czwartek, 31 grudnia 2020

Żegnaj 2020, witaj 2021!


Ten rok był dziwny... 
Nie był łatwy, a pandemii mają dość już chyba wszyscy. 
Na mnie odbiło się tym, że nie potrafiłam znaleźć żadnej pracy...
Połączenie pandemii, braku pełnej dyspozycyjności (studia zaoczne) przy tym, że mam już skończone 26 lat i nie mam zawodu. 
Jeszcze tydzień przed Bożym Narodzeniem na covidowe powikłania w wieku 85 lat zmarł nasz Dziadek (pierwszy z całej czwórki, który zmarł), co dało nam pogrzeb dzień przed Wigilią. O zupełnie innym Bożym Narodzeniu pisałam TUTAJ. 

Jednak wcale to nie był zły rok.
Zaczęłam prawo jazdy, w tym na motor.
Skończyłam kurs na poziom B1 z migowego. 
Zaangażowałam się w Wolontariat - na początku roku w Fundacji Twarze Depresji, natomiast już na jesień w Akademię Przyszłości.  
Zaliczone kolejne semestry na studiach, początek przygody z pisaniem magisterki. 
I jedno z największych osiągnięć roku i życia - umiejętność stawiania granic. 
W sumie ani depresja ani RZS nie dawały popalić, a ja jestem w stanie stwierdzić, że jestem szczęśliwa. 

Kolejny poziom PJM zaliczony 


Best Nine 2020 


Znowu praktycznie cały rok w kieckach

I powrót na siłownię

Asia na motocyklu 

W tym roku przeczytałam 55 książek.
Co jest najlepszym wynikiem od jakiś 4 lat.
Wiem, że siedząc w domu mogłabym przeczytać o wiele więcej, ale wykonałam również mnóstwo rękodzielniczych projektów (chociażby rekordowe zamówienie na kartki bożonarodzeniowe).
Kto jeszcze nie wie, że prowadzę również bloga związanego z rękodziełem - zapraszam na Hadzia handmade. 

Z największych książkowych odkryć tego roku: 
- twórczość Sebastiana Fitzeka


Screen z podsumowania 2019 roku, czyli w sumie wszystko z listy spełniłam.

Plany na 2021?
1. Być szczęśliwa
2. Przeczytać więcej książek niż w 2020 roku
3. Zużyć część włóczek i herbat, które zalegają w mieszkaniu
4. Schudnąć
5. Znaleźć pracę


A jak Wasz 2020 rok?
Jakie macie plany na 2021?

Pozdrawiam
Asia "Hadzia" Hadzik 


piątek, 18 grudnia 2020

Zimowa rozgrzewająca herbata



Dni są coraz chłodniejsze, więc czas na rozgrzewające napoje. 
Ostatnio zachciało mi się wyjątkowo mocno herbaty z dodatkiem pomarańczy i goździków. 
Wykorzystując czeski syrop rumowy kupiony w sklepie moich znajomych - powstało nowe połączenie smakowe należące właśnie do moich faworytów. 
Za .bpraszam na zimową rozgrzewającą herbatę.



Składniki:
na spory kubek - 500 ml
-czarna herbata 
(torebka lub liściasta)
-1-2 plasterki cytryny
-1-2 plasterki pomarańczy
-cieniutki, plasterek imbiru
-2-3 goździki
-ok. 50 ml syropu rumowego
-wrzątek

Jak wykonać?
Wszystkie składniki włożyć do kubka i zalać wrzątkiem. 

Polecam zrobić od razu cały dzbanek - wtedy można skroić nawet całą, niedużą pomarańczę, całą cytrynę, kilka goździków...  
Pyszności <3


niedziela, 13 grudnia 2020

"Agatha Raisin i przeklęta wieś" M.C. Beaton

Tytuł: Agatha Raisin i przeklęta wieś
Autor: M.C. Beaton
Wydawnictwo: Edipresse
Cykl: Agatha Raisin
Tom: dziesiąty
Czyta: Paulina Holtz
Długość: 6 godz. 40 min.
Ocena: 3.5/6


(...) przerażało [ją] wiele rzeczy: miłość, konfrontacje, starzenie, samotność... I dlatego szła prze życie z wojowniczo zaciśniętymi pięściami.



Bardzo lubię serię książek z Agathą Raisin w roli głównej, co powtarzałam już niejednokrotnie przy recenzjach wcześniejszych części. Świeżo po lekturze tomu dziewiątego o martwej znachorce zabrałam się od razu za jej kontynuację pt. Agatha Raisin i przeklęta wieś w interpretacji niezastąpionej Pauliny Holtz.

Sponiewierana Agatha, po kolejnym koszu od swego ukochanego Jamesa, ponownie postanawia uciec. Tym razem pragnie odzyskać równowagę duchową w zapadłej dziurze Fryfam. Miejscowym przedstawia się jako autorka powieści kryminalnych, aktualnie pracująca nad dziełem "Morderstwo we dworze". Niestety, spokój nie jest jej dany. W wynajętym domu od pierwszej chwili prześladują ją tajemnicze ogniki. Czy mają one związek z kradzieżami i zabójstwem lokalnego pseudoarystokraty? Agatha nie spocznie, nim nie pozna prawdy. Przy okazji odkrywając wiejskie bruzdy, groźne kłamstwa i szantaże. Oraz cudem unikając śmierci.                                                                                                                                                              opis wydawcy

Agatha Raisin i przeklęta wieś jest częścią, w której fabuła wydaje się być, na pierwszy rzut oka, zupełnie podobnie w porównaniu z poprzednim tomem, kiedy to główna bohaterka pojechała w świat leczyć złamane serce – tutaj po raz kolejny zmieniło się miejsce. Niestety w moim odczuciu całość wypadła znacznie gorzej od swojej poprzedniczki – tutaj doświadczyłam więcej powiewów nudy i mniej zaskoczeń. Całość w moim odczuciu jest taka jakby naciągana i pisana zupełnie na siłę, ale to już zauważyłam, że autorka ma (przynajmniej w tej serii – za inne się jeszcze nie zabrałam) momenty zdecydowanie słabsze, jak i mocniejsze, niczym sinusoida. Jak dla mnie było tutaj zdecydowanie zbyty mało intrygi, ale także humoru, a w komedii kryminalnej w końcu musi być jedno i drugie.

Agatha Raisin i przeklęta wieś jest w moim odczuciu częścią należącą do tych słabszych, ale nie jest tragiczna. Dla mnie jest słabszym momentem w drodze do kolejnych przygód samozwańczej pani detektyw. Choć tutaj jest trochę mało Agathy w Agacie, nie zmienia to faktu, że wciąż darzę tę postać sympatią. Jeżeli nie znasz jeszcze Agathy, a lubisz komedie kryminalne – koniecznie się zapoznaj z tą serią, ale bądź gotowy na słabsze części, takie jak ta. Przynajmniej całość niedługa i (jak zawsze) cudowną interpretacją Pauliny Holtz.

sobota, 28 listopada 2020

"Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu" Marcin Wójcik

Tytuł: Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu
Autor: Marcin Wójcik
Wydawnictwo: Agora
Czyta: Aleksander Pawlikowski
Długość: 6 godz. 13 min.
Ocena: 5.5/6

Przed wojną robiło się to, co i dzisiaj, tylko, że dzisiaj ludzie mają odwagę się do tego przyznać i żyć po swojemu, a wtedy wszystko się robiło pod pierzynką. Kościołowi to pozostało - grzeszy pod pierzynką, a na zewnątrz stwarza pozory.



