Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Otwarte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Otwarte. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 12 kwietnia 2022

"Żony gejów. O tym, czego nikomu się nie zdradza" Maria Mamczur





Tytuł: Żony gejów. O tym, czego nikomu się nie zdradza
Autor: Maria Mamczur
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość storn: 392
Ocena: 2/6






Temat LGBT+ to wciąż w Polsce temat tabu, choć i tak odnoszę wrażenie, że ogólna świadomość coraz większa, choć niekoniecznie w środowiskach ultrakatolickich. Sama mam bliższych lub dalszych znajomych nieheteronormatywnych i kto z kim ląduje w łóżku – nie mój interes. Z chęcią przeczytałam książkę pt. Polacy pod tęczową flagą. W końcu kilka razy natrafiłam na pozycję Marii Mamczur pt. Żony gejów. O tym, czego nikomu się nie zdradza i w końcu się za nią zabrałam.
Po piętnastu latach związku Anna odkryła w telefonie męża SMS-y od młodych kochanków. Ryszard wie, jak bardzo skrzywdził Łucję, ale przez lata robił wszystko, żeby zapomnieć, kim jest. Żona geja od dwudziestu pięciu lat – nie chce rozwodu. W sypialni było okropnie, ale w salonie i w kuchni świetnie. Różne scenariusze – podobne emocje. Żal. Wstyd. Niepewność. Cierpienie. Gniew. Odczuwane skrycie przez żony i mężów, obezwładniające i niszczące poczucie własnej wartości. Maria Mamczur, doświadczona i nagradzana reporterka, stara się przybliżyć zjawisko, o którym wszyscy wiedzą, ale o którym nikt nie rozmawia. Oddaje głos kobietom, które dowiedziały się, że ich mężowie lub życiowi partnerzy są gejami. Rozmawia również z tymi, które świadomie zdecydowały się na związek z gejem. Spotyka się także z mężczyznami – oni opowiadają jej o związku z kobietą ze swojej perspektywy. Reporterka konsultuje się z uznanymi terapeutami i seksuologami, by przedstawić szerszy kontekst zjawiska. Zagłębia się w poruszające historie swoich bohaterek i bohaterów po to, aby lepiej zrozumieć, z czym się borykają, kiedy po związku zostają zgliszcza. Ale niekiedy też miłość, która – choć niechciana – trwa w nich mimo wszystko.                                                                                                                                      opis wydawcy

Żony gejów. O tym, czego nikomu się nie zdradza zawiera w sobie historie najróżniejszych ludzi – zwierzenia kobiet – tytułowych żon gejów, a także mężczyzn (głównie tych biseksualnych), a także rozmowy z profesorami Izdebskim i Starowiczem, dziennikarzem Dzierżanowskim oraz psychoterapeutą Kurczakiem. Podczas czytania zwierzeń wciąż wydawało mi się, że czytam te same historie i wypowiedzi, tylko podpisane innymi imionami. No i do tego bohaterowie tych historii – w większości wydali mi się do bólu infantylni (zwłaszcza mężczyźni wchodzący w takie związki), a kobiety z klapkami na oczach i zaślepione sama nie wiem czym. W moim odczuciu całość w ogóle się nie kleiła i brzmiała jak użalanie się nad sobą każdej ze stron. Ponadto spora część książki to komentarze i wpisy z Internetu, a nie stricte dziennikarska działalność autorki, co jest sporym pójściem na łatwiznę, a do tego pozycja pisana w sposób niezbyt wyszukany i prosty. Muszę przyznać, że podczas lektury tej książki wynudziłam się i niejednokrotnie miałam ochotę rzucić ją w kąt nie kończąc jej nawet. Do tego w moim odczuciu książka jest wyjątkowo chaotyczna, a do tego nie do końca rzetelna – zbyt mało obiektywizmu jak na reportaż, bo w całej pozycji ewidentnie wieje awersją i niechęcią do osób nieheteronormatywnych - zwłaszcza mężczyzn. Czyżby autorka sama została zraniona przez męża nie-hetero? 

Żony gejów. O tym, czego nikomu się nie zdradza jest książką, która zdecydowanie podejmuje ważny temat – uprzedzeń, społecznych i rodzinnych nacisków to zawarcia małżeństwa czy typowej, klasycznej rodziny, ale w moim odczuciu temat bardzo mocno spłycony, chaotyczny i nudny, a bohaterowie infantylni (nie wiem czy tacy byli naprawdę czy tak są wykreowani przez autorkę). Mimo że temat ciekawy – nie polecam książki. W moim odczuciu zdecydowanie szkoda czasu, a szkoda, bo temat ze sporym i niewykorzystanym potencjałem. 

czwartek, 7 października 2021

"Gó*** prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe" Alexandra Reinwarth

Tytuł: Gó*** prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe
Autor: Alexandra Reinwarth
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 352
Ocena: 3/6


Równie wyzwalającym uczuciem jest wiedza, że jesteśmy odpowiedzialni za własne szczęście, jest również też odkrycie, że nie jesteśmy odpowiedzialni za szczęście innych osób.




Gó*** prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe zainteresowały mnie przede wszystkim z racji psychologicznych zainteresowań (i studiów) oraz tego, że bardzo mi się spodobała poprzednia książka Alexandry Reinwarth pt. Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne. Ta wcześniejsza mnie wręcz zachwyciła, pozycję o pułapkach myślowych znalazłam pod choinką, aż w końcu się za nią zabrałam – zapraszam więc na recenzję!

Uważasz, że podejmujesz racjonalne decyzje?
Jesteś w błędzie – rządzą tobą emocje!
Wiesz, że czegoś lepiej nie robić, ale i tak się na to decydujesz.
Zamartwiasz się tym, na co nie masz wpływu.
Potajemnie zerkasz na wyświetlacz komórki partnera.
Wydajesz więcej niż zarabiasz.

Tak samo jest, kiedy potrzebujesz odmiany w życiu – wiesz, co trzeba zrobić, próbujesz, ale nic się nie zmienia. Wpadasz w te same pułapki: chcesz zmienić swoje działania, a nie jesteś świadoma, że to twoje emocje ostatecznie decydują. Możesz to zmienić!

Przeczytaj tę książkę, aby:
okiełznać swoje emocje i nauczyć się je obsługiwać,
rozpoznać szkodliwe schematy i się od nich uwolnić,
w końcu skutecznie realizować swoje plany.
Naucz się odróżniać to, co wiesz, od tego, co ci się wydaje, a twoje życie stanie się prostsze! 

                                                                               opis wydawcy

Gó*** prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe tak w skrócie jest książką o tym, jak się wykręcamy, oszukujemy samych siebie i w jakie pułapki wpadamy w postrzeganiu siebie i innych. Można w niej znaleźć opisane zjawiska znane w psychologii - takie jak widzenie tunelowe, taktyka opóźniania gratyfikacji czy błąd atrybucji. To się naprawdę ceni, żeby zwykłego czytelnika przybliżyć do psychologicznych zagadnień i zrozumienia samych siebie. Muszę jednak przyznać, że jako studentka psychologii się trochę rozczarowałam pod tym względem – zagadnienia owszem są wspominanie, ale jednak opisane w sposób dość płytki i… jakby niedokładny, jakby na odczepnego. Są przykłady z życia autorki, co jest na plus, ale w tym wszystkim jest mało konkretna, a poszczególne pułapki opisane pobieżnie. A szkoda, naprawdę szkoda, bo tu jest naprawdę potencjał. Przynajmniej tyle, że książka jest napisana w sposób lekki i przyjemny w odbiorze, szkoda tylko, że nie wciągnęła mnie jak wcześniejsza książka autorki, a momentami wręcz zanudziła, ale to może wynikać z wiedzy zdobytej na studiach. 

