sobota, 28 listopada 2020

"Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu" Marcin Wójcik

Tytuł: Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu
Autor: Marcin Wójcik
Wydawnictwo: Agora
Czyta: Aleksander Pawlikowski
Długość: 6 godz. 13 min.
Ocena: 5.5/6

Przed wojną robiło się to, co i dzisiaj, tylko, że dzisiaj ludzie mają odwagę się do tego przyznać i żyć po swojemu, a wtedy wszystko się robiło pod pierzynką. Kościołowi to pozostało - grzeszy pod pierzynką, a na zewnątrz stwarza pozory.



Jak już wspominałam przy książce pt. Dzieci księży – mam szczęście do księży. Zdecydowana większość duchownych, których znam to naprawdę wspaniali ludzie. Znam Malinę z Maciejówki, znam księdza prowadzącego Dom Miłosierdzia w Otmuchowie czy innego, który prowadzi Barkę koło Strzelec Opolskich, wciąż żałuję, że nie ma już z nami ks. Grzywocza. Nie ukrywam również, że jestem wierząca (choć po swojemu i nie fanatyczni), ale nie powoduje to, że na grupę zawodową księży patrzę się bezkrytycznie uważając ich za świętych i nieomylnych. Tym razem byłam ciekawa reportażu Marcina Wójcika pt. Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu i czym prędzej zabrałam się za jej lekturę.

Czym jest celibat? Tylko bezżeństwem, jak twierdzi jeden z bohaterów tej odważnej książki, czy nakazem całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej? Pomaga w kapłaństwie, przynosząc nieziemski wręcz pokój w sercu, jak tłumaczy inny ksiądz, czy przeciwnie, powoduje frustrację duchownych, którzy nierzadko prowadzą drugie życie? Marcin Wójcik oddaje głos księżom ukazując ich jako ludzi z krwi i kości. Odczuwających głód, pragnienie, zmęczenie i… popęd seksualny. Ani sutanna, ani głęboka wiara, ani nawet święcenie kapłańskie tego nie zmienią. W swoich reportażach autor opowiada nie tylko ich historie, ale także historie ich byłych i obecnych partnerów, partnerek, teściowych, a nawet wnuczek. Robi to z reporterską wirtuozerią, uczciwością i jednocześnie z ogromną wrażliwością.                                                                                                                                                                           opis wydawcy

Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu to książka, która zdecydowanie podejmuje temat tabu i jednocześnie (i poprzez to) wzbudza wiele emocji. Antyklerykałowie będą się cieszyć, natomiast osoby zafascynowane duchowieństwem będą oburzeni i zniesmaczeni. Osobiście uważam, że temat jest niezwykle ważny i potrzebny. Całość to kilka przeplecionych ze sobą różnych historii, z różnych części kraju. Bardzo dobrze, że autor pokazał różne postacie kapłanów – tych z powołaniem, tych z wątpliwościami, tych idących do seminarium z powodu wiary i tych, którzy idą, bo tak wypada albo traktując kapłaństwo jako jeden z ciekawszych zawodów, pokazuje kapłanów rzymskokatolickich, jak i prawosławnych. Autor ani nie broni celibatu, ani nie szkaluje, nie krytykuje żadnej z postaw, pokazuje celibat jako przepis i zjawisko społeczne, pokazując również uwarunkowania historyczne, jak dla mnie wielki plus za bezstronne podejście do tematu. Gdzieś wyczytałam, że Marcin Wójcik sam był klerykiem, co może tłumaczyć znajomość tematu niejako od kuchni, a także wiedzę, gdzie szukać osób do rozmów. I tym większe brawa dla niego za bezstronność. W książce autor pokazał temat wielowymiarowo, doszukując się przyczyn nieprzestrzegania celibatu – niedojrzałość wstępujących i kształtujących się w seminarium, brak rozmów o seksualności w seminariach (to jest przykry problem nie tylko w seminariach – edukacja seksualna w naszym kraju leży i kwiczy), pokazuje również zamiatanie wszelkich problemów pod dywan i kreowanie księży na nieomylnych i nieskazitelnych. Książka jest napisana w sposób ciekawy, dość lekki, widać sporo wysiłku autora, który musiał dokonać niemałego rozeznania tematu.

Bóg niejako w zamian daje mi coś innego, może nawet piękniejszego: daje mi inne dzieci, które kochają mnie jak ojca, a czasem bardziej niż swoich ojców; daje mi moich uczniów, którzy zamiast do rodziców z trudnymi sprawami przychodzą po nocach do mnie; daje mi inne rodziny, inne siostry, innych braci. Daje mi tysiące innych ludzi. Taki właśnie jest sens celibatu i tej niezwykłej ofiary. Na tym to polega. To piękne, ale cholernie trudne.

Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu to książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Nie jest łatwa i po skończonej lekturze może zostać posmak goryczy, ale w moim odczuciu jest to gorycz wynikająca z tego, że historie opisane w książce w ogóle mają miejsce. Nie jest łatwa, ale zdecydowanie polecam. Ja osobiście miałam przyjemność zapoznać się z pozycją w formie audiobooka w interpretacji Aleksandra Pawlikowskiego, który w tej roli spisał się naprawdę dobrze. Naprawdę polecam.

Czasami zastanawiam się, po co psychiatra zaglądał nam w majtki przed przyjęciem do seminarium. Czy posiadanie penisa faktycznie oznacza, że jestem stuprocentowym mężczyzną, co z kolei ma oznaczać, że będę dobrym księdzem? Jeden z księży wykładowców powiedział, że mężczyzna z jednym jądrem nie zostanie przyjęty do seminarium - właśnie ze względu na niepełną męskość. Ale czy z tym jednym jądrem będzie gorszym księdzem od tego z dwoma? No i po co księdzu dwa jądra?     

czwartek, 26 listopada 2020

"Na tropie złodzieja psów" Justyna Balcewicz




Tytuł: Na tropie złodzieja psów
Autor: Justyna Balcewicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Skrzat Kraków
Cykl: Klub Obrońców Czworonogów
Tom: pierwszy
Ilość stron: 144                    
Ocena: 5/6





Gdyby ktoś mnie się zapytał, czy wolę psy czy koty – nie umiałabym odpowiedzieć. W moim serduszku aktualnie jest psiak, którego mamy w rodzinnym domu, kiedyś mieliśmy kociaka, na stancji (jeszcze we Wrocławiu) miałam chomika. Generalnie bardzo lubię zwierzaki, praktycznie każde. A mając w rodzinie dzieciaki po kilkanaście lat młodsze dzieciaki czasami lubię sięgać po książki z ich grupy wiekowej – wtedy mamy często więcej tematów do rozmów i wspólnego czytania. Zresztą i bez tego lubię sięgnąć po książki z literatury dziecięcej. Właśnie z tych dwóch powodów sięgnęłam po książkę pt. Na tropie złodzieja psów autorstwa Justyny Balcewicz.

Kornel ma jedenaście lat, wielkie okulary, łatkę kujona i... największego na świecie psa. Brzydal, olbrzymi mastif angielski, to jego najlepszy przyjaciel. Zwłaszcza teraz, gdy po przeprowadzce chłopak musi zaczynać wszystko od nowa. Ale pewnego dnia wierny przyjaciel znika. Zwykła ucieczka? Tak sądzi policja, tylko skąd wziął się podejrzany kawałek kiełbasy? Kornel nie może tego tak zostawić. Na szczęście znajduje sojuszników. Popularną cheerleaderkę Julię, pochodzącą z artystycznej rodziny Delę i misiowatego doktora Zwierza. Czy z ich pomocą uda się odzyskać Brzydala?                                                                                                                          opis wydawcy

Na tropie złodzieja psów jest książką ciekawą, z nutką intrygi i zagadki, a także z przesłaniem oraz informacjami dotyczącymi gatunków psów (tutaj przede wszystkim mastifa angielskiego, który jest psim bohaterem tej pozycji) oraz porwań czy kradzieży psów. W moim odczuciu książka jest skierowana do dzieci w wieku mniej więcej 9-11 lat, ale dużo zależy też od dojrzałości i umiejętności czytania konkretnego dziecka. Literki są większe niż w standardowych, dorosłych książkach, pojawiają się ilustracje (notabene bardzo ładne autorstwa Katarzyny Kołodziej), ale jest to już z tych pozycji z literatury dziecięcej, w której zdecydowanie dominuje tekst, a nie obrazki. Sam pomysł na fabułę jest dość ciekawy, uczący empatii do zwierząt i przyjaźni mimo dziwności i inności. Książka jest ciekawa, wciągająca, z interesującymi i różnorakimi bohaterami. 

Na tropie złodzieja psów jest pozycją zdecydowanie ciekawą i myślę, że dzieciakom, które lubią zwierzaki może się spodobać. Sama pewnie podrzucę ją moim kilkanaście lat młodszych ode mnie kuzynom. Zdecydowanie warto sięgnąć. A się bawiłam naprawdę dobrze.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Skrzat Kraków

poniedziałek, 23 listopada 2020

"Córka króla moczarów" Karen Dionne

Tytuł: Córka króla moczarów
Autor: Karen Dionne
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 336
Ocena: 5.5/6


Psychologiczny element kontroli nad drugim człowiekiem oddziałuje równie silnie jak fizyczny ból, który można zadać (...).




Przeglądając kolejne książki dostępne w pakiecie Legimi (tak, ostatnio zdecydowanie częściej sięgam po ebooki) , zainteresowała mnie pozycja autorstwa Karen Dionne pt. Córka króla moczarów. A tu warto zaznaczyć, że jest on sam jest nawiązaniem do baśni autorstwa Hansa Christiana Andersena pod tym samym tytułem, która jest często cytowana w tej pozycji. Trafiłam na tę pozycję, jest zupełnym przypadkiem, gdzieś między Córeczką, a kolejnymi pozycjami, które jeszcze czekają na swoją lekturę, w ogóle nie słysząc wcześniej o tej autorce i książce, ale czy jest czego żałować? Zapraszam na recenzję.

Helena Pelletier potrafi polować na zwierzęta i wytropić każdy ślad. Nauczyła się tego od ojca, z którym dorastała w całkowitym odosobnieniu w domku na trzęsawiskach. Mężczyzna był jej bohaterem, wzorem do naśladowania i idolem – do czasu, gdy zaczęła sobie uświadamiać, że obie z matką są na bagnach więzione, a ojciec kontroluje całe ich życie. Teraz, piętnaście lat później ojciec ucieka z pilnie strzeżonego więzienia i ukrywa się gdzieś pośród moczarów. Helena ma jedno zadanie: dopaść ojca, zanim on dopadnie ją.                                                                                                                                            opis wydawcy

Córka króla moczarów jest pozycją, która zaciekawiła mnie i wciągnęła już od samego początku. Jako przyszły psycholog byłam ciekawa psychologicznych mechanizmów (jak np. syndrom sztokholmski), które teoretycznie mogłyby się pokazać w opisanej sytuacji, a ponadto moje zainteresowanie wszelkiego rodzaju thrillerami, kryminałami i tego typu wątkami czy zagadkami. Co prawda syndrom sztokholmski się nie pojawił (przynajmniej nie nazwany), ale pojawiły się inne atuty i plusy, przede wszystkim bardzo ciekawy pomysł, a do tego naprawdę świetnie zrealizowany. Do tego chociażby naprawdę świetnie zarysowane postacie, niesztampowe, z mocno zarysowanymi charakterami, barwne, przede wszystkim interesuje mnie główna bohaterka i jednocześnie narratorka powieści, a w drugiej kolejności… jej matka. Karen Dionne podejmuje wiele różnych wątków, świetnie buduje napięcie oraz tworzy atmosferę mroku i tajemnicy. Do tego akcja w dwóch płaszczyznach czasowych i pierwszoosobowa narracja, co wyjątkowo lubię w literaturze sprawia, że książkę pochłonęłam bardzo szybko i z zapartym tchem.

Człowiek zakochany w sobie jest w stanie dostosować plany do zmieniających się okoliczności, ale nie potrafi zrezygnować z ostatecznego celu, który sobie postawił.

Córka króla moczarów to książka, którą mogę polecić szczerze i z całego serca, naprawdę świetny thriller psychologiczny. Świetnie, lekko napisany, pełen ciekawych i barwnych postaci, mroczny, wciągający od początku aż do ostatniej strony. Nie ma tu miejsca na nudę, a intryga, zagadki i tajemnice nie opuszczają czytelnika ani na chwilę. Zdecydowanie warto sięgnąć, bo kawał naprawdę porządnej, intrygującej i mrocznej literatury. Jak autorka wyda kiedyś jeszcze jakieś inne pozycje – ja na pewno po nie z wielką chęcią sięgnę. 

Prawda jest jednak taka, że gdzieś pomiędzy pierwszym pytaniem policjantów a zamknięciem przez nich drzwi uświadomiłam sobie, że jeśli ktokolwiek może złapać ojca i wsadzić go z powrotem do więzienia, to tylko ja. Jak nikt inny radzi sobie na odludziu, ale ja jestem w tym niemal równie dobra. Mieszkałam z nim przez dwanaście lat. Wytrenował mnie, nauczył wszystkiego, co wie. Wiem, jak myśli, co zrobi, dokąd pójdzie.

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło 

sobota, 21 listopada 2020

"Córeczka" Anna Snoekstra

Tytuł: Córeczka
Autor: Anna Snoekstra
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Ilość stron: 272
Ocena: 



Nikt tak naprawdę całkiem nie znika. Nadal przecież gdzieś istnieje.





Kiedy zobaczyłam, że w listopadzie w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło jest literka C, zaczęłam przeszukiwać swoje półki (zarówno reale, jak i wirtualne) w poszukiwaniu odpowiednich lektur. W pakiecie Legimi moją uwagę przykuła debiutancka książka Anny Snoekstry, o której twórczości wcześniej nawet nie słyszałam. Tak więc zabrałam się za ową pozycję - Córeczkę i pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia. 

Kilka lat żyła na ulicy. Przyłapana na kradzieży, wykorzystuje podobieństwo do zaginionej Rebeki Winter i kradnie jej tożsamość. Świetnie odnajduje się w roli kochającej córki i siostry. Śpi w łóżku Rebeki, nosi jej ubrania, żyje cudzym życiem. Jednak przy okazji odkrywa coraz więcej ponurych sekretów na pozór idealnej rodziny. Zbyt późno zrozumie, że nie tylko ona jest pozbawioną skrupułów oszustką, a zniknięcie Rebeki ma drugie dno, którego lepiej było nie poznawać.                                                                                               opis wydawcy

Córeczka nie jest pozycją obszerną – w końcu to tylko niecałe 300 stron – i to był jeden z elementów, który sprawił, że książkę pochłonęłam w bardzo krótkim czasie. Jednak zdecydowanie bardziej na to wpłynął fakt, że sam pomysł na nią jest dla mnie bardzo ciekawy, a ponadto naprawdę dość dobrze zrealizowany. Ponadto sam temat, wokół którego kręci się fabuła Córeczki, jest trudny i wstrząsający, momentami mrożący krew w żyłach, ale nie będę Wam do końca spojlerować. Autorka pokazuje również wiele więcej mianowicie i głównie to, do czego prowadzi zamiatanie problemów pod dywan. Całość jest napisana w sposób lekki, niezbyt skomplikowany, ale nie prostacki, całość naprawdę dość przyjemna w odbiorze, nawet jak na podejmowane tematy. Akcja jest wartka, cały czas coś się dzieje i, jako czytelnik, wciąż się zastanawiałam co będzie za chwil, a ponadto toczy się dwutorowo – kiedyś i teraz, co tylko dopełnia napięcia i intrygi. 

Teraz, kiedy zyskałam nowe życie, rozpaczliwie chciałam je zatrzymać. Tak długo czułam się zagubiona i samotna, że zaczęłam ten stan uznawać za normalność, za mój zwykły dzień powszedni. W moim pojęciu wolność i bezpieczeństwo wykluczały się nawzajem, ale teraz było inaczej.

Córeczka to książka, którą zdecydowanie mogę polecić. Książka zdecydowanie wciąga, a do tego wartka akcja, atmosfera zagrożenia, niebezpieczeństwa i rodzinnych sekretów. I autorka, która umiejętnie zbudowała napięcie, a ponadto miałam dobry pomysł, który wykorzystała naprawdę dobrze. Ja jestem zdecydowanie na tak i osobiście z chęcią sięgnę po inne, kolejne książki autorki. To było naprawdę ciekawe doświadczenie i dobra lektura. 

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło 

środa, 11 listopada 2020

"Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina cz. 1" Daniel Kocuj

Tytuł: Bike'owa podróż. 
Z Sydney do Szczecina cz. 1
Autor: Daniel Kocuj
Wydawnictwo: Annapurna
Ilość stron: 352
Ocena: 5/6

Miałem do niego wiele pytań odnośnie Indii, które odwiedził przed Brimą. Już załatwienie indyjskiej wizy wydawało się nader skomplikowane- ponoć nie można było sobie pozwolić na jakiekolwiek nieścisłości w wypełnianiu kwestionariusza.



Jestem zdecydowaną miłośniczką jazdy na rowerze, choć często jest on dla mnie środkiem transportu miejskiego, a nie środkiem na dalekosiężne wyprawy (choć i tak się zdarzały trasy ponad 100 km dziennie). Niestety mój rower, który mam na stancji, aktualnie czeka na serwisowanie zawalony kafelkami w piwnicy, ale tym chętniej stęskniona na jazdą na dwóch kółkach z wielką chęcią sięgnęłam po podróżniczo – rowerową pozycję autora bloga Bike2.be Daniela Kocuja pt. Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina

Wyprawa życia. Z rozpalonego słońcem Sydney do rodzinnego Szczecina – na rowerze. Po drodze czekają bezkresne pustkowia, spowite cieniem dżungle, krwiożercza fauna, górskie łańcuchy, ciche, senne wioski i gwarne, tętniące życiem miasta. Kalejdoskop samotności, niezapomnianych spotkań, zaskakujących zwrotów akcji i bolesnych pożegnań. Opowieść, jakiej jeszcze nie było! Pierwsza część zabierze Was na wyprawę przez Australię i szereg egzotycznych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Razem z Danielem zejdziecie w głąb australijskiego szybu w poszukiwaniu szlachetnych kamieni, zajrzycie do krateru wulkanu plującego niebieskim ogniem, przywitacie nowy rok, tańcząc i śpiewając na birmańskich ulicach i nieraz o włos unikniecie wpakowania się w poważne tarapaty. Trzymajcie się mocno, bo może znosić na zakrętach!                                                                                                                                                              opis wydawcy

Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina cz. 1 to książka, po którą sięgnęłam naprawdę z nieskrywaną  ciekawością i muszę przyznać, że zdecydowanie się nie zawiodłam. W ogóle sam pomysł jest w ogóle świetny. Słyszałam historie moich znajomych, którzy mieli zjechaną na rowerach całą Polskę i wiele europejskich krajów, ale przejechać taki kawał z bagażem w sakwach na tyłach roweru – po prostu pełen podziw. Do tego mnóstwo pięknych fotografii i ciekawostek z różnych zakątków świata z perspektywy siodełka. Nie obyło się oczywiście bez różnych perturbacji, nie tylko związanych z pedałowaniem, a na przykład z noclegiem na cmentarzu czy wizycie w studiu filmowym. Książka zawiera opis podróży z Australii przez Indonezję, Malezję, Tajlandię, Birmę i Indie, na której kończy się pierwsza część opisanej przez autora podróży. A żeby było ciekawiej pozycja zawiera jeszcze perspektywę znajomego imieniem Zander, który częściowo towarzyszył autorowi na trasie, a później był z nim w stałym kontakcie. Możemy poznać lokalną kulturę poszczególnych krajów, nie z przewodników przedstawiających kilkugwiazdkowe hotele i chwalące wszystko wzdłuż i wszerz, a tak po prostu, po ludzku, zwyczajnie i od kuchni. 

Czytanie książek bywa niebezpieczne. To przez kontakt z książką zaraziłem się "cyklozą". Czytając o przygodach polskich podróżników, zacząłem fantazjować. Utożsamiałem się z tymi śmiałkami, bez pardonu wchodziłem w ich skórę, wczuwałem się do tego stopnia, że wyobrażałem sobie siebie w takiej roli. Zadawałem coraz śmielsze pytania w stylu "Co by było, gdyby...", aż w końcu doszedłem do wniosku, że to marzenie jest jak najbardziej do zrealizowania.

Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina cz. 1 to książka, którą zdecydowanie mogę polecić. Literatura podróżnicza z zupełnie innej perspektywy z całym morzem przygód, zbiegów okoliczności i niesamowitych spotkań. Jest to dopiero pierwsza część, a ja z chęcią sięgnę po kolejną, żeby poznać kolejną część drogi autora do Polski. Ciekawy pomysł na podróż i równie interesująca pozycja. Naprawdę warto sięgnąć. Polecam!



Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Annapurna

sobota, 7 listopada 2020

"Jak sobie poradzić z toksyczną matką?" Magda Meyer

Tytuł: Jak sobie poradzić z toksyczną matką?
Autor: Magda Meyer
Wydawnictwo: Ridero
Ilość stron: 163
Ocena: 5/6



Emocje są zatem prawdziwe i niezależne od woli, tyle że czasem dotyczą innych doświadczeń niż aktualne.




Po lekturze pozycji pt. Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców zaczęłam szukać kolejnych książek o podobnej tematyce i w poszukiwaniu tego przeszukiwałam czeluści Internetu. Tak natknęłam się na pozycję Magdy Meyer pt. Jak sobie poradzić z toksyczną matką i od razu zabrałam się za czytanie.

„Jak sobie poradzić z toksyczną matką”, to podręcznik podzielony na dwadzieścia rozdziałów, z których każdy porusza odrębne zagadnienie. Dowiesz się czym jest obowiązek, kiedy masz do czynienia z manipulacją i jak sobie z nią radzić, jak opanować stres w relacjach międzyludzkich, co to znaczy być asertywnym i dlaczego warto. Każdy rozdział zakończony jest ćwiczeniami, które nauczą Cię praktycznie wykorzystać zawartą tu wiedzę. Zapraszam Cię do zmian!                                                                                                    opis wydawcy

Jak sobie poradzić z toksyczną matką to książka, której byłam ciekawa, ale nie miałam względem niej jakiś większych oczekiwań. Książka nie jest obszerna, ale w moim odczuciu ciekawa i zdecydowanie warta przeczytania. Pozycja zawiera rady, które dotyczą córek toksycznych matek, bo w takich relacjach najczęściej występuje toksyczność (zdecydowanie częściej niż w relacjach matka-syn, ojciec-syn czy ojciec-córka), ale zdecydowaną większość z tych wskazówek można zastosować w innych relacjach i płaszczyznach – nie tylko toksycznych. Autorka w książce pokazuje różne mechanizmy, dlaczego pojawia się toksyczność, dlaczego są takie a nie inne reakcje, co jest pomocne w zrozumieniu wielu spraw i sytuacji. Rady nie są wyimaginowane czy wyssane z palca, ale są bardzo pomocne i takie życiowe. Autorka pokazuje przede wszystkim, że są różne typy toksycznych matek (choć można to odnieść również do innych osób i relacji), co może otworzyć oczy na to, że toksyczna matka to nie tylko stereotypowa i przysłowia melina. Ponadto są różne ćwiczenia, które w moim odczuciu są zdecydowanie przydatne i pożyteczne, pomagają otworzyć oczy i postawić granice, a wszystko napisane naprawdę przystępnym językiem. 

Pamiętaj też, że mówiąc, czego od kogoś oczekujesz, musisz być precyzyjna. Precyzyjna oznacza, że powinno być jasne to, co druga osoba ma konkretnie zrobić. Powiedz: „chciałabym żebyś pukała, gdy wchodzisz do mojego pokoju” (to jest jednoznaczne), zamiast „chciałabym, żebyś szanowała moją prywatność” (kwestia, co znaczy szanować czyjąś prywatność może być bardzo różnie rozumiana).

Jak sobie poradzić z toksyczną matką to książka, którą zdecydowanie mogę polecić. Merytorycznie jest napisana naprawdę dość dobrze, bez jakiś bzdur jak w Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz Pawlikowskiej czy Zwalczyć negatywne myślenie Pralonga. Szczególnie, że zwarte w książce rady można odnieść również do innych relacji niż tylko do matki. Warto sięgnąć, zwłaszcza, że nie jest byt obszerna. Polecam!

Skąd więc pomysł, że jeśli ktoś urodził to jest z tego powodu autorytetem we wszystkich możliwych kwestiach?

środa, 4 listopada 2020

"Idealna opiekunka" Phoebe Morgan




Tytuł: Idealna opiekunka
Autor: Phoebe Morgan
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 360
Ocena: 2.5/6

 




Idealna opiekunka to książka, która niejednokrotnie przemykała mi na blogach czy generalnie w książkowej części Internetu. Sama czasami pracowałam jako niania, więc trochę znam klimaty takiej pracy, ale też byłam ciekawa co się kryje pod takim tytułem, a ponadto byłam jej bardzo ciekawa z jeszcze jednego powodu – w końcu to debiut na polskim rynku wydawniczym. Tak więc bardzo szybko zabrałam się za lekturę książki autorstwa Phoebe Morgan.

Caroline Harvey zostaje znaleziona martwa w Suffolk, w najgorętszy dzień roku. Jej ciało zostało w dziwny sposób porzucone na łóżeczku dziecięcym – a dziecka, którym się opiekowała, nigdzie nie ma. Setki kilometrów dalej wakacje Sioban Dillon na francuskim wybrzeżu kończą się nagle, kiedy jej mąż, Callum, zostaje aresztowany pod zarzutem morderstwa, a idealna rodzina Sioban rozpada się. Jednak czy Caroline jest tak niewinna, jak się wydaje – czy może ukrywała swój własny sekret? Co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy? I gdzie jest dziecko?                                                                                   opis wydawcy

Choć opinie Idealnej opiekunki przeskakiwały mi w blogosferze, to ja jednak zupełnie się nie nastawiałam na nic szczególnie wychodząc z założenia, że lepiej zaskoczyć się pozytywnie niż negatywnie. Nie oczekiwałam od niej arcydzieła i bardzo dobrze, że miałam takie podejście, bo w moim odczuciu książka jest zupełnie przeciętna. Trzymający w napięciu thriller psychologiczny – obiecuje na okładce wydawca. Po sporej ilości przeczytanych książek z tego rodzaju literackiego przekonałam się, że często jest to przekoloryzowane. Tak jest i w tym przypadku – zamiast tajemniczego i intrygującego thrillera, w moim odczuciu mdła, bez polotu i nużąca, z pomysłem, który pojawia się niejednokrotnie w literaturze. Temat bogatych ludzi na świeczniku, którzy za fasadą szczęśliwego małżeństwa skrywają swoje mroczne sekrety i problemy, pojawiają się dość często jako rama, na której jest zbudowana cała fabuła. Język zupełnie nieskomplikowany, styl nieporywający, a i akcja raczej toczy się powoli niż żwawo biegnie. Brakuje zwrotów akcji, intrygi i zaskoczenia… Zakończenia domyśliłam się już mniej więcej w połowie lektury. Do tego niewielu bohaterów, którzy w dodatku ą zupełnie niewyróżniający się, szarzy i płascy. Całość wydaje mi się niedopracowana i po prostu mdła i przeciętna.

Idealna opiekunka jest książką, na którą – w moim odczuciu – zdecydowanie szkoda czasu. Nic zaskakującego, niezbyt wciągająca, niezbyt oryginalna i z przewidywalnym zakończeniem. Lektura zupełnie nie porywa, a momentami jest zwyczajnie nudna i nieciekawa. Całość jest naprawdę co najwyżej średnia… Jak dla mnie niedopracowana i nie zapadająca w pamięć. Ja osobiście odradzam – co prawda czytadło, które czyta się naprawdę szybko, dla takiej mdłej przeciętności naprawdę szkoda czasu. Warto go poświęcić na inne lektury.