czwartek, 31 października 2013

Pałac Północy

Tytuł: Pałac Północy
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron:  288
Ocena: 5,5/6



Dorosłość nie jest niczym więcej niż tylko odkrywaniem, że wszystko, w co wierzyłeś, kiedy byłeś młody, to fałsz, a z kolei wszystko to, co w młodości odrzucałeś, teraz okazuje się prawdą.





Kalkuta, lata międzywojenne, sierociniec, duchy przeszłości, przyjaźń na śmierć i życie oraz niezapomniane przygody. A to wszystko w książce Zafóna skierowanej dla młodzieży – w Pałacu Północy.

Ben – wychowanek sierocińca w Kalkucie – skończył 16 lat, więc musi opuścić swój dotychczasowy dom i rozpocząć dorosłe życie. Jednak nie jest to takie łatwe, zwłaszcza, że akurat wtedy dowiaduje się prawdy o swojej przeszłości, o tym kim byli jego rodzice, o tym, że przyszłość maluje się raczej w tragicznych barwach.  Co tam się wydarzy? Jakie przygody spotkają jego i jego kompanów z tajnego stowarzyszenia, którego są członkami? Czy ich przyjaźń wytrzyma tę próbę? Czy razem dadzą radę przeciwnościom losu? Czym jest tytułowy Pałac Północy?

Twórczość Zafóna polubiłam za jego styl pisania, atmosferę pełną mroku i tajemnic, jego lekkość pióra, która sprawia, że czytelnik zatapia się w jego książkach, zaczytuje i wciąż chce więcej. Pałac Północy jest drugą pozycją w literackim dorobku autora, który  opublikował ją w rok po debiutanckim Księciu Mgły. Jednak dopiero po stworzeniu Cienia wiatru stał się autorem tak popularnym i chętnie czytanym. Jak więc wypada książka autora owego bestsellera skierowana dla młodzieży? W moim odczuciu dość dobrze. Choć Zafón w pewien sposób powiela schemat z Księcia Mgły, to jednak nie zmienia faktu, że książka jest naprawdę ciekawie napisana, w taki sposób, że czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Jaki to motyw? Grupka dzieciaków, która ma do rozwiązania jakąś zagadkę. Podobne w obu książkach, prawda? Jednak jest to również pozycja niosąca pewne wartości, pokazująca piękną przyjaźń na śmierć i życie, poświęcenie dla drugiego, a przede wszystkim jest to piękna opowieść o dojrzewaniu.  Znajdziemy w niej wiele mądrych stwierdzeń i wypowiedzi, czego przykładem może być cytat na początku mojej recenzji. Przy tym wszystkim nie jest to wcale jakieś opasłe tomisko, tylko niegruba książeczka, którą można przeczytać w jeden czy dwa wieczory, jednocześnie świetnie przy niej odpocząć i podziwiać kunszt autora przy kreowaniu postaci i fabuły. Jednak po autorze i po opisie z tyłu miałam nadzieję na większą dozę tajemnicy, mroku oraz nierozwiązanych zagadek, no ale cóż… nadzieja pozostała nadzieją, a Pałac Północy nawet mimo tego uznaję za książkę dobrą, ciekawie napisaną i godną polecenia. 

wtorek, 29 października 2013

Nostalgia anioła

Tytuł: Nostalgia anioła
Autor: Alice Sebold
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 366
Ocena: 5/6


Naiwnie miała nadzieję, że któregoś dnia ból zelżeje, nie wiedząc, że będzie jej ciążył na nowe i odmienne sposoby przez resztę życia.







Wierzysz w anioły? Kim w ogóle one są? Jeżeli w nie wierzysz, to uważasz, że mogą tęsknić? Odpowiedzi znajdziemy w książce zatytułowanej Nostalgia anioła autorstwa Alice Sebold.

Podczas lektury poznamy rodzinę Salmon, która przeżywa dramat po śmierci swojej córeczki Susie, która podczas powrotu do domu zostaje brutalnie zgwałcona, a później zamordowana przez swojego sąsiada – wdowca, który stwarza pozory miłego i niewyróżniającego się z tłumu. Jak owa rodzina przeżyje żałobę? Jak wielka jest ich tęsknota? Co zrobią, żeby nauczyć się z tym bólem? Jak po tym będzie się zachowywał sąsiad? Kim jest tytułowy anioł?

Saoirse Ronan jako Susie Salmon
Nostalgia anioła to książka bezdyskusyjnie wyjątkowa. Jej narratorką jest zamordowana dziewczynka, która próbuje pocieszyć swoją rodzinę, jak tylko może. A czy to jest możliwe, skoro już umarła? Otóż jest;) Trzeba przyznać, że o tragediach rodzinnych powstało już wiele książek, a w ich tworzeniu ostatnimi laty przoduje Jodi Picoult, o której już pisałam. A co wyróżnia tę pozycję? Przede wszystkim tematyka i narracja. Wszystko jest ciekawie połączone, jasnym językiem, który jednak wyraża bogactwo emocji zawartych w książce. Mocno zarysowany i widoczny jest wątek obustronnej tęsknoty pomiędzy rodziną a zmarłą dziewczynką, co bardzo dobrze oddaje cytat: Nie chciałam już za nimi tęsknić i nie pragnęłam, żeby oni tęsknili za mną. Chociaż tęskniłam. Chociaż oni tęsknili. Zawsze. Ciekawe, że zmarła osoba tęskni, prawda? Osobiście uważam, że jest tu w ciekawy sposób przedstawione morderstwo, rodzinny dramat, problemy oraz ich tęsknotę, wzbudzając w czytelniku niemałe poruszenie. Owe superlatywy nie zmieniają jednak faktu, że momentami wiało nudą, a postacie, choć dramatyczne, to średnio wyraziste, ale nie wpływa to za bardzo na odbiór pozycję. Muszę także przyznać, że najpierw widziałam ekranizację, która (choć dramatyczna) to nudnawa i jakaś taka mdła, a także odbiegająca momentami od właściwej fabuły książki. Generalnie jednak Nostalgia anioła wypada dość dobrze, zapada w pamięć, zwłaszcza przez to, że nie jest łatwa, ale jednak na najwyższą ocenę w moich oczach nie zasługuje;)

niedziela, 27 października 2013

Dziennik bulimiczki

Tytuł: Dziennik bulimiczki
Autor: Elisabeth Zöller, Brigitte Kolloch
Wydawnictwo: Ossolineum
Ilość stron: 136
Ocena: 5,5/6

Być może, aby być sobie wiernym, aby się spełnić, trzeba być trochę stukniętym. Być może. Ale gdy za wszelką cenę chce się osiągnąć ten cel, jest się egoistą, rani się innych. W każdym razie tak się myśli. Dlatego, że inni muszą pogodzić się z tym, że ty nie jesteś taka, jaką oni chcieliby ciebie mieć. O to chodzi. Mam marzenie, mam wiele marzeń. I będę wystarczająco stuknięta, żeby je zrealizować...



Bulimia… Z tą nazwą spotkał się chyba każdy, ale czy ma świadomość co to za choroba? Wikipedia podaje: Bulimia (żarłoczność psychiczna)– zaburzenie odżywiania charakteryzujące się napadami objadania się, po których występują zachowania kompensacyjne. Do najczęstszych zachowań należą: wywoływanie wymiotów, głodówki, użycie diuretyków, środków przeczyszczających, wykonywanie lewatyw, nadmierne ćwiczenia fizyczne. Brzmi przerażająco i patetycznie, prawda? Jednak w rzeczywistości objawy nie są tak widoczne…

Ale jak tak naprawdę to wygląda? Co siedzi w głowie osoby, która na to choruje? Co sobie myśli? O tym wszystkim przeczytamy w książce zatytułowanej Dziennik bulimiczki, którą napisały dwie autorki: Elisabeth Zöller oraz Brigitte Kolloch. W książce poznajemy dziewczynę, która ma problemy ze swoim ciałem i odżywianiem. Objawia się u niej to tym, że kupuje sobie całą siatkę jedzenia, które zjada w całości i zaraz je zwraca. To raczej nie jest normalne, prawda? Czy ktoś dostrzeże jej problem i jej pomoże? Czy sama zrozumie, że to jest złe i to, że szkodzi swojemu zdrowiu? Czy z tego wyjdzie? Jak potoczą się jej losy? Co z nią się stanie? Przeczytajcie i poznajcie jej historię;)



Dziennik bulimiczki to książka skierowana stricte dla młodzieży, ale moim zdaniem powinien ją przeczytać każdy, bo ogólnie wiadomo, że w dzisiejszym społeczeństwie zaburzenia odżywiania są wszechobecne.  Jedni nic nie jedzą, popadają w anoreksję czy nawet niedowagę, inni mają chroniczną otyłość… A innych trafia bulimia. W tej książce świetnie widzimy objawy fizyczne i psychiczne choroby, jej skutki, to jak ona degraduje i niszczy człowieka i jego zdrowie. Choć napisana prostym językiem (w końcu skierowana do młodzieży), to jednak zmusza do myślenia i jest książką zdecydowanie wartą przeczytania. Uważam, że warto sięgnąć po Dziennik bulimiczki (bez względu na wiek) oraz podrzucić tę książkę swoim nastoletnim znajomym, dzieciom czy rodzeństwu, tak po prostu, żeby przestrzec jak wygląda takie życie, i że nie warto się plątać w coś takiego. Muszę przyznać, że choć czytałam ją już jakiś czas temu, to zapadła mi głęboko w pamięć.


piątek, 25 października 2013

Jesienna herbata


Jesienne, chłodne dni sprzyjają popijaniu ciepłej herbatki;)
Dziś chciałabym Wam przedstawić idealny sposób na taki napój;)


Co będziemy potrzebować?
herbatę
sok pomarańczowy
(ok. 2 łyżek stołowych)
kawałek kory cynamonu
można oczywiście zastąpić startym
2-3 goździki
cukier do smaku

Jak zrobić?
Do filiżanki włożyć torebkę herbaty, cynamon i goździki, zalać wrzątkiem. Poczekać kilka minut jak się zaparzy i przesiąknie aromatem przypraw. Korę cynamonu można wyjąć;) Dolać soku i ewentualnie dosłodzić. Mówię Wam - pyszności!


wtorek, 22 października 2013

Mroczna Wieża

Tytuł; Mroczna Wieża
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 272
Ocena: 5.5/6



Ale świat, w którym potworne rzeczy mogą przydarzyć się ludziom nie z ich winy – lub przynajmniej w dużej mierze nie z ich winy – to nie piekło. To tylko inna wersja naszego własnego świata. Trzeba się z tym zmierzyć, tak jak w naszym świecie.




Ach nasz kochany Lewis i jego książki. Kiedy dowiedziałam się, że została wydana książka, zawierająca jego niepublikowane wcześniej teksty, stwierdziłam – I must read it;) I stało się dzięki wydawnictwu Esprit;)

Mroczna wieża to zbiór kilku niewydawanych wcześniej opowiadań Lewisa, wiejących mrokiem, gdzie znajdziemy odniesienia do mitologii, różne fantastyczne postacie i motywy, a sam autor pojawia się w nich jako trzecioplanowy bohater owych opowiadań. Pierwsze i tytułowe opowiadanie jest najobszerniejsze i mogłoby tworzyć osobną powieść. Pozostałe są już zdecydowanie krótsze, ale jednak nie mniej treściwe i fantastyczne. Jesteśmy w nich świadkami podróży w czasie, spotkań opiekuńczych aniołów, stania się widomym po tylu latach byciu niewidomym, ale także spotkań po latach. Jak to wypadło?


Mroczna wieża to zbiór, którego Lewis nie ukończył przed swoją śmiercią, dlatego w jego rękopisach brakuje kilku stron, opowiadania są pourywane czy podziurawione. Zostały ocalone przed zapomnieniem dzięki sekretarzowi ich twórcy. Sam autor który zasłynął z tekstów, które do tej pory uznawane są za klasyki gatunku tj. Opowieści z Narnii i mniej znana Trylogia kosmiczna, którego kontynuacją ma być Mroczna Wieża. Niestety Trylogii kosmicznej nie czytałam, przynajmniej na razie. Pierwsze co przykuwa uwagę to mroczna okładka z tajemniczymi postaciami, które wyglądają niemal identycznie i rodzi się pytanie: Kim są? Opowiadania, mimo że momentami pourywane i podziurawione, to jednak bardzo mi się podobały. Są wysmakowane, pełne swoistej głębi i dojrzałości, a jednocześnie w tym wszystkim bardzo proste. Lewis pisze językiem wyrafinowanym, pięknym, ale mimo tego bardzo zrozumiałym, zresztą jak zawsze. Te wszystkie elementy sprawiają, że czytelnik ma zagwarantowaną niezwykłą podróż do fantastycznego, innego świata. Książka bardzo mi się spodobała, porwała swoim pomysłem i realizacją. Choć owe podziurawienie momentami rozprasza i nie pozwala ich do końca zrozumieć, jednak nie zmienia to faktu, że jest to pozycja wartościowa, piękna i warta przeczytania. Owe niedokończenie wcale ich nie przekreśla owych opowiadań, mają one ogromny potencjał, są pełne ciekawych i dojrzałych pomysłów, a uroku im dodają komentarze współpracowników i przyjaciół autora. Każdy wielbiciel twórczości Lewisa z pewnością doceni owo wyjątkowe dzieło jakim jest Mroczna wieża. Moim zdaniem jedna z najlepszych książek autora.


Przeczytałam dzięki uprzejmości


sobota, 19 października 2013

Krucha jak lód

Tytuł: Krucha jak lód
Autor: Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Ilość stron: 616
Ocena: 


Świat byłby o wiele prostszy, gdyby zamiast szafować nadwyżkowymi sylabami, ludzie mówili po prostu o co im chodzi. Słowa tylko przeszkadzają. Tego, co czujemy najmocniej […] nie ubieramy w zdania.






Czy matka ma prawo złożyć pozew o „niedobre urodzenie” tylko dlatego, że ma dość zaciągania długów na leczenie poważnie chorego dziecka? Czy może posądzić lekarza prowadzącego ciążę, że za wcześnie wykrył chorobę dziecka, przez co nie mogła usunąć ciąży, choć swoją córeczkę mocno kocha? Te wszystkie pytania rodzą się podczas czytania książki Jodi Picoult pt. Krucha jak lód.

Powiedzcie mi po co żyć, kiedy nie pozwalają ci korzystać z życia?

Już na początki poznajemy Charlotte i Seana O'Keefe, którzy z radością dowiadują się, że będą mieli dziecko i pragną, żeby było zdrowe, zresztą jak wszyscy przyszli rodzice. Jednak ich szczęście nie trwa długo, bo w pewnym momencie dowiadują się, że ich córka choruje na Osteogenesis Imperfecta – wrodzoną łamliwość kości, a ogólnie wiadomo, że leczenie tego typu schorzeń jest bardzo kosztowne. Po kolejnym złamaniu, kiedy rodzina wciąż wiążą koniec z końcem, Charlotte postanawia się iść do adwokata. W jakim celu? Żeby złożyć wniosek o tzw. „niedobre urodzenie”, żeby posądzić swojego lekarza i jednocześnie przyjaciółkę, o to, że zbyt późno wykryła chorobę jej córki i przez to nie mogła usunąć ciąży. Czy po tych kilku latach, kiedy mocno kocha swoją córeczkę, będzie w stanie powiedzieć w sądzie, że przerwałaby ciążę, gdyby tylko dano jej taki wybór? Jak zareaguje na to reszta rodziny, jej mąż Sean i jej druga córka Amelia? 


Krucha jak lód to książka niewątpliwe poruszająca i jedna z bardziej znanych pozycji autorki, jednak dopiero druga z którą się zapoznałam, zaraz po Bez mojej zgody. Muszę przyznać, że to naprawdę niesamowite, jak wiele emocji może zostać zawartych w jednej książce, ale cóż w tym dziwnego jeżeli chodzi o zdrowie i dobro dziecka? Podczas lektury rodzi się mnóstwo pytań, mnóstwo wątpliwości, naprawdę cała lawina emocji. Mnóstwo poruszeń i podejmowanych dramatycznych decyzji. Co ciekawe, książka jest zbudowana z krótkich rozdziałów, w których narratorami są różne osoby zaangażowane w sprawy, a wyrażają się się tak jakby w formie listu czy wypowiedzi, której adresatem jest Willow – owa chora córeczka. Muszę przyznać, że zauważyłam pewne podobieństwo pomiędzy tą książką, a tą czytaną wcześniej. Jakie? Zdrowotne problemy jednego z dzieci, chęć pomocy mu, rodzicielska miłość, a do tego dramatyczne decyzje, które wywołują lawinę różnych wydarzeń i rozsypująca się przez to wszystko rodzina. Przez to miałam, momentami przed oczami miałam sceny z Bez mojej zgody. Krucha jak lód sprawiła, że w pewnych momentach miałam łzy w oczach i natłok pytań w głowie. Na pewno nie jest to pozycja, którą czyta się łatwo, bo to nie ta grupa pozycji. Zdecydowanie polecam! Książka naprawdę wartościowa lektura, która mówi o opiece nad niepełnosprawnym dzieckiem, o wiązaniu końca z końcem, o problemach dnia codziennego.


środa, 16 października 2013

Stosik księciowo - recenzyjny;) (#8/2013)

Dawno stosika nie było, ale w końcu przyszedł na niego czas;)
Wielki i pokaźny, a czas na czytanie topnieje.
Z powodu studiów i częstych spotkań z królową nauk, jaką jest matematyka.
Ale wróćmy do stosika.


Krucha jak lód
Więźień nieba
rose madder
uciekinier
Las cieni
Pocztówkowi zabójcy
W głębi lasu
Listy Tolkiena

Mroczna wieża
egzemplarz recenzencki od Esprit

egzemplarz rezenzencki od Otwartego

poniedziałek, 14 października 2013

Dziecko ulicy

Tytuł: Dziecko ulicy
Autor: Judy Westwater
Seria: Pisane przez życie
Wydawnictwo: Hachette Polska Sp. z o.o.
Ilość stron: 280
Ocena: poza skalą



Rodzina to niekoniecznie ci ludzie, wśród których człowiek się rodzi. Można ją sobie znaleźć samemu. Tam, gdzie jest bezpiecznie i ciepło. Tam gdzie człowiek czuje, że właśnie tu jest jego miejsce.





Czy możecie wyobrazić sobie, że żyjecie na ulicy, śpiąc w jakimś starym wagonie albo schowku na węgiel? Czy wyobrażacie sobie myć się w publicznych toaletach, jeść resztki ze śmietników albo ukradzione z restauracji? A wszystko w opuszczeniu przez matkę i „opiekę” despotycznego i nieczułego ojca materialistę? Tak, to wszystko zdarzyło się naprawdę, a przeczytamy o tym autobiograficznej książce Judy Westwater zatytułowanej Dziecko ulicy.

Lektury z kategorii pisane przez życie są książkami wyjątkowymi, jednak nie potrafię ich czytać zbyt często. Mimo tego podczas ostatniej wizyty w bibliotece, natknęłam się na dział z takimi pozycjami, a wśród nich szczególnie zainteresowała mnie ta pozycja. Czemu? Już samym opisem. Byłam niezmiernie ciekawa jakie wydarzenia spotkały autorkę, a dzieciństwo miała tragiczne. Należą się jej wielkie brawa, bo tak trudne i bolesne wspomnienia opisuje językiem lekkim i przyjemnym, że aż trudno uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. W mojej głowie aż roiło się od pytań. Jak można być takim rodzicem, który bije, przepraszam, katuje,  nie interesuje się, ma gdzieś to czy dziecko ma to czego potrzebuje, a przede wszystkim jak można pozwolić żyć kilkuletniemu dziecku na ulicy, a jak wróci to jeszcze je pobić? Nie ogarniam.

Dziecko ulicy to poruszająca, smutna i tragiczna książka, która zmusza do myślenia oraz napawa trwogą i przerażeniem, że takie sytuacje, jak te opisane w książce, w ogóle mają miejsca, w tym rzekomo wyscoce cywilizowanym świecie. Jest to pozycja przepełniona emocjami, pełna bólu dzieciństwa. Tragiczna historia w której miłość jest zastąpiona strachem przed ojcem, jednak pokazująca wielką siłę i walkę o przetrwanie, własną godność i szczęście. Historia doprawdy dramatyczna, poruszająca i niewiarygodna. Choć książka nie jest ona zbyt obszerna, to czasami trzeba na chwilę przerwać i pomyśleć. Nie da się jej przeczytać tak o, za jednym przysiadem Po prostu się nie da. Polecam ją nie tylko wszystkim fanom tego typu literatury, ale przede wszystkim każdemu człowiekowi, żeby mógł się przekonać, że wcale nie ma tak źle jak sobie wyobraża. Polecam! Naprawdę warto przeczytać!



sobota, 12 października 2013

Bez mojej zgody

Tytuł: Bez mojej zgody
Autor: Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński  i s-ka
Ilość stron: 463
Ocena: 5/6



Widocznie dodatkowa dawka humoru to dar, który dostaje się od Boga razem z kalectwem, chorobą, albo inną ułomnością, dar, który pomaga nieść ten ciężar.






Jodi Picoult to jedna z najbardziej znanych i rozpoznawalnych amerykańskich autorek, której całokształt twórczości został uhonorowany nagrodą New England Book, a jej książki są bestsellarami na całym świecie. Kiedy w pewnym momencie stało się o niej tak głośno, to postanowiłam się  zapoznać z jej utworami  i przekonać się co w nich jest takiego wyjątkowego. Początek mojej przygody z jej twórczością trafiła na Bez mojej zgody.

W książce poznajemy szczęśliwą rodzinę Fitzgerald, jednak, któregoś dnia ich utopia się kończy, bowiem u córki wykryto rzadki przypadek białaczki, a żaden z członków owej familii nie może być dawcą tkanek dla chorej dziewczynki, a wszystko z powodu braku zgodności tkankowej. Dzięki sporemu rozwojowi inżynierii genetycznej decydują się na spłodzenie kolejnego dziecka, które będzie idealnym dawcą. Tak rodzi się Annie, której życie wygląda jakby była ciężko chora, choć tak naprawdę nic jej nie dolega. Dlaczego? Bo ciągle ląduje w szpitalach oddając krew lub inne tkanki swojej starszej, chorej siostrze, jednak któregoś dnia w dziewczynie rodzi się bunt. Czy słuszny? Jak on się skończy? Czy rodzina to przetrzyma? Jakie rozterki przeżyją?


Kadr z filmu
Od lewej: Cameron Diaz, Abigail Breslin.
Bez mojej zgody to pierwsza pozycja autorki, która miałam okazję przeczytać, ale jednocześnie nie ostatnią. Pierwsze co mi się nasunęło to skojarzenie z książką Lisy Scottoline pt. Spójrz mi w oczy - obydwie podobne w stylu i klimacie życiowych problemów i rozterek. Muszę przyznać, że w książce znalazło się wiele naprawdę wiele poruszających do głębi momentów, co wynikało już z samego faktu  poruszanego tematu ciężkiej choroby i problemów z nimi związanymi. Podobało mi się w niej to, że akcja książki przedstawione z różnych perspektyw, bowiem jest ona podzielona na krótkie rozdzialiki, w których narratorami są poszczególni bohaterowie, przez co łatwiej jest wczuć się w ich uczucia i sytuację, a emocji jest pełno od zgody, miłości i poświęcenia do niezgody. Nie zmienia to faktu, że owe postacie są generalnie średnio wyraziste i charakterystyczne co generalnie nie wpływa dość dobrze na ogólny odbiór książki. Muszę przyznać, że ekranizacji nie wiedziałam (choć było o niej głośno), ale jednak nie pałam wielką chęcią do jej zobaczenia. Czy to normalne? Nie wiem. Generalnie książka jest szalenie wstrząsająca, pełna emocji, a dodatkowo ma niezwykle zaskakującym zakończeniem.

piątek, 11 października 2013

Wypasiona kawa;)


Kawa jest dobra pod każdą postacią;) Czyż nie?
Jednak teraz czas na taką kawę, w wersji wypasionej:P



Co będziemy potrzebować?
kawę
(sypana lub rozpuszczalna)
dowolny syrop barmański 
(chociażby z firmy Monin lub Victoria's)
bitą śmietanę
kakao do ozdoby
ew.mleko do kawy

Jak przygotować?
Zaparzyć kawę, dodać do niej syrop (moimi faworytami są smaki: orzechowy i waniliowy), ewentualnie mleko. Przyozdobić bitą śmietaną i kakaem;) Pyszności


niedziela, 6 października 2013

Fałszywy krok

Tytuł: Fałszywy krok
Autor: Alex Kava
Wydawnictwo: Mira
Ilość stron: 320
Ocena:  4/6



Nadzieja to mały ptak, który śpiewa gdzieś w nas i którego nie można uciszyć (...) To ona podtrzymuje nas na duchu i nie pozwala się poddać, nawet jeśli sytuacja wydaje się beznadziejna.





Jak wyglądałoby nasze życie gdyby nie jeden fałszywy krok? Co by się stało gdyby nie kilka nietrafnie podjętych decyzji? To zapewne stało się tematem niejednej książki, a tym także tej.

Już na pierwszych stronach poznajemy mężczyznę, który właśnie wychodzi z więzienia, a nazywa się Jared Barnett i w żadnym razie nie jest to przykładny obywatel. Ma on także siostrę, która wraz z własnym synem żyje z drobnych kradzieży i również nie żyje zgodnie z prawem. Jakie przygody ich spotkają? Co razem planują? Czy ich koncepcja na najbliższy czas się uda? Jak bardzo zmieni się ich życie? Jak wyjdą z tarapatów?

Alex Kava
Fałszywy krok to pierwsza książka Alex Kavy jaką miałam okazję czytać, a stało się to dzięki mojemu Ukochanemu, który mi ją wręczył któregoś dnia. Jednak muszę przyznać, że napięcie było w niej utrzymywane na średnim poziomie, co sprawia, że akcja momentami generalnie nie jest zbyt wartka ani szybka, choć trupów w niej od groma. Nie zmienia to faktu, że historia nie jest jakoś super odkrywcza, no bo cóż to jest? Prosto skonstruowana, praktycznie jednowątkowa fabuła, która sprawia, że książka momentami nudzi, zamiast trzymać w napięciu. Samej historii nie uświetniają dobrzy bohaterowie. Muszę przyznać, że są wykreowani dość średnio, są mało charakterystyczni, bez jakiś szczególnych cech, które wzbudzałyby jakieś emocje, zwłaszcza skrajne. Podczas czytania miałam wrażenie, że to na opisaniu relacji pomiędzy bohaterami, skupiała się autorka opisując postacie. Choć język jest gładki i giętki, to jednak dość pospolity i mało literacki, co sprawia, że książkę czyta się naprawę szybko i przyjemnie. Ale czy tylko to jest wyznacznikiem dobrej książki? No niekoniecznie. Fałszywy ruch to książka, która jest lekka w czytaniu, idealna na 1-2 popołudnia, jednak nieszczególnie zapadająca w pamięć. Takie, ot czytadło.



sobota, 5 października 2013

Hadzine dyskusje: Czytanie to zło! Ale czy jednak naprawdę?


Od dziecka spotkałam się z wpajaniem dzieciom, że czytanie jest pożyteczne, że rozwija wyobraźnię, że poprawia pamięć i koncentrację, a także dzięki temu nie robi się wielu błędów ortograficznych. Biblioteki i księgarnie zachęcają dzieci do czytania, starszych zresztą też. Jednak, gdy w wieku dwudziestu lat wylądowałam na lekcji religii w moim dawnym liceum, dowiedziałam się, że czytanie wszystkich książek poza religijnymi i dokumentalnymi to uciekanie w świat fikcji, które jest zdecydowanym złem, ba!, grzechem wręcz. Jak jednak jest? Czytanie jest dobre czy złe?

Tak, czytanie jest moją pasją od dziecka, od samej podstawówki uwielbiam te chwile w księgarni czy w bibliotece, kiedy wybieram jakąś nową książkę do czytania. Do tego czytałam Harrego Pottera i o to właśnie zaczęła się niejaka wojna na słowa na katechezie. Na środku klasy stała katechetka, która mówi całej klasie, że seria pani Rowling to zło, dzieło szatana i w ogóle. Jednak zapytana czy przeczytała ten cykl – odpowiada, że nie. No i mi już ciśnienie rośnie, a w mojej głowie rodzi się pytanie – jak można oceniać coś, czego się nie poznało? Jak można mówić, że jakaś książka jest złem, jeżeli się jej nie przeczytało? Jeżeli ktoś będzie mi chciał ktoś robić wojnę i dyskutować na ten temat najpierw zachęcam się do przeczytania konkretnej książki, a dopiero później do osądzania czy dyskusji. Kontynuując. Czy mogę ocenić jaka jest osoba (dobra, zła, sympatyczna, niemiła czy może radosna albo agresywna), jeżeli jej nie znam, nawet nie widziałam jej na oczy i nie miałam z nią żadnego kontaktu? NIE. Tak samo jest z jakąkolwiek książką. Jakże mnie irytuje ocenianie książek, tylko na podstawie tego, że ktoś gdzieś doszukuje się w niej zła.

Jako mól książkowy w swoim życiu przeczytałam dość sporo pozycji. No tak, żeby nie skłamać… Może z 300-350 książek mogło się przewinąć (licząc książeczki czytałam jako dzieciak czy uczennica podstawówki). Może nawet więcej. Nie wiem dokładnie, najzwyczajniej nie pamiętam. Wśród tych pozycji znalazła się klasyka literatury światowej i polskiej, czyli takie pozycje jak Król Edyp, Zbrodnia i kara, Duma i uprzedzenie, Krzyżacy czy Ludzie bezdomni. Była także literatura obozowa z takimi tytułami jak chociażby Zdążyć przed Panem Bogiem. Znalazł się także cykl Opowieści z Narnii, seria o Harrym Potterze, a także cała lista innych książek fantastycznych. Wśród przeczytanych przeze mnie pozycji znalazły się także książki bardziej współczesne, od dokumentalnych – poruszająca do głębi książka Marcina Ludwickiego pt. Na koniec świata, religijnych, poprzez całe mnóstwo kryminałów, thrillerów medycznych, książek sensacyjnych takich jak Kod Leonarda da Vinci, przy którym wynudziłam się niemiłosiernie, po jakże tandetne i na siłę opiewane Pięćdziesiąt twarzy Greya. Wśród tych pozycji, z którymi miałam styczność, znalazło się sporo naprawdę poruszających i łapiących za serce historii, choć nie była to literatura ani dokumentalna ani religijna, ale znalazło się wśród nich także sporo książek, do których nie należy podchodzić bez kija i ich czytanie to strata czasu. Jednak idąc torem krytykowanie twórczości Rowling i Browna, nie czytając jej, jak miałam się przekonać, że Opowieści z Narnii czy Na koniec świata są pięknymi, wartościowymi książkami, a Pięćdziesiąt twarzy Greya czy Kod Leonarda da Vinci to tandeta jakich mało? Musiałam przeczytać, czyż nie? A myślenie, że fantasy to zło i że nic ze sobą jest jakże mylne! Seria Miecz prawdy świetnie pokazuje wartość właśnie prawdy w życiu człowieka, Harry Potter to nie tylko latanie na miotle, ale także piękna przyjaźń na śmierć i życie, o jakiej zawsze marzyłam, a nigdy takiej nie doświadczyłam, a Opowieści z Narnii to piękna historia o walce dobra ze złem i o poświęceniu. Zachęcam Was do tego samego, do czytania książek i oceniania ich, konfrontowania ich ze swoim sumieniem, umysłem i odczuciami. Mimo wszystko w książkach, bez etykietki religijna czy dokumentalna też mają swoje wartości, potrafią do głębi poruszyć serce, pokazać co to przyjaźń czy miłość. Tak, a to wszystko pisze osoba wierząca. Umberto Eco powiedział: Kto czyta książki – żyje podwójnie. Ileż w tym prawdy! Jeżeli marzysz o podróży w kosmos albo wycieczce w odległe kraje albo zaprzyjaźnienie się z jakąś magiczną postacią – sięgasz po książkę i Twoje marzenia się spełniają! Tak więc jak można uważać, że uciekanie w świat fikcji podczas czytania to zło i tylko czytanie książek religijnych i dokumentalnych jest dobre? Jak można mówić, że coś jest złe, jak tego się nie zna? Mówcie, co chcecie, ale ja nie ogarniam, choćbym chciała. Zachęcam do dyskusji;)

Tekst ukazał się także na stronie Dzieła Duchowej Adopcji Sióstr ---> TU

piątek, 4 października 2013

Odd i lodowi olbrzymi

Tytuł: Odd i lodowi olbrzymi
Autor: Neil Gaiman
Wydawnictwo: Mag
Ilość stron: 104
Ocena: 5,5/6



Magią - odparł z uśmiechem Odd i pomyślał: jeśli magia oznacza pozwalanie innym, by byli tym, czym chcą być, robili to, czego pragną...






Czasem mam taki moment, w którym stwierdzam, że potrzebuję zupełnego oderwania się od rzeczywistego świata. W takich momentach bardzo dobrze sprawdza się fantastyka, a także literatura dla dzieci. Do obu grup zalicza się książka pt. Odd i lodowi olbrzymi.
Ojciec mawiał, że rzeźba od początku tkwi w drewnie. Trzeba jedynie odkryć, czym pragnie zostać, wziąć nóż i usunąć wszystko co niepotrzebne.
Odd to chłopak żyjący w pewnej  małej norweskiej wiosce, a jego ojciec zginął podczas najazdu Wikingów. To właśnie w tym momencie jego życie ulega przemianie. A co takiego się stało? Kim okaże się trójka mówiących zwierząt które chłopiec poznał podczas swojej wyprawy? Czy to w ogóle możliwe, że zwierzaki używają ludzkiego języka? Co im się stanie? Jakie przygody im się przytrafią? Co dla zwierząt zrobi Odd, a chłopiec dla swoich nowych przyjaciół?

Jedna z ilustracji z książki
Odd i lodowi olbrzymi to króciutka książeczka typowo dla dzieci czy młodzieży, która jest oparta na tradycyjnej mitologii norweskiej i to właśnie z niej są zaczerpnięte odzwierzęce postacie bóstw, które pojawiają się w tej historii. To piękna i lekka pozycja do przeczytania w jedno popołudnie, która wprawia w przyjemny, błogi nastrój idealny na zimowe wieczory, spędzone przy ciepłej herbatce z cytryną. A co w niej takiego wyjątkowego? Pierwsze co zwróciło moją uwagę to niezaprzeczalnie i bezsprzecznie piękne wydanie z piękną, grubą okładką w obwolucie. Odd i lodowi olbrzymi to pełne magii opowiadanie o chłopcu, który umiał pokonać własne słabości, a do tego jest niezwykle zgrabnie napisana, pięknym, choć prostym językiem, idealnym dla książek dla dzieci czy młodzieży. Do tego jest także swoistym nośnikiem różnych wartości, co moim zdaniem jest naprawdę niezmiernie ważne przy tego typu literaturze. Bardzo fajna i ciekawa krótka historyjka, mająca niezmiernie bajkowy klimat, szkoda tylko, że taka krótka, zwłaszcza, że czyta się ją niezmiernie szybko. Jest ona bardzo spokojna książeczka, która idealnie nadaje się do czytania dzieciom na dobranoc, zwłaszcza że jest ona świetnie współgra z ilustracjami Irka Koniora. Zdecydowanie polecam, nie tylko tym najmłodszym, starszym także, tak choćby, żeby się oderwać i przypomnieć sobie dzieciństwo;)

Gadanie nic nie kosztuje […]. Lecz mądry człek zważa na to jak wydaje słowa.