Kiedy zmagamy się z negatywnymi emocjami, wychodzimy z tych zmagań silniejsi, co nie następuje, gdy je odsuwamy od siebie, przemilczamy lub udajemy, że ich nie ma. Tuszowanie błędów jest błędów, nieprzyznawanie się do strachu rodzi jeszcze większy strach, a unikanie bólu jest formą cierpienia. To co przydaje nam wielkości jako ludziom, rodzi się ze zmagań z negatywnymi doświadczeniami – czyli alleluja i do przodu.

Gó*** prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe to książka dobra dla laików, którzy są ciekawi, dlaczego wciąż wpadają w te same schematy i pułapki. Wydaje mi się, że osoby choć trochę oczytane w literaturze psychologiczno-poradnikowej tak popularnej teraz – będą się nudzić, a każdy kto ma choć trochę wiedzy psychologicznej – będą się nudzić tym bardziej. Dla laików – jak najbardziej mogę polecić. Jak dla mnie najzwyklejszy w świecie przeciętniak...

sobota, 13 czerwca 2020

"Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne" Alexandra Reinwarth

Tytuł: Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne
Autor: Alexandra Reinwarth
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 240
Ocena: 5.5/6

 

Jestem, jaka jestem i tego nie zmienię – a tym bardziej nie zmienię innych.

 




Na rynku czytelniczym w ciągu ostatniego roku jest niemal wysyp książek motywujących i poradników, takich jak chociażby Jak mniej myśleć czy Luz. I tak nie będę idealna. Generalnie szeroko pojęta literatura z rozwojem osobistym, do której podchodzę bez większego entuzjazmu, z racji tego, że teraz każdy chce i może być ekspertem od wszystkiego, a co za tym idzie – wszystkim narzucać i wpajać swoją wiedzę i rady. Jednak książka Alexandry Reinwarth pt. Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne zainteresowała mnie na tyle, że kupiłam ją i niedługo po zakupie zabrałam się za jej czytanie. 

Jak długo jeszcze masz zamiar spełniać oczekiwania innych?
Jak długo jeszcze będziesz spychać na dalszy plan to, co dla ciebie ważne i czego naprawdę chcesz?
Jak długo jeszcze to, co robisz, będzie zadowalać wszystkich poza tobą? 

Wiemy, jak długo. Aż poznasz Alexandrę Reinwarth – niemiecką dziennikarkę, która postanowiła powiedzieć: pieprzyć to! I takiej samej odwagi chce nauczyć ciebie. To nie jest kolejny nudny poradnik. To książka, w której autorka opisuje swoje życie. Dzięki niej dowiesz się, jak inaczej można obchodzić się z ludźmi i rzeczami, jak reagować na okoliczności. Nauczysz się, jak z dystansem podchodzić do życia, nie będąc przy tym suką. Decyduj o tym, czego chcesz, jak chcesz i kiedy chcesz. To twoje życie, twoje decyzje i twoje marzenia. Jeśli ciągle będziesz spełniać cudze oczekiwania, nigdy nie poczujesz prawdziwej radości życia. Pieprzyć to, co myślą inni. Zacznij żyć dla siebie!
                                                                          opis wydawcy 

Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne to książka, która przyciąga uwagę samym swoim tytułem – w końcu rzadko kiedy można spotkać pozycję, na której okładce można zobaczyć wulgaryzmy napisane wielkimi literami. Ale tak naprawdę jest to pozycja o… odpuszczaniu. Nie mam łatwego czasu, a w mojej głowie kłębi się mnóstwo najróżniejszych myśli i szukałam lektury dobrej na odstresowanie lub/i chociażby minimalne rozplątanie swoich zakręconych myśli. I ta książka to był strzał w dziesiątkę. Napisana w bardzo lekki i przyjemny sposób, jednak o niezwykle ważnej treści, żeby odpuścić, olać i jednocześnie nie być chamską. Jasne, znajdziemy w niej wulgaryzmy, w zasadzie tylko jedno – to samo co w tytule. Przyznam szczerze, że spodziewałam się, że w środku będzie ich zdecydowanie więcej. Całość jest napisana w naprawdę ciepły i przyjemny sposób, a Alexandra Reinwarth swoim stylem wzbudziła we mnie sporo sympatii. Książka jest podzielona na części i rozdziały, w których autorka punkt, po punkcie pokazuje, w jakich aspektach życia można spokojnie odpuścić i nie przejmować się (przynajmniej nie aż tak bardzo). A dodatkowo wszystko opisuje na przykładach z życia wziętych i posiłkuje się różnymi diagramami i tabelkami. Co do wulgaryzmu w tytule i zawartości – mnie nie odstrasza, a wręcz pokazuje jak życiowa jest ta pozycja. Bo któż z nasz nie wypowiedział nigdy tych słów pod nosem? Bardzo prawdziwe i życiowe, a wbrew pozorom – wcale nie prostackie. Naprawdę przyjemnie i lekko się czyta! 

Dla naszego szczęścia przyjaciele są ważniejsi niż miłość, a dla zdrowia ważniejsi niż aktywność fizyczna. 

Pieprzyć to! Jak przestać spełniać cudze oczekiwania, a zacząć własne to książka, której lektura poszła dość szybko i sprawnie, a jej czytanie sprawiło mi naprawdę wiele przyjemności. Zdecydowanie mogę ją polecić. Nie jest jakoś bardzo mocno i wyjątkowo odkrywcza, ale zdecydowanie pokazuje i przypomina jak wiele rzeczy warto, a nawet trzeba odpuścić – dla własnego zdrowia psychicznego. Bardzo życiowa, lekka, z dystansem i bez zbędnego wodolejstwa. To jest to czego tak bardzo w trudnym czasie potrzebowałam! Ja jestem bardzo na tak. Zdecydowanie i  całego serca mogę polecić! Po prostu książka o odpuszczaniu. 

Cudownie jest się uwolnić od swojego idealnego obrazu, nierealnych oczekiwań, wyobrażeń i pragnień. Pogoń za ideałem rodzi jedynie negatywne emocje: poczucie winy, wyrzuty sumienia, kompleksy, niską samoocenę. Pieprzyć to! My wolimy dobre emocje!


 

środa, 19 czerwca 2019

"Sweetbitter" Stephanie Danler





Tytuł: Sweetbitter
Autor: Stephanie Danler
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 400
Ocena: 1/6








Nowy Jork. Miasto żółtych taksówek, mnóstwa języków i kultur oraz dwóch zawalonych wież z 2001 roku. Miasto marzeń wielu ludzi, zwłaszcza tych młodych chcących zacząć nowe życie. Właśnie o takim nowym początku opowiada debiutancka książka autorstwa Stephanie Danler pt. Sweetbitter.

