Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sensacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sensacja. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 marca 2022

"Najmroczniejszy sekret" Alex Marwood

Tytuł: Najmroczniejszy sekret
Autor: Alex Marwood
Wydawnictwo: Albatros
Czyta: Joanna Domańska, Anna Szawiel
Długość: 11 godz. 52 min
Ocena: 2.5/6



Miłością nie da się sprawić, że ktoś będzie dobry, a jednocześnie nie da się przestać go kochać, jakby istniał jakiś wyłącznik.





Alex Marwood to autorka, której jedną książkę mam już za sobą, ale nieszczególnie zapadła mi w pamięć – mowa tu Dziewczynach, które zabiły Chloe. Tym razem w ramach wyzwania Abecadło z pieca spadło postanowiłam dać autorce jeszcze jedną szansę – tym razem zabierając się za pozycję pt. Najmroczniejszy sekret. 

Impreza z okazji 50. urodzin Seana Jacksona miała być niezapomnianym wydarzeniem. Wykwintne dania, strumienie szampana, doskonała muzyka i wytworni goście. Wieczór nie kończy się jednak tak, jak wszyscy planowali... Uczestnikami imprezy wstrząsa wiadomość o zaginięciu jednej z bliźniaczek, córek jubilata. Trzyletnia Coco rozpłynęła się w powietrzu. Ani policyjne dochodzenie, ani zakrojone na szeroką skalę poszukiwania nie przynoszą żadnego efektu, a bliscy przestają się łudzić, że dziewczynka kiedyś do nich wróci. Dwanaście lat później pogrzeb Seana stanie się okazją do ponownego spotkania uczestników feralnego przyjęcia. Napięta atmosfera i przemilczane fakty sprawią, że na jaw zaczną wychodzić pilnie strzeżone sekrety, a wśród nich również ten najmroczniejszy...                                                                                                                                                                opis wydawcy

Najmroczniejszy sekret to kolejna książka, za którą zabrałam się w formie audiobooka, tym razem w interpretacji dwóch lektorek, których wcześniej nie znałam – Joanny Domańskiej i Anny Szawiel. Nie spodziewałam się literatury wysokich lotów po poprzedniej książce autorki, co okazało się dobrym podejściem, bo zmniejszyło moje rozczarowanie tą pozycją. Sam pomysł na fabułę jest całkiem ciekawy, z dość sporym potencjałem – zaginięcie jednej z bliźniaczek, patchworkowa rodzina (których coraz więcej, nawet w Polsce), tajemnice rodziców… Muszę jednak przyznać, że mimo ciekawego pomysłu – akcja toczy się powoli i słabo się rozkręca, a i zakończenie nie jest szczególnie zaskakujące. Jest od groma bohaterów powiązanych ze sobą w najróżniejszy sposób – byłe żony, dzieci przyjaciół i byłych żon itp. Jest ich sporo, ale odnoszę wrażenie, że są do siebie podobni – sztampowi, wiecznie pod wpływem alkoholu i zapatrzeni w siebie. Wszystko toczy się dość powoli i w sumie przez ponad ¾ książki cały czas nie wiadomo o co chodzi, a w sumie o co chodzi z zaginięciem jednej z bliźniaczek, o której jest wspomniane w opisie wydawcy. Przynajmniej tyle dobrze, że akcja książki toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, co wyjątkowo lubię – chociaż tyle na plus.

Są takie prawdy, które mogą zdruzgotać świat. Pewne rzeczy powinny zostać w tajemnicy, nawet jeśli ta tajemnica będzie cię zżerać od środka.

Najmroczniejszy sekret to książka w moim odczuciu nieco lepsza od Dziewczyn, które zabiły Chloe, ale nie zmienia to faktu, że jest to pozycja wiejąca nudą i mocno przekombinowana. Rozumiem, że jest to czytadło, ale i tak uważam, że szkoda czasu na tę pozycję. Całość mocno przewidywalna i wiejąca nudą, a do tego podobni do siebie bohaterowie i fabuła, która jest tak przekombinowana, że aż szkoda gadać – autorka w sumie nie ja już liczyć na żadną szansę z mojej strony. W moim odczuciu zdecydowanie szkoda czasu. 

Ludzie w kółko gadają o rodzinie i bezwarunkowej miłości, ale nie maja pojęcia, jakie to złożone. Jak pogmatwane są te uczucia. Jak blisko spokrewnione są miłość i nienawiść.

Książka bierze udział w wyzwaniu

niedziela, 28 czerwca 2020

"Ostatnie srebrniki" Tadeusz Biedzki

Tytuł: Ostatnie srebrniki
Autor: Tadeusz Biedzki
Wydawnictwo: Bernardinum
Czyta: Adrian Chimiak
Długość: 6 godz. 6 min.
Ocena: 4.5/6



Te srebrniki, najsłynniejsze bodaj monety w historii świata, niemal opowiedziały swoją historię.





Na Ostatnie srebrniki natrafiłam przeglądając Storytel w poszukiwaniu kolejnego audiobooka, który towarzyszyłby mi podczas pisania prac na uczelnię i sprzątania. A zmotywowana wyzwaniem Abecadło z pieca spadło i zainspirowana opisem wydawcy – sięgnęłam w końcu po tę pozycję. 
W tureckiej części Nikozji żona autora kupuje starą, drewnianą szkatułkę. Trzy miesiące później w kościele w Barcelonie zamordowany zostaje kapłan. Co łączy te dwa fakty? Jaki jest ich związek z wydarzeniami w Jerozolimie sprzed dwóch tysięcy lat? I dlaczego skutkują aktami terrorystycznymi we współczesnej Europie? Jaką rolę odgrywa w nich założony w 2012 roku w Hiszpanii Zakon Piłata i Judasza? Próba rozwiązania tych zagadek okaże się śmiertelnie niebezpieczna.
                                                                                opis wydawcy
Ostatnie srebrniki pierwszą pozycją Tadeusza Biedzkiego, z którą miałam przyjemność się zapoznać, a i wcześniej o nim nie słyszałam ani nie czytałam – to wszystko sprawiło, że nie miałam względem niej żadnych oczekiwań. Zaintrygował mnie opis, a konkretnie wątki Zakonu Piłata i Judasza oraz różne historyczne powiązania i konotacje. Muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał ten pomysł mrocznego Zakonu oraz tajemniczych zabójstw, co jest porównywane do twórczości Dana Browna i sławetnego Kodu Leonarda da Vinci. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że polska lektura pachnie nieprzyjemnym zapaszkiem plagiatu amerykańskiego pisarza. O ile amerykański hit nie przypadł mi do gustu – tak w polska wersja spodobała mi się bardziej. Zdecydowanie przepadł mi do gustu pomysł na wykorzystanie srebrników i Judasza, od których poszło dość mocno stereotypów, a w postać Judasza nikt nie zgłębia się jakoś mocno. Spodobał mi się również pomysł mieszania postaci historycznych z fikcyjnymi oraz to, że autor samego siebie umieścił zarówno jako głównego bohatera, jak i narratora powieści. Całość jednak wydaje mi się dość krótka – w moim odczuciu mogłaby być obszerniejsza poprzez rozbudowanie poszczególnych wątków. A i bohaterowie mogliby być bardziej wyraziści i niesztamowi. No cóż. Bywa i tak, ale nie zmienia to faktu, że bawiłam się dość dobrze na przestrzeni różnych przelatanych historii z okresu 2 tysięcy lat chrześcijaństwa. 
 […] przypomina sobie niezwykłe losy dwóch spośród najsłynniejszych monet świata. I oto ich droga przez dwa tysiąclecia, kiedy już wydawała się zakończona, dwadzieścia godzin temu skręciła w jakąś bocznicę, która nie wiadomo, dokąd i na jak długo je zaprowadzi, a może zagubi na lata albo i na zawsze.
Ostatnie srebrniki są książką całkiem dobrą i ciekawą, z interesującym i całkiem poprawnie zrealizowanym pomysłem, jednak nie jest jednocześnie arcydziełem – do tego trochę brakuje. Jednak na tyle mi się spodobała, że w przyszłości z chęcią sięgnę po inne książki autora. Tymczasem zdecydowanie polecam i zachęcam po sięgnięcia po Ostatnie srebrniki. Ja przy nich bawiłam się naprawdę dość dobrze, a głos Adriana Chimiaka tylko umilał czas lektury. 

środa, 12 lipca 2017

"Wotum nieufności" Remigiusz Mróz

Tytuł: Wotum nieufności
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: W kręgach władzy
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Filia
Czyta: Mariusz Bonaszewski
Długość: 17 godz. 39 min.
Ocena: 2/6


Skinął głową, a potem poprawił marynarkę. W jakiś sposób był to polityczny odpowiednik podwijania rękawów przed zwyczajnym mordobiciem.




Z ręką na sercu przyznaję, że nie nadążam za wydawanymi przez Remigiusza Mroza książkami. W zeszłym roku wydał ich coś koło ośmiu, a w tym już bodajże pięć, a ledwie minęła połowa... Ja zaległości nadrabiam dość powoli, ale ostatnio zaintrygowałam się polskim political – fiction w wydaniu mroźnego pisarza, a mianowicie Wotum nieufności. 


Marszałek sejmu, Daria Seyda, budzi się w pokoju hotelowym, nie pamiętając, jak się w nim znalazła ani co się z nią działo przez ostatnich dziesięć godzin. Jest przekonana, że stała się ofiarą manipulacji, ale nie wie, kto ani dlaczego może za nią stać. Tymczasem Patryk Hauer, wschodząca gwiazda prawicy, podczas prac komisji śledczej odkrywa polityczny spisek sięgający najistotniejszych osób w kręgach władzy. Seyda i Hauer znajdują się po przeciwnych stronach sceny politycznej. Dzieli ich wszystko, ale połączy jedna sprawa…
                                                                       opis wydawcy
Za Wotum nieufności postanowiłam zabrać się w formie audiobooka w interpretacji Mariusza Bonaszewskiego, Niesamowicie zaintrygował mnie sam początek, kiedy Daria Seyda obudziła się w pokoju hotelowym nie wiedząc gdzie jest. Świetny sposób na przyciągnąć uwagę czytelnika... Ja sama zaczęłam słuchać dalej będąc niezwykle ciekawa jak akcja rozwinie się dalej. Niestety na marne czekałam na ciekawe wydarzenia... Muszę przyznać, że się zawiodłam, bardzo zawiodłam... Wątek sensacyjny i zagadka z każdą chwilą są spychane zupełnie na bok, a akcja toczy się coraz wolniej, zamiast nabierać tempa. Wszyscy bohaterowie powieści wydają się być niemal identyczni, niedopracowani, płytcy... Do tego wszystkiego mnóstwo nic nie wnoszących do książki scen z rozpadającego się małżeństwa Seydy... Słuchanie książki niezmiernie mi się dłużyło, a coraz powolniejsza akcja i oddalanie się od zagadki nie pomagały... Ja jestem zdecydowanie na nie.

Wotum nieufności to pierwszy tom z planowanego cyklu W kręgach władzy i już teraz wiem, że są dość marne szanse na to, żebym sięgnęła po kontynuacje. Po części zapewne wynika to z tego, że nie jestem miłośniczką polityki, śledzenia wszystkiego co dzieje się w rządzie, ale głównie dlatego, że wszystko co dzieje się w książce jest zupełnie... mdłe i niedopracowane. Osobiście nie polecam, chyba, że ktoś jest jakimś zapaleńcem polityki. Ja się zawiodłam.

poniedziałek, 11 lipca 2016

"Córki niczyje" Wilkie Collins

Tytuł: Córki niczyje
Autor: Wilkie Collins
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Ilość stron: 768
Ocena: 4.5/6




Gdzie by nie spojrzeć, nieuchronne prawo demaskacji jest jednym z praw natury - bowiem niezniszczalność tajemnicy to cud, jakiego świat jeszcze nie widział.





Po kryminały sięgam często i z wielką chęcią, a kiedy miałam okazję i możliwość przeczytania książki, która jest początkiem powieści sensacyjnych. Chodzi to o Córki niczyje autorstwa Wilkie Collins, który jest znany w Polsce dzięki książkom takim jak Kobieta w bieli czy Nawiedzony hotel.

Córki niczyje opowiadają historię z połowy XIX wieku, historię dwóch sióstr Magdalen oraz Nory Vanstone... Dziewczyny mają zupełnie różne osobowości i charaktery... Wiodą one sielskie życie opływające mlekiem i miodem w domu swoich rodziców... Pewnego dnia, w krótkim odstępie czasu, umierają państwo Vanstone i wtedy właśnie dziewczęta dowiadują się, że są dziećmi nieślubnymi, dziećmi bez nazwiska, dziećmi niczyimi... Przez to wydarzenie nie dostaną pokaźnego majątku po rodzicach... Jak to się stało, ze okazało się nieślubnymi dziećmi, skoro całe życie mieszkały razem z nimi? Jak sobie poradzą z przeciwnościami losu jakie je spotkały po tych tragicznych wydarzeniach? Jak się podniosą? Jak sobie poradzą jako tytułowe córki niczyje?

Córki niczyje to pokaźne tomiszcze liczące niewiele poniżej 800 stron, za którą zabrałam się z dość sporym entuzjazmem, jako do początków mojego ulubionego gatunku. Zabrałam się za nią i po krótkim czasie zderzyłam się z rzeczywistością tej książki – dziewiętnastowiecznej powieści... Widocznie za bardzo przyzwyczaiłam się do kryminałów pisanych współcześnie, więc dlatego tak opornie szlo mi wdrażanie się w klimat tej pozycji. Od samego początku szczególnie polubiłam młodszą z sióstr – Magdalen... Moje serce zdobyła swoją przebojowością, swoistym poczuciem humoru, wielką radością życia, energią i wewnętrzną siłą. Pomysł na fabułę jest dość ciekawy i przyznam szczerze, że nieraz mnie zaskoczył. Czasami irytowały mnie ciut zbyt długie opisy. Było to do przeżycia, aczkolwiek momentami mnie to wynudziło... Język jakim jest napisana książka jest zrozumiały dla czytelnika, na dość wysokim poziomie, a jednocześnie charakterystyczny dla powieści z tego okresu.


Podsumowując Córki niczyje to dość ciekawa i dobra książka, zupełnie różna od współczesnych kryminałów, w zupełnie innym klimacie. Ale czy polecam? Zdecydowanie warto sięgnąć, zwłaszcza miłośnikom powieści z dreszczykiem, żeby poznać początki tego gatunku. Będzie zagadka, będzie uśmiech, będzie mile spędzony czas.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję:

sobota, 15 sierpnia 2015

"Cyngle" Michał Idzikowski

Tytuł: Cyngle
Autor: Michał Idzikowski
Wydawnictwo: Witanet
Ocena: 3.5/6




Szczęście to przekleństwo, z którym trzeba żyć.









Z twórczością Michała Idzikowskiego nie miałam nigdy wcześniej kontaktu, nawet o nim nie słyszałam, ale o to trudno, skoro jest debiutującym pisarzem... Teraz jednak miałam okazję przeczytać jego debiut - książkę pt. Cyngle. Jak wypadła i o czym ona opowiada?

Cyngle to powieść sensacyjna, której głównymi bohaterami jest trójka przyjaciół - Dżino, Enrico i Mały. Mężczyźni znają się od dziecka, a teraz wciąż mieszkają na jednym z międzyrzeckich osiedli i nadal tworzą zwartą ekipę... Dżino dostaje polecenie ochrony dowódcy pruszkowskiej mafii, więc zbiera swoich przyjaciół i wyrusza wykonać zadanie, jakie ma do wykonania. Jakie przygody spotkają mężczyzn? Co takiego im się przytrafi? Czy ochronią szefa mafii? Kogo poznają? Jakim cudem bohaterowie lądują w Rzymie? Jakie przygody czekają ich w Wiecznym Mieście?

W piwnicach osiedlowych bloków zalęgły się cienie. Przez niedomknięte okienka widać było zniszczone twarze, słychać było głosy ich właścicieli. Odór taniego spirytusu zmieszany z dymem skręcanych naprędce papierosów unosił się w powietrzu, wypełniając poranne powietrze ohydną mieszanką. Mieszkańcy blokowiska usytuowanego nieopodal miejskiego cmentarza wyłaniali się zza betonowych ścian, by rozpocząć codzienny rytuał.

Przez to, że nawet nie słyszałam o twórczości Michała Idzikowskiego zupełnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po Cynglach – jego debiucie. Książka okazała się pozycją, którą czytało mi się naprawdę dość szybko, głównie dzięki wartkiej akcji, jaka miała miejsce w tej pozycji,a także zwrotom akcji, jakie miały miejsce... Do tego przyczynił się także niezbyt skomplikowany język, jakim w tej książce posługuje się autor. Fakt faktem – czasami wydaje się nazbyt prostacki, ale jednak wydaje mi się od dostosowany do sytuacji. Nie zmienia to faktu, że czasami to kole w oczy, a wręcz drażni... A do tego dość poniżające podejście względem kobiet, co mnie jako przedstawicielkę płci pięknej nieco drażniło, ale rozumiem, że jest to pozycja przeznaczona bardziej do męskiego czytelnika, aniżeli do damskiego. No, ale cóż, widocznie taki był zamysł. Czy może jednak przypadek? Bohaterowie jakich wykreował Michał Idzikowski są naprawdę bardzo różni – jedni są mdli, mało widoczni na tle innych, mało charakterystyczni, wręcz mdli. Inni są ich przeciwieństwem. Chociażby Dżino – mocny silny charakter, za którym podążają inni, wyróżniający się mocą, siłą przebicia...


Podsumowując już całą recenzję, Cyngle to takie sensacyjne czytadło, ale z racji debiutu mogę minimalnie przymknąć oko. Czytało się się lekko i przyjemnie, jednak brakowało mi bardziej rozbudowanej fabuły i ciut bardziej charakterystycznych bohaterów. Czy polecam tę książkę? Sama nie wiem... Mam dość mieszane uczucia... Czytało się szybko i przyjemnie, ale jednak to nie wszystko, jeżeli chodzi o dobrą książkę. Więc polecam jako czytadło, bez jakiś większych oczekiwań na ambitne zagadki czy intrygi. Jak na debiut nie ma tragedii, ale jednak do dobrej pozycji trochę brakuje.

poniedziałek, 13 lipca 2015

"Prawo krwi" Tess Gerritsen

Tytuł: Prawo krwi
Autor: Tess Gerritsen
Wydawnictwo: Mira
Ilość stron: 300
Ocena: 3,5/6



Nauczyłam się jednego, że miłość nie sypie się w jeden dzień. Większość kochanków nie wstaje tak po prostu i nie wychodzi. Robią to krok po kroku, i każdy z nich jest bolesny.






Książki Tess  Gerritsen pokochałam dzięki Grzesznikowi, którego zgarnęłam jeszcze w czasach liceum. Choć od tamtego czasu minęło sporo czasu to jednak sentyment do tej autorki wciąż został. Właśnie dlatego podczas jednej z ostatnich wizyt w bibliotece bez zastanowienia zgarnęłam jedną z książek autorki pt. Prawo krwi, która została w Polsce wydana także pod innym tytule (Nigdy nie mów żegnaj)…

Prawo krwi to książka z rodzaju romansu kryminalnego, ale ze zdecydowaną przewagą kryminału, co mi się zdecydowanie podoba. Akcja toczy się współcześnie, a bohaterką jest młoda kobieta – Willy, która nigdy nie uwierzyła w śmierć własnego ojca, który był pilotem amerykańskiego samolotu. Dziewczyna przez lata prowadzi swoje własne, prywatne śledztwo w tej sprawie, które zajmuje praktycznie wszystkie jej myśli.  W końcu trafia do Wietnamu, gdzie rzekomo zginął jej ojciec i tam prowadzi swoje własne poszukiwania. Poznaje nowych ludzi, zawiera przyjaźnie… Co odkryła? Czego się dowiedziała? Jak skończyła się jej podróż do Wietnamu? Jak skończyła się ta sprawa?

Tess Gerritsen
Prawo krwi to książka idealna na wakacje – lekka, przyjemna w odbiorze. Muszę jednak przyznać, że spodziewałam się trochę więcej napięcia, większej ilości akcji, więcej wydarzeń i intrygi, która jest ledwie wyczuwalna. Bohaterowie są mało charakterystyczni i średnio zapadają w pamięć. Są tacy przeciętni. Willy zdesperowana w poszukiwaniach ojca, ale jednocześnie bardzo wygląda na zagubioną i zdezorientowaną. Guy - mężczyzna, który pomaga jej w poszukiwaniach, w którym się zakochała wydaje się być zupełnym cwaniaczkiem. Cała książka jest taka przeciętna. Wyczuwam w niej styl charakterystyczny dla Tess Gerritsen, ale jednak widzę, że jest to pozycja z początku jej kariery pisarskiej – mało intrygi, niezbyt ciekawi bohaterowie, a sam styl jest taki jakby niedopracowany… Jest prosty, łatwy do zrozumieniu, niezbyt wygórowany.

Prawo krwi to książka, po której spodziewałam się więcej, a wypadła przeciętnie. To takie typowe czytadło, które można przeczytać dla relaksu, ale zdecydowanie bez większych oczekiwań. 

sobota, 13 czerwca 2015

"Z krwi i kości" William Lashner

Tytuł: Z krwi i kości
Autor: William Lashner
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 446
Ocena: 2.5/6



Wydaje nam się, że jesteśmy tacy mądrzy, ale tak naprawdę potrafimy oszukiwać tylko siebie.







Za książkę Z krwi i kości zabrałam się bez większych oczekiwać podczas ostatniej, bardzo spontanicznej wyprawy do Poznania. Po prostu jako niewymagającą lekturę. No I tak poznałam historię  Kyle’a Byrne’a...

Jego życie wydaje się być pasmem niepowodzeń od kiedy w wieku 12 lat stracił ojca będącego prawnikiem. Do tego wspólnik wyrzucił chłopaka z pogrzebu jako bękarta... Minęło kilkanaście lat... Teraz Kyle jest już dorosłym mężczyzną, który wciąż odczuwa ból po stracie ojca. Ma problemy z pracą, dni spędza na grach i piciu. Sprawa zaczyna się komplikować, gdy ginie wspólnik ojca, ten sam, który wyprosił chłopaka z pogrzebu... Jaki związek ma to ze śmiercią sprzed lat? Jak to odbije się na Kyle'u? Co zrobi z tym, co wie?

William Lashner
Z krwi i kości to książka, którą przeczytałam w ciągu jednego dnia. Naprawdę. Dlaczego tak się stało? Przede wszystkim z powodu niezbyt skomplikowanej i dość przewidywalnej fabuły, która nie wymaga od czytelnika zbyt wielkiego wysiłku. To też jest minusem tej pozycji – niewiele zwrotów akcji, możliwość przewidzenia tego, co się wydarzy... Nie tego oczekuję po książce uchodzącej za sensację. Do tego dochodzi język – również dość prosty, lekki w odbiorze, czasami mało literacki, ale jednak bez przegięć. Nie ma rzucających się w oczy, prostackich frazesów czy wulgaryzmów, ale nie jest to także język wysokich lotów. No i na konie bohaterowie, jakich wykreował William Lashner - mało charakterystyczni, jakby wszyscy do siebie podobni, niewyróżniający się niczym specjalnym... Muszę przyznać, że tak naprawdę żaden z nich nie wzbudził mojej szczególnej sympatii czy antypatii. Po prostu przeciętni z tendencją do słabszych, zresztą jak książka w ogóle...

Z krwi i kości to lekkie, niewymagające i przewidywalne czytadło, które średnio zapada w pamięć. Dobra w podróż lub po prostu dla zabicia czasu (i tylko w takich przypadkach ją polecam), ale jednak z tego rodzaju literackiego spotkałam się z naprawdę ciekawszymi pozycjami niż ta. Można przeczytać, ale nie rzuci na kolana, ani nie zachwyci, ale moim zdaniem trochę szkoda czasu, bo w końcu jest o wiele więcej, ciekawszych książek do przeczytania...

Za możliwość przeczytania książki dziękuję panu Rafałowi Pikule.

sobota, 21 lutego 2015

"Sześć lat później" Sześć lat później

Tytuł: Sześć lat później
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 464
Ocena: 4/6



Cierpiał. Naprawdę wierzył, że nikt go nie kocha, a taka świadomość niezależnie od tego kim jesteś, boli.







Harlan Coben to jeden z tych autorów, dzięki którym zaczęłam przygodę z thrillerami. Choć do twórczości Cobena podchodzę z coraz większym sceptycyzmem, to jednak wciąż darzę go dziwną sympatią i co jakiś czas lubię wracać do jego twórczości i czytywać jego książki. Tym razem wybór padł na książkę pt. Sześć lat później.

Mawiają, że pierwsza miłość nie rdzewieje. Doświadczył tego wykładowca Jake Fisher, którego miłość życia bierze ślub z Todd'em Sandersonem. Natalie – miłość jego życia – wymogła na nim obietnicę, że nie będzie się się z nim kontaktować, więc tak wytrwał sześć, sześć długich, męczących długich lat. Jednak kiedy na uczelnianym portalu internetowym wykładowca zobaczył nekrolog Todda. W tym momencie Fisher rozpoczyna swoje własne śledztwo, w którym chce się przekonać, że jego ukochana, jednak nie wzięła tego ślubu (na którym sam był) i dowiedzieć się o co w ogóle w tym wszystkich chodzi. Co z tego wyjdzie? Kim tak naprawdę okaże się Todd? Co postanowiła Natalie? Chodziło o upokorzenie Jake'a Fishera czy o coś więcej? Do czego dojdzie ów wykładowca?

To najokrutniejsza rzecz na świecie. Już lepsza jest śmierć. Gdy umierasz, ból ustaje. Jednak nadzieja unosi cię wysoko tylko po to, żeby strącić cię na ziemię. Nadzieja trzyma twoje serce, a potem miażdży je pięścią. Raz po raz. Nigdy nie przestaje. To własnie robi nadzieja.

Sześć lat później to jedna z wielu książek Cobena, jaką miałam okazję czytać. Jest to kolejna książka, która działa według pewnego schematu  - pewnego dnia wychodzi na jaw tajemnica, która prosi się o rozwiązanie. Tym razem wychodzi na pierwszy plan postać Toadd'a Sandersona, który stał się małżonkiem Natalie – ukochanej Jake'a Fishera. Książka jest napisana w sposób charakterystyczny dla Harlana Cobena – lekki, nieskomplikowany oraz niewymagający. Do tego fabuła – co prawda z dużym potencjałem i po raz kolejny mam wrażenie, że do końca wykorzystania. Mam wrażenie, że autor bawi się czytelnikiem – dość dziecinnym i niewymagającym językiem oraz generalnie dość prostą i przewidywalną fabułą, która mogłaby być o wiele bardziej wykorzystana. Sześć lat później to książka, która średni trzyma w napięciu, a do tego sama akacja jest dość przewidywalna i mało zaskakująca.


Wiem, że to bez sensu, ale rozpacz potrafi igrać z człowiekiem i jeśli dasz jej choć odrobinę swobody znajdzie Ci rozmaite alternatywne odpowiedzi.

Sześć lat później to lekkie czytadło, które sprawi trochę odstresowania, ale jednak nie jest zbyt wymagająca. Lekkie czytadło dla niezbyt wymagających czytelników, którzy oczekują lekkiej rozrywki, ale nie ambitnej lektury. Do dobrej książki sensacyjnej czy kryminalnej daleka droga. Po prostu lekkie i przyjemne czytadło, które dobre sprawdzi się w ramach odstresowania w stresującym okresie jakim jest sesja, nawał zaliczeń, egzaminów czy inny podobny temu okres. Generalnie dość średnia – taka nie dobra ni zła. Można przeczytać, żeby się odstresować, ale jednocześnie nie zastanawiać się nad nią zbyt wiele. Czy polecam? Jako lekturę będącą lekkim i niewymagającym odstresowaniem – tak. Jednak jako bardziej wymagającą i trzymającą w mega napięciu lekturę – już niekoniecznie. Jeżeli tego oczekujecie – możecie się zawieźć.

wtorek, 24 czerwca 2014

"Pasażer do Frankfurtu" Agata Christie

Tytuł: Pasażer do Frankfurtu
Autor: Agata Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 264
Ocena: 3/6



Dyscyplina? Powściągliwość? Dziś już nie ma miejsca na stare wartości. Dziś liczy się tylko zmysłowe doznanie. Jak to się skończy? Dokąd zmierza świat?






O Agacie Christie słyszał chyba każdy, nawet takie osoby, które na co dzień nie czytują kryminałów, a fani tego gatunku już na pewno czytały choć jedną jej pozycję. I ja mam w swojej biblioteczce kilka jej książek, a teraz przyszedł czas na jej kolejną pozycję – Pasażera do Frankfurtu.

Już na początku jesteśmy świadkami tego jak brytyjski dyplomata w średnim wieku - sir Stafford Nye - czekając na lotnisku na swój samolot poznaje tajemniczą kobietę, która ma do niego bardzo nietypową prośbę. Jej spełnienie nie jest bezpieczne – żeby się z niej wywiązać Stafford Nye musi zaryzykować swoje życie i karierę. Co to za prośba? Kim tak naprawdę jest tytułowy pasażer do Frankfurtu? Kim jest tak naprawdę owa kobieta? Jakie są jej zamiary? Jakie będą konsekwencje spełnienia życzenia przez polityka i głównego bohatera?

Wielcy królowie mieli swoich błaznów, którzy mówili im, co jest prawdą, a co pozorem, którzy mieli więcej zdrowego rozsądku, niż cała reszta dworu i potrafili wyszydzić to, co złe.

Pasażer do Frankfurtu to niedługi kryminał autorstwa Agaty Christie, za który się zabrałam i kolejna, która dołączyła do mojej biblioteczki. Jednak nie jest to pozycja, która zachwyca i powala na kolana. Dlaczego? Już wyjaśniam. Sam pomysł jest dość ciekawy, ale jednak nie do takich jestem przyzwyczajona. Kryminał bez morderstwa – tak to możliwe. To właśnie w tej książce jest właśnie taka fabuła – nie ma grupy podejrzanych, mnóstwa przesłuchań i dochodzenia do tego, kto jest mordercą, tego kto zawinił. Jest tu dużo polityki z drugiej połowy poprzedniego stulecia i to wokół tego się kręci akcja tej pozycji i to właśnie ona mnie nie zachwyciła. Wciągający i intrygujący początek, ale szkoda, że wraz z czytaniem owa intryga i owe napięcie maleje... Po owym tajemniczym spotkaniu na lotnisku spodziewałam się czegoś bardziej... zagadkowego i frapującego... Zdecydowanie jest to zupełnie inna odsłona Królowej Kryminału, ale nie do końca mnie przekonuje i książkę skończyłam z zupełnie mieszanymi uczuciami. Ciekawy pomysł, ale mam wrażenie nie do końca wykorzystany. No i za dużo polityki. Na co dzień mamy jej tyle, że podczas lektury chciałam się od niej oderwać... Sama książka jest niezbyt wciągająca, niestety. Chęć porzucenia książki stawała się coraz silniejsza wraz z poznawaniem nowych bohaterów – ich mnogość może powodować zagubienie i dezorientację. Ale na szczęście język wciąż ten sam, charakterystyczny dla Agaty Christie, elegancki, wyrafinowany i spełniający oczekiwania nawet najbardziej wymagających czytelników.

Zabierając się za Pasażera do Frankfurtu spodziewałam się czegoś więcej, ale jednak jest to pozycja dość przeciętna jak na Królową Kryminału. I to właśnie przez jej nazwisko spodziewałam się czegoś lepszego. Jest to typowa powieść szpiegowska i to właśnie dla miłośników tego rodzaju literackiego ją polecam. Zaś fani kryminałów i zaczynający dopiero przygodę z twórczością Agaty Christie powinni ją sobie odpuścić lub/i podejść do niej z naprawdę sporym dystansem.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:

poniedziałek, 4 listopada 2013

Mistyfikacja

Tytuł: Mistyfikacja
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 544
Ocena: 5/6


Prawda nie jest wehikułem czasu, nie przeniesie jej w przeszłość, nie sprawi, że wszystko nagle będzie w porządku. Prawda może dokonywać już tylko jednego ... może zabijać.







Przeszłości boi się każdy. Każdy ma jakieś mniej czy bardziej bolesne wspomnienia, które mogą wrócić w każdym, nawet tym najmniej spodziewanym momencie, dlatego to wszystko jest takie straszne. Przekonali się o tym bohaterowie jednej z książek Harlana Cobena – Mistyfikacji.

Laura Ayars to powszechnie znana i rozpoznawalna modelka, która wiedzie szczęśliwe życie u boku swojego przystojnego i kochającego męża – koszykarza Davida Baskina. Są razem szczęśliwi, choć matka kobiety nie aprobuje tego związku. Jednak ich utopia nie trwa długo, bowiem podczas ich miesiąca miodowego mężczyzna znika w tajemniczych okolicznościach. Co tam się stało? Czy naprawdę utopił się w basenie? Czy zataił przed żoną jakieś tajemnice? Czy jej matka ma jakieś informacje, na bazie których nie umie zaakceptować tego związku? Jak to się skończy i co tam się naprawdę stało?

Harlan Coben
Coben to bezdyskusyjnie jeden z najbardziej znanych amerykańskich pisarzy, a także jeden z moich ulubionych, choć ostatnio zdarza podchodzić mi się do jego książek, z coraz większym sceptycyzmem spowodowanym tym, że pisze tak, że jego w jego bibliografii jedna pozycja niewiele różni się od innej. Muszę przyznać, że Mistyfikacja jest jedną z tych książek, które na tle jego twórczości choć trochę się wyróżniają, mają w sobie coś innego. Autor w przedmowie prosi o wyrozumiałość, bo Mistyfikacja to jego pierwsza książka, którą wznowiono po kilku latach. A czy owa wielkoduszność jest potrzebna? Tylko momentami, w takich jak prosty i średnio literacki język, ale jednak to jest widoczne, we wszystkich książkach Cobena. Muszę przyznać, że sam pomysł na książkę jest naprawdę ciekawy, choć mógłby być wykorzystany lepiej. Wiele wątków, do pewnego stopnia przewidywalnych (zaznaczam – do pewnego stopnia), mogło być rozwiniętych bardziej. Choć nie jest to literatura wysokich lotów, to jednak z Mistyfikacją spędziłam czas niezwykle miło i przyjemnie. Lekka pozycja do odstresowania się, średnio wymagająca, jednak wciągająca w swoje intrygi;)

niedziela, 15 września 2013

Blaze

Tytuł: Blaze
Autor: Stephen King jako Richard Bachman
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Ilość stron: 272
Ocena: 3.5/6



Głupota to więzienie, z którego nigdy się nie wychodzi. Nie ma zwolnień za dobre sprawowanie, każdy kibluje tam na dożywociu.






W latach 70. i 80. Stephen King zasłynął jako twórca horrorów publikowanych pod pseudonimem Richard Bachman, a swoim prawdziwym nazwiskiem podpisywał się tylko w gazetach jako autor opowiadań. Blaze jest właśnie jedną z owych książek wydanych pod pseudonimem, jest jednocześnie ostatnią z nich. Ja dostałam ją od mojego Ukochanego, który postawił sobie za cel nazbierać mi na półce jak najwięcej książek Kinga;)
Świat jest brudny, a im dłużej się człowiek na nim obraca, tym bardziej nasiąka tym brudem.
Zawsze było ich dwóch. George, będący „mózgiem” wszystkich operacji, osobą która wszystko planuje oraz opóźniony w rozwoju Blaze, który był jego pomagierem. Któregoś dnia George umiera, a jego kumpel zostaje sam z ich planem. Czy upośledzony psychicznie człowiek może porwać dziecko bogatych i wysoko postawionych ludzi? Czy ktoś, kto wiecznie o czymś zapomina da radę pozacierać po sobie ślady i nagle pamiętać o wszystkich drobnych szczegółach planu? Czy mu się uda? Co się z nim stanie?



Blaze to niegruba książka, moim zdaniem zupełnie nie w stylu Kinga. Choć są takie „Kingowe” teksty, mające chyba za celu pokazać to, że autor jest wiecznie młody, ale jednak książka zdecydowanie wyróżnia się na tle innych. Zero jakiegokolwiek dreszczyka emocji czy napięcia, a sama historia momentami jest bardziej tragiczna i dramatyczna, aniżeli sensacyjna. A książka najbardziej wyróżnia się chyba samym pomysłem na fabułę. Autor w przedmowie sam ostrzega, że jest to książka „do szuflady”, więc nie należy oczekiwać od niej zbyt wiele i właśnie z takim podejściem należy ją czytać, bo inaczej nasze ambicje jej względem i zupełnie mogą się roztrzaskać. Język jak zawsze u Kinga – generalnie średnio literacki, momentami aż na siłę młodzieżowy. Sam pomysł na fabułę jest dość ciekawy, jednak akcja momentami toczy się niczym flaki z olejem, a napięcia też często tu brak. Czy to przez to, że akcja działa się na dwóch płaszczyznach czasowych? Nie wiem, ale nie zmienia to faktu, że czasami nudziłam się czytając ją. Były momenty, w których uśmiałam się podczas jej czytania, zwłaszcza jak tytułowy Blaze rozmawia ze swoim zmarłym kumplem, który daje rady swojemu byłemu partnerowi – przygłupowi. W końcu ktoś musi nim kierować... Były też momenty smutne, zwłaszcza kiedy poznajemy tragiczną historię dzieciństwa Blaza, ale niestety, jak już wspominałam, napięcie oraz akcja, w tej książce zdecydowanie zawiodły. A szkoda, bo można było z tego pomysłu wycisnąć o wiele więcej i książka mogła wypaść o wiele lepiej, ale jednak nie wyszło. A może to ja jestem zbyt wymagająca? 

sobota, 20 lipca 2013

Zostań przy mnie

Tytuł: Zostań przy mnie
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 464
Ocena: 6/6


Przeszłość nigdy nas nie opuszcza. Choćby ją zapakować w pudła i upchnąć w jakiejś szafie, tak jak pudła z gratami, które się przechowuje lecz nigdy nie otwiera, i tak pewnego dnia, kiedy dopadnie nas prawdziwy świat, idziemy do tej szafy i przeglądamy zawartość pudeł.





Harlan Coben jest jednym z najbardziej znanych amerykańskich współczesnych pisarzy, który z dużo dozą regularności wydaje nowe książki, z których takie jak Nie mów nikomu zostały nazwane bestsellerami, a o innych zaś nie jest już tak głośno. Zapewne każdy miłośnik książek sensacyjnych słyszał o cyklu autora z Myronem Bolitarem, który osobiście bardzo lubię, jednak ostatnia książka Cobena nie opowiada o przygodach owego bohatera. Czy mi to przeszkadzało?

Zostań przy mnie jest najnowszą książką autora i najlepszą jaką czytałam. Pojawia się w niej podobny motyw jak w wielu innych pozycjach z bibliografii Cobena. Otóż zagadka sprzed lat, którą ktoś musi rozwiązać. Ale jaki związek może mieć podły paparazzo fotografujący na zlecenie co się tylko da, z kobietą, która wiedzie życie jak wiele innych? Jaki oni mają oni związek z zabójstwem sprzed 17 lat? I kto rozwiąże zagadkę jak nie Myron Bolitar?


Człowieka nie ocenia się po tym, ile razy upada. Ważne, ile razy się podnosi.

Harlan Coben
Moim zdaniem świetne zdjęcie!!
(kliknij, żeby powiększyć)
Jak już wspomniałam Zostań przy mnie jest najlepszą książka w wykonaniu Cobena jaką przeczytałam i z jaką miałam kontakt. Sięgnęłam po nią z wielkim entuzjazmem, bo zapowiadała się naprawdę dobrze i muszę przyznać się, się nie przeliczyłam. Jak na Jedynej szansie się trochę zawiodłam, inne książki podobały mi się i przyciągały, choć żadnej nie mogłam nazwać arcydziełem. Pierwsze co spodobało mi się w książce to okładka. Może nie znalazłaby się ona wśród 10 najlepszych w ogóle, ale jako najlepsza wśród książek tego autora to już tak. Do tego podobał mi się zarys fabuły. Choć motyw nierozwiązanej zagadki z przeszłości pojawia się w książkach Cobena dość często, to jednak ta książka wyróżnia się na ich tle. Kilka osób, które pozornie nie są ze sobą połączone, czytelnik czeka z napięciem na rozwój akcji, która przychodzi dość szybko i wyjątkowo wartko leci do przodu aż do samego końca. Przyznam szczerze, że chyba jeszcze w żadnej książce tego autora nie zaskoczyło mnie tak jego zakończenie. W żadnym wypadku się takiego nie spodziewałam! Jak dla mnie książka wyróżnia się zdecydowanie na tle innych książek autora. Naprawdę. Choć w twórczości tego autora lubię, to jak wykreował on Myrona Bolitara, tu jednak on stworzył równie ciekawe postacie. Chociażby diaboliczny duet Ken-Barbie, jednak kim oni byli, przekonasz się z lektury;)  Niedawno skończyłam ją czytać i jestem nią wręcz zachwycona i oczarowana. Coben mnie po prostu zaskoczył jakby lepszym stylem, językiem i pomysłem na fabułę. Jak dla mnie cud, miód i orzeszki! Zostań przy mnie polecam z całego serducha! Jak dla mnie mistrzostwo tego autora i tego gatunku! 

czwartek, 6 czerwca 2013

W cieniu olbrzyma




Tytuł: W cieniu olbrzyma
Autor: Jolanta Kaleta
Wydawnictwo: Psychoskok
Ocena: 2/6









II Wojna Światowa wciąż ma jeszcze wiele tajemnic, które są na bieżąco odkrywane. W jej trakcie było wiele różnych akcji, jeszcze więcej kryptonimów. I to właśnie jedną z takich operacji postanowiła opisać pani Kaleta w swojej książce pt. W cieniu Olbrzyma.

Bohaterką książki jest młoda kobieta imieniem Antonina, która w 1946 roku została samotna i w związku z tym, przeprowadziła się do Jedliny Zdroju, żeby tam założyć dom dziecka. Jednak podczas remontowych zostaje wciągnięta w wir wydarzeń związanych z akcją o kryptonimie Olbrzym, która miała miejsce w dwóch ostatnich latach II Wojny Światowej. Co było jej celem? Jaki związek ma ta operacja z młodą Antoniną? Co takiego ją spotka w Jedlinie Zdroju? Jakie tajemnice skrywa owa okolica i budynek, w którym ma powstać dom dziecka?

Dom zdrojowy w Jedlinie Zdroju
W cieniu Olbrzyma jest już drugą książką Jolanty Kalety jaką miałam okazję czytać, jednak ta pozycja wypada w moich oczach zdecydowanie gorzej, aniżeli wcześniejsza – Operacja Kustosz. Pierwsze co rzuca się w oczy, to podobny schemat pisania książek tej autorki. Jakaś akcja z II Wojny Światowej i akcja kręci się wokół tego. Przy czytaniu jednej książki – wszystko jest ok, jednak już podczas lektury kolejnej pozycji z podobnym motywem – pojawia się myśl „to już gdzieś było”. Druga rzeczą rzucającą się w oczy jest dość mdława i słabo rozwinięta akcja oraz zdecydowany brak napięcia. Książka naprawdę mnie nudziła. Nie powiem, miała swoje momenty, w których zaczynało się coś dziać, jednak po dość krótkim czasie wszystko wracało do normy. Jak dla mnie pozycja jest naprawdę dość marna i nie miała mnie czym zachwycić. No cóż... Lubię okres historyczny II Wojny Światowej, więc liczyłam na książkę choć trochę zajmującą, ciekawą i oddającą ten klimat, ale jak widać oczekiwałam chyba zbyt wiele. Czy książkę polecam? Raczej nie. Choć nie jest długa, lepiej ten czas poświęcić na coś innego. Taka ot pozycja jakby bez emocji czy bez polotu. W żadnym wypadku nie zachwyca. Szkoda czasu. I jeszcze do tego ta okładka, która moim zdaniem wzroku w ogóle nie przykuwa.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości;)


wtorek, 21 maja 2013

Operacja Kustosz





Tytuł: Operacja Kustosz
Autor: Jolanta Kaleta
Wydawnictwo: Psychoskok
Ocena: 3.5/6









Wrocław jako miasto uwielbiałam od zawsze, od kiedy tylko pamiętam czułam w tym mieście coś magicznego. I to było jednym z powodów, dla którego wylądowałam w liceum właśnie w tamtym mieście. I z powodu tej samej magii uwielbiam książki, w których chociaż część akcji dzieje się we Wrocławiu czy Dolnym Śląsku. Jedną z tych książek jest właśnie Operacja Kustosz autorstwa pani Kalety.

Operacja Kustosz jest powieścią sensacyjną, która dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych – podczas II wojny światowej, a także z czasów obrad Okrągłego Stołu w 1989 roku. Teoretycznie główną bohaterką powieści jest młoda, inteligenta oraz nieziemsko ładna pracownica archiwum – Marina i to wokół niej się wszystko zaczyna dziać, a to wszystko dzięki majorowi Zbyszkowi Kwiecińskiemu, który od lat zaangażowany w tytułową i jakże tajną operację służb o kryptonimie Kustosz. Zadaniem tej akcji jest odnalezienie dzieł sztuki wywiezionych przez nazistów pod koniec II Wojny  Światowej, a w szczególności niezwykle cennego, renesansowego obrazu pt. Portret Młodzieńca. Czy uda im się odzyskać owe obrazy? W jakich skrytkach zostały one schowane przez Niemców? Czego się dowiedzą? Czy skończy się to zwycięstwem czy porażką?

Portret młodzieńca
Rafaela Santi
Przyznam szczerze, że sama nie wiem jak mam się ustosunkować do tej powieści. Na początku muszę przyznać, że sam pomysł na nią jest naprawdę ciekawy. Archiwum, obrazy, ich kradzieże itp. Szkoda tylko, że momentami akcja toczy się jak flaki z olejem, może nawet jeszcze gorzej. Dynamizmu nie dodaje nawet fakt, że akcja książki dzieje się naprawdę w wielu miejscach -  począwszy od maleńkiego Mieroszowa pod Wałbrzychem, poprzez twierdzę w Srebrnej Górze, Karkonosze, Wrocław, Linz, Berlin, po wiele innych miejsc. Zamiast dodać werwy, miesza to tylko w głowie czytelnika. Jak na powieść sensacyjną jest to powieść dość nużąca, nie niosąca ze sobą zbyt wiele wartości, cytatów, a przede wszystkim nie niosąca za sobą zbyt wielkiej zagadki, którą należało by rozwiązać. Operacja Kustosz jest pierwszą książką autorki, która przeczytałam, ale także nie ostatnią (następna recenzja ukaże się niebawem). Sytuację chyba ratuje fakt, że sama nie wiem dokładnie czemu, ale pozycja skojarzyła mi się z polskim filmem pt. Vinci, który w moich oczach wypadł dość dobrze, choć sam był rewelacją.  No i fakt, że choć część akcji dzieje się we Wrocławiu oraz podczas II Wojny Światowej.

Podsumowując, jeżeli nie macie co czytać, nie macie co zrobić z czasem i Wam się nuci – przeczytajcie. Także jeżeli jesteście zapalonymi fanami II Wojny Światowej, czasów obalania komunizmu w Polsce czy wywożenia obrazów przez Niemców. Jeżeli nie zaliczacie się do żadnej z tych grup – niekoniecznie musicie ją czytać, bo w moich oczach wypada nader przeciętnie.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję: 
Można ją zakupić o TU

czwartek, 10 stycznia 2013

W objęciach strachu

Tytuł: W objęciach strachu
Autor: Kay Hooper
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 264
Ocena: 3/6


Skoro w twoim życiu pojawiło się coś, czego nie potrafisz kontrolować, to strach jest oczywisty. To naturalna reakcja, zupełnie niezależna od wszystkich treningów. A jeżeli wypływa z twojego wnętrza, musi tak się skończyć.





W objęciach strachu kupiłam kiedyś na wyprzedaży Matrasie, bodajże za niecałe 10 zł. Po czym odłożyłam na półkę, zajęta czytaniem innych pozycji. Teraz postanowiłam ją przeczytać i przyznam szczerze, że liczyłam na coś lepszego.

W książce poznajemy Riley Crane –agentkę specjalną, którą szef Grupy do Zadań Specjalnych, Noah Bishop, wysyła naszą agentkę na wyspę Opal, gdzie miała zbadać doniesienia o wydarzeniach owianych z wielką tajemnica i okultyzmem. Po przybyciu na miejsce znajduje sobie nocleg, nawiązuje kontakt z szeryfem. Później któregoś dnia budzi się w domku na plaży. Odkrywa wtedy jednocześnie, że jest całkowicie ubrana, z bronią przy sobie, a także ubrudzona starą, zaschniętą krwią. Co ciekawsze – nie potrafi sobie przypomnieć niczego z ostatnich trzech tygodni. Ostatnimi wspomnieniami jest właśnie kontakt z szeryfem i samo przybycie na wyspę. Chyba musiało stać się coś strasznego, skoro na jej ubraniach znalazła się właśnie krew. Lecz co stało się tak naprawdę? Czemu obudziła się właśnie w takiej sytuacji i czemu niczego nie pamięta? Cóż takiego ma w sobie ta wyspa? Czy ma to jakiś związek z okultyzmem?

W objęciach strachu jest skonstruowana według dość ciekawego, choć niezbyt skomplikowanego pomysłu. Trochę magii i okultyzmu nadaje książce specyficzny klimat, choć sam język i sposób pisania są proste i niewyróżniające się niczym. Książkę można zaklasyfikować do kategorii czytadło. I to takie lekkie i niezapadające w pamięć. Żadne tam wybitne arcydzieło, skądże znowu. W objęciach strachu jest pozycją dość banalną, pospolitą, przeciętną, a także naprawdę małowartościowa. Jak komuś się nudzi i nie ma nic innego, ciekawszego do czytania, może przeczytać. W innych przypadkach nie wiem czy w ogóle warto sięgać.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Kod Leonarda da Vinci


Tytuł: Kod Leonarda da Vinci
Autor: Dan Brown
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 568
Ocena: 2,5/6


Życie jest pełne sekretów. Nie można wszystkiego wiedzieć od razu.








Zupełnie nie mam pojęcia na czym polega fenomen twórczości Dana Browna, a w szczególności fenomen tej książki. Podeszłam do książki z wielkimi nadziejami i przyznam szczerze, że się trochę przeliczyłam. Ot, zwykła sensacja.

W Luwrze zostaje popełnione zabójstwo, a jego ofiarą pada kustosz muzeum. Zaraz przed śmiercią chciał się skontaktować z dr. Robertem Langonem i swoją wnuczką Sophie Neveu. Co dziwne jego ciało jest ułożone na kształt znanego szkicu Leonarda da Vinciego pokazującego Człowieka Witruwiańskiego. Sophie i Robert postanawiają razem dojść do tego, co chciał im przekazać stary kustosz. Ku ich nieszczęściu policja podejrzewa właśnie dr. Langona, co znacznie utrudnia im sprawę. Jednak okazuje się, że kustosz należał do tajnego bractwa, które zajmowało się poszukiwaniem Świętego Graala. Lecz jaki to ma związek z Robertem i Sophie? To jednak okaże się dopiero na samym końcu książki, kiedy to ów doktor odkryje tajemnicę, jaką chciał im przekazać stary kustosz. A owa tajemnica jest dla niego samego wielkim odkryciem i zaskoczeniem. Nie podejrzewał, że to się tak zakończy. Sam odkryje jaki związek z tą sprawą ma ułożenie ciała kustosza i obraz Ostatniej Wieczerzy Leonarda. Co da Vinci ma nam dzisiaj do powiedzenia?


Samą książkę czytałam już dość dawno temu, ale też już po tej całej fali popularności na nią. Przyznam, że mnie nie zachwyciła. Otóż, mniej więcej przez pierwszą połowę książki strasznie się wynudziłam, akcja toczyła się jak flaki z olejem, nie bardzo wiedziałam o co chodzi… Ale zaparłam się i stwierdziłam, że chce na własnej skórze przekonać się czy rzeczywiście jest taka zachwycająca. Akcja zaczęła się rozkręcać dopiero w drugiej połowie, a kiedy już rozkręciła się na dobre, książka się skończyła. Język może nie jest zły, ale samo rozkręcenie akcji zanudza kompletnie moim zdaniem. Do tego strasznie dobijające dla mnie było całe przeżywanie religijnych fanatyków dotyczących owych poszukiwań owego Graala i niezamieszczonych w Biblii ewangelii. Czyż autor nie zaznaczył na początku, że to jest fikcja literacka? I czyż nie tak powinniśmy tego traktować? Moim zdaniem należy to traktować jako sensację, a nie jako sacrum będące wyznacznikiem wiary katolickiej. Zapewne każdy tez wie, że na podstawie książki nakręcono film pt. Kod da Vinci, który widziałam całkiem niedawno i osobiście podobał mi się bardziej od książki (choć też nie powalił). Już z samej racji tego, że akcja nie ciągnie się tak bardzo jak tu… I naprawdę do dzisiaj nie potrafię zrozumieć na czym polega fenomen tego autora… Czy na tym, że bazował na geniuszu da Vinciego i pozwolił czytelnikowi bardziej poznać renesansowego geniusza? Moim zdaniem sama książka niezbyt zasługuje na miejsce 100 książek BBC, które należy przed śmiercią.

piątek, 21 września 2012

Najczarniejszy strach

Tytuł: Najczarniejszy strach
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 318
Ocena: 5/6

Zaczęłam wrzucać jej rzeczy do pudeł. Ale trudno jest spakować czyjeś życie.

Najczarniejszy strach jest kolejną książką, którą czytałam, a jej głównym bohaterem jest Mayron. Tym razem dowiaduje się, że ma nieślubnego syna. Gdy jego była dziewczyna, aktualnie matka chłopaka i żona znanego koszykarza, przychodzi prosić o pomoc, zgadza się. Okazuje się, że ów syn Mayrona ma rzadko spotykany przypadek białaczki, a jedyny zarejestrowany dawca znika bez śladu. Zadaniem głównego bohatera jest odnalezienie go. Jak się później okazuje, nazwisko podane przez zaginionego jest fałszywe, a przeszczep dla chłopaka jest konieczny. Mayron ustala jego prawdziwe nazwisko... Ale w trakcie swojego prywatnego śledztwa odbiera notoryczne telefony od człowieka, który każe mu się pożegnać z synem i jak mantrę powtarza "Siej ziarno". A ten ciągle powtarzany zwrot jest jednocześnie pseudonimem seryjnego mordercy i porywacza, opisywanego w mediach. Czy rzekomy zabójca i dawca to jedna i ta sama osoba? A podczas spotkania z synem Mayron słyszy od niego słowa: Pan nie jest moim tatą. Ojcem owszem, ale nie tatą. Więc pojawia się pytanie. Czym jest ojcostwo?

Kolejna książka Cobena, w której możemy śledzić losy Mayrona, tym razem związane z jego byłą dziewczyną i jego nieślubnym synem. Autor pisze zgrabnym językiem, który wciąga, ale jednocześnie    wkładając w usta Mayrona i Wina, cyniczne dialogi, które nieraz powodują uśmiech na twarzy, a sprawiają także, że książki tego autora zapadają w pamięć. Zdecydowana uczta dla fanów autora i gatunku.


Cytaty z książki

To, że ktoś jest moim przyjacielem, nie wyklucza, że popełnia głupstwa.
Nie ciągnij Supermana za pelerynę, nie pluj pod wiatr, nie ściągaj maski Samotnemu Jeźdźcowi, nie zadzieraj z Winem. 
Wsypał do miski owocowe kółeczka dla dzieci, otręby dla dorosłych i zalał mieszankę chudym mlekiem. Wyjaśnienie dla niewykształconych na brykach studenckich: takie zachowanie – bardzo symboliczne i wzruszające – świadczy, ile z chłopca nadal tkwi w mężczyźnie.
Szkoła wyrywa dzieci z ciepłego rodzicielskiego kokonu. Uczy je terroryzować innych lub ulegać terrorowi. Uczy okrucieństwa. Uczy, że mama i tata kłamali, mówiąc im, że są jedyni i wyjątkowi.
(...) kłamstwa są jak wzbierające wrzody. Możesz odsuwać je od siebie. Możesz zamykać je w skrzyniach i zakopywać w ziemi. W końcu jednak przeżerają wieka trumien. Wygrzebują się z grobów. Mogą spać całymi latami. Ale zawsze się budzą. Wypoczęte, mocniejsze, jeszcze bardziej podstępne i zdradliwe. Kłamstwa zabijają.

środa, 18 lipca 2012

Obiecaj mi

Tytuł: Obiecaj mi
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 416
Ocena: 5/6

Jakie konsekwencje może mieć  danie komuś obietnicy i wypełnienie jej?  Mayron doskonale o tym wie. Zdążyło już minąć kilka lat od czasu kiedy ostatni raz bawił się w detektywa. Prowadzi teraz spokojne życie u boku swojej nowej dziewczyny. Kiedyś na  dwóch nastolatkach, w tym córce swoich znajomych, obietnicę, że w razie jakiś kłopotów zadzwonią po niego. Kilka dni później Aimee, jedna z dziewczyn, dzwoni do niego, a on wywiązuje się z danego dziewczynie słowa, nie ważne, że jest druga w nocy. Następnego dnia rodzice odkrywają zniknięcie córki. Mayron był  ostatnią osobą, która go widziała i automatycznie staje się głównym podejrzanym. Ucieczka? Może ktoś ją porwał? Może coś jej się stało? Przez tą jedną głupią obietnicę Mayron ma problemy i na własną rękę musi udowodnić, że nie ma nic wspólnego ze zniknięciem dziewczyny… Co w końcu się z nią stało? Gdzie poszła po tym jak wyszła z samochodu Mayrona?

Ciekawy, barwny i specyficzny dla Harlana Cobena język  pozwala zgłębić się w książkę, w śledztwo Mayrona. No jedna z tych książek, w których prawie, że rozpływałam się przy tym jak autor skonstruował postać Mayrona, włożył mu w usta błyskotliwe teksty. Jak dla mnie jest to chyba jedna z lepszych książek tego autora. Oczywiście z tych, które czytałam;)

Cytaty z ksiażki

Dzieci to błogosławieństwo. Jednak potrafią złamać serce w sposób, jakiego nie można sobie wyobrazić.
Każdy wybiera swoje własne wojny
Sława to narkotyk. Najmocniejszy. Uzależniasz się, ale nie chcesz się do tego przyznać.
Win wciąż rozmawiający z kobietą, z którą spał więcej niż raz – to jak srebrne wesele u normalnych ludzi. (jeden z tych moich ulubionych tekstów;)

Zachęcam do polubienia strony mojego bloga na Facebooku;) wizytówka po prawej stronie;)

czwartek, 12 lipca 2012

Nie mów nikomu

Tytuł: Nie mów nikomu
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 352
Ocena: 4/6

Elizabeth zmarła z rąk seryjnego zabójcy już 8 lat temu, a jej mąż wciąż nie może o niej zapomnieć, nie może się z tym wszystkim uporać. Usycha z tęsknoty za ukochaną. A któregoś dni dostaje pocztą elektroniczną maila, z niezbitym dowodem, że jego żona jednak żyje. Tylko jakim cudem? Jak to możliwe skoro jej ciało zostało bezbłędnie zweryfikowane? Mąż z miłości i tęsknoty ignoruję ostrzeżenie "nie mów nikomu" i wplątuję się w gmatwaninę zagadek i zbrodni. Jaki będzie zakończenie? Czy to rzeczywiście jest jego żona czy ktoś po prostu robi sobie głupi żart?

Pierwsza książka Cobena, którą przeczytałam. Książka, która kojarzy mi się z wakacjami i siedzeniem u dziadków i czytaniem jej wieczorami. Książka,po której stwierdziłam "tak, muszę przeczytać więcej jego książek". Styl jest ciekawy, barwny, a sama akacja może nie porywająca i niezbyt zapadająca w pamięć, lecz bardzo taka sympatyczna. Według mnie Coben ma w swoim dorobku dużo lepsze książki chociażby "Błękitną krew" czy nie recenzowane jeszcze "Obiecaj mi" No i nie ma tu mojego ulubionego Mayrona i Wina, ale książka generalnie ok, choć nie jest to książka dla wszystkich.


Cytaty z książki
Czasem pakujemy stare rzeczy i chowamy je na strychu, nigdy nie zamierzając ich wyjmować, ale nie potrafimy się ich pozbyć. Pewnie tak samo jak marzeń.
Lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić.
 Są takie miejsca, do których nie należy zapuszczać się myślami, ale one i tak tam podążają.
Seks jest dla wszystkich, ale wzajemna bliskość po nim tylko dla zakochanych.

środa, 3 sierpnia 2011

Sieroty zła

Tytuł: Sieroty zła
Autor: Nicolas d'Estienne d'Orves
Wydawnictwo: WAB
Ilość stron: 502
Ocena: 6/6

Jest to jedyna książka tego autora przetłumaczona na j. polski. I osobiście mam nadzieję, że nie ostatnia.
Młoda dziennikarka ma napisać artykuł III Rzeszy, więc udaje się do zapalonego fana tego okresu w historii Niemiec - Vennera. Z czasem współpracy dziewczyna coraz bardziej poznaje starszego mężczyzne i jego skrywane tajemnice. Jedną z nich jest fabryka ludzi, zgodnie z teorią nadludzi. Chłopak dziennikarki znika...
Książka ma sceny mocne, brutalne, dwuznaczne, zapadające w pamięć...Tu sensacja przeplata się z historią.

Pierwsze co mnie przyciągnęło w tej książce to okładka. (Chociaż wiem, że nie powinno ocieniać się książek po okładce).  Czyż nie jest piękna? Drugie to to, że wbrew temu, że jestem bio chemie interesuje mnie historia II Wojny Światowej i III Rzeszy. A książkę czyta się naprawdę szybko.Mocna książka i naprawdę zapada w pamięć. Polecam!

Cytat z książki

Moje demony należą do mnie; są moją tajemnicą, moją przestrzenią wolności, intymności, jakkolwiek byłaby nieznośna. Odebranie mi ich graniczyłoby z gwałtem