sobota, 26 grudnia 2015

Świąteczne odkrycia muzyczne ;) (HOM #5/2015)

 

Hadzinych odkryć muzycznych dawno nie było;)
Nazbierało się trochę piosenek, zwłaszcza tych okołoświątecznych;)
Zapraszam więc do słuchania;)


 

Kolęda dla nieobecnych
Zbigniew Preisner, Beata Rybotycka 

Tę piosenkę znam od wielu, wielu lat, ale dopiero w tym roku stała mi się jakoś wyjątkowo bliska, jako kolęda niosąca nadzieję;)


 

Hymn
Luxtorpeda

Luxtorpedę odkryłam już jakiś czas temu, o czym mogliście się przekonać w poprzednich Hadzinych odkryciach muzycznych. Ich Hymn dodaje mi kopa i bardzo mnie podnosi na duchu.

Trza spalać granice starań i przekraczać słabości ciała
W każdym moim zwycięstwie jest pot i krew poświęceń,
Chcę ubrudzić ręce, by wybudować szczęście,
Ubrudzić ręce, by wybudować szczęście...



.
 
Mówi mądrość (i Ty sam)
SDM 

Urzekła mnie ta piosenka.
Najpierw poznałam piosenkę Dopóki bolisz, a później była ta.
Ale jest naprawdę boska <3


 

Mary, Did You Know? 
Pentatonix

Pentatonix to moje odkrycie ostatnich dni.
Najpierw usłyszałam polską przeróbkę tej piosenki, później trafiłam na to i słucham teraz co najmniej 3 razy dziennie.  Jest boska! 


 
Carol of the Bells 
Pentatonix 

Ta piosenka (kolęda?) wprowadza mnie w bardzo świąteczny nastrój.
A ich śpiew a cappella - cud, miód, malina <3
Urzeka mnie ich śpiew, każdego z nich z osobna, a w szczególności
Mitcha, który jest kontratenorem. Razem daje to efekt powalający <3
Szczerze polecam!

piątek, 25 grudnia 2015

"Maminsynek" Natasza Socha

Tytuł: Maminsynek
Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Filia
Ocena: 5,5/6



Kobiety mają jednak dziwną tendencję do nieakceptowania innego zdania niż ich własne. Potrafią tak skutecznie nękać ofiarę, aż ta w końcu ulegnie, ale nawet wtedy nie są do końca zadowolone i na wszelki wypadek wietrzą postęp.






Maminsynek... Iluż ja takich facetów poznałam w swoim życiu! Muszę przyznać, że nawet chyba zbyt wielu... Często też próbowałam ich zrozumieć... Dlatego właśnie między innymi z tego powody, ale także zaintrygowana tytułem oraz pochlebnymi opiniami dotyczącymi twórczości Nataszy Sochy zabrałam się za książkę jej autorstwa pt. Maminsynek.
Zasadnicza różnica między damską a męską przyjaźnią polega bowiem na potrzebie działania. Kobiety głównie rozmawiają, dyskutują i plotkują bez końca na wszystkie tematy świata. Mężczyźni spotykają się, by wspólnie coś zrobić-naprawić samochód, upolować łosia lub na przykład dorwać zdrajcę i porządnie przetrzepać mu tyłek.
Maminsynek to książka podzielona na dwie części. W pierwszej z nich narratorem jest tytułowy maminsynek – Leander, który prowadzi sielankowe życie mieszkając tylko z Matką, która kocha syna miłością wielką i bezgraniczną. Jest to doprawdy miłość ogromna i obustronna. Tutaj Leander przedstawia swoje dzieciństwo, a także fascynacje innymi kobietami i relacje z nim. To w tej części opisuje on jaka powinna być jego partnerka idealna – przede wszystkim nie ma prawa krytykować Matki, z którą mieszka mając 35-lat... Druga część jest napisana z perspektywy Amelii – dziewczyny Leandra. Dla niej naturalne jest to, że mieszka „na swoim”, żyje na własny rachunek, bez dyktanda rodziców, więc dlatego jest tak mocno jest zszokowana relacjami jej ukochanego z Matką. Próbuje to zrozumieć, zdobyć jej akceptację... Czy jej się uda? Czy przetrwa próbę czasu? Czy Leander będzie w stanie poświęcić się dla Amelii?
Matka Leandra wbiła we mnie spojrzenie, aż rozbolała mnie trzustka. Jej źrenice zrobiły się nienaturalnie wielkie, a długie palce postukiwały o filiżankę z kawą. Wwiercała się tak jeszcze z dziesięć minut, szczegółowo penetrując wszelkie zakątki mojego ciała, które mogłyby zdyskredytować mnie w jej oczach. Nierówne nerki? Koślawe serce? Zbyt zwinięte jelito cienkie? Zrozumiałam, że idealna kobieta, która mogłaby zaopiekować się jej synem, nie istnieje. Problemu nie stanowią trzy nowe pryszcze, które próbowałam ukryć pod pudrem, tylko ja sama. Ogólnie. Ja jako ja.
Natasza Socha
Maminsynek zdecydowanie nie należy do łatwych książek. To jedna z tych, dzięki którym jadąc na zajęcia tramwajem przegapiłam przystanek na jakim miałam wysiąść. Wstrząsnęła mną... Tak, to dobre określenie... Jak już wspomniałam znam dość wielu maminsynków (oczywiście żaden z nich się do tego nie przyznaje), jednak mimo tego ta powieść mnie zszokowała i wstrząsnęła do głębi, choć doskonale wiem, że wizja w książce jest ciut przerysowana. Owa wielka (choć nie do końca zdrową) miłość pomiędzy Leandrem i jego Matką jest naprawdę zadziwiająca... Jestem także zszokowana brakiem jakiejkolwiek chęci usamodzielnienia się, odcięcia od Matki... Rozumiem, że są sytuacje losowe, kiedy nie zawsze od razu można się usamodzielnić, ale bez przesady. Jestem zszokowana tym, że tacy mężczyźni istnieją naprawdę, a nie tylko w literaturze... Co prawda żaden z bohaterów nie przypadł mi jakoś szczególnie do gustu, to jednak najbardziej chyba polubiłam Amelię (choć i tak nie do końca)...

Natasza Socha w Maminsynku tryska humorem, choć książka zmusza do wielu przemyśleń... Głównie z tego powodu, że wydaje się być wysoce prawdopodobna do odzwierciedlenia w rzeczywistości. Maminsynka polecam nie tylko kobietom, które poszukują partnerów na całe życie, ale także tym, które już znalazły (albo wydaje im się, że znalazły), żeby przez pewne sito popatrzeć na swoich przyszłych lub aktualnych mężczyzn. Polecam ją także mężczyznom jako punkt odniesienia do tego, na ile zdrowe są ich relacje z matkami. Maminsynek naprawdę mną wstrząsnął i z pewnością na długo zapadnie w mojej pamięci, jednocześnie z naprawdę wielką ochotą sięgnę po inne książki Nataszy Sochy...



A na koniec idealny cytat na odzwierciedlenie relacji Leandra i jego Matki

- Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale wieje halny i coś się ze mną dzieje - wyszeptała kiedyś moja Matka do słuchawki, a ja poczułem dreszcze. Miałem wprawdzie nocować u Lary, ale przecież nie w tej sytuacji!
- Masz zawroty głowy? - spytałem natychmiast.
- Jestem jakaś rozkojarzona i mam stany lękowe. Ale wystarczy mi, że z tobą porozmawiam, nie musisz przyjeżdżać.
Byłem u niej pół godziny później, mimo, że Lara znacząco popukała się w czoło i spytała, czy na Matkę wpływa również pełnia księżyca, przypływy oraz odpływy Morza Północnego, a także odlot ptaków do ciepłych krajów.

środa, 23 grudnia 2015

"Ekspozycja" Remigiusz Mróz

Tytuł: Ekspozycja
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Trylogia z komisarzem Forstem
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Filia
Ocena: 6/6




Jego ojciec mawiał, że migrena jest jak piła łańcuchowa, która rżnie człowiekowi mózg tuż za oczami.





O twórczości Remigiusza Mroza dowiedziałam się jakiś czas temu czytając pochlebną recenzję którejś z jego książek. Później natrafiałam na kolejne i kolejne pozytywne opinie, dlatego podczas pewnej wizyty w kluczborskiej księgarni postanowiłam zainwestować w kryminał jego autorstwa pt. Ekspozycja.

Krzyż na Giewoncie to jeden z najbardziej rozpoznawalnych znaków polskich Tatr i to właśnie na nim zostaje znaleziony trup... Co ciekawe wokół niego nie ma żadnych śladów, nic a nic... Jedyny trop to moneta znaleziona w gardle ofiary... Wiktor Forst rozpoczyna śledztwo na wysokości 1894 m.n.p.m., jednak na swojej drodze spotkała dziennikarkę Olgę Szrebską... To właśnie z nią zaczyna prowadzić śledztwo... Po czasie okazuje się, że były inne, podobne morderstwa... Do jakich wniosków dojdzie komisarz razem z dziennikarką? Jak będzie się rozwijała relacja? Co takiego stało się na Giewoncie? Co oznacza moneta znaleziona w gardle ofiary? Jakie ona ma znaczenie? Jak powiązane są te morderstwa? Czy komisarz z dziennikarką znajdą rozwiązanie tej sprawy? Czy Forst razem z Szrebską dojdą do sedna sprawy?

Podróż pociągiem z Ekspozycją ;)
Ekspozycja to książka za którą zabrałam się stosunkowo krótko po zakupie, nie znając w ogóle twórczości Remigiusza Mroza. Dopiero, kiedy zaczęłam ją czytać dowiedziałam się, że Remigiusz Mróz pochodzi z Opola – mojego miasta województwa. Ale akurat to jest średnio istotne;) Muszę przyznać, że Ekspozycja to pozycja, która naprawdę od razu mnie wciągnęła, od samego początku, od pierwszych stron... Pomysł na fabułę jest jest bardzo ciekawy, a przede wszystkim świetnie wykorzystany, wręcz wyciśnięty do ostatniej kropli... Dużo historycznych odniesień, wiele wątków, zwrotów akcji i także bardzo ciekawych, charakterystycznych i niesztampowych postaci – naprawdę genialne połączenie!!! Szczególnie polubiłam Wiktora Forsta, który spotyka się z córką swojego szefa, namiętnie żuje gumę cynamonową (jako substytut papierosów) i zmaga się z migrenami. Naprawdę ciekawa, barwna postać i już nie mogę się doczekać na kolejne spotkanie z nim w kontynuacji Ekspozycji. Świetnym dopełnieniem, a w zasadzie częścią są barwne i bardzo trafne dialogi, przy których nie raz się aż uśmiechnęłam,i to między innymi one sprawiły, że książkę przeczytałam dość szybko, rozczarowana tylko tym, że tak szybko się skończyło... Samo zakończenie tak mocno wbiło mnie w pociągowe siedzenie, że długo nie mogłam się pozbierać, wprawiając mnie w prawdziwy szok, niedowierzanie, pozostawiając prawdziwy niedosyt.

- Ktoś go rozpoznał? - zapytała z uśmiechem Szrebska.

- Jeśli liczba lajków pod odpowiedzią świadczy o jej prawdziwości, to jest to nie kto inny jak Nergal ćwiczący przed następnym koncertem.

Ekspozycja to książka, która naprawdę bardzo, bardzo, bardzo mi się spodobała. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrej pozycji, tak dobrego kryminału... Jest napisana świetnym językiem, z genialnie poprowadzoną fabułą i jeszcze genialniejszym zakończeniem. Ekspozycja sprawiła, że jestem głodna twórczości Remigiusza Mroza i z chęcią sięgnę po kolejny tom z trylogii z komisarzem Forstem (mam nadzieję, że już niebawem), a także po inne jego książki. Polecam ją miłośnikom dobrego kryminału – na pewno się nie zawiedziecie. Wydaję mi się być to także dobra książka dla osób, które chcą rozpocząć swoją przygodę z tym rodzajem literackim, ale jak i z twórczością Remigiusza Mroza.

sobota, 12 grudnia 2015

" Alastors: Człowiek zza Słońca" Michał Cieczko

Tytuł: Alastors: Człowiek zza Słońca
Autor: Michał Cieczko
Wydawnictwo: Witanet
Ocena: 4/6


Nie zrozum mnie źle, ale uważam, że na tym świecie są rzeczy ważniejsze niż alastorzy – Aran milczał. - Podatki i śmierć. One są zawsze, a wy przychodzicie i odchodzicie. Wy jesteście nieregularnym cyklem, a podatki i śmierć są regularnym. Głównie interesuje mnie to pierwsze, ale śmierć też zaprząta mi głowę.






Lubię fantastykę, ale żeby się zabrać za jej lekturę muszę nabrać weny, muszę mieć na nią zdecydowaną ochotę, żeby wczuć się w ten zupełnie inny świat, zupełnie różnych postaci. Ostatnio miałam okazję zabrać się za debiutancką książkę polskiego autora Michała Cieszko pt. Alastors: Człowiek zza Słońca.

Opis wydawcy:
Według legend każde pokolenie w krainie zwanej Alasterią ma swojego alastora. Człowieka, który wychodzi przed szereg i ma przeznaczone by zmienić świat. Aran jest jednym z nich, chociaż nigdy się o to nie prosił. Nie chce być bohaterem, pragnie tylko wrócić do domu. Jest obcy, ale nie tylko dlatego, że jest alastorem. Jest Człowiekiem zza Słońca. Nie wie jednak jak trudna jest to droga, a wiele osób chce wykorzystać jego Dar. Na drodze alastora stają wielka polityka, istoty bez ciał i bezwzględni bogowie. Aran musi stawić im czoła oraz samemu sobie jeśli chce jeszcze zobaczyć dom. Dom, który widzi codziennie w nawiedzającym go śnie, który każe mu zniszczyć Słońce. To jego droga.

Alastors: Człowiek zza Słońca to niezbyt obszerna książka, która od samego początku mnie ona bardzo intrygowała, więc zabrałam się za jej lekturę nie czekając zbytnio na moją ochotę czytania fantastyki. Początkowo trochę ciężko było mi się wbić do tego świata, do świata Alastora, jednak po przebrnięciu początku poszło już o wiele lepiej. Sam pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy, pomysłowy i bardzo intrygujący. Jednak jest to książka, która jest napisana dość prostym językiem, momentami niezbyt literackim, czasami aż nazbyt prostym... No, ale z racji tego, że jest to debiut literacki – jestem wyrozumiała. Fakt, nawet jak na debiut mogłaby być ciut lepsza, zwłaszcza, że po pewnym czasie od przeczytania sama książka średnio zapada w pamięć... Jednak czyta się dość przyjemnie, więc nie jest źle;)

Gdy patrzę na mrówki wiem, że każda z nich ma swoje zadanie. Każda pracuje dla dobra mrowiska i zna swoje miejsce. Nie musi myśleć o przyszłości, bo wie, co będzie robić jutro. Ale gdy patrzę na ludzi, to już nie mam takiego odczucia. Nikt z nich nie wie, co będzie robić jutro, nie ma dla siebie celu. Do niczego nie dążą.

Alastors: Człowiek zza Słońca to książka całkiem niezła jak na debiut, średnio zapada w pamięć, ale czyta się ją szybko i można z nią spędzić miło czas. Jestem ciekawa jak autor rozwinie się w pisaniu i jakie będzie miał pomysły na następne książki. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Witanet.
http://www.witanet.net/

czwartek, 10 grudnia 2015

Stosik grudniowo - przedświateczny (# 11/2015)

Ostatnio miałam bardzo dziwny czas. 
Naprawdę bardzo dziwny czas.
Najpierw moja torebka z  portfelem, wszystkimi dokumentami, okularami i telefonem zaginęła w akcji, tak więc miałam dużo załatwiania nowych dokumentów, nowego telefonu, karty... Teraz przyszedł czas na wyrobienie nowych okularów;) Najwyższy czas, bo na wykładach niewiele widzę;)
Do tego kila dni później zalałam sobie colą komputer, stąd moja tak długa nieobecność na blogu. Praktycznie wszystko co miałam załatwić - załatwiłam. Tak, więc wracam do blogowego życia.

W końcu przyszedł na stosy ;)
Oto one:



Stosik nr 1 - biblioteczny

Umarli nie tańczą
Z kluczborskiej biblioteki

Bulimia emocjonalna
Amore 14
Zaklęcie dla Cameron
Z biblioteki wrocławskiej


Stosik nr 2- potargowy

Porady życiowe Ojca Pio
Pogromca lwów
Nałóg jedzenia
Bliźnięta z lodu
Moje życie w bliskości Ojca Pio  
upolowane na Wrocławskich Targach Dobrych Książek
Choć nie miałam w planach nic kupować;)

Taaa..
Książkocholizm taak bardzo;)


Znacie, któreś z tych książek?
Czytaliście któreś?
Od czego polecacie zacząć?

Jeżeli ktoś jest zainteresowany - polecam śledzenie mojego profilu na Istagramie;)
https://www.instagram.com/asiahadzik/