sobota, 31 grudnia 2016

Stosik świąteczno - noworoczny

Święta, jak to Święta..
Pod choinką znalazłam i ja znalazłam kilka prezentów książkowych;)


Zazdrośnice
Noc ognia
prezent od przyjaciółki

wiersze z szuflady
ks.Jan Twardowski
prezent od Gwiazdki pod choinką

Już czas
Utopce
Z mojej wymianki książkowej

Szwedzkie kalosze
prezent od Mikołaja

A Wy co znaleźliście pod choinką?
Kto u Was zostawia prezenty pod choinką?
Od czego polecacie zacząć?

wtorek, 27 grudnia 2016

Świąteczne odkrycia muzyczne (#HOM 5/2016)


Wszędzie wokoło już od ponad miesiąca słychać świąteczne piosenki.
Dziś w moich odkryciach też ich kilka będzie, jednak raczej tych rzadko puszczanych w centrach handlowych. 



The Hanging Tree
Peter Holens

Natrafiłam zupełnie przez przypadek i od razu się zakochałam. Zarówno w piosence, jak i w głosie wykonawcy. 




Jutro
Kuba Jurzyk

Ostatnio miałam okazję być na koncercie Kuby Jurzyka w Jeleniej Górze, gdzie wykonywał właśnie tę piosenkę. Co prawda słyszałam ją wcześniej na jego kanale, ale jakoś dopiero na koncercie wyjątkowo mnie urzekła mnie ta piosenka.



Królowie świata
Studio Accantus

W moim odczuciu jedna z lepszych piosenek Accantusa, o ile nie najlepsza...



Skrzypi wóz
Enej

Na tę kolędę (?) natrafiłam przez przypadek szperając na YT i od razu mnie urzekła swoją energiczną melodią.



Pierwsza gwiazda 
TGD



God Rest Ye Merry Gentlemen 
Pentatonix

Pentatonix odkryłam podczas zeszłorocznych świąt, jednak w tym razem natrafiłam właśnie na tę piosenkę i ostatnio bardzo często leci z moich głośników.


Jak Wam się podobają te piosenki?
Znacie coś  tego?

Z Kubą Jurzykiem po koncercie

niedziela, 25 grudnia 2016

"Błękitna godzina" Douglas Kennedy

Tytuł: Błękitna godzina
Autor: Douglas Kennedy
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 352
Ocena: 2,5/6



Jesteśmy trochę jak Beduini. Bez względu na to, dokąd zawiedzie nas los i jak daleko zawędrujemy, wciąż wleczemy za sobą brzemię przeszłości.






Czasami lubię sięgnąć po thrillery, a psychologią interesuję się coraz bardziej, więc postanowiłam, więc połączenie jednego i drugiego wydało się być naprawdę ciekawym połączeniem. No i z tego właśnie powodu sięgnęłam po niedawno wydaną książkę autorstwa Douglasa Kennedy'ego zatytułowaną Błękitna godzina.

Poruszająca opowieść o miłości, zdradzie i walce o prawdę i przetrwanie. Robin i Paul, małżonkowie od trzech lat, postanawiają spędzić długie wakacje w Maroku. W przyprawiającej o zawrót głowy egzotyce tego śródziemnomorskiego kraju Paul jest ucieleśnieniem marzeń Robin – człowiekiem pełnym pasji, utalentowanym, mądrym. Jest przekonana, że właśnie tutaj zajdzie w upragnioną ciążę. Życie trzydziestosiedmiolatki wydaje się cudowną idyllą. Ale wszystko zmienia się, gdy jej mąż nagle znika, a ona staje się główną podejrzaną w policyjnym śledztwie. Kiedy prawda stopniowo wychodzi na jaw, w coraz bardziej przerażającej spirali przerażenia, z której nie ma ucieczki, Robin przemierza Maroko od Casablanki po budzącą grozę Saharę.
                                                                                opis z okładki

Błękitna godzina... Tytuł książki oraz nazwa pogranicza nocy i dnia... To wtedy tak wiele się działo w tej książce... Zaczęłam ją czytać podczas pewnej podróży pociągiem i pochłonęłam prawie całą podczas owej eskapady. Owszem czytało mi się ją dość szybko, jednak muszę przyznać, że nie powaliła mnie na kolana. Zapowiadała się naprawdę ciekawie, a jej opis przykuł zdecydowanie moją uwagę. Jednak podróż lektury okazało się, że owa fabuła zupełnie nie spełniła tego co oczekiwałam. Pomysł naprawdę ciekawy, nie przeczę. Jej realizacja – no cóż... nie ma tragedii, jednak nie jest wysokich lotów. Po prostu jest bardzo przeciętnie... No i niezbyt dobrze zrealizowane, jak na mój gust. A co do bohaterów... Robin mnie momentami dość mocno mnie irytowała, głównie swoją swoją naiwnością względem Paula. Generalnie postaci są niezbyt wyróżniające się, niezbyt charakterystyczne czy zapadające w pamięć. Do tego język jakim jest napisana książka - prosty, charakterystyczny dla tego typu książek, czytadeł. Wydawca obiecuję, że jest to Poruszająca opowieść o miłości, zdradzie i walce o prawdę i przetrwanie. Jak dla mnie nie ma w niej nic poruszającego, wzruszającego... Nic z tego...
Powiadają, że życie jest wspaniałym nauczycielem. Tak, ale tylko pod warunkiem, że odrzucimy iluzję i przestaniemy się oszukiwać. Natomiast miłość zawsze przesłania jasność widzenia.


Błękitna godzina to niezbyt porywająca książka, nawet dość przeciętna. Dość przewidywalna, z niezbyt dopracowaną fabułą i intrygą. Takie niezbyt wymagające czytadło. Czy polecam? Dla zabicia czasu – to i owszem. Jednak czytałam lepsze thrillery...

sobota, 24 grudnia 2016

"Cytrynowy sad" Luanne Rice

Tytuł: Cytrynowy sad
Autor: Luanne Rice
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ilość stron: 384
Ocena: 5.5/6



Wiedział, jak utrata ukochanej osoby - najokrutniejsze z uczuć - może powalić człowieka niczym gorączka i zamienić w kogoś, kto ledwo rozpoznaje własne odbicie w lustrze.





Tak generalnie rzadko kiedy sięgam po taką typową tak zwaną literaturę kobiecą, jednak ostatnio miałam wielką ochotę na jakąś ciepłą, lekką opowieść. Właśnie z tego powodu sięgnęłam po pozycję Luanne Rice zatytułowaną Cytrynowy sad. 
Minęło już pięć lat, od śmierci córki i męża Julii, którzy zginęli w tragicznym wypadku samochodowym. Mimo upływu czasu kobieta nadal nie może się pogodzić z utratą najbliższych. Kiedy przyjeżdża w odwiedziny do swego wuja w Malibu, jedyne czego pragnie, to zaznać świętego spokoju i zapomnieć o dręczącym ją żalu i smutku. Pewnego dnia poznaje przystojnego Roberto – imigranta meksykańskiego pochodzenia pracującego w cytrynowym sadzie wujka Julii. Kobieta dostrzega w mężczyźnie bratnią duszę, która również cierpi po stracie ukochanej osoby. Dziwnym trafem okazuje się, że córeczka Roberto zaginęła dokładnie pięć lat temu i od tamtej pory ślad po niej zaginął.
                                                                                             opis z okładki
Cytrynowy sad jest książką, w której Luanne Rice podejmuje kilka ważnych tematów – utratę dziecka oraz współmałżonka, rozmowy o tym czy nielegalną imigrację. Ode mnie wielki plus za ich poruszenie. Zarysowana fabuła nie jest jakoś zbyt wybitna, jednak dość ciekawa. Fakt, spodziewałam się nieco innego zakończenia, no ale cóż... Tak bywa..  Autorka operuje prostym, lekkim i zrozumiałym językiem, co akurat jest proste i adekwatne do akcji i fabuły. Jedyne co mnie momentami irytowało to sporo hiszpańskich wstawek, bez ich tłumaczeń (część była przetłumaczona, jednak nie wszystkie). Co jak co ten język nie jest tak popularny i znany jak np. angielski, a ja rozumiałam co nieco tylko z racji tego, że uczyłam się włoskiego, który jest do hiszpańskiego bardzo podobny. Co do bohaterów – szczególnie polubiłam Roberta, Julię troszkę mniej, ale jednak w moim odczuciu postacie mogłyby być ciut bardziej dopracowane, doszlifowane...
Minęła chwila, nim na jego ustach zagościł uśmiech, ale kiedy już tak się stało, dotarło do niej, jak bardzo był przystojny. Miał smutek wypisany na twarzy. Ujęła ją ulga, jaka przepełniła jego oczy, kiedy ją zobaczył - zupełnie tak, jakby jej widok przyniósł mu ukojenie.
Czy polecam Cytrynowy sad? Zdecydowanie tak. Jest to ciepła, lekka opowieść, która wzbudza naprawdę wiele emocji – smutek, radość, nadzieję. Z chęcią kiedyś sięgnę po inne książki autorki, mam nadzieję, że się nie zawiodę, tak jak na tej. Ciekawa, wartościowa książka, która jest jednocześnie bardzo przyjemna w odbiorze i napisana bardzo lekko. Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu

sobota, 17 grudnia 2016

"Co nas nie zabije" David Lagercrantz

Tytuł: Co nas nie zabije
Autor: David Lagercrantz
Cykl: Millennium
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Czarna Owca
Czyta: Adam Bauman
Długość: 18 h. 31 min.
Ocena: 2,5/6


Można ciężko trenować bez żadnych konkretnych powodów. Lepiej trenować niż chlać. Trening jest lepszy niż wszystko inne.





Stieg Larsson napisał trzy tomy cyklu Millennium, a jakiś czas temu furorę zrobiła kontynuacja pt. Co nas nie zabije napisana przez David Lagercrantza. Sama postanowiłam się za nią zabrać. Odpaliłam audiobooka i zaczęła się po raz kolejny moja przygoda z jedną moich ulubionych literackich, kobiecych postaci - Lisbeth Salander.
Mikael Blomkvist przechodzi kryzys i rozważa porzucenie zawodu dziennikarza śledczego. Lisbeth Salander podejmuje duże ryzyko i bierze udział w zorganizowanym ataku hakerów. Ich drogi krzyżują się, kiedy profesor Balder, ekspert w dziedzinie badań nad sztuczną inteligencją, prosi Mikaela o pomoc. Profesor posiada szokujące informacje na temat działalności amerykańskich służb specjalnych. Mikael zaczyna pracę nad sensacyjnym artykułem, który może uratować jego karierę.
                                                                                           opis z okładki

Co nas nie zabije to kolejne opasłe tomiszcze z serii Millennium i jak dla mnie – ciut za długie. Wszystko mogłoby być zdecydowanie mniej obszerne, a i tak wyszłoby to książce na dobre. Dlaczego? Ok, intryga jest, ale... generalnie jak dla mnie akcja toczy się jak dla mnie zbyt powoli. No i sam pomysł na fabułę... Hm... lekko sztuczne i na siłę. Widać, że David Lagercrantz próbuje naśladować styl pisarski Larssona, próbuje stworzyć spójną całość z całą serią Millennium. Fakt, moja sympatia do Lisabeth nie zmalała, ale jednak to nie wszystko. Jednak cała książka mnie nie zachwyciła. No a szkoda. Bo w szczególności pierwsze dwa tomy zapowiadały się dość ciekawie...
Lekarz powiedział, że nie jest ważne, żebyśmy wierzyli w Boga. Bóg nie jest małostkowy. Ważne, żebyśmy zrozumieli, że życie jest ważne i ma dużo do zaoferowania. Powinniśmy je cenić, a jednocześnie próbować ulepszyć świat. Ten, kto potrafi znaleźć równowagę między jednym a drugim, jest blisko Boga.

Co nas nie zabije jest książką, która tworzy zdecydowanie spójną całość z poprzednimi częściami napisanymi przez Larssona, jednak mnie nie zachwyciła. Głównie niezbyt fascynującym pomysłem na fabułę, a także zbyt małą dawką intrygi. No i wszystkie wydarzenia mogło by być o wiele bardziej skompresowane. Czy polecam? Niekoniecznie... Jak ktoś chce poznać zakończenie całej serii – to i owszem, ale sama książka naprawdę nie powala na kolan...

wtorek, 13 grudnia 2016

"Dziecko wspomnień" Steena Holmes

Tytuł: Dziecko wspomnień
Autor: Steena Holmes
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Ilość stron: 240
Ocena: 5/6




Jednakże to, czego chciałam, i to, do czego byłam zdolna, to dwie zupełnie różne rzeczy... jakbym miała w głowie hamulec... albo jakbym się chowała za maską, której chyba wcale nie chciałam nosić.






Od zawsze bardzo lubiłam książki związane z różnymi tajemnicami i zawiłymi historiami rodzinnymi. Jedną z takich książek była książka Stiega Larssona pt. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Jakiś czas później sięgnęłam po Black Rabbit Hall, która jednak mnie nie zachwyciła tak jak książka Larssona. Teraz przyszedł czas na kolejną książkę z klimatu rodzinnych sekretów autorstwa Steeny Holmes o intrygującym tytule Dziecko wspomnień.

Brian jest zachwycony, gdy dowiaduje się, że jego żona Diana jest w ciąży. Pora na dziecko nie jest jednak najlepsza – Diana właśnie otrzymała awans w pracy, a Brian musi jechać do Londynu pomóc przy otwieraniu nowego biura. Rok później Diana nie potrafi sobie wyobrazić życia bez swej pięknej córeczki Grace. Bije się z myślami, czy wracać do pracy – tak niechętnie zostawia dziewczynkę samą. Sprawy komplikuje to, że Brian musiał zostać w Londynie na dłużej, niż wcześniej przewidywali. Kiedy Diana zaczyna zauważać dziwne zachowanie najbliższych, uświadamia sobie, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Czyżby chodziło o straszne, niewyjaśnione do tej pory zdarzenia z przeszłości?
                                                                                  opis z okładki

Dziecko wspomnień jest książką niezbyt obszerną, jednak podejmującą ważną kwestię – macierzyństwo, a przy okazji podejmuje wszystkie inne tematy związane z rodzicielstwem. Przede wszystkim takie kiedy jedna ze stron chce dziecka, a druga niekoniecznie, ponadto niekoniecznie planowaną ciążę czy łączenie macierzyństwa z karierą zawodową. Tematy ważne o tyle, że przewijające się bardzo często w codziennym, rzeczywistym i nieliterackim świecie – zwłaszcza dość przypadkowe ciąże oraz kariery zawodowe kobiet. No i ciekawym jest także narracja z dwóch perspektyw – Diany oraz jej  męża. Książka jest napisana w sposób dość lekki jak na takie tematy, a jej lektura skłania do myślenia. Czytając Dziecko wspomnień nie mogłam doczekać się zakończenia, tego jak rozwinie się sytuacja i najchętniej pochłonęłabym książkę za jednym przysiadem, jednak musiałam robić sobie przerwy na refleksje...

Czy polecam Dziecko wspomnień? Zdecydowanie tak. Wartościowa, wzruszająca książka zmuszająca do refleksji, którą zapamiętam zdecydowanie na długo. Warto sięgnąć, naprawdę. Szczególnie polecam ją przede wszystkim kobietom, choć i mężczyzn może zmusić do refleksji.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu

piątek, 9 grudnia 2016

"Bo jesteś człowiekiem, czyli jak żyć z depresją, ale nie w depresji" Ewa Woydyłło

Tytuł: Bo jesteś człowiekiem, czyli jak żyć z depresją, 
                      ale nie w depresji
Autor: Ewa Woydyłło 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Ilość stron: 281
Ocena: 4,5/6



Ja osobiście wyobrażam sobie depresję jako wielogłowego potwora, który wygląda mniej lub bardziej groźnie w zależności od tego, którą głowę wystawi ze swojej kryjówki.





O książkach pani Ewy Woydyłło słyszałam już od dłuższego czasu i od praktycznie początku mojej przygody z literaturą związaną z depresją zamierzałam się zabrać za twórczość tej autorki. Okazja natrafiła się podczas mojej ostatniej wizyty w bibliotece, kiedy natrafiłam na książkę pt. , który bardzo mnie zaintrygował.

Bo jesteś człowiekiem, czyli jak żyć z depresją, ale nie w depresji to pozycja , która podejmuje głównie podstawowe tematy dotyczące depresji, ale jednocześnie w swoisty sposobi je rozwija. Można spotkać takie rozdziały jak Nałóg depresji, Zdrowie psychiczne jako umiejętność, Demografia depresji, a najważniejszym wydaje mi się Kiedy bliska osoba jest w depresji. Ponadto w książce można znaleźć kilka testów, które pomogą nam określić czy z sami jesteśmy w depresji lub pomóc zrozumieć najbliższych.
To nieprawda, że w każdym nieszczęściu trzeba doszukiwać się głębszego sensu. Lepiej skupić się na „sprawach do załatwienia”. Sens można dopiero znaleźć, zajmując się tym, co można zrobić, a nie ma tym, czego już nie można. Sens cierpienia zawiera się w przetrwaniu i poznaniu granic własnej wytrzymałości. Po prostu.

Bo jesteś człowiekiem, czyli jak żyć z depresją, ale nie w depresji to książka, która bardzo mnie zaintrygowała – przede wszystkim swoim tytułem, a także opisem na okładce. No i właśnie dlatego zgarnęłam ją z bibliotecznej półki. Napisana jest przystępnej formie, informacje są przekazane w dość przystępny sposób, aczkolwiek w moim odczuciu osoby zupełnie zielone w temacie depresji mogą nie do końca ogarniać. Dla mnie osobiście najciekawsze były testy - ich rozwiązywanie dawało najwięcej. Bardzo przydatna sprawa – mogłoby być ich nawet więcej. Jednym z ciekawszych rozdziałów w moim odczuciu jest ten pt. Demografia depresji., w którym autorka wskazywała na to skąd może brać się depresja w różnych grupach społecznych. Ciekawym jest także propozycja autorki, żeby przy leczeniu depresji zastosować program 12 kroków, który jest stosowany w grupach AA (oczywiście z drobnymi modyfikacjami).
Chcąc pomóc komukolwiek, NIE WOLNO kwestionować jego uczuć. Można starać się pokazać fakty i zdarzenia z innej perspektywy, można, a nawet trzeba ocenić sytuację pod kątem różnych rozwiązań, ale niczyim uczuciom zaprzeczać nie wolno.

Czy polecam książkę Bo jesteś człowiekiem, czyli jak żyć z depresją, ale nie w depresji? Owszem, w szczególności osobom, które mają już jako taką wiedzę na temat depresji, żeby wiedzieć o czym pisze autorka. Ci, którzy czyją, że ich podstawy wiedzy dotyczącej tej choroby są dość marne – mogą się pogubić. Ja osobiście z chęcią kiedyś sięgnę jeszcze po książki pani Ewy Woydyłło, może nawet przy najbliższej wizycie w bibliotece zgarnę kolejną z półki.



wtorek, 6 grudnia 2016

Zrób sobie mikołajki, czyli mikołajkowy stosik ( #11/2016)

No czas na kolejny stosiczek...
Powinnam zrobić sobie szlaban na książki, ale to takie trudne;)


Klin
osiem kroków tanga
płytkie nacięcie
Trzej muszkieterowie t.4-6
Kupione w Dedalusie;)

Tajemnica gwiazdkowego puddingu
Kwiat kalafiora
Kokaina
Mówca umarłych
Niechciane
z biblioteki kluczborskiej

Australia za 8 dolarów. Busem przez świat.pl
Błękitna godzina
egzemplarze recenzenckie




Żmija
kupione na Wrocławskich Targach Dobrej Książki

Nowe życie
Mój psycholog nazywa się Jezus
Rodzina slow
egzemplarze recenzenckie

Kot, który lubił wełnę
Sekta egoistów
z biblioteki wrocławskiej

Czytaliście coś z tych książek?


czwartek, 1 grudnia 2016

"Pochłaniacz" Katarzyna Bonda

Tytuł: Pochłaniacz
Autor: Katarzyna Bonda
Cykl: Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Muza
Czyta: Agata Kulesza
Długość: 18 h 37 min
Ocena: 4/6


Nie ganiaj za ludźmi, nie muszą cię lubić. Ci, którzy pasują do ciebie, znajdą cię i zostaną.






Przygodę z twórczością Katarzyny Bondy zaczęłam od jej debiutu pt. Sprawa Niny Frank. Od zapoznania się z tamtą lekturą minęło już trochę czasu, więc postanowiłam zabrać się zabrać się za pierwszy tom Czterech Żywiołów Saszy Załuskiej pt. Pochłaniacz.
Cieszył się, gdy pomagał ludziom. Uważał, że jeśli pomoże jednej, choćby całkiem anonimowej osobie, to jakby zbawił cały świat. Często przytaczał opowieść o meduzach wyrzuconych na brzeg. Nie można uratować wszystkich, ale jeśli się uda chociaż kilka, dla nich samych ma to wielkie znaczenie.

Pochłaniacz jest pierwszym tomem tetralogii kryminalnej z Saszą Załuską w roli głównej. Jest ona przede wszystkim profilerką policyjną, a także matką 6-letniej córeczki, byłą policjantką i alkoholiczką, która od 7 lat nie tknęła alkoholu. W tej książce pojawia się także wiele innych bohaterów, jednak to właśnie ona wzbudziła moją największą sympatię. Po drodze spotykamy mafię, szmuglowanie, charyzmatycznego księdza oraz środowisko muzyczne, wszystko splecione razem w wiele wątków obyczajowo kryminalnych, z naciskiem na obyczajowe...

Zima 1993. Tego samego dnia, w niejasnych okolicznościach, ginie nastoletnie rodzeństwo. Oba zgony policja kwalifikuje jako tragiczne, niezależne od siebie wypadki.

Wielkanoc 2013. Po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield na Wybrzeże powraca Sasza Załuska. Do profilerki zgłasza się Paweł „Buli” Bławicki, właściciel klubu muzycznego w Sopocie. Podejrzewa, że jego wspólnik - były piosenkarz i autor przeboju Dziewczyna z północy - chce go zabić. Załuska ma mu dostarczyć na to dowody. Profilerka niechętnie angażuje się w sprawę. Kiedy jednak dochodzi do strzelaniny, Załuska zmuszona jest podjąć wyzwanie. Szybko okazuje się, że zabójstwo w klubie łączy się ze zdarzeniami z 1993 roku, a zamordowany wiedział, kto jest winien śmierci rodzeństwa. Jednym z kluczy do rozwiązania zagadki może okazać się piosenka sprzed lat.
                                                                       opis z okładki

Pochłaniacz jest książką, z którą zapoznałam się w formie audiobooka w bardzo dobrej interpretacji Agaty Kuleszy. Świetnie sobie poradziła z tym zadaniem. A jak sama książka? Słuchało mi się jej naprawdę przyjemnie. Moim zdaniem pomysł na fabułę dość ciekawy, aczkolwiek niezbyt dobrze wykorzystany. Jak dla mnie było zbyt dużo wątków obyczajowych. Zdecydowanie za dużo, jak na lekturę, która ma być kryminałem. To bym zminimalizowała, zdecydowanie. No i dodałabym kapkę więcej pazura głównej bohaterce. Język jakim operuje Bonda jest niezbyt wyróżniający, taki dość średni i przeciętny, styl, taki dość w miarę. Najciekawszym dla mnie okazał się wątek osmologii (jak nie wiesz co to jest – sprawdź w Internecie lub przeczytaj książkę;). Generalnie jak dla mnie to takie, dość dobre czytadło, ale jednak nie powaliła mnie na mnie na kolana. Głównie przez zbyt małą ilość intrygi i zbyt dużą ilością wątków obyczajowych.
Przypomniało się jej powiedzenie matki, która ostrzegała ją wiele razy, by nie dała się wciągnąć w nielegalne interesy. Jeśli coś może w twoim planie pójść nie tak, dokładnie tak będzie. Poza tym zdarzą się jeszcze inne, nieprzewidziane okoliczności. Nie ma sytuacji idealnych. Nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego.

Czy polecam Pochałaniacza? Jako kryminalne czytadło to i owszem. Fakt, książka jest wciągająca, jednak nie zmienia to faktu, że nie jest to jakaś bardzo ambitna lektura. Mi osobiście o wiele lepiej przypadły do gustu tomy z Sagi o Lipowie Katarzyny Puzyńskiej.

Katarzyna Bonda


środa, 30 listopada 2016

Hadzine dyskusje: Ocena ocenie nierówna, czyli o trudnej sztuce oceniania książek


Pisanie jakichkolwiek recenzji nierozerwalnie łączy się z wystawieniem jakiejś oceny opisywanej książce czy innemu obiektowi naszej opinii. Skale są różne... Niektórzy wystawiają oceny jak w szkole, czyli w skali od 1-6, inni zaś od 1-10. No i wszystko dzieje się w najróżniejszych formach – na przykład przyznawania odpowiedniej ilości gwiazdek. Jednak czy ta sama ocena przy różnych przedmiotach opinii oznacza to samo? Moim zdaniem nie. Od czego to według mnie zależy?



Przede wszystkim kategorii ocen. Jedna książka może być całkiem sympatycznym, lekkim i przyjemnym czytadłem. Fakt, że dobrze się z nim bawiłam nie zmienia tego, że to jest czytadło. Tak było na przykład z Igrając z ogniem Tess Gerritsen. Ale jednak praktycznie tę samą ocenę dostałą ode mnie książka pt. Moje córki krowy, która wręcz wbiła mnie w fotel. Dlaczego? Ponieważ oceniałam książki w zupełnie różnych kategorii – Igrając z ogniem jest czytadłem, a Moje córki krowy jest powieścią psychologiczną. Piątka w kategorii czytadeł, a piątka w kategorii książek psychologicznych, tych związanych np. z chorobą nowotworową to zupełnie różne oceny. Poza tym różnorodność gatunków i rozeznanie w nich. Miłośnikowi kryminałów trudno będzie ocenić romanse czy fantastykę i na odwrót. Tak w zasadzie trudno o obiektywną ocenę dzieła literackiego czy filmowego, bo na to wpływają przede wszystkim doświadczenia czytającego, a także jego nastrój, etap życia na jakim aktualnie jest. To nie jest matematyka, w której 2+2 jest zawsze 4 – niezależnie od tego kto ocenia. Moim zdaniem duży wpływ na ocenę ma także wiek oceniającego. Bardzo dobrze to widać po książkach młodzieżowych. Serię o przygodach Ali Makota inaczej oceni dorastająca dziewczyna/nastolatka, a inaczej dojrzała, dorosła kobieta. Czyż nie?

Skoro ocena ocenie nie równa to warto wystawiać oceny?
Sama się nad tym zastanawiam... 
Jak Wy się na to zapatrujecie?
Czy dla Was każda ocena jest taka sama, równa?

piątek, 25 listopada 2016

"Barcelona. Stolica Polski" Ewa Wysocka





Tytuł: Barcelona. Stolica Polski
Autor: Ewa Wysocka
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 320
Ocena: 4,5/6








Barcelona... Stolica Katalonii, miasto, w którym dzieje się akcja powieści Zafona – Cień Wiatru. To też stolica regionu o nazwie Katalonia, który jest nazywany tam... Polską. I właśnie o tym mieście i rejonie pisze Ewa Wysocka w swojej książce pt. Barcelona. Stolica Polski. 

Kto by pomyślał, że najpopularniejszy w Katalonii program satyryczny ma tytuł „Polònia”, a emisja kończy się słowem „Koniec”, które znają wszyscy? Wszakże w dzieciństwie byli „karmieni” polskimi kreskówkami takimi jak Bolek i Lolek. Katalończycy kochają Mrożka i Kantora, a spacer po mieście zaprowadzi nas do miejsc, gdzie chodził Chopin, Anders, Kapuściński i Gombrowicz. Po drodze znajdziemy polskie restauracje i sklepy, gdzie można kupić suchą krakowską, która jednak w niczym nie przypomina polskiego specjału. W katedrze wisi obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, a sukces klubu Barҫa zaczął się od polskiego piłkarza, który grał tam bez wynagrodzenia.
W czasach Franco „bycie Polakiem” nabrało w Barcelonie wyjątkowego znaczenia. Najpierw pejoratywnego, nadanego z zewnątrz przez mieszkańców innych regionów — miało ośmieszać. Jednak Katalończycy ze swoim nieco przytłumionym, śródziemnomorskim temperamentem, zamiast odwracać się do nas plecami i wstydzić się, że w całej Hiszpanii przezywają ich „Polakami”, otworzyli przed nami ramiona. Przyjęli jak swoich i zaadoptowali. Więcej — wykorzystali i wykorzystują nadane im słowiańskie pochodzenie. Polski tu jest na pęczki. I od lat ta katalońska, lokalna, miesza się z naszą, przyjezdną. I nie są to mieszanki ciężkostrawne. Polskie tytuły mają programy telewizyjne i książki. I mimo innych korzeni wzajemnie otwieramy się na nasze kultury i uzupełniamy. My płaczemy nad Wyznaję Jaume Cabrégo, a oni zrywają boki, czytając opowiadania Sławomira Mrożka. Nam smakuje salsa romesco, a oni w nowo otwartym polskim barze uczą się jeść śledzie i ruskie pierogi.
                                                             opis z okładki

Ewa Wysocka to korespondentka Polskiego Radia w Barcelonie i to ona właśnie jest autorką reportażu pt. Barcelona. Stolica Polski. Jest to książka naprawdę ciekawa – pełna ciekawostek oraz wielu fotografii z różnych okresów tego miasta. Jest podzielona na wiele krótszych rozdziałów co sprawia, że lektura idzie szybko i przyjemnie. Ponadto język, jakim operuje autorka jest na dość wysokim poziomie – jest jakby mówiony, opowiadany – widać, że pani Ewa Wysocka jest radiowce, że ma dar do mówienia, co właśnie przelewa w swoim reportażu. Widoczne są powiązania pomiędzy Polską a Katalonią, co zdecydowanie może zaintrygować wielu polskich czytelników. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, dowiedziałam się z niej naprawdę wielu ciekawostek. A apetyt jeszcze podsyciły fotografie – nie jakieś bardzo podrasowane, a wręcz przeciwnie. Czarno – białe, jakby wycięte ze starych gazet. Wszystko sprawiło że,  aż zapragnęłam odwiedzić kiedyś w końcu Barcelonę... Może kiedyś się uda. 

Komu polecam reportaż Barcelona. Stolica Polski? Przede wszystkim miłośnikom Hiszpanii, Katalonii oraz Barcelony. A także osobom ciekawym świata oraz połączeń i powiązań Polski z innymi krajami. No i ciekawym historii i kultury Europy, a w szczególności tamtego rejonu naszego kontynentu. Zdecydowanie może się spodobać także miłośnikom wszelakiej literatury podróżniczej. Generalnie polecam.

Za możliwość książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy

Książka bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi IV



wtorek, 22 listopada 2016

"Trawers" Remigiusz Mróz

Tytuł: Trawers
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Trylogia z komisarzem Forstem
Czyta: Krzysztof Gosztyła
Długość: 16 h. 49 min.
Ocena: 4,5/6



Fakty to tylko ustalony przez kogoś, utrwalony stan rzeczy.








Twórczość Remigiusza Mroza robi furorę już od dłuższego czasu -sama już ją znam od dłuższego czasu. Zaczęłam od Ekspozycji – pierwszej części trylogii z komisarzem Forstem. Przewieszenia – tej drugiej – jeszcze nie czytałam, choć czeka na swoją kolej półce. Jednak miałam okazję zapoznania się z trzecią - Trawersem w postaci audiobooka w interpretacji Krzysztofa Gosztyły.
Wszystkie pożary zgasły. Zostały tylko zgliszcza.
Grupa uchodźców miała zostać w Kościelisku tylko przez trzy dni. Wójt zakwaterował ich w sali gimnastycznej, czekając, aż rząd znajdzie dla nich stałe miejsce pobytu. Wszystko zmieniło się, gdy przypadkowy turysta został odnaleziony martwy na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy. Odcięto mu opuszki palców, wybito wszystkie zęby, a w ustach umieszczono syryjską monetę. Czy Bestia z Giewontu powróciła? A może to któryś z uchodźców jest winny? Rozpoczyna się nagonka medialna, a wraz z nią śledztwo prowadzone przez Dominikę Wadryś-Hansen. Tymczasem Wiktor Forst wsiąka coraz bardziej w więzienny świat, zupełnie nieświadomy tego, że na wolności jest ktoś, kto liczy na jego ratunek…

                                                                                 opis z okładki

Na początku zapoznawania się z Trawersem musiałam połapać się o co tak w zasadzie chodzi, jednak nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Mamy tutaj przede wszystkim Wiktora Forsta, którego lubię, choć nie tak bardzo jak Joannę Chyłkę, która i tutaj się pojawia ku mojej wielkiej uciesze. Jakoś wyjątkowo polubiłam także Wadryś – Hansen. A co do samej książki... Zdecydowanie jest przepełniona akcją, jednak z umiarem, co jest zasadniczym plusem. Wielką zaletą jest także aktualność tej pozycji – chociażby w temacie uchodźców. Kolejnym pozytywem jest także zagłębianie się w psychikę bohaterów – na przykład Forsta po więziennych perturbacjach. Styl Mroza jest... no cóż... Charakterystyczny dla niego samego - niezbyt skomplikowany, jednak nie prostacki. Świetnie nadaje się do akcji, która się toczy, nie na łeb na szyje ani nie w żółwim tempie. Jak na mój gust mogłoby być więcej zwrotów akcji i mogłaby się toczyć ciut szybciej... Choć jest to moje drugie spotkanie z Wiktorem Forstem, jednak już teraz wiem, że Joannę Chyłkę lubię o wiele bardziej. Nie, nie, nie, to nie oznacza, że nie lubię Forsta w ogóle... Lubię, ale po prostu moją imienniczkę darzę o wiele większą sympatią za jej ironię i poczucie humoru. Nie mam wykształcenia pracowniczego, a tematyka prawnicza nie należy do moich kręgów zainteresowań, więc na temat autentyczności prawniczych zagadnień i ich autentyczności się nie wypowiem.
Polska zapomniała o tym, jak jej obywatele kilkadziesiąt lat temu rozpierzchli się po całej Europie, szukając ratunku, pomocy i miejsc, w których mogli walczyć z okupantem. Zapomniała o tym, jak wyglądają ludzie pozbawieni kraju. I stała się państwem wstydu.


Moją przygodę z Trawersem mogę uznać zdecydowanie za udaną. Komu ją polecam? Wszystkim miłośnikom kryminałów, akcji toczącej się w odpowiednim tempie, sporej dawki intrygi oraz entuzjastów Tatr. Ciekawe zakończenie trylogii, którą polecam, bo zabawa z tą lekturą uważam za udana. 
Remigiusz Mróz
na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie





Większość osób nie poruszały suche liczby, empatia ludzka znacznie lepiej sprawdzała się, kiedy obcowało się z tragedią jednego, konkretnego człowieka. W przypadku Forsta było jednak odwrotnie. Przez lata służby w wydziale zabójstw naoglądał się śmierci z bliska, oswoił się z nią. Zawodowa konieczność sprawiła, że odcinał się od osobistych tragedii. Natomiast liczby robiły na nim wrażenie.







piątek, 18 listopada 2016

"Jestem takim samym człowiekiem" Wiktor Okrój






Tytuł: Jestem takim samym człowiekiem
Autor: Wiktor Okrój
Wydawnictwo: E-bookowo.pl
Ocena: 6/6








Nigdy nie lubiłam stereotypów, zwłaszcza dotyczących niepełnosprawności. Może dzięki temu,, że kontakt z osobami niepełnosprawnymi miałam od zawsze. Zaczęło się od sąsiada – rówieśnika na wózku i przedszkola z oddziałami integracyjnymi. Później już bardziej świadomie przez różne formy wolontariatu polegającego na pomocy niepełnosprawnym. W ten ostatni sposób poznałam J. z którą pojechałam na Światowe Dni Młodzieży o czym pisałam tutaj. Właśnie tam nawiązałam nowe kontakty z ludźmi niepełnosprawnymi oraz innymi wolontariuszami i zauważyłam jeszcze więcej stereotypów dotyczących niepełnosprawnych. Te stereotypy obala pewien chłopak na wózku w swoim tomiku pod wymownym tytułem Jestem takim samym człowiekiem.

Wiersze zawarte w tomiku Jestem takim samym człowiekiem czytałam już po poznaniu Wiktora na Targach książki w Krakowie, gdzie przez 2 dni przedzierałam się z nim między targowymi stoiskami i widziałam miny ludzi na naszą przedziwną dwójkę – pulchną dziewczynę z czerwoną szminką na ustach ucieszoną od ucha do ucha i drobnego, niewyraźnie mówiącego chłopaka. Niektórzy mieli przerażone miny. Inni patrzyli się na mnie z politowaniem lub podziwem jak na kobietę – herosa, która podejmuje się pchania chłopaka na wózku i (o zgrozo!) może być jego partnerką (tak, niektórzy nas tak traktowali). Wydaje mi się, że to za sprawą tego, że traktowałam go najzwyczajniej w świecie... I o tej normalności pisze Wiktor w swoich wierszach. 

Jestem takim samym człowiekiem to wiersze będące w zasadzie tekstami piosenek, bo poza poezją Wiktor tworzy także muzykę. Pisze o normalności w nieco nienormalnym, schorowanym ciele, o muzyce, Krakowie... Brak tu napuszonego słownictwa, pięknych nadętych mów – wszystko płynie prosto z serca. Polecam ten tomik wierszy każdemu, szczególnie wszystkim pełnosprawnym, żeby mogli bardziej poznać spojrzenie na świat wózkowicza. W końcu to taki sam człowiek.... 

Wiktor Okrój

z Wiktorem na Targach

wtorek, 15 listopada 2016

"Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem" Piotr Kitrasiewicz

Tytuł: Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem
Autor: Piotr Kitrasiewicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Ilość stron: 352
Ocena: 3/6



Wydało mi się, że mówi z sensem, a nawet, iż dzieli się ze mną wielką, genialną wizją. To był chyba szczyt mojego zaczadzenia jego ideologią i planami, a także osobowością.






II Woja Światowa to ulubiony etap historii naszego kraju. Wiem, to brzmi bardzo dziwnie... II Wojnę Światową pamiętają moi dziadkowie oraz ich znajomi, co doskonale wiem z ich opowieści. Część historii znam z Kresów Wschodnich od Dziadka, który stamtąd pochodzi (Babcia zresztą też, ale jest rocznik 1940 więc z wojny nic nie pamięta). Inną część historii znam stąd, ze Śląska (które było niemieckie) i zza Prosny, czyli z centralnej Polski, Historia mojej rodziny jest dość zakręcona i II Wojny Światowej wywarła na niej właśnie bardzo duże wrażenie. No i właśnie dlatego tak bardzo interesuję się tą tematyką i właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po książkę Piotra Kitrasiewicza  pt. Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem.
1940 roku w polskiej Szkole Podchorążych Camp de Coëtquidan we Francji, obozie szkoleniowym dla wojsk RP walczących u boku francuskiego sojusznika. Dwaj ochotnicy rozmawiają o łysiejącym postawnym mężczyźnie, do którego kadra odnosi się nieco inaczej niż do pozostałych. Zdziwieni ochotnicy dowiadują się, że wśród nich jest dyplomata o którym pisano w gazetach, jeden z najbliższych współpracowników ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. Pewnej niedzieli nawiązują z nim rozmowę. Lipski opowiada im o swoim życiu na placówce berlińskiej, kontaktach z Niemcami, odprężeniu w stosunkach między Rzeczpospolitą a Trzecią Rzeszą, a następnie nieoczekiwanym zwrocie politycznym, który w rezultacie doprowadził do wojny.
Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem to książka, za którą zabrałam się z dość dużym entuzjazmem i nadzieją na dobry kawał lektury. Zaczęłam czytać i okazało się jak bardzo się myliłam. Liczyłam, na o wiele lepszą pozycję, ale jednak trochę się zwiodłam. Tak, wiem, że książka jest oparta na faktach, że to nasza historia, ale jednak nie zbyt ciekawie podana. Na dobrą sprawę ani do powieść historyczna z ciekawą fabułą ani to książka popularno-naukowa. Język i styl pisarza za to są na dość dobrym, wysokim poziomie. Przynajmniej tyle dobrze. Książkę czytało mi się dość szybko, głównie właśnie za sprawą stylu w jakim została napisana ta pozycja. Jednak to i tak nie ratuje książki, która w moim odczuciu jest po prostu przeciętna...

Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem to książka niewyróżniająca się ani na plus ani na minus. Jest znośna, można przeczytać, nie mówię, że nie... Niby powieść historyczna, ale jednak fabuła niezbyt porywa. A do popularno-naukowej jeszcze daleko... Wiem, że temat ważny, ale jednak mnie osobiście książka nie zachwyciła.

Adolf Hitler rozmawia z Józefem Lipskim

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG.

środa, 9 listopada 2016

"Barbara Rosiek Inna Perspektywa" Barbara Rosiek, Joanna Polis

Tytuł: Barbara Rosiek Inna Perspektywa
Autor: Barbara Rosiek, Joanna Polis
Wydawnictwo: Mawit Druk
Ilość stron: 192
Ocena: 6/6



Wolność... Zawsze chciałam być wolnym człowiekiem, a ucieczka w nałogi paradoksalnie na początku była wolnością.






Barbara Rosiek jest jednoznacznie kojarzona z jej Pamiętnikiem narkomanki, później tworzyła także kolejne książki dotyczące problemu narkomanii. Jednak ostatnio powstał wywiad – rzeka z Barbarą Rosiek prowadzony przez Joanna Polis pt. Barbara Rosiek Inna perspektywa i to właśnie za niego postanowiłam się ostatnio zabrać.

Joanna Polis w swoim wywiadzie zadaje Barbarze Rosiek pytania intymne, mocno prywatne... O historię uzależnienia, wybór studiów psychologicznych, o to dlaczego nie została matką, o czym marzy... No a ona nie boi się na nie odpowiadać i odpowiada szczerze... No i wszystko okraszone sporą ilością zdjęć z archiwum prywatnego Barbary Rosiek. Dzięki tej książce patrzymy na naczelną narkomankę kraju z zupełnie innej perspektywy. Może właśnie stąd ten tytuł? Co ciekawe pomiędzy Joanną Polis a Barbarą Rosiek widać nić porozumienia oraz sympatii, co daje naprawdę wiele wywiadowi.
Lubię drażnić mego czytelnika, dobrze się TU bawię. I niech tak pozostanie. Kocham moje wewnętrzne sprzeczności. Kto tak naprawdę się w tym połapie, kiedy sama zacieram granice jawy i snu, szaleństwa i rozkoszy.

Barbara Rosiek Inna Perspektywa to bardzo ciekawy wywiad, który czytałam z zapartym tchem. Wszystko dzięki umiejętnemu zadawaniu pytań przez autorkę oraz szczerym i dogłębnym odpowiedziom Barbary Rosiek. Książkę czytałam zaraz po spotkaniu z panią Barbarą w Krakowie na Targach książki, co wzmocniło ukazanie jej nie tylko jako narkomanki, al przede wszystkim kobiety, pani psycholog, poetki... W zasadzie o narkomanii jest tu mało co, ale moim zdaniem to bardzo dobrze, ponieważ możemy dzięki temu wywiadowi spojrzeć, na panią Barbarę nie tylko przez pryzmat uzależnienia. Jednak ciekawym dla mnie jest fragment Pamiętnika usuniętego przez cenzora. I coś co najbardziej zapadło mi w pamięć to marzenie Barbary Rosiek – wieczorek poetycki i ani jednego pytania z widowni dotyczącego narkomanii.
Prozę można przekłamać, poezja odkrywa duszę i wszystko można z niej wyczytać o autorze, oczywiście dla tych, którzy to potrafią zrobić.

Czy polecam Inną perspektywę? Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo... Koniecznie sięgnijcie po tę książkę, a ja sama także przeczytam pozostałe książki Barbary Rosiek.



niedziela, 6 listopada 2016

Hadzia w podróży: Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie (27-30.10.2016) - sobota i niedziela


No i czas na kolejne migawki z Targów;)


Przyszła sobota...
Dzień, w którym w Expo Kraków pojawiły się tłumy...



A ja wybrałam się na spotkanie z Katarzyną Puzyńską, która okazała się naprawdę sympatyczną kobietą. 




A najważniejsze spotkanie miało odbyć się zaraz później - z Markiem Krajewskim.
Postanowiłam sobie, że choćby żabami z nieba padało - pójdę na spotkanie z nim. I oto najważniejsze zdjęcie z Targów - z p. Markiem: 


Marek Keajewski to naprawdę genialny autor, uwielbiam jego książki, podążać po Wrocławiu opisywany w jego książkach. No i okazało się, że zna mojego nauczyciela łaciny z liceum (tak, liceum we Wrocławiu;)



Był i Robert Janowski.



I Grzegorz Kasdepke, którego autograf zdobyłam da 9-letniego kuzyna.



No i nie mogło zabraknąć Remigiusza Mroza, ale jednak nie miałam siły ani ochoty stać w długaśnej kolejce do niego.



Przyszła niedziela, a wraz z nią spotkanie z Barbarą Rosiek, której Pamiętnik Narkomanki czytałam mając 13 lat.



No i jeszcze kilka migawek

Z Olą z bloga Ja, Kaczuszka.
Tak, wiem, że na tym zdjęciu mam zeza

Tłumy na Targach




Jakie są moje wrażenia?
Organizacyjnie - dość średnio. Moim zdaniem te w Warszawie były o wiele lepiej zorganizowane. Tutaj brakowało oddzielenia kas od Vipowskiego wejścia.
Po wyjściu z budynku nie można było do niego wrócić.
Nie było gdzie spokojnie siąść, poza kawałkiem podłogi....
Byliście na Targach?
Jak Wam się podobało?
Jakie są Wasze wrażenia?