Smak, którego nie zapomnisz. 
Wyobraź sobie, że tak jak Tess masz dwadzieścia dwa lata i właśnie zamieszkałaś w Nowym Jorku. Dostałaś pracę w jednej z renomowanych restauracji. I zaczynasz wyjątkową, pobudzającą wszystkie zmysły lekcję życia... Najlepsze wina, ostrygi i koka. Mięsiste figi i trufle. Słodycz miłości i pożądania. Gorycz porażki i poniżenia. Wyrafinowany smak i żądza.
Ta powieść pozostawi cię bez tchu, ale zaostrzy twój apetyt…
                                        opis wydawcy


Sweetbitter to książka, która zaciekawiła mnie jako osobę lubiącą poznawać nowe rzeczy, lubiącą podróże oraz przez długi czas pracującą w gastronomii. Nie pracowałam co prawda jako kelnerka, ale w obsłudze klienta wśród jedzenia – swoje przepracowałam i historii z tego okresu mam naprawdę sporo. Gdy zaczęłam czytać książkę, jakoś nie poczułam specjalnie klimatu wielkiej metropolii, no ale no dobra – sama już dobre kilka lat mieszkam w dużych miastach, więc tego typu opisy mogą na mnie nie robić wrażenia. A może to autorka się nie postarała? Teraz jeszcze temat rzeczonego początku nowego życia w Nowym Jorku. Dwudziestokilkuletnia kobieta wyprowadza się od rodziców, zaczyna mieszkać z dala od nich, w wielkim mieście, które wydaje się być utopią i zaczyna pracować jako kelnerka w ekskluzywnej. Tfu, przepraszam, jako asystent kelnera. Musi zdobyć wiedzę o winach, nauczyć się rozróżniać ostrygi oraz zmierzyć się ze swoimi marzeniami składając serwetki i czyszcząc sztućce czy kieliszki. Widzi bogatych, stałych klientów pijących drogie wina i zazdrości im takiego życia. Wszystko w pędzie o swoje marzenia. W tym wszystkim widzę młodą, zagubioną kobietę, która szuka czegoś i chyba sam nie wie czego chce. Widzę pęd życia metropolii, zmęczenie. Jednak w tym wszystkim nie widzę niczego niezwykłego – codzienność setek młodych ludzi w naszym kraju, którzy w pędzie za marzeniami, na drodze do osiągania celu lądują w pracy w gastronomii. Jednemu trafi się knajpa z smażonymi kurczakami, innemu złote łuki, a innemu ekskluzywna restauracja z dziesiątkami win do wyboru. I spanie na materacu w studenckiej klitce. W moim odczuciu fabularnie książka nie zachwyca niczym. W ogóle nie ma czym się w niej zachwycać. Język i styl – prosty, wręcz banalny. Tak, zdarzają się wulgaryzmy, ale uwierzcie – w tej branży to najzupełniejsza norma. 


Sweetbitter to miała być książka o słodko-gorzkim życiu. Miała. Jednak okazała się dość marnie napisaną książką o pracy w restauracji. W dodatku praktycznie z żadną akcją czy fabułą, z kiepsko wykreowanymi postaciami (w tym także główną bohaterką). Jedyne co mi się w tej książce podobało to fakt, że prostota języka sprawiła, że przez książkę przeleciałam naprawdę szybko. Jako osoba, która mieszka na wynajmowanym w dużym mieście 10 lat i pracuje w gastronomii – widzę niewiele prawdziwego w tej książce. Serio. 

Zdecydowanie nie polecam książki Sweetbitter. Ani fabuły, ani akcji, ani ciekawych postaci, ani humoru. Nawet żadnego przesłania nie widzę. Ja wiem, że debiut, jednak nie oznacza to, że debiut musi być słaby. Ja jestem na nie. 


Dziękuję za egzemplarz recenzencki


środa, 18 lipca 2018

"Niebo na własność" Luke Allnutt


Tytuł: Niebo na własność
Autor: Luke Allnutt
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 400
Ocena: 2/6




Czasami doświadczamy miłości w najbardziej nieoczekiwanych chwilach. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak łatwo mogą kogoś rozczulić.




Nieważnie ile lat ma osoba, u której zdiagnozowano nowotwór – zawsze jest to tragedia. Jeszcze większym dramatem jest to, gdy jest on stwierdzony u 3-letniego dziecka, który jest tym jedynym wymarzonym, a tym bardziej po kilku wcześniejszych poronieniach. O tym właśnie mniej więcej jest pozycja pt. Niebo na własność autorstwa Luke'a Allnutt'a.
Jack jest oczkiem w głowie rodziców, źródłem ich szczęścia i rodzinnej harmonii. Gdy ma trzy lata, zaczyna zachowywać się niepokojąco. Pojawiają się problemy z utrzymaniem równowagi i mówieniem. Nieśmiałe podejrzenia zmieniają się wkrótce w diagnozę – Jack ma złośliwy nowotwór mózgu. Rozpoczyna się dramatyczna walka o życie dziecka. Zdesperowani i wyczerpani rodzice powoli oddalają się od siebie i kłócą, zamiast wspierać. Wyjątkowa powieść o uczuciach wystawionych na próbę. Poruszający obraz tego, jak bolesne doświadczenia najpierw doprowadzają do rozpaczy, a potem dają nadzieję, by ponownie zrzucić w otchłań cierpienia. Jednak nawet w najbardziej zdruzgotanym sercu może odrodzić się nadzieja.
                                                                opis wydawcy


Zaczęłam czytać Niebo na własność z dość dużym entuzjazmem. Miały być choroby, które mnie - jako dziecko lekarskie marzące o medycynie - interesują dość mocno i wiem o nich dość sporo. Miało być dużo emocji, które interesowałyby mnie jaki przyszłego niedoszłego (z nadzieją na przyszłego) psychologa. Opis wydawcy obiecuje w książce o dużych emocjach... Jednak z czasem zaczęłam się coraz bardziej rozczarowywać. Pierwsze co, to rzuciły mi się oczy nieścisłości, typu – Jack ma trzy lata, a jego koleżanka, która ma 1,5 roku więcej, ma lat sześć. No z tego co mi wiadomo to jakby nie liczyć – nie wychodzi to sześć. Czy 3-letni Jack chodzący do szkoły i mający w niej zajęcia z matematyki i wychowania fizycznego. Generalnie mnóstwo błędów w tego typu - jak bym to ujęła liczbowo-wiekowych sprawach. Książka napisana lekko, to fakt. Tak samo, jak to, że czyta się szybko i przyjemnie. No i podejmuje ciężki temat nowotworu u dzieci. Tak to jest trudne. Ale sama jestem świadkiem 3-latków na choroby przewlekłe, na które nikt nie umiera – cukrzyca typu 1 czy reumatoidalne zapalenie stawów (tak, takie maluszki też na to chorują – nie jestem ewenementem, że miałam zapalenie stawów w wieku 20 lat), ale jakoś o tym nikt nie pisze... Fajnie, że ciężki i trudny temat jest podjęty, ale w moim odczuciu w celu nie do końca wiadomym... Książka nie wzbudziła we mnie morza łez, ale fakt to fakt, że w swoim życiu płakałam przy dwóch książkach jako około 11-latka przy Małej księżniczce i kilka lat starsza przy Na koniec świata Marcina Ludwickiego. Temat ważny i podejmuje wiele aspektów – chorobę dziecka, relację rodziców, nałogi z tym związane czy rozstanie rodziców, ale moim zdaniem autor lub korektor czy edytor nie zwrócił uwagi na niby takie małe drobne rzeczy. No i jeszcze jak dla mnie autor nie do końca wykorzystał temat i możłiwości książki mieszając się w swoich własnych pomysłach...
Staliśmy tak przez chwilę, niczym czwororęki olbrzym wsłuchując się w odgłos policyjnych syren w oddali, szum ruchu ulicznego, miejski gwar; dźwięki, na które zwraca się uwagę dopiero wtedy, gdy zamilkną.

