Tytuł: Rabih znaczy wiosna
Autor: Weronika Tomala
Wydawnictwo: Dlaczemu
Ilość stron: 320
Ocena: 2/6
Nie da się ot tak wyrzucić z własnego życia człowieka, który niegdyś stanowił jego integralną część.
Rabih znaczy wiosna to druga książka autorstwa Weroniki Tomali, która z wykształcenia jest anglistką, życiowo jest mamą i żoną, a także blogerką, czyli jedną z nas. Gdy miałam okazję przeczytać tę książkę – nie wahałam się ani chwili. Przede wszystkim z racji podjętych tematów – przyjaźni damsko-męskiej oraz życia pół-Araba w Polsce, co mnie niezwykle zaciekawiło. A przyjaźni damsko-męskiej zawsze broniłam i bronię, a przede wszystkim jej doświadczam...
Martę i Rabiha połączyła prawdziwa przyjaźń od dziecka. Są jak brat i siostra, jak papużki-nierozłączki, jak dwie połówki tego samego kamienia. Różni ich tylko jedno - w żyłach Rabiha płynie arabska krew. Choć wychował się w Polsce i czuje się prawdziwym Polakiem, nie jest akceptowany przez otoczenie ze względu na kolor skóry i egzotyczną urodę, którą odziedziczył po ojcu. Nieszczęśliwy splot wydarzeń sprawia, że ich wyjątkowa relacja urywa się, blednie, majaczy we wspomnieniach dorosłych już ludzi. Los bywa jednak przewrotny - Marta i Rabih spotykają się ponownie i to w okolicznościach, o których oboje chcieliby zapomnieć. Ona wiedzie poukładane, szczęśliwe życie, on za moment staje na ślubnym kobiercu. I świat staje na głowie. Czy w obliczu tłumionego przez lata gniewu i żalu potrafią odnaleźć dawnych siebie? Czy targani sprzecznymi emocjami wreszcie ujrzą to, przed czym tak zaciekle się bronią? opis wydawcy
Lubię poznawać nowe kultury, dlatego czasem sięgam z wielką chęcią po książki, które o nich opowiadają – albo ich fabuła jest osadzona w innym kraju, albo pokazują sprawy czy problemy i sprawy zupełnie różne od tych, z którymi się spotykam. To między innymi dlatego sięgnęłam po pozycję Rabih znaczy wiosna, która mimo tematów dość poważnych jest lekturą lekką i powiedziałabym, że raczej babską, kobiecą… Nie miałam większych oczekiwań względem tej pozycji, nie liczyłam na efekt WOW ani na fanfary czy arcydzieło, ale jednak muszę przyznać, że lekko się na niej zawiodłam. Przede wszystkim książka jest bardzo, bardzo przewidywalna – od kiedy zaczęłam ją czytać zaczęłam się domyślać zakończenia. Fajnie, że pokazuje to, że wyzywanie ludzi innych ras jest niezbyt grzeczne – nie przeczę. Ale jednak przykre jest to, że pokazany jest przykry stereotyp dotyczący przyjaźni damsko-męskiej, a mianowicie to, że każda taka relacja musi się skończyć seksem lub/i miłością. Stereotyp, który niekoniecznie jest prawdziwy, a szkoda. Może warto by pokazać przyjaźń damsko-męską, która jest prawdziwą przyjaźnią, a nie kończy się w łóżku? A bohaterowie… Wszystko toczy się Rabiha i Marty – jego przyjaciółki. Postaci wydają mi się niedopracowane, a w książce 26-letnia Marta zachowuje się tak samo (jak nie bardziej infantylnie) jak jej nastoletnia wersja. Wygląda to jakby byli wymyśleni tylko połowicznie… Jak dla mnie nieprzemyślane i niedopracowane…
Bieg wydarzeń i okoliczności życia naprawdę pozwalają człowiekowi przystosować się do nowej sytuacji. Trzeba tylko odpowiednio się do tego nastawić, wykrzesać z siebie pokłady sił, wstać z podłogi i zacząć walczyć. Nikt nie przeżyje za nas życia.
Rabih znaczy wiosna to książka kreująca się na super mądrą, słodko-gorzką opowieść, ale jednak okazuje się zwyczajnym babskim czytadłem, które jest przewidywalne i niespecjalnie wyróżnia się z tłumu. Przynajmniej napisana językiem adekwatnym do książki – niezbyt wygórowanym, zwyczajnym i adekwatnym do czytadła. Nie obyło się bez literówek, co jest… Przykre, jeżeli chodzi o książkę, która poszła do druku… Gdyby to był debiut drukowany u sąsiada w piwnicy – mogłabym przymknąć oko, ale jednak to już druga powieść autorki. W moim odczuciu książka niedopracowana, przewidywalna i kreująca się stereotypami. Nie widzę w niej ani mądrości ani znajomości emocji, ani nic super wyróżniającego się… A szkoda… Mimo że nie miałam względem niej wielkich oczekiwań – i tak się zawiodłam...