Tytuł: Operacja Kustosz
Autor: Jolanta Kaleta
Wydawnictwo: Psychoskok
Ocena: 3.5/6
Wrocław jako miasto uwielbiałam od zawsze, od kiedy tylko
pamiętam czułam w tym mieście coś magicznego. I to było jednym z powodów, dla
którego wylądowałam w liceum właśnie w tamtym mieście. I z powodu tej samej
magii uwielbiam książki, w których chociaż część akcji dzieje się we Wrocławiu
czy Dolnym Śląsku. Jedną z tych książek jest właśnie Operacja Kustosz autorstwa
pani Kalety.
Operacja Kustosz jest powieścią sensacyjną, która dzieje się
na dwóch płaszczyznach czasowych – podczas II wojny światowej, a także z czasów
obrad Okrągłego Stołu w 1989 roku. Teoretycznie główną bohaterką powieści jest
młoda, inteligenta oraz nieziemsko ładna pracownica archiwum – Marina i to
wokół niej się wszystko zaczyna dziać, a to wszystko dzięki majorowi Zbyszkowi
Kwiecińskiemu, który od lat zaangażowany w tytułową i jakże tajną operację
służb o kryptonimie Kustosz. Zadaniem tej akcji jest odnalezienie dzieł sztuki
wywiezionych przez nazistów pod koniec II Wojny
Światowej, a w szczególności niezwykle cennego, renesansowego obrazu pt.
Portret Młodzieńca. Czy uda im się odzyskać owe obrazy? W jakich skrytkach
zostały one schowane przez Niemców? Czego się dowiedzą? Czy skończy się to zwycięstwem
czy porażką?
Portret młodzieńca Rafaela Santi |
Przyznam szczerze, że sama nie wiem jak mam się ustosunkować
do tej powieści. Na początku muszę przyznać, że sam pomysł na nią jest naprawdę ciekawy. Archiwum, obrazy, ich kradzieże itp. Szkoda tylko, że momentami akcja toczy się jak flaki z olejem, może nawet jeszcze gorzej. Dynamizmu nie dodaje nawet fakt, że akcja książki dzieje się naprawdę w wielu miejscach - począwszy od maleńkiego Mieroszowa pod Wałbrzychem, poprzez twierdzę w Srebrnej Górze, Karkonosze, Wrocław, Linz, Berlin, po wiele innych miejsc. Zamiast dodać werwy, miesza to tylko w głowie czytelnika. Jak na powieść sensacyjną jest to powieść dość nużąca, nie niosąca ze sobą zbyt wiele wartości, cytatów, a przede wszystkim nie niosąca za sobą zbyt wielkiej zagadki, którą należało by rozwiązać. Operacja Kustosz jest
pierwszą książką autorki, która przeczytałam, ale także nie ostatnią (następna
recenzja ukaże się niebawem). Sytuację chyba ratuje fakt, że sama nie wiem
dokładnie czemu, ale pozycja skojarzyła mi się z polskim filmem pt. Vinci,
który w moich oczach wypadł dość dobrze, choć sam był rewelacją. No i fakt, że choć część akcji dzieje się we
Wrocławiu oraz podczas II Wojny Światowej.
Podsumowując, jeżeli nie macie co czytać, nie macie co
zrobić z czasem i Wam się nuci – przeczytajcie. Także jeżeli jesteście
zapalonymi fanami II Wojny Światowej, czasów obalania komunizmu w Polsce czy
wywożenia obrazów przez Niemców. Jeżeli nie zaliczacie się do żadnej z tych
grup – niekoniecznie musicie ją czytać, bo w moich oczach wypada nader
przeciętnie.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Można ją zakupić o TU
Jak dla mnie zapowiada się interesująco
OdpowiedzUsuńJeżeli jest o wojnie to przy chwili czasu się za nią rozejrzę:)
OdpowiedzUsuńZdaje się, że sporo autorów podchodzi do sprawy następująco: im więcej wątków, miejsc, dat i postaci wprowadzę, im większy w powieści będzie chaos, tym lepiej. Nieprawda. Czasami wystarczy jeden bohater i jedno miejsce akcji (przykład? Gra Geralda Kinga). Ja jednak nie narzekam na nadmiar czasu i posłucham Ciebie. Nie, dzięki. ;)
OdpowiedzUsuńPomysł na książkę jest zdecydowanie w moim stylu. Mimo niedociagnięć o których piszesz, przeczytam i sama ocenię:)
OdpowiedzUsuńCzy aby Hadzia na pewno przeczytała "Operację Kustosz"? Pierwszy akapit komentarza czytałem na stronie bodajże empiku czy sellkara. Akcja dzieje się tylko i wyłącznie w 1989 roku i nie traktuje o przemianach politycznych, jedynie na tyle, na ile jest to konieczne dla oddania realiów historycznych. Pierwsze dwa krótkie rozdziały - odnoszą się do końca wojny - są wprowadzeniem, aby czytelnik zorientował się w jakich okolicznościach, kto dokonał rabunku i czego. Zamieszczone tam postacie to Hans Frank i Karl Hanke. Uczyli o nich w szkole, przed maturą.[Na końcu umieszczono niezbędnik historyczny, dla odróżnienie fikcji od faktów].
OdpowiedzUsuńCzytając powieść nigdzie nie znalazłem zdania o "nieziemskiej urodzie" bohaterki. Wręcz odwrotnie - ma już pierwsze zmarszczki. Nie dostrzegłem żadnych analogii z polskim filmem "Vinci" - tam fałszuje się i kradnie obraz, tutaj szuka się obrazu zrabowanego przed bardzo wielu laty, podczas okupacji. I przede wszystkim - poszukiwania nie dotyczą jedynie obrazu, lecz kradzieży i rabunku dokonywanego przez odchodzące do lamusa służby bezpieczeństwa.
Powieść nie zawiera też, wbrew obawom Pauliny, wielu wątków i postaci. Tych głównych jest jedynie 3 (esbek, archiwistka i dziennikarz), a wątki 2 - kto odniesie sukces w tych poszukiwaniach i kto zdobędzie uczucie archiwistki. Ja książkę przeczytałem i tak ją odebrałem. Akacja powieści - moim zdaniem wartka i bardzo ciekawa - musiała toczyć się w wielu miejscach, bo tego wymagały fakty historyczne. A jeśli tego typu powieść komuś się nie podoba, to ma do tego pełne prawo. Wielu zachwyca się Atlasem Chmur, a ja niekoniecznie. Kto lubi lekkie powieści, w których czytelnik nie jest zawalony drastycznymi scenami poszatkowanych ciał i opisem nachlanych do nieprzytomności przeróżnych agentów, ten przeczyta książkę z przyjemnością, a przy okazji dowie się małe co nieco o mechanizmie rabunku dokonanym przez hitlerowców i nielegalnych działaniach służb. To powieść dla tych, którzy pamiętają PRL, a o II wojnie nauczyli się w szkole.
Co do skojarzenia z filmem Vinci - to tylko luźne skojarzenia, które od zawsze miałam dziwne.
UsuńBercik 1951, dziękuję Ci za Twoją recenzję - bo tym w swej istocie jest Twój wpis. Zainteresowałeś mnie tą publikacją i niechybnie do niej zerknę :). pozdrawiam, A.
UsuńPrzeczytałam na tym blogu kilka, a może kilkanaście "recenzji" blogerki. Może miałam takiego pecha, albo po prostu Hadzi nie podoba się żadna książka. Zresztą trudno się temu dziwić, skoro w jednym miesiącu pochłania ich kilkanaście, a jak czytam chadzała w tym czasie do szkół i miała zamiar zdawać maturę. To czytała chyba po łebkach. Albo tylko opis z okładki. I jeszcze jedna uwaga - jeśli się ma -naście lat, to nie każdy rodzaj literatury jest odpowiedni, bo trzeba dysponować bagażem przeżyć, żeby pewne sprawy umieć ocenić. Syty nie zrozumie głodnego. I nie mam tu na myśli jedynie twórczości w/w Autora, bo Hadzia jedzie równo po wszystkich. Stare jak świat powiedzenie - kto zostaje krytykiem? Ten kto sam nic nie potrafił napisać czy namalować. A no koniec jeszcze mądrość ludowa - jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził. "Alicja Z Krainy Czarów"
OdpowiedzUsuńDrogi anonimie, widzę, że jesteś nadzwyczaj "odważny", skoro nawet nie raczyłeś się popisać.
UsuńNie, nie jadę po wszystkich, bo gdybyś rzeczywiście poczytał recenzje na moim blogu zobaczyłbyś, że jest całe mnóstwo książke, które mi się podobały. I od tego jest ten blog - od wyrażenia SWOJEJ opinii, a nie opinii podporządkowanej komuś kto sam nie ma odwagi się pod pisać.
Podobno o gustach się nie dyskutuje. Czyli autorka bloga każdej przeczytanej książce ma dać wysoką ocenę? Daje według swojego zdania, gustu, tego jakie emocje wzbudziła dana książka. Recenzja Lovecrafta czy Barkera są tutaj dobrym przykładem, że Hadzia daje i wysokie oceny. Ale po co to wiedzieć, najlepiej wysunąć wnioski na bazie jednej czy dwóch recenzji, pogratulować sprytu. Dalej, pretensje że ktoś szybciej czyta. Może Hadzia dużo czyta i nie musi się guzdrać przy książce? Przejaw zazdrości, że ktoś szybciej czyta i ma czas pisać tyle recenzji?
OdpowiedzUsuńkto zostaje krytykiem? Ten kto sam nic nie potrafił napisać czy namalować. Tak, a ty anonimie co robisz? Krytykujesz Hadzie bo sam nie masz bloga za pewne i zazdrościsz komuś, że czymś takim się zajmuje. Uważam, że każdy ma prawo do swojego zdania, dy wyrażenia swojej opinii i przedstawienia swoich emocji. Nie wszyscy muszą mieć tako samo zdanie i dawać taką samą ocenę. Pozdrawiam i bądźmy wyrozumiali, bo jednak to też autorkę blogu pracy kosztuje.
Otóż to - każdy ma prawo do wyrażenia opinii, więc ją wyraziłam. Ale zdaje się, że tutaj obowiązuje moralność Kalego - kiedy autorka bloga wyraża opinię, to ma prawo, kiedy opinię wyjawi przypadkowy szperacz, to już się czepia. Trzeba czytać ze zrozumieniem - "Przeczytałam na tym blogu kilka, a może kilkanaście "recenzji" blogerki. Może miałam takiego pecha" - czy mam na myśli wszystkie?
OdpowiedzUsuńDla mnie wniosek jest jeden - Hadzia sama sobie odpowiada na zamieszczone przez siebie wpisy, a te które znajdą się przez przypadek są już passe. A podpisać się mogę, tylko co to da? Małgorzata Michalska, nauczyciel z 20 letnim stażem pracy w warszawskim ogólniaku i akurat wiem bardzo dużo na temat zrozumienia treści bardzo szybko przeczytanej książki. Jest zerowa. Nawet książka kucharska.Sądziłam, naiwnie, że poprzez takie blogi lepiej zrozumiem gusta młodych czytelników, ale widzę, że nie o czytanie książek tutaj chodzi.
Hadzia się czepia nie o to, że się nie zgadzasz, tylko o to, że wytykasz że niczego nie lubi, że wszystko ocenia negatywne, co przecież nie jest prawdą. Wytykanie coś czego nie ma, potrafi zaboleć. Tak samo posądzanie Hadzie o komentowanie własnych recenzji też jest śmieszne, bo przecież można się w łatwy sposób przekonać że są to osobę, które też prowadzą blogi. Zarzut bezpodstawny i nie trafiony. Zgodzę się natomiast co do szybkiego czytania. Uważam, że powinno się powoli chłonąć ten świat przedstawiony w książkach, pozostać w nim jak najdłużej. Tylko porównanie książek które mają przekazać wiedzę z tymi relaksującymi jest troszkę jakby nie po drodze. Po te pierwsze większość sięga jakby z przymusu, bez większego zapału, a w przypadku tych drugich chodzi o relaks, odprężenie się, a czasami jedyne wyjście na ucieczkę od rzeczywistości. Dzisiaj są inne czasy i ludzi kręci już co innego. Wampiry i 50 twarzy Grey, który nie jest ambitną książka. Może niech pani robi misję przeciwko takim osobom, co tracą czas na takie bezwartościowe książki? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń