Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Znak literanova. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Znak literanova. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 marca 2018

"Człowiek, który widział więcej" Éric-Emmanuel Schmitt

Tytuł: Człowiek, który widział więcej
Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova 
Ilość stron: 368
Ocena: 3/6




Z domami jest jak z ludźmi - nie wybiera się tej czy tego, kogo się kocha. Ulega się. Gdy szuka się powodów, żeby kochać, już się nie kocha.






Twórczość Schmitta lubię niezmiennie już od dobrych kilku lat, ale jednak jego książki są wyjątkowe i specyficzne – na nie muszę mieć ochotę, nie mogę zacząć ich czytać kiedy bądź. Generalnie odnoszę wrażenie, że jest to autor, którego książki albo się kocha albo się nienawidzi... Ja należę do tej pierwszej grupy, dlatego zobaczywszy na sklepowej półce Człowieka, który widział więcej od razu kupiłam i krótko później będąc w nastroju na jego twórczość – zabrałam się za czytanie.

Huk, błysk. Chwilę potem gorąca fala powietrza, która podrzuca w niebo nawet najcięższe przedmioty. Augustin niewiele pamięta z momentu wybuchu. Widział sprawcę, to pewne. Ale kim była postać, która mu towarzyszyła? Tego Augustin nie jest pewien i nikomu nie chce o tym mówić. Od dziecka ukrywa swój dar. Widzi więcej. Widzi tych, którzy odeszli. Czy jego niezwykła zdolność pozwoli zapobiec kolejnemu nieszczęściu? 
                                               opis z okładki

Całą fabułę Człowieka, który widział więcej Eric Emmanuel Schmitt opiera na jednym zasadniczym pytaniu - O co zapytałbyś Boga, gdybyś mógł z Nim porozmawiać? I wiecie co - właśnie to mnie najbardziej zaciekawiło, byłam zainteresowana tym, jak autor przedstawi ową tezę, owe rozmowy, jednak w pewnym momencie odczułam, że liczyłam na zbyt wiele...Widać, że autor starał się podjąć naprawdę wiele tematów jednocześnie, bo w końcu i religia, istnienie Boga jako Istoty Wyższej, ataki terrorystyczne, istnienie życia po śmierci, kontakt z osobami zmarłymi... Jak to wszystko razem wypadło?
Nie trzeba się spieszyć z umieraniem. Ale trzeba się spieszyć z życiem. Odeszło zbyt wiele osób, które kochałem, żebym pozwolił pokryć się pleśnią choćby jednej sekundzie życia. Robić dobrze, szybko i dużo, oto moja dewiza.
Człowiek, który widział więcej jest książką, którą zaczęłam czytać z wielką przyjemnością, bo w końcu lubię twórczość Erica-Emmanuela Schmitta, a i jeszcze miałam na jego twórczość ochotę... Jednak muszę przyznać, że kończąc tę książkę miałam mieszane uczucia... Odniosłam wrażenie, że autor chciał zmieścić w książce zbyt wiele... Nie bardzo wiedziałam co się w niej dzieje... W miarę lekki początek, później się już trochę męczyłam i wciąż czekałam na obiecany wywiad z Bogiem, który na dobrą sprawę pojawił się dopiero pod koniec i zupełnie mnie nie usatysfakcjonował... Język i styl charakterystyczny dla autora – lekki, nienarzucający się, przyjemny w odbiorze, jednak jeżeli chodzi o całość – nie takiego Schmitta poznałam i polubiłam... Jak dla mnie jak na razie najsłabsza książka, niestety... Nie mówię, że jest tragedia, ale do arcydzieła też daleko. Nie jest to nawet książka dobra, zabrakło wielu rzeczy – jak chociażby większego skupienia uwagi na obiecanym wywiadzie z Bogiem, na co tak liczyłam. Zabrakło także wykorzystania tak dobrego pomysłu... 
Wiara absolutnie nie bierze się z inteligencji, lecz z woli. Nie stanowi sposobu poznawania świata, lecz zaangażowania się w świat.
Człowiek, który widział więcej to niestety nie jest książka, którą mogę polecić. Jak na twórczość Ericka-Emmanuela Schmitta jest to pozycja dość słaba, a oceniając w ogóle – po prostu przeciętna. Nie polecam od niej zaczynać przygody z twórczością tego autora, bo można się zrazić...

poniedziałek, 31 października 2016

"Napój miłosny" Éric-Emmanuel Schmitt

Tytuł: Napój miłosny
Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Ilość stron: 144
Ocena: 5.5/6




Do pewnych rzeczy trzeba się przyzwyczaić, zanim się w nich człowiek rozsmakuje - kawa, papierosy, brokuły, samotność.






Twórczość Schmitta uwielbiam już od wielu, wielu lat... Jego książki pokazała mi polonistka w szkole podstawowej (którą notabene skończyłam już 10 lat temu!). Nie jest więc wielkim zdziwieniem, że przyszedł i czas, kiedy z wielkim zapałem sięgnęłam po książkę tego autora o tytule Napój miłosny. Książka już swoje odczekała w kolejce na półce, więc trzeba się było za nią zabrać.

Napój miłosny jest niezbyt długą książeczką będącą powieścią epistolarną, co sprawiło mi wielką przyjemność podczas czytania. Głównymi bohaterami jest mężczyzna i kobieta będący byłymi partnerami - Adam oraz Luiza. Poznajmy ich w momencie, kiedy po pięciu latach od ich rozstania nawiązują ze sobą korespondencję. Toczy się ona wokół miłości, wokół je początków, a Adam próbuje udowodnić, że znalazł swój magiczny patent na miłość – eliksir miłości. No i próbuje udowodnić Luizie, że ma rację. Czy ją przekona? Jak potoczy się ta dwuznaczna gra? Jak Luiza podejdzie do eksperymentu swojego byłego? Do jakiego skutku dojdzie ich konfrontacja?
Życie wypełnione żalem za utraconym uczuciem nie pomaga zdolności kochania, a jedynie zamyka nas na nowe przeżycia, karmiąc się naszym rozgoryczeniem.
Napój miłosny to książka, po której początkowo nie wiedziałam zupełnie czego się spodziewać. Wiedziałam, że to będą listy, niejednokrotnie króciutkie (takie na 1-2 zdania) i byłam ich niezmiernie ciekawa. Jednak zupełnie nie wiedziałam, jak potoczy się ich wymiana zdań – czy będą to pełne żalu wiadomości w stylu „zawsze Cię kochałam, wróćmy do siebie” czy przepełnione zupełną ignorancją. Nie było ani jednego ani drugiego. Jak przystało na twórczość Schmitta tak i w tej książce znajdziemy równowagę pomiędzy różnymi emocjami, pomiędzy wymienionymi wcześniej stanami. Można znaleźć także niezwykle ciekawie wykreowanych bohaterów, których polubiłam już od samego początku i niejednokrotnie się uśmiechnęłam podczas ich wymiany listów. No i do tego wyjątkowo interesujący pomysł na fabułę, który został przez autora naprawdę świetnie zrealizowany. Wspominałam już jak bardzo lubię twórczość Schmitta? Uwielbiam jego styl pisarski – lekki, zrozumiały, aczkolwiek daleki od prostackiego. To z jaką delikatnością, a zarazem lekkością podchodzi do ważnych spraw... Nie jestem jednak bezkrytyczna i mam świadomość, że ma w swojej bibliografii lepsze i gorsze książki. Ta zdecydowanie należy do tych lepszych.

Czy polecam Napój miłosny? Zdecydowanie tak. Jest to niezbyt obszerna powieść, z którą bardzo miło spędziłam czas, a i zapewne wielu z Was nie uzna tego czasu za stracony. Lekka, przyjemna, sprawiająca, że mogą pojawić się zarówno jak i refleksje jak i uśmiech na twarzy. Warto sięgnąć!

Éric-Emmanuel Schmitt

środa, 6 stycznia 2016

"Tajemnica pani Ming" Éric-Emmanuel Schmitt

Tytuł: Tajemnica pani Ming
Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Ilość stron: 90
Ocena: 3/6



Jeśli spotkasz człowieka pełnego zalet, staraj się do niego upodobnić. Jeśli spotkasz człowieka miernego, staraj się odnaleźć jego wady w sobie.






Twórczość Erica Emmanuela Schmitta pokochałam już bardzo dawno i obiecałam sobie, że przeczytam wszystkie książki, które wyda. Właśnie z tego powodu, kiedy zobaczyłam na wyprzedaży Tajemnicę pani Ming postanowiłam od razu ją kupić. Poczekała chwilę na swoją kolej, aż w końcu się za nią zabrałam. Teraz czas na jej recenzję.

Pewien francuski biznesmen przyjeżdża w interesach do Chin. Posługuje się płynnie w wielu językach i mieszka w jednych z miejscowych hoteli. To właśnie tam poznaje starą Chinkę, która pracuje jako tak zwana babcia klozetowa, co nie jest zbyt chlubnym zajęciem... Z czasem zaczynają snuć pogawędki, rozmowy... To w nich opowiada o swoim licznym potomstwie, które bardzo kocha, o wielu niezliczonych przygodach... Ilość jej pociech wzbudza zachwyt i szacunek, zwłaszcza, że kraj w jej ojczyźnie w 1977 wszedł zakaz posiadania więcej niż jednego dzieciątka. Czego biznesmen dowie się od owej starej Chinki? Jaką lekcję wyniesie z ich rozmów? Czego się nauczy? Jak zmieni się przez to jego życie? Jakim cudem udało jej się mieć taką ilość pociech?
Prawda nie stanowi celu, przynosi korzyść tylko wtedy, gdy czemuś służy. Otóż najczęściej prawda przeszkadza, gorzej, niszczy. […] Dlaczego ludzie nie znoszą prawy? Po pierwsze dlatego, że prawda ich rozczarowuje. Po drugie dlatego, że prawda często nie przynosi żadnych korzyści. Po trzecie dlatego, że prawda wcale nie sprawia wrażenia prawdziwej – większość kłamstw jest zręczniej wymyślona. Po czwarte dlatego, że prawda rani. Nie chcę, żebyś prowadził wojnę, wierząc, że szerzysz pokój. No to co mam robić, mamo? Kłamać? Nie, milczeć. Milczenie to przyjaciel, który nigdy nie zdradza.
Za Tajemnicę pani Ming zabrałam się z wielkim zapałem i muszę przyznać, że moje oczekiwania nieco zderzyły się z murem rzeczywistości. Jet to pozycja zdecydowanie utrzymana w stylu tak bardzo charakterystycznym dla Schmitta - lekka, przyjemna w odbiorze, lecz z przesłaniem. To takie typowe dla niego. Nie jest długa, wręcz przeciwnie – należy do krótszych. Tak w zasadzie to bardziej opowiadanie czy nowela, a nie powieść. Choć stęskniłam się za klimatem książek Schmitta, ta pozycja trochę mnie zawiodła. Postacie w niej okazały się zbyt mało charakterystyczne, stara Chinka zbyt wyidealizowana, a ów biznesmen zbyt wycofany. Brakowało mi w niej błyskotliwych dialogów, jakie często można spotkać w twórczości tego autora. Odniosłam wrażeniem, że Tajemnica pani Ming to zbiór różnego rodzaju frazesów, z dorobioną do tego na siłę fabułą, tylko po to, żeby wszystko się kleiło i razem jakoś trzymało. Jak dla mnie sama fabuła mogłaby być trochę bardziej dopracowana... Fakt, czytało mi się ją szybko, czas spędzony nie należy do całkiem zmarnowanego, ale jednak oczekiwałam czegoś lepszego, a wypadło tak średnio...

Tajemnica pani Ming w moim odczuciu należy raczej do słabszych książek Erica Emmanuela Schmitta, ale jednak w spojrzeniu trochę szerszym nie wypada aż tak źle – po prostu przeciętna książka z garścią mądrych cytatów. Zdecydowanie ją odradzam tym, którzy z twórczości Schmitta dopiero planują się zapoznać, ponieważ po tej lekturze mogą się trochę zrazić. A pozostałych informuję, że autor ma w swoim dorobku o wiele lepsze książki – chociażby Małżeństwo we troje czy Moje życie z Mozartem.

niedziela, 27 lipca 2014

"Kobieta w lustrze" Eric Emmanuel Schmitt

Tytuł: Kobieta w lustrze
Autor: Eric Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak literanova
Ilość stron: 464 
Ocena: 4/6



Swoimi codziennymi postępkami przemycamy rozliczne pożegnania, gdyż często mamy poczucie,że znika coś, co już nie wróci. Każdy dzień kryje w sobie jakieś powitanie i jakieś "do zobaczenia".





Eric Emmanuel Schmitt to jeden z moim ulubionych pisarzy i do jego książek zawszę odnoszę się z wielkim sentymentem i sympatią, a do tych jeszcze niepoznanych podchodzę z wielkim entuzjazmem i nadzieją – tak było i w przypadku Kobiety w lustrze. Jak wypadła? O czym opowiada?

Poznajemy trzy różne kobiety, których jedyną łączącą je rzeczą wydaje się być płeć. Żyją w różnych epokach, zajmują się zupełnie czymś innym, mają różne zainteresowania i zajęcia. Pierwsza to Anne - XVI wieczna mistyczka, zakochana w przyrodzie dziewczyna ze wsi, która chce wstąpić do klasztoru. Druga to Hanna - żyjąca w pierwszej połowie XX wieku arystokratka zafascynowana psychoanalizą, której nie udaje się spełnić jej najważniejszego zadania – urodzić dzieci. Ostatnia to Anny – współczesna gwiazda filmowa, która pod maską popularności i bycia kimś znanym skrywa swe problemy i uzależnienia. Dlaczego więc poznajemy tak różne trzy postacie w jednej książce? Co je łączy poza płcią? Co każda z nich widzi patrząc się w lustro? Co się z nimi stanie? Co je w życiu spotka?

Nasze myśli nie ograniczają się tylko do tego, co spostrzegamy czy mówimy. Mamy sekretne korytarze schowane za ścianami, ukryte szafy, tajemne szuflady. Gromadzimy tam niekiedy nasze żale, ambicje, lęki. Wszystko jest w porządku do czasu, aż któregoś dnia zabezpieczenia puszczają i to tryska na zewnątrz, wychodzi. Wówczas można się obawiać najgorszego.

Kobieta w lustrze to jedna z obszerniejszych książek Schmitta – tego nie da się ukryć. Zabrałam ją ze sobą podczas szalonego, weekendowego wypadu nad morze, myśląc, że uda mi się ją przeczytać w trakcie podróży – niestety nie wyszło. Pierwsze co mnie zadziwiło to fakt, że autor jako mężczyzna z w tak lekki i wiarygodny sposób pisać o naturze kobiet, ich uczuciach i emocjach. Następną rzeczą, która mnie zdziwiła było to, że książka wydała mi się taka mało typowa dla Schmitta – język i styl pisania nadal bardzo charakterystyczny to fakt, ale jednak sama fabuła mnie zaskoczyła. Szkoda, że trochę negatywnie. Momentami czytało się naprawdę lekko i przyjemnie, ale później zdarzały się chwile, że się męczyłam, właśnie z powodu niezbyt porywającej wtedy fabuły. Samo takie połączenie bohaterek jest dość ciekawe i niekonwencjonalne, a Schmitt to jeden z moich ulubionych pisarzy to mam co do tej pozycji zupełnie mieszane uczucia – zupełnie nie wiem jak ją ocenić i co o niej napisać. Czegoś mi w niej brakowało... Generalnie mam wrażenie, że Kobieta w lustrze to jedna z słabszych książek Ericka Emmanuela Schmitta. Też tak Wam się wydaje?

Po co wynaleziono kino? Aby wmówić ludziom, że życie ma postać powieści. Aby móc utrzymywać, że wśród bezładnych wydarzeń, które znosimy, jest początek, środek i koniec. Dzięki temu kino zastępuje religie, wprowadza porządek do chaosu, rozsądek do absurdu.

Kobieta w lustrze to pozycja, która wywołała u mnie lekkie skołowanie i mieszane uczucia. Na pewno nie polecam jej jako książki, od której należy zacząć poznawać dorobek tego pisarza. A co do pozostałych – naprawdę nie wiem. A ocena jest jaka jest głównie z sympatii do autora i jego twórczości.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

"Trucicielka" E.E.Schmitt

Tytuł: Trucicielka
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak literanova
Ilość stron: 240
Ocena: 6/6 



Czy miłość nie nakazuje dbać przede wszystkim o drugiego człowieka? -Poświęcenie jest miarą każdej miłości.







Eric-Emmanuel Schmitt wsławił się najbardziej swoją książką pt. Oskar i pani Róża, od której (jeszcze w podstawówce) zaczęła się moja przygoda z jego twórczością. Należy on do grona moich ulubionych pisarzy, dlatego trudno mi go oceniać obiektywnie nie patrząc się przez pryzmat sympatii do niego. A jak było z Trucicielką?

Jest to zbiór czterech opowiadań, które choć oddzielne, tworzą spójną całość. Kobieta wyznająca młodemu księdzu w trakcie spowiedzi wszystkie swoje grzeszki związane z zabójstwem swoich mężów. Ojciec, pracujący na statku, który dowiedział się, że jego córka nie żyje. Bracia, będący niczym Kain i Abel, z których jeden ma świadomość, że zabił drugiego. Żona, która wie, że jej mąż – prezydent ją zdradza, a czułość okazuje tylko na pokaz przed ludźmi i kamerami. A w tych wszystkich historiach przeplata się jakaś myśl, która zatruwa umysł, staje się obsesją głównego bohatera... A poza nią pojawia się także miłość, ale w różnym wdaniu... A jak bardzo obsesyjne są owe myśli i jaka to miłość - przekonasz się po przeczytaniu;)

Eric-Emmanuel Schmitt
Trucicielka, moim zdaniem, to prawdziwy majstersztyk. Schmitt w pełni twórczej formy, który wciąż na nowo zachwyca swoim pisarskim warsztatem. Podobnie jak w Marzycielce z Ostendy, cały zbiór opowiadań tworzy całość, ma swój temat przewodni, jedną myśl, która przyświeca wszystkim pomniejszym formom, wyraźny, acz nie narzucający się za bardzo. Schmitt jest mistrzem w poruszaniu, w bardzo prosty i delikatny sposób, jakiejś głębokiej, wewnętrznej struny poruszenia, powodując jednocześnie głębokiego kaca książkowego, który sprawia, że nie chce wrócić się do rzeczywistości, a tym bardziej zaczynać następnej lektury. Zakochałam się w tej książce, zwłaszcza w ostatnim opowiadaniu zatytułowanym Elizejska miłość, przy którym poruszyłam się do głębi. Trzeba przyznać, że opowiadanie to trudny gatunek, jednocześnie dla autora i dla czytelnika. W końcu niełatwo tak okroić treść, żeby zostało to co najważniejsze, pozbyć się wodolejstwa, a osobie czytającej równie trudno wyłuskać sens, który chciał przekazać autor. Jednak Schmitt w tej dziedzinie jest prawdziwym mistrzem, a każde jego opowiadanie prawdziwym arcydziełem, które zachwyca, porusza i staje się celem zauroczenia.
Jak bardzo z upływem lat stajemy się wolni. W wieku 20 lat jesteśmy tym, co uczyniło z nas wykształcenie, ale już około 40-tu tym, co powstało w wyniku własnych wyborów, jeżeli takich dokonaliśmy.
Podsumowując, polecam Trucicielkę z całego serca i gwarantuję miło spędzony czas oraz książkowego kaca po książce;) Książka zdecydowanie warta przeczytania i to nawet nie raz! Perełka! A mojemu ukochanemu pięknookiemu Księciu z tej samej bajki dziękuję za taki prezent:*

czwartek, 25 lipca 2013

Czyste sumienie

Tytuł: Czyste sumienie
Autor: Charlaine Harris
Seria: Lily Bard
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Znak literanova
Ilość stron: 256
Ocena: 4/6


Nie potrafimy opuścić tego świata bez pozostawienia po sobie mnóstwa rzeczy. Nigdy nie znikamy stąd tak nieskazitelni jak się pojawiliśmy.





Charlaine Harris jest jedną z tych autorek, o której trudno nie słyszeć z książkowym świecie. Najbardziej wsławiła się ona swoim cyklem Sookie Stackhouse, który opowiada o wampirach, jednak o serii z Lily Bard też wcale cicho nie było i co chwilę na blogach można przeczytać recenzje książek opowiadających historie tej bohaterki.

Czyste sumienie jest czwartym tomem w swojej serii, jak na razie w Polsce kolejny tom się jeszcze nie ukazał. Z wcześniejszych tomów czytałam tylko drugi – Czyste szaleństwo. Dlaczego tak? Bo takie tomy dostałam od mojego Ukochanego. W tym tomie nasza trenująca karate sprzątaczka - Lily Bard znajduje zwłoki kobiety, która bardzo mocno lubiła mężczyzn. Musi mieć niebywałe szczęście, czy jakkolwiek to nazwać, skoro tak jak w drugim (przypuszczam, że w pozostałych również) po raz kolejny w niewielkiej miejscowości znajduje zwłoki. Kto jest zabójcą? I jak do jego znalezienia przyczyni się nasza dzielna sprzątaczka?

Czyste sumienie jest pozycją lekką, idealną do odstresowania się w wakacje, jednak nie jest to kryminał wysokich lotów. Czyta się dość przyjemnie, fakt, jednak irytowało mnie momentami to, że na pierwszym planie zamiast wątku kryminalnego, pojawiały się prywatne rozterki Lily, zwłaszcza to jaka jest ona samotna oraz to, że w domach których ma sprzątać, jest bałagan (bo chyba za sprzątanie jej płacą, prawda?). No cóż... Sam watek kryminalny. No ciekawy, tu porzucony samochód w lesie, tu zwłoki kobiety, z butelką pomiędzy nogami. Zakończenie dość banalne, jednak w owej banalności mnie zaskoczyło. Najbardziej barwną postacią okazała się zamordowana kobieta, która nawet ze swoim zachowaniem i rozwiązłością wzbudzała sympatię i dało się ją polubić. Nasza główna bohaterka przy niej wypadała już nieco gorzej, bardziej sztampowo i nijako. Miałam momenty, że nie wiedziałam o co chodzi, ale to zapewne przez to, że nie czytałam ani pierwszego ani trzeciego tomu. Na szczęście takich chwil było niewiele. Czy było napięcie? Jak już wspominałam pomysł na intrygę całkiem ciekawy, choć nie do końca wykorzystany, do tego z napięciem było tu różnie. Nie zmienia to faktu, że miło spędziłam z tą pozycją czas. Po przeczytaniu stwierdzam, że tytuł jest generalnie średnio adekwatny do tego, o czym opowiada książka, która wśród swoich mniejszych czy większych wad wyróżnia się lekkim i przyjemnym piórem.

Czy polecam? Jako lekki kryminał i czytadełko, jako swoisty czasoumilacz i odstresowanie urlopowe – zdecydowanie. Jednak jako ambitniejszą literaturę, której zagadka zmusza do wytężonego myślenia, rozwiązania jej i nadążania za przestępcą – już niekoniecznie. Jednak w moich oczach wypada zdecydowanie lepiej niż Czyste szaleństwo.


niedziela, 30 grudnia 2012

Czyste szaleństwo

Tytuł: Czyste szaleństwo
Autor: Charlaine Harris
Wydawnictwo: Znak literanova
Ilość stron: 280
Ocena: 3.5/6

Zawołał zza drzwi, żeby Walter wziął jego zamiast Karen, bo torturowanie kobiety nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie.








Często w różnych miejscach często widywałam nazwisko tej autorki, zwłaszcza na blogach i w księgarniach, ale nigdy jej nie kupowałam/pożyczałam, bo wychodziłam z założenia, że mam za dużo książek na półce do czytania. A tu nagle, któregoś dnia mój Książę postanowił zrobić m niespodziankę i sprawił mi Czyste szaleństwo.

Jest to druga część serii o Lily Bard (pierwszej nie miałam okazji czytać). Kobieta, któregoś dnia znajduje na siłowni zwłoki osiłka przygniecionego przez sztangę. Sądzi, że to jest wypadek, bo tak też wygląda, ale jednak później odkrywa, że to nie pierwszy taki przypadek, jest to mianowicie aż trzecia taka ''przypadkowa śmierć''. Czy to aby na pewno przypadek? Później w książce jesteśmy świadkami wybuchu bomby, oczywiście zdarzenie miało miejsce tam, gdzie akurat przebywała Lily. A co wspólnego z tym wszystkim ma długowłosy mężczyzna, który pojawia się wszędzie tam, gdzie popełniono zbrodnie? Czy naprowadzi kobietę na ślad sprawcy? A może on sam nim jest?

Sama nie wiem co mam myśleć o tej książce. Na pewno nie jest to literatura wysokich lotów. W Czystym szaleństwie sama zbrodnia na siłowni jest opisana na pierwszych kilku stronach, a później autorka zamiast skupić się na tym i na znalezieniu sprawcy, postanowiła rozwinąć wątek prywatnego życia Lily i wielu zawirowań, w jakże fascynującym życiu sprzątaczki. Język i sama historia są dość proste i banalne. Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką i nie mówię „nie” następnemu, choć ta pozycja mnie nie zachwyciła. Miło byłoby jeszcze kiedyś się spotkać z twórczością autorki, może następne mnie przekona bardziej. No cóż, może komuś spodoba się ona bardziej niż mi.

czwartek, 4 października 2012

"Kiki van Beethoven" E.E.Schmitt

Tytuł: Kiki van Beethoven
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak literanova
Ilość stron: 152
Ocena: 5/6



Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a tylu kretynów żyje!







Jest to kolejna po Moim życiu z Mozartem książka Erica Emmanuela Schmitta z cyklu Dźwięki, które myślą, który jest poświęcony muzykom jako nauczycielom życia. Jest to kolejna bardzo intymna książka tego autora.


Ludwik van Beethoven jest ostatnim z tzw. klasyków wiedeńskich, a zarazem prekursorem romantyzmu w muzyce, a u szczytu wirtuozowskiej sławy, wystąpiły u niego pierwsze objawy głuchoty. Już po ich wystąpieniu napisał chociażby IX symfonię d-moll, znaną najbardziej z Ody do radości. Jest to pierwsza symfonią z udziałem głosu ludzkiego.

W książce Schmitt opowiada nam jak Ludwik van Beethoven mówi do niego, uczy go życia, zmienia i wpływa na nie. Ale czy człowiek żyjący 200 lat temu może mówić do współczesnego człowieka? Otóż może. Beethoven przemawia swoją muzyką, patrząc na jego maskę autor słyszy muzykę, która radzi, pomaga, uspokaja... Schmitt w tej książce dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami i przeżyciami związanymi z Beethovenem, do którego twórczości naprawdę trzeba się przekonać. Bo przecież Beethoven nigdy nie przestaje walczyć. Przeznaczenie nie pozwoliło mu słyszeć muzyki, zatem stworzył ją w swojej głuchej czaszce. 

Muzyka poważna nie jest muzyką komercyjną i popularną, ale jednak ma w sobie to coś, dzięki czemu jednak trwa od tylu lat. Autorzy są znani do dziś, tak jak choćby Beethoven, wytrwały, bezkompromisowy, napięty jak łuk, zobowiązał mnie di tego, aby nigdy nie porzucać zobowiązań.

Nie jest to najlepsza książka Schmitta, co to, to tak, zwłaszcza porównując do Mojego życia z Mozartem. Choć, ciekawa, nie powiem.


Cytaty z książki
Następna rzecz, która mnie przytłoczyła na równinie oświęcimskiej, to cisza. Cisza opowiadała o wszystkim, cisza przypominała głosy tych dzieci, które nie stały się dorosłe, cisza tłumiła cierpienie matek, bezsilność ojców. Szłam przed z głową rozdartą przez ciszę.
Auschwitz to cmentarz Żydów, Cyganów, homoseksualistów, ale to także cmentarz nadziei. 
Nasza epoka zniszczyła moc jednostki. Nikt rozumny nie twierdzi dzisiaj, że jednostka się liczy. Człowiek, sam nagi, odbierany jest już tylko jako zmiażdżony, skruszony, podany jak siekany kotlet, przytłoczony postępem technologicznym, wystawiony na chciwość banków, państw, kapitalistycznych koncernów.

Zachęcam do polubienia mojej strony na Facebooku;)

sobota, 3 grudnia 2011

Koniec pieśni

Tytuł: Koniec pieśni
Autor: Wojciech Zembaty
Wydawnictwo: Znak literanova
Ilość stron: 416
Ocena: 5,5/6

Średniowieczna Brytania. Król Artur ginie w bitwie pod Kamlann. Brytania jest zagrożona. Ale pozostaje Bendevir, rycerz i jego były giermek, który wie co może uratować jego ojczyznę.
Współczesna Warszawa. Do szkolnego psychologa przychodzi chłopak, który wie, że ma problemy i wie, że psycholog mu nie pomoże. Niedługo po tej wizycie dochodzi do mordu, który trafia na pierwsze strony gazet, a do rąk psychologia trafia naszyjnik, którego mocy nie jest świadomy.
A tą mocą jest połączenie tych dwóch światów.

Książka naprawdę warta przeczytania. W sposób bardzo ciekawy opowiada o legendarnym Arturze, a autor w bardzo inteligentny łączy świat średniowiecznej Brytanii i współczesnej Polski. Ciekawe, fantastyczne i zdecydowanie godne polecenia. I z nutką ironii względem tego, jak dziś wygląda nasz kraj i jego obywatele:) Aczkolwiek dla mnie zakończenie ciut niepasujące do całej reszty.
Leżała na półce na stosie wraz z dziesiątkami innych książek z kategorii "do przeczytania" teraz należy do tych "nikomu nie oddam" :)

Cytaty z książki
Czasem chciałbym zobaczyć prawdziwą twarz typowego Polaka. Wiesz, gdyby zedrzeć z niej maskę szacunku dla JP2, oglądania M jak miłość, wartości rodzinnych. Ujrzelibyśmy małpę, mordercę, jakieś pierwotne bydle.
Ciekawe, czy ludzie słuchali cię dlatego, że jesteś taka piękna, czy dlatego, żeś mądra?