Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Czarne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Czarne. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 sierpnia 2022

"Roztopy"Jędrzej Pasierski

Tytuł: Roztopy
Autor: Jędrzej Pasierski
Cykl: Nina Warwiłow
Tom: drugi
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 336
Ocena: 5.5/6



(...)komplementy jej prawił takie, że miała ochotę się po nich pochlastać: „Masz ładnie zarysowane barki”, mówił na przykład.




Za debiut Jędrzeja Pasierskiego pt. Dom bez klamek zabrałam się dwa lata temu – nie dość, że książdka zdecydowanie przypadła mi do gustu, to jeszcze do autora (w sumie do jego nazwiska) mam sentyment, bo to w końcu nazwisko moich dziadków. Teraz przyszedł czas na drugą część – w końcu zabrałam się za drugą część serii z Nina Warwiłow pt. Roztopy.

Joanna Pascho zostawia swoje poukładane warszawskie życie – odchodzi z pracy, sprzedaje mieszkanie i przenosi się do Bukowców, malutkiej wioski w Beskidzie Niskim. W pobliskich Gorlicach otwiera gabinet dermatologiczny. Zaczyna remont domu. Szybko jednak nadchodzi zima, a z pozoru idylliczna wioska odsłania mroczne sekrety…Wkrótce do Bukowców przybywa komisarz Nina Warwiłow. Próbuje dotrzeć do prawdy o losie przyjaciółki. Niebawem zorientuje się, jak wielu rzeczy o niej nie wiedziała. Śledztwo utrudnia śnieg, odcinający Bukowce od świata, wszyscy czekają na roztopy. Kiedy nadchodzą, policja dokonuje makabrycznego odkrycia.                                                                                                                                                      opis wydawcy

Roztopy to książka, po której mniej więcej już wiedziałam czego się mogę spodziewać i jednocześnie byłam jej bardzo ciekawa. Sam pomysł na pozycję wydaje się niezbyt skomplikowany, ale muszę przyznać, że autor tak pokierował akcją, że wszystko wydawało się mroczne, tajemnicze i niedopowiedziane. Moim zdaniem Pasierski świetnie oddał klimat prowincji, gdzie wszyscy nawzajem się znają i pojawia się ktoś nowy, a w dodatku ów przyjezdny znika. Coś co mnie dodatkowo zafascynowało to sporo nawiązania do historii i kultury łemkowskiej z tamtych terenów. Nie zabrakło różnych i wiarygodnych postaci, które reprezentują różne mentalności, obyczajowości i sposoby myślenia – przede wszystkim główna bohaterka komisarz Nina Warwiłow, która jest w moim odczucie postacią doprawdy fascynującą. Lubię kryminały z nieco mocniej rozbudowanym wątkiem obyczajowym, ale mam wrażenie, że często autorzy takich powieści kryminalnych lubią przedobrzyć i jest za dużo obyczajówki w kryminale – u Pasierskiego na szczęście tak nie jest; moim zdaniem autor świetnie zachował proporcje pomiędzy wątkiem kryminalnym a obyczajowym. Książka jest napisana naprawdę dobrze – ze sporą dbałością o język i styl, o historię i kulturę Łemków, budowanie napięcia oraz kreowanie bohaterów. Ja jestem bardzo zadowolona po tej lekturze - naprawdę bardzo miło spędzony czas.

Nieszczęście kładzie się cieniem na całej rodzinie, niezależnie od tego, kogo dokładnie zmieniła historia. Czytała kiedyś, że trauma utrzymuje się nawet w trzecim pokoleniu od zdarzenia będącego jej źródłem.

Roztopy to książka, którą zdecydowanie mogę polecić – tak samo jak pierwszą część pt. Dom bez klamek. Jest to bardzo dobrze napisana książka, która wciąga od samego początku – w dodatku ze świetnym, mrocznym klimatem, ciekawą zagadką, a do tego z oszustwem medycznym w tle. Już nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejną część serii z Niną Warwiłow, ale również po książki Pasierskiego w ogóle. Bardzo polecam, bo naprawdę warto – ciekawa książka i ciekawa seria.

sobota, 23 lipca 2022

"Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce" Aneta Pawłowska-Krać

Tytuł: Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce
Autor: Aneta Pawłowska-Krać
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 232
Ocena: 3/6

Środowisko pielęgniarek od lat domaga się wprowadzenia norm zatrudnienia w przeliczeniu na liczbę pacjentów. Liczniejsza obsada to większe bezpieczeństwo pacjentów i personelu, wyższy standard pracy, więcej czasu dla pacjentów. Ale wprowadzenie tych norm ciągle jest przesuwane w czasie.



Temat psychiatrii i psychologii są mi wyjątkowo bliskie – nie dość, że sama studiuję psychologię, ale także sama mam depresję, która jest moją wierną przyjaciółką już od ponad siedmiu lat. Nie lubię sformułowania cierpię na depresję (czy jakąkolwiek chorobę) – po prostu jesteśmy razem, kwestia oswojenia choroby, a nie walczenia z nią.  Oficjalną diagnozę dostałam miałam 22 lata, choć są przypuszczenia, że pierwszy rzut choroby miałam już 10 lat wcześniej. Z tych powodów wcześniej sięgnęłam po reportaż pt. Żyletkę zawsze noszę przy sobie autorstwa Małgorzaty Gołoty, ale niedługo czekałam z zapoznaniem się z kolejną pozycją, która kusiła mnie od samego początku, kiedy się o niej dowiedziałam. Mowa o reportażu Anety Pawłowskiej-Krać pt. Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce.

Co czwarty Polak w jakimś momencie życia miał kłopoty ze zdrowiem psychicznym – wynika z badania dotyczącego kondycji psychicznej mieszkańców Polski. To znaczy, że ponad osiem milionów osób w naszym kraju doświadczało lub doświadcza zaburzeń psychicznych. Ale z powodu słabej dostępności pomocy – i uprzedzeń wobec ludzi chorych – do psychologa lub psychiatry trafiło zaledwie szesnaście procent. Problem chorób i zaburzeń psychicznych dotyka osób w każdym wieku, od dzieci po ludzi starszych. Cierpią między innymi na schizofrenię, depresję, uzależnienia, zaburzenia odżywiania czy zaburzenia rozwojowe. Często kłopoty sprawia już postawienie diagnozy, leczenie jest jeszcze większym wyzwaniem. To proces, który może trwać latami, wymaga cierpliwości, elastyczności, wytrwałości – tak pacjenta, jak i lekarzy. Wymaga też dobrego planu – i pieniędzy.                                                                                                                                                               z opisu wydawcy

Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce to nie jest lektura łatwa – nawet dla mnie jako osoby, która studiuje psychologię, a także ma za sobą rożne formy terapii. Nie zmienia to faktu, że sama nigdy nie byłam w takim typowym szpitalu psychiatrycznym, na oddziale zamkniętym, więc tym bardziej byłam ciekawa tej książki. Mimo że nie była to książka łatwa, wiele z tych rzeczy mnie nie zdziwiło, ale wydaje mi się, że zupełni laicy w tym temacie mogą być mocno zszokowani, jak wyglądają realia. A tu trzeba przyznać, że autorka pokazała owe realia całkiem dobrze – pokazała czego brakuje, co kuleje. W moim odczuciu zdecydowanie zabrało pokazania tego co dobre, co działa, bo nie każdy psychiatryk w Polsce wygląda tak samo – jest na przykład takie Centrum Terapii Nerwic w Mosznej, które zupełnie odbiega od tego, co jest przedstawione w książce. Przecież poza pacjentami, którzy zderzyli się ze ścianą, ale są tacy pacjenci, którym owo leczenie psychiatryczne w Polsce (również to NFZ) uratowało im życie – dosłownie (!). Książka jest niedługa, ale w moim odczuciu temat jest tylko ledwie liźnięty, a do tego to stronnicze podejście autorki utrwalające stereotyp psychiatryka, w której ludzie non stop są zapięci w pasach i faszerowani psychotropami, a jedyne co robią to patrzą się w sufit. 

Lekarz przyrzeka, że będzie leczył zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną i standardami, a system mu to uniemożliwia. Można działać wbrew sobie, reprezentować coś, z czym się nie zgadzasz, i nie można być efektywnym w pomaganiu. Ale każdy normalny człowiek powiedziałby w końcu nie.

Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce to książka, która summa summarum wypada dość przeciętnie – niezbyt obszerna, niedopracowana, stronnicza i powielająca szkodliwe stereotypy. A szkoda, bo temat ciekawy i zdecydowanie warty większej uwagi. Czy polecam? Kompletnym laikom w temacie, którzy chcą się utwierdzić w swoim błędnym wyobrażeniu jak wygląda psychiatryk – jak najbardziej. Jeżeli ciekawi Cię temat depresji i psychiatrii – zdecydowanie lepiej sięgnąć po pozycję pt. Żyletkę zawsze noszę przy sobie autorstwa Małgorzaty Gołoty.

Książka bierze udział w wyzwaniu

czwartek, 10 marca 2022

"Bezmatek" Mira Marcinów

Tytuł: Bezmatek
Autor: Mira Marcinów
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 256
Ocena: 2/6



Matki nieumarłe są trudne. Te martwe nie chcą stać się ani trochę łatwiejsze.







