Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecięce. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecięce. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 31 sierpnia 2023

"Momo" Michael Ende

Tytuł: Momo
Autor: Michael Ende
Wydawnictwo: Mamania
Ilość stron: 320
Ocena: 6/6



Cały świat to wielka opowieść, a my gramy w niej różne role.







Momo to książka, na którą po raz pierwszy natrafiłam na przełomie swojej podstawówki i gimnazjum – to musiały być mniej więcej lata 2005-2007. Zgarnęłam wtedy tę książkę z którejś z bibliotek (szkolna, miejska – nieważne) i czytałam zachwycona w szkole na przerwach. Dopiero po wielu, wielu latach przypomniałam sobie o tej książce i postanowiłam sobie ją odświeżyć – dopiero wyzwanie Abecadło z pieca spadło mnie do tego zmotywowało, więc zapraszam na recenzję książki pt. Momo autorstwa Michaela Ende.

Tajemnica czasu, magia i niezwykła dziewczynka. Momo zjawia się znikąd, ale wokół niej niemal od razu znajdują się przyjaciele. Jest niezrównaną towarzyszką zabaw, potrafi wspaniale słuchać, a każda chwila z nią to wspaniała przygoda. Kiedy jednak w jej świecie znikąd pojawiają się szarzy panowie, wszystko się zmienia. Znika wolny czas i znika radość. Ale Momo jest odporna na działania szarych panów. Z pomocą przyjaciół jest w stanie uratować świat przed obezwładniającą szarą rozpaczą. […] Tylko Momo jest odporna na ich czary. I tylko ona, z pomocą tajemniczego mistrza Hory i żółwicy Kasjopei, może uratować świat przed wielką szarą rozpaczą.                                                                                                                                                z opisu wydawcy

Momo to książka, za którą zabierałam się ze sporym entuzjazmem i sentymentem – zaczęłam czytać, wciągnęłam się od samego początku i zdecydowanie się w niej zakochałam na nowo. Całość jest napisana w sposób naprawdę barwny i obrazowy, a także przyjazny każdemu – niezależnie od wieku. Język nie należy do skomplikowanych, ale barwny i wcale nie prostacki, a świetnie oddaje magię tego świata. Główna bohaterka jest taką postacią, której nie da się nie lubić, ale jednocześnie postacią, w której widzę trochę siebie – niesztampowa i idąca pod prąd. W książce zresztą znajdziemy całą plejadę najróżniejszych, bardzo barwnych bohaterów, który podczas całej akcji przechodzą różnorakie przemiany. Nie dość, że jest filozoficzny wątek czasu, to jeszcze jest wątek różnych przygód małej Momo i jej przyjaciół, co sprawia, że książkę czytałam z zapartym tchem – zarówno teraz, jak i te kilkanaście lat temu. A w tym wszystkim tak naprawdę urzekł mnie sam pomysł na książkę, a także jego realizacja – pozycja pełna mądrości, bez zbędnego moralizatorskiego tonu i formy wykładu czy kazania. Moim zdaniem autor spisał się z tą książką na medal, chociaż przyznaję się bez bicia, że nie znam innych jego pozycji. 

Nigdy nie wolno myśleć o całej ulicy, rozumiesz? Trzeba tylko myśleć o następnym kroku, o następnym oddechu, o następnym pociągnięciu miotłą. I zawsze tylko o następnym.

Momo to książka, która klasyfikuje się jako literatura dziecięca, ale moim zdaniem każdy powinien po nią sięgnąć – chociaż napisana w latach siedemdziesiątych to dzisiaj, po pięćdziesięciu latach jest wciąż bardzo aktualna. Moim zdaniem każdy powinien po nią sięgnąć – i dziecko, i dorosły, zwłaszcza ten, który wiecznie narzeka na brak czasu. Bardzo, bardzo, bardzo polecam – bardzo ponadczasowa, mądra, ciekawa i zarazem osobliwa książka.

Istnieje pewna wielka, a przy tym całkiem zwyczajna tajemnica. Wszyscy ludzie ją dzielą, każdy ją zna, lecz bardzo niewielu zastanawiało się nad nią kiedykolwiek. Większość ludzi przyjmuje ją jako oczywistość i nie dziwi się jej ani trochę. Tą tajemnicą jest czas.

Książka bierze udział w wyzwaniu

poniedziałek, 10 października 2022

"Wkrętośrubek – w poszukiwaniu szczęścia" Mariusz Kulma, Tomasz Wiśniewski

Tytuł: Wkrętośrubek – w poszukiwaniu szczęścia
Autor: Mariusz Kulma, Tomasz Wiśniewski
Wydawnictwo: Apogee Games
Ilość stron: 76
Ocena: 4.5/6

Szczęście, mój drogi Wkrętośrubku, jest w tobie. Stałeś się wolny, dlatego mogłeś przeżyć te wszystkie wspaniałe przygody, które mi opowiada...



Każdy człowiek pragnie i dąży do szczęścia, choć każdy inaczej je definiuje, dąży do niego inną drogą. A szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci – to dorośli pokazują pociechom czym jest szczęście, przekazują swoje schematy myślowe, swoje przekonania dotyczące świata. Świetną pomocą w tym są różne książki – jedną z nich jest pozycja pt. Wkrętośrubek – w poszukiwaniu szczęścia autorstwa Mariusza Kulmy i Tomasza Wiśniewskiego z   ilustracjami Oliwii Ziębińskiej.

Wkrętośrubek to mały robocik, który wylądował na złomowisku po zakończeniu pracy w fabryce. Nasza opowieść zaczyna się przy szesnastej górze, do której prowadzi ścieżka numer trzydzieści siedem. Nie ma to żadnego znaczenia dla dalszych wydarzeń, ale pomyślałem, że może chcielibyście to wiedzieć. Wkrętośrubek to nie jest pierwszy lepszy robot. Jest w nim coś... wyjątkowego. Chcecie poznać jego historię? Wyruszcie razem z nim w poszukiwaniu szczęścia. Nasz robocik po drodze poznaje wielu nowych przyjaciół, poznaje siebie i odkrywa, czym dla niego jest szczęście.                                                                                                                                                             opis wydawcy

Wkrętośrubek – w poszukiwaniu szczęścia to niezbyt obszerna książka, względem której nie miałam żadnych większych oczekiwań. Przede wszystkim jako studentka psychologii byłam ciekawa tego, jak autorzy przekażą dzieciakom wiedzę o szczęściu i jego poszukiwaniu oraz jakie w zasadzie przesłanie niesie ta pozycja. Książka jest napisana w sposób przyjemny w odbiorze, a do tego z naprawdę pięknymi ilustracjami Oliwii Ziębińskiej. Jednak przez większość lektury miałam nieskrywane skojarzenia z Małym księciem – droga w poszukiwaniu szczęścia czy sensu życia, rozmowy z różą, spotkania z różnymi postaciami, w różnych miejscach i rozmowy niby filozoficzne (tutaj mam wrażenie, że na mniej skomplikowanym poziomie, ale to też zapewne kwestia tego, że Wkrętośrubek jest pozycją skierowaną do młodszego czytelnika). Momentami mnie również irytowały te same zadawane pytania, te same schematy rozmów, które przeprowadzał robocik ze spotkanymi przez niego postaciami. Może dzieci tak lubią, nie wiem. Nie zmienia to faktu, że książka całkiem interesująca, choć mam wrażenie, że dość mocno inspirowana najpopularniejszą powieścią filozoficzną. 

Przez chwilę milczeli obok siebie. Wkrętośrubek siedział tuż przy Róży, a kwiat poruszał się w rytm powiewów ciepłego wiosennego powietrza. Czasami, jeśli dobrze czujesz się w czyimś towarzystwie, możesz po prostu być i wcale nie musisz nic mówić.

Wkrętośrubek – w poszukiwaniu szczęścia jest książką, którą mogę polecić – nie tylko dzieciakom z grupy wiekowej 4-9, do której jest dedykowana, ale także dla rodziców czy innych dorosłych. Nie jest obszerna, napisana w sympatyczny sposób, a to sprawia, że pozycję czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. 

- A nie wiesz, gdzie znajdę moje szczęście?
- Niestety nie wiem, ale jeśli Ci bardzo na czymś zależy, to na pewno to osiągniesz.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorom. 

Źródło

piątek, 12 listopada 2021

"Listy do A. Mieszka z nami Alzhaimer" Anna Sakowicz

Tytuł: Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer
Autor: Anna Sakowicz
Ilustracje: Ewa Beniak-Haremska
Wydawnictwo: Poradnia K
Ilość stron: 159
Ocena: 6/6


Moja babcia zawsze powtarzała, że nawet suchy liść ma swoje nerwy i dodawała, że można je trzymać na wodzy.




Choroba Alzhaimera jest zdecydowanie straszną chorobą. To przerażające jak z czasem człowiek przez chorobę przestaje być sobą, jak się zapomina o rzeczach, które się wydarzyły zarówno przed chwilą, jak i w zamierzchłej przeszłości. A najgorsze jest to, że wciąż nie ma na nią lekarstwa ani nie są znane czynniki, które ją wywołują. Dlatego jak natknęłam się na książeczkę Anny Sakowicz pt. Listy do A. Mieszka z nami Alzhaimer  , która docelowo jest skierowana do dzieci.

Nieproszony lokator wywraca do góry nogami życie rodziny. Do domu Anielki, jej siostry, rodziców i babci   wprowadza się Alzheimer. To on sprawia, że babcia staje się zapominalska, myli imiona, nie poznaje domowników i nie radzi sobie z codziennymi czynnościami. Anielka nie lubi pana A., jak go nazywa. Pisze do niego listy i nakłania, żeby wyprowadził się od babci. Wtedy wszystko będzie w porządku. Babcia wyzdrowieje. Czy na pewno?                                                                                                                                       opis wydawcy

Listy do A. Mieszka z nami Alzhaimer jest książeczką wręcz cieniutką, skierowaną teoretycznie do 9-12 latków, jednak ja bez wahania po nią sięgnęłam i zupełnie przepadłam. Jest to powieść epistolarna (pisana w formie listów), zawierająca piękne ilustracje, a wszystko wygląda jakby pisane na kartce w kratkę (co można zobaczyć na załączonych zdjęciach). Autorka pokazuje chorobę babci opisywaną z perspektywy jej wnuczki, która pisze listy do tajemniczego Pana A., który zamieszkał z babcią i tak ją zmienił. W listach Anielki widać wiele celnych spostrzeżeń oraz umniejszanie obecności dzieci i ich pojmowania tzw. trudnych sytuacji – tak częste w końcu. Moim zdaniem autorka bardzo dobrze to opisała, przekazała perspektywę dziecka niejednokrotnie z uśmiechem, ale pokazując powagę sytuacji. Mimo że pozycja jest skierowana do dzieciaków – nie wiem czy dla wszystkich, musiałyby być na taką lekturę przygotowane. Jednak całość napisana w sposób lekki, nieraz zabawny, świetnie pokazujący perspektywę dziecka. Mi się całość bardzo podobała.

To taka choroba zapominania. Zapadają na nią starsi ludzie - powiedział, znów ocierając oczy. - Babcia nie pamięta, co się przed chwilą wydarzyło – dodał.

Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer to książka zdecydowanie warta polecenia – nie jest obszerna, lekka, aczkolwiek poważna. Moim zdaniem zdecydowanie warta przeczytania – przez dzieciaki, ale przede wszystkim przez dorosłych nie do końca uświadomionych na czym polega ta choroba. Napisana w sposób ciekawy, przyjemny i przystępny – naprawdę polecam. 

Czy Pan rozumie, co to znaczy, że mózg umiera? Ja wiem, że mózg jest w głowie. To taki komputer, który steruje naszym ciałem. Pani w szkole nam to tłumaczyła, ale nie mówiła, że on może umrzeć. Jak może umrzeć bez człowieka? I co wtedy?

czwartek, 26 listopada 2020

"Na tropie złodzieja psów" Justyna Balcewicz




Tytuł: Na tropie złodzieja psów
Autor: Justyna Balcewicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Skrzat Kraków
Cykl: Klub Obrońców Czworonogów
Tom: pierwszy
Ilość stron: 144                    
Ocena: 5/6





Gdyby ktoś mnie się zapytał, czy wolę psy czy koty – nie umiałabym odpowiedzieć. W moim serduszku aktualnie jest psiak, którego mamy w rodzinnym domu, kiedyś mieliśmy kociaka, na stancji (jeszcze we Wrocławiu) miałam chomika. Generalnie bardzo lubię zwierzaki, praktycznie każde. A mając w rodzinie dzieciaki po kilkanaście lat młodsze dzieciaki czasami lubię sięgać po książki z ich grupy wiekowej – wtedy mamy często więcej tematów do rozmów i wspólnego czytania. Zresztą i bez tego lubię sięgnąć po książki z literatury dziecięcej. Właśnie z tych dwóch powodów sięgnęłam po książkę pt. Na tropie złodzieja psów autorstwa Justyny Balcewicz.

Kornel ma jedenaście lat, wielkie okulary, łatkę kujona i... największego na świecie psa. Brzydal, olbrzymi mastif angielski, to jego najlepszy przyjaciel. Zwłaszcza teraz, gdy po przeprowadzce chłopak musi zaczynać wszystko od nowa. Ale pewnego dnia wierny przyjaciel znika. Zwykła ucieczka? Tak sądzi policja, tylko skąd wziął się podejrzany kawałek kiełbasy? Kornel nie może tego tak zostawić. Na szczęście znajduje sojuszników. Popularną cheerleaderkę Julię, pochodzącą z artystycznej rodziny Delę i misiowatego doktora Zwierza. Czy z ich pomocą uda się odzyskać Brzydala?                                                                                                                          opis wydawcy

Na tropie złodzieja psów jest książką ciekawą, z nutką intrygi i zagadki, a także z przesłaniem oraz informacjami dotyczącymi gatunków psów (tutaj przede wszystkim mastifa angielskiego, który jest psim bohaterem tej pozycji) oraz porwań czy kradzieży psów. W moim odczuciu książka jest skierowana do dzieci w wieku mniej więcej 9-11 lat, ale dużo zależy też od dojrzałości i umiejętności czytania konkretnego dziecka. Literki są większe niż w standardowych, dorosłych książkach, pojawiają się ilustracje (notabene bardzo ładne autorstwa Katarzyny Kołodziej), ale jest to już z tych pozycji z literatury dziecięcej, w której zdecydowanie dominuje tekst, a nie obrazki. Sam pomysł na fabułę jest dość ciekawy, uczący empatii do zwierząt i przyjaźni mimo dziwności i inności. Książka jest ciekawa, wciągająca, z interesującymi i różnorakimi bohaterami. 

Na tropie złodzieja psów jest pozycją zdecydowanie ciekawą i myślę, że dzieciakom, które lubią zwierzaki może się spodobać. Sama pewnie podrzucę ją moim kilkanaście lat młodszych ode mnie kuzynom. Zdecydowanie warto sięgnąć. A się bawiłam naprawdę dobrze.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Skrzat Kraków

sobota, 17 października 2020

"Matylda" Roald Dahl

Tytuł: Matylda
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 228
Ocena: 5/6



Cały sens życia, tkwi w posuwaniu się naprzód.





W twórczości Roalda Dahla jestem zakochana już od dzieciaka. Mimo że do trzydziestki mi coraz bliżej, ja wciąż czasem lubię wrócić do książek tego autora - jego twórczość niezmiennie podnosi mnie na duchu, sprawia, że na sercu od razu robi mi się cieplej. O Matyldzie wspominałam już kilkukrotnie w recenzjach innych książek Dahla, aż w końcu zauważyłam, że na blogu nie ma recenzji tej pozycji. Po obejrzeniu filmu na jej podstawie – w końcu po jego obejrzeniu zebrałam się w sobie i zmotywowałam się do napisania o niej opinii.  

Matylda jest wrażliwą i niezwykle utalentowaną dziewczynką. Nie ukończywszy nawet pięciu lat czytuje Hemingwaya, Dickensa, Kiplinga i Steinbecka oraz rozwiązuje trudne zagadki matematyczne. Cóż z tego, kiedy jej rodzice nie zauważają jej; są po prostu... głupi. Co gorsza, kierowniczka szkoły, do której zaczyna uczęszczać Matylda, okazuje się prawdziwym potworem w spódnicy. Nagle Matylda odkrywa w sobie niezwykły dar tajemniczą psychiczną siłę, zdolność czynienia dorosłym najbardziej perfidnych psikusów. Dzięki niemu będzie mogła ocalić szkołę i pomóc swojej ukochane nauczycielce.                                                                                                                             opis wydawcy

Jedna z ilustracji
Kliknij, aby powiększyć

Matyldę czytałam kilka lat temu, ostatnio sobie ją odświeżyłam – nie tylko książkowo, ale również w wersji filmowej. Nie jest to książka dla maluchów, lecz dla starszych dzieciaków, przynajmniej moim zdaniem. Głównym powodem jest to, że jest w niej sporo przerysowania, groteski, karykatury, bo świat wykreowany przez Dahla jest zdecydowanie przerysowany, ale młodsi czytelnicy nie zawsze mogą to zrozumieć. Ponadto mogą zgorszyć się niektórym niezbyt kulturalnymi tekstami, jakie autor serwuje, zwłaszcza teksty dyrektorki szkoły czy rodziców głównej bohaterki. Bo teksty momentami są wyjątkowo… mocne i pełne niewyszukanego słownictwa. Dla mnie jest to w porządku, ale jak na literaturę dla dzieci autor trochę przesadził… No, ale cóż… Nie zmienia to faktu, że książka naprawdę mi się podobała, ale humor Dahla też trzeba rozumieć. Bohaterowie są barwnie i ciekawie wykreowani, przez co na długo zapadają w pamięć. Całość jest napisana dość lekko i prosta, z dużą ilością humoru, z charakterystycznym dla autora językiem, z równie charakterystycznymi ilustracjami Quentina Blake’a.

Zabawna sprawa z tymi rodzicami. Nawet jeśli ich dziecko jest najobrzydliwszym bachorem pod słońcem, zawsze uważają, że jest cudowne. Niektórych uwielbienie zaślepia do tego stopnia, że potrafią sobie wmówić, iż ich dziecko ma cechy geniusza. (...) Czasami zdarzają się rodzice, którzy w ogóle nie wykazują zainteresowania swoimi dziećmi i oni są oczywiście o wiele gorsi.

Matylda to naprawdę ciekawa opowieść o genialnym dziecku, które boryka się z niezrozumieniem ze strony rodziców oraz niedoborem inteligencji u dyrektorki szkoły. Autor momentami wydaje się, że przesadził, a jego świat jest przerysowany i pełen groteski, więc książka nie nadaje się dla młodszych czytelników. Na moje oko polecam zacząć czytanie gdzieś od 9 roku życia wzwyż. Choć literatura dla dzieci – sama się przy niej świetnie ubawiłam, bo historia jest prosta, ale jednocześnie bardzo urocza, a ponadto z ważnym i wyraźnym przesłaniem, że dobro zawsze wygrywa. Ja polecam, zdecydowanie, choć wiem i ostrzegam, że nie każdemu podejdzie takie wykreowanie postaci i styl. 

wtorek, 11 lutego 2020

"Państwo Burakowie i inne historie" Roald Dahl

Tytuł: Państwo Burakowie i inne historie
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Znak emotikon
Ilość stron: 176
Ocena: 5/6



Ktoś, kto ma dobre myśli, nigdy nie zbrzydnie. Może mieć krzywy nos, niekształtne usta, podwójny podbródek lub wystające zęby, ale dobroć rozjaśnia mu twarz jak słońce, więc zawsze wygląda sympatycznie. 





Jestem zdecydowaną fanką Roalda Dahla – już od wielu lat. Lubię jego humor, ciekawe i niesztampowe historie. Kiedy zobaczyłam ledwie wydaną przez Znak emotikon i wcześniej niedostępną w Polsce książkę pt. Państwo Burakowie i inne historie naprawdę się ucieszyłam i czym prędzej zabrałam za czytanie. 

Państwo Burakowie są naprawdę obrzydliwi. Całymi dniami obmyślają złośliwe żarty: żaby w łóżku, robaki w spaghetti – to ich specjalność! Uwielbiają też łapać ptaki i małpy w podstępne pułapki. Ale nie ujdzie im to na sucho. Zwierzęta już szykują zemstę. W książce znajdziecie też opowiadanie „Uki fla”, a w nim całe mnóstwo... żółwi!
                                                                                opis wydawcy


Państwo Burakowie i inne historie to pozycja, która zawiera w sobie dwa tytuły – przygody państwa Buraków oraz opowiadanie Uki fla, jednak nie zmienia to faktu, że jest to książka do przeczytania w jedno popołudnie. Bardzo lekka, pomysłowa, pełna zwierząt i barwnych postaci. Poza sporą dawką humoru, nie brakuje tutaj refleksji i morału, co jest charakterystyczne dla twórczości Dahla i niezwykle ważne w literaturze dziecięcej (choć moim zdaniem nie tylko). Już od pierwszych stron na mojej twarzy pojawił się uśmiech – przede wszystkim poczułam się jakbym wróciła do czasów dziecięcych, a po drugie po raz kolejny się nie zawiodłam! Kawał dobrej roboty, naprawdę. Państwo Burakowie i inne historie jest pięknie wydane – twarda, solidna oprawa, spore litery i niemało charakterystycznych ilustracji Quentina Blake’a, co usprawni czytanie również najmłodszym czytelnikom rozpoczynającym przygodę z samodzielnym pochłanianiem lektur. 



Zabawna książka z puentą dla dzieci – sięgnij po Dahla i się nie zawiedziesz. Tak samo z książką Państwo Burakowie i inne historie, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Ja mam osobisty sentyment np. do Matyldy czy BFO, ale nie zmienia to faktu, że nadal jest to bardzo dobra lektura, którą będę m usiała podsunąć mojemu młodszemu kuzynowi. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak



środa, 27 grudnia 2017

"Mania czy Ania" Erich Kästner





Tytuł: Mania czy Ania
Autor: Erich Kästner
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Ilość stron: 152
Ocena: 5.5/6








Książkę pt. Mania czy Ania autorstwa Erich Kästner po raz pierwszy sięgnęłam jeszcze gdzieś w okresie podstawówki, w młodszych klasach... Przeczytałam, oddałam do biblioteki, ale zdecydowanie o niej nie zapomniałam. Po jakimś czasie, w zasadzie po dobrych kilku latach zaczęłam grzebać w Internecie w poszukiwaniu właśnie tej książki, aż w końcu ją znalazłam, kupiłam... Niedawno zabrałam się za nią szukając jakiejś lekkiej książki do pociągu...
Pewnego dnia w miejscowości letniskowej spotykają się dwie dziewczynki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że są do siebie podobne jak dwie krople wody i do tej pory nie wiedziały o swoim istnieniu. Ania Pafly z Wiednia ma wprawdzie długie kręcone włosy, a Mania Körner z Monachium dwa warkocze ale to naprawdę jedyna różnica. Ania i Mania postanawiają odkryć tajemnicę swojego podobieństwa: Ania jedzie do Monachium jako Mania, a Mania jako Ania do Wiednia...
                                                                          opis wydawcy

Mania czy Ania to cienka książeczka, ale jednak jej lektura sprawiła mi wiele przyjemności, taki ciepły powrót do książek z dzieciństwa. Historia naprawdę ciekawa i... urocza, aczkolwiek - na mój już dorosły mózg – lekko irracjonalna. Jednak mimo wszystko sprawiła mi wiele radości... Porusza ważne tematy rodziny, skłania do refleksji, bawi i zdecydowanie warta przeczytania, zwłaszcza właśnie przez dziewczynki w wieku 7-11 lat, jednak myślę, że i starszym może sprawić wiele radości. Czytając wiele razy się uśmiechnęłam, jak dziewczynki wchodziły w swoje role, jak mogą się różnić się bliźniaczki, jak mogą starać się o... swoich rodziców. Napisana lekko, uroczo, adekwatnie do tej konkretniej grupy odbiorców – wczesnych nastolatek... 

Mania czy Ania to książeczka bawi, wzrusza i skłania do refleksji. Choć po raz pierwszy wydana w 1949 roku, to jednak aktualna i dziś. Pokazuje moc siostrzanej miłości i więzy pomiędzy bliźniaczkami... Aż i mi się zamarzyło mieć siostrę, tym bardziej bliźniaczkę... Jak dla mnie klasyka literatury dziecięcej, zaraz obok Ani z Zielonego Wzgórza... 

niedziela, 27 sierpnia 2017

"Żyrafa, Peli oraz ja" Roald Dahl






Tytuł: Żyrafa, Peli oraz ja
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 80
Ocena: 4/6







Czasem lubię wrócić do lat dziecinnych, więc wtedy z wielką przyjemnością sięgam po książki Roalda Dahla... Ostatnio odkryłąm w bibliotece książeczkę pt. Żyrafa, Peli oraz ja i wybór padł właśnie na nią.

Weźcie żyrafę o magicznej szyi, pelikana mającego dziób o ruchomej pokrywie i bardzo energiczną małpę, a co otrzymacie? Oczywiście, najsłynniejszą na świecie firmę Bezdrabinowe Mycie Okien. A jeśli jeszcze dodać im do towarzystwa Billy ego, diuka i duchessę Hampshire oraz Kobrę, najbardziej przebiegłego i groźnego włamywacza na świecie, wtedy mamy już wszystkie podstawowe składniki, żeby przyrządzić bardzo smakowitą opowieść, którą jeszcze przyprawimy orzechami nerkowca, pstrągami, różowo-fioletowymi pąkami łachotliwca oraz uroczystym otwarciem łakociarni.
                                                                 opis wydawcy

Żyrafę, Peli oraz ja zgarnęłam kiedyś w bibliotece i pochłonęłam praktycznie natychmiastowo... Dahla pokochałam jako dzieciak w podstawówce. Dzisiaj, mając 24 lata wciąż uwielbiam sięgać po pozycje tego autora... Czytając tę niezbyt obszerną książeczkę zrobiło mi się jakoś tak ciepło i przyjemnie na sercu, znowu poczułam się jak dziecko. Bardzo spodobał mi się pomysł na przedstawienie współpracy między zwierzętami przy wykonywaniu pracy, w tym wypadku mycia okien, co może być dla dzieciaków ważną wskazówką, jak pracować w zespole. Książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie i z pewnym uczuciem rozrzewnienia, aczkolwiek uważam, że inne książki, pokroju Matyldy czy BFO są w moim odczuciu ciekawsze, wartościowsze i bardziej wciągające. Żyrafa, Peli oraz ja to pozycja zdecydowanie dla maluchów w przedszkolu.

Podsumowując Żyrafę, Peli oraz ja jest to ciekawa pozycja, która dzieciakom może pokazać wartość współpracy, jednak Dahl w swojej twórczości ma o wiele ciekawsze pozycje. Nie zmienia to faktu, że polecam i miło spędziłam czas. 

czwartek, 17 sierpnia 2017

"Ania ze Złotego Brzegu" Lucy Maud Montgomery

Tytuł: Ania ze Złotego Brzegu
Autor: Lucy Maud Montgomery
Cykl: Ania Shirley
Tom: szósty
Wydawnictwo: Podsiedlik-Raniowski
Ilość stron: 344
Ocena: 4/6


Mam nadzieję, że nie uzna mnie pani za niewierzącą, gdy powiem, że czasem nie mogę pojąć, jak dobry Bóg może znieść niektórych ludzi.





Anię Shirley pokochałam jako dwudziestolatka i od tamtego czasu moja miłość do Rudowłosej trwa do dziś, szczególnie pogłębiona obejrzeniem serialu Netflixa „Ania, nie Anna”. Po tym postanowiłam przeczytać kolejny tom serii, który czekał na swoją kolej... No i przyszedł czas na Anię ze Złotego Brzegu, która chronologicznie jest szóstą częścią przygód o rudowłosej marzycielce, choć została wydana jako ostatnia. 
Ania jest przykładną żoną i matką pięciorga dzieci. Niestety, sielankowy nastrój zostaje zmącony, gdy do Złotego brzegu przyjeżdża irytująca ciotka Gilberta. Nikt nie podejrzewa, że to dopiero początek serii dramatycznych, czasem wzruszających, a niekiedy po prostu zabawnych zdarzeń. Głównymi bohaterami opowieści staja się dzieci państwa Blythe'ów, które przeżywając młodzieńcze przygody, borykają się z typowymi dla tego wieku problemami i powoli odkrywają to , co w życiu najważniejsze. Ale i rudowłosa Ania nie znika ze sceny – towarzyszymy jej, gdy zaczyna podejrzewać iż Gilbert już jej nie kocha...
                                                     opis wydawcy 

Ania ze Złotego Brzegu to ta część, dzięki której zrozumiałam, dlaczego może nie podejść dziewczętom w młodszych nastoletnich latach... Bo mało która nastolatka może zrozumieć wątpliwości  żony, która podejrzewa, że jej mąż jej nie kocha... Jak 10-12 latka ma się wczuć w rolę Ani – matki i żony? No raczej nie bardzo... Jednak teraz, kiedy czytam Anię jako dwudziestoparolatka przebywanie w jej świecie, przeżywanie jej życia sprawiło mi wiele radości. Cieszę się, że małżeństwo Blythe'ów, nie było koloryzowane, a zostało pokazane razem z problemami, troskami i urokami takich relacji.  Książka jest daleka od tego, żeby określić ją jako pozycję błahą, infantylną czy niepoważną, jednak momentami miałam wrażenie, że zbyt mało zajmująca i wciągająca... Mimo wszystko lubię klimat jaki Lucy Maud Montgomery tworzy w swoich książkach i kocham Anię całym swoim sercem... Jak dla mnie wydarzyło się w tym tomie po prostu zbyt mało...
Bezustanne zmiany! Nie można nic na to poradzić. Trzeba pogodzić się z tym, że przeszłość odchodzi, przyjmować teraźniejszość, kochać ją i uświadamiać sobie, że i ona też musi przeminąć. Wiosna, nawet najpiękniejsza, ustępuje miejsca latu, a lato - jesieni.
Czy polecam Anię ze Złotego Brzegu? Choć uważam, że to jeden z gorszych tomów serii, jak dotychczas, ale jednak polecam, żeby móc dojrzewać wraz z Anią, no i oczywiście wejść w ten świat – znowu, znowu, znowu... Zdecydowanie nie polecam czytania tego tomu jako początek przygody z serią...

niedziela, 14 lutego 2016

"Wymarzony dom Ani" Lucy Maud Montgomery

Tytuł: Wymarzony dom Ani
Autor: Lucy Maud Montgomery
Cykl: Ania Shirley
Tom: piąty
Wydawnictwo: Podsiedlik-Raniowski i Spółka
Ilość stron: 275
Ocena: 5/6


..w życiu nie możemy się kierować naszymi uczuciami. Nie, nie, zawiodłyby one nas bardzo szybko na bezdroża. Istnieje jeden jedyny drogowskaz, którego zawsze musimy się trzymać w życiu, a jest nim poczucie słuszności.



Dość ciężki okres w moim życiu wciąż trwa... Właśnie dlatego stwierdziłam, że potrzebuję książki, która byłaby miodem na moje zszargane nerwy i obolałą duszę, no i wtedy sięgnęłam po piąty tom cyklu opowiadający o losach Ani Shirley pt. Wymarzony dom Ani. To był strzał w dziesiątkę!

Ania i Gilbert są nowożeńcami, a ich ślub miał miejsce na Zielonym Wzgórzu, a rudowłosa nauczycielka była pierwszą tamtejszą panną młodą. Teraz czas na rozpoczęcie ich wspólnego życia, mieszkania...Gilbert po skończonych lekarskich studiach dostał posadę w Przystani Czterech Wiatrów, gdzie się przeprowadza wraz ze swoją małżonką. Tam czekają na nich nowi znajomi i sąsiedzi, a przede wszystkim uroczy domek, który okazuję się być spełnieniem ich marzeń... Jak potoczy się ich życie w nowym miejscu? Jakich ludzi spotkają?

Wymarzony dom Ani jest kolejną częścią historii rudowłosej, radosnej romantyczki... Po dużej ilości moich własnych życiowych perturbacji opowieści o Ani, jej postrzeganie świata, marzycielsko-pozytywne podejście do świata naprawdę bardzo dobrze mi zrobiły... Mimo że Ania jest już dorosła, jednak wciąż zachowała swoją pogodę ducha. Język jakim operuje w tej książce Lucy Maud Montgomery jest wciąż utrzymany na bardzo dobrym, wysokim poziomie, a bajecznie barwne opisy krajobrazów i odczuć bohaterów pozwoliły bardzo głęboko wejść w akcję książki, w jej klimat... Znając już wcześniejsze tomy tej serii oczekiwałam, że znajdę w niej więcej pozytywnych, radosnych przygód, jednak w Wymarzonym domu Ani jednak te szczęśliwe przeplatają się razem ze smutnymi. Myślałam, że wydarzeń będzie jednak ciut więcej i właśnie tym się troszkę zawiodłam.

Wymarzony dom Ani jest książką, którą mogę polecić każdego, szczególnie jeżeli ktoś ktoś już czytał wcześniejsze części cyklu. Ta cześć jest trochę różni się od poprzednich części – generalnie każda cześć się od siebie różni, bo Ania jest po prostu starsza. Prawdziwy miód na serce!

środa, 14 stycznia 2015

"Danny mistrz światła" Roald Dahl

Tytuł: Danny mistrz świata
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Ilość stron: 214
Ocena: 5/6


Ale nie będę udawał, że się nie bałem. Bałem się, ale z lękiem mieszało się odczucie ogromnego podniecenia. Większości podniecających rzeczy w życiu towarzyszy strach, inaczej nie byłoby to takie ekscytujące.






Pamiętam czasy mojej szkoły podstawowej, kiedy jako mała Asia (na ów czas może z 11-letnia) co kilka dni na długich przerwach lub po lekcjach znikałam w szkolnej bibliotece. Panie bibliotekarki pozwalały mi wchodzić tam, gdzie zazwyczaj nie miewali tak szerokiego wstępu uczniowie. Ja co jakiś czas porywałam coś autorstwa Dahla zachwycona jego piórem, a później stęskniona wpatrywałam się w półkę, na której stały jego książki, czy nie pojawiło się jakimś trafem nic nowego (w pewnym momencie już wszystko jego autorstwa z naszej biblioteki miałam przeczytane). Później miałam długą przerwę, aż w końcu na starość (:D) zatęskniłam za poczciwym panem Dahlem.

Danny mistrz świata to opowieść o tytułowym Dannym oraz o jego tacie. Ojciec chłopaka jest właścicielem maleńkiej stacji paliw oraz warsztatu samochodowego, a Dany mu przy tym pomaga. Mieszkają szczęśliwie obok stacji w przyczepie, która robi im za dom i śpią na piętrowym łóżku. Pewnej nocy Danny orientuje się, że jego taty nie ma w ich skromnym mieszkanku. Co takiego robi wtedy ojciec chłopaka? Czemu zostawił syna samego? Czemu w tytule został on nazwany mistrzem świata? I w jakiej dziedzinie?

Ci, co nie znali go dobrze, uważali, iż jest człowiekiem surowym i poważnym. Tymczasem był bardzo wesoły,a jeśli wydawało się inaczej to dlatego, że nigdy się nie uśmiechał. Wszystko rozgrywało się w jego jasnoniebieskich oczach. Kiedy pomyślał coś radosnego, pojawiał się w nich blask, a jeśli ktoś wpatrzył się w nie uważniej, mógł także dostrzec złociste skierki tańczące w źrenicach. Ale usta nigdy się nie uśmiechnęły.

Tę książkę pochłonęłam w ciągu jednego dnia zafascynowana, stęskniona za piórem Roalda Dahla, nie napełniona Krokodylem olbrzymim. Danny mistrz świata to językowo i stylistycznie już ten sam poziom, jaki pokochałam i za jakim tęskniłam. Fabularnie i opisowo co prawda nie jest to ten poziom co na przykład w książkach takich jak Charlie i fabryka czekolady czy BFO. Jednak jest w tej książce coś co mnie zupełnie urzekło i rozwaliło na łopatki. Mianowicie bardzo ciekawie i głęboko opisana relacja Danny'ego i jego taty, ich rozmowy, zwierzenia, wspólne wykonywanie wielu czynności i tak naprawdę ich przyjaźń. Piękna relacja! A wszystko opisane narracją pierwszoosobową oczami Danny'ego! Lektura tej książki sprawiła, że nie raz się uśmiechnęłam, czasem z dowcipu, czasem z rozrzewnienia nad relacją chłopaka i jego ojca. Podobno jest to książka oparta na niektórych wydarzeniach z życia samego autora, jednak nie wiem w jakim stopniu. 

Danny mistrz światła to książka, którą z ręką na sercu mogę polecić młodszym i starszym czytelnikom szukającym dobrej rozrywki przy lekkiej książce opisującej jednocześnie bardzo ciekawą i piękną relację.




wtorek, 6 stycznia 2015

"Krokodyl olbrzymi" Roald Dahl





Tytuł: Krokodyl olbrzymi
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 64
Ocena: 3/6








Roald Dahl to autor, którego polubiłam będąc w podstawówce i zaczytywałam się chociażby w jego książce Charlie i fabryka czekolady czy BFO. Co prawda od zakończenia mojej szkoły podstawowej upłynęło już trochę czasu to wciąż darzę sympatią tego autora, dlatego podczas ostatniej wizyty w bibliotece zgarnęłam między innymi i jego książki;)

Krokodyl olbrzymi to krótka opowiastka o bardzo żarłocznym krokodylu, który najbardziej lubił smakować się w tłuściutkich dzieciaczkach. Kiedy naszła go wielka ochota na swoje przysmaki, wybrał się na polowanie na szkraby przy okazji mówiąc o tym różnym innym zwierzętom. Czy polowanie mu się udało? Jakie sztuczki postanowił zastosować? Czy poczuł się po nim lepiej? 

Kiedy zabierałam się za czytanie Krokodyla olbrzymiego nie miałam względem niego zbyt wielkich oczekiwań – wiedziałam po prostu, że to typowa literatura dziecięca, z której już jestem lekko wyrośnięta;) Zaczęłam czytać i czytałam, czytałam, aż przeczytałam za jednym podejściem. I co o niej myślę? Choć na samo zakończenie wywołało na mojej twarzy uśmiech, to stwierdzam, że książka jest bardzo przewidywalna (literatura dla dzieci, więc ten aspekt traktuję z przymrużeniem oka). Jednocześnie książka jest napisana językiem odpowiednim do tej grupy wiekowej – łatwy, zrozumiały i klarowny. Jednak odnoszę wrażenie, że jest niezbyt adekwatna dla dzieciaków. Moim zdaniem pisanie w książce dla małych smyków pisać o pożeraniu dzieci przez krokodyla jest średnim pomysłem, ale to tylko moje dziwne zdanie, a czasem jestem bardzo dziwna w swoich poglądach. 

Podsumowując Krokodyl olbrzymi to książka, przy której jako 21-latka mogłam się odprężyć, uśmiechnąć na koniec i spędzić czas z lekturą lekką i niewymagającą. Muszę przyznać, że dzieciom bym tej książki chyba nie przeczytała – bałabym się o potencjalne ich potencjalne koszmary, że jakiś potwór przyjdzie, na każdym kroku będzie na nie czyhał i je czym prędzej pożre .

niedziela, 20 lipca 2014

"Podróże Guliwera" Jonathan Swift

Tytuł: Podróże Guliwera
Autor: Jonathan Swift
Wydawnictwo: Greg
Ilość stron: 156
Ocena: 3/6


Czyż nie jest to przywarą raczej wrodzoną wszystkim ludziom, którzy pospolicie lubią mówić i zdania swoje dawać o tym, co najmniej rozumieją?







Pamiętam, że ja byłam dzieckiem to zaczytywałam się w Podróżach Guliwera przesiadując w ogromnym garażu dziadków. To była taka moja odskocznia i ucieczka. Jednak zupełnie nie pamiętałam nic z tamtej lektury, nie pamiętam nawet za bardzo moich odczuć – pamiętam jednak, że owe dalekie podróże mnie zafascynowały.

Któż nie zna Guliwera z najbardziej znanej książki Jonathana Swifta? Któż nie kojarzy owego mężczyzny? Jest to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci z całej literatury światowej. Wszystko zaczęło się, gdy Lemuel Guliwer wyruszył w podróż statkiem, a później nastąpił szereg niefortunnych zdarzeń najpierw trafia do kraju liliputów budząc wiele różnych emocji jako człowiek-góra, następnie do kolejnych wydarzeniach trafia do kraju olbrzymów, gdzie teraz on jest liliputem i na własnej skórze przekonuje się, jak czuli się jego poprzedni gospodarze w jego obecności. Co spowodowało owe przeniesienia do różnych krain? Jak wtedy czuł się Guliwer? Jakie obyczaje panują w poszczególnych regionach?

Richard Redgrave,
Gulliver na Brobdingnag
Jak już wspominałam Podróże Guliwera to jedna z książek mojego dzieciństwa i dlatego, że praktycznie nic z niej nie pamiętałam – sięgnęłam po nią jeszcze raz. Zabrałam się do niej pełna zapału, nadziei i oczekiwań, ale jednak te wszystko zaczęło powoli opadać wraz z każdą przeczytaną stroną. Dlaczego? Dziś, kiedy mam 21 lat ta historia po prostu mnie nudziła. Opowieści o liliputach czy o olbrzymach – wszystko dobrze, fajnie i pięknie, ale więcej tam było opisu strojów, obyczajów czy odczuć aniżeli wydarzeń. Gdyby byłe inne proporcje – byłoby to lepsze. Postać głównego bohatera jakoś mi nie podeszła i jakoś średnio mi się spodobała, ale warto wziąć pod uwagę to, że powstała ona w XVIII wieku, więc może odbiegać od naszych współczesnych realiów. Ale jednak chyba najważniejsze jest to, że społeczeństwa opisane w Podróżach Guliwera jest świetnym odzwierciedleniem natury ludzkiej oraz ówczesnego ustroju i polityki wojennej, jest satyrą ówczesnego angielskiego społeczeństwa. I to właśnie chyba przez to jest ona najbardziej doceniana i uważana za klasykę, do tego stopnia, że wciąż powstają nowe tłumaczenia, a także całe mnóstwo ekranizacji.

Czy polecam Podróże Guliwera? Jako satyrę angielskiego społeczeństwa z XVIII wieku – to i owszem. Jako przygodowa czy podróżnicza – może zanudzić. Tak najogólniej moim zdaniem jest to książka bardzo średnia.

piątek, 30 maja 2014

"Poradnik hodowcy aniołów" Grzegorz Kasdepke




Tytuł: Poradnik hodowcy aniołów
Autor: Grzegorz Kasdepke
Wydawnictwo: Literackie
Czyta: Anna Dereszowska
Czas trwania: 1h 31min
Ocena: 5.5/6









Anioły to postacie, które szczególnie polubiłam. Są one wyjątkowe, prawda? Osnute tajemnicą, , opiekuńcze i majestatyczne. I stały się niejako motywem przewodnim niedługiej książeczki dla dzieci i młodzieży autorstwa Grzegorza Kasdepke.

Poradnik hodowcy aniołów to pozycja, w której poznajemy pewną jedenastoletnią dziewczynkę – Martę. W jej rodzinie jest sporo konfliktów, a ona sama nie pragnie niczego więcej niż uwagi najbliższych i lepszej atmosfery w domu. Któregoś dnia zauważa w pobliżu swojego bloku anioła. Czy to w ogóle możliwe? Co on tam robił? Jak anioł mógł znaleźć się w Warszawie? Czym jest anielnik? I skąd ten tytuł książki? Czy anioły w ogóle można hodować? Czy tak się da?

Poradnik hodowcy aniołów to naprawdę przyjemna w odbiorze książeczka, z którą miałam okazję zapoznać się w formie audiobooka, który trwał niedługo, bo około półtorej godziny, ale jest to czas spędzony naprawdę miło;) Marta jest postacią interesującą, ciekawą świata i... samotną. Właśnie... samotność. To jeden z tych ważnych tematów, jakie podejmuje autor w tej książeczce. Choć jest ona skierowana do dzieci czy nastolatków to właśnie ze względu na te tematu powinien je każdy przeczytać. Wśród nich są ciężkie relacje w rodzinie, samotność, problemy z dogadaniem się i zrozumieniem drugiej osobą czy pokazanie, że pozory mogą mylić... Książka jest lekka i trzymająca w napięciu, ale jednocześnie niesie ze sobą wartości, które warto przekazać dzieciom. Jest lekka napisana nieskomplikowanym językiem, który zapewne trafi do dzieci (będę musiała wypróbować). W ogóle sam pomysł na książkę jest naprawdę ciekawy, myślę, że dzieciaki będą zaintrygowane tak jak ja;) szczególnie ciekawym konceptem była pani w czerwonych kaloszach i na anielniku (w ogóle wymyślenie tego słowa!)- cudeńko!;)

Jeszcze kilka słów o samym audiobooku – moim zdaniem głos Anna Dereszowska bardzo dobrze się spisała jako lektor w tej książce. Jej łagodny głos jest naprawdę dobrze dopasowany do treści, co jest niezwykle ważne w książkach słuchanych.


Polecam przeczytać Poradnik hodowcy aniołów każdemu, kto chce się odprężyć, zrelaksować, a przede wszystkim radzę przeczytać dzieciom czy nastolatkom, jeżeli mają mieć w książkach przekazane jakieś wartości warto hołdować i jakie wartości są godne polecenia;) naprawdę warto;)

niedziela, 29 grudnia 2013

"Wiedźmy" Roald Dahl

Tytuł: Wiedźmy
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 200
Ocena: 5.5/6



Dopóki ktoś nas kocha, nieważne, kim jesteśmy i jak wyglądamy.








Czy wiesz jak wygląda wiedźma? Jak ona się zachowuje? Ile jest w niej z powtarzanych bez przerwy plotek? Ile w tym prawdy? Z tym tematem zmaga się Roald Dahl w jednej ze swojej książek!;)

Wiedźmy to kolejna z książek Dahla, jedna z tych, którą ubóstwiałam w dzieciństwie. Opowiada ona historię chłopca - Norwega przez babcię w Anglii. Jego opiekunka niechętnie wyprowadza się ze swojej ojczyzny, ale skoro zmarli rodzice chłopca prosili go o wychowanie w Anglii to trudno odmówić. Jakie przygody spotkają owego podrostka? Kim są tytułowe wiedźmy? Czy można siedzieć obok jednej z nich i nic o tym nie wiedzieć? Co łączy je z chłopcem i jego babcią? Co się stanie?

Plakat do ekranizacji Wiedźm
(Kliknij, aby powiększyć)
Wiedźmy (w Polsce znana także jako Czarownice) to jedna z tych książek dla dzieci, które lubią ciarki na plecach, ale jednocześnie wywołująca szczery uśmiech na twarzy, zresztą jak to bywa z twórczością Dahla;) Język idealny dla młodego pokolenia, a styl pisania zachęcający dzieciaki do spędzenia czasu w inny sposób aniżeli przed komputerem czy przed telewizorem;) Historia przedstawiona w książce jest  nieskomplikowana, łatwa w odbiorze, tak prosta i banalna, że aż śmieszna, wywołująca wielką sympatię, mimo tego, że czarownice zostały przedstawione w iście diabelski i mroczny sposób, ale oczywiście ze smakiem, żeby zbytnio dzieci nie przerazić. Książka moim zdaniem naprawdę ciekawa i pomysłowa, nie zmienia to faktu, że Dahl zostanie kojarzony chyba tylko z jedną książką – mianowicie z pozycją pt. Charlie i fabryka czekolady, choć powstały jeszcze inne ekranizacje jego książek (nawet Wiedźm) – polecam sprawdzić na Filmwebie;) (ciekawe czemu? Czyżby to przez Johnnego Deepa?;) No cóż... Książki Roalda Dahla uwielbiam i do dziś wracam do nich z sentymentem, jak nie czytając dla siebie samej, to czytając je młodszemu kuzynostwu na dobranoc;) Wiedźmy to Roald Dahl w pełnej krasie – świetna historia, napisana w równie wspaniały sposób przykuwający uwagę sposób;) Po prostu ubóstwiam;) Za niebanalne w swej banalności historie, których przykładem są Wiedźmy. Prosta, jednowątkowa historia, ale jednocześnie wyróżniająca się na tle innych pozycji autora. Dahl to mistrzostwo jeżeli chodzi o literature dziecięcą;)

sobota, 28 grudnia 2013

"Charlie i wielka szklana winda" Roald Dahl

Tytuł: Charlie i wielka szklana winda
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 190
Ocena: 4.5/6


Nigdzie się nie ruszymy, jeśli ciągle będziemy nic tylko „a-co-jakować”. Czy Kolumb odkryłby Amerykę, gdyby się zastanawiał: „A co, jak po drodze utonę? A co, jak napotkam piratów? A co jak nie uda mi się wrócić?” W ogóle by nie wypłynął, Charlie, odtąd żadnych „a-co-jaków”, jasne?



Charilego poznaliśmy już w książce Charlie i fabryka czekolady. A czy wiedziałeś, że jest kontynuacja tej pozycji? Co w niej się w stanie? Co tym razem stanie się chłopcem, jego rodzicami i panem Wonką?

Charlie i wielka szklana winda to króciutka opowieść dla dzieci, która opowiada o kolejnych perypetiach głównego bohatera oraz jego rodziców,, dziadków i pana Wonki. Tym razem wszystkie postacie wejdą do magicznej szklane windy i ruszą nią w stronę nieba, jednak ku im zdziwieniu wyskoczą poza atmosferę i wylądują w kosmosie razem z kosmicznym hotelem, satelitami i gwiazdami. Co się stało? Jak uczestnicy tej podróży na to zareagują? Jak ona się skończy? Co się stanie? Czy nasi bohaterowie wrócą na ziemię?


Twórczość Roalda Dahl to jeden z symboli mojego dzieciństwa, razem z seriami takimi jak: Ala Makota oraz Harry Potter. Uwielbiałam książki tego autora, a będąc w podstawówce przeczytałam wszystkie jego pozycje, które tylko były na półce w szkolnej bibliotece, a do dziś wciąż darzę tego autora wielką sympatią. Kiedyś będąc we wrocławskim Dedalusie zakupiłam właśnie tę książkę i dopiero teraz postanowiłam ją przeczytać.


Charlie i wielka szklana winda jest książką lekką, przyjemną i wręcz banalną. Tak banalna, że aż śmieszna, ale to jest wręcz charakterystyczne dla Dahla, jego prosty język, nieskomplikowana, jednowątkowa fabuła, sympatyczni bohaterowie, po prostu wszystko co sprawia, że podczas jej lektury pojawia się na twarzy uśmiech, a sama lektura wprawia w błogi nastrój, uśmiech na twarzy gwarantowany na cały wieczór. Pierwsza część, Charlie i fabryka czekolady, wydaje mi się o wiele lepsza niż ta dzisiaj recenzowana, ale jednak nie wydaje się być jakaś tragiczna. Lekka książka na jeden wieczór, taka do przeczytania w jeden wieczór, przy kubku ciepłej herbaty. Dla dzieciaków w wieku 8 – 10 lat będzie idealna, ale jednak starszym też może się spodobać;)

środa, 25 grudnia 2013

"Przypadki Robinsona Cruzoe" Daniel Defoe

Tytuł: Przypadki Robinsona Cruzoe
Autor: Daniel Defoe
Wydawnictwo: Aleksandria
Czytał: Marek Walczak
Czas trwania: 8 h 35 min
Ocena: 5/6

Dlaczego Stwórca godzi się i zezwala, by człowiek, dzieło rąk boskich, doznawał najcięższych doświadczeń? Dlaczego czyni go samotnym, bezradnym, opuszczonym, odartym z wszelkiej nadziei? Dlaczego – czyniąc tak i zezwalając na to – żąda jeszcze od człowieka miłości? Myślałem nieraz, iż doprawdy nie godzi się nawet dziękować Mu za takie życie...




Zastanawiałeś się kiedyś jak wyglądałoby Twoje życie, gdybyś wylądował sam na bezludnej wyspie? Czy poradziłbyś sobie ze zbudowaniem szałasu, roznieceniem ognia czy zdobyciem pożywienia? Jak myślisz? A jak poradził z tym sobie Robinson Cruzoe?
Nauczyłem się z czasem, że wszystko w życiu ma swoją cenę i za wszystko płacić trzeba takim lub innym sposobem. I jeśli popatrzę wstecz na moje życie, z goryczą przyjdzie mi wyznać, że twardym dla mnie było mistrzem i niezbyt długo kazało pozostawać w terminie...
Przypadki Robinsona Cruzoe to pozycja dziecięca opowiadająca o przygodach tytułowego Robinsona, który w trakcie swojej morskiej wyprawy marzeń ląduje na bezludnej wyspie, po tym jak statek uległ zniszczeniu. Jak sobie poradzi z życiem tam? Czy uda mu się zatroszczyć o jedzenie, ubiór, ogień czy dach nad głową? Co się stanie? Jakie przygody go spotkają? Czy wydostanie się z wyspy?

Modlący się Robinson Cruzoe
Przypadki Robinsona Cruzoe to pozycja, którą zapoznałam się w formie audiobooka. Jest to niedługa ksiażeczka dla dzieci, która w sposób prosty i ciekawy opisuje przygody, które niezwykle fascynują dzieciaki. Bo któż nie interesował się morskimi podróżami, bezludnymi wyspami, marynarzami i rzeczami temu podobnymi? Jak miałam te 8 – 10 lat to sama lubiłam takie sprawy, ale jednak nie miałam wtedy okazji zapoznać się z ta pozycją;) A jak podobała mi się, kiedy w końcu ją odsłuchałam mając te 20 lat? Jak na książkę dla dzieci, wypada naprawdę dobrze, napisana prostym aczkolwiek ciekawym językiem, który z pewnosciom spodoba się jeszcze bardziej młodszym czytelnikom. Jeszcze bardziej powinna się spodobać sama historia, jej przedstawienie oraz wykreowanie bohaterów, takich jak Robinson czy jego późniejszy przyjaciel – Piętaszek. Jak mi – dwudziestolatce – się to spodobało, to dzieciakom tym bardziej;) Ciekawa pozycja, która zagwarantuje przygody w odległym świecie, tak fascynującym, bo zupełnie nieznanym. Interesująca lektura, która przyciąga każdego czytelnika, niezależnie od jego wieku;) Świetny pomysł na niezwykłą podróż bez wychodzenia z domu, którą każdy może sobie zafundować. Choć jej nie czytałam jako dziecko i nie mogę jej zaliczyć do ukochanych książek dzieciństwa, to jednak uważam, że jest to pozycja ciekawa, jednakże nie wywołująca wielkiego zachwycenia (to zapewne z powodu wieku;). Jeszcze kilka słów na temat formy audiobooka - świetny głos lektora, z równie dobrą i nadającą klimatu muzyką Krzysztofa Ścieszki oraz Stanisława Szydło. Po prostu świetne wydanie;)


niedziela, 8 grudnia 2013

"Oliver Twist" Karol Dickens

Tytuł: Oliver Twist
Autor: Karol Dickens
Wydawnictwo: C&T
Ilość stron: 196
Ocena:3,5/6

-Każdy jest przyjacielem siebie samego, mój drogi- stwierdził starzec filozoficznie.-Nigdy i nigdzie nie znajdziesz lepszego. -Z wyjątkiem określonych sytuacji-odparł Noah, pozując na obytego w świecie inteligenta. -Czasami nie znajdziemy gorszego wroga, niż siebie samego, rozumie pan?




O Oliverze Twiście słyszał każdy, jak nie w postaci książki, to chociażby o ekranizacji Romana Polańskiego z 2005 roku o tym samym tytule. A kto to czytał? Pierwszy oglądaliście film czy czytaliście książkę?

Tytułowy Oliver Twist to biedny, osierocony chłopiec, który w swoim życiu przeżył naprawdę wiele okrucieństwa, biedy i nienawiści, ale jednak dzięki dobrym ludziom udaje mi się wyrwać, że szponów tego zła. Co takiego go spotkało? Jakie przygody mu się przytrafiły? Co z nim się stanie? Kim są owi ludzie? Przekonasz się po zapoznaniu się z tą lekturą;)

Człowiek zawsze powinien zwracać uwagę na to, jaki jest w stosunku do swoich najbliższych. Śmierć ukochanej osoby pobudza sumienie do robienia rachunku i jeżeli wypadnie on niekorzystnie, ogarniają nas dotkliwie dręczące wyrzuty. A żaden wyrzut nie jest tak gorzki, jak ten, który przychodzi za późno.


Oliver Twist to książka dla dzieci czy młodzieży napisana przez Dickensa w podobny sposób jak Opowieść wigilijna, choć moim zdaniem wypada ona zdecydowanie gorzej. Jest napisana niezwykłym językiem i w fantastycznych realiach XIX wiecznego Londynu, który uwielbiam, zwłaszcza w tych wydaniu;) Do tego autor ma niezwykły dar do opisywania tego miasta, a margines społeczny przedstawiony niezwykle realistycznie i różnymi szczególikami.  Styl pisania Dickensa bardzo mi się spodobał już zresztą, tak jak przy Opowieści wigilijnej, oczarował mnie swoim językiem, który jest po prostu niezwykły;) kto czytał ten wie;) Jednak niestety książka, mnie nie oczarowała. Fakt, ciekawe zestawienie anielskiego Olivera ze złodziejskim towarzystwem, to jednak brakowało mi w niej czegoś, sama dokładnie nie wiem czego…  Na pewno jakiejś magii czy uroku, albo ja tego nie czułam, bo jestem za stara… Brakowało mi w niej chociażby wielowątkowości dla urozmaicenia, bo momentami podczas lektury się nudziłam. Jest to książka zdecydowanie wartościowa, ale jednak mnie nie przekonała do siebie. Wiało nudą, mimo ciekawego tła i wykreowania bohaterów, a akcja chwilami ciągnęła się niemiłosiernie. No cóż. Bywa.



sobota, 30 listopada 2013

"Paulina w orbicie kotów" Marta Fox

Tytuł: Paulina w orbicie kotów
Autor: Marta Fox
Wydawnictwo: Akapit press
Ilość stron: 245
Ocena: 3,5/6



Prawdziwą koleżankę poznaje się po tym, że nie wzdryga się na widok nędzy i brzydactwa, a wręcz przeciwnie.






O tym, że do książek Magda.doc i Paulina.doc autorstwa Marty Fox mam wielki sentyment już wspominałam, jednak byłam bardzo zdziwiona jak któregoś dnia w bibliotece zobaczyłam inną jej książkę, która okazała się być niejako kontynuacją i podsumowaniem wyżej wymienionych pozycji. Tak, to mowa o Paulinie w orbicie kotów.

Paulina to córka Magdy, którą ta urodziła zaraz po maturach. Teraz po kilkunastu latach Magda jest już dorosła, pracującą kobietą, a Paulina już podrosła i sama postanowiła opisać jej życie, które jest niezwykle barwne;) Ma ona bowiem dwóch tatusiów, nie, nie chodzi tu o homoseksualistów;) Jeden jest ojcem biologiczny, drugi ją wychował. Jak jest to jest żyć w takiej sytuacji? Jak to jest mieć dwóch ojców? O czym dziewczyna pisze swojego bloga? Jakie przygody ją spotkają? Co jej się przydarzy?;)

Paulina w orbicie kotów, jak już wspominałam, jest kontynuacją Magdy.doc i Pauliny.doc. Muszę przyznać, że pod względem językowym dzisiejsza książka jest napisana chyba trochę lepiej napisana niż jej poprzedniczki, jednak niekoniecznie przekłada się to na moją ocenę książki. Może wynika to z mojego chorego sentymentalizmu, który co jakiś czas każe mi wracać do pierwszych dwóch książek i wciąż je lubić nie wiedząc do końca czemu. Ale wróćmy do rzeczy. Choć język jest naprawdę w porządku, to jednak pozycja okazała się słabsza, niż po niej oczekiwałam. Fabuła generalnie nie powala na kolana, pry niektórych wątkach naprawdę zastanawiałam się czy śmiać się czy płakać. No cóż, bywa. Sądziłam, że jeżeli już będzie jakaś kontynuacja to Paulina będzie bardziej podobna do Magdy z poprzednich części, ale chociaż w niej pozostało trochę cech z wcześniejszych pozycji. Czytało się ją lekko i przyjemnie, ale jako takie czytadło, leciutka książka na kolokwialne odmóżdżenie. Generalnie wypada dość dobrze, ale jednak na tle wcześniejszych, to nie jest to co mogłoby być. Będę musiała teraz przeczytać jeszcze inne książki Marty Fox;)

piątek, 1 listopada 2013

Cześć, tato!


Tytuł: Cześć, tato!
Autor: Józef Ratajczak
Rysunki: Bohdan Butenko
Wydawnictwo: Mila
Ilość stron 144
Ocena: 5,5/6




Na świat przychodzi wyczekiwany przez 9 miesięcy maluszek i z krzykiem na ustach oznajmia wszystkim wokoło, że w tym właśnie momencie ich świat stanął na głowie i że już nic nie będzie tak jak wcześniej. Ojciec bierze dziecko po raz pierwszy na ręce i w dziwnym grymasie widzi owo tytułowe powitanie „Cześć, tato!”. I jak od tego momentu zmienia się życie mężczyzny? Jak z męża stanie się ojcem? Jak bardzo dziecko zmieni wszystko wokół siebie? Na te wszystkie pytania próbuje odpowiedzieć Józef Ratajczak w swojej książce, przy pomocy ilustracji Bohdana Butenko.

Cześć, tato! to niewątpliwie radosna książka, w której dzięki współpracy autorów, poznajemy zmiany zachodzące w męskim świecie po narodzinach dziecka. Pisana radosnym, prostym, wręcz dziecięcym językiem książka świetnie oddaje sytuacje z życia codziennego, które ulega tak diametralnej zmianie. Bo o, że zmienia się życie kobiety, już od chwili poczęcia to już wiadomo. A jak to jest z mężczyzną? Jak on przestawia się z roli męża na rolę ojca? Jak dokonuje owej zmiany? Jak podejść do dziecka, skoro wcześniej nie miało się z tym kontaktu? O tym wszystkim przeczytamy w owej książce. Ale jednak nie są to jakieś moralizatorskie frazesy prawione przez kogoś, kto nie ma o tym bladego pojęcia. Cześć, tato! to książka napisana przez ojca dla ojców, opisująca codzienne sytuacje, które go spotykały od kiedy został ojcem swojego syna – Grzegorza. Jesteśmy tu świadkami ojcowsko-synowskich poważnych i mniej poważnych rozmów, wspólnych zabaw, spacerów, oswajania się, rozumienia…
A Grzegorz umie wszystko zmienić w śmiech. Nadąsa się, płacze i już po chwili rechocze, zataczając się na nogach. Toteż muszę się wam przyznać, że bardzo lubię podglądać sobie Grzegorza, aby nauczyć się od niego wielu dobrych rzeczy. Nie macie może nawet pojęcia, jak wiele dorośli mogą skorzystać patrząc uważnie na dziecko.

Tak wygląda jedna ze stron książki;)
(Kliknij, żeby powiększyć)
Cześć, tato! to książka bezdyskusyjnie zabawna, naprawdę podczas lektury nie sposób się nie uśmiechnąć;) Skierowana jest ona głównie do ojców, którzy wciąż oswajają się tą rolą, a także do tych, którzy są nimi już dłuższy czas. Ba! Moim zdaniem dla młodych tatusiów jest to lektura obowiązkowa! Z biciem w piersi muszę przyznać, że nazwisko Józefa Ratajczaka niewiele mi dotychczas mówiło. Dopiero przy tej książce się z nim spotkałam. Tak, dopiero teraz, choć jest autorem tak wielu tomików wierszy i innych dzieł, a także został okrzyknięty mistrzem słowa. No cóż się dziwić, skoro stworzył tyle pozycji dla dzieci i nie tylko. No ale wychodzi na to, że jestem jakaś niedzisiejsza i nieświatowa, skoro dopiero teraz go poznałam;) A wracając do książki – jest to pozycja godna polecenia rodzicom małych dzieci, a w szczególności ojcom. Moim zdaniem, pomaga ona zrozumieć myślenie kilkuletniego dziecka, pokazuje jego potrzeby oraz to jakiego odnoszenia do siebie potrzebuje. Pokazuje także, że i do ojcostwa, a przede wszystkim do dziecka należy podejść na poważnie. Bo to nie jest już zabawa w dom. Pokazuje to, jak wielką potrzebę wytłumaczenia mu wielu spraw dziecko odczuwa. Cześć, tato! jest książką naprawdę wartą przeczytania, a może dodatkowo zachęci Was fakt, że została ona okrzyknięta Najpiękniejszą Książką Roku 2007. Warto także dodać, że książkę czyta się szybko, nosząc wręcz dziecko na ręku, a wszystko za sprawą tego, że książka skonstruowana jest tak, że każdy rozdzialik to 1-2 stroniczki o perypetiach małego Grzegorza i jego całkiem dużego Taty. Jeżeli się jeszcze wahacie, to mówię Wam – niepotrzebnie i do księgarni marsz!;)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości: