sobota, 30 listopada 2013

"Paulina w orbicie kotów" Marta Fox

Tytuł: Paulina w orbicie kotów
Autor: Marta Fox
Wydawnictwo: Akapit press
Ilość stron: 245
Ocena: 3,5/6



Prawdziwą koleżankę poznaje się po tym, że nie wzdryga się na widok nędzy i brzydactwa, a wręcz przeciwnie.






O tym, że do książek Magda.doc i Paulina.doc autorstwa Marty Fox mam wielki sentyment już wspominałam, jednak byłam bardzo zdziwiona jak któregoś dnia w bibliotece zobaczyłam inną jej książkę, która okazała się być niejako kontynuacją i podsumowaniem wyżej wymienionych pozycji. Tak, to mowa o Paulinie w orbicie kotów.

Paulina to córka Magdy, którą ta urodziła zaraz po maturach. Teraz po kilkunastu latach Magda jest już dorosła, pracującą kobietą, a Paulina już podrosła i sama postanowiła opisać jej życie, które jest niezwykle barwne;) Ma ona bowiem dwóch tatusiów, nie, nie chodzi tu o homoseksualistów;) Jeden jest ojcem biologiczny, drugi ją wychował. Jak jest to jest żyć w takiej sytuacji? Jak to jest mieć dwóch ojców? O czym dziewczyna pisze swojego bloga? Jakie przygody ją spotkają? Co jej się przydarzy?;)

Paulina w orbicie kotów, jak już wspominałam, jest kontynuacją Magdy.doc i Pauliny.doc. Muszę przyznać, że pod względem językowym dzisiejsza książka jest napisana chyba trochę lepiej napisana niż jej poprzedniczki, jednak niekoniecznie przekłada się to na moją ocenę książki. Może wynika to z mojego chorego sentymentalizmu, który co jakiś czas każe mi wracać do pierwszych dwóch książek i wciąż je lubić nie wiedząc do końca czemu. Ale wróćmy do rzeczy. Choć język jest naprawdę w porządku, to jednak pozycja okazała się słabsza, niż po niej oczekiwałam. Fabuła generalnie nie powala na kolana, pry niektórych wątkach naprawdę zastanawiałam się czy śmiać się czy płakać. No cóż, bywa. Sądziłam, że jeżeli już będzie jakaś kontynuacja to Paulina będzie bardziej podobna do Magdy z poprzednich części, ale chociaż w niej pozostało trochę cech z wcześniejszych pozycji. Czytało się ją lekko i przyjemnie, ale jako takie czytadło, leciutka książka na kolokwialne odmóżdżenie. Generalnie wypada dość dobrze, ale jednak na tle wcześniejszych, to nie jest to co mogłoby być. Będę musiała teraz przeczytać jeszcze inne książki Marty Fox;)

piątek, 29 listopada 2013

Mokka, czyli czekoladowa kawa;)


Witajcie;)
Tak, znów kolejny wpis w ramach Piątkowego kącika czytelniczych umilaczyky;)
Na dziś... mokka, czyli czekoladowa kawa;)



Co będziemy potrzebować?
2-3 kostki ulubionej czekolady
ok. 1/3 szklanki mleka
ok. 2/3 ulubionej kawy
z ekspresu lub rozpuszczalna
ew. bita śmietana do dekoracji i cynamon do smaku

Jak zrobić?
Czekoladę rozkruszyć na mniejsze kawałki, rozpuścić w mleku (na piecu lub w mikrofalówce), dolać kawy i ewentualnie cynamonu. Dla lepszego efektu można udekorować bitą śmietaną;)

wtorek, 26 listopada 2013

"Proces" Franz Kafka

Tytuł: Proces
Autor: Franz Kafka
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Ilość stron: 191
Ocena: 3/6

Ale na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił. Gasnącymi oczyma widział jeszcze K., jak panowie blisko, przed jego twarzą, policzek przy policzku, śledzili ostateczne rozstrzygnięcie. "Jak pies!" - powiedział do siebie. Było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.





