środa, 31 maja 2017

Hadzia w podróży - Warszawskie Targi Książki 2017


18-21 maja odbyły się Warszawskie Targi Książki, na które wybierałam się już od dawna. Przyklepałam sobie wolne w pracy, zarezerwowałam hotel i bilet do Warszawy... Początkowo miałam jechać na wszystkie 4 dni, później z powodów osobisto - zdrowotnych wyjechałam dopiero nad ranem w sobotę 20 maja. Po 5-godzinnej podróży spędzonej na drzemaniu po ciężkim tygodniu dojechałam do Warszawy na Młociny i od razu udałam się w stronę Stadionu Narodowego. 




Pod Stadionem stoi pomnik Kazimierza Górskiego wraz z jego cytatem
Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe.


Elżbieta Cherezińska
Miałam zamiar wybrać się na spotkanie z Szymonem Hołownią, ale okazało się, że w ostatniej chwili odwołał spotkanie... 


Na Targach pojawiło się wielu pisarzy...

Graham Masterton

Beata Pawlikowska 

Andrzej Maleszka
Andrzej Maleszka jest autorem serii Magiczne Drzewo, którą uwielbia mój 10-letni kuzyn, więc postanowiłam zrobić mu niespodziankę i zdobyć plakat z autografem.


Remigiusz Mróz

No i długaśne kolejki do niego...

Katarzyna Puzyńska i Charlotte Link opowiadały o zjawisku kobiecego kryminału...



Marta Fox

Był i czas na chwilę odpoczynku...


Miałam zostać na noc w hostelu i iść w niedzielę na kolejny dzień Targów... Jednak po kilku dniach ze średnią snu 3-4 godziny na dobę byłam wykończona... Samymi Targami byłam lekko zażenowana... Zauważyłam wiele lansowania się z serii "jaki jestem zajebisty, bo jestem pisarzem/blogerem". Były tłumy ludzi, a jak przyszło co do czego nawet nie było zapalić z kim pod Narodowym... Doszło do tego, że będąc już w Warszawie odwołałam nocleg w hostelu i przebookowałam sobie bilet na autobus powrotny do domu... Stąd tyle bagażu... Miało być wielu znajomych, a nie było z kim pogadać... 

A obserwując wielu moich znajomych - bloggerów uważa, że spotkanie jest warte przyjścia na nie tylko wtedy, gdy ktoś ma stos darmowych książek do rozdania. A żeby spotkać się na kawę/obiad/piwo/papierosa - to już niekoniecznie...


W zasadzie cieszę się, że tam byłam, choć jeszcze nie pozbyłam się jeszcze lekkiego smaku zażenowania...
Cieszę się, bo spotkałam się z koleżanką z liceum, z którą mieszkałyśmy przez rok w jednym pokoju w internacie. 
Cieszę się, bo kupiłam kilka książek (stosik niebawem;).
Cieszę się, bo doświadczyłam czegoś nowego.

Jak następnym razem będę się wybierać na jakiekolwiek Targi Książki to wyjeżdżam z kimś, nocuję z kimś i chodzę z kimś - generalnie zabieram ze sobą osobę do spędzania czasu. O ile się wybiorę...


A jakie Wy macie wrażenia? 
Czy ktoś też czuje zażenowanie?

niedziela, 28 maja 2017

"Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie" Małgorzata Chmielewska, Piotr Żyłka, Błażej Strzelczyk

Tytuł: Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie
Autor: Małgorzata Chmielewska, Piotr Żyłka, 
                         Błażej Strzelczyk 
Wydawnictwo: WAM
Ilość stron: 280
Ocena: 6/6



Prawdziwe szczęście to wolność wewnętrzna, która nie zagarnia drugiego człowieka. Miłość daje drugiemu człowiekowi wolność.






O siostrze Chmielewskiej usłyszałam po raz pierwszy już kilka lat temu, bodajże jakoś w okresie mojej szkoły średniej, ale jakoś się nie zagłębiałam w temat. Wiedziałam,  że ma adoptowane dziecko lub dzieci, że jest zakonnicą, która jest matką i mieszka z biedakami... No, dobrze, ale co dalej? Pewnego dnia zobaczyłam, że została wydana książka wywiad – rzeka z s. Małgorzatą pt. Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie i od razu postanowiłam ją przeczytać, żeby dowiedzieć się trochę więcej o działalności tej niezwykłej kobiety. 
Czy może być normalnie i poważnie, gdy pod jednym dachem mieszka się z Arturem, krążącym podejrzliwie między nami i zabierającym ze stołu wszystko, co mu się tylko spodoba, od książek po zapalniczki? Czy może być poważnie w miejscu, gdzie podczas mszy leżący pod samym ołtarzem mops zaczyna przeraźliwie chrapać? Czy to takie normalne, że do niedzielnego obiadu siadają razem: zakonnica, alkoholik, syryjski uchodźca, autystyk, architekt, teolog i dziennikarz?
Siostra Małgorzata Chmielewska jest osobą dość rozpoznawalną, głównie z powodu tego, ze jest jednocześnie zakonnicą i... matką. Po szkole średniej rozpoczęła studia związane z naukami biologicznymi, dopiero potem zainteresowała się wiarą katolicką, ponieważ w jej domu brakowało katolickich wzorców. W pewnym momencie postanowiła wstąpić do klasztoru, a zastanawiając się już nad konkretnym myślała nad bernardynkami i Małymi Siostrami Jezusa, aż w końcu wstąpiła do Wspólnoty Chleb Życia, w której dzisiaj jest przełożoną. Dzisiaj na co dzień mieszka z biedakami, prowadzi noclegownie dla kobiet i mężczyzn, a ponadto wychowuje niepełnosprawnego adoptowanego syna. W tym wszystkim znalazła czas na spotkanie z Piotrem Żyłką i Błażejem Strzelczykiem, żeby z nimi porozmawiać. A w owej rozmowie z pełną prostotą i pokorą opowiada właśnie o swoim życiu, o prowadzeniu Domów, o synu, przedstawia swoje spojrzenie na świat, w bardzo charakterystyczny sposób. 
Największą tragedią i cierpieniem dla człowieka wcale nie jest głód, lecz poczucie, że go nikt nie kocha, że jest nikomu niepotrzebny, nikomu nie służy i jego życie nie ma sensu. 
Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie to średnio obszerna książka w formie wywiadu – rzeki, w którym siostra Małgorzata w sposób zupełnie swobodny rozmawia z Piotrem Żyłką i Błażejem Strzelczykiem. W moim odczuciu pytania nie są zbyt nachalne – są zupełnie na miejscu, widać, że podczas pobytu mężczyzn w Domu wytworzyła się między całą trójką pewna zażyłość. Brakuje tutaj sztucznego podlizywania się, sztucznej kurtuazji, ale to bardzo dobrze. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, a czas z nią spędzony uważam zdecydowanie za udany. Cieszę się, że w ten sposób mogłam poznać siostrę Małgorzatę, jej sposób życia i myślenia. Cieszę się, że powstała taka pozycja, że zostały w niej podjęte takie, a nie inne tematy. 

Komu mogę polecić Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie? Przede wszystkim osobom, które chcą poznać siostrę Małgorzatę, jej działalność, funkcjonowanie Domów Wspólnoty Chleb Życia, a także dla tych, którzy interesują się tematyką biedy, pomagania czy działalności charytatywnej, ale tak generalnie to każdy mógłby ją przeczytać, bo każdy znajdzie w niej coś dla siebie. 

niedziela, 14 maja 2017

"Grom i szkwał" Jacek Łukawski

Tytuł: Grom i szkwał
Autor: Jacek Łukawski
Cykl: Kraina martwej ziemi
Tom: drugi
Wydawnictwo: SQN
Ilość stron: 400
Ocena: 4/6


Borutnik wyjrzał z wierzbowej dziupli. Powęszył chwilę, mrużąc ślepia, po czym zwinnie zsunął się po pniu. Zakląskał kilka razy, a gdy wśród paproci zamajaczyły drobne sylwetki, dobył zza łykowego pasa zaostrzony kieł i wskazał nim kierunek.



Grom i szkwał to drugi tom serii Kraina martwej ziemi autorstwa Jacka Łukawskiego, kolejna po debiutanckiej Krwi i stali, z którą miałam okazję się zapoznać. Czy żałuję? Jak wypadła kontynuacja? Co się wydarzyło dalej w królestwie Wondettel?

W huku gromów i przy wtórze szkwału ważą się losy królestw po obu stronach Martwej Ziemi.
Arthornowi udaje się uciec z zamku opanowanego przez zdrajców, lecz najgorsze dopiero przed nim. Wkrótce znów wyruszy ku Martwicy, tym razem bez przygotowania, drużyny i wbrew własnej woli. Jednocześnie stary Garhard stara się opanować sytuację w Wondettel. To zadanie tym trudniejsze, że lord Auriss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – podobnie jak wysłannicy sił potężniejszych, niż przeczuwają najwięksi mędrcy. Impas, jak się wydaje, może przełamać tylko obecność księżniczki Azure, która jednak przepadła bez wieści. Co zrobi Arthorn, gdy ją odnajdzie? Czy zdoła nakłonić ją do powrotu? Ile zdecyduje się poświęcić dla królestwa?
Mroczny cień Nife pochłania bezkresne stepy, czyha na sielskie Asnal Talath, sięga podziemnych Serc Dwargów i snuje się po pokładzie latającego okrętu. Wolno podąża ku granicy, za którą śpi niespokojne Wondettel.

                                                                      opis z okładki


Grom i szkwał to książka, z której jednoznaczną oceną mam niemały problem, to trzeba przyznać... Fakt, ciekawy klimat quasi-średniowiecznego fantasy, lekko przypominający mi atmosferę Zwiadowców. To lubię w książkach, zdecydowanie. Sam pomysł na fabułę jest naprawdę interesujący, ale z jego wykonaniem już trochę gorzej, bardziej nieudolnie niż w pierwszej części. Bohaterowie na szczęście nadal są utrzymani na odpowiednim poziomie, choć może kapkę niżej, zresztą jak cały świat Wondettel, który jest dość ciekawy. Całe szczęście akcja toczy się w miarę wielotorowo, przez co niedopracowanie w wykorzystaniu pomysłu na fabułę nie są tak widoczne.


Grom i szkwał jest pozycją, którą czytało i się dość szybko i przyjemnie, mimo pewnych niedociągnięć. Muszę przyznać, że była to ciekawa odskocznia od realnego świata, z którą mogłam się spokojnie odstresować. Czy sięgnę po kolejny tom, gdy ten wyjdzie? Myślę, że z chęcią. 

wtorek, 2 maja 2017

"Córka doskonała" Amanda Prowse

Tytuł: Córka doskonała
Autor: Amanda Prowse
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ilość stron: 408
Ocena:3/6




(...) jak się kocha mocno, właśnie to trzeba zrobić - zostać bez względu na to, jak może być ciężko.









Od czasu do czasu lubię sięgnąć po jakąś lżejszą książkę, po coś typowo kobiecego. Tak dla odmiany i odpoczynku. No, a że ostatnio zupełnie zmieniają się relacje między mną a moją Mamą, więc między innymi dlatego postanowiłam sięgnąć po pozycję autorstwa Amandy Prowse zatytułowaną Córka doskonała. 

Żona. Matka. Córka. Tylko, co zrobić, kiedy ma się tego wszystkiego serdecznie dosyć? Jackie całym sercem kocha swoją rodzinę. Jasne, jej nastoletnie dzieci potrafią być rozkapryszone, a mężowi czasami przydałby się porządny kopniak… motywacji. Ach, i całodobowe usługiwanie matce z Alzheimerem to również nie jest bułka z masłem. Jackie poświęciła wiele, żeby jej dom stał się ostoją bezpieczeństwa i miłości. Jednak ciasna, acz urokliwa posiadłość z widokiem na morze już jej nie wystarcza. Największym pragnieniem Jackie jest, aby jej dzieci nie zmarnowały swojej przyszłości, tak jak niegdyś zrobiła to ona. Skoro Martha, jej najstarsza córka, dostała się na uniwersytet i spełnia marzenia, to jej poświęcenie chyba było czegoś warte… prawda?
                                                 opis z okładki

Córka doskonała to książka, po którą sięgnęłam naprawdę zaciekawiona tym, co może może mnie spotkać podczas jej lektury. Opis na okładce naprawdę mnie zaciekawił, więc zabrałam się za jej czytanie. Muszę przyznać, że pomysł na fabułę jest doprawdy ciekawy, nie powiem... Zaczęłam czytać i w pewnym momencie utknęłam, ale na szczęście nie na długo. Głównie z tego powodu, że początkowo nic się nie działo. Na szczęście jednak w pewnym momencie akcja się rozwinęła i potoczyła się szybciej. Bardzo spodobały mi się rozterki dojrzałej kobiety zajmującej się jednocześnie matką chorą na Alzheimera, no i oczywiście swoją rodziną – mężem i dwójką dorastających dzieci. Ponadto zaciekawiły mnie jej wątpliwości dotyczące tego, czy zrobiła dobrze rezygnując ze swoich marzeń o karierze. Sama Jacks jest postacią dość autentyczną, ale w moim odczuciu mogłaby pokazywać więcej emocji. A jej córka Martha – zupełnie dziwna postać... W ogóle mi nie podeszła...
Ciekawe, że są ludzie, których można znać całe lata i praktycznie ich nie dostrzegać, a są tacy, którzy pojawiają się na moment w naszym życiu i zostawiają ślad nie do wymazania. (…) Może to właśnie oni byli nam pisani, ci, którzy zniknęli. Tak się zastanawiam…
Córka doskonała to książka napisana dość lekko, jednak odniosłam wrażenie, że w sposób lekko toporny, taki zbyt prostacki. Język, jakim jest napisana pozostawia naprawdę wiele do życzenia – prosty, nieprzekazujący emocji, jakby w książce dla nastolatek, a nie dla kobiet już dorosłych, dojrzałych... Sam pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy, jednak w moim odczuciu marnie wykorzystany. W moim odczuciu mógłby by być wykorzystany zdecydowanie wiele lepiej, a sama mogłaby być o wiele bardziej naszpikowana emocjami, których tutaj zdecydowanie zabrakło (zwłaszcza, jak na ten typ literatury). No i trochę czegoś innego spodziewałam się po zakończeniu, które jest takie... dość przewidywalne... Ani zaskakujące, ani zbyt emocjonalne, takie nijakie... Zresztą chyba jak całą książka.
(...) życie trzeba sobie samemu poukładać. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Trzeba je złapać za rogi i wskoczyć mu na grzbiet, bo inaczej całkiem cię stratuje. I robić wszystko, żeby było coraz lepiej.
Córka doskonała nie jest książką, która mnie powaliła na kolana, jak dla mnie zupełnie bez szału. Owszem, lekka i niewymagająca lektura, jednak w moim odczuciu brakuje w niej emocji... Może być dobra i interesująca jako odstresowanie, swoiste „odmóżdżenie”, ale do ambitnej lektury jej naprawdę daleko...