Pokazywanie postów oznaczonych etykietą romans. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą romans. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 marca 2022

"Russell" Annie Jackson

Tytuł: Russell
Autor: Annie Jackson
Wydawnictwo: Oficynka
Ilość stron: 298
Ocena: 2/6




Głupota to podążać ślepo za wszystkimi, ale wielka odwaga to potrafić się wszystkim przeciwstawić.






Tak zwana literatura kobieca czy romanse to książki, po które sięgam niezwykle rzadko, ale jednak od czasu do czasu sięgam po tego typu książki. Zaciekawiona opisem postanowiłam sięgnąć po debiut literacki Annie Jackson pt. Russell. 

Do małej parafii ewangelickiej w Polsce przyjeżdżają filmowcy, by nakręcić film o Janie Kalwinie. Przy okazji ekipa postanawia przeprowadzić eksperyment społeczny, polegający na tym, że każdy aktor mieszka ze swoją asystentką w jednym baraku. I tak Annie zostaje asystentką dużo starszego, niezwykle popularnego aktora Russella. Nie przypadają sobie do gustu, wybuchają kłótnie, dochodzi do rękoczynów. Z czasem jednak coś zaczyna się zmieniać…                                                                                                                       opis wydawcy

Russell to książka, po którą sięgnęłam zaciekawiona osadzeniem akcji w małej wiosce z ewangelicko-reformowalną parafią, a w tym wszystkim kręcenie filmu o Kalwinie. W sumie nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim połączeniem i osadzeniem akcji, więc dlatego z chęcią sięgnęłam po tę pozycję, mimo że na co dzień preferuję inny typ literatury. Zaczęłam czytać książę i skończyłam ją naprawdę szybko. Pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy, choć moim zdaniem mógłby być o wiele bardziej dopracowany. Jest potencjał – to fakt, ale zdecydowanie niewykorzystany. Akcja toczy się dość miarowo, niezbyt szybko i tutaj akurat nie mam nic do zarzucenia. Postacie – nie ma ich zbyt wielu i są w moim odczuciu płytcy, sztampowi i stereotypowi, a główna bohaterka - Annie w moim odczuciu jest zdecydowanie zbyt naiwna i infantylna, zresztą chyba jak większość bohaterek w literaturze kobiecej. Rozumiem, że Russell jest debiutem autorki, ale nie oznacza to, że będę chwalić książkę tylko z racji tego jest debiutem, zwłaszcza, że jest sporo autorów ma początki na naprawdę wysokim poziomie, a starzy literaccy wyjadacze też piszą słabe książki. 

Naszą siłę czerpiemy nie tylko z własnych doświadczeń, lecz także od innych, więc nie odtrącaj ręki, która niesie ci pomoc.

Russell jest w moim odczuciu książką dość mierną, przeciętna – to dużo powiedziane. Naiwna, niedopracowana (choć z potencjałem), z infantylnymi, sztampowymi bohaterami. Przewidywalne czytadło, które wypada dość marnie. Czyta się ją dość szybko, ale nie ma tu żadnych zaskoczeń, wieje nudą. W moim odczuciu szkoda czasu na tę pozycję. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Oficynka. 

środa, 5 lutego 2020

"Pudełko z marzeniami" Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz

Tytuł: Pudełko z marzeniami
Autor: Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Długość: 6 godz. 2 min.
Czyta: Tomasz Ciachorowski
Ocena: 5.5/6



Każde rozczarowanie z czasem staje się tylko kolejną życiową lekcją, a ból wyblakłym wspomnieniem...






Lubię książki i humor w nich zawarty w wykonaniu Alka Rogozińskiego, natomiast z twórczością Magdaleny Witkiewicz miałam dotychczas niewielki kontakt. W okresie poświątecznym, pełnym nowych marzeń i planów – postanowiłam sięgnąć właśnie po Pudełko z marzeniami autorstwa tego duetu, jako po książkę lekką, przyjemną i bardzo ciepłą. Czy to dostałam? Zapraszam na recenzję. 

Zdradzony przez narzeczoną i oszukany przez wspólnika trzydziestoletni Michał marzy o tym, aby zacząć nowe życie. Kiedy dowiaduje się, że podczas II wojny światowej jego rodzina ukryła w małym miasteczku na północy Polski skarb, wyrusza na jego poszukiwanie. Sęk w tym, że teraz w tym miejscu stoi restauracja. Prowadzi ją rówieśniczka Michała, Malwina. Ma ona problem ze swoim ukochanym, który "odszedł w siną dal", i babcią, która po powrocie z wieloletniego pobytu we Francji koniecznie chciałaby serwować w jej restauracji żabie udka i ślimaki. Michał postanawia zaprzyjaźnić się z Malwiną, zdobyć jej zaufanie, a potem w tajemnicy przed nią odzyskać swój spadek. Niestety gdy w sprawę wmieszają się dwie wścibskie staruszki, dwójka dzieci i tajemniczy święty Eskpedyt, nic nie pójdzie zgodnie z jego planem.
                                                                        opis wydawcy

Pudełko z marzeniami to pozycja po którą sięgnęłam właśnie jako lekkie i ciepłe czytadło, idealne na poświąteczny czas, w którym lepiłam akurat pierogi (które notabene również pojawiają się w książce i to w sporych ilościach). Byłam naprawdę ciekawa efektu współpracy tego duetu, a muszę przyznać, że szczególnie mnie zainteresował tytuł i święty Ekspedyt będący tajemniczym bohaterem tej książki. Generalnie nie przepadam za Bożym Narodzeniem i wszędobylskiego przesłodzenia, dlatego unikam książek których zasadnicza akcja kręci się wokół tych Świąt – w Pudełku z marzeniami jest to wątek poboczny, w zasadzie kończący i to jest o dziwo naprawdę super. Przede wszystkim podoba mi się w tym ilość bohaterów oraz ich sposób wykreowania przez autorów – Michał, Malwina, jej siostra bliźniaczka i szalona babcia, dzieciaki… Cała plejada znakomitości – naprawdę dość spora różnorodność postaci z jeszcze większym poczuciem humoru. No i oczywiście cudowny dowcip Alka Rogozińskiego. Podobno można wychwycić fragmenty pisane przez Alka, jak i przez Magdalenę Witkiewicz – ja jednak mam zbyt małe doświadczenie w lekturze twórczości kobiecej części tego duetu. Nie zmienia to faktu, że naprawdę sporo humoru, zabawy i ciepła. Książka, w której było wszystko co trzeba, żeby dobrze się bawić z kawałkiem dobrej literatury – ciekawy i dobrze zrealizowany pomysł, lekkość pióra, pełnokrwiści i niesztampowi bohaterowie, sporo poczucia humoru, jest jakaś zagadka, tajemnice i pozytywne zakończenie. No i figura świętego w piwnicy i pierogi – takie to polskie.

Pudełko z marzeniami jest książką, którą zdecydowanie mogę polecić. Naprawdę ciepła, pozytywna książka z przesłaniem i zagadką. Niejednokrotnie można się uśmiechnąć i na serio można polubić bohaterów, którzy zapadną w pamięć (jak cała książka zresztą). W mojej przygodzie z audiobookami jest to pierwsza książka w interpretacji Tomasza Ciachorowskiego, który spisał się naprawdę dobrze w tej roli. Zdecydowanie warto sięgnąć po Pudełko z marzeniami – nie tylko w okresie około bożonarodzeniowym. Polecam – bardzo ciepła, przyjemna książka. Warto!

poniedziałek, 30 grudnia 2019

"Rabih znaczy wiosna" Weronika Tomala

Tytuł: Rabih znaczy wiosna
Autor: Weronika Tomala
Wydawnictwo: Dlaczemu
Ilość stron: 320
Ocena: 2/6




Nie da się ot tak wyrzucić z własnego życia człowieka, który niegdyś stanowił jego integralną część.






Rabih znaczy wiosna to druga książka autorstwa Weroniki Tomali, która z wykształcenia jest anglistką, życiowo jest mamą i żoną, a także blogerką, czyli jedną z nas. Gdy miałam okazję przeczytać tę książkę – nie wahałam się ani chwili. Przede wszystkim z racji podjętych tematów – przyjaźni damsko-męskiej oraz życia pół-Araba w Polsce, co mnie niezwykle zaciekawiło. A przyjaźni damsko-męskiej zawsze broniłam i bronię, a przede wszystkim jej doświadczam...
Martę i Rabiha połączyła prawdziwa przyjaźń od dziecka. Są jak brat i siostra, jak papużki-nierozłączki, jak dwie połówki tego samego kamienia. Różni ich tylko jedno - w żyłach Rabiha płynie arabska krew. Choć wychował się w Polsce i czuje się prawdziwym Polakiem, nie jest akceptowany przez otoczenie ze względu na kolor skóry i egzotyczną urodę, którą odziedziczył po ojcu. Nieszczęśliwy splot wydarzeń sprawia, że ich wyjątkowa relacja urywa się, blednie, majaczy we wspomnieniach dorosłych już ludzi. Los bywa jednak przewrotny - Marta i Rabih spotykają się ponownie i to w okolicznościach, o których oboje chcieliby zapomnieć. Ona wiedzie poukładane, szczęśliwe życie, on za moment staje na ślubnym kobiercu. I świat staje na głowie. Czy w obliczu tłumionego przez lata gniewu i żalu potrafią odnaleźć dawnych siebie? Czy targani sprzecznymi emocjami wreszcie ujrzą to, przed czym tak zaciekle się bronią?                                   opis wydawcy

Lubię poznawać nowe kultury, dlatego czasem sięgam z wielką chęcią po książki, które o nich opowiadają – albo ich fabuła jest osadzona w innym kraju, albo pokazują sprawy czy problemy i sprawy zupełnie różne od tych, z którymi się spotykam. To między innymi dlatego sięgnęłam po pozycję Rabih znaczy wiosna, która mimo tematów dość poważnych jest lekturą lekką i powiedziałabym, że raczej babską, kobiecą… Nie miałam większych oczekiwań względem tej pozycji, nie liczyłam na efekt WOW ani na fanfary czy arcydzieło, ale jednak muszę przyznać, że lekko się na niej zawiodłam. Przede wszystkim książka jest bardzo, bardzo przewidywalna – od kiedy zaczęłam ją czytać zaczęłam się domyślać zakończenia. Fajnie, że pokazuje to, że wyzywanie ludzi innych ras jest niezbyt grzeczne – nie przeczę. Ale jednak przykre jest to, że pokazany jest przykry stereotyp dotyczący przyjaźni damsko-męskiej, a mianowicie to, że każda taka relacja musi się skończyć seksem lub/i miłością. Stereotyp, który niekoniecznie jest prawdziwy, a szkoda. Może warto by pokazać przyjaźń damsko-męską, która jest prawdziwą przyjaźnią, a nie kończy się w łóżku? A bohaterowie… Wszystko toczy się Rabiha i Marty – jego przyjaciółki. Postaci wydają mi się niedopracowane, a w książce 26-letnia Marta zachowuje się tak samo (jak nie bardziej infantylnie) jak jej nastoletnia wersja. Wygląda to jakby byli wymyśleni tylko połowicznie… Jak dla mnie nieprzemyślane i niedopracowane… 
Bieg wydarzeń i okoliczności życia naprawdę pozwalają człowiekowi przystosować się do nowej sytuacji. Trzeba tylko odpowiednio się do tego nastawić, wykrzesać z siebie pokłady sił, wstać z podłogi i zacząć walczyć. Nikt nie przeżyje za nas życia.
Rabih znaczy wiosna to książka kreująca się na super mądrą, słodko-gorzką opowieść, ale jednak okazuje się zwyczajnym babskim czytadłem, które jest przewidywalne i niespecjalnie wyróżnia się z tłumu. Przynajmniej napisana językiem adekwatnym do książki – niezbyt wygórowanym, zwyczajnym i adekwatnym do czytadła. Nie obyło się bez literówek, co jest… Przykre, jeżeli chodzi o książkę, która poszła do druku… Gdyby to był debiut drukowany u sąsiada w piwnicy – mogłabym przymknąć oko, ale jednak to już druga powieść autorki. W moim odczuciu książka niedopracowana, przewidywalna i kreująca się stereotypami. Nie widzę w niej ani mądrości ani znajomości emocji, ani nic super wyróżniającego się… A szkoda… Mimo że nie miałam względem niej wielkich oczekiwań – i tak się zawiodłam...

wtorek, 25 września 2018

"Ósmy cud świata" Magdalena WItkiewicz

Tytuł: Ósmy cud świata
Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Filip Kosior, Anna Moskal
Czas: 6 godz. 37 min.
Ocena: 4/6



Zdecydowanie nie jesteśmy stworzeni do życia w samotności. Dobrze czasem spędzić trochę czasu sam na sam ze sobą, ale z pewnością nie całe życie.





Twórczość Magdaleny Witkiewicz poznałam już dzięki książce pt. Opowieść niewiernej, którą czytałam już jakiś czas temu... Jednak przyszedł dzień, w którym koleżanka poleciła mi jej kolejne książki, więc postanowiłam spróbować. Tym razem wybór padł na audiobooka pt. Ósmy cud świata w interpretacji Filipa Kosiora oraz Anny Moskal, jako lekkie oderwanie się po letniej sesji egzaminacyjnej.

Kilka romantycznych chwil, przeżytych w czasie urlopu w Azji, budzi w Annie, trzydziestokilkuletniej singielce, dawno uśpione uczucia. Kobieta podejmuje decyzję, która na zawsze może zaważyć na życiu kilku osób. Jednak szczęście, będące pozornie w zasięgu jej ręki, rozsypuje się nagle niczym domek z kart. „Ósmy cud świata” to opowieść o tym, że czasami trzeba zbłądzić w ciemnym lesie, by wreszcie znaleźć się na rozświetlonej polanie. A pierwszy promień słońca można niekiedy znaleźć ukryty w niepozornej, maleńkiej kopercie, zamkniętej w morskiej muszli przywiezionej z wakacji.
                                                                  opis Wydawcy

Ósmy cud świata to książka, po którą sięgnęłam mając ochotę na jakaś bardziej kobiecą literaturę w okresie nauki do egzaminów. Początkowo myślałam, że to będzie typowo babska lektura, bez większych wynurzeń, bez większej ilości refleksji, takie po prostu niewymagające czytadło. W końcu trzeba się jakoś odstresować... Odpaliłam audiobooka na telefonie i zaczęłam słuchać wszędzie gdzie się dało – w drodze na uczelnię, robiąc zakupy czy po prostu podczas robienia takich podstawowych czynności jak sprzątanie. Początkowo książka była taka, jak sobie wyobrażałam – lekkie, babskie czytadło, jednak im głębiej lektury, tym bardziej lubiłam tę pozycję i coraz bardziej się wciągnęłam w tę lekturę. Ach... Po prostu rozpłynęłam się.... Pięknie opisane podróże i jeszcze piękniej opisany Wietnam, no cudeńko... Co do fabuły i akcji – naprawdę dość nieskomplikowane, wręcz proste – poznanie swojej miłości na wycieczce za granice, później patetyczne rozstanie i marne poszukiwania siebie nawzajem po powrocie do Polski. Proste i banalne, a tak piękne na babskie czytadło. Język jakim napisana książka jest dość przystępny, nieskomplikowany, zresztą jak cała historia, która jednak jest w swojej prostocie bardzo ciepła...
Zawsze uważałam, że jeśli kogoś kochasz, powinnaś zrobić wszystko, by on się o tym dowiedział. Powinnaś zrobić wszystko co możliwe, jeżeli chcesz spędzić z nim kolejne chwile swojego życia.

Ósmy cud świata to lekka książka, która powoduje, że aż się robi ciepło na sercu... Jest oparta na schematach, ale jednocześnie dająca nadzieję, rozgrzewającą, ciepłą... Zachęca do podróży, napawa nadzieją (zwłaszcza na znalezienie miłości). Zdecydowanie nie jest to literatura wysokich lotów, po prostu taka lekkie, ciepłe, babskie czytadło na poprawę humoru i w tej kategorii ją polecam. No i muszę przyznać, że z przyjemnością jeszcze kiedyś sięgnę po kolejne książki Magdaleny Witkiewicz.
Mój tata zawsze mówił, że gdy człowiek ma jakiś problem, powinien pojechać w daleką podróż. Najlepiej sam. Popłynąć daleko, polecieć wysoko. Gdy jest się z dala od domu, od codzienności, można złapać większy dystans do świata. Problemy z takiej perspektywy są mniej widoczne.


sobota, 13 grudnia 2014

"S@motność w Sieci" Janusz Leon Wiśniewski

Tytuł: S@motność w Sieci
Autor: Janusz Leon Wiśniewski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena: 6/6


Faceci są jak niektóre radioaktywne pierwiastki: mają bardzo krótki czas połowicznego rozpadu. Potem już promieniują śladowo. I przeważnie tylko w innych laboratoriach. Chociaż niekoniecznie. Wystarczy, że laborantka jest obca i młodsza.



Samotność to takie uczucie, to taki stan, którego doświadczył każdy choć raz w życiu. Najgorsza jest samotność wśród tłumu, wśród ludzi – kiedy widzisz, że masz wokół siebie mnóstwo ludzi, często współmałżonka, partnera, dzieci, najbliższych, a tak naprawdę nie ma się do kogo odezwać, porozmawiać, wypłakać w rękaw. Z pomocą przychodzi Internet, który z jednej strony przybliża do ludzi oddalonych o setki kilometrów, a z drugiej potrafi oddalić od tych, którzy są najbliżej. Jeżeli chodzi o ten stan – S@motność w Sieci Janusza Leona Wiśniewskiego jest lekturą obowiązkową.

Przecież samotność to najgorszy rodzaj cierpienia! Czyż Stwórca nie powołał świata do istnienia dlatego właśnie, że czuł się samotny? Niech już chrapie, zostawia brudne skarpety na środku pokoju i pali w sypialni. Niech tylko będzie.

S@motność w Sieci to nie tylko opowieść o jej głównych bohaterach – Ewie i Jakubie. To przede wszystkim opowieść o uczuciach, rozmowach, o Sieci, która zbliża ludzi oddalonych o setki kilometrów, o potrzebie bliskości, zaufania i zrozumienia. Ona jest mężatką mieszkającą w Warszawie, on – mężczyzną po przejściach mieszkającym w Niemczech. Co ich zbliży, a co oddali? Jak zmieni ich życie założenie sobie kont na ICQ (które dla nas może wydawać się nieco archaiczne)?

Czy wiesz, że samotność to w przekonaniu ludzi najgorszy rodzaj cierpienia? To jest uniwersalne dla świata. W Nowym Jorku tak samo jak na Nowej Gwinei ludzie truchleją ze strachu przed samotnością i opuszczeniem, Czy wiesz, że według jednego z najstarszych hinduskich mitów stwórca powołał świat do istnienia tylko dlatego, że czuł się samotny? Czy wiesz, że amerykańskie podręczniki psychiatrii kwalifikują pustelnictwo jako form obłędu?

S@motność w Sieci to książka, która mnie zupełnie rozłożyła na łopatki. Jestem pod jej urokiem, jestem nią wstrząśnięta i poruszona. Czytając na wykładzie jej zakończenie – powiedzmy ostatnie 100 (z prawie 600 e-bookowych) stron wszystko inne przestało być ważne. Ważna była narastająca złość i rozżalenie. Dlaczego mógł wymyślić takie zakończenie, takie… nieprzewidywalne, będące zupełnym przeciwieństwem najczęściej spotykanych happy endów. Ale to między innymi dzięki niemu jest to książka tak wyjątkowa. Nie jest to typowy, ckliwy romans (choć nie brakuje tu sentymentalizmu i momentami naiwności), jest to pozycja, po której się pyta „Dlaczego?” z napływającymi do oczu łzami. Owo zakończenie czytałam na wykładzie, kiedy skończyłam i autentycznie zaczęły mi napływać łzy do oczu musiałam się pohamować, żeby nie dać po sobie pokazać, że wykład był tak wzruszający (ach, analiza żywności i akrylamid <3 – tak swoją drogą to wiecie, że ów kancerogenny akrylamid jest w… kawach rozpuszczalnych, biszkopcikach i słoiczkach dla dzieci?)  Jak widać po recenzowanych przeze  mnie książkach – zdecydowanie jestem miłośniczką kryminałów i książek pełnych napięcia i zagadek. Tu ani jednego ani nie ma, ale i tak ta książka mnie roztrzaskała i do dziś nie umiem się pozbierać. Choć tak naprawdę styl pisarski nie jest jakiś wygórowany ani nie jest zbyt rozbudowana to naprawdę mi się podobała. Dlaczego? Bo wierzę w miłość na setki kilometrów zapoczątkowaną przez Internet. Bo bohaterowie stali mi się wyjątkowo bliscy. Bo chciało mi się przy niej płakać, a to rzadko się zdarza. Bo wywołuje wiele emocji. Bo po prostu rozkłada na łopatki. Z chęcią sięgnę po inne książki tego autora, żeby zobaczyć jak się rozwinął, bo w końcu S@motność w Sieci to jego debiut.

Wiesz, że ja zawsze tęskniłam za Tobą już troszeczkę, nawet gdy byłeś blisko mnie. Tęskniłam już tak sobie trochę na zapas. Żeby później tęsknić mniej, gdy już pójdziesz do domu. I tak nie pomagało.


S@motność w Sieci to książka, którą szczerze mogę polecić dla wszystkich, którzy cenią książki o uczuciach i o relacjach. I nie tylko kobietom. Choć jest to książka zaliczana do tych lżejszych i kobiecych – to i tak należy do tych bardziej wartościowych i naprawdę godnych polecenia. Kto nie czytał - niech się czym prędzej za nią zabiera.

...kobiety najbardziej przywiązują się do mężczyzn, którzy potrafią ich słuchać, okazywać im czułość i doprowadzać je do śmiechu.

piątek, 31 października 2014

"Bez przebaczenia" Agnieszka Lingas-Łoniewska

Tytuł: Bez przebaczenia
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 337
Ocena: 1,5/6



I jeśli popełniamy błędy, krzywdząc innych, powinniśmy się umieć do tego przyznać. A ci inni powinni umieć nam wybaczyć.






Agnieszka Lingas-Łoniewska to pisarka, którą poznałam na początku jako blogerkę. Choć „poznałam” jest tu zbyt dużym słowem – trafiłam na jej bloga, poczytałam trochę wpisów, dowiedziałam się, że pisze także książki. Dopiero później w ramach jakiejś wymianki dostałam debiutancką powieść jej autorstwa, a mianowicie Bez przebaczenia, ale jednak leżała ona później dość długo na swoją kolej, aż w końcu wrzuciłam ją do torebki, żeby mieć coś lżejszego do czytania w pociągu nie wiedząc nawet czego się spodziewać...

Już na początku lektury poznałam uczennicę liceum plastycznego, Paulinę Litwiak, która po śmierci mamy i ojczyma musi się przenieść do ojca, który jest wojskowym. Dziewczyna jest wybitnie niezadowolona z tego, co ją spotkało (no jakim prawem ktoś może od niej czegoś wymagać?) i buntuje się przeciwko wszystkiemu co ją tam spotyka, aż w końcu pojawia się światełko w tunelu – miłość od pierwszego wejrzenia (i to odwzajemniona!). Padło na przystojnego, zielonookiego i przypakowanego podporucznika – Piotra Sadowskiego. Ale jak na porządny, ckliwy romans przystało pojawiły się przeciwności losu – takie jak chociażby blondynka, która chce zniszczyć czyjeś szczęście, ojciec mający problemy z dogadaniem się z córką, wyjazd Piotra... Jak oni to przetrwają? Jak skończy się ich historia? Kto komu będzie miał coś do przebaczenia?

Jesteśmy związani sobą nawzajem , swoimi uczuciami , swoimi pragnieniami , swoimi marzeniami, swoimi myślami , swoim losem i przeznaczeniem , przeszłością i przyszłością i tym co musieliśmy sobie wybaczyć żeby normalnie żyć.

W blogosferze trafiałam na wiele bardzo pochlebnych opinii dotyczących twórczości tej autorki, a w większości były to opinie bardzo pozytywne, więc byłam ciekawa co takiego jest w jej powieściach, że są tak zachwalane. Bez przebaczenia zaczęłam czytać w pociągu i przeczytała 2/3 książki podczas 2-godzinnej podróży, ale z każdą stroną, z każdym kolejnym rozdziałem moje rozczarowanie było coraz większe. A co je powodowało? Na początku najbardziej rzucał mi się w oczy sposób wykreowania głównej bohaterki – Pauliny. Dziewczyna, która teoretycznie jest w liceum, a jej zachowanie było takie jakby była co najmniej 3-4 młodsza – jak typowa niedojrzała dziewczynka z przełomu podstawówki i gimnazjum, która buntuje się przeciwko wszystkiemu i wszystkim, mająca pretensje o to, że ktoś od niej czegoś wymaga, zwłaszcza nauczyć się matematyki (o zgrozo!). W dodatku jej infantylność połączona z wyjątkową naiwnością i infantylnością fabuły. Czytając tę książkę czasem miałam wrażenie, że czytam jakąś ckliwą opowiastkę dla nastolatek o naiwnym związku pełnym wzlotów i czułych słówek, które zabierały autentyczność ich miłości, sprawiały, że stawał się taki nierealny i przesłodzony aż do bólu. Do tego język – wyjątkowo prosty, a dialogi i opisy stworzone przez autorkę sprawiają wrażenie wyjątkowo drętwych, sztucznych i oblanych różowym lukrem, co sprawiało tylko, że książka stała się wyjątkowo nieautentyczna, infantylna i niedojrzała. Podobno „Bez przebaczenia” to powieść dla tych, którzy chcą poznać siłę prawdziwej miłości. Umiejętnie prowadzona narracja, soczysty, a jednocześnie prosty w odbiorze język, niezwykle wciągająca fabuła i plastycznie kreowane postaci powodują, że czytelnik ma poczucie uczestnictwa w akcji, czuje, jakby był naocznym świadkiem występujących w książce wydarzeń. (opis z okładki) Jednak moim zdaniem książka mija się z tym opisem zupełnie. Narracja wyjątkowo sztuczna i przesłodzona, postacie drętwe i infantylne, tak samo jak fabuła.

Już jako podsumowanie stwierdzam, że Bez przebaczenia to książka, która zupełnie do mnie nie przemawia, sprawia wręcz, że odrzuca mnie od kolejnych książek autorki jak i od romansów w ogóle. Po opisie na okładce spodziewałam się czegoś dojrzalszego, napisanego ciekawszym, bardziej plastycznym i przyjaznym w odbiorze językiem... Jestem na nie. Nie polecam tej książki. Chyba, że kręca Was przesłodzone do bólu, infantylne historie miłosne.

niedziela, 22 czerwca 2014

"Ania na Uniwersytecie" Lucy Maud Montgomery

Tytuł: Ania na Uniwersytecie
Autor: Lucy Maud Montgomery
Cykl: Ania Shirley
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Algo
Ilość stron: 264
Ocena: 5/6


Czasem mam wrażenie, że czuję lęk przed tą „dorosłością”, i w takich chwilach dałabym dużo za to, żeby być znowu małą dziewczynką.





Ach, ta rudowłosa Ania Shirley, która poprzewracała w głowie już niejednemu czytelnikowi, a i u mnie wywołuje uśmiech i mi przewróciła zupełnie;) Nietrudno się domyślić, że z wielką chęcią sięgnęłam po kolejny tom przygód tej radosnej osóbki.

Ania na Uniwersytecie to trzeci tom, po Ani z Zielonego Wzgórza i Ani z Avonlea, przygód Ani o rudowłosej Ani Shirley, której marzenie się w końcu spełni – w końcu pójdzie na Uniwersytet. Zaczyna naukę na uniwersytecie w Redmond i jedzie tam wraz ze swoimi znajomymi z Avonlea – z Priscillą, Gilbertem i Karolem, a poznaje także tam wciąż nowych ludzi, z którymi nawiązuje nowe przyjaźnie, ale i nie tylko. Książka pełna jest miłosnych wzruszeń i uniesień, a Ania w ciągu czterech latach, które spędziła na uniwersytecie, przeistoczyła się w piękną, urodziwą kobietę, za którą szaleją chłopcy - Ani oświadcza się i Gilbert i Roy Gardner. Czy przyjmie któreś z tych zaręczyn? Ale także i jej przyjaciółki biorą śluby i przyjmują zaręczyny. Co jeszcze się wydarzy? Jakie przygody spotkają bohaterów tej serii? Jak Maryla poradzi sobie z wychowaniem bliźniaków bez pomocy Ani?

Każdy może mieć zreumatyzowne nogi, Aniu. Ale tylko starzy ludzie mają reumatyzm w duszach. Na szczęście, ja nigdy go nie miałam. Kiedy reumatyzm dostaje się do duszy, pora pomyśleć o dobraniu fasonu trumny.

Ania na Uniwersytecie to książka, którą pochłonęłam bodajże w jeden dzień i... wciąż chcę więcej! Ania jest w niej nadal uroczą i urzekającą dziewczyną, a w zasadzie już młodą kobietką, która ma wielki zapał do edukacji i wielkie marzenia, nadal wzbudza zachwyt czytelników swoją osobowością, ciepłem, radością i cierpliwością, które rozsyła wokół siebie - niczym pozytywne fluidy. A język – wciąż naprawdę lekki, sprawiający, że czyta się ją szybko i przyjemnie, wręcz połyka, ale... mam wrażenie, że wydarzenia są opisane w pewnym sensie pobieżnie, mało wydarzeń z uniwersytetu, prawie same zaręczyny, śluby i miłosne uniesienia. Jest to naprawdę bardzo miłosna książka, zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi częściami owej serii, napisana tak jakby trochę bez polotu i pomysłu na część wydarzeń. Nie ukrywam, że oczekiwałam trochę większej dawki informacji o studiowaniu w tamtych czasach, jednak nie zmienia to faktu, że spędziłam z nią czas niezwykle miło – pełna podziwu jak ta roztrzepana, rudowłosa osóbka dorasta, dojrzewa, zmienia się z dziewczyny w kobietę. Wciąż jestem wielką miłośniczką stylu Lucy Maud Montgomery, która opisała przygody wyjątkowo lekko, choć fabularnie mogłoby być minimalnie lepiej, ale coś czuję, że niebawem zabiorę się po kolejny tom przygód Ani i to chyba w niezbyt dalekiej przyszłości;) Tak w ogóle to zauważyliście, że na okładce tego wydania Ania ma zielone oczy, choć w książce wyrazie jest napisane, że są szare?

Czy polecam Anię na Uniwersytecie? Zdecydowanie tak! Ale oczywiście jako kontynuację ponadczasowej powieści;) Mam wrażenie, że Anię albo się kocha albo nienawidzi, też macie takie uczucie? Ja ją pokochałam i się zastanawiam jak można inaczej i czemu nie zrobiłam tego wcześniej;) Jest to książka, która zapada w pamięć i z chęcią się do niej wróci, niczym do czasów dziecinnych w celu zrelaksowania się (a ta seria naprawdę świetnie spełnia tę rolę)!

wtorek, 10 czerwca 2014

"Historia Lisey" Stephen King

Tytuł: Historia Lisey
Autor: Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i s-ka
Ilość stron: 528
Ocena: 2,5/6



(...) samotność nigdy nie jest bardziej samotna niż wtedy, kiedy człowiek się budzi i uświadamia sobie, że ma cały dom dla siebie. Że jedyne żywe stworzenia to ty i myszy w ścianach.





Stephen King to twórca wielu książek, a ja mam już kilka tytułów z jego bibliografii na swojej półce. Jedną z takich książek jest właśnie Historia Lisey.

W książce poznajemy tytułową Lisey -  żonę znanego pisarza, który zmarł dwa lata wcześniej. Przed jego odejściem byli ze sobą 25 lat, a ona wciąż żyła w jego cieniu, w cieniu znanego pisarza. Jak kobieta poradziła sobie, ze śmiercią swojego ukochanego męża, z którym była tak zżyta? Jak poradzi sobie bez ich intymnej relacji? Co King zawarł w swojej najbardziej intymnej książce?

Historia Lisey to jedna z  tych książek, za którą się zabrałam bez większego entuzjazmu i to dobrze, bo generalnie książka mnie nie porwała. Pisana charakterystycznym dla Kinga stylem, pełnym neologizmów, często niezrozumiałych i drażniących. No i najbardziej romantyczna, największe love story autorstwa Kinga, z jakimi miałam kontakt. Ckliwe romansidła i retrospekcje pełne miłosnych uniesień – to nie dla mnie. A w Historii Lisey tego pełno. Ok, pojawiają się krwawe sceny czy elementy fantastyki, ale jednak ckliwość uczuć, retrospekcji związanych z ukochanym mężem, z którym kobieta spędziła tyle lat.  

Bywało, iż zdarzał się dzień ponury , szary (albo słoneczny), kiedy dopadała ją tęsknota tak żrąca, że czuła się pusta, już wcale nie kobieta, ale suche drzewo, w którym świszcze zimny listopadowy wicher. Tak właśnie czuła się teraz (...), aż ją głowa rozbolała od myśli o tych wszystkich przyszłych latach i zaczęła się zastanawiać, na co komu miłość skoro do tego prowadzi, skoro można się tak czuć choćby przez dziesięć sekund.

Historia Lisey to książka, przy której się wymęczyłam. Jest inna niż pozostałe książki Stephena Kinga, Zdecydowanie bardziej ckliwa i... nudna. Choć pojawia się po raz kolejny motyw pisarza tak jak w Stukostrachach czy Miasteczku Salem i styl pisania wciąż charakterystyczne, to jednak mnie to nie przekonuje. Za dużo retrospekcji i sentymentalizmu. Naprawdę się  wymęczyłam chcąc ją skończyć czytać. Co ciekawe King podobnoć uważa ją za jedną ze swoich najlepszych książek i szczyt swoich pisarskich umiejętności. No jak dla mnie mija się to z prawdą. Ale co ja tam wiem.

Pamiętała, jak kiedyś, w szczęśliwszych czasach, powiedział jej, że mężczyźni hetero gapią się na wszystko rodzaju żeńskiego w wieku od mniej więcej czternastu do osiemdziesięciu czterech lat; twierdził, że to przez taki prosty obwód łączący oko z fiutem, że mózg nie ma z tym nic wspólnego.

Podsumowując, Historia Lisey to pozycja niezbyt porywająca, zupełnie różna od pozostałych książek rzekomego Króla grozy, a dodatkowo ckliwa, sentymentalna, pełna miłosnych uniesień i neologizmów. Chyba, że rajcują Was różnego rodzaju miłosne opowiastki i love story w wykonaniu Kinga.

niedziela, 9 czerwca 2013

Duma i uprzedzenie

Tytuł: Duma i uprzedzenie
Autor: Jane Austen
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Ilość stron: 448
Ocena: 3/6


Niewielu jest ludzi, których prawdziwie kocham, a jeszcze mniej takich, o których mam dobre mniemanie. Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości i o tym, jak mało można ufać pozorom cnoty czy rozumu.




Dziś kobiety są dość mocno wyzwolone, nikogo nie dziwi, kobieta zarabiająca sama na siebie i w dodatku mieszkająca sama oraz świetnie sobie radząca, ale wiadomo, że jest to efekt wieloletnich walk płci pięknej o swoje prawa. Wiadomo również, że sytuacja niewiast w XIX wieku wyglądała zupełnie inaczej... O tym traktuje książka pt. Duma i uprzedzenie autorstwa Jane Austen.

Zaraz na początku poznajemy Elizabeth Bennet, a także jej cztery siostry oraz dobrotliwych rodziców. Ich największym strapieniem jest znalezienie w okolicy odpowiednich kawalerów dla swoich córek. Czy jednak niedaleko ich gospodarstwa pojawi się odpowiedni partner dla ich kochanych dziewczynek? Czy ktoś zechce jedną z owej piątki? Jakie kroki będą w stanie podjąć, żeby żadna z nich nie wywołała furory będąc całe życie panną? Co stanie się z piątką sióstr Bennet?


Kadr z filmu (ekranizacja książki)
2005, reż. Joe Wright
Duma i uprzedzenie jest książką, którą postanowiłam przeczytać z czystej ciekawości. W końcu jest pierwszą pozycją na na znanej liście BBC, w dodatku chciałam się przekonać cóż takiego fascynującego w literaturze znanej brytyjskiej autorki i jej rzekomym arcydziele. Przez pierwsze około trzydzieści stron czytałam książkę z niecierpliwością czekając na rozwój akcji, jednak na akcji się skończyło. Czemuż to? Otóż cała fabuła kręci się wokół tego, żeby piątce sióstr znaleźć odpowiedniego męża. Nic więcej. Rozumiem, że wtedy były inne czasy, że kobieta miała inną pozycję niż teraz, jednak sama Jane Austen sama była panną, co w tamtym okresie było swoistą odwagą, bo kobieta bez mężczyzny była niczym. Przyznam szczerze, że właśnie pokazania takiego czegoś oczekiwałam, a jednak trafiłam na pozycję, w której dorosłe panny na wydaniu zachowywały się niczym jakieś naiwne nastolatki. Choć uwielbiam XIX wiek w literaturze oraz Anglię w tamtym okresie, jednak ta książka mnie nie zachwyciła. Na jej podstawie powstało kilka ekranizacji, a sama pozycja była wznawiana kilka razy. Jednak cóż w niej takiego fascynującego? Wciąż nie mam pojęcia. Ja w niej nic takiego nie widziałam. Postacie mało charakterystyczne, niewyróżniające się i niezapadające w pamięć, miałkie, nudne dialogi, akcja ciągnąca się jak flaki z olejem... I tak cud, że dobrnęłam do jej końca, bo miałam ochotę rzucić ją w kąt i już do niej nie wracać, jednak cały czas, aż do samego końca liczyłam na to, że coś ciekawego się z niej wyłoni, że akcja książki się rozwinie, jednak się srogo przeliczyłam. Choć jest to jedna z pierwszych książek społeczno – obyczajowych, jednak jest to także książka napisana w konwencji romansu i być może z tego powodu mi nie podeszła. Jak na pozycję nazywaną arcydziełem, oceniam książkę na nadzwyczaj przeciętną. Podobno jest ona napisana z dużą dozą humoru, jednak ja go tam nie widziałam. Może nie rozumiem czasów, książki czy tego co autorka miała na myśli... Może, jednak jest jak jest. Jak widać jestem inna i nie pokochałam Dumy i uprzedzenia jak miliony kobiet na całym świecie.