Matka. Niezwykle ważna osoba w życiu dziecka, szczególnie w życiu córki. Nie tylko u ludzi. W ulu również najważniejsza jest królowa matka. A co jak matka umrze, odejdzie? Chaos. Ból. Jak radzi sobie z tym córka, której matkę zabrał rak? O tym pisze Mira Marcinów w oparciu o własne doświadczenia w książce pt. Bezmatek.
W brawurowej prozie Miry Marcinów wszystko jest dzikie i dziwne, a najdziwniejsza jest śmierć, której miało nie być. Bo na świecie są tylko dwie okoliczności końca: ktoś zmarł śmiercią tragiczną lub po długich cierpieniach. W tej książce jest inaczej. Są lata dziewięćdziesiąte i te teraz, są małe dziewczynki i młode matki. Marcinów próbuje znaleźć nowy język na opisanie straty i ze skrajnej intymności robi literaturę: transową, mocną, dowcipną, a jednocześnie drżącą, okrutnie szczerą, pełną czułości i tęsknoty nie wiadomo za czym, choć wiadomo, że tej pustki wypełnić się nie da. „Bezmatek” to brutalna opowieść o pragnieniu życia i ucieczce od umierania oraz historia wielkiej, szalonej i zachłannej miłości, jaka może wydarzyć się tylko między matką a córką.                                                                                                           opis wydawcy

Bezmatek jest książką, która podejmuje bardzo ważny temat odchodzenia matki, jej trudnej obecności, a także uzależnienia swojego istnienia od istnienia matki. Pozycja odnosi się do autentycznych doświadczeń autorki związanych z jej matką i w sumie to trudno jednoznacznie stwierdzić, do jakiego gatunku można ją zaliczyć. Ni to wspomnienia, ni filozoficzno-psychologiczne rozważania… Książka jest napisana w sposób bardzo obrazowy i nieskomplikowany, co sprawia, że czyta się ją naprawdę szybko, choć temat nie należy do najłatwiejszych. Autorka jest doktorem psychologii, ale w moim odczuciu nie popisała się tutaj wiedzą z tej dziedziny nauki. Marcinów jest również filozofką, co zdecydowanie bardziej tutaj widać. Co do fabuły i akcji – trudno tu mówić o czymś takim, tak samo jak o intrydze czy morzu niesztampowych bohaterów - w końcu to pozycja wspomnieniowo-refleksyjna. Nie uchroniło to jej od dramy, która wybuchła wokół niej - swego czasu, krótko po premierze Anna Augustyniak zarzuciła Mirze Marcinów plagiat swojej książki pt. Kochałam, kiedy odeszła wydanej siedem lat wcześniej. W końcu drama się rozwiała, Marcinów nie została pociągnięta do odpowiedzialności, ale po tym jak o tym przeczytałam – niesmak niestety pozostał, a szkoda, bo książka ma potencjał.

Bo nie ma nic ohydniejszego na świecie niż to, gdy człowiek umiera drugiemu człowiekowi. Gdy zwierzę umiera drugiemu zwierzęciu.

Bezmatek jest książką, którą zdecydowanie można przeczytać dość szybko, a także może wzbudzać sporo emocji – zwłaszcza dla osób, które w jakikolwiek straciły matkę. Muszę jednak przyznać, że książka zupełnie mnie nie zachwyciła ani nie porwała. Można przeczytać, ale naprawdę szału nie ma. Jak na doktora psychologii piszącego o ważnym psychologicznym aspekcie, jakim jest żałoba – dość słaba pod względem psychologicznym. Ciekawe porównanie do ula i bezmatka w nim panującym, ale nie zmienia to faktu, że w moim odczuciu książka wypada dość słabo.

Póki żyła moja matka, byłam córką. Ale kiedy umarła, ja tę tożsamość straciłam: nie będę już nigdy niczyją córką. [...] kawał mnie odpadł. Jej śmierć zabiła we mnie córkę. Albo ja ją w sobie zabiłam.

 Książka bierze udział w wyzwaniu
Abecadło z pieca spadło

poniedziałek, 7 lutego 2022

"Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" Zbigniew Rokita

Tytuł: Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku
Autor: Zbigniew Rokita
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 320
Ocena: 5.5/6



Bo są tacy, którzy z jakiegoś powodu potrzebują owinąć się tożsamością szczelnie, po szyję. I ja też tak mam. A tam, gdzie brakuje treści, górę bierze forma i stąd już krótka droga do radykalizmu.




Kiedy podczas spisu ludności w 2001 tato wpisał mi i bratu obywatelstwo polskie i narodowość śląską – zrodził się we mnie bunt. Choć sama miałam wtedy tylko osiem lat to już wtedy wiedziałam, że śląskość to tylko część mojej historii – tylko jeden dziadek Ślązak, babcia z centralnej Polski, a drudzy dziadkowie z Kresów Wschodnich. Na następnych spisach byłam już pełnoletnia i sama o sobie decydowałam i wpisywałam sobie narodowość polską. Dopiero jak zaczęłam studia zaoczne w Krakowie i później się tutaj przeprowadziłam w mojej świadomości zaczęła się kształtować tożsamość, że nie jestem stąd, dopiero wtedy zaczęła się kształtować świadomość, że jestem Ślązaczką, że jestem ze Śląska. To właśnie z powodu tej historii tak zaintrygowała mnie książka Zbigniewa Rokity pt. Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku.

Przez większość życia uważałem Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą. Swoją śląskość wypierałem. W podstawówce pani Chmiel grała nam na akordeonie Rotę, a ja nie miałem pojęcia, że ów plujący w twarz Niemiec z pieśni był moim przodkiem. O swoich korzeniach wiedziałem mało. Nie wierzyłem, że na Śląsku przed wojną odbyła się jakakolwiek historia. Moi antenaci byli jakby z innej planety, nosili jakieś niemożliwe imiona: Urban, Reinhold, Liselotte. Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na „delegacjach” w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion ludzi deklarujących „nieistniejącą” narodowość, katastrofę ekologiczną nieznanych rozmiarów, opowieści o polskiej kolonii, o separatyzmach i ludzi kibicujących nie tej reprezentacji co trzeba. Oto nasza silezjogonia.                                                                                                                                             opis wydawcy

Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku to tak naprawdę historia tego, jak autor zaczął zgłębiać swoją historię w poszukiwaniu własnej tożsamości. Książka jest napisana w sposób i bardzo przyjemny w odbiorze, autor stworzył książkę jakby snując piękną, rodzinną opowieść, a ja się momentami czułam jakbym słuchała własnych rodzinnych historii z ust taty czy dziadka. W moim odczuciu autor wykazał się sporą znajomością tematu i dużym researchem oraz poszukiwaniami własnej historii. Choć całość jest napisana językiem polskim, a nie gwarą (z wyjątkiem zamieszczonych cytatów po śląsku), to autor wplata tak dobrze mi znane śląskie słowa jak ujek, chabaź, bambetle, klapsznita czy bajtel. Słowa, których znaczenie dobrze znam i sprawiły, że w dziwny sposób przypomniało mi się dzieciństwo. Całość czytałam z zapartym tchem momentami odnosząc wrażenie jakbym czytała historię własnej rodziny, a moich rodzinnych terenów już na pewno.

Dziś Ślązacy o korzeniach przedwojennych stanowią tutaj mniejszość, dziś prawdziwymi Ślązakami, Ślązakami statystycznymi, są osoby o korzeniach gulaszowych. Gorole, nie hanysy, Zdzisław i Józef, nie Erwin i Achim.

Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku to pozycja fascynująca i ciekawa, a do tego okraszona zdjęciami oraz mapami. Uważam również, że jest to książka naprawdę ważna i potrzebna – nie tylko dla Ślązaków czy osób poszukujących własnej śląskiej tożsamości, ale (moim zdaniem) dla każdego. Zdecydowanie i szczerze polecam, naprawdę warta przeczytania.

poniedziałek, 27 stycznia 2020

"Dom bez klamek" Jędrzej Pasierski




Tytuł: Dom bez klamek
Autor: Jędrzej Pasierski
Cykl: Nina Warwiłow
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 344
Ocena: 5.5/6








Lubię kryminały i interesuję się psychologią (nie bez przyczyny studiuję ten kierunek), a poza opisem wydawcy Domu bez klamek moją uwagę przykuło również nazwisko autora, które jest jednocześnie panieńskim mojej matki. Najbardziej jednak moją uwagę przykuło miejsce akcji – szpital psychiatryczny, który jest miejscem ciekawym dla mnie, jako przyszłego psychologa. 
12 grudnia rano pielęgniarka na oddziale C8 szpitala psychiatrycznego w Weseliskach dokonuje makabrycznego odkrycia. W nocy jeden z pacjentów został brutalnie zamordowany. Podejrzenie pada na pozostałych chorych i personel medyczny. Policja, która wkrótce przyjeżdża na miejsce zdarzenia, nie może pozwolić, by ktokolwiek opuścił oddział. C8 zostaje zamknięte dla świata. Niebawem okaże się, że pytań jest więcej niż odpowiedzi, a przeszłość osób zamieszanych w zbrodnię pełna jest mrocznych tajemnic, przemocy, bólu i zła. Splątane wątki śledztwa próbuje rozwikłać podkomisarz Nina Warwiłow. Jednak morderstwo w szpitalu psychiatrycznym to nie jedyne, co zaprząta jej myśli. Musi poradzić sobie ze swoją przeszłością i podjąć trudne decyzje, które zaważą na jej przyszłości. Czasami własne wspomnienia mogą być więzieniem, z którego najtrudniej się wyrwać…                                                                                                                     opis wydawcy
Dom bez klamek to debiut Jędrzeja Pasierskiego, która jednocześnie jest pierwszą częścią serii z Niną Warwiłow w roli głównej. Nie słyszałam wcześniej o tym autorze, nie wgłębiałam się, jego książki (w zasadzie tylko okładki) mignęły mi gdzieś tylko w blogosferze czy na stronach księgarń. Kiedyś korzystając z wolnego – sięgnęłam po ów kryminał będąc ciekawa co dostanę w owym debiucie. Pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy i niesztampowy, a do tego całkiem nieźle wykorzystany. Wszystko jest mroczne, owiane tajemnicą, możliwości wykorzystane – jak najbardziej. Koncept zdecydowanie przykuwający uwagę moją jako studenta psychologii, naprawdę. W ogóle temat szpitala psychiatrycznego naprawdę bardzo ważny i to wcale nie zbagatelizowany, a od samego początku potraktowany na poważnie – pokazuje, trochę inną stronę takiego miejsca. Co zdecydowanie ważne - psychologiczne zagadnienia trzymają się kupy i nie ma jakiś teorii oderwanych od rzeczywistości, nie ma wprowadzania w błąd. Język, jakim napisana jest książka, nie jest ani zbyt prosty czy nieskomplikowany ani zbyt górnolotny czy jakiś wyrafinowany – po prostu zdecydowanie adekwatny do fabuły, mroku, niegodziwości i zbrodni w psychiatryku. Ciekawi, pełnokrwiści bohaterowie – z Niną w roli głównej. Na szczęście pozostali nie byli szarym tłem – również pełni wymiaru i charakteru, co sprawiło, że razem z fabułą tworzy spójną i całkiem udaną całość. Wszystko naprawdę super! 

Dom bez klamek to naprawdę udany kryminał – mroczny, ciekawy, frapujący, z charakterem. Po prostu dobry kryminał. Fakt – debiut, ale zupełnie tego nie widać, ale czy to musi być widać? Naprawdę kawał dobrej roboty zrobionej w tej książce. Z chęcią niedługo sięgnę po kolejny tom z Niną Warwiłow, jak i inne książki  Jędrzeja Pasierskiego. Dom bez klamek to zdecydowanie dobry kryminał, naprawdę godny polecenia i sięgnięcia. Serio – warto sięgnąć! Ja już sięgam po następne. A Tobie polecam już zacząć, mój Czytelniku. 

wtorek, 25 lutego 2014

"Śmierć nie ulega przedawnieniu" Friedrich Ani

Tytuł: Śmierć nie ulega przedawnieniu
Autor: Friedrich Ani
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 268
Ocena: 1/6


I nikt, kto nie jest obecny w sobie, nie jest obecny w świecie. Ja tylko udawałem. Możesz wyobrazić sobie strach, który ogarnia człowieka, gdy pewnej nocy pojmuje swoje prawdziwe uczucia i myśli?






Książki wydawnictwa wywarły na mnie spore wrażenie, a wśród nich znalazł się Hipnotyzer, Farma lalek czy książki rodzeństwa Hammer, dlatego kiedy zauważyłam w bibliotece kolejny kryminał tego wydawnictwa wypożyczyłam go bez wahania i mając względem niego już pewne oczekiwania... Szkoda, że wyszło jak wyszło.

Śmierć nie ulega przedawnieniu to historia zaginięcia dziewczynki (o ileż takich historii wśród kryminałów!). Jej matka krótko po jej stracie wykupuje miejsce na cmentarzu i stawia tam grób, ale bez ciała. Po 6 latach od zniknięcia nadkomisarz Polonius Fischer dostaje list od kolegi z klasy owej dziewczynki, który twierdzi, że ją widział. Czy naprawdę ją spotkał? Czy dziewczynka słusznie zostaje uznana za zmarłą? Czy upośledzony mężczyzna został słusznie skazany na więzienie? Co z tego wszystkiego wyniknie?

Śmierć nie ulega przedawnieniu to chyba pierwszy kryminał przy którym tak się nudziłam. Naprawdę. Nie tego się spodziewałam sięgając po tę książkę. Akcja się toczy, toczy i rozkręcić się nie może. Jej tempo jest niczym popołudniowa sjesta w upalne popołudnie, w trakcie której ruch zamiera i nie urozmaica jej ani odrobina wiatru czy jakiegokolwiek ruchu. Co do samego pomysłu. Filmów, książek czy seriali, w których zaginiona osoba po latach się odnajduje jest całe mnóstwo, więc nie jest to odkrycie Ameryki. I nie dość, że sama koncepcja na książki jest dość oklepana, to jeszcze niewykorzystana. Autor lawiruje pomiędzy zniknięciem, a... nie wiadomo czym. Tak jakby chciał, a nie mógł albo mógł a nie chciał. Niby próbuje rozwiązać sprawę do końca, raz się zbliża, raz oddala, jest mdły i kręci się w książce wokół jakiegoś bliżej nieoreślonego punku, którym zdecydowanie NIE jest śledztwo. A w dodatku wykreowanie postaci moim zdaniem też nie zachwyca i nie powala. I jeszcze wszystko jest napisane prostym, banalnym językiem. Jak dla mnie jest to książka nudna, bez potencjału, a czytanie jej to zupełna strata czasu. Nie znalazłam w niej nic, co by przykuło moją uwagę i zachwyciło. Ani tocząca się szybko akcja, ani ciekawy pomysł na fabułę, ani interesujący bohaterowie, ani język. NIC. Nie ma co się rozpisywać. Szkoda na nią czasu, siły, a tym bardziej pieniędzy. Jeżeli jeszcze się zastanawiasz – odłóż ją czym prędzej;)

czwartek, 26 grudnia 2013

"Farma lalek" Wojciech Chmielarz

Tytuł: Farma lalek
Autor: Wojciech Chmielarz
Cykl: Jakub Mortka
Tom: 2
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 
Ocena: 4.5/6


Ola miała rację, pomyślała. Przy każdej sprawie, przy każdym trupie zostawiał cząstkę samego siebie. Każdego dnia wracało go do domu odrobinę mniej i mniej. Poczuł przejmujący strach, że kiedyś zniknie całkowicie i zostanie po nim tylko pusta skorupa, mechanicznie wykonująca jedną czynność za drugą, bez żadnych myśli i uczuć.


Z czym Wam się kojarzy nazwa książki Farma lalek? O czym może ona mówić? Przyznam szczerze, że sam tytuł oraz opis na okładce niezwykle mnie zaintrygowały, dlatego właśnie postanowiłam sięgnąć po tę pozycję.

Krotowice to niewielka miejscowość w Karkonoszach jakich wiele i to właśnie tam dzieje się akcja Farmy lalek. To właśnie tam zostaje zgłoszone zaginięcie dziewczyny, która nie wróciła na noc do domu, ale jednak krótko później policja trafia na ślad pedofila i zwłok zaginionej, które znaleziono w starej sztolni, gdzie znaleziono także inne, zmasakrowane ciała kobiet. A udział w śledztwie bierze komisarz Jakub Mortka, który przyjechał z Warszawy na staż do tej niewielkiej miejscowości. Ów rozwodnik próbuje poukładać swoje życie i rozwiązać zagadkę. Kto zamordował owe kobiety? Jaki z tym związek mają Cyganie zamieszkujący ową miejscowość? To jeden z nich jest zabójcą? Jaki związek ma ta sytuacja z handlem ludźmi? Czym jest tytułowa Farma lalek? 

Do Farmy lalek podeszłam naprawdę zaintrygowana, nie wiedząc nawet, że jest to kontynuacja serii o Jakubie Mortce. Nie miałam względem niej większych oczekiwań, ale jednak spędziłam z nią niezwykle miło i przyjemnie czas. Już od pierwszych stron Wojciech Chmielarz zaintrygował i zainteresował mnie swoim stylem, językiem dobranym do historii, swoim kreowaniem fabuły czy bohaterów, zwłaszcza, że jest to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością (tak, nie czytałam pierwszej części – Podpalacza). Język w owej pozycji jest niezbyt skomplikowany, aczkolwiek niezwykle do niej pasujący, a sama fabuła jest nader ciekawa i fascynująca, co nie pozwala się od niej oderwać. Choć akcja nie toczy się jakoś nadzwyczajnie szybko, ale książka jest naprawdę wciągająca i fascynująca. Podczas jej lektury nie miałam najmniejszej ochoty od niej się oderwać, przerwać jej czytania, książka doprawdy absorbująca uwagę i czas;) Jednakże oczywiście nie obyło się bez wątku miłosno – łóżkowego, jak to bywa w wielu książkach;) Ciekawe i zaskakujące jest to, jakie tematy autor w niej podejmuje. Znajdziemy podjęcie problemu pedofilii, seryjnych morderców, zwłaszcza w małych miejscowości, a także mieszkania w niej dwóch różnych ras – Polaków i Romów... Widzimy także słabość i ułomność polskiej policji czy konsekwencje jednorazowego seksu byle z kim. Farma lalek to książka niezwykle ciekawa, po którą warto sięgnąć. Lekki, przyjemny kryminał, może do Christe czy Doyle'a daleko, ale książka godna przeczytania. Będę musiała sięgnąć po pierwszą część – Podpalacza;)

sobota, 13 lipca 2013

Hipnotyzer





Tytuł: Hipnotyzer
autor: Lars Kepler
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron 632
Ocena: 5,5/6








Z czym Wam się kojarzy hipnoza? Co o niej wiecie? A może wykorzystać ten temat w kryminale? Na ten pomysł wpadło małżeństwo szwedzkich pisarzy, Alexandra Ahndorila i Alexandry Coelho Ahndoril, którzy skrywają się tu pod pseudonimem Lars Kepler. 

W Hipnotyzerze poznajemy Erika Barka, który jest postacią generalnie średnio wyrazistą i charakterystyczną, jednak wzbudzającą sympatię i to właśnie on jest owym tytułowym hipnotyzerem, który któregoś złożył obietnicę, że już więcej nie użyje tego sposobu wnikania do ludzkiego umysłu. Jednak którejś nocy dostaje telefon od komisarza kryminalnego Joona Linna, który prosi o pomoc przy rozwiązaniu jednej sprawy. Jaka to sprawa? Czy Erik ma świadomość, że jego rodzinie może grozić niebezpieczeństwo? Czy uda im się ją rozwiązać? Jaki ona ma związek z hipnozą?

kadr z filmu
Hipnotyzer jest skandynawskim kryminałem, o którym było ostatnio dość głośno, dzięki niedawnej ekranizacji z Tobiasem Zilliacusem i Mikaelem Persbrandtem w rolach głównych. A co z książką? Słyszałam o niej wiele bardzo skrajnych opinii. Mi jednak Hipnotyzer przypadł do gustu. Spodobał mi się pomysł na fabułę oraz sposób prowadzenia akcji. Napięcie w niej nie jest utrzymywane stale na jednym poziomie, bo nie tylko o zagadkę i jej rozwiązanie tu chodzi. Przynajmniej tak mi się wydaje. Dużo jest w niej psychologicznych szczegółów, niuansów czy psychologicznych profili postaci, co mi się spodobało mi się ze względu na to, że bywam psychologiem amatorem. Choć Erik wydał mi się postacią mało charakterystyczną, jednak wzbudził we mnie sympatię, nieraz także współczucie czy litość momentami wręcz wzruszenie, z powodu tego, co przeżywał i jaki los go spotkał. Co jeszcze mogę powiedzieć o tej książce? Podobało mi się spojrzenie na hipnozę, na to jaki może mieć ona wpływ na ludzi. Ciekawe było również to, jak pokazano ludzi młodych, a nie było to w żadnym wypadku idealizowanie. Podobało mi się również zakończenie, które mnie zaskoczyło. No nie spodziewałam się takiego rozwiązania sprawy. Generalnie książka która wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, jednak rozumiem też tych, którym mogła się ona nie podobać. Filmu nie oceniam, bo nie widziałam, ale po lekturze mam na niego chrapkę.

Podsumowując polecam Hipnotyzera, aczkolwiek wiem, że nie jest to książka dla wszystkich. Ci, którzy szukają thrillera trzymającego w maksymalnym napięciu, zapewne zawiodą się na tej książce. Jednak ci, którzy lubią hybrydę thrillera i powieści psychologicznej, połączenie zagadek, hipnozy i tajemniczości, zdecydowanie będą zadowoleni.

Książkę przeczytałam dzięku uprzejmości:

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Wszystko ma swoją cenę

 Tytuł: Wszystko ma swoją cenę
Autor: Lotte i Søren Hammer
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 504
Ocena: 5/6


Ku swojemu zdumieniu nie miał kłopotów ze snem. Zniknęły dręczące go wcześniej koszmary. Może dlatego, że dramat stał się faktem, koszmar zamienił się w rzeczywistość.






Kiedyś już recenzowałam książkę Lotte i Søren Hammerów pt. Niegodziwcy, którą dostałam do przeczytania od Wydawnictwa Czarnego, teraz dostałam kontynuację  pt. Wszystko ma swoją cenę, która jest już moim kolejnym spotkaniem ze skandynawskim kryminałem.

Akcja książki zaczyna się na pokrytej lodowcami Grenlandii, gdzie przyjechała pani premier Dani, a także w tym miejscu dziennikarze i politycy protestują przeciwko topniejącemu lodowcowi. Jednak ku ich wielkiemu zaskoczeniu dokonują makabrycznego odkrycia. Mianowicie znajdują zakopane w lodowcu, zamrożone w lodowcu zwłoki, które leżały tam od lat. Na miejsce zostaje wezwany Konrad Simonsen, którego poznaliśmy już w  Niegodziwcach. Dlaczego akurat on? Otóż ułożenie ciała ofiary przypominają sprawę, którą właśnie Konrad prowadził przed laty. Tak samo jak kobiety z tej sprawy, ofiara znaleziona teraz ma na głowie foliowy worek, na ustach czerwoną szminkę, a na sobie nie ma górnej części garderoby. No i nasza ofiara ma ten sam typ urody, co wcześniej zamordowane kobiety. Lecz jednak pomiędzy obydwoma sprawami minęło już trochę lat. Czy jednak seryjny morderca może nadal grasować? Czy Konrad Simonsen natrafi na jego ślad, czy znajdzie zabójcę, który nie zamierza siedzieć w miejscu? Czy zapobiegnie kolejnej tragedii młodej, atrakcyjnej kobiety i złapie mordercę?

Przyznam, że Niegodziwcy mnie nie porwali, choć był to dość ciekawy sposób na skonstruowanie kryminału. Za to druga część przygód Konrada Simonsena porwała mnie dużo bardziej i zdecydowanie bardziej mi się podobała. Chyba dlatego, że wolę seryjnych morderców zabijających kobiety aniżeli ciała znalezione na szkolnej sali gimnastycznej. Język i sposób pisania też wydały mi się dużo lepsze, choć okładka Niegodziwców przyciągnęła wzrok dużo bardziej. Ogólnie rzecz biorąc, kryminał naprawdę dość ciekawy i dobry, jakoś nieszczególnie powiązany z częścią poprzednią przygód o Konradzie Simonsenie, jedynym powiązaniem wydaje się być właśnie postać tego policjanta. Generalnie polecam. Skandynawski kryminał na przyzwoitym poziomie i w ciekawym klimacie.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości

wtorek, 2 października 2012

Niegodziwcy

Tytuł: Niegodziwcy
Autor: Lotte i Søren Hammer
Wydawnictwo: Czarne
Ilość stron: 496
Ocena: 4/6

Było tam tak niewyobrażalnie wielu pomordowanych ludzi, że nie da się tego opisać, oglądałem takie zwyrodnialstwo i poniżanie, jakiego nie wyobraziłbyś sobie nawet w najgorszym koszmarze.








Ogólnie wiadomo, że skandynawskie kryminały są dobre, i choć jest to dopiero moje drugie spotkanie z literaturą tego rejonu Europy, ale nie uważam żeby to było mistrzostwo.

Jest to pierwszy tom z planowanej przez rodzeństwo Hammerów serii o Konradzie Simonsenie. W Niegodziwcach prowadzi on śledztwo w sprawie pięciu trupów znalezionych w szkolnej sali gimnastycznej przywieszonych pod sufitem. W trakcie śledztwa dochodzi wątek pedofilii, wśród zamordowanych. Co wspólnego ma z tym człowiek zwany Drzewowłazem? Jak dokładnie zginęli ludzi znalezieni w szkole, kim oni byli? Czy Konrad Simonsen rozwiąże zagadkę?

Niegodziwców czytało się szybko i dość przyjemnie, choć na kolana nie powaliła. Nie dzieje się w niej zbyt wiele, akcja nie jest szybka, takie ot dość ciekawe czytadło, dobre na jesienne wieczory czy zabicie czasu w poczekalni. Sam pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy, choć nie jest wykorzystany do końca. Ale w końcu z książką spędziłam czas bardzo miło. Coś co jeszcze zwróciło w niej moją uwagę to bardzo ciekawa i przykuwająca uwagę jest okładka (tak, tak, wiem, nie powinno ocieniać się książek po okładce).

W sierpniu tego roku wyszła kontynuacja tej książki pt.Wszystko ma swoją cenę.
Ale chętnie ją przeczytam;)


Cytaty z książki 
To trudne, nie mieć z kim porozmawiać.
Ale mamy czas, a stara dobra harówka zazwyczaj przynosi więcej odpowiedzi niż zgadywanki i przypuszczenia.
Zapytał, czy wierzę, że garstka osób walcząca o jakąś sprawę może zmienić świat. I sam sobie odpowiedział, prosto, ale jak prawdziwie: świat zawsze był zmieniany w taki sposób.
Milcz, jeśli masz wątpliwości. Milcz, jak będziesz zdezorientowany i zignoruj wszystkie groźby. Milczenie jest twoim przyjacielem, twój przekaz to wyuczone formułki.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję: