czwartek, 28 sierpnia 2014

"Zabawa w Boga" Robin Cook

Tytuł: Zabawa w boga
Autor: Robin Cook
Wydawnictwo: Rebis
Ocena: 2/6



Otaczająca go cisza była przerażająco głucha, nie wiedział skąd się wzięła ogarniająca go nagle niemoc. Czuł, że zaczyna go paraliżować narastający strach.







Robin Cook to jeden z najbardziej z rozpoznawalnych twórców thrillerów medycznych, a przygodę z jego twórczością rozpoczęłam od Epidemii, a teraz po raz kolejny sięgnęłam po książkę jego autorstwa, ponieważ lubię dawkę medycznych szczególików w jego wydaniu.

Zabawa z Boga to opowiada historię Cassandry Kingsley, która rozpoczęła właśnie wymarzony staż na psychiatrii, a za męża ma szanowanego kardiochirurga i wydawałoby się, że ma wszystko co mogłaby sobie tylko zamarzyć. Okazuje się, że w bostońskim szpitalu Memorial Hospital, w którym pracują, dochodzi do tajemniczych zgonów, do których dochodzi po zazwyczaj udanych operacjach serca. To dziwny zbieg okoliczności czy coś więcej? Jeżeli to drugie, to kto za tym stoi? Kto się bawi w boga?

Każdy, kto poddaje się operacji, musi się liczyć również z możliwością jej niepowodzenia, nikt jednak nie traktuje tego zbyt poważnie. Jeśli kupujesz los na loterii, zawsze robisz to z myślą o wygranej.

Zabawa w Boga to niedługa pozycja, po której nie oczekiwałam zbyt wiele, poza tym, że mnie wciągnie i trzymać w napięciu, ale jednak mimo tego mnie nie zachwyciła. Medyczne informacje są lekko przeterminowane – choćby te na temat cukrzycy Cassandry. Kto w dzisiejszych czasach wstrzykuje insulinę strzykawkami? Ale jakich nowinek można oczekiwać po książce napisanej w 1983 roku? Fabularnie książka nie jest zbyt porywająca ani wciągająca – przeczytałam ją bez zupełnego entuzjazmu, a do tego tak bardzo przewidywalna. Już mniej więcej w połowie zaczęłam podejrzewać, jakie będzie zakończenie, no i niestety autor mnie nie zaskoczył swoją wersją końcówki tej historii. Wcale nie zachwyca czy wciągająca, a wręcz przeciwnie – książka nudzi swą przewidywalnością, brakiem intryg, zagadek oraz mdławymi i niezbyt wyróżniającymi się bohaterami. Pomysł lekarza bawiącego się w Boga jest ciekawy, szkoda tylko, że tak zmarnowany, bo sama książka nie zapada w pamięć i nie wzbudza większego podziwu i zdecydowanie nie należy do pozycji, którą można komuś polecić, chyba że naprawdę nie ma nic lepszego do czytania (w co szczerze wątpię;).

wtorek, 26 sierpnia 2014

"Ofiara losu" Camilla Läckberg

Tytuł: Ofiara losu
Autor: Camilla Läckberg
Cykl: Saga o Fjällbace
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 448 
Ocena: 4/6

Nie bój się, nie oczekuję, że wszyscy będą porównywać swoje problemy z moimi. Każdy ma własny punkt odniesienia, nie mogę służyć za sprawdzian, czy czyjeś narzekanie jest uprawnione, czy nie.





Twórczość Camilli Läckberg jest specyficzna, ma wielu miłośników, ale także wielu czytelników za nią nie przepada. Nie zmienia to faktu, że Saga o Fjällbace tej autorki jest serią bardzo znaną i wciąż widnieje na witrynach księgarń. Dziś u mnie przyszedł na kolejny – już czwarty – tom tej sagi pt. Ofiara losu.

Patrik Hedström – główny bohater książki i policjant na komisariacie w Tanumshede – jedzie na miejsce wypadku samochodowego, a jego ofiarą okazuje się być dalsza znajoma śledczego. Mężczyzna nabiera podejrzeń co do jej śmierci, z każdym dniem i każdą nową coraz bardziej. Czy kobieta rzeczywiście zginęła w wypadku? Czy siadłaby za kierownicą samochodu pijana, kiedy wcześniej w ogóle nie pijała alkoholu? Jaki ma z tym związek kręcony w tej miejscowości talk-show oraz śmierć jednej z jego uczestniczek? Czy Patrik Hedström wpadnie na trop i rozwiąże zagadkę? A jak układają się relacje z jego partnerką Ericą? Czy wezmą w końcu ślub?

Człowiek czuje się podle, gdy spotykanie się z ludźmi w żałobie obiera jako coś przykrego. Uważa się za egoistę, bo cóż to jest w porównaniu z żałobą po stracie bliskiej osoby. Ta przykrość bierze się zaś z obawy, że się użyje niewłaściwych słów, popełni nietakt i – paradoksalnie – doda bólu, który już i tak nie może być większy.

Ofiara losu to książka, którą przeczytałam podczas jednej podóży pociągiem – nie ukrywam, że za sprawą tego, że jest ona napisana w taki sposób, że się ją połyka w całości i wciąż chce się więcej. Camilla Läckberg pisze lekko i w sposób bardzo przyjemny w odbiorze, kreując bardzo ciekawą parę głównych bohaterów, ich relacje, ale także relacje międzyludzkie w ogóle. Fabularnie wydaje się wypadać gorzej niż swoje poprzedniczki – odniosłam wrażenie, że sprawy tam opisane są owiane zbyt małą ilością tajemnicy, takie zbyt „surowe”, jakieś zbyt mało klimatyczne i wyraźnie widać, że są one tylko dodatkiem, do życia Patricka i Ericki. Jesteśmy głównie świadkami wydarzeń z ich życia, opisów ich relacji, planów, a nie zagadki do rozwiązania i kryminalne intrygi wydają się schodzić na dalszy plan. No i motyw jakiś zagadek z przeszłości, już tak powtarzany w książkach pani Läckberg. Za to dwie strony książki są jednym wielkim znakiem zapytania, który sprawia, że z chęcią sięgnę po kolejny tom tej serii.

Podsumowując, Ofiara losu to pozycja, która na tle pozostałych książek z sagi, które czytałam wypada gorzej, ale nie jest tragedią, ale po lekturze poprzednich pozycji spodziewałam się czegoś na trochę wyższym poziomie;) Takie lekkie czytadło, na jeden wieczór;)

środa, 20 sierpnia 2014

"E-mail od Pana Boga do nastolatka" Claire Cloninger, Curt Cloninger

Tytuł: E-mail od Pana Boga do nastolatka
Autor: Claire Cloninger, Curt Cloninger
Wydawnictwo: Edycja św.Pawła
Ilość stron: 256
Ocena: poza skalą



Nie ma większej straty czasu od porównywania się z innymi.








Pamiętam, jak tę książkę tato mi kupił podczas rodzinnego wyjazdu na wakacyjne rekolekcje razem z kubkiem z napisem „Kubek córki” i z cytatem z Pisma Św. Obydwie rzeczy służą mi do dziś. Kubek prawie codziennie podczas rytuału picia kawy, jako jeden z ulubionych, a do książki co chwilę wracam.

Moje plany dla ciebie są wspanialsze niż tom o co Mnie dotychczas prosiłeś, i o to, co możesz sobie wyobrazić.
Twój Planista,
Bóg

E-mail od Pana Boga do nastolatka to książka napisana w formie e-maili i są one skierowane do ludzi młodych, na co wskazuje sam tytuł tej pozycji. Autorzy postanowili przekazać w niej zasadniczą prawdę o Bogu, prawdę, o tym, że Bóg kocha człowieka, tego konkretnego, czytającego to nastolatka (choć pewnie nie tylko), niezależnie od tego ile zrobił on w życiu popełnił błędów i głupot. Bo Bóg to nie starzec z siwą brodą do ziemi, a Osoba, która tu i teraz przemawia do każdego człowieka! E-maile od Pana Boga? Tak to możliwe!;)

Jezus nosi miliony przebrań i chce, byś szukał Go w ludzkich twarzach. Jeśli pragniesz kochać Jezusa i Mu służyć... kochaj Go i służ Mu w innych.


E-mail od Pana Boga do nastolatka jest pozycją bardzo ładnie wydaną (zresztą jak wszystkie z tej serii). Twarda solidna oprawa, porządny papier, przejrzysta grafika i każdy Boski e-mail na oddzielnej stronie, co zdecydowanie ułatwia korzystanie z tej książki, bo pozwala te niebiańskie wiadomości dawkować w odpowiednich dla siebie porcjach – na przykład po 2-3 takie e-maile na dobranoc. Dawek większych niż dziesięć na jeden raz nie polecam – trudno je wtedy przetrawić i wcielić w życie. Wszystkie wiadomości, każda strona są pełne energii, wiary i nadziei, które udzielają się czytelnikowi, a przede wszystkim wszystko jest napisane w łatwy i przyjemny w odbiorze sposób, który sprawia, że z chęcią sięga się po inne książki z serii E-mail od Pana Boga do... Tematy podejmowane w tej książce nie są jakimiś teologicznymi wywodami, na najbardziej skomplikowane tematy związane z religią, wręcz przeciwnie, wszystko kręci się wokół Boskiej Miłości, która może wszystko i tym razem próbuje trafić do zbuntowanych nie raz nastolatków! Książkę pozostawiam poza skalą, bo nie jest to pozycją, którą należy oceniać pod względem fabularnym czy literackim, a pod względem "trafienia" konkretnego człowieka, a z tym bywa różnie. Na pewno polecam wszystkim nastolatkom, wszystkim, którzy się nimi czują i wszystkim, którzy chcą zacząć szaloną przygodę z Bożą Miłością!;)

Wiedziałeś, że mój Syn, Jezus, ma twoje blizny na swoich dłoniach? Powstały, gdy powieszono Go na krzyżu, byś mógł być blisko Mnie. Jezus nie może zapomnieć o tobie. Te blizny ciągle Mu ciebie przypominają.

wtorek, 19 sierpnia 2014

"Czarna kawa" Agata Christie

Tytuł: Czarna kawa
Autor: Agata Christie
Czyta: Henryk Kijański
Czas trwania: 4 h. 29 min.
Ocena: 4/6


Symetria jest wszystkim. Wszędzie, a zwłaszcza w szarych komórkach, powinien panować ład i porządek.








Agata Christie to prawdziwa klasyka i chyba nie ma osoby, która nie kojarzyłaby charakterystycznego, belgijskiego i ekscentrycznego detektywa Herculesa Poirota. Z racji tego, że jestem fanką kryminałów, z pewną dozą regularności sięgam po książki Królowej Kryminału. 

Czarna kawa początkowo była sztuką teatralną, później przerobioną na powieść przez Charlesa Osborne'a. Ta teatralna atmosfera jest wyraźnie wyczuwalna w tej pozycji. Spotykamy się w niej właśnie z detektywem Herculesem Poirotem i jego wiernym towarzyszem - kapitanem Hastingsem. Mają oni do rozwiązania sprawę naukowca sir Clauda  Amory – mężczyzna zwrócił się do detektywa z podejrzeniem, że ktoś z jego rodziny i świty próbuje wykraść wzór śmiercionośnego materiału wybuchowego, nad którym właśnie pracował. W międzyczasie sir Claud zostaje otruty, a koperta ze wzorem ginie... Czy to rzeczywiście, ktoś z rodziny naukowca? Może ktoś ze służby? Komu zależy, żeby poznać wzór owej śmiercionośnej substancji? Kto potrzebuje tego wzoru?

Czarna kawa to niedługa książka, bo czymże jest 4,5 godzinny audiobook? Dystyngowany, próżny i pedantyczny Poirot, który wciąż zachwyca swoją osobą, swoją osobowością, charakterem, cynicznymi uwagami i uporem dążącym do rozwiązania zagadki, to postać kultowa i chyba najciekawszy element tej pozycji. Książka wciąga, napisana jest charakterystycznym językiem Agaty Christie, jej dystyngowanym stylem i sposobem, więc połknęłam ją w dwa popołudnia. Myślałam, że sama sprawa okaże się bardziej zawiła i skomplikowana, bardziej rozbudowana. Sądziłam, że rozwiązanie zagadki nie było, aż tak szokujące i zaskakujące, jakiego można by się spodziewać, jednak podczas zapoznawania się z lektura, autorka co chwilę próbowała zmylić czytelnika dążącego do rozwiązania sprawy razem z Poirotem i Hastingsem. Czarna kawa nie jest zła, ale chyba czytałam jej lepsze książki, lepsze fabularnie, bardziej zawiła i zmuszająca do myślenia nad rozwikłaniem zagadki. 

piątek, 15 sierpnia 2014

Czekoladowy serek homogenizowany;)


Serki homogenizowane to moje ulubione przekąski, ostatnio więc postanowiłam zrobić sama czekoladowy serek homogenizowany;)



Co będziemy potrzebować?
ok.100 g twarogu
1 łyżka kakao
1 łyżka cukru
2-3 łyżki mleka
2 kostki czekolady

Jak zrobić?
Twaróg, kakao, cukier i mleko włożyć do miski lub dzierży miksera i zblendować na gładką masę. Ilość mleka zależy od rodzaju twarogu i od tego jaką konsystencję chcemy uzyskać.
Czekoladę zetrzeć i posypać na wierzchu.
Jak spróbujecie nie będziecie chcieli już jeść tych kupnych;)
Smacznego!


niedziela, 10 sierpnia 2014

Hadzine dyskusje: Polacy nie czytają książek.


W mediach wciąż się trąbi, że Polacy to naród, który generalnie nie czyta książek. Wg badań Biblioteki Narodowej w 2010 roku 56% Polaków nie przeczytało ani jednej książki, w 2012 roku było to już 60,8%. Wyniki zatrważające, prawda? Ale zastanawiam się skąd one się w ogóle biorą.

W moim otoczeniu wciąż spotykam się z osobami, które czytają. Jadąc w pociągu czy w tramwaju wciąż widzę, osoby które czytają. Fakt, nie są to tłumy, ale nie raz jestem świadkiem, jak połowa podróżnych w jednym przedziale w pociągu siedzi z książką czy czytnikiem i czyta... Kto jeździ komunikacją miejską czy pociągami – ten potwierdzi. A to i tak są osoby czytające nałogowo. Ale jednak jest też spora grupa przeciętniaków, która nie czyta wiele, ale jednak przeczyta powiedzmy do tych 5 książek w ciągu roku. Do tej grupy zalicza się np. mój brat czy Książę z bajki, którzy miłośnikami czytania nie są (czasem są wręcz nastroszeni na czytanie i uważają to za stratę czasu) – ale jednak przeczytają więcej niż ta 1 książka rocznie (No powiedzmy tak 3-4 książki w ciągu roku). Nie jest to wynik powalający, ale zawsze coś, prawda? Więc pytanie – skąd te statystyki? I czyją normę wyrabiam czytając po kilkadziesiąt książek rocznie?

Osobiście uważam, że należy się cieszyć z tych osób, które czytają. Z osób, które w zaczytaniu wysiądą kilka przystanków za daleko, z osób, które przesiadują w Empikach na plecakach czytając kolejne książki, z osób, które wożą w swych torbach opasłe tomiska i czytają, czytają, czytają... Czy nie lepiej cieszyć się z nich, aniżeli narzekać, że Polacy nie czytają? Czy nie lepiej promować czytelnictwo i tych ludzi, którzy czytają (a to wcale nie są takie dinozaury na wyginięciu – przynajmniej według mnie). Aż dusza się cieszy jak 14 – letni chłopak pyta się czy mogę mu pożyczyć jakieś książki, bo on szuka czegoś do czytania, bo już skończył którąś tam serię i szuka kolejnej do czytania. Czy nie powinniśmy się cieszyć z takich osób? Dopóki będę spotykać takich ludzi, dopóki będę spotykała w tramwajach czy poczekalniach zaczytanych ludzi, z którymi nieraz długie godziny można przegadać o książkach – nie będę narzekać na to, że Polacy są nieczytającym narodem.

Jakie są Wasze odczucia? Czy ludzie wśród Was należą do tych czytających czy do tych, którzy książki omijają szerokim łukiem? Zapraszam do dyskusji.

Zaczytany Sherlock <3

sobota, 9 sierpnia 2014

"Kamieniarz" Camilla Läckberg

Tytuł: Kamieniarz
Autor: Camilla Läckberg
Seria: Saga o Fjällbace
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 536
Ocena: 5.5/6


Kto wierzy, że jest kochany, gdy go chłoszczą, ten sam potem chłoszcze.






Sagę o Fjällbace polubiłam już od pierwszych stron pierwszej części zatytułowanej Księżniczka z lodu, dlatego właśnie już nazbierałam całą serię Camilli Läckberg i cała czeka na przeczytanie. Dziś przychodzę z recenzją trzeciej części – Kamieniarza.

We Fjällbace dochodzi do kolejnej tragedii – umiera kilkuletnia dziewczynka imieniem Sara. Była ona sąsiadką Patrika Hedströma – głównego bohatera tej sagi. Sprawa jest wyjątkowo ciężka, właśnie z powodu bliskiej znajomości z rodziną zamordowanej. W końcu Erica – partnerka Patrika – przyjaźni się z matką Sary. Co się stało, że dziewczynka umarła? Kto stoi za jej śmiercią? To ktoś obcy czy może członek rodziny? Czy może mężczyzna z sąsiedztwa podejrzewany o pedofilię? Co tam się stało? Co w płucach dziewczynki robił popiół? I o co chodzi z tytułowym kamieniarzem? Kto to jest i jaki ma związek ze śmiercią Sary?

Nie rozumiał, dlaczego wszyscy tak bardzo boją się śmierci. Nie pojmował, skąd tyle emocji, gdy tylko ktoś o niej wspomni. Śmierć to pewien stan, jak życie. Dlaczego miałaby być od niego gorsza?

Kamieniarz to pozycja, która mnie wciągnęła od samego początku, mimo tego, że widziałam wcześniej jego adaptację filmową. Tom jest opasły, zresztą jak każdy w tej serii, al czyta się o naprawdę szybko, wręcz błyskawicznie, a jego lektura to czysta przyjemność. Wszystko za sprawą języka i stylu pisarskiego autorki – przyjemnego, dość lekkiego i niezbyt skomplikowanego, ale zdecydowanie nie będącego prostackim. Ciekawie prowadzona narracja, która toczy się nieraz powoli, nieraz trochę szybciej, ale jednak nigdy nie gna. Erica i Patrik, których poznałam i polubiłam już we wcześniejszych tomach, powrócili w pełnej krasie – z nowymi przygodami i całym śledztwem. Choć trzeba przyznać, że w tej części Erica schodzi na dalszy plan i niewiele zostało z przebojowej, zakręconej dziewczyny. Jest tylko świeżo upieczona matka z noworodkiem w ręku. Ale tu pojawia się kolejny, ważny temat, który jest podejmowany w tej książce – temat macierzyństwa. Temat macierzyństwa trudnego, macierzyństwa, które odbija swój głęboki ślad w psychice dziecka. Macierzyństwa wymagającego, męczącego, macierzyństwa, które wcale nie jest kolorowe. Kamieniarz jest książką w tej kwestii doprawdy poruszającą, zastanawiającą i dającą do myślenia. Do tego naprawdę intrygująca, z odpowiednio dawkowanym napięciem. Czego chcieć więcej?

Wolałaby jednak dzielić z nim to cierpienie, żeby nie musieli, każde z osobna, szukać sensu każdego kolejnego oddechu.

Podsumowując, Kamieniarz to książka warta lektury, którą czyta się naprawdę szybko, warto sięgnąć. Polecam oczywiście czytać po kolei, całą serię od samego początku. Osobiście nie wiem czy, ktoś kto zacznie czytać od tego tomu, czy się połapie w akcji. Polecam szczególnie miłośnikom Czarnej Serii i twórczości Camilli Läckberg. Generalnie dość dobra, wciągająca książka, od której ciężko się oderwać;) Coraz bardziej urzeka mnie ta saga! I wciąż czekają kolejne tomy;)

piątek, 8 sierpnia 2014

"Klinika śmierci" Harlan Coben

Tytuł: Klinika śmierci
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 512
Ocena: 4/6


Gniew to marnowanie energii. Gniew mąci umysł, uniemożliwia racjonalne myślenie.






Książki Harlana Cobena nie są arcydziełami i często czytając je mam wrażenie, że „to już gdzieś było”, a później przeczytane pozycje z jego bibliografii zlewają mi się w jedno i mieszają nie zapadając za bardzo w pamięć. Takie ot lekkie czytadła. Właśnie jak chcę się odprężyć – sięgam po jego książki. Tak też było z Kliniką śmierci, po którą sięgnęłam w ramach „odmóżdżenia” w trakcie przygotowań do kampanii wrześniowej.

O czym opowiada Klinika śmierci? Poznajemy tam parę -  Sarę Lowell i Michaelaa Silvermana. Spodziewają się dziecka, kiedy Michael trafia do szpitala z silnymi bólami brzucha, które według lekarzy mają być objawami strasznej choroby jaką jest AIDS. Jednak również okazuje się, że w szpitalu dzieją się dziwne rzeczy. Jaki związek ma wynalezienie lekarstwa na AIDS z różnymi, tajemniczymi zgonami, jakie tam mają miejsce? Co tam takiego się dzieje? Czy dla Michaela są rzeczywiście jakieś szanse na wyzdrowienie? 

Klinika śmierci została wydana po raz pierwszy w 1991 roku, jednak w Polsce dopiero w 2011 roku, a ja niedawno dorwałam ją w nowym wydaniu w wersji kieszonkowej i w takiej ją właśnie przeczytałam. Znając już Cobena – nie oczekiwałam po niej majstersztyku i książki, która powali na kolana. I tego też nie dostałam. Bo to generalnie nie ten typ literatury. Przez większość lektury miałam nieustające skojarzenia z Epidemią Robina Cooka (choć ta pozycja jest o wiele lepsza – przynajmniej wg mnie) – podobny motyw, epidemia, szpital i te sprawy. Klinika śmierci to pierwszy thriller medyczny w dorobku Cobena, ale także druga pozycja w jego bibliografii. Trochę widać w tej książce brak twórczej wprawy, życiowego doświadczenia i medycznej wiedzy, ale książkę czytało mi się naprawdę lekko i przyjemnie, a także jest to jedna z bardziej zapadających w pamięć pozycji Harlana Cobena. Ciekawy pomysł na fabułę i prowadzenie akcji i mógłby być on zdecydowanie lepiej wykorzystany. No i zabrakło trochę naukowo – lekarskich szczególików (w końcu to thriller medyczny) i mogłoby być trochę więcej intrygi czy napięcia. Naprawdę mogłoby być lepiej.

Klinika śmierci to lekkie czytadło, od którego nie powinno wymagać się zbyt wiele, bo sam autor wydaje się być daleki od szczytu swoich pisarskich możliwości. Fakt, płodzi dość sporo, ale ilość nie zawsze idzie w parze z jakością. Tak, można przeczytać, jako coś miłego i przyjemnego do poczytania na plaży lub podczas podróży, ale są lepsze książki z gatunku thrillera medycznego, nie oszukujmy się. Najogólniej tragedii nie ma, ale do majstersztyku daleko i lektura tej książki to nie będzie zupełne marnotrawstwo czasu. 

sobota, 2 sierpnia 2014

"Sezon burz" Andrzej Sapkowski

Tytuł: Sezon burz
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: Supernowa
Ilość stron: 404
Ocena: 4.5/6


Mówią, że postęp rozjaśnia mroki. Ale zawsze, zawsze będzie istniała ciemność. I zawsze będzie w ciemności Zło, zawsze będą w ciemności kły i pazury, mord i krew. Zawsze będą istoty, co nocą łomocą. A my, wiedźmini, jesteśmy od tego, by przyłomotać im.






Nie ukrywam, że stęskniłam się za białowłosym Wiedźminem, brakowało mi jego przygód czy wydarzeń z wiedźmińskiego świata. Może właśnie z powodu strachu skończenia sagi o Geraldzie z Rivii, o definitywnym końcu jego przygód, nie sięgałam po ostatni tom tej serii. Dlatego całym literackim światem oraz fanami fantasy wstrząsnęła wieść powrocie Białego Wilka. No i ja nie mogłam pozostać obojętna na tę wieść i na tę książkę.

Stąd wiedział, że deklarację o bezpieczeństwie portali można było umieścić w tej samej przegródce, co twierdzenia: mój piesek nie gryzie, mój synek to dobry chłopiec, bigos jest świeży, pieniądze dam najdalej pojutrze, noc spędziłam u przyjaciółki, na sercu leży mi wyłącznie dobro ojczyzny oraz odpowiesz tylko na kilka pytań i zaraz cię zwolnimy.

Sezon burz to powrót Geralta i jego wiernego druha – Jaskiera. Pojawia się także Yennifer. No i doskonały powrót do wiedźmińskiego świata. Tylko że Wiedźminowi – Białemu Wilkowi giną jego miecze. W międzyczasie Gerald walczy, zwalcza zło, spełnia swoja misję. Kto ukradł mu jego miecze? Jakie przygody spotkają naszego Wiedźmina? O co będzie walczył? Czego będzie bronił? O co będzie walczył? Jakie przygody spotkają Białego Wilka i jego towarzyszy? Co takiego się wydarzy?

Powiedzieć ci, dobry Wiedźminie, kim są ludzie dobrzy? To tacy, którym los poskąpił szansy skorzystania z dobrodziejstw bycia złymi. Względnie tacy, którzy szansę taką mieli, ale byli za głupi, by z niej skorzystać.



Sezon burz to książka, na którą czekałam z wielką niecierpliwością oczekując nowych wydarzeń ze świata i realiów Wiedźmina. Byłam ciekawa, co Andrzej Sapkowski wymyślił z tej pozycji, sposobu w jaki Wiedźmin powrócił. Zabrałam się za czytanie i... przepadłam. Zaczęłam czytać w pociągu i tego samego dnia już ją skończyłam.

W uśmiech radosny powinieneś stroić zatem lica, nie zaś w grymas mroczny i posępny, z którym, uwierz mi, wyjątkowo ci nie do twarzy, wyglądasz z nim po prostu jak człowiek na ciężkim kacu, który na domiar struł się zakąską i nie pamięta, na czym i kiedy złamał ząb ani skąd te ślady nasienia na spodniach.



Sezon burz jest utrzymana stylu sagi o Białym Wilku – ten sam wiedźmiński świat, podobny styl pisania, podobny język, część bohaterów tych samych, nawet przygody wydają się być podobne, ale jednak nie ukrywam, że pod koniec trochę się nudziłam i tylko czekałam na jej finał. Nie zmienia to jednak faktu, że Sezon Burz to pozycja, która jest doprawdy dość dobra, ale zdecydowanie nie aż tak wysokich lotów jak cała saga. Nie jest to może Sapkowski w szczycie formy, ale jednak zafundował on sporą dawkę ciekawych zdarzeń. Pokazał Wiedźmina i jego świat, choć miałam wrażenie, że Sezon Burz to tylko takie „odgrzanie” tematu - stworzenie książki o Białym Wilku i jego świecie tylko, że cała saga zdobyła sporą popularność i dobrze się sprzedała, a napisanie kolejnych przygód Geralda z Rivii przyniesie niemały dochód. Nie zmienia to faktu, że Sezon burz czytało mi się lekko i przyjemnie. Nie jest to może arcydzieło i klasyka gatunki, ale sympatyczna lektura dla miłośników tego typu powieści, a przede wszystkim dla osób lubiących Wiedźmina i tęskniących za nim. I to właśnie nim głównie polecam tę pozycję;) Reszta może się zawieść, miłośnicy Białego Wilka zresztą też, ale chyba mniej. Generalnie książka, która zostawia czytelnika z mieszanymi uczuciami.

piątek, 1 sierpnia 2014

Lody jogurtowe;)


Wakacje to okres jedzenia sporej ilości lodów.
A ostatnio popularne są mrożone jogurty.
I ja postanowiłam zrobić swoje własne lody jogurtowe;)



Co będziemy potrzebować?
Jogurt naturalny
Cukier
Dodatki smakowe

Generalnie proporcje zależą od ilości dodatków smakowych;)

Moje proporcje
Kawowe
2 duże opakowania jogurtu
2 czubate łyżki kawy rozpuszczalnej
2,5-3 czubate łyżki cukru

Czekoladowe 
3 duże opakowania jogurtu
6-7 czubatych łyżek kakao
ok.5 czubatych łyżek cukru

Jak wykonać?
Jogurt, cukier i dodatki włożyć do wysokiego naczynia. Wszystko zmiksować, tak, aby masa była puszysta i gładka. Przelać do mniejszych pojemników, tak żeby 1 pojemnik=1 porcja. Inaczej trudno może być nakładać;)

Nie oczekujcie smaku tradycyjnych lodów;)
Te kawowe smakują jak jogurt kawowy.
Generalnie lody, które są bardziej dietetyczne aniżeli te tradycyjne lody, a są w smaku lekko kwasowate;)

Smacznego!