O Procesie Kafki słyszał chyba każdy, w końcu to jego najbardziej znane dzieło będące w dodatku lekturą szkolną. Ja osobiście dojrzałam do niej dopiero teraz. No trochę późno, no ale cóż... Lepiej późno niż wcale;)

W Procesie poznajemy Józefa K., będącego głównym bohaterem książki. Jest on do bólu samotnym kawalerem pracującym w banku w nieznanym z nazwy mieście. Któregoś dnia porządek jego dnia burzy wizyta urzędników, którzy informują naszego głównego bohatera nie podając nawet przyczyny. I tak właśnie rozpoczyna się roczny proces Józefa K., który nie ma bladego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Próbuje się połapać, zrozumieć... Do czego dojdzie? Jak ten proces się skończy? O co tak naprawdę chodziło urzędnikom?
Zdumiewa wprost, że jedno życie ludzkie wystarcza, aby ogarnąć tyle sprzeczności i móc jeszcze pracować z jakimś rezultatem.
Proces to książka, którą teoretycznie powinnam przeczytać już dawno, jako lekturę obowiązkową w szkole, ale jednak tak się nie stało. Nie przykuła wystarczająco mojej uwagi, nie dojrzałam do niej, aż do teraz, kiedy postanowiłam nadrobić zaległości. Trzeba przyznać, że na przestrzeni historii Proces jest pozycją wyjątkową, bo w sposób symboliczny przedstawiająca pewne polityczne schematy działania. Nie dość, że jest opowieścią o totalitaryzmie, to jeszcze mówi o samotności głównego bohatera i podejmuje temat winy i kary. Przede wszystkim opisuje problem wolności jednostki, która w tym momencie jest mocno ograniczona. Bezsprzecznie są to tematy ważne, jednak nie zmienia to faktu, że Proces mnie do siebie nie przekonał. Wiem, że absurd i przekoloryzowanie w tej książce był zamierzone, jednak momentami to aż raziło i irytowało, przez nadmierną ich kumulacje na tak niewielkiej ilości stron. Tak samo denerwująco działała na mnie postać Józefa K., który był zupełnie pozbawiony jakichkolwiek emocji. Zachowywał się jakby był jakimś mutantem czy robotem, który nie wie co to są uczucia, jakby mu były zupełnie obce. Książka przygnębiająca, która powinna się znaleźć na liście lektur obowiązkowych wszystkich urzędników... Do mnie książka nie przekonała. Choć niewątpliwie ważna, to w świecie pełnym absurdów i chorej do bólu biurokracji i papierologii wolę przeczytać coś, co pozwoli mi się od tego oderwać, a nie jeszcze pogłębi przygnębienie szarą rzeczywistością.

niedziela, 24 listopada 2013

W otchłani mroku

Tytuł: W otchłani mroku
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 320
Ocena: 6/6



Nikt z nich nie wiedział, że on właśnie w strachu przed cierpieniem szuka szybkiej śmierci, że rzuca się w wir wojennych zdarzeń, nie z powodu odwagi, lecz z desperacji i lęku przed paroksyzmami bólu.






Jak myślisz jaki związek wydarzenia z 2012 roku mają związek z tymi, jakie wydarzyły się w 1946 roku? Czym jest Gimnazjum podziemne i czego tam nauczają? Czym jest tytułowa otchłań mroku i jaki ona ma związek z ową szkołą?

Rok 1946, czasy zaraz po II Wojnie  Światowej, czasy kiedy Breslau stał się Wrocławiem, a tragiczne wojenne wspomnienia wiszą jeszcze powietrzu wraz z pyłem ze zniszczonych przez walki częściach miasta. I to właśnie w takich warunkach po raz kolejny spotykamy, znanego z Rzek Hadesu czy Liczb Charona, Edward Popielski. Jego zadaniem jest wytropienie tajnego agenta UB wśród uczniów tajnego Gimnazjum Podziemnego, jednak sprawy się zaczynają komplikować. We Wrocławiu bowiem dochodzi do brutalnych i krwawych, a czasem nawet śmiertelnych gwałtów, w tym na uczennicach owej szkoły. Czy Popielski odkryje kto za tym stoi? Czy uda mu się rozwikłać tę zagadkę? Do czego posunie się tym razem? Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem? Udowodni filozofom, że świat zmierza ku dobremu, czy wręcz przeciwnie?

Pan Marek Krajewski to autor, którego książki mogłabym czytać w ciemno, zawsze i wszędzie. Za każdym razem, kiedy sięgam po pozycje spod jego pióra, to wiem, że się nie zwiodę. Tak i było z tą najnowszą zatytułowaną W otchłani mroku, której wydarzenia dzieją się na kilku płaszczyznach czasowych i są silnie związane ze środowiskiem akademickim. Pierwszą rzeczą, która przykuło moją uwagę to okładka. Jest ona bowiem niezwykle mroczna, klimatyczna i, moim zdaniem, świetni e oddająca klimat panujący w książce. Do tego fakt, że akcja książki dzieje się we Wrocławiu, zdecydowania działa na plus dla niej. Dlaczego? Pomijając oczywiście fakt, że część wydarzeń dzieje się w „moich” aktualnych terenach tego miasta (ul.Grunwaldzka i ul.Nowowiejska). Dlatego, że autor w bardzo kunsztowny, z pewną gracją, jakby fascynacją oddaje klimat tego miasta, jego atmosferę, ba, buduje je wręcz na nowo, przypomina, dlaczego to miasto daje się kochać. Jego powojenny Wrocław jest przedstawiony doprawdy pieczołowicie, starannie i w sposób godny podziwu. Kolejną rzeczą, która zachęca do przeczytania, to dobrze już znana postać Edwarda Popielskiego.  Według mnie Marek Krajewski swoich bohaterów kreuje po prostu po mistrzowsku. Każda z nich jest charakterystyczna, wyrazista, mająca swoje mniej czy bardziej dziwne upodobania, nie dająca o sobie tak szybko zapomnieć. Zresztą autor jest moim zdaniem mistrzem pióra i współczesnym mistrzem kryminału, na miarę Aghaty Christie czy sir Arthura Conan Doyla. Pisze wyśmienitym językiem, fabuła i bohaterowie naprawdę bardzo przemyślani i dopracowani, a autor umiejętnie wplata swoją wiedzę z dziedziny filozofii i łaciny w książkę,  jednocześnie nie nudząc czytelnika długimi wywodami, które nic nie wnoszą do książki. Te są umiejętnym tłem wręcz częścią fabuły, która potrafi niezmiernie zaintrygować. Moim zdaniem W otchłani mroku to wyśmienity kryminał, który powinien przeczytać każdy, kto nazywa się miłośnikiem tego gatunku literackiego. 
Polska oświata obumiera. Matura straciła swe znaczenie. Jest byle jakim sprawdzianem, który byle kto zdaje. Absolwenci tak zwanych liceów nie potrafią się skupić, nie potrafią składnie pisać ani mówić. Historię spycha się na margines. W odróżnieniu od francuskich czy niemieckich szkół średnich w naszych nie ma miejsca dla filozofii, logiki i łaciny. 
 Zgadza się ktoś z tym cytatem? Bo ja w 100 %.


wtorek, 19 listopada 2013

Christine

Tytuł: Christine
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Ilość stron: 640
Ocena: 5.5/6




Jeśli jesteś brzydki i każdy się z ciebie nabija, patrzysz na świat zupełnie inaczej niż wszyscy. Trudno wtedy zachować dobry humor. Czasem trudno nie zwariować.





Jak myślisz? Czy sam samochód bez kierowcy może jeździć i zabijać? Czy przez samo posiadanie i reperowanie wozu można diametralnie się zmienić? Czy przez to można pozrywać lub/i popsuć wszystkie relacje z ludźmi, które zostały odludkowi? Czy o samochodzie, który jest rodzaju męskiego, można mówić używając zaimka „ona”? Jeżeli Cię to zastanawia, to zapraszam Cię do lektury Christine, autorstwa Stephena Kinga.
Chyba właśnie po tym można poznać ludzi naprawdę samotnych... Zawsze wiedzą, co robić w deszczowe dni. Zawsze można do nich zadzwonić. Zawsze są w domu. Pieprzone "zawsze".
Arnie Cunningham to 17-latek, który jest zupełnym odludkiem, szkolnym popychadłem z mnóstwem pryszczy na twarzy, z którymi zupełnie nie może sobie poradzić. Chłopak ma tylko jednego przyjaciela imieniem Danniel, z którym spędza większość swojego wolnego czasu już od dzieciństwa. Któregoś dnia, wracając z wakacyjnej pracy przy budowie autostrady chłopcy przy drodze zauważają stary samochód na sprzedaż. I tak właśnie zaczyna się ich tragiczna przygoda. Co się stanie? Jak ten samochód wpłynie na ich przyjaźń? Czy Arniemu uda się go wyremontować? Jak na ten pomysł zareagują rodzice chłopaka? Czy to zaakceptują?

