Nawet najbardziej porządna dziewczyna ma dwie natury - tę racjonalną, która świetnie sprawdza się w codziennych obowiązkach matki, żony, i tę drapieżną - wyuzdanej tygrysicy, która chce gwałtownych uczuć i niebezpiecznych zabaw z brutalem. A im bardziej się oburza na takie dictum, tym bardziej to skrywa w sobie i częściej o tym śni. 
Sprawa Niny Frank jest pierwszą książką Katarzyny Bondy z jaką miałam okazję się zapoznać, ale jednocześnie jest debiutancką powieścią autorki. Choć początkowo kupiłam sobie jej wersję klasyczną, książkową. Dopiero później miałam okazję zdobyć zupełnie darmowego audiobooka, więc zabrałam się za odsłuchiwanie tej książki. Początkowo nie do końca potrafiłam się połapać w tej książce, wstęp był dla mnie jakiś niezrozumiały... Jednak później wciągnęłam się w nią... Wszystko za sprawą dość ciekawego pomysłu na fabułę i to w dodatku bardzo dobrze zrealizowana i przemyślana, a zakończenie po prostu wbiło mnie w fotel. Akcja książki jest dość umiarkowana, nie leci na łeb na szyję, ani się jakoś nie wlecze – wręcz idealnie dopasowana. Postacie wykreowane przez autorkę są dość ciekawie wykreowane, zarówno te pierwszo- jak i drugorzędne. Szczególnie polubiłam głównego bohatera – Huberta Meyera – i z chęcią sięgnę po kolejne książki z serii z nim w roli głównej. Co prawda nie spisał się do końca w poszukiwaniu mordercy, aczkolwiek i tak go polubiłam, zwłaszcza, że w końcu jest to pierwszy profiler w polskiej literaturze. Język, jakim jest napisana Sprawa Niny Frank jest na odpowiednim poziomie – niezbyt prostacki, niewygórowany, dopasowany do stylu i fabuły...
Bo czasem, gdy tak czekasz na coś, marzysz o tym, śnisz i nagle staje się to rzeczywistością, traci swój magiczny wymiar. Zwłaszcza gdy przychodzi za późno, a ty jesteś już zbyt zmęczona czekaniem.
Sprawa Niny Frank jest książką godną polecenia, zwłaszcza, że jest to debiut Katarzyny Bondy. Już nie mogę doczekać się przeczytania jej kolejnych książek – już powoli wybieram się na polowanie i poszukiwania;) Naprawdę bardzo dobry, wciągający kryminał.

poniedziałek, 28 marca 2016

"Lód w żyłach" Yrsa Sigurdardóttir


 


Tytuł: Lód w żyłach
Autor: Yrsa Sigurdardóttir
Cykl: Thora
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Muza
Ocena: 2/6







Pierwszą książkę Yrsy Sigurdardóttir przeczytałam już jakiś czas temu, a była po pozycja zatytułowana Weź moją duszę. Choć do teraz było to jedyne dzieło z jej twórczości, to jednak spodobało mi się na tyle, że z wielką chęcią sięgnęłam po kolejne. Tym razem wybór padł na Lód w żyłach.

Grupa Thory przybywa na wschodnie wybrzeże Grenlandii, gdzie zostaje odcięta od świata. Ktoś uszkodził czasze anten satelitarnych, nie działają telefony komórkowe, w kampusie brak natrysków i jedzenia. Okolica uważana jest przez autochtonów za przeklętą i cały czas wydaje się, że ktoś obserwuje członków ekipy. Pierwsza noc jest niczym koszmar, a rankiem bohaterowie odnajdują zwłoki z ogromna dziurą między żebrami. Dziwnym znaleziskiem jest także figurka Tupilaka oraz ludzkie kości, poupychane w szufladach niektórych pracowników. Mieszkańcy pobliskiej osady nie zapuszczają się w te rejony, nie chcą rozmawiać z przyjezdnymi. Swoje śledztwo Thora zaczyna od przeczytania książki o miejscowych wierzeniach i historii wschodniej Grenlandii.

Lód w żyłach to czwarty tom z Thorą w roli głównej. Jest ona prawniczką, która na co dzień zajmuje się rozwody, bankructwa i sprawy spadkowe... Jest postacią dość ciekawą, choć mogłaby być ciut bardziej dopracowana – taka po prostu średnia postać. Pomysł na fabułę wydaje mi się ciekawy, jednak czegoś mi tam brakowało... Akcja momentami strasznie się wlokła, a zwrotów czy intrygi także niezbyt wiele... Wszystko mogłoby być zdecydowanie bardziej dopracowane, doszlifowane... Język, jakim jest napisany Lód w żyłach, jest dość przeciętny – nie wyróżnia się jakoś szczególnie ani pozytywnie ani negatywnie... Czasami tę książkę czytało mi się dość średnio, nie zaintrygowała mnie, ani nie wciągnęła jakoś szczególnie. Zdecydowanie nie powaliła na kolana ani nie zachwyciła... Czasami wręcz nudziła, czego nie lubię w książkach, a w szczególności w kryminałach...

Lód w żyłach to takie przeciętne czytadło... Jeżeli ktoś lubi mroźne klimaty małego, zamkniętego środowiska – może się spodobać... Jednak jeżeli szukasz dobrego kryminału, pełnego intrygi, zwrotów akcji, wbijającego w fotel – Lód w żyłach zdecydowanie taki nie jest. Po prostu przeciętna, a nawet słaba... Z chęcią sięgnę jeszcze po książki Yrsy Sigurdardóttir, żeby mieć szersze pojęcie na temat jej twórczości i przekonać się czy następne mi się spodobają czy niekoniecznie.

wtorek, 23 lutego 2016

"Amore 14" Federico Moccia

Tytuł: Amore 14
Autor: Federico Moccia
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 496
Ocena: 2/6


Bo często sami nie wiemy, czego pragniemy. Myślimy, ze wiemy, co jest dla nas najlepsze, ale w rzeczywistości sami to sobie narzucamy. To ryzyko, które podejmujemy, jeśli nie słuchamy samych siebie.





O twórczości włoskiego autora Federico Moccia usłyszałam już dość dawno – na początku mojej szkoły średniej, kiedy postanowiłam nauczyć się języka włoskiego. Minęło już sporo czasu, ale jednak jakoś nigdy nie było mi z tym pisarzem po drodze. Aż w końcu podczas jednej z ostatnich wizyt w miejskiej bibliotece zgarnęłam ze sobą książkę Amore 14
Kiedy szukasz jedynie szczęścia, nie widzisz tego, co masz przed oczami. Szczęście mydli ci oczy, rozkojarzą, szczęście wysysa cię jak gąbka. Jesteś zaślepiona. Widzisz tylko to, czego pragniesz, czego potrzebujesz i co chcesz widzieć.
Główną bohaterką książki jest 14-letnia Carolina, która ma dwójkę rodzeństwa, a także dwie wierne przyjaciółki. Jak każdej nastolatka marzy o miłości i akceptacji, szczególnie ze strony chłopców w podobnym wieku. Jakie przygody przytrafią się Carolinie i jej przyjaciółkom? Czy poznają nowych znajomych? Co je spotka? Czy dziewczyna znajdzie w końcu swoją wymarzoną miłość? Jak rodzice dziewczyny zareagują na jej pragnienia i potrzeby? A co z jej rodzeństwem?
(...) naprawdę umierają ci, którzy nie potrafią żyć. Ci, którzy krygują się, bo myślą o tym, co powiedzą inni. Ci, którzy odpuszczają szczęście. Ci, którzy cały czas postępują w ten sam sposób, bo myślą, że nie potrafią zrobić niczego innego, którzy wierzą, że miłość jest więzieniem, którzy nigdy nie pozwalają sobie na drobne szaleństwa ku uciesze własnej lub innych. Nie żyją ci, którzy nie potrafią poprosić o pomoc ani tym bardziej jej zaoferować.
Amore 14 to typowa książka dla nastolatek, a ja się porwałam z nią jak z motyką na słońce nie do końca wiedząc czego można się po niej spodziewać. Opis na okładce obiecuje piękną opowieść o miłości i o stracie najbliższych, choć ja podeszłam do tego z pewną dozą sceptycyzmu, jak do książki dla nastolatek, do których już jakiś czas nie należę. Zaczęłam czytać i w pewnym momencie utknęłam... Po prostu nie potrafiłam przebrnąć ani strony dalej. Było to spowodowane głównie dużą infantylnością bijącą od głównej bohaterki i jej najbliższych, na co można jeszcze przymknąć oko, bo w końcu dziewczyna ma dopiero 14 lat. Jednak wydarzenia opisane w książce wydają mi się często do siebie nie pasujące, ale jednocześnie momentami wyrwane zupełnie z kosmosu. Sama fabuła nieskomplikowana, oparta dosłownie na kilku wydarzeniach, a opisana w zbyt dużej słów – jak dla mnie trochę wodolejstwo. Język tak samo prosty jak fabuła, ale to jest jeszcze zrozumiałe – w końcu to książka dla nastolatek. A bohaterowie tej książki – kolejne niedopracowanie. Bardzo mało wyraziści, zupełnie bez charakteru czy poczucia humoru... Po prostu marna książka.
Lektura książki to szczególny moment, kiedy nagle ożywają jakieś postaci, a ty czytając to co mówią, czują, przeżywają  i jak cierpią, możesz się przekonać czy dany pisarz jest dobry. Bo każde jego słowo stało się częścią tych postaci, które tym samym ożyły. Ale tylko dla tych, którzy naprawdę o nich przeczytali, stają się one rzeczywiście żywe.
Podsumowując już całą recenzję – Amore 14 to moim zdaniem dość słaba książka, z małą ilością akcji, zbyt prostym językiem i mdłymi postaciami. Zupełnie nie mam porównania z innymi książkami autora, bo to pierwsza książka jego autorstwa jaką miałam okazję przeczytać, ale szczerze wątpię w to czy sięgnę po następne. Zdecydowanie odradzam czytanie Amore 14 – dość marna książka, z dużą ilością słów i małą ilością wydarzeń. Może jedynie się spodobać rówieśniczkom głównej bohaterki, choć obstawiam, że i tak nie wszystkim...

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

"Światła września" Carlos Ruiz Zafón

Tytuł: Światła września
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Cykl: Trylogia mgły
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 256
Ocena: 4/6



Szkoda czasu na jakiekolwiek próby zmieniania świata, wystarczy uważać, by świat nie zmienił ciebie.





Carlos Ruiz Zafón to hiszpański pisarz, którego poznałam dzięki książce Cień wiatru, która jest jego najpopularniejszą powieścią, jednak ma też serię książek dla młodzieży z Trylogii mgły, a Światła Września są jej zwieńczeniem.

Światła września […] Legenda, powiedzmy, że to legenda, głosi, iż wiele lat temu, pod koniec lata, kiedy odbywała się doroczna, kończąca sezon maskarada, ludzie ujrzeli kobietę w przebraniu, która wsiadła w porcie na jacht i odbiła od brzegu. Niektórzy utrzymują, że miała na wysepce potajemną randkę z kochankiem, inni twierdzą, że uciekła, popełniwszy jakąś straszliwą zbrodnię. [...] Jej twarz zakryta była maską. Podczas gdy płynęła przez zatokę, rozpętała się gwałtowna burza, która zniosła łódź w stronę skał. Łódź się roztrzaskała, a tajemnicza kobieta bez twarzy utonęła. Jej ciała nigdy nie odnaleziono. Parę dni później morze wyrzuciło na brzeg zniszczoną maskę. Od tamtej pory ludzie gadają, że w ostatnie dni lata, o zmierzchu, na wyspie pojawiają się światła...

Rok 1936. Simone Sauvelle  jest kobietą, która po śmierci męża została bez środków do życia, ale za to z dwójką dzieci do utrzymania - Irene i Dorianem. Kobiecie udaje się zdobyć posadę ochmistrzyni  w rezydencji pewnego wynalazcy zabawek - Lazarusa Janna. Jak jej spodoba się ta rola? Jak przyjmą to jej dzieci? Czy zaakceptują nową sytuację? Jakie przygody czekają cała rodzinę w nowym miejscu?

Światła września to jedna z książek, którą dostałam na jakieś święta w komplecie z pozostałymi pozycjami z Trylogii mgły, no i od tamtego czasu powoli zgłębiam się w jego twórczość skierowaną do młodszego czytelnika (choć ja już nim nie jestem;). Fabuła Świateł Września jest przewidywalna i naprawdę niezbyt skomplikowana, aczkolwiek sympatyczna i dość miła i przyjemna w odbiorze. Taka lekka, z dreszczykiem emocji i tajemnicy, a do tego bez zbędnych, nużących opisów, które mogłyby odstraszyć i popsuć efekt. Ponadto dobre jest to, że bohaterowie tej pozycji są różni od siebie, dość ciekawi i interesujący, wzbudzający sympatię. Muszę przyznać, że Carlos Ruiz Zafón stworzył specyficzny, lekko mroczny, tajemniczy i ciekawy klimat książki, pozwalający przenieść się w trochę inny wymiar. To zdecydowanie może spodobać się także starszym czytelnikom! Osobiście rzadko miałam wrażenie, że jestem za stara na tą książkę, częściej miałam wrażenie, że jest dla mnie akuratna.

Podczas tej kilkugodzinnej pogawędki Simone wyczytała w oczach Lazarusa, że podobne myśli chodziły po głowie i jemu. Wyczytała w nich jednak także, że mężczyzna zamierza dochować wierności swojej żonie i że przyszłość ma im do zaoferowania jedynie przyjaźń. Prawdziwą, głęboką przyjaźń podobną do niewidzialnego mostu pomiędzy dwoma samotnymi światami, które dzielił ocean bolesnych wspomnień.

Światła września to lektura lekka, niezobowiązująca i co prawda nie zapadnie w pamięć jakoś wyjątkowo, jest jednak to książka dość dobra. Sympatyczna lektura, która zapewni mile spędzone popołudnie czy wieczór. Polecam ją w ramach rozluźnienia, poczucia ciekawego klimatu i oderwania się od rzeczywistości. Arcydzieło to nie jest, ale warto przeczytać;)


niedziela, 18 stycznia 2015

"Rodzinnych ciepłych świąt" Magda Parus

Tytuł: Rodzinnych ciepłych świąt
Autor: Magda Parus
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 138
Ocena: 5.5/6



- Nie wiem, czy warto w Ciebie inwestować – stwierdza ojciec – I tak nic z tego nie będzie. Ale żeby nie gadali, że nie stać mnie na kupienie córce porządnego sprzętu.







Rodzinnych ciepłych świąt to książka, którą kupiłam za kilka złotych na jakiejś wyprzedaży zaintrygowana opisem. Z twórczością autorki nigdy nie miałam kontaktu, żadnych opinii nie czytałam, więc kupiłam ją zupełnie w ciemno. Czy żałuję? Zaraz się przekonacie.


Rodzinnych ciepłych świąt jest książką opowiadającą o dwóch siostrach – Kamili i Lenie. U jednej jesteśmy świadkami Wielkanocy, u drugiej Bożego Narodzenia. Jednak tak naprawdę książka ma drugie dno, istotniejszych bohaterów – mężczyzn uczepionych maminych spódnic, choć podobno dorosłych, mężczyzn, którzy nie potrafili odciąć się od maminej pępowiny. Dramat Leny ciągnie się latami - z roku na rok sytuacja jest coraz gorsza, choć z pozoru trafiła na mężczyznę idealnego Jednak on jest facetem, który nie potrafi psychicznie odciąć się od mamusi, żonę wciąż do niej porównuje... I właśnie to jest utrapieniem Leny. A Kamila? To zupełnie inna historia. Jaka? Co takiego dzieje się z drugą z sióstr? Jednak kto odniesie sukces? Mężczyźni – maminsynki? Jak się skończy ta historia?

Podczas drugiego dania atmosfera przy stole nieco się rozluźnia. Jest tyle potraw do wyboru, że pytania krążą nad stołem, komu pieroga, a może jeszcze łyżkę kapusty? Przez kilka minut mają o czym rozmawiać. Kasia się niecierpliwi, piorunuje wzrokiem dorosłych, ale tata ofuknął ją, kiedy spróbowała popędzać rodzinę, więc tylko zerka tęsknie w kierunku choinki.


Przyznam szczerze, że nie takiego obrotu wypadku spodziewałam się z tej książce. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Oczekiwałam lżejszej książki, a trafiłam na książkę o ciężkich relacjach. Rodzinnych ciepłych świąt to pozycja, która wcale nie opowiada o tak ciepłych relacjach jak można by się spodziewać. Muszę przyznać, że połknęłam podczas jednego dłuższego okienka w ramach zajęć i długo nie mogłam się po niej otrząsnąć. Powodów jest wiele. Przede wszystkim jest to książkach o relacjach międzyludzkich, a w dodatku o relacjach trudnych. O relacjach w rodzinie, o relacjach toksycznych. Do tego tragizm opisanych wydarzeń, mnie naprawdę poruszył. To jak tacy mężczyźni (w sensie maminsynki) traktują swoje żony, dzieci... To jak bardzo są toksyczni i jak bardzo niszczą ludzi wokół siebie. Do tego bardzo zaskakujące zakończenie, które wgniotło mnie w krzesło, które sprawiło, że trudno było mi się skupić na kolejnych zajęciach. Choć książka objętościowo należy do tych krótszych to ma bardzo głęboki przekaz, daje szeroki obraz na relacje i zachowania ludzki. Jest jedną wielką przestrogą dla wszystkich kobiet (dla tych, które już są matkami i dla tych, które dopiero nimi zostaną), przestrogą, jak NIE wychować synów (żeby nie skończyło się to tragedią). Mam jeszcze jeden powód, który mnie tak poruszył – bardziej osobisty. Chłopak, z którym rozstałam się w wakacje był właśnie maminsynkiem, który wprost mówił, że nawet po ślubie nie będzie chciał zostawić mamy, że całe życie (bez względu na żonę i dzieci) będzie chciał mieszkać z mamusią i ciągle mnie krytykując za to, że robię coś inaczej niż ona (jakby w tym było coś dziwnego). I właśnie z tego powodu, po skończonej lekturze tej książki pojawił się chaos myśli z serii: „Boże, przecież za kilka czy kilkanaście lat mogło wyglądać właśnie jak w tej książce, jak dobrze, że z nim zerwałam, dobrze, że teraz, a nie później z jakąś tragedią.” Choć i tak muszę przyznać, że wyszłam z tego związku poharatana psychicznie i do dziś się zbieram. Jednak obdarowywanie książkami w dużych ilościach to nie wszystko. Ale czas wrócić do recenzji książki. Co tu dużo mówić – mocna jest. Napisana zwięźle, czasami kolejne opisy wydają się być powtórzeniem wcześniejszych, ale jednak to wszystko potęguje dramat i tragizm tej pozycji. Wbiła mnie w krzesło, po prostu. Rodzinnych ciepłych świąt to książka mocna, zapadająca w pamięć, tragiczna i poruszająca. Nie da o sobie zapomnieć dłuuuugo.


Rodzinnych ciepłych świąt to książka, która mnie poruszyła i wiem, że mogę ją polecić kobietom, żeby najpierw miały oczy szeroko otwarte przy wyborze życiowych partnerów, a później żeby uważały jak wychowują swoich synów. Polecam ją wszystkim, których interesują książki o trudnych relacjach i o relacjach międzyludzkich w ogóle.

środa, 16 lipca 2014

"Wichrołak" Paweł Szlachetko




Tytuł: Wichrołak
Autor: Paweł Szlachetko
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 336
Ocena: 3/6









Wichrołak to książka, którą kupiłam pewnego dnia, gdy zobaczyłam ją któregoś dnia na promocji w pewnej bardzo sympatycznej, niewielkiej księgarni. Jest to także pozycja, która około roku czekała na swoją kolej na półce, aż w końcu z racji wakacji się za nią zabrałam.

W Wichrołaku poznajemy Romana, który jest początkującym dziennikarzem, który przyjeżdża do niewielkiej, góralskiej wioski zwanej Szremle Małe, w której dochodzi do kilku tajemniczych śmierci miejscowych gospodarzy. Chłopak chce napisać o tym artykuł, ale robi to pod pretekstem pisania tekstu o masowym pomorze owiec. Niestety natrafia on na mur milczenia oraz całe mnóstwo niedomówień i niewyjaśnionych spraw, ale spotyka także dziewczynę – swoją studencką miłość. Co tam w tej wiosce się dzieje? Czemu ludzie w niej są tacy małomówni? Czy dziewczyna pamięta początkującego dziennikarza? Czemu ci górale zginęli w tak dziwnych i niewyjaśnionych okolicznościach? Czemu owce pomarły? Kim lub czym jest tytułowy Wichrołak?

Paweł Szlachetko to pisarz, o którego istnieniu dowiedziałam się dopiero w momencie, w którym sięgnęłam po Wichrołaka, jednak dopiero później dowiedziałam się, że ma on więcej książek w swojej bibliografii, a nawet na podstawie jednej z jego pozycji powstał film. Pełna entuzjazmu, zachwycona wiele obiecującą okładką i opisem na niej zabrałam się za lekturę, oczekując tego, że książka niezmiernie mnie wciągnie i zapewni bezsenną noc lub chociaż pójście spać nad ranem. Nic bardziej mylnego. Wichrołak nie należy do książek, które czyta się szybko, lekko i przyjemnie – ja męczyłam się z nią kilka wieczorów, a w pewnym momencie myślałam, że nie dobrnę do końca. Dlaczego? Książka jest zaliczana do grona kryminałów czy thrillerów, ale jest w niej naprawdę mało akcji, dzieje się w niej stosunkowo niewiele. Akcja chwilami się wręcz ciągnie, a i fabuła nie jest zbyt rozbudowana. Język, jakim jest pisana ta książka – taki sobie, ani nie odstrasza, ani nie zachwyca, zresztą jak cała pozycja. Jednak wielkie brawa należą się autorowi za wykreowanie dość ciekawych bohaterów, a także za  świetne pokazanie prostego ludu – ich charakterystykę, wierzenia, zabobony i zachowania... Moim zdaniem jest to książka bardziej obyczajowa, aniżeli kryminał czy thriller. To tylko moje odczucia? Nie mam bladego pojęcia.

Wichrołak to generalnie dość przeciętna książka, która opowiada o małej wiosce, w której wszyscy się znają, o obłudzie, zabobonach i prostocie ludzi, którzy tam mieszkają i o tym, jak reagują na miastowych. Można przeczytać, choć są na tym świecie lepsze pozycje, którym warto poświęcić czas.

piątek, 21 lutego 2014

"O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" Haruki Murakami

Tytuł: O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu
Autor: Haruki Murakami
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 192
Ocena: 5/6



Nieważne, ile mam lat, póki żyję, zawsze będę odkrywał w sobie coś nowego. Nieważne, jak długo człowiek przegląda się nago w lustrze, nigdy nie dojrzy tego, co kryje w środku.





Haruki Murakami podczas biegu
Bieganie to ten sport, którego od samej podstawówki nie cierpiałam i nie znosiłam szczerze i z całego serca. Zawsze mnie po tym wszystko bolało, zawsze byłam ostatnia, zawsze wszyscy mnie wytykali przez to palcami (jakby śmiechy z powodu nadprogramowych kilogramów to było zbyt mało). Jednak któregoś dnia postanowiłam zacząć się odchudzać, po tym jak bardzo brutalnie dotarło do mnie 30 kg nadwagi i wszyscy w około zaczęli mnie przekonywać właśnie do biegania. Początkowo byłam oporna, ale jednak po jakimś czasie włożyłam dres, trampki i poszłam na bieżnię pobliskiej szkoły i wkręciłam się biegnąc za każdym razem choć kawałek dalej. Pomijając fakt, że stało się to później moim odstresowaniem, które okazało się wręcz zabronione z celów zdrowotnych. Ale podczas tego okresu, w którym wręcz pokochałam bieganie odsłuchałam audiobooka Łukasza Grassa pt. Trzy mądre małpy, dopiero później się dowiedziałam, że jest to polska odpowiedź na książkę Murakamiego zatytułowaną O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, którą dopiero niedawno udało mi się upolować w bibliotece;)
Najczęściej jest tak, że chcąc nauczyć się czegoś najistotniejszego, co jest konieczne, by przeżyć, musimy doświadczyć bólu.
O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu to swoisty pamiętnik Murakamiego, w którym autor opisuje swoją miłość pasję, jaką jest bieganie, a także jego przygotowania do poszczególnych maratonów i triatlonów oraz uczucia i przeżycia z nimi związane. Jednocześnie pokazuje siłę, samozaparcie i upór podobne jak w książce Grassa, który de facto w podobny sposób pisze o tym samo. Jest to książka o wielkiej pasji i o tym jak o nią dbać, jak ją w sobie rozbudzić. A przede wszystkim o życiu z pasją...

Haruki Murakami
O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu jest pozycją niedługą, lekką, napisaną w przyjemny w odbiorze sposób. Jak już wspominałam opowiada o niezwykłej pasji, o jej sile, uprze i determinacji. I przyznam szczerze, że jest to pozycja niezwykle motywująca, tak bardzo, że mimo wyraźnego zakazu biegania sięgnęłam po adidasy i poleciałam na przebieżkę po okolicznym parku. Napisana z wielką pasją, o wielkiej pasji. Książka fascynuje, zachęca do sięgnięcia po dres i sportowe buty i biegnięcia przed siebie ile wlezie. Czytając tę książkę widziałam także swoje początki miłości do tego sportu, które zostały tak brutalnie stłamszone, ów radość i ekscytację na samą myśl o możliwości biegania. Książka jest fascynująca, ale nie wiem jak podejdą do niej osoby, które same nie znoszą myśli o tym sporcie (tak jak ja kiedyś), bo jak takie osoby może interesować pisanie z takim zamiłowaniem o litrach wylanego potu, bólu mięśni i satysfakcji z przebiegnięcia maratonu (co mi samej się aktualnie marzy). Dawne ja, niecierpiące biegania, pewnie nawet nie sięgnęłoby po tę, pozycję, ale nowe, aktualne ja bardzo się cieszy z tej lektury;) Dlaczego? Bo jest to książka, która motywuje, pokazuje to jak bieganie zmienia człowieka, ukazuje także współpracę umysłu, ducha i ciała, ale także jej znaczenie dla wszystkich sfer życia. Co ciekawe, pozycja nie jest ani do końca pamiętnikiem, ani do końca autobiografią, jest zbiorem przemyśleń okraszonym porcją zdjęć, godnym polecenia każdemu fanowi biegania, a także osobie która potrzebuje zmotywowania do uprawiania sportu, która próbuje zrozumieć, co takiego fascynującego jest właśnie w tej formie. Muszę przyznać, że jest to moja pierwsza książka Murakamiego i na pewno nie ostatnia;) Koniecznie muszę spotkać się po raz kolejny z piórem autora i jego fikcyjną twórczością, jak choćby 1Q84 czy Norwegian Wood. Koniecznie;) Jak nie biblioteka to ebooki czy jakiekolwiek zakupy;) W każdym bądź razie polecam książkę O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu – naprawdę warto sięgnąć.

Motywator do biegania;)

środa, 5 lutego 2014

"Klub Dumas" Arturo Perez-Reverte

Tytuł: Klub Dumas
Autor: Arturo Perez-Reverte  
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 350
Ocena: 3.5/6


Gdy człowiek ma przy sobie książkę, nigdy nie jest sam, nieprawdaż? (...) Każda strona przypomina nam jakiś dzień z przeszłości, przywołuje ówczesne emocje. Godziny szczęśliwe zaznaczone kredą, ponure węglem... Gdzie wtedy byłem? Który to książę nazwał mnie swym przyjacielem, który żebrak bratem?...






Swoją przygodę z Klubem Dumas zaczęłam od jego wersji filmowej z Johny'm Deppem, a mianowicie poprzez  Dziewiąte wrota. Jak na miłośnika książek dość nietypowo, ale swego czasu ów film mnie urzekł, obejrzałam go kilka razy, a dopiero później, szperając na jednej czy drugiej stronie, dowiedziałam się, że jest on ekranizacją owej powieści. Tak więc przyszedł czas na jej lekturę zaraz po tym jak dostałam ją od mojego Księcia z bajki;)

W Klubie Dumas poznajemy łowcę książek, Lucasa Corso, który dostaje nietypowe zlecenie od pewnego bibliofila – milionera. Zadanie naszego bohatera polega na porównaniu trzech, jedynych egzemplarzy Dziewiątych wrót i wyśledzenie, która z tych wersji jest oryginałem, a które falsyfikatami. Tylko jeden z nich jest prawdziwy, a Corso ma wykryć, który z nich nim jest. Czy Lucas odkryje, które z owych egzemplarzy są podróbkami? Jak poradzi sobie z tym zadaniem? Jaki z tym związek ma Dumas – twórca Trzech muszkieterów (do których, notabene, jest mnóstwo odniesień)? A jaką rolę w tym wszystkim odgrywa sam diabeł?

Johnny Depp jako Lucas Corso
Klub Dumas to pozycja będąca swoistą hybrydą, bowiem znajdziemy w niej coś kryminału, horroru,
thrillera, rozprawki o książkach i czytelnictwie, a także trochę psychologi i symboliki. Jest to książka mroczna, choć chyba nie tak mocno jak film – to muszę przyznać. Napisana jest ona nieskomplikowanym językiem, zrozumiałym dla czytelnika, choć jej bohaterowie obracają się często w tzw. wyższych sferach. Styl pisarski autora mnie do siebie nie przekonał, ale widocznie muszę zapoznać się z większa ilością książek jego autorstwa, żeby mnie urzekł tak jak niektórych. Co do samej fabuły - jest zagadka, są tajemnicze manuskrypty, księgi, pojawia się także sam diabeł... Są pościgi, tajemnice, tajne zgromadzenia, wszystko co potrzebne, żeby książka była ciekawa. Jednak podczas lektury nie mogłam się nadziwić, jak Polański podszedł do ekranizacji tej pozycji, jego interpretacji tej pozycji. Sam film mnie naprawdę oczarował, ale jednak moim zdaniem reżyser przekoloryzował ów diabelski wątek, przedstawił go zdecydowanie wyraźniej i dobitniej niż jest to pokazane w oryginale książkowym. W Klubie Dumas mamy wyraźną dwuwątkowość (pod koniec oczywiście wyjaśnioną), ale nasz rodak widocznie skupia się na jedynym z nich, nawet nie zahaczając o drugi, Polański stworzył swój film usuwając z fabuły wszystkie aluzje i odniesienia do książek Dumasa, za to skupiając się wyjątkowo na owym wątku związanym z diabłem. Pomysł na fabułę dość ciekawy, bohaterowie również interesujący i nader specyficzni, ale muszę przyznać, że pozycja mnie nie zachwyciła. Jest to książka, nie ukrywam, którą wciąż będę zapewne porównywać do jej ekranizacji, z racji tego, że zapoznałam się z nią wcześniej, a po takiej adaptacji spodziewałam się o wiele lepszej, ciekawszej, wciągającej książki. Nie mówię, że jest ona zła, ale nie zachwyca, tak jakby mogła. Drzemie w niej spory niewykorzystany potencjał, który mógłby być zdecydowanie lepiej zagospodaroiwany;) Nie zmienia to faktu, że idalnie nadaje się, jeżeli ktoś na maturze ustnej z języka polskiego ma motyw książki w literaturze;)

czwartek, 31 października 2013

Pałac Północy

Tytuł: Pałac Północy
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron:  288
Ocena: 5,5/6



Dorosłość nie jest niczym więcej niż tylko odkrywaniem, że wszystko, w co wierzyłeś, kiedy byłeś młody, to fałsz, a z kolei wszystko to, co w młodości odrzucałeś, teraz okazuje się prawdą.





Kalkuta, lata międzywojenne, sierociniec, duchy przeszłości, przyjaźń na śmierć i życie oraz niezapomniane przygody. A to wszystko w książce Zafóna skierowanej dla młodzieży – w Pałacu Północy.

Ben – wychowanek sierocińca w Kalkucie – skończył 16 lat, więc musi opuścić swój dotychczasowy dom i rozpocząć dorosłe życie. Jednak nie jest to takie łatwe, zwłaszcza, że akurat wtedy dowiaduje się prawdy o swojej przeszłości, o tym kim byli jego rodzice, o tym, że przyszłość maluje się raczej w tragicznych barwach.  Co tam się wydarzy? Jakie przygody spotkają jego i jego kompanów z tajnego stowarzyszenia, którego są członkami? Czy ich przyjaźń wytrzyma tę próbę? Czy razem dadzą radę przeciwnościom losu? Czym jest tytułowy Pałac Północy?

Twórczość Zafóna polubiłam za jego styl pisania, atmosferę pełną mroku i tajemnic, jego lekkość pióra, która sprawia, że czytelnik zatapia się w jego książkach, zaczytuje i wciąż chce więcej. Pałac Północy jest drugą pozycją w literackim dorobku autora, który  opublikował ją w rok po debiutanckim Księciu Mgły. Jednak dopiero po stworzeniu Cienia wiatru stał się autorem tak popularnym i chętnie czytanym. Jak więc wypada książka autora owego bestsellera skierowana dla młodzieży? W moim odczuciu dość dobrze. Choć Zafón w pewien sposób powiela schemat z Księcia Mgły, to jednak nie zmienia faktu, że książka jest naprawdę ciekawie napisana, w taki sposób, że czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Jaki to motyw? Grupka dzieciaków, która ma do rozwiązania jakąś zagadkę. Podobne w obu książkach, prawda? Jednak jest to również pozycja niosąca pewne wartości, pokazująca piękną przyjaźń na śmierć i życie, poświęcenie dla drugiego, a przede wszystkim jest to piękna opowieść o dojrzewaniu.  Znajdziemy w niej wiele mądrych stwierdzeń i wypowiedzi, czego przykładem może być cytat na początku mojej recenzji. Przy tym wszystkim nie jest to wcale jakieś opasłe tomisko, tylko niegruba książeczka, którą można przeczytać w jeden czy dwa wieczory, jednocześnie świetnie przy niej odpocząć i podziwiać kunszt autora przy kreowaniu postaci i fabuły. Jednak po autorze i po opisie z tyłu miałam nadzieję na większą dozę tajemnicy, mroku oraz nierozwiązanych zagadek, no ale cóż… nadzieja pozostała nadzieją, a Pałac Północy nawet mimo tego uznaję za książkę dobrą, ciekawie napisaną i godną polecenia. 

wtorek, 17 września 2013

Weź moją duszę

Tytuł: Weź moją duszę
Autor: Yrsa Sigurdardóttir
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 382
Ocena:  5.5/



Zamykam swoje oczy, Litością byś otoczył, Ochronił mnie w tę noc, Anioła ześlij Boże, By czuwał nad mym łożem, Spokoju dał mi moc.






Yrsa Sigurdardóttir jest autorką, o której słyszałam już dość dawno, jednak nigdy nie miałam okazji zapoznać się z jej twórczością, choć wszystko co doszło do moich uszu to były same superlatywy. Teraz w końcu przyszedł na nią czas.

Nie wiem jak Wy, ja bardzo lubię jak w książkach pojawiają się rodzinne tajemnice i sekrety. Jedną z takich książek jest właśnie Weź moją duszę autorstwa Yrsy Sigurdardóttir. Choć wszystko zaczyna się w ekskluzywnym hotelu spa i dwóch morderstw w okolicy, to ze zdjęć i dowodów wyłania się całe mnóstwo rodzinnych tragedii i tajemnic. Jednak podejrzanym o morderstwa staje się właściciel hotelu – Jonas. Czy jego znajoma prawniczka Thora rozwiąże zagadkę owych zagadkowych mordów? Czy znajdzie zabójcę? Jak wiele rodzinnych sekretów i tragedii odkryje? Czy owo miejsce jest rzeczywiście nawiedzone przez duchy? Czy one w ogóle istnieją?

Yrsa Sigurdardóttir
Weź moją duszę to książka niezmiernie ciekawa, klimatem kojarząca mi się trochę z twórczością Camilli Läckberg. Czy to tylko moje skojarzenia pokierowane tym, że książki z sagi o Fjällbace poznałam wcześniej, aniżeli pozycje z prawniczką Thorą? Nie wiem. W każdym bądź razie jestem zauroczona książką Yrsy Sigurdardóttir, jej pomysłem na fabułę oraz stylem pisania. Choć może to nie jest mistrzostwo świata, ale ma w sobie to coś co mnie urzekło i sprawiło, że przepadłam podczas jej czytania. Lekkie pióro autorki uczyniło tę pozycję świetną lekturą na dłużące się, deszczowe dni, a kryminalna zagadka, mnóstwo rodzinnych zdjęć i tajemnic skłaniało umysł do intensywnej pracy i podążania za tym, kto jest mordercą i za tym co tak naprawdę zdarzyło się w tym miejscu przed laty. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie już zaczęłam się domyślać, kto dokonał tych okrutnych zabójstw na niewielkim terenie, a gdy pod koniec moje przypuszczenia się potwierdzają, byłam niezmiernie uradowana. Autorka z rozmysłem i precyzją dawkowała napięcie oraz informacje dotyczące śledztwa prowadzonego w książce. Osobiście polecam ją z całego serca. Przyjemna lektura dla fanów rodzinnych zagadek, opowieści o duchach i tajemniczych morderstwach.

środa, 6 lutego 2013

Folwark zwierzęcy

Tytuł: Folwark zwierzęcy
Autor: George Orwell
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 135
Ocena: 6/6


Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.







George Orwell jest znanym wybitnym dziennikarzem i pisarzem, a do jego najbardziej głośnych i znanych książek należy właśnie jak i Folwark zwierzęcy, tak i 1984, a obydwie są wpisane na 100 książek BBC, które należy przeczytaćprzed śmiercią. Na Folwark zwierzęcy miałam ochotę już dość dawno, dlatego gdy byłam ostatnio w bibliotece postanowiłam ją w końcu wypożyczyć.

Folwark zwierzęcy jest powieścią alegoryczną, która jest przedstawieniem komunizmu i jednocześnie głośnym ostrzeżeniem przed każdym totalitaryzmem. Bohaterami są zwierzęta zamieszkałe na Folwarku Dworskim, którym zarządza pewien mężczyzna - Pan Jones. Któregoś dnia zwierzęta stwierdzają, że nie chcą być przewodzone przez człowieka, po naradzie wszczynają bunt i przeganiają właściciela zmieniając nazwę gospodarstwa na tytułowy Folwark zwierzęcy. Od tego momentu w tej zwierzęcej społeczności każdy jest równy, a ich życie jest podporządkowane jest zasadom wypisanym na ścianie, żeby przypadkiem nikomu nie zdarzyło się ich zapomnieć. Przywódcami wszystkich zwierząt zostają świnie, teraz zapowiada się tylko już idylla bez ludzkiego przywódcy – Pana Jonesa. Jednak po czasie niewiele zostaje z tej utopii…
Czy jednak całe to upodlenie wynika z porządku natury? Może nasz kraj jest zbyt ubogi, by jego mieszkańcy mogli żyć godziwie? Nie, towarzysze, po tysiąckroć nie!
Folwark zwierzęcy jest pozycją króciutką, ale jednak nader wartościową. Jest antyutopią komunistycznego świata, w którym zapewne wielu żyło.  Jest to pozycja, którą należy przeczytać, bo choć napisana już 60 lat temu, dziś nadal jest aktualna. Symbole zawarte w niej są nader widoczne i łatwo zauważalne. Autor, mawiał, że Folwark Zwierzęcy miał być satyrą rewolucji rosyjskiej, a jednocześnie nader obrazowo przedstawił schemat państwa totalitarnego, jego założenia… Nie czytałam 1984 ani żadnej innej książki autora, więc nie mam żadnego rozeznania w twórczości, ale książkę naprawdę można uznać za arcydzieło i polecam ją z całego serca. Ba! Uważam ją wręcz za lekturę obowiązkową! Każdy powinien przeczytać!!!

niedziela, 13 stycznia 2013

Książe mgły

Tytuł: Książe mgły
Autor: Carlos Ruiz Zafon
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 200
Ocena: 4/6


Pewne obrazy z dzieciństwa zostają w albumie pamięci wyryte niczym fotografie, niczym sceneria, do której człowiek zawsze wraca pamięcią, choćby upłynęło nie wiadomo jak wiele czasu.






Carlos Ruiz Zafon jest pisarzem, który jest najbardziej znany ze swojej pozycji Cień wiatru, która jest nawet wpisana na listę 100 książek BBC, które należy przeczytać przed śmiercią. Książę mgły jest pozycją debiutancką powieścią autora, która zasadniczo jest skierowana dla młodzieży, ale jednak może czytać ją każdy, przynajmniej według autora, który zawarł w książce swoje posłowie.

Do małej osady rybackiej na wybrzeżu Atlantyku przeprowadza się rodzina Carverów, wraz z trójką dzieci - Maxem, Alicją i Iriną. Powodem tego była praca, którą znalazł tam ojciec rodzinnym , a ich miejscem zamieszkania stanie się domek przy plaży, który kiedyś należał do rodziny Fleishmanów, których syn utonął w morzu i dlatego wyprowadzili się z tego miejsca. Od samego początku dzieją się tam dziwne rzeczy, a dzieciaki poznają Rolanda mieszkającego w latarni morskiej, od którego dowiadują się to i owo o miasteczku i o byłych właścicielach domu. Poznają także dziadka Rolanda -  Victora Kraya, z którym chłopak mieszka i wychowuje się. To właśnie dziadek chłopaka opowie dzieciom o złym czarowniku, który nazywany jest Księciem Mgły, który jest gotowy spełnić każdą prośbę lub życzenie, ale w zamian żąda bardzo wiele. Dzieciom wydaje się, że to legenda, ale do czasu…
[...] poważnym błędem jest wiara w to, że można ziścić swoje marzenia, nie dając nic w zamian.
Cień wiatru przeczytałam stosunkowo niedawno, choć Książe mgły czekał na półce dłużej. Teraz się za nią zabrałam i połknęłam ją w jeden wieczór. Jest to pozycja dla młodzieży, więc nie każdemu dojrzałemu czytelnikowi może się spodobać. Napisana prostym, nieskomplikowanym językiem, a historia przedstawiona w książce, jest dość ciekawa, choć nie jest arcydziełem. Jest wciągająca i fascynująca, z pewną dozą magii i tajemnicy. Generalnie jest to lekka i przyjemna lektura, za zimowy wieczór przy herbatce. Cień wiatru podobał mi się bardziej, ale jak na lekturę dla młodzieży jest to książka na naprawdę dobrym poziomie. No i jest w zupełnie innym klimacie niż wspomniany już bestseller Zafona. Ma coś w sobie, książka z klimatem. A na półce czeka jeszcze Pałac północy i Światła września, po które zapewne niebawem sięgnę.

Wyzwanie: PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU! 1,9 cm