Mam ogromną słabość do przygód do Agathy Raisin i jej przygód,
choć doskonale zdaję sobie sprawę, że są to rasowe, lekkie czytadła, a nie żadne
arcydzieła. Tak co jakiś czas dawkuję sobie kolejne tomy, aż dotarłam do dziewiątego
(z niemal trzydziestu) pt. Agatha Raisin i martwa znachorka, a w odtwarzaczu już
kolejna, dziesiąta część tej serii.
Zdradziecko oszpecona w trakcie poprzedniego śledztwa, Agatha Raisin umyka do nadmorskiej miejscowości Wyckhadden. Chce w spokoju i samotności doczekać momentu, aż jej włosy odrosną. Szuka ratunku u lokalnej znachorki, która sprzedaje jej magiczny środek na porost włosów, a przy okazji eliksir miłości. Znachorka wkrótce ginie w tajemniczych okolicznościach, zaś w Agacie nieoczekiwanie zakochuje się inspektor miejscowej policji. Nasza bohaterka bierze na warsztat obie sprawy... opis wydawcy
Agatha Raisin i martwa znachorka to kolejna część (po szóstym tomie o koszmarnych turystach), w którym Agatha wyjeżdża z Carsely – tym razem
do nadmorskiego kurortu. O ile w przygodach na Cyprze akcja nie była oszałamiająca
- tak tutaj wciągnęła mnie o wiele bardziej. Odniosłam wrażenie, że bohaterowie
drugoplanowi są w tej części jakoś bardziej wyraziści, lepiej wykreowani, a cała
fabuła jakoś bardziej dopracowana. Agatha jakaś mniej entuzjastyczna, mniej wścibiająca
nosa, lecz wciąż uparta. Zwłaszcza w przekonaniu, że jej współtowarzysze w
kurorcie nie chcą rozmawiać o morderstwach. No i oczywiście nie może zabraknąć
kolejnych perypetii miłosnych samozwańczej pani detektyw. Książka jest napisana
(zresztą jak cały cykl), w sposób bardzo lekki i przyjemny w odbiorze, a wszystko
ze sporą dawką humoru. Choć głównej bohaterce brakuje trochę werwy i energii w tym tomie
to jednak całość wypada naprawdę nieco lepiej na tle pozostałych tomów, jest jakby nieco bardziej dopracowana, choć
nadal nie jest to literatura wysokich lotów. Pozycji słucha się naprawdę dobrze, dzięki coraz to nowszym perypetiom Agathy, a także świetnej interpretacji niezastąpionej lektorki
– Pauliny Holtz, która towarzyszy przygodom Agathy już od samego początku.
We wzbijających i opadających falach było coś hipnotycznego. Wiatr słabł, a blade słońce pozłacało wciąż wzburzone morze. Przeszła całe mile, zanim wreszcie zawróciła do hotelu z poczuciem siły i świeżości. Może i pójdzie na tańce na molo z tajemniczym Jimmym Jessopem. Jego zaproszenie stanowiło dla niej niespodziankę i szansę przeżycia przygody.
Agatha Raisin i martwa znachorka to naprawdę dość dobre czytadło, które w moim odczuciu wypada nieco lepiej od wcześniejszych tomów serii, ale to zapewne przez zmianę klimatu i dopracowanie. Wiem, że jest to wciąż czytadło, ale naprawdę dobre i ciekawe. Nie ma morza intrygi i precyzyjnie dopracowanej fabuły, ale jednak książka mi się podobała i wciąż darzę sympatią samozwańczą panią detektyw. Wciąż i nieustanie polecam na odprężenie i lekką, jesienną (nie tylko jesienną) lekturę.
Czasem fajnie jest się oderwać od 'lepszych' tytułów i wziąć sobie takie lekkie czytadło ;) Ile można czytać ambitnej literatury, trzeba dać odpocząć umysłowi ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com/
kiedy będę miała ochotę na coś lżejszego, wezmę pod uwagę ten tytuł.
OdpowiedzUsuń