Niebo na własność Luke'a Allnutt'a to książka dość specyficzna – podejmuje waży temat choroby dziecka, ale jednak mam wrażenie, że autor nie postarał się zbyt bardzo. Jak dla mnie emocji nie było zbyt wiele, a do tego błędy polegające na podstawowych obliczeniach. Co z tego, że pojawił się temat raka – gwiaździaka u dziecka, skoro nie było szału co do stylu, przesłania czy dawki emocji? Czy polecam? Hmm.... Ciężka decyzja... Na pewno warto przeczytać, żeby się dowiedzieć, czym jest ta choroba czy jak mogą odczuwać to rodzice, ale jednak moim zdaniem (jako niedoszłego psychologa) jest nie do końca adekwatne - w sensie pokazanie emocji rodzicó. Generalnie na kolana nie rzuca...
... to już nie był nasz dom. Tamte pokoje przestały istnieć, jakoby dorośli ze swoimi sekretami zakazali do nich wstępu. Siedziałem więc na dole w tym starym, martwym domu, z zimnym wiatrem owiewającym mi kark. Odkąd oboje odeszli, wszystko splamione było ciszą.

sobota, 30 września 2017

"Poradnik pozytywnego myślenia" Matthew Quick

Tytuł: Poradnik pozytywnego myślenia
Autor: Matthew Quick
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 5/6



Wszystko zaczyna się od kłopotów, ale po jakimś czasie przyznajesz się do tego, że masz problemy, i ciężko pracujesz, żeby stać się lepszym człowiekiem, a to właśnie przyciąga szczęśliwe zakończenie i pozwala mu rozkwitnąć.





Poradnik pozytywnego myślenia to jedna z tych książek, która zdobyła naprawdę sporą sławę dzięki jej ekranizacji, która w tym wypadku miała miejsce już kilka lat temu. Muszę przyznać, że to jedna z tych sytuacji, kiedy najpierw widziałam film, a dopiero później sięgnęłam po książkę. Jednak z filmu (chyba na szczęście) w mojej pamięci pozostały tylko pojedyncze obrazy i niewiele pamiętam... Ale jednak po obejrzeniu ekranizacji obiecałam sobie, że przeczytam w końcu tę książkę, aż w końcu mi się udało w ostatnim czasie.
Poznajcie Pata. Pat ma pewną teorię – jego życie to film, który zakończy się happy endem, czyli powrotem jego byłej żony. Pat musi tylko spełnić kilka warunków: robić codziennie setki brzuszków, czytać więcej książek, ćwiczyć bycie miłym i dwa razy dziennie łykać kolorowe pastylki.  Niestety, nic nie układa się tak, jak powinno. 
Na domiar złego za Patem łazi piękna, choć poważnie stuknięta Tiffany, prześladuje go piosenka Kenny’ego G, a nowy terapeuta sugeruje zdradę jako formę terapii! Pat nie przestaje jednak myśleć pozytywnie. Czy to wystarczy, by osiągnął swój cel?
                                                            opis wydawcy
Poradnik pozytywnego myślenia to książka pisana z perspektywy Pata – głównego bohatera, pokazująca jego to rozumowania, myślenia. Początkowo irytowała mnie ta książka – notorycznie przewijający się futbol, naiwność Pata i jego sposób myślenia w wyidealizowany sposób... Jednak wraz z zagłębianiem się w lekturę coraz bardziej rozumiałam tok rozumowania Pata i ludzi w jego otoczeniu. W mojej karierze czytelniczej jest to pierwsza książka Matthew Quicka, jaką miałam okazję czytać, więc jego styl pisarski to także coś nowego dla mnie, jednak w moim odczuciu bardzo dobrze przedstawił sposób myślenia osoby po wizycie w szpitalu psychiatrycznym i próbującej się uporać ze swoimi problemami...
(...) jego śmierć bezsprzecznie dowodzi, że życiem rządzi przypadek, że jest popieprzone i przypadkowe do chwili, aż spotka się kogoś, kto nada temu wszystkiemu sens, choćby tylko na chwilę.
Poradnik pozytywnego myślenia to tak naprawdę nie jest poradnik o tym jak wzbudzać optymistyczne myśli czy reakcje. Tak na dobrą sprawę to wcale nie jest poradnik. To przyjemna i ciepła powieść o zakańczaniu pewnych etapów w swoim życiu i zaczynaniu nowych... Jest to pozycja, która po części przełamuje stereotypy dotyczące chorób psychicznych, psychoterapii czy leczenia psychiatrycznego, co mnie naprawdę cieszy. Generalnie spodobała mi się ta książka i z chęcią sobie powtórzę seans adaptacji filmowej z Bradleyem Cooperem oraz Jennifer Lawrence w rolach głównych. Tak, polecam tę książkę, jednak nie spotkacie tutaj ckliwej historii z jakimś bardzo zawiłym problemem psychologicznym, tylko po prostu ciepłą, uroczą historię o relacjach.

piątek, 26 sierpnia 2016

"Przepisy na miłość i zbrodnię" Sally Andrew

Tytuł: Przepisy na miłość i zbrodnię
Autor: Sally Andrew
Cykl: Tannie Maria Mystery
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 480
Ocena: 5/6


Ale być może życie przypomina rzekę, której nurtu nie można zatrzymać i która wije się, prowadząc od śmierci do miłości. Raz jedno, raz drugie, i tak na przemian. Jednak mimo, że życie jest jak rzeka, wielu ludzi potrafi żyć, nigdy nie zanurzając się w wodzie.




Uwielbiam gotować i eksperymentować w kuchni. Wśród książek nader cenię kryminały, więc dlatego zaintrygowała mnie pozycja pt. Przepisy na miłość i zbrodnię


Maria van Harten, czyli tannie Maria, to mieszkanka Małego Karru uwielbiająca gotować. W lokalnej gazecie prowadziła swoją rubrykę kulinarną, jednak szefostwo usunęło ten dział robiąc miejsce dla coś w deseń Listów od czytelników... No i o właśnie odpowiadaniem na te listy zajęła się tannie Maria. Pewnego dnia dostała list od zdruzgotanej kobiety... Tak się wszystko zaczęło...

PRZEPIS NA ZBRODNIĘ
Składniki:
- dość duży mężczyzna, który znęca się nad żoną
- mała krucha żona
- średniej wielkości żylasta kobieta zakochana w żonie
- dubeltówka
- południowoafrykańskie miasteczko kiszące się w sekretach
- butelka soku z granatów
- łagodny ogrodnik
- pogrzebacz
- pikantna mieszkanka Nowego Jorku
- 7 adwentystów dnia siódmego (odpowiednio przygotowanych na koniec świata)
- ostra dziennikarka śledcza
- łagodna detektyw amator
-2 wytrawnych policjantów
- jagnię
- garść fałszywych tropów
- kilku podejrzanych
- szczypta chciwości
Wszystko włożyć do dużego garnka i przez kilka lat dusić na małym ogniu, mieszając co jakiś czas drewnianą łyżką. Pod koniec duszenia dodać:
- 3 butelki brandy marki Klipdrift
- 3 małe kaczki
- garść papryczek chili
i zwiększyć płomień.

Zabrałam się za Przepisy na miłość i zbrodnię nie wiedząc do końca czego się mogę spodziewać po tej książce. Myślałam, że może to będzie jakieś romansidło albo kolejna książka z kategorii typowo przesłodzonej literatury kobiecej. Jednak tutaj przyszło zaskoczenie! Książka napisana w sposób lekki i przyjemny w odbiorze. Ciekawy pomysł na fabułę, no i zrealizowany w interesujący sposób... Do tego akcja tocząca się umiarkowanym tempem, choć nie ukrywam, że mogłaby biec ciut szybciej... No i bohaterowie – dość charakterystyczni, niesztampowi i wzbudzający sympatię. Mi szczególnie do gustu przypadła główna postać – tannie Maria. No, ale inne – też niczego sobie. W trakcie akcji są podawane różne nazwy afrykanerskie, ale na szczęście na końcu książki jest załączony słowniczek. Podczas całej akcji były wspominane ciekawe potrawy i na końcu książki zostały podane przepisy na nie. Z chęcią kiedyś któryś z nich wypróbuję. Co ciekawe jest to debiut literacki i pierwszy tom z planowanej serii i z wielką przyjemnością sięgnę po jej kontynuację.


Przepisy na miłość i zbrodnię to ciekawa książka, ze sporą dawką intrygi oraz humoru. Czyta się ją naprawdę przyjemnie – może zadowolić jednocześnie miłośniczki literatury kobiecej, jak i amatorów kryminałów. Jestem nią mile zaskoczona, naprawdę. Niezbyt wymagająca, przyjemna, ale i skupiająca uwagę... 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję: 


niedziela, 8 maja 2016

"Niezłomni" C.J. Daugherty

Tytuł: Niezłomni
Autor: C.J. Daugherty
Cykl: Wybrani / Nocna Szkoła
Tom: piąty
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 2/6


Osoba bez temperamentu nie zajdzie daleko. Wielkie osobowości mają pasję. A pasja często idzie ręka w rękę z gniewem. Można próbować go w sobie zdusić albo zaakceptować i wykorzystać w walce o słuszną sprawę.





Niedawno przeczytałam czwarty tom sagi Wybrani autorstwa C.J. Daugherty, który jednak nie wypadł zbyt dobrze. Z racji tego, że do zakończenia serii został mi tylko jeden tom postanowiłam go przeczytać mimo wszystko i tak właśnie zabrałam się za Niezłomnych.
Ale każdy odważny człowiek musi być głupcem, prawda? Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby wyskakiwać z samolotu albo wspinać się na górski szczyt.
Niezłomni to już finał losów bohaterów całej serii Nocnej Szkoły. Po śmierci Lucindy wszystko obróciło się o 180 stopni. Allie wróciła do Cimmerii, w której zostało już naprawdę niewielu uczniów, a sama dziewczyna nie do końca potrafi się odnaleźć w szkole, którą tak lubi... Wciąż waha się pomiędzy Sylvainem a Carterem, zapomina o przyjaciółkach i generalnie przeżywa dość nieciekawy okres... Do tego wszystkiego odzywa się do niej jej brat, Christopher, który wszedł na stronę złego – Nathaniela... Czy dobrzy z Nocnej Szkoły, z Cimmerii wygrają ze złym? Kogo wybierze Allie? Jak skończy się cała historia? Jak splotą się losy bohaterów?
Sprawa była przerażająco oczywista. Najprostszy plan udaremniono w najprostszy sposób. Najbardziej misterny projekt na świecie może zostać zniszczony w ciągu kilku sekund zwyczajnym młotkiem. 
Niezłomni jest już zakończeniem sagi o Nocnej Szkole i jednocześnie częścią, po której nie spodziewałam się wiele, z racji poprzedniego tomu (Zbuntowani), który wręcz mnie zawiódł... Książka jest lekka, niewymagająca od czytelnika zbyt wielkiego myślenia. Język jest prosty, skierowany do typowo nastoletniego czytelnika, który i tak nie będzie oczekiwał zbyt dobrego języka... Bohaterowie wydawali się być coraz bardziej mdli, mniej charakterystyczni... A samo zakończenie całej serii nie zwala z nóg ani nie zachwyca, a wręcz rozczarowuje. Jak dla mnie ten tom jest niezbyt konieczny – jeden, dwa dodatkowe rozdziały w Zbuntowanych mogłyby zakończyć serię i wyszłoby na to samo.
W jednej chwili dotarło do niej jak wiele utraciła. Zdawało się jej, że nagle podłoga się zapadła, a ona zaczęła spadać w pustkę. Do oczu napłynęły jej łzy. Momentalnie ogarnęły ją emocje, które do tej pory tak skutecznie tłumiła.
Podsumowując Niezłomnych jest to dość marne zakończenie serii, a książka sama w sobie także należy do tych raczej dość przeciętnych (oby tylko)... Pierwsze trzy tomy sagi o Nocnej Szkole polecam jako ciekawe, lekkie czytadło z kategorii literatury młodzieżowej, jednak Niezłomni to naprawdę marne zakończenie sagi... Nie czegoś takiego się spodziewałam.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

"Zbuntowani" C.J. Daugherty

Tytuł: Zbuntowani
Autor: C.J. Daugherty
Cykl: Wybrani
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 3/6


Jednak czasami nawet drzazga wystarczy, by powstrzymać tryby wielkiego zegara. Drobina kurzu może wyrządzić mnóstwo szkód w delikatnej maszynie. 





Serię Wybranych poznałam już dość dawno, miałam trochę przerwy w lekturze, ale jednak postanowiłam skończyć czytać tę serię. Właśnie dlatego zabrałam się ostatnio czytać jej czwarty tom pt. Zbuntowani.

Po ataku Nathaniela szkoła staje się miejscem paranoicznym – jest w niej więcej strażników niż uczniów. Ceną za bezpieczeństwo podopiecznych jest ich wolność. Zdesperowana Allie zrobi wszystko, by powstrzymać podstępnego wroga. Zgadza się nawet na udział w niebezpiecznych nocnych misjach zorganizowanych przez Lucindę. Carter i Sylvain są gotowi walczyć u jej boku. Obaj ją kochają, lecz dziewczyna musi podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Żaden z nich nie będzie czekać wiecznie.
Zbuntowani jest jedyną (jak dotychczas) częścią częścią jaką czytałam w formie e-booka. Choć przeczytałam tę pozycją dość szybko, jednak mnie nie zachwyciła. W moim odczuciu okazała się dość przeciętną pozycją... Pomysł na fabułę nie jest powalający, momentami miałam odczucia, że aż nazbyt infantylny. Szczególnie dziecinny wydawał mi się wciąż ciągnący się wątek wątpliwości Allie co do wyboru chłopaka - Cartera lub Sylvaina. Akcja książki też nie jest zbyt powalająca – toczy się dość powoli... Zbuntowani są napisana dość prostym językiem skierowanym typowo do nastolatków – zresztą cała książka jest skierowana do tej grupy czytelników. Moje skojarzenia z Harry'm Potterem, które pojawiło się podczas czytania pierwszego tomu, zdecydowanie opadło, teraz praktycznie w ogóle go nie było. 
Nikt nigdy nie jest do końca bezpieczny, bezpieczeństwo to iluzja, kłamstwo, które powtarzamy, żeby łatwiej nam się było pogodzić naszym niebezpiecznym życiem.
Podsumowując – Zbuntowani to dość przeciętna, a wręcz marna książka. Jak na razie wypada najgorzej z całego cyklu... Czy ją polecam? Nastolatkom, którzy lubią sercowe wątpliwości głównej bohaterki – owszem. Pozostałych zdecydowanie może zawieść.

sobota, 5 marca 2016

"Harry Potter. Książka do kolorowania" praca zbiorowa






Tytuł: Harry Potter. Książka do kolorowania
Autor: praca zbiorowa
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 96
Ocena: 5/6







Szał na kolorowanki dla dorosłych opanował Polskę, ale także cały świat. Pewnego dnia i ja postanowiłam się na nie skusić. Z racji tego, że Harry'ego Pottera pokochałam w momencie, kiedy na 9 urodziny dostałam od Rodziców pierwszą część tej serii pt. Harry Potter i kamień filozoficzny. Kiedy tylko dowiedziałam się, że wyszła kolorowanka na postawie historii najbardziej znanego, nastoletniego czarodzieja – od razu postanowiłam w nie zainwestować.

Harry Potter. Książka do kolorowania jest pozycją naprawdę dobrze wydaną. Papier na jakim są wydrukowane kolorowanki jest dość gruby, przez co kolory nie prześwitują. Sprawdzają się na nim różne rodzaje kredek – wypróbowałam chyba ze 4 różne np. Bambino czy Koh-i-Noor Progresso. Okładka nie jest taka „zafoliowana”, jak w wypadku większości książek – okładkę także można pokolorować. Rysunki zawarte w kolorowance są zróżnicowane. Są duże, takie na dwie sąsiadujące strony z dużą ilością szczegółów, a są także tzw. „zapchajdziury”, które nie wnoszą niczego szczególnego. Największym mankamentem są właśnie te kolorowanki na dwie strony – książki praktycznie nie da się na tyle rozłożyć, żeby dokładnie pokolorować, to co znajduje się w samym środku, na czym prace naprawdę tracą. Znajdziemy w nich kolorowanki oparte na kadrach z filmów, a także oparte na książkowych opisach – w jednym i drugim wypadku w oparciu o wszystkie części. Zdecydowanym plusem jest to, że z tyłu książki zawarte są fotosy z filmów ułatwiające dobranie kolorów w kolorowankach opartych właśnie na tych fotosach. Naprawdę bardzo dobry pomysł! Tak samo jak z tą okładką do kolorowania!

Harry Potter. Książka do kolorowania to książka, która zdecydowanie zadowoli wszystkich miłośników Harry'ego Pottera. Co do fanów kolorowanek – nie jestem pewna, z racji owych dwustronicowych kolorowanek, których nijak nie da się dokończyć.

Przykładowe kolorowanki:



 

niedziela, 16 listopada 2014

"Bóg, honor, trucizna" Robert Foryś

Tytuł: Bóg, honor, trucizna
Autor: Robert Foryś
Cykl: Gambit hetmański
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: 2,5/6



Jesteś tym, kim widzą cię inni. Odbiciem ich własnych lęków i nadziei.






Powieści historyczne nigdy nie były moim ulubionym rodzajem literackim, a obowiązkowe lektury pokroju Potopu czy Krzyżaków były dla mnie istną katorgą i nigdy nie potrafiłam dobrnąć do ich końca. Teraz stwierdziłam, że czas nadrobić zaległości i postanowiłam dać szanse tego typu literaturze. Wybór padł właśnie na książkę zatytułowaną Bóg, honor, trucizna.

Robert Foryś w swojej książce opisuje burzliwy XVII wiek, kiedy na tronie Francji zasiada Ludwik XIV, a rządy w Rzeczpospolitej obejmuje Michał Korybut Wiśniowieckiego. Ale tak naprawdę jest to opowieść o kobietach. Pojawia się żona Sobieskiego – Marysieńka, ale są także inne przedstawicielki płci pięknej - Charlotta, Eleonora i Gryzelda. Wszystkie silne, waleczne i pragnące władzy. Jak przeplotą się ich losy? Jak połączą Polskę z Francją? Czy zyskają wymarzoną władzę? Jak skończy się ta historia?

Prawdziwa władza kryje się w cieniu. Wybrzmiewa szeptem knowań i pochlebstw, dźwięczy złotem, zabija trucizną i zdradą. Ten kto osiągnął mistrzostwo w sztuce intrygi, może za pomocą niewidzialnych sznurków sterować losami innych, choćby byli oddaleni o tysiące mil.

Bóg, honor, trucizna to pierwsza książka Robert Forysia, którą miałam okazję przeczytać. Autor historię opisuje w sposób lekki i przyjemny, taki, że wciąż chciało się czytać. Język jaki serwuje nam twórca tej książki również jest przyjemny w odbiorze, niezbyt prostacki, ale również niebyt wygórowany. Jednak fabularnie mnie ta książka nie zachwyciła, a szkoda bo potencjał ma naprawdę spory. Czytałam ją głównie podczas podróży tramwajami czy pociągami i czasem pojawiały mi się rumieńce na twarzy z powodu mnogości scen erotycznych, które tam się pojawiały (czy to już naprawdę musi być praktycznie wszędzie?).  Nie mówię, że takie scen były nieustannie, ale zdarzały się kilka razy podczas całej powieści, a i tak miałam wrażenie, że tego było zbyt dużo i były chwilami nieadekwatne. Nawet okładka jest w takim erotycznym zabarwieniu. Sama akcja książki toczyła się w umiarkowanym tempie, więc spokojnie można nadążyć za wydarzeniami w niej opisywanymi, ale jednak nie zapisują się one szczególnie w pamięć. Czy polecam tę książkę? Bóg, honor, trucizna to pozycja z założeniem na intrygę, której według mnie mogłoby być lepiej. Ale przede wszystkim jest to pozycja, która wypada naprawdę średnio i niepowalająco na kolana. Zupełnie nie mam pojęcia, czy sięgnę po kolejne tomy cyklu o nazwie Gambit hetmański, którego jest ona rozpoczęciem, ale bardziej skłaniam się ku przerwaniu tej serii.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję:


niedziela, 16 lutego 2014

"Zagrożeni" C.J. Daugherty

Tytuł: Zagrożeni
Autor: C.J. Daugherty
Seria: Nocna szkoła / Wybrani
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 384
Ocena: 5/6

Chciała zapomnieć w jego ramionach o wszystkim, co się wydarzyło, a nawet o tym, gdzie byli w tej chwili i dlaczego. Tak bardzo tego potrzebowała. Chciała, żeby ktoś jej pragnął. Marzyła, by nie myśleć o niczym i być najważniejszą osobą w czyimś życiu, choćby tylko przez kilka minut.



Pierwsze dwa tomy sagi autorstwa C.J. Daugherty zostały okrzyknięte bestsellerowymi tomami bestsellerowej serii, która zachwyci każdego. Czy rzeczywiście tak jest? Nie wiem, ale przypuszczam, że nie. Nie zmienia to faktu, że mi ów cykl naprawdę przypadł do gustu i niezmiernie się ciesze, że mogłam przeczytać jego kolejny tom tak krótko po premierze;)

W Zagrożonych jesteśmy świadkami kolejnych losów Allie i jej szkolnych przyjaciół, którzy wciąż jej towarzyszą w  Cimmerii, która dla dziewczyny stała się schronieniem, nowym domem... Jest w trudnym czasie, kiedy próbuje otrząsnąć się po śmierci przyjaciółki, która była jednym z dowodów, że z dnia na dzień, jest tam coraz mniej bezpiecznie, a wrogowie pradawnej szkoły wcale nie próżnują. Jednak Allie i jej przyjaciele postanawiają wywęszyć szpiega... Kto nim jest? Czy w ogóle taki jest? Co takiego się wydarzy i co im się przydarzy? Czy uda im się uratować szkołę przed jej wrogami? A jak sprawy sercowe dziewczyny? Kto wygra – Carter czy Sylvian? Jak skończy się ów tom?


Zagrożeni to trzeci, ale nie ostatni tom przygód Allie w Cimmerii i Nocnej szkole, bowiem na Wikipedii czytamy, że autorka planuje jeszcze dwa tomy serii, z  czego się bardzo cieszę. Tak jak przy Wybranych i Dziedzictwie pochłonęłam tę książkę dość szybko, a akcja mnie wciągnęła w wir kolejnych przygód Allie i jej otoczenia. Spędziłam z nią miło czas, z każdym tomem, z każdą stroną, bohaterów darzę coraz większą sympatią, ale nie oszukujmy się - nie jest to książka z mocno rozbudowaną fabułą ani jakimś cudownym, wyrafinowanym językiem i stylem, jednak autorka (książka?) w umiejętny sposób wprowadza w błogi stan odprężenia podczas lektury. C.J. Daugherty poprowadziła kreację bohaterów Zagrożonych podobnie jak w poprzednich częściach, dość marnie usiłując pokazać wartość przyjaźni pomiędzy nimi. A same postacie – czasem zachowują się jakby uważali się ze za nie wiadomo jak dorosłych, w innym momencie są nieogarnięci, nie potrafią poradzić sobie sami ze sobą, bywa, że przeszywa ich roztargnienie i zdarza im się przeliczyć siły na zamiary. Jak to nastolatkowie.


W moim odczuciu cała seria jest lekkim młodzieżowym czytadłem, przy którym można się odprężyć, odpocząć, odpłynąć myślami daleko, przejść do innego świata. Nie jest to arcydzieło ani szczyt możliwości, jeżeli chodzi o literaturę młodzieżową, ale jednak jest to książka przyjemna i lekka w odbiorze. Niestety muszę przyznać, że trudno mi się zdecydować który z tomów serii jest najlepszy, więc oceny są jednakowe;)

Tomy sagi – wydane i planowane 
(informacje z Wikipedii)
1. Wybrani 
3. Zagrożeni
4. Resistance (planowana w Anglii na 03.05.2014 r.)
5. Tytuł jeszcze nieznany (planowana w Anglii na 2014 r.)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

środa, 25 września 2013

Dziedzictwo

Tytuł: Dziedzictwo
Autor: C.J. Daugherty
Seria: Nocna szkoła / Wybrani
Tom: drugi
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron:  440
Ocena: 5/6


No cóż, kiedy twoje życie rozpada się na kawałki, czasem rozpadasz się razem z nim. Nigdy ci się to nie przytrafiło?





Dziś przypada premiera kontynuacji Wybranych i muszę przyznać, że czekałam na nią z niecierpliwością, dlatego niezmiernie się ucieszyłam się, kiedy dowiedziałam się, że mam możliwość dostania egzemplarza recenzenckiego od wydawnictwa Otwartego. A co w niej się wydarzyło?

Angielska okładka
Dziedzictwo to książka, której okładka zdecydowanie przykuwa wzrok, o dużo bardziej niż  poprzedniej części - Wybranych, też tak uważacie? Po wstrząsających i ponurych wydarzeniach, które miały miejsce wAllie wraca do ekskluzywnej szkoły o nazwie Cimmeria, a ten powrót niezmiernie ją cieszy z powodu spotkań z przyjaciółmi oraz ze swoim chłopakiem – Carter. Co w tym roku się wydarzy? Jakie przygody spotkają uczniów Cimmerii? Jakie sekrety odkryje nasza główna bohaterka? Co jej się stanie? Jak bardzo dziewczyna się zmieni? Co się stało z jej bratem? Co planuje Nathaniel? Jaką rolę odgrywa w tym Allie? Wygra dobro czy zło?

Najbliższa osoba może wyrządzić ci największą krzywdę.

C.J. Daugherty
Dziedzictwo to fascynująca książka, której czytanie sprawiło mi niezmierną przyjemność. Tak, jak w Wybranych, miałam skojarzenie, że klimat Cimmerii, przypomina mi trochę atmosferę serii o Harrym Potterze oraz tamtejszego zamku – Hogwartu, jednak nie zmienia to faktu, że bardzo mi się podobał ów klimat. Bohaterowie zostali ciekawie wykreowani, choć oczywiście musiał pojawić się silnie miłosny wątek (łącznie ze złamanym sercem) pomiędzy nimi. No cóż, widocznie to musi się pojawić w większości książek dla młodzieży. Akcja dzieje się sprawnie, a pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy i dość efektownie wykorzystany, jednak miałam wrażenie, że momentami pojawiało się za dużo love story, który nie jest generalnie zbyt oryginalny czy ciekawy. Jednak reszta jest w jak najlepszym porządku. Szczegóły są naprawdę dobrze dopracowane, a intryga jest równie ciekawa, a do tego utrzymujące się na stałym poziomie napięcie, a to wszystko sprawia, że ta książka nie jest typową i sztampową młodzieżówką. Muszę przyznać, że powieść pozytywnie mnie zaskoczyła, wręcz oczarowała swoim tajemniczym i intrygującym rozpoczęciem, które szybko się rozkręca. Polecam książkę, jak i całą serię, ponieważ są one naprawdę fascynujące. Jej czytanie sprawia niezmierną przyjemność, a sama lektura jest lekka i niezmiernie ciekawa. Muszę przyznać, że czas spędzony z Dziedzictwem zdecydowanie nie jest czasem zmarnowanym i straconym, co sprawia, że z wielką niecierpliwością czekam na kolejny tom świetnie napisanej serii, ponieważ niezmiernie chciałabym poznać dalsze losy bohaterów, których zaczęłam darzyć wielką sympatią. Naprawdę warto się z nią zapoznać! Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję:

niedziela, 25 sierpnia 2013

Wyliczanka

Tytuł: Wyliczanka
Autor: John Verdon
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 504
Ocena: 5/6


Kłamiemy po to, żeby inni nam zaufali. Ukrywamy własne ja, by osiągnąć bliskość z innym człowiekiem. A sposób, w jaki szukamy szczęścia, sprawia, że zamiast się zbliżać, oddalamy się od niego. Kiedy nie mamy racji, walczymy do upadłego, żeby udowodnić światu, że jednak ją mamy.




Czy to jest w ogóle możliwe, żeby ktoś zgadł liczbę, o której pomyślisz? Czy można czytać w myślach? Jak bardzo ten ktoś musi Cię znać? Od tego wychodzi John Verdon w swoim debiucie książkowym, który od razu trafił na listy bestsellerów...

W Wyliczance poznajemy osławionego, emerytowanego detektywa, który nazywa się Dave Gurney. Któregoś dnia, jego stary znajomy prosi go o pomoc w znalezieniu autora tajemniczych listów pisanych czerwonym atramentem. Krótko po tym zamiast nadawcy, detektyw znajduje zwłoki swojego kolegi... Kim jest zabójca? Dlaczego zamordował akurat jego? O co mu chodziło w owych wierszowanych, pisanych odręcznie listach, w których zagaduje, to o jakiej liczbie pomyślał adresat? Czy będą następne ofiary?

Ból pozostaje właśnie dlatego, że odmawiamy szukania jego źródła. Nie potrafimy go zidentyfikować, bo odmawiamy poszukania jego korzeni.


John Verdon
Wyliczanka jest książką pełną tajemnic, które są związane głównie z bardzo sprytnym i inteligentnym zabójcą i adresatem owych listów, którego odkrycie naprawdę mnie zaskoczyło. Muszę przyznać, że książka bardzo mi się spodobała. Z wielką chęcią i ciekawością brnęłam do końca tej powieści, a to wszystko, po to, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, któż jest owym sprawcą całego zamieszania. Notabene, jest to bardzo ciekawie wykreowana postać. Inteligentny, sprytny perfekcjonista, który z zimną krwią dąży do tego co sobie zaplanował. Język, jakim autor napisał Wyliczankę, jest niezbyt skomplikowany i dość lekki, co sprawa, że książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Choć akcja rozkręca się powoli, później już płynie wartko, ale nie za szybko, a autor nie zasypuje czytelnika mnóstwem postaci, więc dość łatwo się w niej odnaleźć. Wszystko niczym zloty środek. A do tego jako bonus dostajemy opisy trudnych relacji głównego bohatera z żoną oraz ich osobistą tragedię – śmierć synka. Świetny motyw z wierszykami, liczbami i tajemniczymi śladami butów. Naprawdę, jak na debiut – cud, miód i orzeszki. Może nie jest to arcydzieło literatury, ale ma w sobie coś, co pociąga i sprawia, że jest niebanalna. Jednak moim zdaniem polski tytuł, nie oddaje tego co miało miejsce w książce... Oryginalny Think of a Number jest zdecydowanie lepszy i bardziej adekwatny do fabuły.

sobota, 27 lipca 2013

Dziewczyny atomowe





Tytuł: Dziewczyny atomowe
Autor: Denise Kiernan
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 440
Ocena: 5/6








Zapewne każdy średnio rozgarnięty i wykształcony człowiek współczesnego świata, który choć udawał, że słucha na lekcjach historii, powinien choć kojarzyć, że znaczącymi wydarzeniami skłaniającymi do zakończenia II Wojny Światowej były ataki atomowe na dwa japońskie miasta: Hiroszimę i Nagasaki. A jak do tego doszło? Kto pomógł je wybudować? Jak w ogóle odkryto, że rozszczepianie atomów można wykorzystać przy tworzeniu broni?

Właśnie o tym postanowiła napisać książkę amerykańska dziennikarka Denise Kiernan, poświęcić na stworzenie jej aż siedem lat i zatytułować ją Dziewczyny atomowe. Opowiada ona o kobietach, które pomogły wygrać II Wojnę Światową. A jakie to osoby? Jak dały radę pracować w mieście, którego nie było na mapach i nie mogły nikomu ani słowa powiedzieć o swojej pracy? Jakie one są? Jak mogły się zgodzić na ofertę zatrudnienia, skoro pracodawca mówi o niej mgliście i oferuje duże zarobki? Czym się różniły że zaoferowano im tę pracę? Jaki miały one wkład w stworzenie owych bomb atomowych? Jak wyglądało wtedy ich życie?

Praca atomowych dziewczyn
Zdjęcie z książki
Jestem świeżo po lekturze Dziewczyn atomowych i muszę przyznać, że mam po niej trochę mieszane uczucia. Osobiście jestem bardzo dziwnym przypadkiem, bowiem za jakieś trzy i pół roku (jak dobrze pójdzie) zostanę inżynierem, a moimi największymi pasjami jest czytanie i handmade. W związku z owym dziwactwem, lubiłam czasem poznać coś ciekawo z historii, zwłaszcza właśnie z czasów II Wojny Światowej. Jednak nigdy jakoś szczególnie nie zagłębiałam się w to jak powstawała broń atomowa, kto przyczynił się do owych wybuchów i kto przy tym pracował. Jednak kiedy dostałam możliwość przeczytania tej książki dzięki Wydawnictwu Otwartemu, stwierdziłam, że najwyższy czas to zmienić. Poznałam dzięki tej książce historie kilku kobiet, które jako młode dziewczyny zaczęły pracę na rzecz wojny, opisane dziennikarskim językiem Denise Kiernan, który wydaje się być naprawdę dobry. A same historie... momentami miałam wrażenie, że autorka powtarza się w opisach owego miasta, w którym żyli, wszyscy ci, którzy pracowali przy Projekcie. Owszem, ciekawie to poznać, ale ileż można czytać o braku chodników i wszechobecnym błocie? Na szczęście zdarzało się to rzadko i generalnie Dziewczyny atomowe wywarły na mnie dość pozytywne wrażenie, choć jak już wspominałam momentami miałam mieszane uczucia. Właśnie z powodu tych powtarzających się czasami opisów. Co mi się w niej jeszcze podobało? Na pewno sam pomysł na książkę, a także to ile czasu na jej stworzenie poświęciła autorka, a także jej rzetelność. Opisy uranu, chemicznych odkryć dotyczących jądra atomu, opisanych w dużo bardziej przystępny sposób niż w podręczniku do chemii czy fizyki, a w dodatku tak, że zaciekawią nawet największego wroga owych przedmiotów. Podobało mi się także równie rzetelne podejście do owych historycznych wydarzeń, udokumentowanych także na zdjęciach zawartych w tej pozycji. 

Jeżeli szukasz książki, która opowie Ci historię dzielnych kobiet walczących na swój sposób o to, by wojna się już zakończyła, przygotowaną z wielką dozą staranności i dbałości o szczegóły, a jednocześnie napisanej ciekawym i przystępnym językiem – Dziewczyny atomowe są dla Ciebie!

Ksiażkę przecztałam dzięki uprzejmości:

poniedziałek, 25 lutego 2013

Wybrani (przedpremierowo)

Tytuł: Wybrani
Autor: C.J. Daugherty
Seria: Night school (Nocna szkoła)
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron:  440
Premiera: 6.03.2013
Ocena: 5/6

Czas tu inaczej płynie. Nie mogę uwierzyć, że jestem tu raptem  od dwóch dni. Przede mną dopiero trzecia noc, a czuję się jakbym spędziła tu całe tygodnie.





W ramach ze zbliżająca się premierą Wybranych dostałam od Wydawnictwa Otwartego propozycję przeczytania i zrecenzowania tej pozycji, będącej pierwszą częścią trylogii. Jej opis mnie zaintrygował i stwierdziłam, że to może być ciekawe. I kiedy tylko otworzyłam kopertę z moim egzemplarzem od razu zaczęłam ją czytać i przepadłam w niej kompletnie.

Już na początku Wybranych poznajemy dziewczynę imieniem Allie. Jej ukochany brat i jednocześnie najlepszy przyjaciel zaginął i w tym momencie jej świat runął w gruzach. Ona sama od tego czasu została już po raz kolejny aresztowana i w tym momencie podejmują desperacką próbę sprowadzenia dziewczyny na właściwą drogę wysyłając ją do elitarnej szkoły z internatem. Allie nawet nie wie, gdzie to jest i jaki to ma cel, a po przyjeździe do szkoły okazuje się, że Akademia Cimmeria jest miejscem wyjątkowym, choć bardzie dziwnym. Uczniowie chodzą w mundurkach, obowiązują w niej mnóstwo dziwnych zasad. Od kiedy Allie jest w tej szkole dzieją się tam dziwne rzeczy. Czy to, że interesuje się nią przystojny Sylvain jest podejrzane czy normalne? Dziewczyna czuje się w tym miejscu nikim, czuje, że nie pasuje do tego idealnego świata pełnego zasad. Nie ma dzianych rodziców ani żaden z członków jej rodziny nie uczył się w Akademii. Podczas szkolnego balu zostaje znalezione ciało jednej z uczennic, ciało z poderżniętym gardłem. Czy ma to jakiś związek z obecnością Allie w tej szkole? Czy rzeczywiście wszyscy kłamią? Komu można ufać, a komu nie? A czym jest tajemnicza Nocna Szkoła? Jakie tajemnice skrywa rodzina dziewczyny? Kim ona tak naprawdę jest?

Osobiście uważam, że Wybrani są pozycją naprawdę ciekawą. Klimat książki przypominał mi trochę atmosferę Harrego Pottera, może nie całą serię, ale sama Akademia Cimmeria bardzo przypominała Hogwart. Szkoła inna niż wszystkie, pełna zasad i mundurków, otoczona lasem, do którego uczniowie nie powinni wchodzić. Jakież to podobne. Mimo tego podobieństwa, uważam, że Wybrani są naprawdę ciekawym pomysłem na książkę, pozycja, którą chce się czytać i czytać. Zasadniczo jest to pozycja dla młodzieży, bardziej skierowana dla starszych z tej grupy. Jeżyk jest dość zwyczajny i prosty, ale sposób pisania nie pozwala się od niej oderwać. Może nie jest to literatura super ambitna, ale pozycja z którą można spędzić czas nader miło i przyjemnie. Książka pokazuje także, że nie można ufać każdemu… Osobiście polecam i zachęcam do przeczytania! Mi się podobała!

Za możliwość przeczytania dziękuję: