Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marek Krajewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marek Krajewski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 lutego 2022

"Diabeł stróż" Marek Krajewski




Tytuł: Diabeł stróż
Autor: Marek Krajewski
Cykl: Eberhard Mock
Tom: jedenasty
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 400
Ocena: 5.5/6







Twórczość Marka Krajewskiego darzę wielką miłością już od wielu, wielu lat, dlatego zawsze wypatruję jego kolejnych książek. Choć kilka ostatnich książek wciąż czeka na swoje przeczytanie – jak znalazłam pod choinką Diabła stróża to prawie od razu zabrałam się za lekturę tej pozycji. Jak ja tęskniłam za twórczością tego autora!

Wrocław, rok 1934. Podczas perwersyjnej orgii zostaje porwany, a następnie zamordowany urzędnik pocztowy Sepp Frömel. Kilkanaście dni później z rąk oprawców ginie jego kochanka. Ich syn z nieprawego łoża, niemy, niepełnosprawny Rolf dziwnym zrządzeniem losu trafia pod opiekę radcy kryminalnego Eberharda Mocka. Ten niespodziewanie odkrywa w sobie pokłady ojcowskich uczuć. Śledztwo w sprawie dwóch morderstw prowadzi do grupy ludzi połączonych osobliwą emocjonalną więzią, opartą na wspólnych przeżyciach i ponurych doświadczeniach. Mock wie, że aby rozbić to tajne stowarzyszenie, musi odkryć, kto stoi na jego czele. Stawka rośnie z dnia na dzień. W plugawych lupanarach, eleganckich gabinetach i jaskiniach nielegalnego hazardu Mock staje twarzą w twarz z mrocznymi żądzami i własną słabością. Czerwone i czarne pola ruletki podpowiadają mu, że klucz do zagadki może mieć tylko Rolf. Tymczasem chłopiec znika, a nad Mockiem gromadzą się burzowe chmury.                                                                                                                                                                    opis wydawcy

Instagram

Diabeł stróż jest kolejnym kryminałem retro pióra Marka Krajewskiego, który akcję swojej książki po raz kolejny umieścił w Breslau – przedwojennym Wrocławiu. Nie dość, że tęskniłam za twórczością autora, to jeszcze tęskniłam za kochanym Wrocławiem, no i oczywiście za samym Eberhardem Mockiem. Znając już twórczość pisarza – wiedziałam czego mogę się spodziewać – retro klimat, mrok przedwojennego Wrocławia i duszy Mocka. Zdecydowanie się nie zawiodłam. Do tego klimaty ruletki, uzależnienia od hazardu, a do tego spojrzenie na autystyczne dziecko w latach 30 ubiegłego wieku – to coś co mnie dodatkowo interesuje po latach studiów psychologicznych. Styl Marka Krajewskiego oczywiście na najwyższym poziomie – łacińskie powiedzonka, niemieckie, przedwojenne nazwy ulic i miejsc we Wrocławiu, oczywiście z odpowiednimi przypisami z tłumaczeniami. Do tego nawiązania do wcześniejszych części perypetii życiowych Eberharda Mocka oraz sam fakt, że mamy już 11 części i jak ewoluuje główny bohater – pokazuje, że Marek Krajewski tworzy nadal na wysokim poziomie i jak dobrze czuje się z tą postacią. Akcja książki jest bardzo wartka i wciąga (i to bardzo) już od samego początku, już od pierwszych stron. Pomysł na fabułę – zdecydowanie bardzo ciekawy i dobrze wykorzystany, a do tego niebanalni bohaterowie – z samym Mockiem na czele.

Diabeł stróż jest zdecydowanie jedną z lepszych książek Marka Krajewskiego, który miewa słabsze pozycje jak np. Mock. Pojedynek, ale mimo tego potknięcia wciąż utrzymuje wysoki, poziom – zarówno pod względem fabularnym, jak i językowym. Cała seria o Eberhardzie Mocku jest tak napisana, że nie trzeba jej czytać według kolejności chronologicznej – tak jest z Diabłem stróżem, którego można czytać niezależnie od znajomości wcześniejszych pozycji autora, przynajmniej moim zdaniem. Zdecydowanie polecam – literatura kryminalna na najwyższym poziomie.

 Książka bierze udział w wyzwaniu
Abecadło z pieca spadło 

piątek, 31 maja 2019

"Mock. Pojedynek" Marek Krajewski






Tytuł: Mock. Pojedynek
Autor: Marek Krajewski
Cykl: Eberhard Mock
Tom: ósmy
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 400
Ocena: 3/6





Twórczość Marka Krajewskiego uwielbiam od lat, więc za każdym razem z wielką niecierpliwością czekam na każdą nową premierę w jego wykonaniu. Oczywiście było tak również w przypadku jego najnowszej książki z Eberhardem Mockiem w roli głównej pt. Mock. Pojedynek.

Pierwszy krok w otchłań.
Breslau, 1905. Życie Eberharda Mocka – syna ubogiego szewca z Wałbrzycha – toczy się w murach uniwersytetu i w brudnych, wilgotnych zaułkach wielkiego miasta. Trawiony niedostatkiem i wzgardzony przez innych studentów, ukojenia szuka w studiowaniu dźwięcznych łacińskich kadencji, a rozrywki – w kuflu taniego piwa i w ramionach sprzedajnych dziewcząt.
Kiedy wydziałem filozoficznym wstrząsną kolejne samobójstwa wykładowców, a w jego życiu pojawi się tajemnicza rosyjska studentka, Mock przekona się, że zło może kryć się wszędzie – i pod podbitymi gronostajem togami profesorów, i w brudnych wychodkach plugawych dzielnic. Jeszcze nie wie, że wkracza na drogę, z której nie ma powrotu.
                                                      opis wydawcy

Ach ten Eberhard Mock... Postać cudowna i wspaniała; postać, którą naprawdę lubię, więc dlatego tak cieszyłam się na tę książkę. Z wielką nadzieją zaczęłam czytać tę pozycję i stopniowo ją chłonęłam. Muszę jednak przyznać, że brnąć w głąb lektury – coraz bardziej byłam rozczarowana pozycją. Dlaczego? Już pędzę z wyjaśnieniem. Mock. Pojedynek to kolejna książka, która odwołuje się do młodszych lat Eberharda Mocka, do tego okresu, co działo się z nim zaczął pracować dla policji. Coś mi gdzieś mignęło, że książka pt. Mock miała być pożegnaniem z Eberhardem, sam Marek Krajewski pożegnał się ze swoim bohaterem, a tu jednak pojawiły się kolejne pozycje właśnie z tą postacią. Mimo kilku tomów z młodości Mocka to jednak wciąż trudno mi wyobrazić sobie głównego bohatera jako młodziutkiego studenta, kiedy we wcześniejszych tomach poznałam go już jako statecznego pana detektywa. o ile np. Ludzkie zoo przypadło mi do gustu. tak Pojedynek naprawdę męczyłam. W moim odczuciu już pisane już trochę na siłę, tylko po to, żeby przedłużyć żywot Eberharda. Język i styl zdecydowanie charakterystyczny dla Marka Krajewskiego. przynajmniej tyle, że autor nie spuszcza z poziomu. Spodobało mi się również to, że niemieckie nazwy ulic zostały przetłumaczone w przypisach na dole strony, a nie z tyłu książki, co miało miejsce w np. Śmierci w Breslau. Co z tego skoro fabuła mi nie przypadła do gustu, a akcja  nie toczyła się zbyt żwawo.

Nadal bardzo lubię i cenię twórczość Marka Krajewskiego, zresztą tak jak kreowanych przez niego bohaterów. Jednak w całej sympatii do autora - moim zdaniem książka Mock. Pojedynek, wypada dość przeciętnie. Nie jest beznadziejna - nie zrozumcie mnie źle. Znam po prostu możliwości tego pisarza i wiem, że stać go na napisanie pozycji o wiele lepszej pod względem fabularnym. Aktualnie na półce czeka u mnie kolejna jego książka pt. Dziewczyna o czterech palcach. 


wtorek, 19 września 2017

"Mock. Ludzkie zoo" Marek Krajewski

Tytuł: Mock. Ludzkie zoo
Autor: Marek Krajewski
Cykl: Eberhard Mock
Tom: siódmy
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 400
Ocena: 6/6

Po ostatnim dźwięku nad głową Platfusa, który się zbliżał do swoich drzwi, rozległo się diabelskie warczenie i nieszczęsny kloszard zobaczył rozwarty pysk piekielnej Bestii. Upadł wtedy na ziemię i zaczął się modlić. Modlitwa była skuteczna, bo kiedy podniósł oczy ku rozgwieżdżonemu niebu, Belzebuba już nie było.



Twórczość Marka Krajewskiego darzę wielką miłością już od wielu, wielu lat... Jednym z elementów jest przedwojenny Wrocław, a przede wszystkim styl pisarski powiązany z wysokim kunsztem i kulturą osobistą. To wszystko sprawia, że po książki Krajewskiego sięgam z wielką przyjemnością, a ich wydawanie rokrocznie wydaje się być dość rzadkie, ale jednak wywołuje coraz większą tęsknotę. A że stęskniłam się za Eberhardem to niezwykle ucieszyła mnie premiera książki Mock. Ludzkie zoo.
Wrocław 1914. Maria – „narzeczona” Eberharda Mocka – co noc w swoim mieszkaniu słyszy potępieńcze jęki i płacz dzieci. Ebi myśli, że kobieta traci rozum, ale niebawem odkrywa szokującą prawdę, którą kryją piwnice nieczynnego dworca. Wkracza w sam środek piekła, choć nie wie jeszcze, że jego przeciwnik – Gad – ma potężnych mocodawców, którzy nie cofną się przed niczym. Mock staje przed dramatycznym wyborem: ocalić matkę Marii czy niewinne dziecko? By ukarać bezlitosnych zbrodniarzy, narazi się na śmierć w męczarniach, a pogoń za złoczyńcą zaprowadzi go na granicę człowieczeństwa. Przekona się, że natura ludzka jest bardziej okrutna niż bezlitosna afrykańska dżungla.
                                                                opis z okładki

Na książkę pt. Mock. Ludzkie zoo czekałam z dużą niecierpliwością, więc kupiłam ją praktycznie od razu po premierze i od razu zabrałam się za czytanie.  Znam już większość książek Krajewskiego, w tym także jego ostatnią powieść pt. Mock, więc tym bardziej czekałam na tegoroczną premierę. Zabrałam się za czytanie i od początku ta pozycja wzbudziła moją fascynację, a lektura sprawiała wiele radości... Co na to wpłynęło? Przede wszystkim sam pomysł na fabułę i genialna realizacja. Zresztą w końcu się tego spodziewałam znając już twórczość Marka Krajewskiego. Świetnie oddany klimaty Wrocławia, znakomita postać Eberharda Mocka, spora dawka intrygi oraz spacer po... piekle. Autor sprawił, że podczas lektury niejednokrotnie przechodziły mi ciarki po plecach, a najbardziej przerażające jest to, że ludzkie zoo istniało naprawdę, w tym także w Polsce. A Krajewski wykorzystał to do stworzenia fikcji, którą czyta się z zapartym tchem i nie mogłam się oderwać od książki. Ciekawie nakreślone najróżniejsze postaci, w tym te czarne charaktery, sprawiają, że budzi się z nimi silna więź. Ponadto miło było obserwować młodszego Eberharda chłonąc jednocześnie Wrocław Marka Krajewskiego.

Moim zdaniem Mock. Ludzkie zoo jest ciekawszą kontynuacją Mocka, chyba głównie przez tematykę, która wbija w fotel. Język i styl pisarki Marka Krajewskiego na na najwyższym poziomie, zresztą jak zawsze, ponadto mroczne intrygi i zagadki zapewnią świetną zabawę podczas czytania. Polecam z całego serca!

sobota, 5 listopada 2016

"Mock" Marek Krajewski

Tytuł: Mock
Autor: Marek Krajewski
Cykl: Eberhard Mock
Tom: szósty
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 400
Ocena: 5.5/6


Tak, alkohol więcej obiecywał, niż dawał, a potem poniewierał kacem. Pozbawiał równowagi jego myśli i ciało, a Mock zawsze – najczęściej nadaremnie – dążył do tego, by w pełni kontrolować wszystko i wszystkich




Książki Marka Krajewskiego uwielbiam, szczególnie za klimat, jaki potrafi w nich stworzyć. Za to, jak opisuje moje najukochańsze ze wszystkich miast, czyli Wrocław. No i nade wszystko uwielbiam postać Eberharda Mocka – głównej postaci książek Krajewskiego takich jak Śmierć w Breslau czy Rzeki Hadesu. Właśnie dlatego postanowiłam poznać początki kariery jednego z najbardziej znanych wrocławskich policjantów (to, że jest to postać fikcyjna to już mniej ważne).

Książka pt. Mock opowiada historię Eberharda Mocka jeszcze sprzed czasów omawianych wcześniej w pozycjach Marka Krajewskiego. To taki swoisty prequel do pozostałych kryminałów Krajewskiego z Breslau w tytule.  Mock to kryminał, którego zasadnicza akcja dzieje się w okresie budowy sławetnej Hali Stulecia, znanej wśród niektórych także jak Hala Ludowa. Mock jako niedoszły nauczyciel języków starożytnych,  wachmistrz kryminalny Eberhard Mock próbuje swoich sił w policji i stara się w nich sprawdzić o co chodzi z tajemniczymi zabójstwami chłopców – uczniami tego samego gimnazjum. Co ich tak naprawdę łączy? Dlaczego zginęli? Czy musieli umrzeć? Co do tego wszystkiego ma Hala Stulecia, którą mijam za każdym razem jadąc na Biskupin? Cóż mogło się dziać na Hali stulecia? W końcu to tak bardzo charakterystyczny budynek we wrocławskiej panoramie...

Kiedy dowiedziałam się, że Krajewski pisze książkę będącą historią znanego już Eberharda Mocka sprzed pozostałych pierwszej części cyklu z owym wachmistrzem w roli głównej, postanowiłam ją przeczytać od razu po premierze. Dlatego krótko po niej zamówiłam Mocka i w drodze na Targi zabrałam się za jej czytanie... Halę Stulecia znam dość dobrze - mijam za każdym razem, kiedy jadę na zajęcia na Biskupinie, a ponadto niejednokrotnie byłam tam na różnych koncertach i wydarzeniach. No i Wrocław jest moim miastem marzeń, więc do książki podeszłam z dość sporym sentymentem, zwłaszcza, że większość akcji miała miejsce w rejonie mojego mieszkania lub mojej uczelni (Biskupin, pl. Grunwaldzki i okolice). Zaczęłam czytać i zupełnie przepadłam... Mocka czytało mi się bardzo dobrze, napisana świetnym, charakterystycznym dla Marka Krajewskiego językiem. Poza typowo – kryminalnymi wątkami pojawiają się także wątki masońskie, żydowskie, narodowe czy różnorakie perwersje seksualne... Wszystko w książce jest naprawdę dopracowane, dopięte na ostatni guzik...  Wszystko po prostu cud, miód, malina....

Podsumowując Mocka jest to świetny kryminał w stylu retro, no i bardzo w stylu Krajewskiego.  Kiedy przeczytacie – nie pożałujecie. Świetnie napisana książka, trzymająca w napięciu i serwująca genialną wycieczkę po Wrocławiu. Szczerze ją polecam, bo to pozycja na mistrzowskim poziomie. 

piątek, 3 czerwca 2016

"Róże cmentarne" Marek Krajewski, Mariusz Czubaj





Tytuł: Róże cmentarne
Autor: Marek Krajewski, Mariusz Czubaj
Cykl: Jarosław Pater
Tom: drugi
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 317
Ocena: 5/6








Kryminały Marka Krajewskiego bardzo lubię, wręcz uwielbiam, a i twórczość Mariusza Czubaja darzę sympatią, więc z chęcią sięgnęłam po cykl autorstwa obydwu pana z Jarosławem Paterem w roli głównej. Na pierwszy rzut poszła Aleja samobójców, a teraz czas na kontynuację pt. Róże cmentarne.

Gdy trójmiejska policja zostaje postawiona w stan najwyższej gotowości, nadkomisarz Jarosław Pater szykuje się akurat do przejścia na emeryturę i myśli o urlopie, który spędzi w towarzystwie pięknej kobiety...
W Katowicach znaleziono młodą dziewczynę zabitą tępym narzędziem, w Warszawie – zgwałconą kobietę z rozprutym brzuchem, w Krakowie ofiara otrzymała kilkanaście ciosów nożem. Wszystkie zbrodnie są makabrycznym powtórzeniem znanych zabójstw sprzed wielu lat. Co łączy je z wysuszonym ciałem mężczyzny znalezionym w tartaku w Wejherowie? Nadkomisarz Pater chce za wszelką cenę znaleźć mordercę i ma po temu swoje powody.
Opis z okładki                                

Znając już twórczość obydwu panów oddzielnie, zarówno Marka Krajewskiego jak i Mariusza Czubaja. Przeczytałam również poprzednią część z Jarosławem Paterem w roli głównej – pt. Aleja samobójców. Tak więc już znając ich twórczość wiedziałam czego można się spodziewać po kontynuacji pt. Róże cmentarne. Muszę przyznać, że książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Intryga jest utrzymana na wysokim poziomie i to praktycznie przez całą książkę, co jest wielkim plusem tej pozycji. Główny bohater serii – Jarosław Pater – wzbudził we mnie o wiele więcej sympatii niż w poprzedniej części, zdecydowanie bardziej go polubiłam. No i trochę przypominał mi Eberharda Mocka z innych książek Marka Krajewskiego. A ponadto pomysł an fabułę, na mordercę – naśladowcę jest dość ciekawy, jednak odniosłam wrażenie (być może mylne), że to gdzieś już było... Nie zmienia to faktu, że książkę czytało mi się przyjemnie, a czas z nią spędzony należy zdecydowanie do bardzo udanych, szczególnie umilała mi czas podczas niektórych wykładów... Niektóre dialogi wydawały się sztywne i sztuczne, jednak nie było to na szczęście widoczne zbyt bardzo. Ta książka nie należy do arcydzieł rodzaju, ale zdecydowanie należy do tych lepszych....


Róże cmentarne to zdecydowanie dość dobry kryminał, który spokojnie można przeczytać niezależnie od poprzedniej części. Nie ukrywam Krajewskiego solo wolę jednak bardziej, ale jednak książkę czyta się przyjemnie, trzyma w napięciu i zapewnia sporą dawkę rozrywki.

sobota, 26 marca 2016

"Arena szczurów" Marek Krajewski

Tytuł: Arena szczurów
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 320
Ocena: 5.5/6




Rozczarowanie jest cieniem życia - pomyślał - i rzecz w tym, by ten cień polubić.






Twórczością Marka Krajewskiego oczarowałam się już kilka lat temu... Od tamtego czasu w miarę regularnie śledzę losy jego bohaterów Edwarda Popielskiego, którego losy kończą się w książce Arena szczurów, w którą zainwestowałam krótko po premierze.

Jest rok 1948... Jest już po wojnie, a Edward Popielski przebywa w Darłowie pod przybranymi danymi... Nazywa się teraz Antoni Hrabecki... W nadmorskiej miejscowości dochodzi do serii dziwnych gwałtów, w trakcie których oprawca gryzie swoje ofiary, co prowadzi do ich śmierci... Edward Popielski vel Antoni Hrabecki vel Łysy prowadzi swoje własne śledztwo, które jest wciąż utrudniane przez działaczy NKWD oraz UB. Czy dojdzie do tego, kto jest tajemniczym gwałcicielem – mordercą? Czym jest tytułowa Arena szczurów? Jak skończy się przygoda Edwarda Popielskiego?

Arena szczurów to książka bardzo charakterystyczna dla Marka Krajewskiego, głównie za sprawą świetnie wykreowanych postaci, sporej ilości mrocznych zakamarków, dużej ilości intrygi oraz języka na bardzo wysokim poziomie. Jednocześnie książka rożni się od pozostałych z bibliografii autora – chociażby z racji umieszczenia akcji w zupełnie innym miejscu niż Breslau czy Lwów, a konkretnie w Darłowie... Taka miła odmiana. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy i naprawdę świetnie zrealizowany – jak na Marka Krajewskiego przystało. W swoich książkach zawsze w bardzo dobry sposób prowadzi akcję, buduje odpowiednią intrygę... Nie mogło być inaczej w Arenie szczurów. Tutaj poza zagadką jest ważne domknięcie sprawy spraw Edwarda Popielskiego, który przechadza się po Darłowie... Osobiście nie wyczuwałam tutaj takiego klimatu okołowojennego, nadmorskiego miasta jak w książkach z akcją w Breslau czy Lwowie. Zawłaszcza w Breslau. Może to kwestia tego, że jakby nie było 1/3 swojego życia mieszkam w tym mieście, a może także większa znajomość stolicy Dolnego Śląska przez autora....

Arena szczurów to książka, którą mogę polecić z ręką na sercu, aczkolwiek mam świadomość, że nie każdemu może ona przypaść do gustu... Jednak moim zdaniem w tej książce Marek Krajewski zaprezentował się z pełnej krasie, choć z zupełnie innej, dużo mroczniejszej strony. No i będę tęsknić za komisarzem Popielskim...

Książka bierze udział w wyzwaniu Pod hasłem oraz Polacy nie gęsi IV.

czwartek, 12 marca 2015

"Koniec świata w Breslau" Marek Krajewski

Tytuł: Koniec świata w Breslau
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 320
Ocena: 5/6

Marek Krajewski jest z zawodu filologiem klasycznym, swego czasu był wykładowcą na Uniwerystecie Wrocławskim, ale jednak chyba najbardziej znany jest ze swoich powieści kryminalnych, które są uważane za jedne z najlepszych w tej kategorii (także przeze mnie). No i trudno uważać inaczej, czego właśnie dowodem jest Koniec świata w Breslau.

Jest rok 1927. W Breslau dochodzi do kilku tajemniczych morderstw i są ode ze sobą połączone, a napastnik już został okrzyknięty „mordercą z kalendarza”. Ich sprawą zajmuję się zacny policjant kryminalny Eberhard Mock – miłośnik alkoholu, dobrego jedzenia oraz korzystania z usług prostytutek. Jak owo śledztwo wpłynie na jego pożycie z młodziutką żoną Sophie? Czy dorwie zabójcę? I dlaczego koniec świata musi nastąpić akurat w Breslau?

To, co minęło, jest nie tylko w posiadaniu śmierci. Jest również w składnicy mojej pamięci - Mock zapalił papierosa ze złotym ustnikiem. Nad stołem zawirował dym. - A nad pamięcią, podobnie jak nad śmiercią, nie panujemy. Choć niezupełnie. Popełniając samobójstwo, wybieram rodzaj śmierci, a walcząc, decyduję, czy umrę z honorem, czy nie. Pamięć jest silniejsza niż śmierć, w odróżnieniu od niej nie daje żadnego wyboru i podsyła mi pod oczy wbrew mojej woli minione obrazy.

Koniec świata w Breslau to książka, po którą sięgnęłam z nieskrywaną przyjemnością, ponieważ znając już inne powieści Marka Krajewskiego wiedziałam jakiej książki mogę się spodziewać, z jakiej półki stylistycznej oraz fabularnej. Pierwsze co bardzo mnie zaintrygowało w tej powieści to sama fabuła, pomysł na zabójstwa oraz na „mordercę z kalendarza”.  Co prawda akcja nie trzyma jakoś wybitnie w napięciu – narasta ono stopniowo, czasami się wręcz toczy... Ale jednak książka jest pozycją pełną fascynujących opisów przedwojennego Wrocławia, zadymionych salek, no i generalnie samego miasta, które kocham, a nigdy go nie poznałam jako Breslau. Jednak książki Krajewskiego to skutecznie umożliwiają, szczególnie sprawę ułatwia spisany na ostatnich stronach książki „Indeks ulic” - skoro Wrocław nazywał się Breslau, więc i ulice miały inne, niemieckie nazwy. Bardzo to ułatwia ogarnięcie topografii miasta. Kolejną niezwykle fascynującą rzeczą jest przedstawiona relacja Mock-Sophie oraz jej rozwój. No i pióro Marka Krajewskiego, które uwielbiam coraz bardziej z każdą przeczytaną stroną i książką jego autorstwa. Pióro pełne elokwencji świetnie oddające klimat Breslau – podczas lektury tej pozycji autor przenosił mnie do tego świata, tak dobitnie, że Wrocław zaczynałam widzieć takim jakim jest na starych fotografiach. No i brakowało mi opisywanego w książce tytoniowego dymu.

Koniec świata w Breslau jest to pozycja, którą mogę polecić zarówno jak i wszystkim entuzjastom kryminałów, jak i nowicjuszom w tych literackich klimatach. Jest to także książka idealna dla wszystkich miłośników Wrocławia, zwłaszcza tego przedwojennego – ta lektura świetnie oddaje klimat. Moim zdaniem nie jest to najlepsza książka autora, ma lepsze w swojej bibliografii, jednak mimo tego wciąż utrzymana na wysokim poziomie. Nie zawiodłam się i szczerze ją polecam! Z chęcią do niej jeszcze kiedyś wrócę;)

Tramwaje we Wrocławiu, rok 1927
Źródło

wtorek, 7 stycznia 2014

"Aleja samobójców" Marek Krajewski, Mariusz Czubaj

Tytuł: Aleja samobójców
Autor: Marek Krajewski, Mariusz Czubaj
Wydawnictwo: WAB
Ilość stron: 288
Ocena: 3.5/6

Nic w naturze nie ginie. I nie zmienia właściciela, tylko się do niego przywiązuje. Przywiązuje się zwłaszcza kac i ból.


Czy samobójstwo w domu starców jest możliwe? Czy w ogóle ma sens? Jak może ono wyglądać? O tym przeczytasz w jednej ze wspólnych książek Marka Krajewskiego i Mariusza Czubaja zatytułowanej Aleja samobójców.
Nigdy nie lubił psów ani dzieci. Były to stworzenia inwazyjne, naruszające jego wolność. Niecierpliwe, wściekłe, wrzeszczące lub szczekające, całkowicie od człowieka zależne, a jednocześnie potrafiące okazać bezgraniczną niewdzięczność.
W oczach wyobraźni przenieś się do upalnego Gdańska sprzed kilku lat. To tam w 2006 roku dzieje się akcja książki, a konkretnie w ekskluzywnym domu starców o jakże uroczej nazwie Eden. Zostaje tam zamordowany jeden z pensjonariuszy i to w dodatku w sposób okrutny, bezlitosny, łącznie z oskalpowaniem. Tej samej nocy znika inny z mieszkańców ośrodka, znany na całym świecie profesor antropologii. Do akcji wkracza nadkomisarz Jarosław Pater, który uwielbia poprawną do bólu polszczyznę oraz hazard. Czy uda mu się rozwiązać zagadkę? Co łączy obydwie sprawy? Kto jest mordercą i czemu profesor zniknął? Jakie osoby są w to zamieszane? I czym jest tytułowa aleja samobójców?

Marek Krajewski i Mariusz Czubaj
na  „Kortowskich Spotkamiach z Literaturą".
Twórczość Marka Krajewskiego uwielbiam, o czym już niejednokrotnie wspominałam, a dzieła Mariusza Czubaja też są mi znane i nawet dość ciekawe, choć nie tak wysokich lotów jak kryminały współtwórcy tej książki. Właśnie z powodu autorów tej pozycji postanowiłam ją zakupić, a dopiero teraz przeczytać, ale także z powodu pojawienia się Marka Krajewskiego jako jej twórcy miałam względem niej duże oczekiwania, które jednak się nie spełniły, bowiem po skończeniu lektury mam bardzo mieszane uczucia. Pomysł na fabułę dość ciekawy, to trzeba przyznać, ale wydaje mi się średnio wykorzystany... Sama akcja toczy się dość leniwie, bez większych zwrotów czy zaskoczeń. Do tego bohaterowie dość charakterystyczni, zwłaszcza nadinspektor Pater, ale jednak zupełnie niewzbudzający sympatii ani upierdliwością i wiecznym poprawianiem rozmówców czy opisami przepoconych koszulek.Do tego język momentami dość wulgarny i prostacki, a przede wszystkim dość mało literackim. Trzeba przyznać, że Aleja samobójców jest książką, która zdecydowanie różni się od tego, do czego przyzwyczaił nas Krajewski w swoich genialnych kryminałach, do wyrafinowanej akcji i takiegoż języka, ciekawiej wykreowanych bohaterów... Jest ona wyraźnie bardziej w stylu Mariusza Czubaja znanego mi z takich książek jak 21:37 oraz Kołysanka dla mordercy. Generalnie pozycja ani mnie nie zachwyciła, nie porwała ani nie powaliła. Taki, ot lekki kryminał dla niezbyt wymagających.

niedziela, 24 listopada 2013

W otchłani mroku

Tytuł: W otchłani mroku
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 320
Ocena: 6/6



Nikt z nich nie wiedział, że on właśnie w strachu przed cierpieniem szuka szybkiej śmierci, że rzuca się w wir wojennych zdarzeń, nie z powodu odwagi, lecz z desperacji i lęku przed paroksyzmami bólu.






Jak myślisz jaki związek wydarzenia z 2012 roku mają związek z tymi, jakie wydarzyły się w 1946 roku? Czym jest Gimnazjum podziemne i czego tam nauczają? Czym jest tytułowa otchłań mroku i jaki ona ma związek z ową szkołą?

Rok 1946, czasy zaraz po II Wojnie  Światowej, czasy kiedy Breslau stał się Wrocławiem, a tragiczne wojenne wspomnienia wiszą jeszcze powietrzu wraz z pyłem ze zniszczonych przez walki częściach miasta. I to właśnie w takich warunkach po raz kolejny spotykamy, znanego z Rzek Hadesu czy Liczb Charona, Edward Popielski. Jego zadaniem jest wytropienie tajnego agenta UB wśród uczniów tajnego Gimnazjum Podziemnego, jednak sprawy się zaczynają komplikować. We Wrocławiu bowiem dochodzi do brutalnych i krwawych, a czasem nawet śmiertelnych gwałtów, w tym na uczennicach owej szkoły. Czy Popielski odkryje kto za tym stoi? Czy uda mu się rozwikłać tę zagadkę? Do czego posunie się tym razem? Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem? Udowodni filozofom, że świat zmierza ku dobremu, czy wręcz przeciwnie?

Pan Marek Krajewski to autor, którego książki mogłabym czytać w ciemno, zawsze i wszędzie. Za każdym razem, kiedy sięgam po pozycje spod jego pióra, to wiem, że się nie zwiodę. Tak i było z tą najnowszą zatytułowaną W otchłani mroku, której wydarzenia dzieją się na kilku płaszczyznach czasowych i są silnie związane ze środowiskiem akademickim. Pierwszą rzeczą, która przykuło moją uwagę to okładka. Jest ona bowiem niezwykle mroczna, klimatyczna i, moim zdaniem, świetni e oddająca klimat panujący w książce. Do tego fakt, że akcja książki dzieje się we Wrocławiu, zdecydowania działa na plus dla niej. Dlaczego? Pomijając oczywiście fakt, że część wydarzeń dzieje się w „moich” aktualnych terenach tego miasta (ul.Grunwaldzka i ul.Nowowiejska). Dlatego, że autor w bardzo kunsztowny, z pewną gracją, jakby fascynacją oddaje klimat tego miasta, jego atmosferę, ba, buduje je wręcz na nowo, przypomina, dlaczego to miasto daje się kochać. Jego powojenny Wrocław jest przedstawiony doprawdy pieczołowicie, starannie i w sposób godny podziwu. Kolejną rzeczą, która zachęca do przeczytania, to dobrze już znana postać Edwarda Popielskiego.  Według mnie Marek Krajewski swoich bohaterów kreuje po prostu po mistrzowsku. Każda z nich jest charakterystyczna, wyrazista, mająca swoje mniej czy bardziej dziwne upodobania, nie dająca o sobie tak szybko zapomnieć. Zresztą autor jest moim zdaniem mistrzem pióra i współczesnym mistrzem kryminału, na miarę Aghaty Christie czy sir Arthura Conan Doyla. Pisze wyśmienitym językiem, fabuła i bohaterowie naprawdę bardzo przemyślani i dopracowani, a autor umiejętnie wplata swoją wiedzę z dziedziny filozofii i łaciny w książkę,  jednocześnie nie nudząc czytelnika długimi wywodami, które nic nie wnoszą do książki. Te są umiejętnym tłem wręcz częścią fabuły, która potrafi niezmiernie zaintrygować. Moim zdaniem W otchłani mroku to wyśmienity kryminał, który powinien przeczytać każdy, kto nazywa się miłośnikiem tego gatunku literackiego. 
Polska oświata obumiera. Matura straciła swe znaczenie. Jest byle jakim sprawdzianem, który byle kto zdaje. Absolwenci tak zwanych liceów nie potrafią się skupić, nie potrafią składnie pisać ani mówić. Historię spycha się na margines. W odróżnieniu od francuskich czy niemieckich szkół średnich w naszych nie ma miejsca dla filozofii, logiki i łaciny. 
 Zgadza się ktoś z tym cytatem? Bo ja w 100 %.


czwartek, 21 lutego 2013

Rzeki Hadesu

Tytuł: Rzeki Hadesu
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak 
Ilość stron:250
Ocena: 5/6



Popielski dotkliwie poczuł, że na drodze do odzyskania Rity zapada się w coraz gęstszą ciemność i szarpie się w niej po omacku.






Kryminały Marka Krajewskiego lubiłam od samego początku, a szczególnie lubiłam postać Edmunda Popielskiego, a Rzeki Hadesu są trzecią częścią trylogii właśnie o nim i od samej premiery chciałam przeczytać tę pozycję. No i natrafiłam na nią w bibliotece;)

Jak Erynie i Liczby Charona dzieją się we Lwowie, tak akcja Rzek Hadesu dzieją głównie we Wrocławiu w 1946 roku, kiedy to Edward Popielski ukrywa się przed Urzędem Bezpieczeństwa, a jedyną osobą, która może go wydać jest jego kuzynka Leokadia, która siedzi w więzieniu i jest tam torturowana. Wrocław jest teraz już polskim miastem i to właśnie tam zostaje porwana córka znanej osobistości, a Popielski wraz z Mockiem mają ją odszukać. Na co wskazują wybroczyny na jej nogach? Czy została zgwałcona? Kto ją porwał? Na te pytania postara odpowiedzieć Edward Popielski, który będzie musiał pamięcią wrócić do wydarzeń sprzed 13 lat, które miały miejsce we Lwowie, porwano wtedy i zgwałcono córkę lwowskiego króla podziemia, więc  komisarz musi stawić czoła wrogowi z przeszłości…

Do Rzek Hadesu podeszłam z wielkim entuzjazmem, bo Erynie i LiczbyCharona moim zdaniem są naprawdę świetnymi kryminałami. Rzeki Hadesu okazały się pozycja ciut gorszą od reszty swojej trylogii, ale jednak nadal jest kryminałem na naprawę dobrym poziomie. Marek Krajewski pisze naprawdę wspaniałym językiem, którym można się delektować i delektować, świetnie utrzymuje napięcie w książce od samego początku  do samego do końca. Świetny pomysł na porywacza alergika, porwania.  Mało było w nim Wrocławia, za to wyjątkowo dużo burdeli, ale to akurat pojawia się dość często w książkach Krajewskiego. Powojenny klimat tego miasta nie był oddany tak ciekawie jak klimat przedwojennego Breslau. D tego jeszcze część akcji dzieje się we Lwowie, którego niejako tez nie czuć.  Poza Popielskim czy Mockiem znajdziemy także innych bohaterów z poprzednich części…

W skład trylogii wchodzą:
1. Erynie
2. Liczby Charona
3. Rzeki Hadesu

Marek Krajewski o swojej książce




niedziela, 3 lutego 2013

"Dżuma w Breslau" MArek Krajewski

Tytuł: Dżuma w Breslau
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo WAB
Ilość stron: 264
Ocena: 5.5/6


Nie było łobuzów łaskoczących go w ucho, nie było ubrania, nie było butów, nie było sygnetu. Był  nagi nadwachmistrz Eberhard Mock z palcami prawej ręki umazanymi różową farbą. Bezbronny i wydany na pastwę kaca.

Książki Marka Krajewskiego polubiłam od samego początku przygody z nimi, uwielbiam jego sposób w jaki pisze i to o czym pisze, dlatego właśnie kiedy zobaczyłam na Dżumę w mieście Breslau na Allegro, w jakże zawrotnej cenie 5 złotych, stwierdziłam – must have it. No i stało się – zaczęłam czytać i przepadłam.

Dżuma w Breslau jest piątą częścią z serii kryminałów, w których głównym bohaterem jest Eberhard Mock. Lata 20. ubiegłego wieku, ówczesny Wrocław ,zwany wtedy jeszcze Breslau i nasz nadwachmistrz  który prowadzi sprawę dwóch napadniętych i zamordowanych przez uduszenie prostytutek i podczas jej trwania czuje się prawie jak ryba w wodzie, bowiem z wielką sympatia korzysta z usług pań lekkich obyczajów. Mock aresztuje wszystkich okolicznych alfonsów i w końcu po ich przesłuchaniu udaje mu się ustalić tożsamość owych zabitych dziwek. Krótko później sam jednak zostaje zatrzymany i podejrzany o uduszenie kobiet, w sprawie których sam prowadził śledztwo. A to wszystko za sprawą odcisków palców Eberharda znalezionych na narzędziu zbrodni – skórzanym pasku. Czy to możliwe, żeby okazało się, że to właśnie on zabił? A jaki z tym wszystkim ma związek tajne stowarzyszenie mizatropów? Kto jest zabójcą tych dwóch prostytutek?

Przez trzy lata liceum, mieszkałam właśnie we Wrocławiu, gdzie też się uczyłam, i do tego miasta zawsze pałałam wielką sympatią. Teraz kiedy przez rok siedzę w domu i czekam na poprawę matur bardzo mi brakuje tego miasta. Muszę przyznać, że pan Krajewski świetnie oddaje klimat Wrocławia i zawsze chętnie biorę udział w owych literackich przygodach do przedwojennego Breslau. Dżuma… jest już którąś książką tego autora, z która miałam przyjemność się zapoznać i muszę przyznać, że jest to kolejny kryminał na naprawdę wysokim poziomie. Po raz kolejny jesteśmy świadkami wspaniałej intrygi, zagadki, akcji pełnej zwrotów. Jak dla mnie pisarstwo Krajewskiego może być naprawdę wzorem do naśladowania wśród współczesnych pisarzy, zarówno pod względem fabularnym, jak i literackim. Festung Breslau miała być ostatnią książką z Eberhardem Mockiem, lecz jednak nie była. Ja jednak z tego powodu wcale nie płaczę. Muszę także przyznać, że mniej w tej powieści (w porównaniu z poprzednimi) jest szczegółów historycznych i topograficznych, jednak klimat owego przedwojennego Wrocławia nadal był przeze mnie wyczuwalny. Jak dla mnie naprawdę genialne kryminały i z pewnością nie jest to koniec przygód z twórczością Krajewskiego.


środa, 28 listopada 2012

Widma w mieście Breslau

Tytuł: Widma w mieście Breslau
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
Czyta: Krzysztof Krupiński
Czas trwania: 9 h 27 min
Ocena: 5/6




Już wie, że należy myśleć negatywnie. Należy sobie z uporem powtarzać: to się nie uda, to skończy się fiaskiem.[...] Pesymizm defensywny jest najlepszą postawą – myśli - ponieważ jedyne rozczarowanie, jakiego człowiek doznaje, jest przyjemne.

O tak! Bardzo lubię kryminały, zwłaszcza te autorstwa Marka Krajewskiego, którego bardzo cenię, właśnie za książki, które stworzył. Nie dość, że jeden z moich ulubionych gatunków, o ile nie ulubiony, to jeszcze akcja wielu jego pozycji toczy się w ukochanym i najpiękniejszym mieście Polski – Wrocławiu. Z serii kryminałów z Breslau w tytule i Eberhardem Mockiem jako komisarzem czytałam wcześniej tylko Śmierć w Breslau i Festung Breslau ( i to w dodatku nie po kolei, ale to nie przeszkadza). Teraz w ramach współpracy z portalem Audeo przyszedł czas na Widma w mieście Breslau.

Akcja toczy się we Wrocławiu w 1919 roku, a zaczyna się kiedy to grupka gimnazjalistów, na jednej z licznych wysepek na Odrze znajdują ciała czterech mężczyzn przebranych za marynarzy. Na miejsce przybywa Eberhard Mock, któremu morderca zostawia liścik na miejscu zbrodni, a na nim jest cytat z pisma świętego oraz ostrzeżenie, jednak asystent kryminalny nie potrafi sobie przypomnieć sytuacji, o której pisze zabójca. To właśnie ten tajemniczy mężczyzna wciąga policję w grę, której stawką jest życie kolejnych ludzi. Autor zaprasza nas na podróż po wrocławskich burdelach razem z Mockiem, który jest prześladowany przez senne koszmary, ma słabość do alkoholu i pięknych, rudowłosych kobiet. Podczas swojej walki z czasem wykorzystuje swój spryt i doświadczenie. W końcu trzeba zatrzymać mordercę i powstrzymać zabójstwa.

Nie da się ukryć, że bardzo lubię tego autora, o nie, choć przyznam. Widma w mieście Breslau wydaje mi się dużo lepsza aniżeli np. Festung Breslau czy Śmierć w Breslau. Widzimy w tej pozycji ciekawą akcję, przedwojenny Wrocław, który w tych książkach jest świetnie odzwierciedlony przez Krajewskiego. Ciekawe, mroczne i intrygujące miasto, jeszcze bardziej intrygujący kryminał. Zdecydowanie polecam! Warto zapoznać się z tym autorem, w których bardzo dobrze wykorzystuje swoją wiedzę, zdobytą podczas studiów filologii klasycznej, co czyni książkę nadzwyczaj fascynującą. Przynajmniej dla mnie zakochanej we Wrocławiu i uczącej się kiedyś łaciny. Jeszcze kilka słów o lektorze.Bardzo przyjemny dla ucha, więc słuchało się bardzo miło, świetne dopasowanie głosu do sytuacji, choć czasem miałam wrażenie, że czytał ciut za szybko.

Kryminały z Breslau w tytule i   
Eberhardem Mockiem jako komisarzem
Koniec świata w Breslau
Widma w mieście Breslau
Dżuma w Breslau


Książkę odsłuchałam dzięki uprzejmości





poniedziałek, 2 lipca 2012

Liczby Charona

Tytuł: Liczby Charona
Autor: Marek Krajewski
Czyta:Jacek Mikołajczak
Muzyka: Piotr Salaber i Jacek Grudzień
Ocena: 5,5/6

Lwów. Maj 1929 roku.
Słynny już komisarz Edward Popielski zostaje wydalony z policji i zaczyna pracę jako korepetytor. W końcu ma czas, żeby rozwiązywać zagadki matematyczne i ma czas na to, żeby się zakochać.
A w tym samym czasie cały Lwów aż huczy od morderstw na kobietach, a morderca zostawia przy nich tajemnicze liściki w języku hebrajskim zaczerpnięte z Biblii. Kto będzie następną ofiarą? Kto jest mordercą? Co mówią na pozór nic nieznaczące zbitki wyrazów w listach pozostawionych przez zbrodniarza? Te zagadki może pomóc rozwiązać policji jedynie Popielski. Jednak znajomość matematyki, łaciny i hebrajskiego się przydaje. A czytelnik wchodzi w świat matematycznych zagadek, liczb, które opisują życie człowieka....

Kolejny kryminał Krajewskiego i kolejny audiobook, ze świetną muzyką w tle. Kolejny kryminał, który oprowadza czytelnika po zakątkach Lwowa, odsłania jego mroczne tajemnice i chyba pierwszy, który jest tak bardzo matematyczny i przedstawia też wysokie wykształcenie Krajewskiego... Bo żeby takie coś napisać to trzeba mieć duuuuuuuuuuuużo w głowie. Polecam!

środa, 23 maja 2012

Erynie

Tytuł: Erynie
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak
Czyta: Robert Więckiewicz
Muzyka: Jacek Grudzień
Ocena: 6/6
Erynie były personifikowanymi wyrzutami sumienia, (...) które (...) mogą zabić człowieka  (...). Człowiek taki albo oszaleje (...), albo też, tak jak Orestes, zawinie głowę w szatę i nie  będzie przyjmował strawy ani napoju, aż umrze z głodu, i dzieje się tak, nawet jeśli nikt nie wie  o jego winie.
Robert Graves, Mity greckie

Rok 1939. We Lwowie wybucha panika, ponieważ w męczarniach w męczarniach ginie małe dziecko. Już żadne nie może być bezpieczne. Nawet wnuczek komisarza Edwarda Popielskiego. Może nawet zwłaszcza Jerzyk. Wszyscy znają tego komisarza o przydomku "Łysy", ale jednak on nie chce współpracować. Miasto przesiąknięte jest chęcią zemsty, przykryte cieniem bogiń zemsty.

Wydanie audiobooka świetne, mocny głos Więckiewicza, świetnie dobrana muzyka Grudnia, super... tylko jedna wada - na koniec każdego fragmentu przypomnienie co to za książka i kto czyta, było to denerwujące słuchać tego co 10 minut. Ale książka mroczna, taka w stylu Krajewskiego. I tak jak przy Głowie Minotaura, po raz kolejny zadawałam sobie pytanie, jak można być takim bezdusznym brutalem. No cud, miód i orzeszki. Po prostu coraz bardziej zaczynam lubić twórczość Krajewskiego.

A teraz Hadzia idzie wyżywać się artystycznie i kulinarnie:D

środa, 2 maja 2012

Głowa Minotaura

Tytuł: Głowa Minotaura
Autor: Marek Krajewski
Ocena: 5.5/6

Breslau i Lwów. Rok 1937. Eberhard Mock z Breslau i Edward Popielski z Lwowa prowadzą śledztwo w sprawie brutalnie zamordowanej, a wcześniej zgwałconej i okaleczonej kobiety, znalezionej w podrzędnym hotelu. Poszukują człowieka, który popełnia popełnia kilka podobnych zbrodni - zawsze na dziewicach niczym mitologiczny Minotaur. Poznajemy mnóstwo różnych postaci, różnych najróżniejszych. Od przypadkowych ludzi, którzy w książce ani zdania nie wypowiedzieli, aż po samego Minotaura. Poznajemy mroczne zakątki Breslau i Lwowa i rodzinne sprawy jednego z prowadzących śledztwo, jego córkę. I owa dziewczyna w pewnym momencie znika, a ojciec się boi, że padła również ofiarą Minotaura. Na szczęście ją znajduje, ale na nieszczęście z jakimś facetem, który ma się stać się jego zięciem.

Książka,której słuchało się z przyjemnością, oczami wyobraźni zwiedzając Wrocław sprzed wojny, ciągle porównując go do Wrocławia współczesnego. Książka, po której zakończeniu stawia się sobie pytanie "Jak można być takim brutalem?", książka, która daje do myślenia nad tym, gdzie kończy się człowiek a zaczyna brutalne zwierzę, nad tym co dzieje się z człowiekiem...

Polecam!

sobota, 2 kwietnia 2011

Festung Breslau

Tytuł: Festung Breslau
Autor:  Marek Krajewski
Wydawnictwo: WAB
Ilość stron: 290
Ocena: 4,5/6

Wrocław, wiosna 1945 roku. Sześćdziesięciodwuletni, zawieszony w obowiązkach oficer Eberhard Mock prowadzi prywatne śledztwo w sprawie zabójstwa pasierbicy znanej antyfaszystki.

Doświadczony przez życie bohater przemierza bombardowane miasto, nieustannie narażając się na śmierć. Musi wybierać pomiędzy potrzebą wyjaśnienia sprawy a chęcią zapewnienia bezpieczeństwa żonie, pomiędzy ucieczką z Breslau a pozostaniem w mieście.

Przeczytałam wcześniej niż "Śmierć...", mimo  że to nie po kolei.
Dlaczego? Bo byłą pierwsza z brzegu na bibliotecznej półce:)
Ale to nie zakłóciło mojego odbioru.
Fajnie się czytało będąc we Wrocławiu.
Ale i tak "Śmierć..." wydaje mi się ciut lepsza.
Jeszcze muszę przeczytać 3 książki Krajewskiego z Breslau w tytule to będę porównywać :)

Śmierć w Breslau

Tytuł: Śmierć w Breslau
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 210
Ocena: 5/6

Wrocław, maj 1933 roku. Wstrząsająca zbrodnia.
Zmasakrowane zwłoki dwóch kobiet. Tajemnicze zdanie napisane krwią ofiar. I wszędzie skorpiony. Idealna sprawa dla Eberharda Mocka. W mrocznym i posępnym Wrocławiu, gdzie w każdym zaułku złodzieje i mordercy czekają na ofiarę, rządzi przemoc i korupcja. Wysoko postawieni notable oddają się hazardowi i rozpuście, przekupna policja walczy o władzę. W mieście zarażonym doktryną hitlerowską pewien komisarz gustuje w dość nietypowej rozrywce. Grywa w szachy (według własnych zasad) z pięknymi roznegliżowanymi pannami. To Mock, którego z domu rozkoszy może wyciągnąć tylko kolejna zbrodnia.


Książka ze szkolnej biblioteki.
„Festung Breslau” też już przeczytane – teraz kolejne części;)

Na początku czytało mi się tak średnio, ale potem już zdecydowanie lepiej.
I czytać tę książkę, siedząc we wrocławskim internacie lub tramwaju ze świadomością, że akcja toczy się tak naprawdę wokół mnie – rzecz bezcenna.
Podstawa dla fanów kryminałów, zwłaszcza mających kontant z Wrocławiem