poniedziałek, 30 czerwca 2014

"Cudze pole. Przypadki księdza Grosera" Jan Grzegorczyk

Tytuł: Cudze pole
Autor: Jan Grzegorczyk
Seria: Przypadki Księdza Grosera
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Zysk i Spółka, W drodze
Czyta: Wojciech Żołądkowicz
Czas trwania: 12 godz. 8 min.
Ocena: 5/6

Skoro zaufałem Bogu, to On mnie poprowadzi najlepszą z możliwych dróg.



Przypadki księdza Grosera to seria, którą pokochałam od pierwszych słów i minut zapoznania się z jego historią, jego wypadki, przepadłam w niej nie chcąc się z nią rozstawać ani na chwilę, więc zaraz po zakończeniu swojej przygody z częścią zatytułowaną Trufle sięgnęłam po jej kontynuację.

Jak wojna, to na wszystkich frontach, jak pokój, to w suterenie.

Cudze pole trzecia część przygód tytułowego księdza Grosera -  Wacława Olbrychta, który kontynuuje budowę nowego kościoła i właśnie to wydarzenie jest tłem do reszty wydarzeń, które mają miejsce w tej pozycji. A wydarzeń jest naprawdę sporo. Jest i ślub, i wesele, i budowa, i wiele spotkań, radości i rozczarowań. I to właśnie w tym czasie ksiądz Groser spełnia się jako prawdziwy pasterz dusz – swoich nowych parafian, a także jako budowniczy, szef i zarządca. Czym jest tytułowe cudze pole? Czy to praca kapłana czy chodzi o coś innego? Jakie decyzje musi podjąć Wacław Olbrycht? Jak pomoże swoim nowym parafianom? Czy w ogóle będzie w stanie im pomóc? Czego od niego oczekują? Czy podoła oczekiwaniom? Co ich spotka?

Jesteśmy kruchymi naczyniami. Każdy z nas kiedyś spada i się tłucze. Historie skorup bywają przeróżne... Był kiedyś taki sławny japoński twórca, Hokusai. Na jednej z waz namalował przepiękny widok świętej góry Fudżijamy. Pewnego dnia ktoś upuścił wazę. Hokusai powoli sklejał kawałki rozbitej porcelany. By upamiętnić jednak to, co spotkało wazę, by uwiecznić jej historię, krawędzie poszczególnych kawałków pokrywał złotem. W efekcie naczynie okazało się jeszcze piękniejsze niż przedtem.

Cudze pole to trzeci tom przygód kapłana – Wacława Olbrychta. Kolejny tom trylogii, która mnie doprawdy urzekła, dlatego więc krótko po Adieu i Truflach szybko zabrałam się za Cudze pole, napisane tak samo łatwym i przyjemnym w odbiorze jak poprzednie części. I już po raz trzeci przekonałam się jak lekko Grzegorczyk umie pisać o sprawach pozornie banalnych, ale jednocześnie o bardzo ważnych, zmuszających do myślenia, do zastanowienia się nad pewnymi sprawami... Postacie bohaterów są bardzo zróżnicowane i jest ich dość sporo, ale to tylko uprzyjemnia lekturę, ich różne charaktery, osobowości, to co im się przytrafia, to jak się zachowują. Dodatkowo jej mottem jest cytat G.K.Chestertona: Jest tylko jedna rzecz większa od tajemnicy zła. Fakt istnienia dobra. co świetnie streszcza całą książkę, a w zasadzie jest jej najczystszą kwintesencją, to właśnie głównie o tym jest ta lektura – o dobru, które jest na świecie, o dobru, które jest w ludziach i zwycięża nad złem, o dobru, które człowiek w sobie nosi, o dobru, które naprawdę istnieje. Jedyne co mnie irytowało to zakończenie z nie do końca zamkniętymi wątkami, ale jednak nie zmienia pozytywnej oceny tej trylogii, którą pomimo drobnych zastrzeżeń naprawdę i szczerze z całego serca polecam, choć mam ważenie, że pierwszy tom – Adieu wypada najlepiej z całej serii przygód księdza Grosera, ale i tak cała ta trylogia mnie naprawdę urzekła i miło ją będę wspominać;)

piątek, 27 czerwca 2014

Truskawkowy serek homogenizowany;)


Sezon truskawkowy w pełni, sesja w trakcie, więc w studenckie kuchnie są pełne eksperymentów.
U mnie powstał truskawkowy serek homogenizowany;)



Co będziemy potrzebować?
Kostkę twarogu (250 g)
ok.300 g świeżych truskawek
3-4 łyżki cukru
4-8 kostek czekolady

Jak zrobić?
Truskawki umyć. Czekoladę pokruszyć lub zetrzeć na tarce.
Do miski lub dzierży miksera wrzucić twaróg, truskawki, cukier i startą czekoladę i zmiksować na jednolitą masę. Zjeść na świeżo lub przelać do plastikowego pojemnika i trzymać w lodówce max 2 dni.

Ilość porcji: 3-4

Smacznego!

środa, 25 czerwca 2014

"Ukradziony sen" Aleksandra Marinina

Tytuł: Ukradziony sen
Autor: Aleksandra Marinina 
Wydawnictwo: WAB
Ilość stron: 382
Ocena: 3,5/6

Był mądrym człowiekiem i doświadczonym śledczym, profesjonalnym, rzetelnym i odważnym, jednak Nastia jakoś nie mogła go polubić. Wielokrotnie próbowała przeanalizować swe uczucia, ale nie udało się jej zgłębić przyczyn tej niechęci. Co więcej, wiedziała, że wiele osób odnosi się do niego równie nieżyczliwie, chociaż cenią jego profesjonalizm i wysokie kwalifikacje.




Na mojej półce sporo książek kryminalnych, więc jak tylko mam na jakiś ochotę – podchodzę do regału i wybieram odpowiednią pozycję, taką na którą mam ochotę. Ostatnio padł traf na rozpoczęcie swoich przygód z twórczością Aleksandry Marininy – rosyjskiej pisarki, będącej autorką wielu powieści kryminalnych.

Ukradziony sen to jedna z pierwszych pozycji wspomnianej już twórcy kryminałów i jedna z serii o drobnej, acz bardzo inteligentnej i stanowczej pani major – Anastazji Kamieńskiej, a cały cykl liczy łącznie w oryginale 26 tomów. Sporo, prawda? Tym razem prowadzi zabójstwo młodej, pięknej sekretarki i hostessy Wiktorii, która twierdzi, że usłyszała w radiu opis własnego koszmaru, który ją gnębił w trakcie dziecięcych lat. Czy można ukraść sen? Ile jest w tym prawdy? Co zrobi major Anastazja Kamieńska? Jak dojdzie do rozwiązania rosyjska milicja? Jakie w niej są układy i konszachty?

Listopad to miesiąc najsmutniejszy, kiedy złoty urok jesieni już zniknął i nieuchronne nadejście długich, ciemnych, zimnych dni staje się oczywiste aż do bólu. Listopad to miesiąc najbardziej beznadziejny, jako że deszcz i błoto, które w marcu i kwietniu są zwiastunem ciepła i nadziei, w tym przedzimowym okresie przynoszą tylko smutek i przygnębienie.

Ukradziony sen to jeden z tych kryminałów, które nazbierałam podczas wyprzedaży serii „Lato z kryminałem” i teraz zajmują w niej sporo miejsca. I jest to także jedna z tych książek, którą kupiłam praktycznie w ciemno i później czekała dość długo na swoją kolejkę, aż w końcu przyszedł na nią czas. Ukradziony sen pochłonęłam dość szybko, głównie za sprawą dość sprawnego, przyjemnego i lekkiego języka, jakim autorka napisała swoją powieść. Fabuła? Ekhm... Osobiście zauważyłam, że samego śledztwa jest tu niewiele, a o wiele bardziej  Aleksandra Marinina skupiała się na opisaniu działania, struktury i układów, jakie mają miejsce w moskiewskiej milicji. To przedstawienie samo sobie jest ciekawe, ale nie ukrywam, że oczekiwałam większej ilości szczegółów związanych z tytułowym ukradzionym snem, ze śledztwem dotyczącym morderstwa... Główna bohaterka – Anastazja Kamieńska – jest postacią ciekawą i dość sympatyczną, a realia w jakich pracuje wydają się być nader prawdziwe i wiarygodne. Szkoda tylko, że fabularnie książka trochę zawodzi. Odnoszę wrażenie, że gdyby było więcej ze śledztwa i wątku ukradzionego snu – pozycja byłaby ciekawsza i bardziej zapadająca w pamięć. Tak jednak Ukradziony sen pozostaje miłym, lekkim i przyjemnym czytadłem, które czyta się szybko i  średnio się zapisuje w czytelniczym umyśle.

wtorek, 24 czerwca 2014

"Pasażer do Frankfurtu" Agata Christie

Tytuł: Pasażer do Frankfurtu
Autor: Agata Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 264
Ocena: 3/6



Dyscyplina? Powściągliwość? Dziś już nie ma miejsca na stare wartości. Dziś liczy się tylko zmysłowe doznanie. Jak to się skończy? Dokąd zmierza świat?






O Agacie Christie słyszał chyba każdy, nawet takie osoby, które na co dzień nie czytują kryminałów, a fani tego gatunku już na pewno czytały choć jedną jej pozycję. I ja mam w swojej biblioteczce kilka jej książek, a teraz przyszedł czas na jej kolejną pozycję – Pasażera do Frankfurtu.

Już na początku jesteśmy świadkami tego jak brytyjski dyplomata w średnim wieku - sir Stafford Nye - czekając na lotnisku na swój samolot poznaje tajemniczą kobietę, która ma do niego bardzo nietypową prośbę. Jej spełnienie nie jest bezpieczne – żeby się z niej wywiązać Stafford Nye musi zaryzykować swoje życie i karierę. Co to za prośba? Kim tak naprawdę jest tytułowy pasażer do Frankfurtu? Kim jest tak naprawdę owa kobieta? Jakie są jej zamiary? Jakie będą konsekwencje spełnienia życzenia przez polityka i głównego bohatera?

Wielcy królowie mieli swoich błaznów, którzy mówili im, co jest prawdą, a co pozorem, którzy mieli więcej zdrowego rozsądku, niż cała reszta dworu i potrafili wyszydzić to, co złe.

Pasażer do Frankfurtu to niedługi kryminał autorstwa Agaty Christie, za który się zabrałam i kolejna, która dołączyła do mojej biblioteczki. Jednak nie jest to pozycja, która zachwyca i powala na kolana. Dlaczego? Już wyjaśniam. Sam pomysł jest dość ciekawy, ale jednak nie do takich jestem przyzwyczajona. Kryminał bez morderstwa – tak to możliwe. To właśnie w tej książce jest właśnie taka fabuła – nie ma grupy podejrzanych, mnóstwa przesłuchań i dochodzenia do tego, kto jest mordercą, tego kto zawinił. Jest tu dużo polityki z drugiej połowy poprzedniego stulecia i to wokół tego się kręci akcja tej pozycji i to właśnie ona mnie nie zachwyciła. Wciągający i intrygujący początek, ale szkoda, że wraz z czytaniem owa intryga i owe napięcie maleje... Po owym tajemniczym spotkaniu na lotnisku spodziewałam się czegoś bardziej... zagadkowego i frapującego... Zdecydowanie jest to zupełnie inna odsłona Królowej Kryminału, ale nie do końca mnie przekonuje i książkę skończyłam z zupełnie mieszanymi uczuciami. Ciekawy pomysł, ale mam wrażenie nie do końca wykorzystany. No i za dużo polityki. Na co dzień mamy jej tyle, że podczas lektury chciałam się od niej oderwać... Sama książka jest niezbyt wciągająca, niestety. Chęć porzucenia książki stawała się coraz silniejsza wraz z poznawaniem nowych bohaterów – ich mnogość może powodować zagubienie i dezorientację. Ale na szczęście język wciąż ten sam, charakterystyczny dla Agaty Christie, elegancki, wyrafinowany i spełniający oczekiwania nawet najbardziej wymagających czytelników.

Zabierając się za Pasażera do Frankfurtu spodziewałam się czegoś więcej, ale jednak jest to pozycja dość przeciętna jak na Królową Kryminału. I to właśnie przez jej nazwisko spodziewałam się czegoś lepszego. Jest to typowa powieść szpiegowska i to właśnie dla miłośników tego rodzaju literackiego ją polecam. Zaś fani kryminałów i zaczynający dopiero przygodę z twórczością Agaty Christie powinni ją sobie odpuścić lub/i podejść do niej z naprawdę sporym dystansem.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

niedziela, 22 czerwca 2014

"Ania na Uniwersytecie" Lucy Maud Montgomery

Tytuł: Ania na Uniwersytecie
Autor: Lucy Maud Montgomery
Cykl: Ania Shirley
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Algo
Ilość stron: 264
Ocena: 5/6


Czasem mam wrażenie, że czuję lęk przed tą „dorosłością”, i w takich chwilach dałabym dużo za to, żeby być znowu małą dziewczynką.





Ach, ta rudowłosa Ania Shirley, która poprzewracała w głowie już niejednemu czytelnikowi, a i u mnie wywołuje uśmiech i mi przewróciła zupełnie;) Nietrudno się domyślić, że z wielką chęcią sięgnęłam po kolejny tom przygód tej radosnej osóbki.

Ania na Uniwersytecie to trzeci tom, po Ani z Zielonego Wzgórza i Ani z Avonlea, przygód Ani o rudowłosej Ani Shirley, której marzenie się w końcu spełni – w końcu pójdzie na Uniwersytet. Zaczyna naukę na uniwersytecie w Redmond i jedzie tam wraz ze swoimi znajomymi z Avonlea – z Priscillą, Gilbertem i Karolem, a poznaje także tam wciąż nowych ludzi, z którymi nawiązuje nowe przyjaźnie, ale i nie tylko. Książka pełna jest miłosnych wzruszeń i uniesień, a Ania w ciągu czterech latach, które spędziła na uniwersytecie, przeistoczyła się w piękną, urodziwą kobietę, za którą szaleją chłopcy - Ani oświadcza się i Gilbert i Roy Gardner. Czy przyjmie któreś z tych zaręczyn? Ale także i jej przyjaciółki biorą śluby i przyjmują zaręczyny. Co jeszcze się wydarzy? Jakie przygody spotkają bohaterów tej serii? Jak Maryla poradzi sobie z wychowaniem bliźniaków bez pomocy Ani?

Każdy może mieć zreumatyzowne nogi, Aniu. Ale tylko starzy ludzie mają reumatyzm w duszach. Na szczęście, ja nigdy go nie miałam. Kiedy reumatyzm dostaje się do duszy, pora pomyśleć o dobraniu fasonu trumny.

Ania na Uniwersytecie to książka, którą pochłonęłam bodajże w jeden dzień i... wciąż chcę więcej! Ania jest w niej nadal uroczą i urzekającą dziewczyną, a w zasadzie już młodą kobietką, która ma wielki zapał do edukacji i wielkie marzenia, nadal wzbudza zachwyt czytelników swoją osobowością, ciepłem, radością i cierpliwością, które rozsyła wokół siebie - niczym pozytywne fluidy. A język – wciąż naprawdę lekki, sprawiający, że czyta się ją szybko i przyjemnie, wręcz połyka, ale... mam wrażenie, że wydarzenia są opisane w pewnym sensie pobieżnie, mało wydarzeń z uniwersytetu, prawie same zaręczyny, śluby i miłosne uniesienia. Jest to naprawdę bardzo miłosna książka, zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi częściami owej serii, napisana tak jakby trochę bez polotu i pomysłu na część wydarzeń. Nie ukrywam, że oczekiwałam trochę większej dawki informacji o studiowaniu w tamtych czasach, jednak nie zmienia to faktu, że spędziłam z nią czas niezwykle miło – pełna podziwu jak ta roztrzepana, rudowłosa osóbka dorasta, dojrzewa, zmienia się z dziewczyny w kobietę. Wciąż jestem wielką miłośniczką stylu Lucy Maud Montgomery, która opisała przygody wyjątkowo lekko, choć fabularnie mogłoby być minimalnie lepiej, ale coś czuję, że niebawem zabiorę się po kolejny tom przygód Ani i to chyba w niezbyt dalekiej przyszłości;) Tak w ogóle to zauważyliście, że na okładce tego wydania Ania ma zielone oczy, choć w książce wyrazie jest napisane, że są szare?

Czy polecam Anię na Uniwersytecie? Zdecydowanie tak! Ale oczywiście jako kontynuację ponadczasowej powieści;) Mam wrażenie, że Anię albo się kocha albo nienawidzi, też macie takie uczucie? Ja ją pokochałam i się zastanawiam jak można inaczej i czemu nie zrobiłam tego wcześniej;) Jest to książka, która zapada w pamięć i z chęcią się do niej wróci, niczym do czasów dziecinnych w celu zrelaksowania się (a ta seria naprawdę świetnie spełnia tę rolę)!

sobota, 21 czerwca 2014

Wakacyjna wymianka u Hadzi;)



ZASADY:
1.Zabawa tylko dla posiadaczy blogów.
2. Zapisy  trwają do 15.07.2014 roku.
3. Losowanie osób, dla których przygotowujemy przesyłki nastąpi 16 lipca, o czym w przeciągu 3 dni powiadomię Was mailowo;)
4. Przesyłka musi być wysłana przesyłką na koszt wysyłającego z potwierdzeniem nadania (list polecony, paczka itp.), a skan owego nadania ma być wysłany na maila.
5. Przesyłki wysyłamy NAJPÓŹNIEJ do 3.08.2014 roku
(tak, żeby dotarły jeszcze w wakacje)
6. Przesyłka powinna zawierać :
~oczywiście książkę lub książki, które nie muszą być nowe, lecz zadbane;) oczywiście wg preferencji na ankietce;)
~zakładkę do książki w wakacyjnym klimacie
~jakieś umilacze – słodycze, herbatki itp. - coś co kojarzy się z wakacjami;)
~list lub jakąś króciutka wiadomość;)
~miło będzie zamieścić jakąś pocztówkę z ciekawego miejsca, w którym byliście
7.  Jeżeli jest ktoś chętny to zgłaszamy się mailowo na adres hadziczka13@wp.pl,  a w temacie maila podać: własny nick !!! oraz poinformować o zabawie na swoim blogu (zamieszczenie banera).W mailu powinno się znaleźć: skopiowana i wypełniona ankietka oraz wyrażenie zgody na przestrzeganie zasad zabawy. Tylko osoby, które spełnią te warunki będą mogły wziąć w niej udział, a ja zastrzegam sobie prawo do odmowy komuś udziału w zabawie.
8.Po otrzymaniu przesyłki poinformować o tym organizatora zabawy, czyli mnie oraz osobę, która przygotowała paczkę. Miło będzie jeżeli dodasz także jakąś informację o przesyłce na swoim blogu;)
9.Warto dodać mojego bloga do obserwowanych, polubić na fb, czy jakkolwiek śledzić, żeby móc monitorować losy wymianki;)

Ankieta:
a)Nick lub Imię i nazwisko – to co jest nazwą Waszego profilu
b) adres korespondencyjny
c) adres bloga
d) Preferencje książkowe -  najlepiej dość dokładnie, z podaniem swoich ulubionych autorów i tych, których omijacie z daleka.
f) link do konta Lubimy czytać, bądź innego tego typu portalu
g) czy zgadzasz się wysłać przesyłkę za granicę?

piątek, 20 czerwca 2014

"Trufle. Przypadki Księdza Grosera" Jan Grzegorczyk

Tytuł: Trufle
Autor: Jan Grzegorczyk
Seria: Przypadki Księdza Grosera
Tom: drugi
Wydawnictwo: Zysk i Spółka
Czyta: Wojciech Żołądkowicz
Czas trwania: 11 godz. 21 min.
Ocena: 5/6


Kiedy człowiek zaufa Bogu, nawet jeśli dostaje po ryju to w tym zaufaniu wie, że nikt nie może mu nic zrobić.


Po pierwszym tomie opowieści o przygodach Księdza Grosera zatytułowanym Adieu, w którym zafascynowałam się twórczością Grzegorczyka i stworzoną przez niego postacią przyszedł czas na kolejny tom - Trufle, z którymi spędziłam kilka ostatnich dni.

Akcja rozpoczyna się w momencie jej urwania wraz z końcem Adieu, kiedy to Witold Olbrycht, zwany Groserem jedzie do Francji, gdzie zamierza zatrzymać się u trapistów pomagając im w ich codziennych obowiązkach – wyklejaniu bajek dla niewidomych, oczyszczaniu pól z kamieni i zbieraniu trufli. Po pewnym czasie biskup łaskawie pozwala mu wrócić z wygnania. Jednak nie na tym koniec. Jakie zadania i przygody czekają na niego w kraju? Co dla niego przygotował dla niego pasterz jego diecezji? Co z jego przyjaciółmi i wrogami? Kto się okaże cenną truflą, a kto tylko świnią czekającą, żeby je wyjeść i zniszczyć?

Oddałem życie i to życie zostanie wzięte. I zawsze będzie inaczej niż sobie wyobrażałem. Zawsze. Człowiek musi przejść przez takie nic totalne i podczas tego przechodzenia zostawia to "swoje", "ukochane". (...) Najlepsze lekarstwo na bunt to dyspozycyjność, chociaż to słowo ohydnie się kojarzy i odpycha. Dyspozycyjność wobec wszystkiego, co przychodzi na człowieka, ciągłe "tak", bo to przynosi pokój. Po co to "tak"? Bo to jest jedyny sposób na poskładanie połamanych kości w Ciele - Kościele. To bardzo boli. Kiedy człowiek zaufa Bogu, nawet jeśli dostaje po ryju, to w tym zaufaniu wie, że nikt nie może mu nic zrobić.


Trufle to kolejna książka Grzegorczyka, z którą miałam okazję się zapoznać i kolejna, którą połknęłam w bardzo krótkim czasie, słuchając jej przy każdej możliwej okazji. Wszystko chyba za sprawą fascynującej postaci jaką wykreował autor, a mianowicie księdza Witolda Olbrychta, który jest osobą nieszablonową, ale w przeciwieństwie do Adieu nie tylko on wybija się tutaj na pierwszy plan. Znajdziemy także sporo wydarzeń z życia księdza Krystiana Palecznego, zwanego wśród znajomych Warginem, z życia siostry Zuzanny zafascynowanej księdzem Groserem i poszukującej wśród ludzi zrozumienia i akceptacji, a także z życia Norberta – byłego księdza, który porzucił sutannę dla policyjnego munduru.

Trufle to kontynuacja Adieu i podobnie jak w poprzednim tomie wydarzenia niezbyt wesołe, wręcz przybijające przeplatają się z tymi radosnymi, a wszystko napisane w sposób taki, że nie chce się oderwać od wydarzeń w nich opisanych. Wbrew pozorom nie jest to tylko banalna historyjka o kapłanach i zakonnicach, bo to nie jest książka tylko o nich, bo oni są zwyczajnymi ludźmi, takimi jak my. To tu różne ciekawe sytuacje przeplatają się z filozofią, wątpliwościami bohaterów, ich słabościami i chęcią ich zwalczenia.

Spotkanie z człowiekiem jest jak święto w kalendarzu. Nie jesteśmy obrońcami Kościoła. Mamy być świadkami. Z każdego człowieka emanuje światło. Z jednych jasne, z drugich ciemne. Trzeba się nauczyć patrzeć i rozeznawać. Każdy z nas ma takie słowa klucze, które otwierają mu drogę, które są jak kromka chleba albo łyk wody.


Jestem przeciwniczką generalizowania i uleganiu stereotypom. Według mnie nie każdy ksiądz to łasy na kasę pedofil mający w dodatku kochanek na pęczki i takiego zdania jest najwidoczniej Jan Grzegorczyk, który przedstawia cały wachlarz różnych księżowskich osobowości, ale pokazuje przede wszystkim jedną i zasadniczą prawdę – ksiądz czy zakonnica to także człowiek, któremu zdarza się zbłądzić, że to nie są supersilni psychicznie herosi, za których ich tak często się uważa. I gratulacje dla Grzegorczyka, który świetnie opisał to księżowskie środowisko.


Moim zdaniem Trufle są dobrą pozycją, zmuszającą do myślenia, taką, z którą z chęcią spędza się czas, chce się porwać, napisana lekkim piórem, w sposób nieskomplikowany, aczkolwiek jest na pewno bardzo wartościowa. Moim zdaniem trochę gorsza niż jej poprzedniczka – Adieu. Tylko moje odczucie? Nie wiem. Teraz tylko czas na Cudze pole;)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

środa, 18 czerwca 2014

"Szczerze o Kościele" bp.Andrzej Czaja

Tytuł: Szczerze o Kościele
Autor: bp. Andrzej Czaja
Rozmawiał: Tomasz Ponikło
Wydawnictwo: WAM
Ilość stron: 304
Ocena: 5,5/6


Wszystkie przyjścia Pana są łaską. To one stanowią źródło wiary. Nikt z nas, ludziom nie jest w stanie obudzić wiary. Pierwsza jej łaska przychodzi w sakramencie chrztu.






Pamiętam jak w sierpniu 2009 roku byłam wraz z grupką znajomych z rekolekcji w opolskiej katedrze na ingresie biskupa Andrzeja Czai i tamtego dnia urzekła mnie postać tego kapłana. Właśnie od tamtego czasu śledziłam co jakiś czas nauczanie pasterza mojej diecezji – jego listy duszpasterskie, kazania czy słowa wypowiadane w regionalnym radiu, niezwykle mądre i trafne. Jakże wielka była moja radość jak zobaczyłam książkę, będącą wywiadem-rzeką właśnie z „moim” biskupem Andrzejem Czają.

Szczerze o Kościele to wywiad, który przeprowadził z opolskim pasterzem Tomasz Ponikło i jest on podzielony na dwie części. Pierwsza jest opatrzona tytułem Wiara i biskup Czaja odpowiada w niej na pytania dotyczące samego Boga, sensu wiary, wolności w Chrystusie czy trwaniu w modlitwie przed Panem. Druga część wywiadu jest o Kościele i podejmuje tematy z nim związane, takie jak ciągle głośne molestowane seksualne wśród kapłanów, o szeroko pojętym grzechu w Kościele i upadku księży, a wielką mądrość w tej sprawie biskup ujawnia w cytacie: Z grzechem w Kościele musimy sobie jednoznacznie i przejrzyście radzić, nazywać grzech po imieniu. Natomiast grzesznika w Kościele musimy podnosić, a nie potępiać. Wśród tematów podejmowanych w wywiadzie znalazły się także takie jak: Kościół a polityka, Schorzenia wiary, Odejścia od kapłaństwa, Sobór Watykański II w praktyce czy rola trzech ostatnich papieskich pontyfikatów: Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka. 

Wielu z nas jest tak naprawdę deistami, a nie chrześcijanami. Bóg stanowi dla człowieka pewną abstrakcyjną rzeczywistość, utożsamiany jest z niedostępnym absolutem. To znaczy, że taki wierzący nie dotknął ani tajemnicy wcielenia, ani zmartwychwstania. Bóg jest blisko, jest z nami w Jezusie Chrystusie. Deizm naszej wiary objawia się tym, że żyjemy tak, jakby Pana z nami nie było.

Szczerze o Kościele to książka, którą zaczęłam czytać od razu po tym jak dostałam ją w swoje ręce. I czytałam ją w różnych miejscach – w pociągach, tramwajach, na uczelni, a przede wszystkim w zaciszy swojego własnego pokoju i to miejsce jest to tego najbardziej odpowiednie. Dlaczego? Dla mnie jako osoby wierzącej dało słowa biskupa Andrzeja Czai dały wiele do myślenia, do uporządkowania swojej wiary, ile jest w niej trwania przed Chrystusem, a ile pustego i nic nie znaczącego aktywizmu. A dla osób mniej zainteresowanych tą sferą może być lekturą ciekawą ze względu na opinię biskupa na temat aktualnej sytuacji Kościoła, takich jak molestowanie seksualne, odejścia księży czy ich związki z kobietami. W końcu sam tytuł mówi, że mają być to szczere słowa o Kościele. A Biskup Andrzej Czaja przedstawia wszystko w charakterystyczny dla siebie sposób – stateczny, mądry, acz przejrzysty i zrozumiały, językiem niezbyt skomplikowanym przedstawił wiele trudnych sytuacji i pięknych wartości. A pan Tomasz Ponikło zadawał pytania z taktem i rozwagą, niektóre będące niejako kijem w mrowisko, ale robił to naprawdę z wyczuciem. Do tego naprawdę ładne wydanie, ze stonowaną, acz nie rzucającą się w oczy okładką, przez co jest także dobrym pomysłem na prezent.


W tym sensie trzeba nam wchodzić na Kalwarię. Nie po to, żeby pławić się w cierpieniu i cierpiętnictwem zastępować wiarę, lecz by kontemplować oblicze Jezusa ukrzyżowanego i żyć świadomością, że On umarł za nas i nadal jest z nami.

Szczerze o Kościele nie jest pozycją długą, bo co to jest te 300 stron... Ale jest lekturą naprawdę wartościową, dlatego myślę, że warto się z nią zapoznać. Z dwóch powodów. Poznać nauczanie biskupa Czai, także to o kontrowersyjnych sytuacjach w Kościele, a także potraktować ją jako swoiste rekolekcje i uporządkować swoją wiarę. Choć mam świadomość, że nie do każdego ona trafi i nie każdego ona przekona.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

piątek, 13 czerwca 2014

"Adieu. Przypadki Księdza Grosera" Jan Grzegorczyk

Tytuł: Audieu. Przypadki Księdza Grosera
Autor: Jan Grzegorczyk
Seria: Przypadki Księdza Grosera
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Czyta: Wojciech Żołądkowicz
Czas trwania: 9 godz. 35 min.
Ocena: 6/6

Wiara oznacza to, jak zwracasz się do Boga, kiedy jesteś sam.




Polska to podobno kraj katolicki – w końcu 90% Polaków zostało ochrzczonych. To ile z nich rzeczywiście wierzy i regularnie uczęszcza do kościoła – to inna sprawa. Ostatnimi czasy temat księży jest niezwykle gorący, a to trafi się jakiś pedofilem, a to okaże się, że inny ma dziecko, a to ludzie dojdą do jakże odkrywczego wniosku, że kapłan wcale nie jest herosem. I to właśnie duszpasterz stał się postacią serii książek Jana Grzegorczyka.

Każde zakichane urządzenie ma w sobie bezpieczniki, tylko człowiek może zrobić wszystko, nic go nie powstrzyma...

Adieu to pierwszy tom cyklu o przygodach kapłana – pisarza. Bohaterem jest ksiądz Groser, a właściwie Wacław Olbrycht, który sobie wybrał taki pseudonim literacki. Jesteśmy świadkami różnych wydarzeń z życia kapłana, który zastanawia się nad własnym powołaniem. Jest prawdziwym pasterzem dusz – przyciąga ludzi do siebie i do Kościoła, a jego charakter sprawia, że łatwo się przy nim otworzyć. A do tego pisze – wydaje książki, teksty i artykuły – przez co ściąga na siebie gromy władz kościelnych. Ale poza piorunami ściąga na siebie wiele różnych, ciekawych, nieraz przezabawnych, innym razem dających do myślenia sytuacji i wypadków. A wszystko dzieje się na tle ataku terrorystycznego na WTC w we wrześniu 2001 roku i innych wydarzeń z tamtych czasów. Co mu się przytrafi? Czemu lub komu musi powiedzieć „Adieu”? Jak władze kościelne reagują na pisarstwo Grosera? 

Według mnie każdy samobójca jest człowiekiem chorym, bo stracił instynkt samozachowawczy. A Bóg chorego człowieka nie opuszcza.

Adieu to książka, o której po raz pierwszy usłyszałam od Mamy, która jest zafascynowana twórczością Jana Grzegorczyka i opowieściami o księdzu Groserze. Teraz przyszedł czas, w którym ja miałam okazję zapoznać się z fenomenem opowieści o kapłanie – pisarzu. Zaczęłam słuchać audiobooka czytanego przez Wojciecha Żołądkowicza i... przepadłam. 

Słowa wypowiedziane na gorąco zwykle ranią. Nad słowem pisanym łatwiej zapanować. Ubezpieczyć je, wyjaśnić, otoczyć sensem.

Coś co mnie urzekło w tej książce już od samego początku to właśnie głos lektora – męski, miękki i wyraźny. Moim zdaniem idealnie dopasowany do całej historii i postaci. Następną rzeczą, która mnie urzekła w Adieu to bohaterowie wykreowani przez Grzegorczyka. Sama postać księdza Grosera, który jest człowiekiem i kapłanem naprawdę wyjątkowym - dobrym, charakterystycznym, widzącym dobro w każdym człowieku, chętnym do pomocy każdemu, kto tego potrzebuje. Ale poza Wacławem Olbrychtem autor przedstawia całe spectrum kapłanów, jakich możemy spotkać – od łamiących celibat, mających kochanki, poprzez alkoholików, po prawdziwych pasterzy dusz, którzy pociągają za sobą do Kościoła i do czynienia dobra. Jednocześnie żadnego z tych kapłanów nie krytykuje ani nie szykanuje, ale wskazuje, że wcale nie są wszechwiedzącymi herosami bez słabości i wątpliwości, pokazuje, że też są zwykłymi ludźmi tacy jak my, tylko że z wyjątkowym powołaniem, przez co wymagają naszej szczególnej modlitwy. Postacie są naprawdę charakterystyczne, zapadające w pamięć i wzbudzające sympatię czytelnika. A wszystko jest napisane lekkim językiem, przyjemnym w odbiorze, aczkolwiek jednocześnie tym samym językiem autor podejmuje tematy ważne i niełatwe – takie jak molestowanie kleryków, atak terrorystyczny, łamanie celibatu przez kapłanów, samobójstwa, sceptyczne podejście do wiary czy wręcz olewanie Kościoła przez wiernych. I w takiej sytuacji Kościoła i społeczeństwa rola kapłana jako pasterza dusz, mającego niełatwe zadanie... Choć podejmuje takie tematy, pochłonęłam ją naprawdę szybko. Słuchałam jej przy każdej możliwej okazji – w drodze na uczelnię, gotując, jedząc, sprzątając. Wszystko dlatego, że opowieści o Groserze, są naprawdę wciągające.

Adieu to wartościowa książka nie tylko o kapłanach, ale także o ludziach w ogóle. O słabościach, o dobru w człowieku, o tym, że nikt z nas nie jest herosem i że, każdy potrzebuje duchowego i modlitewnego wsparcia. Napisana lekko i przyjemnie do pochłonięcia naprawdę szybko, a przy tym wszystkim naprawdę wartościowa i warta przeczytania.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości

wtorek, 10 czerwca 2014

"Historia Lisey" Stephen King

Tytuł: Historia Lisey
Autor: Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i s-ka
Ilość stron: 528
Ocena: 2,5/6



(...) samotność nigdy nie jest bardziej samotna niż wtedy, kiedy człowiek się budzi i uświadamia sobie, że ma cały dom dla siebie. Że jedyne żywe stworzenia to ty i myszy w ścianach.





Stephen King to twórca wielu książek, a ja mam już kilka tytułów z jego bibliografii na swojej półce. Jedną z takich książek jest właśnie Historia Lisey.

W książce poznajemy tytułową Lisey -  żonę znanego pisarza, który zmarł dwa lata wcześniej. Przed jego odejściem byli ze sobą 25 lat, a ona wciąż żyła w jego cieniu, w cieniu znanego pisarza. Jak kobieta poradziła sobie, ze śmiercią swojego ukochanego męża, z którym była tak zżyta? Jak poradzi sobie bez ich intymnej relacji? Co King zawarł w swojej najbardziej intymnej książce?

Historia Lisey to jedna z  tych książek, za którą się zabrałam bez większego entuzjazmu i to dobrze, bo generalnie książka mnie nie porwała. Pisana charakterystycznym dla Kinga stylem, pełnym neologizmów, często niezrozumiałych i drażniących. No i najbardziej romantyczna, największe love story autorstwa Kinga, z jakimi miałam kontakt. Ckliwe romansidła i retrospekcje pełne miłosnych uniesień – to nie dla mnie. A w Historii Lisey tego pełno. Ok, pojawiają się krwawe sceny czy elementy fantastyki, ale jednak ckliwość uczuć, retrospekcji związanych z ukochanym mężem, z którym kobieta spędziła tyle lat.  

Bywało, iż zdarzał się dzień ponury , szary (albo słoneczny), kiedy dopadała ją tęsknota tak żrąca, że czuła się pusta, już wcale nie kobieta, ale suche drzewo, w którym świszcze zimny listopadowy wicher. Tak właśnie czuła się teraz (...), aż ją głowa rozbolała od myśli o tych wszystkich przyszłych latach i zaczęła się zastanawiać, na co komu miłość skoro do tego prowadzi, skoro można się tak czuć choćby przez dziesięć sekund.

Historia Lisey to książka, przy której się wymęczyłam. Jest inna niż pozostałe książki Stephena Kinga, Zdecydowanie bardziej ckliwa i... nudna. Choć pojawia się po raz kolejny motyw pisarza tak jak w Stukostrachach czy Miasteczku Salem i styl pisania wciąż charakterystyczne, to jednak mnie to nie przekonuje. Za dużo retrospekcji i sentymentalizmu. Naprawdę się  wymęczyłam chcąc ją skończyć czytać. Co ciekawe King podobnoć uważa ją za jedną ze swoich najlepszych książek i szczyt swoich pisarskich umiejętności. No jak dla mnie mija się to z prawdą. Ale co ja tam wiem.

Pamiętała, jak kiedyś, w szczęśliwszych czasach, powiedział jej, że mężczyźni hetero gapią się na wszystko rodzaju żeńskiego w wieku od mniej więcej czternastu do osiemdziesięciu czterech lat; twierdził, że to przez taki prosty obwód łączący oko z fiutem, że mózg nie ma z tym nic wspólnego.

Podsumowując, Historia Lisey to pozycja niezbyt porywająca, zupełnie różna od pozostałych książek rzekomego Króla grozy, a dodatkowo ckliwa, sentymentalna, pełna miłosnych uniesień i neologizmów. Chyba, że rajcują Was różnego rodzaju miłosne opowiastki i love story w wykonaniu Kinga.