Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Akurat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Akurat. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 września 2017

"Twardzielka" Mariusz Zielke

Tytuł: Twardzielka
Autor: Mariusz Zielke
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 384
Ocena: 2.5/6



Wszystko co jej pokazywał było pozorowane. Zakładał maskę. Co by zobaczyła, gdyby ją zerwała? Rekina, lamparta, lwa, pumę, a może zwykłego pierwotniaka?







Nigdy nie słyszałam o twórczości Mariusza Zielke, choć na rynku wydawniczym pojawiło się kilka jego książek, a on sam jest porównywany do Michaela Blomkvista z książek Stiega Larssona. Pewnego dnia zaintrygowała mnie właśnie Twardzielka, a że akurat była w promocji, więc wylądowała w mojej biblioteczce.
Sześć dziewczyn: pięć trupów, jedna zaginiona. Ktoś brutalnie morduje piękne modelki. Ściągnięta ze szpitala psychiatrycznego agentka o specyficznej urodzie i poszarpanym życiorysie musi wyjaśnić tajemnicę, mierząc się także z własną, pełną sekretów przeszłością. W świecie okrutnych zbrodni, perwersyjnego seksu, luksusowej prostytucji, dziwacznych wynaturzeń zepsutego show-businessu rozegra się gra o najwyższą stawkę. 
                                                              opis z okładki

Twardzielka to pozycja, po której sięgnęłam ze sporą ciekawością... Chciałam poznać twórczość autora, ale przede wszystkim byłam zaintrygowana opisem na okładce. Książka poczekała trochę na swoją kolej, aż w końcu się za nią zabrałam i przeczytałam dość szybko... Siedząc w fotelu nie wiem kiedy zeszło ponad połowa lektury... Spodobał mi się pomysł, a także tytułowa Twardzielka – Marika, która odegrała tutaj kluczową rolę. Tak, naprawdę spodobało mi się wykreowanie tej postaci... Mogłoby być lepiej – to fakt, ale i tak naprawdę ją polubiłam. Podczas lektury moją uwagę zwrócił ogrom wulgaryzmów używanych przez autora – jak dla mnie było ich stanowczo za dużo, w końcu w literaturze nie powinno być słownictwa jak z taniego, narożnego baru, przynajmniej moim zdaniem. Naprawdę, to aż kuło w oczy, zdecydowanie za bardzo, no nie przystoi, doprawdy... Intryga w książce jest, a owszem, pomysł jest, aczkolwiek po skończonej lekturze czułam spory niedosyt, spory niedosyt... Dlaczego? Odniosłam wrażenie, że wszystko niedopracowane, zbyt mało intrygi, zbyt dużo wulgaryzmów... To nie dla mnie...
A kogo interesuje prawda? Jest za mało ciekawa, rzadko kiedy ma smak skandalu i odpowiedni koloryt. Żeby news był ciekawy, trzeba go ubarwić, podlać ostrym sosem, wyrwać coś z kontekstu, podkręcić. (...) Krew w newsach ma barwę drukarskiej farby.
Jak postrzegam Twardzielkę? Jako lekkie i niezbyt wymagające (i niezbyt dopracowane) czytadło, takie dla zabicia czasu, jednak napisane zbyt prostackim językiem i ze zbyt małą dawką intrygujące. Po prostu przeciętna książka, która sprawiła, że nie wiem czy sięgnę po jakiekolwiek inne pozycje autora... Moim zdaniem lepiej odpuścić i przeczytać coś ambitniejszego. Po prostu dość marny wyczyn...

sobota, 13 czerwca 2015

"Z krwi i kości" William Lashner

Tytuł: Z krwi i kości
Autor: William Lashner
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 446
Ocena: 2.5/6



Wydaje nam się, że jesteśmy tacy mądrzy, ale tak naprawdę potrafimy oszukiwać tylko siebie.







Za książkę Z krwi i kości zabrałam się bez większych oczekiwać podczas ostatniej, bardzo spontanicznej wyprawy do Poznania. Po prostu jako niewymagającą lekturę. No I tak poznałam historię  Kyle’a Byrne’a...

Jego życie wydaje się być pasmem niepowodzeń od kiedy w wieku 12 lat stracił ojca będącego prawnikiem. Do tego wspólnik wyrzucił chłopaka z pogrzebu jako bękarta... Minęło kilkanaście lat... Teraz Kyle jest już dorosłym mężczyzną, który wciąż odczuwa ból po stracie ojca. Ma problemy z pracą, dni spędza na grach i piciu. Sprawa zaczyna się komplikować, gdy ginie wspólnik ojca, ten sam, który wyprosił chłopaka z pogrzebu... Jaki związek ma to ze śmiercią sprzed lat? Jak to odbije się na Kyle'u? Co zrobi z tym, co wie?

William Lashner
Z krwi i kości to książka, którą przeczytałam w ciągu jednego dnia. Naprawdę. Dlaczego tak się stało? Przede wszystkim z powodu niezbyt skomplikowanej i dość przewidywalnej fabuły, która nie wymaga od czytelnika zbyt wielkiego wysiłku. To też jest minusem tej pozycji – niewiele zwrotów akcji, możliwość przewidzenia tego, co się wydarzy... Nie tego oczekuję po książce uchodzącej za sensację. Do tego dochodzi język – również dość prosty, lekki w odbiorze, czasami mało literacki, ale jednak bez przegięć. Nie ma rzucających się w oczy, prostackich frazesów czy wulgaryzmów, ale nie jest to także język wysokich lotów. No i na konie bohaterowie, jakich wykreował William Lashner - mało charakterystyczni, jakby wszyscy do siebie podobni, niewyróżniający się niczym specjalnym... Muszę przyznać, że tak naprawdę żaden z nich nie wzbudził mojej szczególnej sympatii czy antypatii. Po prostu przeciętni z tendencją do słabszych, zresztą jak książka w ogóle...

Z krwi i kości to lekkie, niewymagające i przewidywalne czytadło, które średnio zapada w pamięć. Dobra w podróż lub po prostu dla zabicia czasu (i tylko w takich przypadkach ją polecam), ale jednak z tego rodzaju literackiego spotkałam się z naprawdę ciekawszymi pozycjami niż ta. Można przeczytać, ale nie rzuci na kolana, ani nie zachwyci, ale moim zdaniem trochę szkoda czasu, bo w końcu jest o wiele więcej, ciekawszych książek do przeczytania...

Za możliwość przeczytania książki dziękuję panu Rafałowi Pikule.