Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Esprit. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Esprit. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 kwietnia 2016

"Mam sto lat i chciałabym wam powiedzieć..." s.Emmanuelle

Tytuł: Mam sto lat i chciałabym wam powiedzieć...
Autor: s. Emmanuelle
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 184
Ocena: 5/6



Jestem całkowicie przekonana, że piekło to pozostać w sobie, zamknąć się w sobie. Raj zaś to otworzyć się, rozpocząć, to dzień, w którym dostrzeżemy innego, usłyszymy go. Wówczas, razem, pójdziemy ręka w rękę.




Siostra Emmanuelle wstąpiła do zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Syjonu mając 23 lata, ale jej powołanie zaczęło wzrastać, kiedy miała 6 lat i była świadkiem tragicznej śmierci własnego ojca... Ono wzrastało, dojrzewało, aż w końcu zaprowadziło do tego konkretnego zgromadzenia.

Książka Mam sto lat i chciałabym wam powiedzieć... to wywiad, który podejmuje najróżniejsze tematy – powołania siostry Emmanuelle, jej pomocy gałganiarzom w Kairze, stowarzyszenia, które prowadzi, a przede wszystkim o Miłości. Przede wszystkim Miłości Jezusowej, Miłości do ludzi, pomiędzy ludźmi...

Mam sto lat i chciałabym wam powiedzieć jest bardzo dobrze napisaną książką. Choć krótka to pełna przekazu, nadziei, siły do niesienia pomocy, pełna pozytywnej, Bożej energii i siły. Zmusza do refleksji, do zatrzymania się... Trafnie zadane pytania, jeszcze trafniejsze odpowiedzi!

No cóż tu dużo pisać – książka warta przeczytania – zdecydowanie podniesie na duchu, zainspiruje do większego miłosierdzia, większego działania na rzecz bliźnich.

sobota, 21 marca 2015

"Koniec człowieczeństwa" C.S.Lewis

Tytuł: Koniec człowieczeństwa
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 123
Ocena: 6/6



Przekonaliśmy się już bowiem, że dana człowiekowi władza dowolnego kształtowania samego siebie jest tak naprawdę władzą dowolnego kształtowania jednych przez drugich.






Najpierw przeczytałam Opowieści z Narnii i się zachwyciłam Lewisem. Później przeczytałam Smutek – zupełnie inne klimaty i to właśnie od tych dwóch pozycji zaczęła się z twórczością brytyjskiego filozofa. W moje łapki trafiło kilka jego pozycji, aż przyszedł czas na kolejną pozycję jaką jest Koniec człowieczeństwa, która jest książeczką cieniutką, ale bardzo ciekawą i wartościową.

Koniec człowieczeństwa to pozycja, na którą składa się trzy eseje, a są nimi: Ludzie bez torsów, Droga i Koniec człowieczeństwa. Wszystkie trzy autor wygłosił w lutym 1943 w King's Collage w Newcastle. Każdy z tych trzech esejów łączy jedno – we wszystkich autor podejmuje temat uniwersalnego prawa moralnego, które dotyczy każdego człowieka, niezależnie od narodowości, koloru skóry czy wyznania. Tematem przewodnim wszystkich esejów jest szeroko pojęta etyka i moralność, po prostu natura człowieka. Autor dywaguje nad tym, w jakim kierunku zmierza ludzkość, myśli, drąży, zastanawia się... Ale czym według Lewisa jest tytułowy koniec człowieczeństwa? Co miał na myśli? Co tak w zasadzie oznacza to stwierdzenie?

W akcie upiornej głupoty wycinamy organ i domagamy się, by działał. Produkujemy ludzi bez torsów i spodziewamy się, że będą cnotliwi i przedsiębiorczy. Wyśmiewamy się z honoru i przeżywamy szok, gdy okazuje się, że są wśród nas zdrajcy. Dokonujemy kastracji i każemy trzebieńcom, aby byli płodni.

Clive Staples Lewis to autor, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać – wszystko przez Opowieści z Narni. Przede wszystkim jest człowiekiem niezwykle mądrym i wartościowym, który wciąż mnie zadziwia swym geniuszem. Koniec człowieczeństwa jest jedną z tych pozycji, która zmusza do poważnego myślenia oraz wywołuje poważnego kaca książkowego. W tej książce autor dzieli się swoją wiedzą oraz przemyśleniami dotyczącymi etyki, uniwersalnego prawa moralnego czy moralności w ogóle. Choć tematy są zawiłe i niełatwe to pozycja jest napisana w naprawdę żartobliwy sposób. Jednak jak dla mnie czasami myśli autora wydają mi się niezrozumiałe, czasami mialam problem domyśleniem się o co chodzi autorowi. Jednak jest to książka, która tylko potwierdziłam swoje zamiłowanie do twórczości C.S.Lewisa. Jest to człowiek  po prostu genialny! Jego książki, w szczególności Koniec człowieczeństwa, są pełne mądrości, skłaniające do refleksji i myślenia, pełne refleksji.... Muszę przyznać, że książka napisana ponad 70 la temu, ale wciąż bardzo aktualna, a do tego napisana w żartobliwy sposób, a także dość lekki, choć temat tej pozycji jest poważny. Moim zdaniem niezwykle wartościowym jest dodatek zamieszczony na końcu na książki. Można w nim znaleźć przykłady różnego rodzaju praw naturalnych zawartych w różnych księgach – takich jak chociażby w Biblii czy dziełach starożytnych autorów greckich, rzymskich, chińskich oraz wielu innych. Rodzi się przy tym dodatkowa refleksja! Prawdziwa filozoficzno – czytelnicza uczta!

Dawniej skazywano złych ludzi na śmierć; dziś likwiduje się element aspołeczny. Człowiek nie jest już cnotliwy, tylko uporządkowany; nie jest pracowity, tylko dynamiczny (...) co najdziwniejsze, oszczędność i umiarkowanie, a nawet zwykła inteligencja zyskały miano oporu konsumentów.

Koniec człowieczeństwa jest książką trudną, zmuszającą do myślenia, czasami nie do końca zrozumiałą, ale naprawdę wartościową. Wiem, że wrócę do niej jeszcze nie raz, żeby móc dodatkowo przetrawić i przemyśleć poszczególne eseje czy ich fragmentów. O nie! Niech nie zmyli Was objętość! Zdecydowanie, nie jest to pozycja do przeczytania w jeden wieczór – jest to książka, którą należy sobie dawkować, następnie je sobie poukładać, przemyśleć i przetrawić. Jeżeli choć raz zastanawiałeś się nad tym, w jakim kierunku podąża ludzkość jest to książką dla Ciebie. Tak samo jak chcesz czegoś dowiedzieć się o naturalnym prawie moralnym. Koniec człowieczeństwa jest pozycją wartą przeczytania!

Chrystus dźwigający krzyż –  Hieronim Boscha

Za możliwość przeczytania książki dziękuję




środa, 4 marca 2015

"Praktykujący, ale czy...wierzący?" o. Lech Dorobczyński OFM

Tytuł: Praktykujący, ale czy...wierzący?
Autor: o. Lech Dorobczyński OFM
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 136
Ocena: 6/6



Świeci byli takimi samymi ludźmi jak Ty! Tal jak Ty – przechodzili wiele w swoim życiu tragedii, zwątpień, buntów...







Często spotykam się ze stwierdzeniem, że ktoś jest wierzący niepraktykujący (choć ma ironia każe mi docinać w tym momencie, że ja jestem nudystą tudzież weganinem, ale niepraktykującym). Co jednak co z wiarą ludzi, którzy co niedzielę są na Mszy Świętej? Są Praktykujący, ale czy...wierzący? Co jest gorsze wierzący-niepraktykujący czy niewierzący-praktykujący?

Nawet kiedy przychodzimy na niedzielną Mszę Świętą, nie jesteśmy dla Boga anonimową masą. Bóg patrzy na człowieka indywidualnie.

Ojciec Lech Dorobczyński jest franciszkaninem, a z racji tego jest także katechetą i rekolekcjonistą. Swojej książeczce Praktykujący, ale czy...wierzący? skierowanej głównie do młodego czytelnika w 11 rozdziałach podejmuje tematy, które zainteresują nie tylko tę grupę, ale i starszych na różnym stopniu zaawansowania swojej wiary. Przekonuje, że boska miłość jest większa od Jego sprawiedliwości, że Bóg nie jest esesmańcem z karabinem w ręku, a kochającym ojcem. Pokazuje wiarę, która nie jest zbiorem zakazów i nakazów, lecz przedstawia ją jako głęboką, osobową relację. Podejmuje tematy ważne i często dyskusyjne – takie jak spowiedź, przyjmowanie sakramentów w ogóle. Podejmuje także temat modlitwy – jak się modlić, o co i w ogóle jaki jest jej sens.

Biskup Grzegorz Ryś opisuje tę książkę tak: Książka jest skierowana przede wszystkim do Młodego Czytelnika (choć z pożytkiem przeczyta ją każdy) - wyrosła ze spotkań z Młodymi, jest próbą odpowiedzi na szereg pytań, które w ich trakcie padły. Tematy - podstawowe: Eucharystia, spowiedź, wiara... I słusznie! Bo takie dziś właśnie padają pytania. I taki winien być - wychodzący im naprzeciw - przekaz.

Nie ukrywam, że duchowość franciszkańska jest mi niezwykle bliska, więc z chęcią sięgnęłam po książkę ojca Lecha Dorobczyńskiego. Praktykujący, ale czy...wierzący? to moim zdaniem książka dla wszystkich, jest to pozycja, która przedstawia Kościół zupełnie inny od tego stereotypowego, ten stereotyp wręcz obala. Nie dość, że jej tematyka jest niezwykle dla mnie ciekawa, to uważam, że jest bardzo wartościowa. Z racji kontaktu autora z młodzieżą jest napisana językiem dla młodych – w sposób przystępny i łatwy do zrozumienia. Książka pisana językiem mówionym – napisana w taki sposób, że odnosiłam wrażenie, jakbym uczestniczyła w jakiejś rozmowie czy konferencji. Przepraszam, nie w jakiejś tam – jakby autor mówił konkretnie do mnie, co dodatkowo zmusza do refleksji. Praktykujący, ale czy...wierzący? to nie jest ani droga, ani gruba, ani trudna do zrozumienia, warta przeczytania, choć mam świadomość, że nie jest to książka dla wszystkich (zresztą chyba jak każda książka;).

Święci ludzie to nie ci, którzy nigdy w życiu nie upadli. Świętość to konsekwencja. Wyznaczasz sobie cel, jakim jest Niebo, i konsekwentnie zmierzasz w jego kierunku. Kiedy upadasz – wstajesz, otrzepujesz się i idziesz dalej. Tak. Świętość to wierność. Mimo upadków. To powroty. Nieustanne.

Praktykujący, ale czy...wierzący? to pozycja, do której z pewnością wrócę i nikomu nie oddam. Wartościowa książka, która dodaje skrzydeł, zmusza do zastanowienia, pomyślenia i refleksji nad nią, a podczas jej lektury można się przekonać o wyjątkowej życiowej mądrości autora! Polecam z całego serca.

I taki mem na koniec;)



Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

środa, 25 lutego 2015

"Zbyt zajęci, by się nie modlić. Zwolnij tempo, aby spotkać Boga" Bill Hybels

Tytuł: Zbyt zajęci, by się nie modlić. 
Zwolnij tempo, aby spotkać Boga
Autor: Bill Hybels
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 240
Ocena: 6/6 

Nie możemy wzrastać bez struktury, bez wytyczonego celu w życiu duchowym, tak samo jak nie możemy schudnąć czy wyrobić sobie mięśni, albo rozwinąć jakiejś umiejętności, siedząc w miejscu i jedząc cukierki.





Modlitwa to jedna z tych rzeczy, z którymi zawsze miałam problemy. Nawet jako osoba wierząca i należąca do różnych wspólnot, więc ucieszyłam się kiedy trafiłam na książkę Zbyt zajęci, by się nie modlić. Zwolnij tempo, aby spotkać Boga.
Ludzie, którzy się nie modlą, odcinają się od wszechmocy Boga, czego częstym rezultatem jest znajome uczucie przeciążenia, zabiegania, bycia pokonanym, popychanym, zwyciężonym. Ogromna liczba ludzi zgadza się na takie życie. Nie bądź jednym z nich. Nikt nie musi tak żyć. Modlitwa jest kluczem do uwolnienia wszechmocy Boga w Twoim życiu.


Bill Hybels
Bill Hybels to amerykański pastor, który na przedmieściach Chicago założył kościół Willow Creek Community Church (WCCC). Jest także mówcą i autorem wielu książek związanych chrześcijańską duchowością, m.in. właśnie tej o modlitwie. Opisuje w niej swoje doświadczenia z modlitwą nazbierane przez lata, uzmysławia, to co w modlitwie jest najważniejsze, o co w niej tak naprawdę chodzi. A do tego znajdziemy rady jak się do wszystkiego zabrać, znaleźć czas i zwolnić obroty, na których na co dzień się funkcjonuje. Ponadto autor uzmysławia czytelnikowi jak ważna jest sama modlitwa, kontakt i zażyła relacja z Bogiem, jak to wpływa na relacje z innymi ludźmi i na codzienne życie.

Autentyczne chrześcijaństwo to nie poznanie kanonu pouczeń i potem mazerowanie z ludźmi, którzy idą w tym samym kierunku. Nie jest to też misja humanitarna dla uciśnionych. To droga – ponad naturalna droga, pokonywana wespół z żywym, dynamicznym, rozmawiającym z nami Bogiem.


Zbyt zajęci, by się nie modlić. Zwolnij tempo, aby spotkać Boga to naprawdę wartościowa pozycja dotycząca modlitwy. Widać, że ma w tej dziedzinie bardzo bogate doświadczenie, że sam długo poszukiwał i sam się często miotał w poszukiwaniu tej odpowiedniej, modlitewnej drogi. Daje życiowe, poparte doświadczeniem i cytatami z Pisma Świętego rady, dzięki czemu łatwiej będzie wprowadzić je w życie. Mimo że temat jest niezwykle ważny, to Bill Hybels pisze o modlitwie w sposób bardzo przejrzysty, przyjemny i bardzo łatwy w odbiorze. Lektura tej książki zwróciła mi pokazała mi różne szczegóły i sytuacje, na które normalnie nie zwracałam uwagi, daje rady, które wcale nie są oderwane od rzeczywistości, ale prawdziwe do bólu, życiowe, takie... prawdziwe. Narracja jest bardzo autentyczna, tak, że miałam wrażenie jakbym po prostu rozmawiała z kimś o modlitwie twarzą w twarz, jakby ktoś dawał te rady osobiście. Nie do końca wiedziałam, czego po niej się spodziewać, ale okazała się bardzo dobrą pozycją – ważny temat przekazany bardzo ciekawie i napisana tak, że podczas lektury nie doświadczyłam ani chwili nudy.

Wiele z Bożych wskazówek będzie się wiązać z wyborem między wygodą a pracą nad charakterem, między gromadzeniem pieniędzy a szukaniem królestwa Bożego, byciem zwycięzcą w oczach świata a byciem zwycięzcą w oczach Boga.



Zbyt zajęci, by się nie modlić. Zwolnij tempo, aby spotkać Boga jest bardzo dobrą książką, zwłaszcza dla zabieganych i poszukujących poradnika jak się modlić i jak znaleźć czas na modlitwę. Jeżeli szukasz dobrej książki modlitwie – przeczytaj koniecznie! Jest bardzo wiarygodna, autentyczna – naprawdę godna polecenia.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję:

poniedziałek, 28 lipca 2014

"Zbaw nas ode Złego" Lisa Collier Cool, Ralph Sarchie

Tytuł: Zbaw nas ode Złego
Autor: Lisa Collier Cool, Ralph Sarchie
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 448
Ocena: 4/6

I być może wam również się wydaje, że ci ludzie to świry (opętani) albo że egzorcyzmy to średniowieczny sposób leczenia psychicznych lub fizycznych chorób nieprzystający do czasów Internetu. Jeśli tak, to diabeł zdobywa przewagę. Przecząc jego istnieniu tylko się wzmacnia jego siłę. Lecz jeśli jesteście ludźmi wiary, to czy naprawdę przypowieści o wypędzaniu demonów przez Jezusa uważacie za bajki?





Co byś pomyślał gdybyś usłyszał dziwnie skrobania za ścianą, kroki w mieszkaniu, podczas gdy jesteś sam w domu lub gdyby lampa w kryształkami kołysała się podczas tego, gdy się modlisz? Co byś zrobił, gdyby ktoś, z kim mieszkasz krzyczał w nocy i rzucał się w nocy wraz ze swoim łóżkiem? Jak byś na to zareagował? A co jeżeli to Szatan?

Działanie diabła jest wciąż dokumentowane, ilość opętań wciąż wzrasta, a co za tym idzie – z roku na rok rośnie ilość egzorcystów, którzy walczą z tym Złym. W tych szeregach walczy także autor książki, Ralpha Sarchie – sierżant nowojorskiej policji pracujący w służbach porządkowych w najgorszej z możliwych w USA. Choć wychowany w katolickiej rodzinie w swoim dorosłym życiu nie był zbyt pobożny. Jednak po godzinach standardowej pracy pomaga w przeprowadzaniu egzorcyzmów pewnemu katolickiemu kapłanowi o nazwisku Mendoza oraz współpracuje z małżeństwem Warrenów, których zmagania z szatanem zostały udokumentowane w filmie Obecność. Podczas pracy w policji oraz zajmowania się opętaniami i egzorcyzmami napatrzył się na zło, jakie jest na świecie. Nie o „źle wtórnym”, czyli tym popełnianym przez ludzi, ale o „źle pierwotnym”, które ma źródło o wiele głębiej. Co spotyka Ralpha Sarchie w jego pracy? Na czym polega jego współpraca z Mendozą i Warrenami? Jak idzie im walka ze złem? 

Nie może nazywać siebie Chrześcijaninem , a już na pewno nie Katolikiem ten, kto wątpi w istnienie diabła.

Zbaw nas ode Złego to autobiograficzna książka Sarchiego, na podstawie której powstał także film o tym samym tytule. Jest to także jedna z tych pozycji, której ekranizację zobaczyłam zanim zabrałam się za jej czytanie, co chyba nie było zbyt dobrym pomysłem. Dlaczego? Głównie dlatego, że po obejrzeniu filmu spodziewałam się zupełnie czegoś innego, wydarzeń opisanych i przedstawionych tak jak w ekranizacji. Zaczęłam czytać i dość długo mam się przestawić na fakty opisane w książce. Przede wszystkim w lekturze wszystko jest przedstawione oczami głównego bohatera i autora zarazem, a te wydarzenia nie mają jakiejś konkretnej fabuły – po prostu opisane różne, luźne i praktycznie niepowiązane ze sobą incydenty. No i jest przedstawiona współpraca z Warrenami – tego nie ma w filmie. A szkoda. Książka jest podzielona na 14 rozdziałów niepowiązanych ze sobą wydarzeniami, ale mające wspólny mianownik – Zło zdziałane przez samego Szatana. Niestety nie ma co ukrywać, że pod względem literackim Zbaw mas ode Złego jest pozycją dość kiepską. Ale chyba nie do końca to się w niej liczy i nie do końca chodziło o to, żeby zachwycać się jej super literackim stylem. Przynajmniej według mnie pozycja ma za zadanie uświadomić czytelnika, pokazać jakie zło jest niebezpieczne, jakie szkody wyrządza w życiu najróżniejszych ludzi – i to nie tylko satanistów, którzy czczą jawnie diabła, a także tych najgłębiej wierzących. Książka ma pokazać, jakie to wszystko niebezpieczne, że nie warto igrać z ogniem jaki jest Szatan. O tym niebezpieczeństwie mówi świetnie cytat: Wyjątkowym okrucieństwem, do którego uciekają się niektórzy okultyści, jest rzucanie uroku na figurki albo obrazki z motywami religijnymi. Takie pozorne religijne, a w rzeczywistości przeklęte przedmioty, są potem sprzedawanie na rozmaitych kiermaszach i zasiewają zło w sercach bogobojnych, niczego niepodejrzewających ludzi, którzy je kupują.

Tylko ktoś o naprawdę silnej wierze, jak na przykład biskup, może poprowadzić obrzęd egzorcyzmu. Wypędzanie demonów bez wiary byłoby rozłożonym w czasie samobójstwem. I nawet wtedy egzorcysta musi myśleć o Bogu i mieć świadomość własnych słabości bo to one staną się celem ataku demona.

Czy polecam Zbaw na ode Złego? Tak, jeżeli chcecie z tej perspektywy poczytać o opętaniach, egzorcyzmach i walkach z Szatanem. Jeżeli oczekujecie takiej samej fabuły jak w filmie – mocno się rozczarujecie, bo ekranizacja to istna wariacja na temat książki, chyba tylko główni bohaterowie są ci sami, choć i nie wszyscy (np. brak Warrenów). Generalnie skończyłam ją z trochę mieszanymi uczuciami... Nie zmienia to faktu, że ciarki nie raz przechodzą po plecach podczas lektury i potrafi wzbudzić strach.

Édgar Ramírez jako Mendoza oraz Eric Bana jako Ralph Sarchie
Kadr z filmu Zbaw nas ode Złego
(Kliknij, aby powiększyć)



środa, 14 maja 2014

"Hyperversum 2. Sokół i lew" Cecilia Randall




Tytuł: Hyperversum 2. Sokół i lew
Autor: Cecilia Randall
Cykl: Hyperversum
Tom: drugi
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 800
Ocena: 5.5/6







Pamiętacie jeszcze przygody grupki przyjaciół, która dziwnym trafem przeniosła się dzięki grze RPG do czasów średniowiecza? Jeżeli nie, to koniecznie odświeżcie sobie Hyperversum. Jeżeli pamiętacie to zapraszam na jej kontynuację, którą miałam ostatnio okazję przeczytać.

W poprzedniej części grupka przyjaciół chciała się przenieść do średniowiecznego świata, ale tylko fikcyjnie – w grze wideo. Niestety okazało się, że trafili tam naprawdę, tak prawdziwie, że bardziej się nie da. W końcu blizn po biczu na plecach nie można sobie wymyślić czy dorysować. Od tamtych wydarzeń w normalnym świecie naszych bohaterów mija dwa lata, w średniowieczu została brzemienna ukochana Iana – Isabeau, do której za wszelką cenę próbuje wrócić wraz ze swoim przyjacielem Danielem. Jednak okazuje się, że życie lubi komplikować drogi i plany – najpierw gra nie chce ich przenieść do średniowiecza, a kiedy wylądowali w odpowiednim czasie i miejscu na drodze staje im Jan bez Ziemi. Jakie przygody spotkają ich tym razem w XIII-wiecznej Francji? Czy wszystko pójdzie tak jak sobie zaplanowali? Czy Ian będzie przy narodzinach swojego pierworodnego? Jak Isabeau zareaguje na powrót ukochanego, który był uznany za zmarłego w pożarze? Przyjaciele zostaną już tam na zawsze czy wrócą do swojego prawdziwego świata? Jak skończy się ich przygoda?

Hyperversum 2. Sokół i lew to gruba księga włoskiej pisarki z piękną, klimatyczną okładką, która świetnie odzwierciedla atmosferę panującą w książce, choć jeszcze lepiej by było gdyby było więcej elementów związanych z walką i rycerstwem, bo tego dużo przewija się w tej pozycji. Książka jest napisana lekkim, przyjemnym językiem, który trafi jednocześnie i do nastolatków lubujących się w literaturze młodzieżowej, jak i do starszych czytelników szukających ciekawych woluminów do przeczytania i do spędzenia czasu w wyjątkowo miły i przyjemny sposób. Jest to lektura wyjątkowo wciągająca i zapewniająca zabawę na dłuższy czas z powodu swej objętości. Książkę czyta się dość szybko głównie za sprawą ciekawie prowadzonej narracji, a także fabuły i wielu przygód jakie przytrafiły się naszym przyjaciołom. Akcja toczy się miarowo, nie ma momentów nudy, kiedy ma się wrażenie, że już wszystko powinno być dobrze i powoli, znowu zaczyna się coś dziać i tak z pewną dozą regularności. Zakończenie jest dość przewidywalne, ale za to wszystkie przygody i perypetie po drodze już niekoniecznie;) Sięgnęłam po tę książkę, bo chciałam poznać dalsze losy bohaterów poznanych w poprzedniej części i się nie zawiodłam;) Wszyscy fani fantastyki z dużą ilością średniowiecza, walk na mierze i rycerzy również nie będą zawiedzeni – książka dla nich będzie wręcz idealna;) Co ciekawe autorka napisała kontynuację sagi pt. "Il Cavaliere del Tempo" (Rycerz Czasu), niestety w Polsce nie wiadomo kiedy się ukaże. Zostaje więc cierpliwie czekać lub przypomnieć sobie włoski na tyle, żeby móc ją przeczytać w oryginale;)


Podsumowując, Hyperversum 2. Sokół i lew to dobra pozycja, ale nie do końca potrafię określić która część serii jest lepsza – ta czy jej poprzedniczka. Nie zmienia to faktu, iż jest to wartościowa lektura opowiadająca o przyjaźni, poświęceniu, wojnie i niebezpieczeństwach gier wideo. Warto przeczytać, naprawdę!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości: 


czwartek, 10 kwietnia 2014

"Pięć języków miłości" Gary Chapman

Tytuł: Pięć języków miłości
Autor: Gary Chapman
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 304
Ocena: 5/6


Jestem zdumiony tym, jak wielu ludzi psuje sobie każdy nowy dzień dniem wczorajszym. Koniecznie muszą do dzisiejszego dnia przenieść dawniejsze porażki, a czyniąc to, wprowadzają dysonans w potencjalnie piękną teraźniejszość.





W ostatnich czasach jesteśmy świadkami wielkiej fali rozwodów czy rozstań wielu par. Co jest tego powodem? Dlaczego tak się dzieje? Na te pytania próbuje odpowiedzieć Gary Chapman w swojej książce Pięć języków miłości.

Autor w swojej książce stawia tezę, że pary rozstają się i nie potrafią się dogadać z jednego prostego powodu – mówią różnymi językami miłości. To w ogóle możliwe? Jakie to języki? Czym one są? Język miłości to sposoby wyrażania miłości drugiej osobie i sposoby, dzięki którym czyjemu się kochani. Autor wyróżnia ich pięć – wyrażenia afirmatywne, dobry czas, przyjmowanie podarunków, drobne przysługi oraz dotyk, wśród nich wyróżnia także różne dialekty. Gary Chapman daje rady jak je rozpoznać, jak okazywać miłość w innym języku miłości, jak ich się nauczyć, żeby nasza druga połówka czuła się kochana.


5 języków miłości
(Kliknij, aby powiększyć)
Pięć rodzajów miłości to poradnik skierowany głównie do małżeństw, ale jednak jest tez pozycją idealną dla par i singli. Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniem. Książka przewraca spojrzenie na świat do góry nogami uświadamiając to jak różnymi językami miłości się posługujemy. Te języki różnią się przykładowo jak polski i chiński, więc nie dziwmy się jeżeli nie potrafimy się dogadać się z naszym partnerem skoro posługujemy się różnymi językami miłości. Nie jest długa, ale jednak nader treściwa. Autor daje wiele pożytecznych rad, ale jednak nie zasypuje ich lawiną – znalazł taki złoty środek. Rady te małżeństwa i pary mogą wykorzystać przy ratowaniu czy naprawianiu swojego związku lub po prostu sprawieniu, żeby nasza druga połówka czuła się przez nas jeszcze bardziej kochana. Single te rady mogą zastosować w przyszłości i będą wiedzieć jakich błędów mają nie popełniać. Książka warta przeczytania i do wcielenia w życie w swoim związku. Mam nadzieję, że i Was zainspiruje to rozpoznawania i uczenia się innych języków miłości. W warto, bo jest napisana niezbyt skomplikowanym, lekkim i przyjemnym w odbiorze stylem, dzięki czemu łatwiej zrozumieć jej przesłanie;) Do dzieła! Zachęcam do czytania i napełniania „zbiornika na miłość” naszych połówek! Książka prosta, acz genialna w sposobie spojrzenia na sprawę!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:



wtorek, 22 października 2013

Mroczna Wieża

Tytuł; Mroczna Wieża
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 272
Ocena: 5.5/6



Ale świat, w którym potworne rzeczy mogą przydarzyć się ludziom nie z ich winy – lub przynajmniej w dużej mierze nie z ich winy – to nie piekło. To tylko inna wersja naszego własnego świata. Trzeba się z tym zmierzyć, tak jak w naszym świecie.




Ach nasz kochany Lewis i jego książki. Kiedy dowiedziałam się, że została wydana książka, zawierająca jego niepublikowane wcześniej teksty, stwierdziłam – I must read it;) I stało się dzięki wydawnictwu Esprit;)

Mroczna wieża to zbiór kilku niewydawanych wcześniej opowiadań Lewisa, wiejących mrokiem, gdzie znajdziemy odniesienia do mitologii, różne fantastyczne postacie i motywy, a sam autor pojawia się w nich jako trzecioplanowy bohater owych opowiadań. Pierwsze i tytułowe opowiadanie jest najobszerniejsze i mogłoby tworzyć osobną powieść. Pozostałe są już zdecydowanie krótsze, ale jednak nie mniej treściwe i fantastyczne. Jesteśmy w nich świadkami podróży w czasie, spotkań opiekuńczych aniołów, stania się widomym po tylu latach byciu niewidomym, ale także spotkań po latach. Jak to wypadło?


Mroczna wieża to zbiór, którego Lewis nie ukończył przed swoją śmiercią, dlatego w jego rękopisach brakuje kilku stron, opowiadania są pourywane czy podziurawione. Zostały ocalone przed zapomnieniem dzięki sekretarzowi ich twórcy. Sam autor który zasłynął z tekstów, które do tej pory uznawane są za klasyki gatunku tj. Opowieści z Narnii i mniej znana Trylogia kosmiczna, którego kontynuacją ma być Mroczna Wieża. Niestety Trylogii kosmicznej nie czytałam, przynajmniej na razie. Pierwsze co przykuwa uwagę to mroczna okładka z tajemniczymi postaciami, które wyglądają niemal identycznie i rodzi się pytanie: Kim są? Opowiadania, mimo że momentami pourywane i podziurawione, to jednak bardzo mi się podobały. Są wysmakowane, pełne swoistej głębi i dojrzałości, a jednocześnie w tym wszystkim bardzo proste. Lewis pisze językiem wyrafinowanym, pięknym, ale mimo tego bardzo zrozumiałym, zresztą jak zawsze. Te wszystkie elementy sprawiają, że czytelnik ma zagwarantowaną niezwykłą podróż do fantastycznego, innego świata. Książka bardzo mi się spodobała, porwała swoim pomysłem i realizacją. Choć owe podziurawienie momentami rozprasza i nie pozwala ich do końca zrozumieć, jednak nie zmienia to faktu, że jest to pozycja wartościowa, piękna i warta przeczytania. Owe niedokończenie wcale ich nie przekreśla owych opowiadań, mają one ogromny potencjał, są pełne ciekawych i dojrzałych pomysłów, a uroku im dodają komentarze współpracowników i przyjaciół autora. Każdy wielbiciel twórczości Lewisa z pewnością doceni owo wyjątkowe dzieło jakim jest Mroczna wieża. Moim zdaniem jedna z najlepszych książek autora.


Przeczytałam dzięki uprzejmości


środa, 11 września 2013

Otwarty umysł, wierzące serce

Tytuł: Otwarty umysł, wierzące serce
Autor: Papież Franciszek (kard. Jorge Mario Bergoglio)
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 328
Ocena: poza skalą


Prawdziwa radość rodzi się z pracy, z krzyża. Radość niepoddana próbie jest niczym więcej jak tylko zwykłym entuzjazmem, niejednokrotnie nachalnym, po którym nie można oczekiwać, że wyda owoce.






Czasem przychodzi w moim życiu taki moment, w którym stwierdzam, że potrzebuję jakiejś zmiany w moim życiu duchowym albo jakiegoś nawrócenia. W takich chwilach świetnie zdają się wyjazd na rekolekcje, ale właśnie taka książka na jako miałam okazję natrafić.


Otwarty umysł, wierzące serce jest jedną z kilku książek papieża Franciszka, które zostały wydane przez wydawnictwo Esprit, a ja miałam okazję ją dostać do recenzji. Ostatnio jak gorączka i jakieś potworne choróbsko wsadziły mnie do łóżka i dała mnóstwo czasu na myślenie o tym, co chcę w sobie zmienić. Otworzyłam tę pozycję, którą zaczęłam czytam już wcześniej i przepadłam na rekolekcjach w łóżku... Książka jest podzielona na cztery części, a każda z nich na pomniejsze, kilkustronicowe rozdziały, choć podejmujące różne tematy, to spójne ze sobą...


Otwarty umysł, wierzące serce to książka, którą pozostawiam poza skalą, jest to specyficzny rodzaj literatury, która ma za zadanie poruszyć serce i do każdego przemówi ona zupełnie inaczej. Ba! Do tego samego człowieka na różnych etapach życia dotknie innych miejsc w duszy. Najpiękniejsze w tej książce jest to, że jest pełna głębokich teologicznie tematów, naszpikowanych mądrością, a jednak napisana w prosty i jasny, żeby trafić do zwyczajnego człowieka. Osobiście jestem oczarowana postacią papieża Franciszka, jego postawą pełną prostoty, pokory i radości, prawdziwa, współczesna wersja Biedaczyny z Asyżu, którego Głowa Kościoła wybrała sobie za patrona, a jest jednym z moich ulubionych świętych. Jestem również urzeczona stanowczością Papieża, jego mądrością, rozwagą i umiejętnością nazywania zła po imieniu. A Otwarty umysł, wierzące serce okazały się książką, jakiej właśnie potrzebowałam w czasie, w którym uznałam, że potrzebuję rekolekcji i nawrócenia. Porusza bowiem ważne tematy spotkań z Chrystusem, radości, niesienia własnego krzyża oraz wiele, wiele innych... A w sposobie Papieża widać, jego naprawdę głęboką relację z Bogiem, jego długie godzin spędzone na rozmowie z Najwyższym oraz wielką wiedzę i rozeznanie w sprawach duchowych. Sam w niej pisze: Z jednej strony nie możemy poznać Boga bez całkowitej przemiany nas samych, z drugiej jednak nie możemy uczynić tego całkowicie. I to właśnie dzięki tej książce możemy spotkać Boga i dokonać wewnętrznej zmiany. Jeżeli potrzebujesz rekolekcji, nawrócenia i jakiejś (choć niewielkiej) metamorfozy swojego wnętrza - Otwarty umysł, wierzące serce to książka idealna dla Ciebie!


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Hyperversum

Tytuł: Hyperversum
Autor: Cecilia Randall
Cykl: Hyperversum
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 768
Ocena: 5.5/6


Ten kto ma odwagę walczyć w imię tego, co uważa za słuszne, zostaje naznaczony- To znak, który zostaje wypalony w tobie na zewnątrz i w środku, który zmienia Cię na zawsze…




Wyobraź sobie, że masz porzucić wszystko i przenieść się osiemset lat wstecz do średniowiecza. Dałbyś radę? Przeżyłbyś w czasach, kiedy normą były małżeństwa traktowane jako kontrakt, a przede wszystkim brak takich ułatwień jak elektryczność, telefon czy inne jakie daje nam współczesny świat?

Hyperversum to piękna historyczno - fantastyczna opowieść, o tym jak grupka przyjaciół podczas gry komputerowej przenosi się do czasów średniowiecza. Jednak tym razem system zastrajkował i zostali tam na dłużej i to nie koniecznie wirtualnie, a rzeczywiście... Jakie przygody ich tam spotkają? Jak wczują się w przypisane im role? Jakie ich czekają zadania? I jak będą się czuli, po cofnięciu się w czasie o osiemset lat? Czy poradzą sobie w owej epoce uznawanej za zacofaną?

Grafika przedstawiająca
jedną z bohaterek
Hyperversum to piękna i jakże wciągająca historia o przeznaczeniu, dojrzewaniu, o przyjaźni i miłości, które przetrwają walki i różnice epok. Zdecydowanie jest to książka z przekazem, co może udowodnić cytat: Czyż czyny człowieka nie są ważniejsze od jego pochodzenia? Do tego ma naprawdę poruszające zakończenie, przepełnione niezrozumieniem współczesnych, bólem po rozstaniu z ukochaną sprzed ośmiu wieków oraz stratą najbliższych. Choć nie jestem osobą, która płacze na smutnych reklamach, tak tu kręciły mi się łezki w oczach Napisana w lekki sposób, na ciekawym tle historycznym, ale jednocześnie autorka nie zasypuje czytelnika mnóstwem szczególików, znalazła ona taki złoty środek, żeby jednocześnie ciekawie odwzorować tło historyczne i nie przesadzić z faktami. Co w tej książce jest takiego fascynującego? Zdecydowanie sama fabuła i pomysł na owe „wrota” do innego świata czy czasów. Także jakże ciekawa (przynajmniej dla mnie) epoka średniowiecza, która jest tu pokazana wbrew stereotypom ciemnoty i zacofaniu, świetnie opisane poświęcenie, sceny batalistyczne, rycerskie honory i turnieje... Do tego ciekawie wykreowani bohaterowie, którzy podczas ich swoistej podróży muszą dojrzeć oraz podjąć wyzwanie znalezienia się w rolach, jakie im się przytrafiły. W zadziwiający sposób jest tu przedstawione przeznaczenie i los człowieka, o misji dla niego przygotowanej. Choć książka ma prawie 800 stron, w ogóle tego nie czuć podczas czytania, ponieważ jest napisana w taki sposób, że niesamowicie wciąga i nie pozwala się oderwać. Zaczniesz czytać i już przepadasz w niej bez końca. Jestem nią zauroczona i poruszona zakończeniem, dlatego z niecierpliwością czekam na kontynuację pt. Rycerz czasu. Świetna książka, w której historia przeplata się z fikcją, a czytelnik ma rozrywkę gwarantowaną. Polecam bo naprawdę to naprawdę piękna i wartościowa lektura!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości


niedziela, 18 sierpnia 2013

Zakoczony radością

Tytuł: Zaskoczony radością
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 352
Ocena: 4.5/6


Okrucieństwo jest przecież większym złem niż pożądliwość, a Świat kryje w sobie przynajmniej tyle samo niebezpieczeństw co Ciało.







Clive Staples Lewis jest postacią bez wątpienia barwną i ciekawą, jest przede wszystkim postacią nieprzeciętną. Takiej wyobraźni w końcu trzeba, żeby stworzyć 7-tomowy cykl Opowieści z Narnii.  A jak wyglądało prywatne życie autora? Jego młodzieńcze lata, szkolne i uniwersyteckie przyjaźnie? Jaki miał kontakt z ojcem? Jak stracił i odzyskał wiarę? Co na do tego przyczyniło? O tym wszystkim możemy się dowiedzieć z jednej jego książek, a mianowicie z pozycji pt. Zaskoczony radością. A co to za wolumin?

Zaskoczony radością to specyficzna autobiografia C.S.Lewisa. A dlaczego specyficzna? Bo poza wieloma dokładnie opisanymi faktami ze swojego dzieciństwa i młodości, opisuje tam również swoje duchowe przemiany, jakie w nim zachodziły w tamtym czasie oraz to jaki na to wpływ miały inne osoby.  Jest to także swoiste świadectwo nawrócenia. Sam autor w przedmowie powiedział, że tę książkę napisał po części jako odpowiedź na prośby, bym opowiedział, jak z ateisty stałem się chrześcijaninem, a częściowo po to, by skorygować fałszywe pogłoski, które rozeszły się tu i ówdzie. A jak ona mi się podobała?

C.S.Lewis
Wszędzie, gdzie spotykałam recenzje Zaskoczonego radością, miała wszędzie wysokie noty i oceny, dlatego niezmiernie się ucieszyłam, że mogłam ją przeczytać. A podobało mi się w niej odwzorowanie tamtych czasów, a których żył C.S.Lewis oraz to, a jaki sposób opisywał on historię swojego życia. Język naprawdę na wysokim poziomie, a styl naprawdę lekki, więc czyta się naprawdę przyjemnie. Niewątpliwie jest to bardzo ciekawa i przyjemna jest opowieść o tamtejszych szkołach, a także ciekawe portrety osób otaczających, choć były one momentami dość płytkie, jakby autor chciał przedstawić postacie tylko i wyłącznie z dobrej strony. Jednak jest to książka, którą czyta się  z wielkim zaciekawieniem. Jest to książka, zdecydowanie dla tych, którzy już mieli kontakt z twórczością Lewisa, dla tych, którym ta postać jest bliska. Autor dokładnie przedstawia realia panujące na przełomie XIX i XX wieku, opisuje tamtejsze szkoły, uczelnie, zabawy... Pokazuje ten świat oczami małego chłopca, jakim wtedy był, a później z perspektywy rozwijającego się  i uczącego się młodzieńca. Kiedyś usłyszałam, że gdyby nie Tolkien, nie powstałyby Opowieści z Narnii, a w tej książce dowiadujemy się, że to właśnie autor Władcy pierścieni przyczynił się do nawrócenia Lewisa. Pięknie napisana opowieść przemiany z ateisty w chrześcijanina. I dowód na to, że będąc wiara nie wyklucza naukowych osiągnięć. Warto przeczytać, choć Smutek, poruszył mnie bardziej;)

Czy prąc naprzód przypadkiem nie utraciliśmy czegoś? Czy to, co dawne, nie było cywilizowane, a to co nowe – barbarzyńskie?


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

piątek, 28 czerwca 2013

O modlitwie. Listy do Malkolma

Tytuł: O modlitwie. Listy do Malkolma
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 200
Ocena: 5/6



Gdzie byłbym teraz, gdyby Bóg spełniał wszystkie głupie prośby, z którymi się do Niego zwracałem?







O modlitwie napisano już książek wiele. Całe rzesze profesorów, teologów i księży prowadziły wywody na temat rodzajów modlitwy, jej sensowności, a także skuteczności. Wśród wielu mądrych słów jesteśmy w stanie znaleźć modlitewne poradniki dotyczące danego sposobu, znajdziemy świadectwa, a także mnóstwo bardzo mądrych ksiąg. A co w takim racie ma nam do powiedzenia Clive Staples Lewis, który na chrześcijaństwo przeszedł dopiero jako dorosły człowiek?

W swojej książce O modlitwie. Listy do Malkolma autor opiera się na swoich doświadczeniach i prowadzi swoisty wywód, w postaci listów do wyimaginowanego przyjaciela Malkolma. A co w nich jest zawarte? Podczas czytania jesteśmy świadkami tego, jak Lewis opisuje swoje życie modlitewne oraz wyjaśnia swojemu rozmówcy sporne dla niego kwestie. Jesteśmy świadkami tego, jak Lewis broni swoich poglądów, mimo że stał się wierzącym dopiero w dojrzałym wieku. A może właśnie dzięki temu?

C.S. Lewis
Kliknij, żeby powiększyć
O modlitwie. Listy do Malkolma są ostatnią dokończoną osobiście przez autora książką, jednak przypomina mi ona w swojej konwencji inną pozycję z bibliografii Lewisa, a mianowicie Listy starego diabła do nowego. Kto czytał, zapewne przyzna mi rację. W kontekście książek tego autora, O modlitwie wydaje się być, taka... inna. Na wskroś przeszyta wiarą, przekonaniem o istnieniu najwyższego. Pełna pewności tego, w co wierzy pisarz oraz pełna jego osobistych doświadczeń związanych z tą dziedziną życia. Choć Smutek też opiera się na przeżyciach autora i to o wiele bardziej traumatycznych, jednak od tej pozycji zupełnie się ona różni.


Adoracja Najświętszego Sakreamentu -
moja ulubiona forma modlitwy.
Dopiero po skończeniu lektury uświadomiłam sobie, jak bardzo potrzebowałam książki o modlitwie oraz to, że autor jednego z moich ulubionych cyklów fantasy nie do końca spełnił moje oczekiwania. Lewis pisze o tym, jakie powinny być prośny kierowane do Wszechmocnego oraz o tym jak ważna jest adoracja, dziękczynienie i uwielbienie. I chwała mu za to przypomnienie! (przynajmniej dla mnie było to przypomnienie) O wszystkim pisze w sposób typowo angielski, z odpowiednim dla siebie wykształceniem i delikatnością, nie narzucając nikomu swojego zdania i nie nawracając na siłę na swoje poglądy. Zgadzam się, tak powinny te książki być pisane, choć momentami rzeczą, której zabrakło to porządny, duchowy „kopniak” z przesłaniem – MÓDL SIĘ. Jednak nie zniszczyło to całego pozytywnego odbioru tej pozycji. Sam autor napisał w tej książce: Wszystko co powiedziałem, to czysta autobiografia, a nie teologia. I co się ceni!!! Podobała mi się właśnie owa delikatność w pisaniu, wyrafinowany język autora oraz wiele cytatów, potwierdzających jego zdanie. Podobało mi się spojrzenie autora na Boga oraz koncepcja pisarza co do rozmowy z Najwyższym.

Osobiście polecam O modlitwie. Listy do Malkolma każdemu kto się modli, kto ma problemy z rozmową z Panem, a zwłaszcza tym osobom, które stały się wierzącymi w wieku dorosłym, jak sam autor. Czy innym również? Oczywiście! Książka godna polecenia, do przeczytania, przemyślenia, a także idealnie pasująca jako prezent dla kogoś. Lewis ma moc!;)

sobota, 22 czerwca 2013

Córka kata

Tytuł: Córka kata
Autor: Oliver Pötzsch
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 460
Ocena: 6/6


Ludzie powiadają, że to był diabeł - szepnął. - A wy w to wierzycie? - Cóż, diabeł może pojawiać się pod różnymi postaciami, również jako człowiek.







Co powiecie na kryminał osadzony w XVII wieku, zaraz po zakończeniu wojny trzydziestoletniej? W dodatku taki z domieszką magii, tajemniczych ziół oraz katowskich tortur? Taka jest właśnie Córka kata.

Bawarskie miasteczko na przełomie XVI i XVII w.
Kliknij, aby powiększyć
Bawaria, a w niej małe miasteczko. Czasy w których stracenie na śmierć było widowiskiem, a na widok kata przechodzono na drugą stronę ulicę. Czasy, w których fekalia wylewało się bezpośrednio przez okno. I właśnie w tych czasach w owym miasteczku dochodzi do bestialskich zabójstw dzieci. Czy akuszerka, do której często przychodziły dzieci, jest rzeczywiście winna owych mordów? Czy kat - Jakub Kuisl - wykona rozkaz dokonania na niej egzekucji czy pójdzie za intuicją, żeby dojść do tego kto naprawdę stoi za tymi morderstwami? A jaki związek z całą sprawą ma tytułowa córka kata? 

Oliver Pötzsch
Moim zdaniem Córka kata jest książką niezmiernie interesującą. Przede wszystkim zajmujący wątek kryminalny, prowadzony przez autora w sposób pełen intrygi i przeplatany różnymi innymi wątkami, a wszystkie osadzone na jakże ciekawym tle historycznym. Akcja sprawia, że autor się nie nudzi, a jednocześnie może się rozkoszować klimatem XVII wieku, wręcz odczuć, zobaczyć, jak wyglądały dzielcie biedoty, jak wyglądała praca kata... Podobali mi się także bohaterowie i ich ciekawy sposób wykreowania. Wydaje mi się, że oddający czasy epoki. Jednak patrząc na tytuł książki sądziłam, że to właśnie córka Jakuba Kuisla, będzie pierwszoplanową bohaterką, która odegra w tej pozycji główną rolę, szkoda, że jednak tak nie było. Tak więc tytuł wydaje mi się nie do końca trafiony. Jednak moją uwagę zwróciła dość ciekawa okładka oraz geneza książki. A jaka ona była? Oliver Pötzsch czerpał bowiem z rodzinnej historii oraz licznych rodzinnych opowieści, które mówią, że są oni potomkami rodu Kusislów. Dzięki temu oraz wielu materiałom historycznym książka bardzo dobrze oddaje czas epoki. Choć książka do krótkich nie należy czytało się ją dość szybko, a wszystko za dzięki sprawnemu warsztatowi autora, który jak na debiutanta mnie niezmiernie zaskoczył!

Córka kata jest pozycją idealną dla fanów kryminałów, a także powieści historycznych. Łączy ona w sobie obydwa gatunki i zdecydowanie zadowoli czytelnika. Polecam książkę z całego serca. Intrygująca, trzymająca w napięciu książka, ze świetnym tłem historycznym oraz innym niż współczesne spojrzenie na świat. Bardzo mi się podobała!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Zepsucie i grzech

Tytuł: Zepsucie i grzech
Autor: Papież Franciszek (kard. Jorge Mario Bergoglio)
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 74
Ocena: poza skalą



I na tym właśnie polega ich korupcja: ulegli pokusie pod pozorem dobra.







Kiedy dowiedziano się, że podczas ostatniego konklawe na Następcę św.Piotra wybrano kardynała Jorge Mario Bergoglio, który jest pierwszym Papieżem z Ameryki Południowej i to w dodatku jezuitą – media aż zaczęły wrzeć na ten temat. Jaka to nowość, jakie to nietypowe! A co ma nam do przekazania? Niech wypowie się w książce przygotowanej do druku przez siebie samego!


Hiszpańskie słowo corrupción posiada w języku polskim kilka znaczeń, m.in. zepsucie, rozkład, korupcja, degradacja. Autor używa go w odniesieniu zarówno do korupcji rozumianej jako nadużycie stanowiska publicznego w celu uzyskania prywatnych korzyści, jak i – w szerszym znaczeniu – do zepsucia moralnego.

Ten tekst będący pierwszym przypisem w książce Zepsucie i grzech jest już wyjaśnieniem o czym papież Franciszek będzie w niej mówił. A spotykamy się tak nie tylko z grzechem jako przekroczenie konkretnych norm moralnych i religijnych, ale jako działanie prowadzące do wewnętrznego wewnętrznego zepsucia człowieka. A o czym dokładnie pisze papież? Jak, jego zdaniem, daleko posunęło się demoralizacja współczesnego człowieka?
Zepsucie i grzech jest zdecydowanie książką wartą przeczytania, choć jestem pewna, że nie do każdego trafi i przemówi. Jest to książka przede wyjątkowa pod wieloma względami. Wyróżnia się długością oraz tym ile wartości niesie w swojej niewielkiej objętości. Wyróżnia się stylem ich przekazywania, kiedy w tej mądrości oczami wyobraźni widziałam jednocześnie twarz uśmiechniętego Papieża Franciszka. Choć uważam go za bardzo radosnego, podziwiam go za to z jaką dozą dosadności i wielką prostotą serca i języka mówi o grzechu i złu w dzisiejszym zdemoralizowanym świecie, nie tylko w tej książce, ale także podczas homilii czy przemówień. Przez to, że jestem wierząca, a także mam świadomość swojej grzeszności, książka poruszyła mnie do głębi i właśnie z tego samego powodu zostawiam ją bez oceny w skali. Przy moim poruszeniu serca brak dla niej skali czy oceny. Ale polecam ją każdemu, kto chce się nawrócić, uświadomić sobie swoją grzeszność, każdemu, kto chce poznać nauczanie nowego Papieża, który moim zdaniem jest postacią oszałamiającą swoją skromnością, uśmiechem i prostotą, niczym Franciszek z Asyżu, od którego Następca św.Piotra wziął sobie nowe imię. Coś czuję, że będę do niej często wracać, a także, że sięgnę po inne książki Franciszka. Jak dla mnie jedno wielkie WOW. Polecam z całego serducha! Choć ocena poza skalą;)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

czwartek, 22 listopada 2012

Żona piekarza

Tytuł: Żona piekarza
Autor: Marcel Pagnol
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 240
Ocena: 5/6



To nawet pocieszające, że można stracić żonę, ale wiedzieć, że nie jest nieszczęśliwa.






Jak to jest kiedy młoda i piękna żona ucieka z pasterzem? O tym przekonał się piekarza. Wszystko zaczyna się od tego, że w niewielkiej prowansalskiej wiosce jest stary piekarz, który piecze kiepski chleb i nie robi tego regularnie. W tej wiosce wszyscy się znają, choć niektóre rodziny ze sobą w ogóle nie rozmawiają, z powodów, których sami nie znali. A dlaczego się nie odzywają? A chociażby dlatego, że ich dziadkowie już się ze sobą nie odzywali. Kiedy ów starszy piekarz opuszcza wioskę, zgłasza się do niej inny, młody wraz z piękną żoną. Ale któregoś ranka, kiedy zasnął przy pieczeniu chleba, obudził go swąd spalenizny i zobaczył, że jego żony już nie ma… A  końcu miała go obudzić… Dowiaduje się, że uciekła ona z młodym pasterzem. Teraz ogłasza, że nie będzie piekł chleba do momentu, kiedy jego kobieta się nie znajdzie. Teraz cała wioska łączy siły, żeby ją znaleźć. W końcu od tego zależy ich chleb powszedni… Teraz rodzin, które od pokoleń ze sobą nie rozmawiają, muszą się zjednoczyć, w jednym celu. Tam gdzie była nienawiść, rodzi się teraz przyjaźń. A czy jego żona się znajdzie? Czy przyjaźń i zjednoczenie mieszkańców pomoże odnaleźć Piekarzową? Czy w wiosce pojawi znowu się chleb? 

Kiedy dostałam propozycję Żony piekarza dla Esprit nie zastanawiałam się długo, bowiem długo czytałam już  pozytywne recenzje tej pozycji. I przyznam szczerze, że się nie zawiodłam. Czemu? Jest to bowiem pogodna opowieść o miłości, a także przekraczaniu barier i uprzedzeń dla wspólnego dobra, jakim jest znalezienie żony piekarza. Pokazuje o tym jak walczy się o ukochaną osobę… Autor Pokazuje w książce, że miłość to nie tylko przyjemność. Do tego oddaje atmosferę pogadnej Prowansji. Jest to piękna i wartościowa opowieść, z którą zdecydowanie każdy powinien się zapoznać. Naprawdę warto!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości

sobota, 3 listopada 2012

Dopóki mamy twarze

Tytuł: Dopóki mamy twarze
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprint
Ilość stron: 360
Ocena: 5/6



Kochać, a potem utracić to, co kochaliśmy – to wpisane jest w nasza naturę. Jeśli nie potrafimy znieść utraty, pochłania nas zło.





Przyznam szczerze, że kiedy zobaczyłam tę książkę w bibliotece wzięłam ją bez namysłu, nie czytając nawet opisu na okładce, znając inne jego dzieła, takie jak Smutek, Listy starego diabła do młodego czy najbardziej znane Opowieści z Narnii. Ale Dopóki mamy twarze jest książką zupełnie różną od wcześniej wymienionych, zresztą każda z książek tego autora, którą czytałam była zupełnie inna, jego dzieła różnią się między sobą, co dowodzi na ile zdolny był autor.

W starożytnej krainie Glome czci się krwawą boginię Ungit i właśnie tam dorastają trzy córki króla. Dwie najmłodsze są hojnie obdarzone pięknym wyglądem. Najstarsza jest główną bohaterką i narratorką powieści, nazywa się Orual i  jest tak brzydka, że musi zakrywać twarz welonem. Jej życie nie jest zbyt szczęśliwe, ponieważ jest pozbawiona rodzicielskiej miłości, jest zmuszana do ciężkich prac, a przede wszystkim wyszydzana ze swojego szkaradnego wyglądu. Szczególnie jej to doskwierało, bo przecież jej siostry są takie piękne… Jej jedynym skarbem jest jej najmłodsza siostra, którą z woli ludzi ma zostać stracona, ponieważ królestwu zaczyna doskwierać susza i plagi, a żeby temu zapobiec trzeba złożyć ofiarę bogini Ungit, a nią właśnie ma być najmłodsza królewska córka… A to wszystko w państwie, w którym ludzie są zabobonni do bólu, a religia nader okrutna i wymagająca…

Jak już wspominałam, Dopóki mamy twarze jest książką, która dość mocno wyróżnia się na tle innych książek autora (przynajmniej tych, które czytałam). Pisarz zaadoptował znany mit o Psyche i Erosie, dodał szczyptę wątków biblijnych i tak stworzył swoistą baśń dla dorosłych. Jest to historia opowiadająca o miłości – tej siostrzanej, otrzymanej, a także rodzicielskiej i nieotrzymanej. Autor wspaniale włada językiem, a jego książki czyta się niezwykle lekko. Jestem pełna podziwu dla Lewisa, za to jakie pozycje pisze i w jaki sposób. Od najpopularniejszych Opowieści z Narnii, będących powieścią fantasy dla młodzieży, przez opis swego żalu po śmieci żony w książce zatytułowanej Smutek, aż po dzisiejszą pozycję, która jest swoistą i charakterystyczną adaptacją mitu i opowieścią, w której każdy znajdzie trochę siebie, co czyni książkę tak wyjątkowego. Bo któż nie szuka i nie domaga się miłości? Mimo że  C.S.Lewis napisał tę pozycję kilkadziesiąt lat temu, a akcję osadził w starożytności, jest bardzo aktualna, a w zmaganiach księżniczki każdy widzi trochę siebie, a w dodatku czytelnik nie nudzi się czytając tę pozycję. Autor zmusza do myślenia podczas lektury, do zastanowienia się nad zmaganiami księżniczki, a przede wszystkim swoimi własnymi… Chociaż moim zdaniem nie jest to najlepsza książka autora, według mnie lepszą są Listy starego diabła do młodego. Co nie zmienia faktu, że zdecydowanie każdemu polecam Dopóki mamy twarze, zwłaszcza każdemu, kto lubi mitologię i czasy starożytności. 

niedziela, 28 października 2012

Ja, którym chcę być. W poszukiwaniu Bożej wersji siebie

Tytuł: Ja, którym chcę być.
W poszukiwaniu Bożej wersji siebie

Autor: John Ortberg
Wydawnictwo: Esprint
Ilość stron: 453
Ocena: 5/6

Udawanie kogoś, kim się nie jest, to ciężka praca, i właśnie dlatego czujemy się tacy zmęczeni po pierwszej randce lub rozmowie kwalifikacyjnej, lub pośród innych ludzi, na których, jak sądzimy, musimy wywrzeć korzystne wrażenie.




Bóg widzi nas takimi jakimi jesteśmy naprawdę, przed Nim nie można grać, udawać czy koloryzować. A książce John Ortberg podejmuje temat naszych własnych „ja”, ponieważ składamy się z niezliczonych wersji siebie, chociażby „ja, którym nie chcę być", „ja, którym udaję, że jestem", „ja, którym myślę, że powinienem być"... Na życiowych przykładach pisze o tym, jak widzi nas Bóg, o tym jak nie grać, o tym jak niezależnie od sytuacji być sobą. Dlaczego o tym warto pisać? Bo często na drodze stają nam nasze własne lęki. A Boża wersja nas, jest tą lepszą wersją, najlepszą… A co z naszymi słabościami? One wbrew pozorom też mogą być dobrą drogą. Trzeba tylko zaufać Bogu, który zna nas lepiej niż my sami... A autor pisze na przykładach ze swojego własnego życia, co powoduje, że pójście za jego radami jest dużo łatwiejsze. Sama książka jest podzielona jest na siedem części, a w każdej z nich podejmuje ten temat z innej strony, wchodzi w niego głębiej. Autor przekonuje zgodnie z prawdą że Posiadamy też zdumiewający wprost talent, jeśli chodzi o oszukiwanie samych siebie i usprawiedliwianie własnego postępowania. Takie prawdziwe, czyż nie?

Jestem osobą wierzącą oraz praktykującą i wcale nie zamierzam tego ukrywać. Książka wywarła na mnie duże wrażenie. Autor pisze naprawdę ciekawym językiem, który czyni ją książką, od której nie sposób się oderwać. Moim zdaniem niełatwo jest napisać ciekawą książkę o tematyce religijnej, ale Ja, którym chcę być jest właśnie owym wyjątkiem. Jest to książka, którą polecam wszystkim, którzy pragną siebie bardziej poznać, wejść w głąb siebie. Zdecydowanym plusem dla książki są życiowe przykład oraz ciekawy sposób operowania językiem, jest pisana w taki sposób, jakby to były rady dawane przyjacielowi.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję:

sobota, 14 lipca 2012

Smutek

Tytuł: Smutek
Autor: C.S. Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 120
Ocena: 6/6

C.S.Lewis jest głównie znany jako ekranizowanych w ostatnich latach Opowieści z Narnii, lecz jak widać nie warto utożsamiać autora tylko z jedną serią.
A Smutek, jest książką szczerą i poruszającą choć krótką, w której autor opisuje swój własny smutek po śmierci żony, oraz to wszystko co z tym smutkiem się dzieje, a wszystko w formie dziennika bez dat.
No bo co może czuć dojrzały mężczyzna, kiedy po wielu latach małżeństwa straci swoją ukochaną żonę?
A jak sobie z tym poradzić?
Oddawać się smutkowi i rozpaczy czy żyć nadzieją, do przodu?
Jak z tym wszystkim się uporać?
Na te pytania autor odpowiada w tej książce swoim własnym doświadczeniem.

Czyta się szybko, choć nie jest to lektura łatwa, wręcz przeciwnie - przesiąknięta bólem po śmierci ukochanej, ale jednocześnie pełna nadziei, pełna optymizmu. Jest to piękna i wzruszająca opowieść, którą zdecydowanie można polecić każdemu.