Christine
Christine w swojej formie dzieli się na trzy części. W pierwszej i ostatniej narratorem jest Dennis, który opowiada o przygodach jakie ich spotkały, w drugiej zaś występuje narracja trzecioosobowa, która jest zrozumienia pozostałych bohaterów, lecz ten zabieg może spowodować trochę zamieszania i bałaganu. Christine to książka, która w wyraźny sposób pokazuje zmiany, jakie zaszły w Arniem, pokazuje samotność i bycie popychadłem jako swoistą, osobistą tragedię, od której nie sposób się uwolnić. King jest nazywany mistrzem w dziedzinie literatury grozy, lecz dopiero przy tej książce (Kolejnej jego autorstwa) poczułam momentami lekki dreszczyk przebiegający po plecach. Bo jak tu się nie wystraszyć samochodu jeżdżącego bez kierowcy? Zwłaszcza, że ów pojazd z premedytacją zabija? No jak? No to trzeba przyznać, że udało się autorowi lekkie ciarki u mnie wywołać. Jednak King nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił jakiś seksualnych opisów o nabrzmiewającym członku itp. No cóż, widać element charakterystyczny dla niego. Tak samo jak dość prosty i średnio literacki język oraz akcja która toczy się w takim uśrednionym tempie bez jakiś szczególnych zwrotów akcji, jednak nie zmienia to faktu, że książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Muszę przyznać, że jednak King zaskoczył mnie interesującą kreacją głównego bohatera – Arniego oraz ciekawym zakończeniem. Podsumowując, Christine to może nie arcydzieło w kategorii literatury grozy przez chociażby język i niezbyt wielkie przerażenie i strach jakie wywołała (w każdym bądź razie do Lovecrafta daleko), jednak jest to książka warta przeczytania, absorbująca umysł pociągająca w swym pomyśle. Teraz czeka na mnie ekranizacja, która powstała krótko po wydaniu książki.




piątek, 15 listopada 2013

Shake kawowy


Czasem przychodzą takie momenty, że potrzebuję porządnego kopniaka na pobudzenie.
Najlepiej kofeinowo - energetycznego.
W takich chwilach świetnie się sprawdza... shake kawowy!



Co będziemy potrzebować?
1-1,5 gałki lodów śmietankowych lub waniliowych
1/2 - 1/3 szklanki mleka (do uzupełnienia)
1,5-2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej
kakao do ozdoby

Jak to zrobić?
Lody, mleko oraz kawę zblendować w wysokim naczyniu, przelać do szklanki, po czym udekorować kakaem. Pić przez słomkę;) Pobudzenie gwarantowane;)



poniedziałek, 11 listopada 2013

Ostatni, który umrze

Tytuł: Ostatni, który umrze
Autor: Tess Gerritsen
Seria: Rizzoli&Isles
Tom: dziesiąty
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 432
Ocena: 5.5/6


Oto co naprawdę oznacza miłość: umysł pod wpływem narkotyków. Adrenaliny, dopaminy, oksytocyny i serotoniny. Opiewane przez poetów chemiczne szaleństwo.





Detektyw Rizzoli i doktor Isles po raz kolejny wkraczają do akcji mając do rozwiązania kolejną, niełatwą zagadkę, która zaprząta głowy bostońskich policjantów. Tak, oto przedstawiam Wam nową książkę Gerritsen zatytułowaną Ostatni, który umrze.

Dziwna szkoła dla ofiar przemocy, dla młodzieńców, którym zamordowano kogoś z bliskich. A w niej trójka dzieci, które  jakimś cudem i dziwnym zbiegiem okoliczności przeżyły, kiedy ktoś atakował ich rodzinę. I to dwukrotnie. Najpierw w ciągu tygodnia zostały zamordowane rodziny całej trójki, później, po dwóch latach morderca wraca, żeby zaatakować ich rodziny zastępcze. Lecz kim jest ten tajemniczy zabójca? Kim jest tytułowy ostatni, który umrze? Dlaczego akurat te rodziny? Dlaczego akurat te dzieci muszą przeżywać taką tragedię? Czym sobie zasłużyły? Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem?

Angie Harmon jako Jane Rizzoli oraz
Sasha Alexander jako Dr Maura Isles
w serialu Partnerki
Ostatni, który umrze to kolejna książka Gerritsen, którą miałam okazję przeczytać i już kolejna, która trafiła na moją półkę za sprawką mojego Księcia z bajki. Przyznam szczerze, że ta pozycja niezwykle mnie zaintrygowała już samym tytułem, bo cóż może się za nim kryć? Bardzo cenię sobie twórczość Tess Gerritsen, choć miewa swoje gorsze i lepsze momenty. Jednak wiem, że za każdym razem podczas lektury jej książek, nie będę się nudzić i miło spędzę z nimi czas. Tak i musiało być z jej najnowszą pozycją. Co w niej takiego? Sam pomysł na książkę uważam z niezmiernie ciekawy – zagadka, która kręci się wokół trójki dzieci i ich rodzin, w jakiejś tajemniczej i dziwnej szkole silnie związanej z przemocą i morderstwami. Przede wszystkim trzeba przyznać, że jest to pomysł wykorzystani dość dobrze. Co charakterystyczne dla Tess, skonstruowała ciekawą intrygę, którą dawkuje czytelnikowi stopniowo i umiejętnie, niezbyt skomplikowanym językiem, ale jednocześnie nie za prostym – istny złoty środek jak na tego typu książki. Przede wszystkim podobało mi się wykreowanie głównych bohaterów – silnych, charakterystycznych, wzbudzających sympatię czytającego. Już od samego początku polubiłam detektyw Jane Rizzoli i jej przyjaciółkę, lekarkę sądową – Maurę Isles, lecz w tej części doszli jeszcze inni bohaterowie – chociażby owa trójka dzieci, które ocalały z tragedii. Jedynie jedna postać nie do końca przypadła mi do gustu – morderca, który wydaje się być nijaki, mdły, bez pomysłu, a jego motywy nie wyjaśnione do końca. I to właśnie on jest najgorzej wykreowaną postacią, przynajmniej moim zdaniem. No cóż... bywa. Jednak nie zmienia to faktu, że Ostatni, który umrze to dobrze skonstruowana powieść, która trzymająca w napięciu i wciąga czytelnika w swoje zagadki, sprawiając że czas spędzony z nią, na pewno nie będzie czasem zmarnowanym. Intrygi i zagadki trzymające w napięciu do ostatniej strony, zwroty akcji, postacie, które raz są przyjaciółmi innymi razem wrogami... Zdecydowanie polecam książkę wszystkim fanom twórczości autorki, ale także tym, którzy dopiero planują się z nią zapoznać i nie wiedzą od  czego zacząć. Naprawdę warto po nią sięgnąć.

piątek, 8 listopada 2013

Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz





Tytuł: Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz
Autor: Marek Nowakowski
Wydawnictwo: Iskry
Ilość stron: 312
Ocena: 4.5/6










Lata tużpowojenne, koszmar owych tragicznych chwil związanych z wojną unosi się jeszcze w powietrzu, a nam, ludziom początku XXI wiek, często urodzonym i wychowanym po rewolucji z 1989 roku, tamta codzienność wydaje się być tak samo szara, jak czarno – białe fotografie z tamtych lat. Właśnie o tym okresie pisze Marek Nowakowski w swoich opowiadaniach.

Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz to tak naprawdę dwa zbiory opowiadań, ale wydane po wielu latach w jednej książce. Ten stary złodziej wydany po raz pierwszy w  1958 roku, a Benek Kwiaciarz, w 1961, to świetna fotografia tamtych lat, początku PRL-u, gdzie zapach wojny był jeszcze wyraźnie wyczuwalny. W książce znajdziemy łącznie ponad 20 opowiadań, choć innych fabularnie to osadzonych mniej więcej z tych samych realiach pełnych ludzi prostych, choć takich zupełnie innych od tych nam współczesnych. Akcja opowiadań jest osadzona w szarawych miasteczkach, w czasach, kiedy ludzie byli nauczeni spędzać czas ze sobą nawzajem, a nie zamknięci w czterech ścianach swoich problemów, a czasach, gdzie wódka lała się litrami do musztardówek, a tytuł magistra coś jeszcze znaczył. Świat przedstawiony w tych opowiadaniach to niewątpliwie margines społeczeństwa, pełen ludzi biednych, lumpów, prostytutek, paserów czy choćby drobnych złodziejaszków… Co owi bohaterowie robili i co dzieje się w tych opowiadaniach? W jakich sytuacjach ich poznamy? O czym jeszcze w nich przeczytamy i świadkami jakich przygód będziemy?

Marek Nowakowski
Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz to książka niewątpliwie wyjątkowa, przynajmniej dla mnie. Jej lektura przeniosła mnie do zupełnie innego, nieznanego mi świata, którego już nigdy nie poznam. To trzeba przyznać bezdyskusyjnie – pod względem historycznym książka Marka Nowakowskiego jest nieocenionym materiałem i źródłem informacji, a wszystko za sprawą rzetelnych, dokładnych i jakże dobitnych opisów tamtej rzeczywistości. Opisów nader dobijających, przesiąkniętych codziennością, a przez to tak wartościowych i oddających tamte realia. Fabularnie opowiadania wydają mi się dość interesujące, to trzeba przyznać. Akcja toczyła się w nich dość sprawnie i wartko, to jednak pozwalała się ona rozpływać w tamtej rzeczywistości. Trzeba przyznać, że choć opowiadań jest w tym zbiorze dość pokaźna sumka, to jednak autor miał wystarczająco pomysłów, żeby nie były one nudne. Każde opowiadanie się czymś wyróżnia, jest inne, zbudowane na jakiś innym wydarzeniu czy pomyśle, choć niektóre z nich można by wykorzystać  lepiej. Jednak ten mankament ani trochę nie umniejsza kunsztowi pisarza, który w sposób interesujący, zgrabny i nader ciekawy, a jednocześnie bardzo prosty opisuje to, o czym cenzura w tamtych czasach często zabraniała pisać… Muszę przyznać, że owe opowiadania choć są napisane ciekawie, to moim skromnym zdaniem zdecydowanie praktycznie w każdym z nich brakowało jakiejś puenty, morału, czegoś co spięło by owo opowiadanie, podsumowało je, co jest niezmiernie ważnym elementem, nie oszukujmy się. Może tak miało być, ale jednak nie zmienia faktu, że mi tego brakowało. No cóż taka jestem, ale tak naprawdę, to jest to największy mankament owych opowiadań. Co ciekawe, w przerywniku, pomiędzy owymi dwoma zbiorkami znajdziemy fotografie upamiętniające tamte czasy, co jest ciekawym uzupełnieniem i przygodą, dla ludzi, których często wtedy nawet w panach nie było;)


Zbierając się już na podsumowanie, stwierdzam, że Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz to książka zdecydowanie warta przeczytania. Dlaczego? Można spędził miło z nią czas, poznać historię powojenną w inny, ciekawy sposób.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:


środa, 6 listopada 2013

Hadzine dyskusje: wydania kieszonkowe


Często przy wymienianiu się książkami ja jakiś portalach czy forach znajdziemy zastrzeżenie: żadnych wydań kieszonkowych. A co jest w nich takiego złego? Osobiście bardzo lubię takie wydania. Otóż dlaczego? Postaram Wam się przybliżyć w kilku punktach;)
  1. Zajmują mniej miejsca na półce (a jakże ono cenne!)
  2. Dużo łatwiej zmieścić ją w torebce, w której jak wiadomo jest wszystko;) No i jest lżejsza!
  3. Praktyczniejsze w podróży czy w czytaniu na wykładach czy środkach transportu publicznego;)
  4. Są tańsze od wydań tradycyjnych (dla studenta to ważne;)
Fakt, znajdzie się kilka wad takich jak minimalnie gorsza prezencja, gorszy papier czy mniejsza czcionka, ale dla mnie nie gra to wielkiej roli;) Jestem osobą, która często czyta poza domem, m.in. w pociągach, na dworcach, przystankach czy kawiarniach, dlatego doceniam wydania kieszonkowe, które zdecydowanie łatwiej jest zabrać gdzieś ze sobą;)


A jakie są Wasze odczucia? Lubicie wydania kieszonkowe czy Was denerwują? Jeżeli lubicie, lub nie to za co?

poniedziałek, 4 listopada 2013

Mistyfikacja

Tytuł: Mistyfikacja
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 544
Ocena: 5/6


Prawda nie jest wehikułem czasu, nie przeniesie jej w przeszłość, nie sprawi, że wszystko nagle będzie w porządku. Prawda może dokonywać już tylko jednego ... może zabijać.







Przeszłości boi się każdy. Każdy ma jakieś mniej czy bardziej bolesne wspomnienia, które mogą wrócić w każdym, nawet tym najmniej spodziewanym momencie, dlatego to wszystko jest takie straszne. Przekonali się o tym bohaterowie jednej z książek Harlana Cobena – Mistyfikacji.

Laura Ayars to powszechnie znana i rozpoznawalna modelka, która wiedzie szczęśliwe życie u boku swojego przystojnego i kochającego męża – koszykarza Davida Baskina. Są razem szczęśliwi, choć matka kobiety nie aprobuje tego związku. Jednak ich utopia nie trwa długo, bowiem podczas ich miesiąca miodowego mężczyzna znika w tajemniczych okolicznościach. Co tam się stało? Czy naprawdę utopił się w basenie? Czy zataił przed żoną jakieś tajemnice? Czy jej matka ma jakieś informacje, na bazie których nie umie zaakceptować tego związku? Jak to się skończy i co tam się naprawdę stało?

Harlan Coben
Coben to bezdyskusyjnie jeden z najbardziej znanych amerykańskich pisarzy, a także jeden z moich ulubionych, choć ostatnio zdarza podchodzić mi się do jego książek, z coraz większym sceptycyzmem spowodowanym tym, że pisze tak, że jego w jego bibliografii jedna pozycja niewiele różni się od innej. Muszę przyznać, że Mistyfikacja jest jedną z tych książek, które na tle jego twórczości choć trochę się wyróżniają, mają w sobie coś innego. Autor w przedmowie prosi o wyrozumiałość, bo Mistyfikacja to jego pierwsza książka, którą wznowiono po kilku latach. A czy owa wielkoduszność jest potrzebna? Tylko momentami, w takich jak prosty i średnio literacki język, ale jednak to jest widoczne, we wszystkich książkach Cobena. Muszę przyznać, że sam pomysł na książkę jest naprawdę ciekawy, choć mógłby być wykorzystany lepiej. Wiele wątków, do pewnego stopnia przewidywalnych (zaznaczam – do pewnego stopnia), mogło być rozwiniętych bardziej. Choć nie jest to literatura wysokich lotów, to jednak z Mistyfikacją spędziłam czas niezwykle miło i przyjemnie. Lekka pozycja do odstresowania się, średnio wymagająca, jednak wciągająca w swoje intrygi;)

sobota, 2 listopada 2013

Bożonarodzeniowa wymianka u Hadzi;)

ZASADY:
1.Zabawa tylko dla posiadaczy blogów.
2. Zapisy  trwają do 15 listopada 2013 roku.
3. Losowanie osób, dla których przygotowujemy przesyłki nastąpi 16 listopada, o czym w przeciągu 3 dni powiadomię Was mailowo;)
4. Przesyłka musi być wysłana przesyłką na koszt wysyłającego z potwierdzeniem nadania (list polecony, paczka itp.), a skan owego nadania ma być wysłany na maila.
5. Przesyłki wysyłamy NAJPÓŹNIEJ do 3.12.2013 roku
6. Przesyłka powinna zawierać :
~oczywiście książkę lub książki, które nie muszą być nowe, lecz zadbane;) oczywiście wg preferencji na ankietce;)
~jakiś bożonarodzeniowy akcent – kartkę, ozdóbkę, zakładkę… cokolwiek;)
~jakieś umilacze – słodycze, herbatki itp.;)
~list lub jakąś króciutka wiadomość;)
7.  Jeżeli jest ktoś chętny to zgłaszamy się mailowo na adres hadziczka13@wp.pl,  a w temacie maila podać: własny nick !!! oraz poinformować o zabawie na swoim blogu (zamieszczenie banera).W mailu powinno się znaleźć: skopiowana i wypełniona ankietka oraz wyrażenie zgody na przestrzeganie zasad zabawy. Tylko osoby, które spełnią te warunki będą mogły wziąć w niej udział, a ja zastrzegam sobie prawo do odmowy komuś udziału w zabawie.
8.Po otrzymaniu przesyłki poinformować o tym organizatora zabawy, czyli mnie oraz osobę, która przygotowała paczkę. Miło będzie jeżeli dodasz także jakąś informację o przesyłce na swoim blogu;)
9.Warto dodać mojego bloga do obserwowanych, polubić na fb, czy jakkolwiek śledzić, żeby móc monitorować losy wymianki;)

Ankieta:
a)Nick lub Imię i nazwisko – to co jest nazwą Waszego profilu
b) adres korespondencyjny
c) adres bloga
d) Preferencje książkowe -  najlepiej dość dokładnie, z podaniem swoich ulubionych autorów i tych, których omijacie z daleka.
f) link do konta Lubimy czytać, bądź innego tego typu portalu
g) czy zgadzasz się wysłać przesyłkę za granicę?

piątek, 1 listopada 2013

Cześć, tato!