Jak już wspominałam przy książce pt. Dzieci księży – mam szczęście do księży. Zdecydowana większość duchownych, których znam to naprawdę wspaniali ludzie. Znam Malinę z Maciejówki, znam księdza prowadzącego Dom Miłosierdzia w Otmuchowie czy innego, który prowadzi Barkę koło Strzelec Opolskich, wciąż żałuję, że nie ma już z nami ks. Grzywocza. Nie ukrywam również, że jestem wierząca (choć po swojemu i nie fanatyczni), ale nie powoduje to, że na grupę zawodową księży patrzę się bezkrytycznie uważając ich za świętych i nieomylnych. Tym razem byłam ciekawa reportażu Marcina Wójcika pt. Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu i czym prędzej zabrałam się za jej lekturę.

Czym jest celibat? Tylko bezżeństwem, jak twierdzi jeden z bohaterów tej odważnej książki, czy nakazem całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej? Pomaga w kapłaństwie, przynosząc nieziemski wręcz pokój w sercu, jak tłumaczy inny ksiądz, czy przeciwnie, powoduje frustrację duchownych, którzy nierzadko prowadzą drugie życie? Marcin Wójcik oddaje głos księżom ukazując ich jako ludzi z krwi i kości. Odczuwających głód, pragnienie, zmęczenie i… popęd seksualny. Ani sutanna, ani głęboka wiara, ani nawet święcenie kapłańskie tego nie zmienią. W swoich reportażach autor opowiada nie tylko ich historie, ale także historie ich byłych i obecnych partnerów, partnerek, teściowych, a nawet wnuczek. Robi to z reporterską wirtuozerią, uczciwością i jednocześnie z ogromną wrażliwością.                                                                                                                                                                           opis wydawcy

Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu to książka, która zdecydowanie podejmuje temat tabu i jednocześnie (i poprzez to) wzbudza wiele emocji. Antyklerykałowie będą się cieszyć, natomiast osoby zafascynowane duchowieństwem będą oburzeni i zniesmaczeni. Osobiście uważam, że temat jest niezwykle ważny i potrzebny. Całość to kilka przeplecionych ze sobą różnych historii, z różnych części kraju. Bardzo dobrze, że autor pokazał różne postacie kapłanów – tych z powołaniem, tych z wątpliwościami, tych idących do seminarium z powodu wiary i tych, którzy idą, bo tak wypada albo traktując kapłaństwo jako jeden z ciekawszych zawodów, pokazuje kapłanów rzymskokatolickich, jak i prawosławnych. Autor ani nie broni celibatu, ani nie szkaluje, nie krytykuje żadnej z postaw, pokazuje celibat jako przepis i zjawisko społeczne, pokazując również uwarunkowania historyczne, jak dla mnie wielki plus za bezstronne podejście do tematu. Gdzieś wyczytałam, że Marcin Wójcik sam był klerykiem, co może tłumaczyć znajomość tematu niejako od kuchni, a także wiedzę, gdzie szukać osób do rozmów. I tym większe brawa dla niego za bezstronność. W książce autor pokazał temat wielowymiarowo, doszukując się przyczyn nieprzestrzegania celibatu – niedojrzałość wstępujących i kształtujących się w seminarium, brak rozmów o seksualności w seminariach (to jest przykry problem nie tylko w seminariach – edukacja seksualna w naszym kraju leży i kwiczy), pokazuje również zamiatanie wszelkich problemów pod dywan i kreowanie księży na nieomylnych i nieskazitelnych. Książka jest napisana w sposób ciekawy, dość lekki, widać sporo wysiłku autora, który musiał dokonać niemałego rozeznania tematu.

Bóg niejako w zamian daje mi coś innego, może nawet piękniejszego: daje mi inne dzieci, które kochają mnie jak ojca, a czasem bardziej niż swoich ojców; daje mi moich uczniów, którzy zamiast do rodziców z trudnymi sprawami przychodzą po nocach do mnie; daje mi inne rodziny, inne siostry, innych braci. Daje mi tysiące innych ludzi. Taki właśnie jest sens celibatu i tej niezwykłej ofiary. Na tym to polega. To piękne, ale cholernie trudne.

Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu to książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Nie jest łatwa i po skończonej lekturze może zostać posmak goryczy, ale w moim odczuciu jest to gorycz wynikająca z tego, że historie opisane w książce w ogóle mają miejsce. Nie jest łatwa, ale zdecydowanie polecam. Ja osobiście miałam przyjemność zapoznać się z pozycją w formie audiobooka w interpretacji Aleksandra Pawlikowskiego, który w tej roli spisał się naprawdę dobrze. Naprawdę polecam.

Czasami zastanawiam się, po co psychiatra zaglądał nam w majtki przed przyjęciem do seminarium. Czy posiadanie penisa faktycznie oznacza, że jestem stuprocentowym mężczyzną, co z kolei ma oznaczać, że będę dobrym księdzem? Jeden z księży wykładowców powiedział, że mężczyzna z jednym jądrem nie zostanie przyjęty do seminarium - właśnie ze względu na niepełną męskość. Ale czy z tym jednym jądrem będzie gorszym księdzem od tego z dwoma? No i po co księdzu dwa jądra?     

czwartek, 26 listopada 2020

"Na tropie złodzieja psów" Justyna Balcewicz




Tytuł: Na tropie złodzieja psów
Autor: Justyna Balcewicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Skrzat Kraków
Cykl: Klub Obrońców Czworonogów
Tom: pierwszy
Ilość stron: 144                    
Ocena: 5/6





Gdyby ktoś mnie się zapytał, czy wolę psy czy koty – nie umiałabym odpowiedzieć. W moim serduszku aktualnie jest psiak, którego mamy w rodzinnym domu, kiedyś mieliśmy kociaka, na stancji (jeszcze we Wrocławiu) miałam chomika. Generalnie bardzo lubię zwierzaki, praktycznie każde. A mając w rodzinie dzieciaki po kilkanaście lat młodsze dzieciaki czasami lubię sięgać po książki z ich grupy wiekowej – wtedy mamy często więcej tematów do rozmów i wspólnego czytania. Zresztą i bez tego lubię sięgnąć po książki z literatury dziecięcej. Właśnie z tych dwóch powodów sięgnęłam po książkę pt. Na tropie złodzieja psów autorstwa Justyny Balcewicz.

Kornel ma jedenaście lat, wielkie okulary, łatkę kujona i... największego na świecie psa. Brzydal, olbrzymi mastif angielski, to jego najlepszy przyjaciel. Zwłaszcza teraz, gdy po przeprowadzce chłopak musi zaczynać wszystko od nowa. Ale pewnego dnia wierny przyjaciel znika. Zwykła ucieczka? Tak sądzi policja, tylko skąd wziął się podejrzany kawałek kiełbasy? Kornel nie może tego tak zostawić. Na szczęście znajduje sojuszników. Popularną cheerleaderkę Julię, pochodzącą z artystycznej rodziny Delę i misiowatego doktora Zwierza. Czy z ich pomocą uda się odzyskać Brzydala?                                                                                                                          opis wydawcy

Na tropie złodzieja psów jest książką ciekawą, z nutką intrygi i zagadki, a także z przesłaniem oraz informacjami dotyczącymi gatunków psów (tutaj przede wszystkim mastifa angielskiego, który jest psim bohaterem tej pozycji) oraz porwań czy kradzieży psów. W moim odczuciu książka jest skierowana do dzieci w wieku mniej więcej 9-11 lat, ale dużo zależy też od dojrzałości i umiejętności czytania konkretnego dziecka. Literki są większe niż w standardowych, dorosłych książkach, pojawiają się ilustracje (notabene bardzo ładne autorstwa Katarzyny Kołodziej), ale jest to już z tych pozycji z literatury dziecięcej, w której zdecydowanie dominuje tekst, a nie obrazki. Sam pomysł na fabułę jest dość ciekawy, uczący empatii do zwierząt i przyjaźni mimo dziwności i inności. Książka jest ciekawa, wciągająca, z interesującymi i różnorakimi bohaterami. 

Na tropie złodzieja psów jest pozycją zdecydowanie ciekawą i myślę, że dzieciakom, które lubią zwierzaki może się spodobać. Sama pewnie podrzucę ją moim kilkanaście lat młodszych ode mnie kuzynom. Zdecydowanie warto sięgnąć. A się bawiłam naprawdę dobrze.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Skrzat Kraków

poniedziałek, 23 listopada 2020

"Córka króla moczarów" Karen Dionne

Tytuł: Córka króla moczarów
Autor: Karen Dionne
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 336
Ocena: 5.5/6


Psychologiczny element kontroli nad drugim człowiekiem oddziałuje równie silnie jak fizyczny ból, który można zadać (...).




Przeglądając kolejne książki dostępne w pakiecie Legimi (tak, ostatnio zdecydowanie częściej sięgam po ebooki) , zainteresowała mnie pozycja autorstwa Karen Dionne pt. Córka króla moczarów. A tu warto zaznaczyć, że jest on sam jest nawiązaniem do baśni autorstwa Hansa Christiana Andersena pod tym samym tytułem, która jest często cytowana w tej pozycji. Trafiłam na tę pozycję, jest zupełnym przypadkiem, gdzieś między Córeczką, a kolejnymi pozycjami, które jeszcze czekają na swoją lekturę, w ogóle nie słysząc wcześniej o tej autorce i książce, ale czy jest czego żałować? Zapraszam na recenzję.

Helena Pelletier potrafi polować na zwierzęta i wytropić każdy ślad. Nauczyła się tego od ojca, z którym dorastała w całkowitym odosobnieniu w domku na trzęsawiskach. Mężczyzna był jej bohaterem, wzorem do naśladowania i idolem – do czasu, gdy zaczęła sobie uświadamiać, że obie z matką są na bagnach więzione, a ojciec kontroluje całe ich życie. Teraz, piętnaście lat później ojciec ucieka z pilnie strzeżonego więzienia i ukrywa się gdzieś pośród moczarów. Helena ma jedno zadanie: dopaść ojca, zanim on dopadnie ją.                                                                                                                                            opis wydawcy

Córka króla moczarów jest pozycją, która zaciekawiła mnie i wciągnęła już od samego początku. Jako przyszły psycholog byłam ciekawa psychologicznych mechanizmów (jak np. syndrom sztokholmski), które teoretycznie mogłyby się pokazać w opisanej sytuacji, a ponadto moje zainteresowanie wszelkiego rodzaju thrillerami, kryminałami i tego typu wątkami czy zagadkami. Co prawda syndrom sztokholmski się nie pojawił (przynajmniej nie nazwany), ale pojawiły się inne atuty i plusy, przede wszystkim bardzo ciekawy pomysł, a do tego naprawdę świetnie zrealizowany. Do tego chociażby naprawdę świetnie zarysowane postacie, niesztampowe, z mocno zarysowanymi charakterami, barwne, przede wszystkim interesuje mnie główna bohaterka i jednocześnie narratorka powieści, a w drugiej kolejności… jej matka. Karen Dionne podejmuje wiele różnych wątków, świetnie buduje napięcie oraz tworzy atmosferę mroku i tajemnicy. Do tego akcja w dwóch płaszczyznach czasowych i pierwszoosobowa narracja, co wyjątkowo lubię w literaturze sprawia, że książkę pochłonęłam bardzo szybko i z zapartym tchem.

Człowiek zakochany w sobie jest w stanie dostosować plany do zmieniających się okoliczności, ale nie potrafi zrezygnować z ostatecznego celu, który sobie postawił.

Córka króla moczarów to książka, którą mogę polecić szczerze i z całego serca, naprawdę świetny thriller psychologiczny. Świetnie, lekko napisany, pełen ciekawych i barwnych postaci, mroczny, wciągający od początku aż do ostatniej strony. Nie ma tu miejsca na nudę, a intryga, zagadki i tajemnice nie opuszczają czytelnika ani na chwilę. Zdecydowanie warto sięgnąć, bo kawał naprawdę porządnej, intrygującej i mrocznej literatury. Jak autorka wyda kiedyś jeszcze jakieś inne pozycje – ja na pewno po nie z wielką chęcią sięgnę. 

Prawda jest jednak taka, że gdzieś pomiędzy pierwszym pytaniem policjantów a zamknięciem przez nich drzwi uświadomiłam sobie, że jeśli ktokolwiek może złapać ojca i wsadzić go z powrotem do więzienia, to tylko ja. Jak nikt inny radzi sobie na odludziu, ale ja jestem w tym niemal równie dobra. Mieszkałam z nim przez dwanaście lat. Wytrenował mnie, nauczył wszystkiego, co wie. Wiem, jak myśli, co zrobi, dokąd pójdzie.

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło 

sobota, 21 listopada 2020

"Córeczka" Anna Snoekstra

Tytuł: Córeczka
Autor: Anna Snoekstra
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Ilość stron: 272
Ocena: 



Nikt tak naprawdę całkiem nie znika. Nadal przecież gdzieś istnieje.





Kiedy zobaczyłam, że w listopadzie w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło jest literka C, zaczęłam przeszukiwać swoje półki (zarówno reale, jak i wirtualne) w poszukiwaniu odpowiednich lektur. W pakiecie Legimi moją uwagę przykuła debiutancka książka Anny Snoekstry, o której twórczości wcześniej nawet nie słyszałam. Tak więc zabrałam się za ową pozycję - Córeczkę i pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia. 

Kilka lat żyła na ulicy. Przyłapana na kradzieży, wykorzystuje podobieństwo do zaginionej Rebeki Winter i kradnie jej tożsamość. Świetnie odnajduje się w roli kochającej córki i siostry. Śpi w łóżku Rebeki, nosi jej ubrania, żyje cudzym życiem. Jednak przy okazji odkrywa coraz więcej ponurych sekretów na pozór idealnej rodziny. Zbyt późno zrozumie, że nie tylko ona jest pozbawioną skrupułów oszustką, a zniknięcie Rebeki ma drugie dno, którego lepiej było nie poznawać.                                                                                               opis wydawcy

Córeczka nie jest pozycją obszerną – w końcu to tylko niecałe 300 stron – i to był jeden z elementów, który sprawił, że książkę pochłonęłam w bardzo krótkim czasie. Jednak zdecydowanie bardziej na to wpłynął fakt, że sam pomysł na nią jest dla mnie bardzo ciekawy, a ponadto naprawdę dość dobrze zrealizowany. Ponadto sam temat, wokół którego kręci się fabuła Córeczki, jest trudny i wstrząsający, momentami mrożący krew w żyłach, ale nie będę Wam do końca spojlerować. Autorka pokazuje również wiele więcej mianowicie i głównie to, do czego prowadzi zamiatanie problemów pod dywan. Całość jest napisana w sposób lekki, niezbyt skomplikowany, ale nie prostacki, całość naprawdę dość przyjemna w odbiorze, nawet jak na podejmowane tematy. Akcja jest wartka, cały czas coś się dzieje i, jako czytelnik, wciąż się zastanawiałam co będzie za chwil, a ponadto toczy się dwutorowo – kiedyś i teraz, co tylko dopełnia napięcia i intrygi. 

Teraz, kiedy zyskałam nowe życie, rozpaczliwie chciałam je zatrzymać. Tak długo czułam się zagubiona i samotna, że zaczęłam ten stan uznawać za normalność, za mój zwykły dzień powszedni. W moim pojęciu wolność i bezpieczeństwo wykluczały się nawzajem, ale teraz było inaczej.

Córeczka to książka, którą zdecydowanie mogę polecić. Książka zdecydowanie wciąga, a do tego wartka akcja, atmosfera zagrożenia, niebezpieczeństwa i rodzinnych sekretów. I autorka, która umiejętnie zbudowała napięcie, a ponadto miałam dobry pomysł, który wykorzystała naprawdę dobrze. Ja jestem zdecydowanie na tak i osobiście z chęcią sięgnę po inne, kolejne książki autorki. To było naprawdę ciekawe doświadczenie i dobra lektura. 

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło 

środa, 11 listopada 2020

"Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina cz. 1" Daniel Kocuj

Tytuł: Bike'owa podróż. 
Z Sydney do Szczecina cz. 1
Autor: Daniel Kocuj
Wydawnictwo: Annapurna
Ilość stron: 352
Ocena: 5/6

Miałem do niego wiele pytań odnośnie Indii, które odwiedził przed Brimą. Już załatwienie indyjskiej wizy wydawało się nader skomplikowane- ponoć nie można było sobie pozwolić na jakiekolwiek nieścisłości w wypełnianiu kwestionariusza.



Jestem zdecydowaną miłośniczką jazdy na rowerze, choć często jest on dla mnie środkiem transportu miejskiego, a nie środkiem na dalekosiężne wyprawy (choć i tak się zdarzały trasy ponad 100 km dziennie). Niestety mój rower, który mam na stancji, aktualnie czeka na serwisowanie zawalony kafelkami w piwnicy, ale tym chętniej stęskniona na jazdą na dwóch kółkach z wielką chęcią sięgnęłam po podróżniczo – rowerową pozycję autora bloga Bike2.be Daniela Kocuja pt. Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina

Wyprawa życia. Z rozpalonego słońcem Sydney do rodzinnego Szczecina – na rowerze. Po drodze czekają bezkresne pustkowia, spowite cieniem dżungle, krwiożercza fauna, górskie łańcuchy, ciche, senne wioski i gwarne, tętniące życiem miasta. Kalejdoskop samotności, niezapomnianych spotkań, zaskakujących zwrotów akcji i bolesnych pożegnań. Opowieść, jakiej jeszcze nie było! Pierwsza część zabierze Was na wyprawę przez Australię i szereg egzotycznych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Razem z Danielem zejdziecie w głąb australijskiego szybu w poszukiwaniu szlachetnych kamieni, zajrzycie do krateru wulkanu plującego niebieskim ogniem, przywitacie nowy rok, tańcząc i śpiewając na birmańskich ulicach i nieraz o włos unikniecie wpakowania się w poważne tarapaty. Trzymajcie się mocno, bo może znosić na zakrętach!                                                                                                                                                              opis wydawcy

Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina cz. 1 to książka, po którą sięgnęłam naprawdę z nieskrywaną  ciekawością i muszę przyznać, że zdecydowanie się nie zawiodłam. W ogóle sam pomysł jest w ogóle świetny. Słyszałam historie moich znajomych, którzy mieli zjechaną na rowerach całą Polskę i wiele europejskich krajów, ale przejechać taki kawał z bagażem w sakwach na tyłach roweru – po prostu pełen podziw. Do tego mnóstwo pięknych fotografii i ciekawostek z różnych zakątków świata z perspektywy siodełka. Nie obyło się oczywiście bez różnych perturbacji, nie tylko związanych z pedałowaniem, a na przykład z noclegiem na cmentarzu czy wizycie w studiu filmowym. Książka zawiera opis podróży z Australii przez Indonezję, Malezję, Tajlandię, Birmę i Indie, na której kończy się pierwsza część opisanej przez autora podróży. A żeby było ciekawiej pozycja zawiera jeszcze perspektywę znajomego imieniem Zander, który częściowo towarzyszył autorowi na trasie, a później był z nim w stałym kontakcie. Możemy poznać lokalną kulturę poszczególnych krajów, nie z przewodników przedstawiających kilkugwiazdkowe hotele i chwalące wszystko wzdłuż i wszerz, a tak po prostu, po ludzku, zwyczajnie i od kuchni. 

Czytanie książek bywa niebezpieczne. To przez kontakt z książką zaraziłem się "cyklozą". Czytając o przygodach polskich podróżników, zacząłem fantazjować. Utożsamiałem się z tymi śmiałkami, bez pardonu wchodziłem w ich skórę, wczuwałem się do tego stopnia, że wyobrażałem sobie siebie w takiej roli. Zadawałem coraz śmielsze pytania w stylu "Co by było, gdyby...", aż w końcu doszedłem do wniosku, że to marzenie jest jak najbardziej do zrealizowania.

Bike'owa podróż. Z Sydney do Szczecina cz. 1 to książka, którą zdecydowanie mogę polecić. Literatura podróżnicza z zupełnie innej perspektywy z całym morzem przygód, zbiegów okoliczności i niesamowitych spotkań. Jest to dopiero pierwsza część, a ja z chęcią sięgnę po kolejną, żeby poznać kolejną część drogi autora do Polski. Ciekawy pomysł na podróż i równie interesująca pozycja. Naprawdę warto sięgnąć. Polecam!



Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Annapurna

sobota, 7 listopada 2020

"Jak sobie poradzić z toksyczną matką?" Magda Meyer

Tytuł: Jak sobie poradzić z toksyczną matką?
Autor: Magda Meyer
Wydawnictwo: Ridero
Ilość stron: 163
Ocena: 5/6



Emocje są zatem prawdziwe i niezależne od woli, tyle że czasem dotyczą innych doświadczeń niż aktualne.




Po lekturze pozycji pt. Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców zaczęłam szukać kolejnych książek o podobnej tematyce i w poszukiwaniu tego przeszukiwałam czeluści Internetu. Tak natknęłam się na pozycję Magdy Meyer pt. Jak sobie poradzić z toksyczną matką i od razu zabrałam się za czytanie.

„Jak sobie poradzić z toksyczną matką”, to podręcznik podzielony na dwadzieścia rozdziałów, z których każdy porusza odrębne zagadnienie. Dowiesz się czym jest obowiązek, kiedy masz do czynienia z manipulacją i jak sobie z nią radzić, jak opanować stres w relacjach międzyludzkich, co to znaczy być asertywnym i dlaczego warto. Każdy rozdział zakończony jest ćwiczeniami, które nauczą Cię praktycznie wykorzystać zawartą tu wiedzę. Zapraszam Cię do zmian!                                                                                                    opis wydawcy

Jak sobie poradzić z toksyczną matką to książka, której byłam ciekawa, ale nie miałam względem niej jakiś większych oczekiwań. Książka nie jest obszerna, ale w moim odczuciu ciekawa i zdecydowanie warta przeczytania. Pozycja zawiera rady, które dotyczą córek toksycznych matek, bo w takich relacjach najczęściej występuje toksyczność (zdecydowanie częściej niż w relacjach matka-syn, ojciec-syn czy ojciec-córka), ale zdecydowaną większość z tych wskazówek można zastosować w innych relacjach i płaszczyznach – nie tylko toksycznych. Autorka w książce pokazuje różne mechanizmy, dlaczego pojawia się toksyczność, dlaczego są takie a nie inne reakcje, co jest pomocne w zrozumieniu wielu spraw i sytuacji. Rady nie są wyimaginowane czy wyssane z palca, ale są bardzo pomocne i takie życiowe. Autorka pokazuje przede wszystkim, że są różne typy toksycznych matek (choć można to odnieść również do innych osób i relacji), co może otworzyć oczy na to, że toksyczna matka to nie tylko stereotypowa i przysłowia melina. Ponadto są różne ćwiczenia, które w moim odczuciu są zdecydowanie przydatne i pożyteczne, pomagają otworzyć oczy i postawić granice, a wszystko napisane naprawdę przystępnym językiem. 

Pamiętaj też, że mówiąc, czego od kogoś oczekujesz, musisz być precyzyjna. Precyzyjna oznacza, że powinno być jasne to, co druga osoba ma konkretnie zrobić. Powiedz: „chciałabym żebyś pukała, gdy wchodzisz do mojego pokoju” (to jest jednoznaczne), zamiast „chciałabym, żebyś szanowała moją prywatność” (kwestia, co znaczy szanować czyjąś prywatność może być bardzo różnie rozumiana).

Jak sobie poradzić z toksyczną matką to książka, którą zdecydowanie mogę polecić. Merytorycznie jest napisana naprawdę dość dobrze, bez jakiś bzdur jak w Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz Pawlikowskiej czy Zwalczyć negatywne myślenie Pralonga. Szczególnie, że zwarte w książce rady można odnieść również do innych relacji niż tylko do matki. Warto sięgnąć, zwłaszcza, że nie jest byt obszerna. Polecam!

Skąd więc pomysł, że jeśli ktoś urodził to jest z tego powodu autorytetem we wszystkich możliwych kwestiach?

środa, 4 listopada 2020

"Idealna opiekunka" Phoebe Morgan




Tytuł: Idealna opiekunka
Autor: Phoebe Morgan
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 360
Ocena: 2.5/6

 




Idealna opiekunka to książka, która niejednokrotnie przemykała mi na blogach czy generalnie w książkowej części Internetu. Sama czasami pracowałam jako niania, więc trochę znam klimaty takiej pracy, ale też byłam ciekawa co się kryje pod takim tytułem, a ponadto byłam jej bardzo ciekawa z jeszcze jednego powodu – w końcu to debiut na polskim rynku wydawniczym. Tak więc bardzo szybko zabrałam się za lekturę książki autorstwa Phoebe Morgan.

Caroline Harvey zostaje znaleziona martwa w Suffolk, w najgorętszy dzień roku. Jej ciało zostało w dziwny sposób porzucone na łóżeczku dziecięcym – a dziecka, którym się opiekowała, nigdzie nie ma. Setki kilometrów dalej wakacje Sioban Dillon na francuskim wybrzeżu kończą się nagle, kiedy jej mąż, Callum, zostaje aresztowany pod zarzutem morderstwa, a idealna rodzina Sioban rozpada się. Jednak czy Caroline jest tak niewinna, jak się wydaje – czy może ukrywała swój własny sekret? Co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy? I gdzie jest dziecko?                                                                                   opis wydawcy

Choć opinie Idealnej opiekunki przeskakiwały mi w blogosferze, to ja jednak zupełnie się nie nastawiałam na nic szczególnie wychodząc z założenia, że lepiej zaskoczyć się pozytywnie niż negatywnie. Nie oczekiwałam od niej arcydzieła i bardzo dobrze, że miałam takie podejście, bo w moim odczuciu książka jest zupełnie przeciętna. Trzymający w napięciu thriller psychologiczny – obiecuje na okładce wydawca. Po sporej ilości przeczytanych książek z tego rodzaju literackiego przekonałam się, że często jest to przekoloryzowane. Tak jest i w tym przypadku – zamiast tajemniczego i intrygującego thrillera, w moim odczuciu mdła, bez polotu i nużąca, z pomysłem, który pojawia się niejednokrotnie w literaturze. Temat bogatych ludzi na świeczniku, którzy za fasadą szczęśliwego małżeństwa skrywają swoje mroczne sekrety i problemy, pojawiają się dość często jako rama, na której jest zbudowana cała fabuła. Język zupełnie nieskomplikowany, styl nieporywający, a i akcja raczej toczy się powoli niż żwawo biegnie. Brakuje zwrotów akcji, intrygi i zaskoczenia… Zakończenia domyśliłam się już mniej więcej w połowie lektury. Do tego niewielu bohaterów, którzy w dodatku ą zupełnie niewyróżniający się, szarzy i płascy. Całość wydaje mi się niedopracowana i po prostu mdła i przeciętna.

Idealna opiekunka jest książką, na którą – w moim odczuciu – zdecydowanie szkoda czasu. Nic zaskakującego, niezbyt wciągająca, niezbyt oryginalna i z przewidywalnym zakończeniem. Lektura zupełnie nie porywa, a momentami jest zwyczajnie nudna i nieciekawa. Całość jest naprawdę co najwyżej średnia… Jak dla mnie niedopracowana i nie zapadająca w pamięć. Ja osobiście odradzam – co prawda czytadło, które czyta się naprawdę szybko, dla takiej mdłej przeciętności naprawdę szkoda czasu. Warto go poświęcić na inne lektury. 

czwartek, 29 października 2020

"Dziedzictwo von Schindlerów" Wojciech Wójcik




Tytuł: Dziedzictwo von Schindlerów
Autor: Wojciech Wójcik
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 696
Ocena: 5/6






Na Dziedzictwo von Schindlerów trafiłam przeglądając Legimi w poszukiwaniu kolejnej lektury. Zaintrygował mnie opis, więc czym prędzej zabrałam się za czytanie zupełnie nie wiedząc czego się spodziewać, bo nie słyszałam ani nie czytałam nic o twórczości Wojciecha Wójcika. Jak wypadło? Zapraszam na recenzję!

Lipiec 2000 roku. Z przedwojennego dworku nad Śniardwami znika bez śladu dwudziestoletnia dziewczyna. W okolicy krąży legenda, że odpłynęła starym jachtem von Schindlerów, który ostatni raz widziano latem 1939 roku. Wtedy również ktoś zaginął… Mija dwadzieścia lat. W okolicy Mikołajek były policjant Jacek Ligęza odkrywa ciało wybitnego twórcy kryminałów, Zygmunta Grodzickiego. Do grona uznanych pisarzy, którzy na zlecenie ekscentrycznego milionera Johanna von Schindlera, spisują zbeletryzowane dzieje jego rodowej posiadłości, dołącza debiutantka, Monika Łasicka. W spadku po Grodzickim otrzymuje do opracowania historię dziewczyny z jachtu. Odkrywa, że zmarły pisarz dobrze ją znał – przed laty stracił dla niej głowę, ale ona wybrała innego. Chłopaka z Mazur, który również zapadł się pod ziemię. Policja uznaje, że Grodzicki zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Innego zdania jest Jacek Ligęza, ale słowa byłego policjanta, zwolnionego ze służby za pijaństwo, znaczą tyle co nic. Poszukując prawdy, poznaje kolejne sekrety von Schindlerów. W tym ten najmroczniejszy…                                                                                                   opis wydawcy

Dziedzictwo von Schindlerów to pozycja, której akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, co akurat bardzo lubię i cenię. A wszystko dzieje się na Mazurach, które miałam okazję odwiedzić po raz kolejny całkiem niedawno i bardzo polubiłam te rejony, stąd również zaciekawienie tą pozycją. Czytając tę książkę odniosłam wrażenie, jakby była mieszanką artystycznego światka kreowanego przez Alka Rogozińskiego i Sierot zła Nicolasa d'Estienne d'Orves.  Sporo pisarzy, sporo mroku, tajemnic i akcji, co naprawdę mi się spodobało, a lektura tej pozycji nie zajęła mi wcale wiele czasu, choć jest dość obszerna.  Całość wciąga, jest napisana niezbyt skomplikowany językiem, ale moim zdaniem naprawdę dobrze oddającym to co się dzieje. Owszem, pojawiają się wulgaryzmy, ale są one jedynie w sytuacjach, w których użycie przekleństw dla sporej ilości ludzi jest wręcz naturalne. Jest dość sporo bohaterów i odnoszę wrażenie, że przez ich mnogość autor niezbyt się skupił na ich dopracowaniu. Wojciech Wójcik jako autor sam pisze, że sam tworząc postacie inspirował się pisarzami z polskiej sceny literackiej, takimi jak Remigiusz Mróz, Katarzyna Puzyńska czy Katarzyna Bonda. Pomysł na książkę jest naprawdę ciekawy, a do tego zrealizowany w dość dobry sposób, w połączeniu z niekomplikowanym językiem i dość lekkim stylem sprawia, że całość czyta się wręcz z zapartym tchem i nie sposób się od niej oderwać.

Dziedzictwo von Schindlerów to książka, która nie jest arcydziełem, ale bez wątpienia jest pozycją ciekawą, napisaną w sposób wciągający, choć nie jest powieścią idealną (taka chyba nie istnieje). Zdecydowanie mi się spodobał styl autora i pomysł na książkę, połączenie wątku kryminalnego z rysem historycznym i delikatnym wątkiem romantycznym… Ja jestem zdecydowanie na tak i z chęcią sięgnę po inne książki Wójcika. Warto sięgnąć, szczególnie polecam każdemu, kto lubi mroczne tajemnice, które ciągną się przez lat. Polecam. 

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło.

niedziela, 25 października 2020

Jesienne kawałki na początek kolejnego lockdownu (HOM #5/2020)


Nazbierało się kilka kawałków ostatnio, muzyka musi być zawsze. 
Wciąż szukam pracy i dużo szydełkuje, w ogóle tworzę, co można zobaczyć na moim blogu rękodzielniczym. No i oglądam seriale, jako tło do tworzenia.
Czytam, robię rożne rzeczy na zamówienie, wybrałam temat magisterki (Różnice w percepcji i ekspresji emocji u osób słyszących i niesłyszących), zaczęłam kolejny semestr na studiach i czekam czy utworzy się grupa na kolejny poziom języka migowego. 

I nie wiem, jak Wy - ja mam już serdecznie dość tej pandemii, obostrzeń i braku pracy... 

A teraz zapraszam do piosenek.

Największym odkryciem ostatniego czasu jest muzyka Wojtka Szumańskiego. 


Zegarek
Wojtek Szumański i MINT.

Kiedy usłyszałam na playliście tę piosenkę - wciąż go wałkowałam. 
Cudowny <3


Kiedy nagle to wróciło 
Wojtek Szumański

Ta też mi się bardzo spodobała <3
Trochę odnoszę ją do mojej aktualnej relacji z Jaśnie nam panująca moją matką. 

Z serdeczności powiem tyle
Że mam cię serdecznie dość
Niewybrednie lub banalnie
Ujmę to innymi słowy
Zarządzono oficjalnie
Wyprowadzasz się z mej głowy




Nie mam żalu 
Renata Przemyk feat. Artur Andrus

Również odkrycie z automatycznego odtwarzania.
O ile głos Andrusa uwielbiam, tak Przemyk nigdy nie słyszałam, ale bardzo mi się spodobała.



Miłość w Portofino 
Małgorzata Kozłowska & Przemysław Zalewski 

Miłość w Portofino znałam już wcześniej, ale w tej wersji jest świetna <3


Monster
Skillet

Z mojej ulubionej playlisty do ćwiczeń.
Uwielbiam ją wałkować, podczas robienia kolejnych powtórzeń.
Szkoda tylko, że siłownie pozamykane...

My secret side 
I keep Hid under lock and key
I keep it caged but I can´t control it
Cause if I let him out
He´ll tear me up break me down
Why won´t somebody come and save me from this
Make it end


OTO JA!
Sylwia Banasik Smulska

Większość wokalistów występujących w tej piosence znam ze Studia Accantus, ale w tek piosence się zakochałam <3

Gdy ktoś będzie chciał słowem zranić Cię 
Ja pojawię się i uwierzysz że 
Walczyć chcę, mimo blizn 
Wiem, że mogę sobą być OTO JA! 


Bella ciao
Farben Lehre

Serialu Dom z papieru jeszcze nie widziałam, ale covery soundtracku robią furorę na youtube, ale moje serce skradło wykonanie Farben Lehre <3


A co u Was słychać?
Czego aktualnie słuchacie?


sobota, 24 października 2020

"Agatha Raisin i martwa znachorka" M.C. Beaton



Tytuł: Agatha Raisin i martwa znachorka
Autor: M.C. Beaton
Cykl: Agatha Raisin
Tom: dziewiąty
Wydawnictwo: Edipresse
Czyta: Paulina Holtz
Długość: 6 godz. 40 min.
Ocena: 5.5/6

 



Mam ogromną słabość do przygód do Agathy Raisin i jej przygód, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że są to rasowe, lekkie czytadła, a nie żadne arcydzieła. Tak co jakiś czas dawkuję sobie kolejne tomy, aż dotarłam do dziewiątego (z niemal trzydziestu) pt. Agatha Raisin i martwa znachorka, a w odtwarzaczu już kolejna, dziesiąta część tej serii. 

Zdradziecko oszpecona w trakcie poprzedniego śledztwa, Agatha Raisin umyka do nadmorskiej miejscowości Wyckhadden. Chce w spokoju i samotności doczekać momentu, aż jej włosy odrosną. Szuka ratunku u lokalnej znachorki, która sprzedaje jej magiczny środek na porost włosów, a przy okazji eliksir miłości. Znachorka wkrótce ginie w tajemniczych okolicznościach, zaś w Agacie nieoczekiwanie zakochuje się inspektor miejscowej policji. Nasza bohaterka bierze na warsztat obie sprawy...                                                                                                                                                                                opis wydawcy

Agatha Raisin i martwa znachorka to kolejna część (po szóstym tomie o koszmarnych turystach), w którym Agatha wyjeżdża z Carsely – tym razem do nadmorskiego kurortu. O ile w przygodach na Cyprze akcja nie była oszałamiająca - tak tutaj wciągnęła mnie o wiele bardziej. Odniosłam wrażenie, że bohaterowie drugoplanowi są w tej części jakoś bardziej wyraziści, lepiej wykreowani, a cała fabuła jakoś bardziej dopracowana. Agatha jakaś mniej entuzjastyczna, mniej wścibiająca nosa, lecz wciąż uparta. Zwłaszcza w przekonaniu, że jej współtowarzysze w kurorcie nie chcą rozmawiać o morderstwach. No i oczywiście nie może zabraknąć kolejnych perypetii miłosnych samozwańczej pani detektyw. Książka jest napisana (zresztą jak cały cykl), w sposób bardzo lekki i przyjemny w odbiorze, a wszystko ze sporą dawką humoru. Choć głównej bohaterce brakuje trochę werwy i energii w tym tomie to jednak całość wypada naprawdę nieco lepiej na tle pozostałych tomów, jest jakby nieco bardziej dopracowana, choć nadal nie jest to literatura wysokich lotów. Pozycji słucha się naprawdę dobrze, dzięki coraz to nowszym perypetiom Agathy, a także świetnej interpretacji niezastąpionej lektorki – Pauliny Holtz, która towarzyszy przygodom Agathy już od samego początku. 

We wzbijających i opadających falach było coś hipnotycznego. Wiatr słabł, a blade słońce pozłacało wciąż wzburzone morze. Przeszła całe mile, zanim wreszcie zawróciła do hotelu z poczuciem siły i świeżości. Może i pójdzie na tańce na molo z tajemniczym Jimmym Jessopem. Jego zaproszenie stanowiło dla niej niespodziankę i szansę przeżycia przygody.

Agatha Raisin i martwa znachorka to naprawdę dość dobre czytadło, które w moim odczuciu wypada nieco lepiej od wcześniejszych tomów serii, ale to zapewne przez zmianę klimatu i dopracowanie. Wiem, że jest to wciąż czytadło, ale naprawdę dobre i ciekawe. Nie ma morza intrygi i precyzyjnie dopracowanej fabuły, ale jednak książka mi się podobała i wciąż darzę sympatią samozwańczą panią detektyw. Wciąż i nieustanie polecam na odprężenie i lekką, jesienną (nie tylko jesienną) lekturę. 

niedziela, 18 października 2020

"Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica" Marta Abramowicz

Tytuł: Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica
Autor: Marta Abramowicz
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Ilość stron: 224
Ocena: 4/6



Kościoły, które żądają ochrony prawnej dla głoszonych przez siebie poglądów, muszą bardzo źle sobie radzić.




Mam szczęście do księży, zdecydowanie. W swoim życiu poznałam wielu wspaniałych kapłanów – jeden prowadzi Barkę koło Strzelec Opolskich, inny prowadzi Dom Miłosierdzia w Otmuchowie, znam Malinę z wrocławskiej Maciejówki czy poznałam osobiście nieodżałowanego ks. Grzywocza. Nie zmienia to faktu, że mam pełną świadomość, że księża są najróżniejsi, zresztą jak całe społeczeństwo. Dlatego byłam ciekawa książki Marty Abramowicz pt. Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica, która zrobiła się znana po sukcesie pozycji pt. Zakonnice odchodzą po cichu. Jednak wyzwanie Abecadło z pieca spadło i literka D na październik zmotywowały mnie do zaczęcia przygody z twórczością autorki właśnie odtej pozycji - reportażu Dzieci księży.

Ludzie znają dzieci księży. Znają ich matki i ojców. Ale o tym się głośno nie rozmawia. Niektórzy mówią - tabu. Inni - hańba. Nikt nie zagadnie takiej matki, jak się czuje, nie doradzi, nie pocieszy. Synów i córek księży nikt nie wysłucha, nie zapyta o ojca, nie powie dobrego słowa. Czasem ktoś rzuci kąśliwy żart, który przypomni im, że wszyscy wiedzą. Bo ludzie rzadko kiedy coś mówią w oczy, ale chętnie za plecami. Dzieci księży i ich matki żyją w bańce samotności. Otoczeni plotkami, w cieniu tajemnicy.                                                                                                                                                                                opis wydawcy

Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica to książka, której byłam ciekawa, a w zasadzie nastawienia autorki do tematu i tego jak go zrealizuje w swoim reportażu. Tak, jestem osobą wierzącą, ale zawsze powtarzałam, że wierzę po swojemu, a moje podejście do wielu spraw kościelnych niekoniecznie jest zbieżne z ogólnym podejściem. I jak już wspominałam we wstępie – mam szczęście do poznawania wspaniałych kapłanów, ale wcale nie zgorszyłam się tą książką, bo wiem, że ksiądz nie oznacza świętego i nieskazitelnego. Autorka wybrała temat niełatwy i moim zdaniem zmierzyła się z nim dość poprawnie dobrze. Po pierwsze taka książka pokaże coś ja już wiem – ksiądz nie oznacza tego, że ten człowiek jest nieomylny, święty i bez grzechu. Po drugie pokazuje wiele traum, jakie się pojawiają, nie dość, że wychowywanie bez ojca, to jeszcze przyczepianie łatek, wyśmiewanie. Autorka wybrała różne historie, łącznie z historią dziecka księdza nie-katolickiego, moim zdaniem zabrakło opowieści dziecka, dla którego ojciec rzucił sutannę. W ogóle spodziewałam się większej ilości historii, przykładów, większego przekroju tych opowieści. Skoro już w opisie czytamy, że Ludzie znają dzieci księży to trudno tak po prostu przyjąć tłumaczenia Abramowicz, że tak trudno znaleźć osoby, które byłyby skłonne podzielić się tym, co przeszły… No cóż… Moim zdaniem zabrakło również jakiejś głębszej analizy, dlaczego jest jak jest. Może to ja jestem zbyt wymagająca, może tak miało być – nie wiem. Na pewno bardzo interesującą sprawą jest dawka ciekawostek z nauczania Kościoła i różnych kościelnych autorytetów na temat roli kobiet i celibatu. Całość jest napisana niezbyt wygórowanym językiem, w ogóle w sposób niezbyt skomplikowany. Spodziewałam się większych emocji i większego dopracowania, poruszenia emocji i głębszej analizy, przez co pozycja nie jest wybitnie wysokich lotów, ale na pewno ważna i potrzebna.

Sprawiedliwości musi stać się zadość. Ludzie mają nadzieję, że sprawiedliwość nastanie po śmierci (...) nie ma ani nieba, ani piekła. Nie ma Boga, który zstąpi na ziemię i ukarze winnych. I jeśli on sam się tym nie zajmie, to nikt za niego tego nie zrobi. Jak długo my sami nie będziemy ścigać tych, którzy nas skrzywdzili, sprawiedliwości nie będzie.

Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica to pozycja warta przeczytana, szczególnie ze względu na temat, ale tak po prostu, żeby spojrzeć inaczej na temat. Moim zdaniem jest to tak naprawdę książka o słabości, porzuceniu, honorze, zasłanianiu się instytucją, a także o mnóstwie nieprzerobionych traum. Choć do bardzo dopracowanego arcydzieła poruszającego do głębi jest jej daleko to według mnie jest warta sięgnięcia i naprawdę potrzebna. 

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło.

sobota, 17 października 2020

"Matylda" Roald Dahl

Tytuł: Matylda
Autor: Roald Dahl
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 228
Ocena: 5/6



Cały sens życia, tkwi w posuwaniu się naprzód.





W twórczości Roalda Dahla jestem zakochana już od dzieciaka. Mimo że do trzydziestki mi coraz bliżej, ja wciąż czasem lubię wrócić do książek tego autora - jego twórczość niezmiennie podnosi mnie na duchu, sprawia, że na sercu od razu robi mi się cieplej. O Matyldzie wspominałam już kilkukrotnie w recenzjach innych książek Dahla, aż w końcu zauważyłam, że na blogu nie ma recenzji tej pozycji. Po obejrzeniu filmu na jej podstawie – w końcu po jego obejrzeniu zebrałam się w sobie i zmotywowałam się do napisania o niej opinii.  

Matylda jest wrażliwą i niezwykle utalentowaną dziewczynką. Nie ukończywszy nawet pięciu lat czytuje Hemingwaya, Dickensa, Kiplinga i Steinbecka oraz rozwiązuje trudne zagadki matematyczne. Cóż z tego, kiedy jej rodzice nie zauważają jej; są po prostu... głupi. Co gorsza, kierowniczka szkoły, do której zaczyna uczęszczać Matylda, okazuje się prawdziwym potworem w spódnicy. Nagle Matylda odkrywa w sobie niezwykły dar tajemniczą psychiczną siłę, zdolność czynienia dorosłym najbardziej perfidnych psikusów. Dzięki niemu będzie mogła ocalić szkołę i pomóc swojej ukochane nauczycielce.                                                                                                                             opis wydawcy

Jedna z ilustracji
Kliknij, aby powiększyć

Matyldę czytałam kilka lat temu, ostatnio sobie ją odświeżyłam – nie tylko książkowo, ale również w wersji filmowej. Nie jest to książka dla maluchów, lecz dla starszych dzieciaków, przynajmniej moim zdaniem. Głównym powodem jest to, że jest w niej sporo przerysowania, groteski, karykatury, bo świat wykreowany przez Dahla jest zdecydowanie przerysowany, ale młodsi czytelnicy nie zawsze mogą to zrozumieć. Ponadto mogą zgorszyć się niektórym niezbyt kulturalnymi tekstami, jakie autor serwuje, zwłaszcza teksty dyrektorki szkoły czy rodziców głównej bohaterki. Bo teksty momentami są wyjątkowo… mocne i pełne niewyszukanego słownictwa. Dla mnie jest to w porządku, ale jak na literaturę dla dzieci autor trochę przesadził… No, ale cóż… Nie zmienia to faktu, że książka naprawdę mi się podobała, ale humor Dahla też trzeba rozumieć. Bohaterowie są barwnie i ciekawie wykreowani, przez co na długo zapadają w pamięć. Całość jest napisana dość lekko i prosta, z dużą ilością humoru, z charakterystycznym dla autora językiem, z równie charakterystycznymi ilustracjami Quentina Blake’a.

Zabawna sprawa z tymi rodzicami. Nawet jeśli ich dziecko jest najobrzydliwszym bachorem pod słońcem, zawsze uważają, że jest cudowne. Niektórych uwielbienie zaślepia do tego stopnia, że potrafią sobie wmówić, iż ich dziecko ma cechy geniusza. (...) Czasami zdarzają się rodzice, którzy w ogóle nie wykazują zainteresowania swoimi dziećmi i oni są oczywiście o wiele gorsi.

Matylda to naprawdę ciekawa opowieść o genialnym dziecku, które boryka się z niezrozumieniem ze strony rodziców oraz niedoborem inteligencji u dyrektorki szkoły. Autor momentami wydaje się, że przesadził, a jego świat jest przerysowany i pełen groteski, więc książka nie nadaje się dla młodszych czytelników. Na moje oko polecam zacząć czytanie gdzieś od 9 roku życia wzwyż. Choć literatura dla dzieci – sama się przy niej świetnie ubawiłam, bo historia jest prosta, ale jednocześnie bardzo urocza, a ponadto z ważnym i wyraźnym przesłaniem, że dobro zawsze wygrywa. Ja polecam, zdecydowanie, choć wiem i ostrzegam, że nie każdemu podejdzie takie wykreowanie postaci i styl. 

piątek, 9 października 2020

"Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców" Lindsay C. Gibson

Tytuł: Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców
Autor: Lindsay C. Gibson
Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Ilość stron: 256
Ocena: 5.5/6

 

Zasadniczo istnieje jedna metoda zapewnienia miłości i troski, lecz wiele sposobów, na jakie można skazać dziecko na życie z niezaspokojoną potrzebą miłości.

 


Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców to książka, po którą sięgnęłam z polecenia swojej terapeutki. Kobieta znając moją historię stwierdziła, że będzie to pozycja dla mnie. Nie trzeba było mnie długo namawiać, wszak jako studentka psychologii, lubię zgłębiać różne, najróżniejsze tematy.

Osoby wychowywane przez niedojrzałych emocjonalnie, niedostępnych i egoistycz­nych rodziców często doświadczają utrzymujących się uczuć złości, samotności, zdrady i porzucenia. W dzieciństwie ich potrzeby emocjonalne nie były zaspokajane, a zachowanie rodziców wymuszało wzięcie na siebie odpowiedzialności w stopniu odpowiednim dla dorosłych. Autorka tej przełomowej książki udowadnia, że można sobie poradzić nawet z trudną przeszłością i zacząć się cieszyć życiem.
Lindsay C. Gibson dzieli trudnych rodziców na cztery typy i ujawnia destrukcyjny wpływ, jaki wywierają na psychikę i życie emocjonalne swoich dzieci. Opierając się na licznych przykładach, pokazuje, jak wyleczyć cierpienie wynikające z przeszłych doświadczeń oraz jak odzyskać swoje prawdziwe „ja". Książka ta uczy, w jaki sposób kontrolować reakcje na zachowania niedojrzałych rodziców i unikać rozczarowań, a także budować nowe, pozytywne relacje. To doskonała pozycja zarówno dla osób chcących poradzić sobie z trudnym dzieciństwem, jaki specjalistów - psychologów i psychoterapeutów.
                                                  opis wydawcy

Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców to książka, którą zdecydowanie mogę polecić i to w dodatku każdemu, bo prawda jest taka, że nie ma rodziców idealnych, a chyba każdy ma jakieś nie do końca przerobione traumy. Dlaczego warto sięgnąć? Autorka pokazuje różne mechanizmy, jakimi kierują się niedojrzali emocjonalnie rodzice, a także dzieli ich na cztery typy (każdy z nich jest również opisany). Autorka pokazuje jak, jako już dorośli ludzie możemy radzić sobie z tym jak niedojrzałość naszych rodziców na nas wpłynęła, a także pokazuje skąd to wynika. Widzę, że Lindsay C. Gibson włożyła dość sporo pracy w napisanie tej książki analizując różne zachowania rodziców, ale jednocześnie nie zalewa morzem naukowej terminologii, a dodatkowo wszystko jeszcze obrazuje to przykładami zaczerpniętymi z życia. Mi to akurat bardzo pomogło; zobaczyłam, że nie jestem sama z niedojrzałymi emocjonalnie rodzicami (zwłaszcza matką). W moim odczuciu bardzo dobre jest również to, że autorka pokazuje techniki jak sobie radzić w takim otoczeniu i z takimi sytuacjami, daje konkretne ćwiczenia – to już nasza kwestia czy je wykorzystamy. Napisana naprawdę przystępnym językiem, ale jednocześnie nie jest obszerna objętościowo, ale jest naładowana wiedzą, technikami i radami.

Nie wiem, czy jest na świecie człowiek, który osiągnąłby 100% dojrzałości emocjonalnej i dodatkowo miał wszystko świetnie przepracowane, ale właśnie po to są takie książki jak Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców. Moim zdaniem lektura obowiązkowa dla każdego. Nie tylko dla zranionych przez niedojrzałych rodzicieli, ale dla każdego, żeby zrobić sobie swoisty rachunek sumienia z dojrzałości emocjonalnej i traktowania innych. Polecam, zdecydowanie!

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło.