Tytuł: Bez przebaczenia
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 337
Ocena: 1,5/6
I jeśli popełniamy błędy, krzywdząc innych, powinniśmy się umieć do tego przyznać. A ci inni powinni umieć nam wybaczyć.
Agnieszka Lingas-Łoniewska to pisarka, którą poznałam na początku jako blogerkę. Choć „poznałam” jest tu zbyt dużym słowem – trafiłam na jej bloga, poczytałam trochę wpisów, dowiedziałam się, że pisze także książki. Dopiero później w ramach jakiejś wymianki dostałam debiutancką powieść jej autorstwa, a mianowicie Bez przebaczenia, ale jednak leżała ona później dość długo na swoją kolej, aż w końcu wrzuciłam ją do torebki, żeby mieć coś lżejszego do czytania w pociągu nie wiedząc nawet czego się spodziewać...
Już na początku lektury poznałam uczennicę liceum plastycznego, Paulinę Litwiak, która po śmierci mamy i ojczyma musi się przenieść do ojca, który jest wojskowym. Dziewczyna jest wybitnie niezadowolona z tego, co ją spotkało (no jakim prawem ktoś może od niej czegoś wymagać?) i buntuje się przeciwko wszystkiemu co ją tam spotyka, aż w końcu pojawia się światełko w tunelu – miłość od pierwszego wejrzenia (i to odwzajemniona!). Padło na przystojnego, zielonookiego i przypakowanego podporucznika – Piotra Sadowskiego. Ale jak na porządny, ckliwy romans przystało pojawiły się przeciwności losu – takie jak chociażby blondynka, która chce zniszczyć czyjeś szczęście, ojciec mający problemy z dogadaniem się z córką, wyjazd Piotra... Jak oni to przetrwają? Jak skończy się ich historia? Kto komu będzie miał coś do przebaczenia?
Jesteśmy związani sobą nawzajem , swoimi uczuciami , swoimi pragnieniami , swoimi marzeniami, swoimi myślami , swoim losem i przeznaczeniem , przeszłością i przyszłością i tym co musieliśmy sobie wybaczyć żeby normalnie żyć.
W blogosferze trafiałam na wiele bardzo pochlebnych opinii dotyczących twórczości tej autorki, a w większości były to opinie bardzo pozytywne, więc byłam ciekawa co takiego jest w jej powieściach, że są tak zachwalane. Bez przebaczenia zaczęłam czytać w pociągu i przeczytała 2/3 książki podczas 2-godzinnej podróży, ale z każdą stroną, z każdym kolejnym rozdziałem moje rozczarowanie było coraz większe. A co je powodowało? Na początku najbardziej rzucał mi się w oczy sposób wykreowania głównej bohaterki – Pauliny. Dziewczyna, która teoretycznie jest w liceum, a jej zachowanie było takie jakby była co najmniej 3-4 młodsza – jak typowa niedojrzała dziewczynka z przełomu podstawówki i gimnazjum, która buntuje się przeciwko wszystkiemu i wszystkim, mająca pretensje o to, że ktoś od niej czegoś wymaga, zwłaszcza nauczyć się matematyki (o zgrozo!). W dodatku jej infantylność połączona z wyjątkową naiwnością i infantylnością fabuły. Czytając tę książkę czasem miałam wrażenie, że czytam jakąś ckliwą opowiastkę dla nastolatek o naiwnym związku pełnym wzlotów i czułych słówek, które zabierały autentyczność ich miłości, sprawiały, że stawał się taki nierealny i przesłodzony aż do bólu. Do tego język – wyjątkowo prosty, a dialogi i opisy stworzone przez autorkę sprawiają wrażenie wyjątkowo drętwych, sztucznych i oblanych różowym lukrem, co sprawiało tylko, że książka stała się wyjątkowo nieautentyczna, infantylna i niedojrzała. Podobno „Bez przebaczenia” to powieść dla tych, którzy chcą poznać siłę prawdziwej miłości. Umiejętnie prowadzona narracja, soczysty, a jednocześnie prosty w odbiorze język, niezwykle wciągająca fabuła i plastycznie kreowane postaci powodują, że czytelnik ma poczucie uczestnictwa w akcji, czuje, jakby był naocznym świadkiem występujących w książce wydarzeń. (opis z okładki) Jednak moim zdaniem książka mija się z tym opisem zupełnie. Narracja wyjątkowo sztuczna i przesłodzona, postacie drętwe i infantylne, tak samo jak fabuła.
Już jako podsumowanie stwierdzam, że Bez przebaczenia to książka, która zupełnie do mnie nie przemawia, sprawia wręcz, że odrzuca mnie od kolejnych książek autorki jak i od romansów w ogóle. Po opisie na okładce spodziewałam się czegoś dojrzalszego, napisanego ciekawszym, bardziej plastycznym i przyjaznym w odbiorze językiem... Jestem na nie. Nie polecam tej książki. Chyba, że kręca Was przesłodzone do bólu, infantylne historie miłosne.