Tytuł: Cześć, tato!
Autor: Józef Ratajczak
Rysunki: Bohdan Butenko
Wydawnictwo: Mila
Ilość stron 144
Ocena: 5,5/6




Na świat przychodzi wyczekiwany przez 9 miesięcy maluszek i z krzykiem na ustach oznajmia wszystkim wokoło, że w tym właśnie momencie ich świat stanął na głowie i że już nic nie będzie tak jak wcześniej. Ojciec bierze dziecko po raz pierwszy na ręce i w dziwnym grymasie widzi owo tytułowe powitanie „Cześć, tato!”. I jak od tego momentu zmienia się życie mężczyzny? Jak z męża stanie się ojcem? Jak bardzo dziecko zmieni wszystko wokół siebie? Na te wszystkie pytania próbuje odpowiedzieć Józef Ratajczak w swojej książce, przy pomocy ilustracji Bohdana Butenko.

Cześć, tato! to niewątpliwie radosna książka, w której dzięki współpracy autorów, poznajemy zmiany zachodzące w męskim świecie po narodzinach dziecka. Pisana radosnym, prostym, wręcz dziecięcym językiem książka świetnie oddaje sytuacje z życia codziennego, które ulega tak diametralnej zmianie. Bo o, że zmienia się życie kobiety, już od chwili poczęcia to już wiadomo. A jak to jest z mężczyzną? Jak on przestawia się z roli męża na rolę ojca? Jak dokonuje owej zmiany? Jak podejść do dziecka, skoro wcześniej nie miało się z tym kontaktu? O tym wszystkim przeczytamy w owej książce. Ale jednak nie są to jakieś moralizatorskie frazesy prawione przez kogoś, kto nie ma o tym bladego pojęcia. Cześć, tato! to książka napisana przez ojca dla ojców, opisująca codzienne sytuacje, które go spotykały od kiedy został ojcem swojego syna – Grzegorza. Jesteśmy tu świadkami ojcowsko-synowskich poważnych i mniej poważnych rozmów, wspólnych zabaw, spacerów, oswajania się, rozumienia…
A Grzegorz umie wszystko zmienić w śmiech. Nadąsa się, płacze i już po chwili rechocze, zataczając się na nogach. Toteż muszę się wam przyznać, że bardzo lubię podglądać sobie Grzegorza, aby nauczyć się od niego wielu dobrych rzeczy. Nie macie może nawet pojęcia, jak wiele dorośli mogą skorzystać patrząc uważnie na dziecko.

Tak wygląda jedna ze stron książki;)
(Kliknij, żeby powiększyć)
Cześć, tato! to książka bezdyskusyjnie zabawna, naprawdę podczas lektury nie sposób się nie uśmiechnąć;) Skierowana jest ona głównie do ojców, którzy wciąż oswajają się tą rolą, a także do tych, którzy są nimi już dłuższy czas. Ba! Moim zdaniem dla młodych tatusiów jest to lektura obowiązkowa! Z biciem w piersi muszę przyznać, że nazwisko Józefa Ratajczaka niewiele mi dotychczas mówiło. Dopiero przy tej książce się z nim spotkałam. Tak, dopiero teraz, choć jest autorem tak wielu tomików wierszy i innych dzieł, a także został okrzyknięty mistrzem słowa. No cóż się dziwić, skoro stworzył tyle pozycji dla dzieci i nie tylko. No ale wychodzi na to, że jestem jakaś niedzisiejsza i nieświatowa, skoro dopiero teraz go poznałam;) A wracając do książki – jest to pozycja godna polecenia rodzicom małych dzieci, a w szczególności ojcom. Moim zdaniem, pomaga ona zrozumieć myślenie kilkuletniego dziecka, pokazuje jego potrzeby oraz to jakiego odnoszenia do siebie potrzebuje. Pokazuje także, że i do ojcostwa, a przede wszystkim do dziecka należy podejść na poważnie. Bo to nie jest już zabawa w dom. Pokazuje to, jak wielką potrzebę wytłumaczenia mu wielu spraw dziecko odczuwa. Cześć, tato! jest książką naprawdę wartą przeczytania, a może dodatkowo zachęci Was fakt, że została ona okrzyknięta Najpiękniejszą Książką Roku 2007. Warto także dodać, że książkę czyta się szybko, nosząc wręcz dziecko na ręku, a wszystko za sprawą tego, że książka skonstruowana jest tak, że każdy rozdzialik to 1-2 stroniczki o perypetiach małego Grzegorza i jego całkiem dużego Taty. Jeżeli się jeszcze wahacie, to mówię Wam – niepotrzebnie i do księgarni marsz!;)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości: