Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy nie gęsi IV. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polacy nie gęsi IV. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 listopada 2016

"Barcelona. Stolica Polski" Ewa Wysocka





Tytuł: Barcelona. Stolica Polski
Autor: Ewa Wysocka
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 320
Ocena: 4,5/6








Barcelona... Stolica Katalonii, miasto, w którym dzieje się akcja powieści Zafona – Cień Wiatru. To też stolica regionu o nazwie Katalonia, który jest nazywany tam... Polską. I właśnie o tym mieście i rejonie pisze Ewa Wysocka w swojej książce pt. Barcelona. Stolica Polski. 

Kto by pomyślał, że najpopularniejszy w Katalonii program satyryczny ma tytuł „Polònia”, a emisja kończy się słowem „Koniec”, które znają wszyscy? Wszakże w dzieciństwie byli „karmieni” polskimi kreskówkami takimi jak Bolek i Lolek. Katalończycy kochają Mrożka i Kantora, a spacer po mieście zaprowadzi nas do miejsc, gdzie chodził Chopin, Anders, Kapuściński i Gombrowicz. Po drodze znajdziemy polskie restauracje i sklepy, gdzie można kupić suchą krakowską, która jednak w niczym nie przypomina polskiego specjału. W katedrze wisi obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, a sukces klubu Barҫa zaczął się od polskiego piłkarza, który grał tam bez wynagrodzenia.
W czasach Franco „bycie Polakiem” nabrało w Barcelonie wyjątkowego znaczenia. Najpierw pejoratywnego, nadanego z zewnątrz przez mieszkańców innych regionów — miało ośmieszać. Jednak Katalończycy ze swoim nieco przytłumionym, śródziemnomorskim temperamentem, zamiast odwracać się do nas plecami i wstydzić się, że w całej Hiszpanii przezywają ich „Polakami”, otworzyli przed nami ramiona. Przyjęli jak swoich i zaadoptowali. Więcej — wykorzystali i wykorzystują nadane im słowiańskie pochodzenie. Polski tu jest na pęczki. I od lat ta katalońska, lokalna, miesza się z naszą, przyjezdną. I nie są to mieszanki ciężkostrawne. Polskie tytuły mają programy telewizyjne i książki. I mimo innych korzeni wzajemnie otwieramy się na nasze kultury i uzupełniamy. My płaczemy nad Wyznaję Jaume Cabrégo, a oni zrywają boki, czytając opowiadania Sławomira Mrożka. Nam smakuje salsa romesco, a oni w nowo otwartym polskim barze uczą się jeść śledzie i ruskie pierogi.
                                                             opis z okładki

Ewa Wysocka to korespondentka Polskiego Radia w Barcelonie i to ona właśnie jest autorką reportażu pt. Barcelona. Stolica Polski. Jest to książka naprawdę ciekawa – pełna ciekawostek oraz wielu fotografii z różnych okresów tego miasta. Jest podzielona na wiele krótszych rozdziałów co sprawia, że lektura idzie szybko i przyjemnie. Ponadto język, jakim operuje autorka jest na dość wysokim poziomie – jest jakby mówiony, opowiadany – widać, że pani Ewa Wysocka jest radiowce, że ma dar do mówienia, co właśnie przelewa w swoim reportażu. Widoczne są powiązania pomiędzy Polską a Katalonią, co zdecydowanie może zaintrygować wielu polskich czytelników. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, dowiedziałam się z niej naprawdę wielu ciekawostek. A apetyt jeszcze podsyciły fotografie – nie jakieś bardzo podrasowane, a wręcz przeciwnie. Czarno – białe, jakby wycięte ze starych gazet. Wszystko sprawiło że,  aż zapragnęłam odwiedzić kiedyś w końcu Barcelonę... Może kiedyś się uda. 

Komu polecam reportaż Barcelona. Stolica Polski? Przede wszystkim miłośnikom Hiszpanii, Katalonii oraz Barcelony. A także osobom ciekawym świata oraz połączeń i powiązań Polski z innymi krajami. No i ciekawym historii i kultury Europy, a w szczególności tamtego rejonu naszego kontynentu. Zdecydowanie może się spodobać także miłośnikom wszelakiej literatury podróżniczej. Generalnie polecam.

Za możliwość książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy

Książka bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi IV



wtorek, 22 listopada 2016

"Trawers" Remigiusz Mróz

Tytuł: Trawers
Autor: Remigiusz Mróz
Cykl: Trylogia z komisarzem Forstem
Czyta: Krzysztof Gosztyła
Długość: 16 h. 49 min.
Ocena: 4,5/6



Fakty to tylko ustalony przez kogoś, utrwalony stan rzeczy.








Twórczość Remigiusza Mroza robi furorę już od dłuższego czasu -sama już ją znam od dłuższego czasu. Zaczęłam od Ekspozycji – pierwszej części trylogii z komisarzem Forstem. Przewieszenia – tej drugiej – jeszcze nie czytałam, choć czeka na swoją kolej półce. Jednak miałam okazję zapoznania się z trzecią - Trawersem w postaci audiobooka w interpretacji Krzysztofa Gosztyły.
Wszystkie pożary zgasły. Zostały tylko zgliszcza.
Grupa uchodźców miała zostać w Kościelisku tylko przez trzy dni. Wójt zakwaterował ich w sali gimnastycznej, czekając, aż rząd znajdzie dla nich stałe miejsce pobytu. Wszystko zmieniło się, gdy przypadkowy turysta został odnaleziony martwy na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy. Odcięto mu opuszki palców, wybito wszystkie zęby, a w ustach umieszczono syryjską monetę. Czy Bestia z Giewontu powróciła? A może to któryś z uchodźców jest winny? Rozpoczyna się nagonka medialna, a wraz z nią śledztwo prowadzone przez Dominikę Wadryś-Hansen. Tymczasem Wiktor Forst wsiąka coraz bardziej w więzienny świat, zupełnie nieświadomy tego, że na wolności jest ktoś, kto liczy na jego ratunek…

                                                                                 opis z okładki

Na początku zapoznawania się z Trawersem musiałam połapać się o co tak w zasadzie chodzi, jednak nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Mamy tutaj przede wszystkim Wiktora Forsta, którego lubię, choć nie tak bardzo jak Joannę Chyłkę, która i tutaj się pojawia ku mojej wielkiej uciesze. Jakoś wyjątkowo polubiłam także Wadryś – Hansen. A co do samej książki... Zdecydowanie jest przepełniona akcją, jednak z umiarem, co jest zasadniczym plusem. Wielką zaletą jest także aktualność tej pozycji – chociażby w temacie uchodźców. Kolejnym pozytywem jest także zagłębianie się w psychikę bohaterów – na przykład Forsta po więziennych perturbacjach. Styl Mroza jest... no cóż... Charakterystyczny dla niego samego - niezbyt skomplikowany, jednak nie prostacki. Świetnie nadaje się do akcji, która się toczy, nie na łeb na szyje ani nie w żółwim tempie. Jak na mój gust mogłoby być więcej zwrotów akcji i mogłaby się toczyć ciut szybciej... Choć jest to moje drugie spotkanie z Wiktorem Forstem, jednak już teraz wiem, że Joannę Chyłkę lubię o wiele bardziej. Nie, nie, nie, to nie oznacza, że nie lubię Forsta w ogóle... Lubię, ale po prostu moją imienniczkę darzę o wiele większą sympatią za jej ironię i poczucie humoru. Nie mam wykształcenia pracowniczego, a tematyka prawnicza nie należy do moich kręgów zainteresowań, więc na temat autentyczności prawniczych zagadnień i ich autentyczności się nie wypowiem.
Polska zapomniała o tym, jak jej obywatele kilkadziesiąt lat temu rozpierzchli się po całej Europie, szukając ratunku, pomocy i miejsc, w których mogli walczyć z okupantem. Zapomniała o tym, jak wyglądają ludzie pozbawieni kraju. I stała się państwem wstydu.


Moją przygodę z Trawersem mogę uznać zdecydowanie za udaną. Komu ją polecam? Wszystkim miłośnikom kryminałów, akcji toczącej się w odpowiednim tempie, sporej dawki intrygi oraz entuzjastów Tatr. Ciekawe zakończenie trylogii, którą polecam, bo zabawa z tą lekturą uważam za udana. 
Remigiusz Mróz
na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie





Większość osób nie poruszały suche liczby, empatia ludzka znacznie lepiej sprawdzała się, kiedy obcowało się z tragedią jednego, konkretnego człowieka. W przypadku Forsta było jednak odwrotnie. Przez lata służby w wydziale zabójstw naoglądał się śmierci z bliska, oswoił się z nią. Zawodowa konieczność sprawiła, że odcinał się od osobistych tragedii. Natomiast liczby robiły na nim wrażenie.







wtorek, 15 listopada 2016

"Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem" Piotr Kitrasiewicz

Tytuł: Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem
Autor: Piotr Kitrasiewicz
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Ilość stron: 352
Ocena: 3/6



Wydało mi się, że mówi z sensem, a nawet, iż dzieli się ze mną wielką, genialną wizją. To był chyba szczyt mojego zaczadzenia jego ideologią i planami, a także osobowością.






II Woja Światowa to ulubiony etap historii naszego kraju. Wiem, to brzmi bardzo dziwnie... II Wojnę Światową pamiętają moi dziadkowie oraz ich znajomi, co doskonale wiem z ich opowieści. Część historii znam z Kresów Wschodnich od Dziadka, który stamtąd pochodzi (Babcia zresztą też, ale jest rocznik 1940 więc z wojny nic nie pamięta). Inną część historii znam stąd, ze Śląska (które było niemieckie) i zza Prosny, czyli z centralnej Polski, Historia mojej rodziny jest dość zakręcona i II Wojny Światowej wywarła na niej właśnie bardzo duże wrażenie. No i właśnie dlatego tak bardzo interesuję się tą tematyką i właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po książkę Piotra Kitrasiewicza  pt. Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem.
1940 roku w polskiej Szkole Podchorążych Camp de Coëtquidan we Francji, obozie szkoleniowym dla wojsk RP walczących u boku francuskiego sojusznika. Dwaj ochotnicy rozmawiają o łysiejącym postawnym mężczyźnie, do którego kadra odnosi się nieco inaczej niż do pozostałych. Zdziwieni ochotnicy dowiadują się, że wśród nich jest dyplomata o którym pisano w gazetach, jeden z najbliższych współpracowników ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. Pewnej niedzieli nawiązują z nim rozmowę. Lipski opowiada im o swoim życiu na placówce berlińskiej, kontaktach z Niemcami, odprężeniu w stosunkach między Rzeczpospolitą a Trzecią Rzeszą, a następnie nieoczekiwanym zwrocie politycznym, który w rezultacie doprowadził do wojny.
Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem to książka, za którą zabrałam się z dość dużym entuzjazmem i nadzieją na dobry kawał lektury. Zaczęłam czytać i okazało się jak bardzo się myliłam. Liczyłam, na o wiele lepszą pozycję, ale jednak trochę się zwiodłam. Tak, wiem, że książka jest oparta na faktach, że to nasza historia, ale jednak nie zbyt ciekawie podana. Na dobrą sprawę ani do powieść historyczna z ciekawą fabułą ani to książka popularno-naukowa. Język i styl pisarza za to są na dość dobrym, wysokim poziomie. Przynajmniej tyle dobrze. Książkę czytało mi się dość szybko, głównie właśnie za sprawą stylu w jakim została napisana ta pozycja. Jednak to i tak nie ratuje książki, która w moim odczuciu jest po prostu przeciętna...

Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem to książka niewyróżniająca się ani na plus ani na minus. Jest znośna, można przeczytać, nie mówię, że nie... Niby powieść historyczna, ale jednak fabuła niezbyt porywa. A do popularno-naukowej jeszcze daleko... Wiem, że temat ważny, ale jednak mnie osobiście książka nie zachwyciła.

Adolf Hitler rozmawia z Józefem Lipskim

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG.

sobota, 5 listopada 2016

"Mock" Marek Krajewski

Tytuł: Mock
Autor: Marek Krajewski
Cykl: Eberhard Mock
Tom: szósty
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 400
Ocena: 5.5/6


Tak, alkohol więcej obiecywał, niż dawał, a potem poniewierał kacem. Pozbawiał równowagi jego myśli i ciało, a Mock zawsze – najczęściej nadaremnie – dążył do tego, by w pełni kontrolować wszystko i wszystkich




Książki Marka Krajewskiego uwielbiam, szczególnie za klimat, jaki potrafi w nich stworzyć. Za to, jak opisuje moje najukochańsze ze wszystkich miast, czyli Wrocław. No i nade wszystko uwielbiam postać Eberharda Mocka – głównej postaci książek Krajewskiego takich jak Śmierć w Breslau czy Rzeki Hadesu. Właśnie dlatego postanowiłam poznać początki kariery jednego z najbardziej znanych wrocławskich policjantów (to, że jest to postać fikcyjna to już mniej ważne).

Książka pt. Mock opowiada historię Eberharda Mocka jeszcze sprzed czasów omawianych wcześniej w pozycjach Marka Krajewskiego. To taki swoisty prequel do pozostałych kryminałów Krajewskiego z Breslau w tytule.  Mock to kryminał, którego zasadnicza akcja dzieje się w okresie budowy sławetnej Hali Stulecia, znanej wśród niektórych także jak Hala Ludowa. Mock jako niedoszły nauczyciel języków starożytnych,  wachmistrz kryminalny Eberhard Mock próbuje swoich sił w policji i stara się w nich sprawdzić o co chodzi z tajemniczymi zabójstwami chłopców – uczniami tego samego gimnazjum. Co ich tak naprawdę łączy? Dlaczego zginęli? Czy musieli umrzeć? Co do tego wszystkiego ma Hala Stulecia, którą mijam za każdym razem jadąc na Biskupin? Cóż mogło się dziać na Hali stulecia? W końcu to tak bardzo charakterystyczny budynek we wrocławskiej panoramie...

Kiedy dowiedziałam się, że Krajewski pisze książkę będącą historią znanego już Eberharda Mocka sprzed pozostałych pierwszej części cyklu z owym wachmistrzem w roli głównej, postanowiłam ją przeczytać od razu po premierze. Dlatego krótko po niej zamówiłam Mocka i w drodze na Targi zabrałam się za jej czytanie... Halę Stulecia znam dość dobrze - mijam za każdym razem, kiedy jadę na zajęcia na Biskupinie, a ponadto niejednokrotnie byłam tam na różnych koncertach i wydarzeniach. No i Wrocław jest moim miastem marzeń, więc do książki podeszłam z dość sporym sentymentem, zwłaszcza, że większość akcji miała miejsce w rejonie mojego mieszkania lub mojej uczelni (Biskupin, pl. Grunwaldzki i okolice). Zaczęłam czytać i zupełnie przepadłam... Mocka czytało mi się bardzo dobrze, napisana świetnym, charakterystycznym dla Marka Krajewskiego językiem. Poza typowo – kryminalnymi wątkami pojawiają się także wątki masońskie, żydowskie, narodowe czy różnorakie perwersje seksualne... Wszystko w książce jest naprawdę dopracowane, dopięte na ostatni guzik...  Wszystko po prostu cud, miód, malina....

Podsumowując Mocka jest to świetny kryminał w stylu retro, no i bardzo w stylu Krajewskiego.  Kiedy przeczytacie – nie pożałujecie. Świetnie napisana książka, trzymająca w napięciu i serwująca genialną wycieczkę po Wrocławiu. Szczerze ją polecam, bo to pozycja na mistrzowskim poziomie. 

niedziela, 23 października 2016

"Agencja Złamanych Serc" Irena Matuszkiewicz

Tytuł: Agencja Złamanych Serc
Autor: Irena Matuszkiewicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 448
Ocena: 2/6



Trzeba się nauczyć żyć z własnymi lękami tak jakby ich nie było. Innej rady nie ma.







Agencja Złamanych Serc już od dłuższego czasu czekała na mojej półce, ale dopiero teraz zabrałam się za jej czytanie szukając czegoś lekkiego do czytania w tramwaju podczas kursowania po mieście. Wrzuciłam do torebki i zabrałam się za czytanie nie do końca wiedząc czego po niej można się spodziewać.
Historia czterech młodych kobiet po przejściach, mieszkanek wielkopłytowego PRL-owskiego bloku w Toruniu. Główna bohaterka – Marta, trochę na oślep szuka szczęścia. Trzy pozostałe nie myślą już nawet o szczęściu, bo z trudem utrzymują się na powierzchni życia, ledwie wiążąc koniec z końcem. Wszystkie zapłaciły wysoką cenę za naiwność i niewłaściwie ulokowane uczucia. Teraz, dzięki energicznej Marcie, zawiązują czteroosobową Agencję Złamanych Serc.
                                                                             opis wydawcy

Generalnie nie przepadam za tak zwaną literaturą kobiecą, jednak jak bardzo mnie zaintryguje fabuła z chęcią sięgnę po taką pozycję. Tak było właśnie z Agencją Złamanych Serc. W tym wypadku bardzo zaintrygował mnie nam pomysł ów owej Agencji oraz umiejscowienie akcji w Toruniu. Wszystko byłoby cacy... Byłoby... Jednak okazało się, że poza ciekawym pomysłem na fabułę oraz dość lekkim piórem autorki nie ma nic... Podobnoć ma być to książka dowcipna i zabawna, jednak ja takiego czegoś w niej zauważyłam. Fakt, czytało mi się ją dość szybko, ale główne bohaterki nie wzbudziły mojej sympatii, za to zdecydowanie najbardziej polubiłam Ptaka Piwnicznego. Akcja toczy się dość powoli, a wątki powieści wydają się momentami o wiele zbyt przesadzone, a sama fabuła jest o wiele za bardzo przesadzona.
Nie płakała z powodu mężczyzny, absolutnie nie! To tylko smutek powoli z niej wyciekał,spływał po policzkach. Rozmazywała go rękami i stała w oknie, taka biedna, bezradna...


Podsumowując już Agencją Złamanych Serc – zdecydowanie mnie nie powaliła na kolana, a wręcz rozczarowana. Mdli i niewzbudzający sympatii bohaterowie, fabuła zupełnie niedopracowana, akcja tocząca się niespójnie... Zdecydowanie nie polecam tej książki. Jest o wiele więcej ciekawszych książek do czytania, nawet z kategorii literatury kobiecej – na przykład Napisz do mnie czy Poza czasem szukaj, które szczerze polecam. 

sobota, 15 października 2016

"Zanim" Katarzyna Zyskowska-Ignaciak

Tytuł: Zanim
Autor: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Wydawnictwo: Wydawnictwo MG
Ilość stron: 336
Ocena: 5/6



Miłość jest szaleństwem, Jest niepojęta i zwodnicza. Potrafi bowiem odebrać rozsądek nawet najracjonalniejszej, najpragmatyczniejszej osobie.






Maria Skłodowska–Curie to pierwsza kobieta, która zdobyła nagrodę Nobla i to z dwóch dziedzin. Odkrywczyni dwóch pierwiastków – radu oraz polonu. Żona Pierre’a Curie, matka Ève Curie i Irène Joliot-Curie. Bohaterka wielu memów krążących po Internecie, a także bohaterka książki Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak zatytułowanej Zanim.

Książka Zanim opowiada historię Marii Skłodowskiej-Curie z okresu przed jej wyjazdem na studia do Paryża. W tamtych latach w Polsce kobiety nie mogły uczyć się na uniwersytetach, stąd wyjazd polskiej noblistki zagranicę. Jednak zanim dziewczyna wyjechała została guwernantką w Szczukach, gdzie Maria zajmowała się córkami Żorawskich, żeby zarobić trochę pieniędzy. Wszystko po to, ponieważ zawarła ze swoją siostrą Helą pewien układ. Najpierw Helena pójdzie na studia, a Maria będzie ją utrzymywać, a później będzie zamiana... W majątku w Szczukach pojawia się najstarszy syn Żorawskich – Kazimierz, a Maria zaczyna się z nim do siebie zbliżać... I tak zaczyna się ich historia... Historia miłości, walki z konwenansami i zawodem... Jak się potoczy? Co się z nimi stanie po powrocie Marii do Warszawy?


Moja nauka, szczególnie w liceum i teraz podczas studiów, opiera się głównie na chemii i wszelakich wariacjach na jej temat i właśnie dlatego bardzo zaintrygowała mnie książka Zyskowskiej-Ignaciak pt. Zanim. Wiadomo, że Skłodowska wyprzedzała swoją epok, więc tym bardziej byłam zafascynowana i zaintrygowana tą pozycją, a owa fascynacja nie minęła po skończonej lekturze. To zdecydowanie bardzo dobry znak. Zaczęłam lekturę i już od pierwszych stron bardzo mnie wciągnęła. Jej czytanie sprawiło mi naprawdę wiele, wiele frajdy. Nie dość, że poznawanie historii tak wybitnej kobiety, to jeszcze książka napisana świetnym językiem – lekki, przyjemny w odbiorze, świetnie oddający klimat książki i realia tamtych czasów. Ciekawym są także cytaty z biografii Marii napisanej przez jej córkę Èvę. Fabuła jak dla mnie bardzo ciekawa, a akcja toczy się w odpowiednim, umiarkowanym tempie. Po prostu super.


Zanim jest książką bardzo dobrą i ciekawie napisaną. Z ręką na sercu polecam ją każdemu, szczególnie wszystkim miłośnikom chemii, żeby poznać bliżej nieco historię znanej noblistki. Napisana naprawdę świetnie i zdecydowanie godna przeczytania. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MG


wtorek, 19 lipca 2016

"Chciwość" Marta Guzowska

Tytuł: Chciwość
Autor: Marta Guzowska
Wydawnictwo: Burda Książki
Ilość stron: 350
Ocena: 4/6



Chcę powiedzieć, że to pewne jak amen w pacierzu, ale ostatnim razem odmawiałam pacierz, jak byłam w podstawówce, i nie jestem pewna, czy coś mi się nie popieprzyło.






Archeologią nigdy się jakoś szczególnie nie interesowałam, nigdy nie marzyłam o zostaniu archeologiem ani nikim w tym stylu... Muszę jednak przyznać, że opis na okładce najnowszej książki Marty Guzowskiej pt. Chciwość bardzo mnie zaintrygował, więc postanowiłam sięgnąć po tę pozycję.

Gdy kieruje tobą żądza, jesteś zdolny do najgorszego.
Simona Brenner to świetna archeolożka, znawczyni starożytnych kultur i ceniona specjalistka w swoim fachu. Pracuje na największych wykopaliskach na całym świecie. Ma też oryginalne hobby, kradzieże dzieł sztuki. W tym też jest świetna i podobnie ceniona. Różnica tylko taka, że kto inny ceni ją za pierwszy fach, a kto inny za ten drugi. No i ci drudzy zazwyczaj lepiej płacą.
Pewnego dnia dostaje zlecenie kradzieży legendarnego złotego diademu pochodzącego ze skarbu Priama. Przyjmuje to zlecenie bez wahania. Honorarium jest warte ryzyka. Opracowuje inteligentny plan i wprowadza go w życie. Jak się okazuje nie ona jedna dostała to zlecenie.
Czy można okraść złodzieja? Ile można poświęcić, gdy kieruje tobą żądza zysku? Czy warto ufać innym?

Marta Guzowska
Chciwość to thriller archeologiczny, za który zabrałam się z dużym entuzjazmem. Autorka sama jest z zawodu archeologiem, co przekłada się na jej wiedzę oraz oddanie klimatu wykopalisk archeologicznych, a to właśnie one są miejscem części akcji. Bardzo dobrze przemyślane. Pomysł na fabułę jest dość ciekawy, to muszę przyznać, aczkolwiek był moment, w którym trochę się na niej zawiodłam, ale nie jest to miejsce na spojlery. Akcja toczy się dość wartko oraz równomiernie, bez większych zrywów czy spowolnień. Język w książce jest niezbyt skomplikowany i zrozumiały dla przeciętnego czytelnika. Choć autorka stąpa po pewnym zawodowym, archeologicznym gruncie to nie operuje ona jakimś trudnym do przyswojenia dla czytelnika językiem, zawodowym żargonem... A postacie.. Główna bohaterka – Simona zdecydowanie da się lubić. Momentami bardzo temperamentna, czasami ej go brakowało... Ale generalnie dość ciekawa postać. Za to jakiś wyjątkowo w tej książce irytowały mnie postacie męskie... Mdli, zbyt miękcy, zbyt mało męscy, zupełnie bez charakteru... Generalnie jednak Chciwość czytało mi się szybko i przyjemnie, a odpowiedni klimat upałów na wykopaliskach akurat wpasował się w nasze, polskie upały.


Chciwość to dość ciekawa książka, którą zdecydowanie mogę polecić miłośnikom archeologii oraz lekkich, niezobowiązujących thrillerów, które mają odprężyć, zrelaksować, bez skłaniania do jakiś głębszych przemyśleń czy wynurzeń. Takie bardziej czytadło - niezbyt skomplikowane i niezbyt ambitne - umilające czas w aucie czy autobusie, a siedmiogodzinna podróż pociągiem dzięki tej książce nie była taka straszna.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Burda Książki.

wtorek, 5 lipca 2016

"Motylek" Katarzyna Puzyńska



Tytuł: Motylek
Autor: Katarzyna Puzyńska
Cykl: Lipowo
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Czyta: Laura Breszka
Długość: 17 godz. 38 min.
Ocena: 5.5/6






Lubię kryminały, często sięgam po te polskich autorów, ale jednak dotychczas nie miałam okazji sięgnąć po książki Katarzyny Puzyńskiej... Dopiero teraz, dzięki poleceniom innych blogerów postanowiłam się zabrać z jej pozycje, więc wybór padł na Motylka - początek sagi o Lipowie.

Lipowo, mała wioseczka położona nad jednym z mazurskich jezior. Jeden sklep, kościół z grubym, starym proboszczem, prowincjonalny, malutki posterunek policji, a wszystko w czasie bardzo tęgiej zimy. To wtedy w tym urokliwym miejscu dochodzi do morderstwa zakonnicy, a krótko później żony miejscowego bogacza. Dwa zabójstwa w krótkim czasie, w małej miejscowości to naprawdę podejrzane... Co łączy dwie ofiary? Czy policjanci z małego posterunku poradzą sobie z tą sprawą? Czy w miejscowości, w której wszyscy o sobie wszystko sobie wiedzą morderca może być niezauważony?

Ściągnęłam Motylka w wersji audiobooka czytanego przez Laurę Breszkę, włączyłam na komputer, kiedy coś na nim robiłam... Minęło kilko rozdziałów i zupełnie w niej przepadłam... Autorka świetnie skonstruowała, przedstawiła ten świat, środowisko małej wioski, w której wszyscy się znają. Bardzo łatwo było się wejść w ten klimat, wczuć się w niego, przeniknąć do świata bohaterów. No i tutaj kolejny pozytyw – wręcz genialnie wykreowane postacie. Jest ich cały wachlarz - czarne charaktery, silne osobowości, wzbudzające sympatię, gniew, nienawiść, całe mnóstwo emocji. Szczególnie polubiłam Klementynę "Niemile- widzianą" Kopp, którą można kochać albo nienawidzić oraz rudowłosą panią psycholog Weronikę Nowakowską – naprawdę ciekawe, kobiece postaci. Męskich też jest cała plejada - jak chociażby szef posterunku Daniel Podgórski mieszkający z mamusią w jednym domu, ojciec piątki dzieci Paweł Kamiński tłukący żonę czy wąsaty Janusz Rosół... Pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy, a ponadto bardzo dobrze i konsekwentnie zrealizowany. Wątek kryminalny jest interesujący, z bardzo dobrze budowanym napięciem, z intrygą na wysokim poziome, a ponadto w równowadze z wątkiem obyczajowym. Bardzo podoba się połączenie tych wszystkich elementów


Podsumowując Motylka – jestem zauroczona tą pozycją, a także twórczością Katarzyny Puzyńskiej, która zadebiutowała tą właśnie książką. Dawno nie czytałam tak dobrego kryminału! Naprawdę bardzo dobrze połączony kryminał z wątkiem obyczajowym! Zdecydowanie warto po nią sięgnąć!

poniedziałek, 27 czerwca 2016

"Poza czasem szukaj" Katarzyna Hordyniec






Tytuł: Poza czasem szukaj
Autor: Katarzyna Hordyniec
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 344
Ocena: 4,5/6








Katarzyna Hordyniec to jedna z nas – blogerów książkowych, którą poznałam na Warszawskich Targach Książki. Wtedy ją poznałam  na jednym ze spotkań blogerskich, a dzięki radzie innych blogerów kupiłam jej książkę, a zarazem jej debiut literacki pt. Poza czasem szukaj. Teraz czas na jej recenzję.

Lena jest kobietą piękną i piekielnie inteligentną. Wszystkim dookoła wydaje się, że jest szczęśliwa. Ona jednak postanawia jeszcze ten jeden raz pokusić los. Zostawia dotychczasowego faceta, pakuje walizki i wyjeżdża z rodzinnego Koszalina do Warszawy. Szaleństwo, myślą najbliżsi. Moja szansa, myśli Lena. Nie przeczuwając jeszcze, że los szykuje dla niej większe wyzwanie niż odnalezienie się w stolicy.W majowe popołudnie poznaje Jula. Z pozoru nic ich nie łączyło, może jedynie upodobanie do poezji. A jednak wystarczyło jedno spojrzenie, żeby znaleźli się poza czasem i przestrzenią, gdzie ważna była tylko jego atencja, jej dotyk, jego zapach, jej czułość, i żar, którego nie potrafili ogarnąć rozumem.Nie szukali – ani on chciał, ani ona była gotowa, a jednak sześć upalnych dni zmieniło w nich wszystko. Tylko czy to wystarczy, żeby jeszcze raz pokusić los? On, ona i Warszawa w tle.

Zabierając się za Poza czasem szukaj nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Wiedziałam tylko tyle,  że jest to literatura skierowana do kobiet, ale nie miałam pojęcia co w niej znajdę. Pewnego dnia szukając lżejszej lektury pomiędzy egzaminami zgarnęłam właśnie tę pozycję z półki. Zaczęłam czytać i... zupełnie się wciągnęłam. Bardzo polubiłam główną bohaterkę – Lenę, a jeszcze bardziej jedną z jej warszawskich współlokatorek – Kaśkę. Choć muszę przyznać – Lena mogłaby być ciut bardziej stanowcza oraz wyrazista, ale i tak ją polubiłam, jednak już nie było tak z Julem, książkowym Casanovą... W tej pozycji przewijają się w tle Warszawskie Targi Książki, co było dla mnie bliskie, bo w końcu byłam na nich i mam z nich bardzo przyjemne wspomnienia. Pomysł na książkę – jak dla mnie dość ciekawy, wykorzystany na odpowiednim, wyrównanym poziomie. No i to połączenie dwóch światów - Koszalina i Warszawy. A język jakim Kasia operuje - jest naprawdę w porządku

Poza czasem szukaj to pozycja, którą czytało mi się dość przyjemnie, a czas z nim spędzony należy zdecydowanie bardzo dobrze wykorzystanych. Lekka, relaksująca lektura na miłe odreagowanie.

środa, 20 kwietnia 2016

"Moje córki krowy" Kinga Dębska

Tytuł: Moje córki krowy
Autor: Kinga Dębska
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 304
Ocena: 5.5/6


To ciekawe: lodówki zazwyczaj odzwierciedlają to, co dzieje się w naszym życiu - jak jesteśmy szczęśliwi, jak jest dobrobyt, są pełne produktów, bogate, a jak jest źle, świecą pustkami i psuje się w nich tylko jakaś stara cytryna.





Pamiętam jak całkiem niedawno wybrałam się z rodzicami do kina na film pt. Moje córki krowy, który bardzo mi się spodobał wywołując naprzemiennie salwy śmiechu oraz łzy wzruszenia w oczach. Dopiero po obejrzeniu filmu dowiedziałam się, że powstał on na podstawie książki Kingi Dębskiej pod tym samym tytułem.

Moje córki krowy jest opowieścią o dwóch, dorosłych już siostrach – Marcie i Kasi. Pierwsza jest aktorką samotnie wychowującą córkę, a druga nadużywającą alkohol nauczycielką z bezrobotnym mężem oraz nastoletnim synem. Ich rodzice już dawno skończyli po 70 lat i obydwoje są ciężko chorzy, a siostry nie mają ze sobą najlepszych kontaktów. Każda opisuje wydarzenia ze swojej własnej perspektywy, dzieląc się swoimi przemyśleniami, obserwacjami... Jak ułożą się ich relacje? Jak poradzą sobie z opieką nad chorymi rodzicami? Śmierć matki połączy czy podzieli rodzinę? 

Trzeba zrozumieć, że śmierć nie jest naszym wrogiem; ona jest częścią nas. Rodzimy się i umieramy. Gromadzimy dobra, a potem one tracą sens. Dlatego trzeba łapać chwile, bo tylko one zostają. Życie jest chwilką. Liczy się tylko chwilka, którą pamiętamy. Reszta nie ma znaczenia. 

Moje córki krowy to książka, którą bardzo chciałam przeczytać i zabrałam się za nią zaraz po tym jak dostałam ją od przyjaciółki na urodziny. Pozycja wciągnęła mnie od samego początku i (zresztą tak jak przy filmie) towarzyszyło mi bardzo dużo emocji – od wzruszenia po sporo uśmiechu, radości czy dowcipu. Bardzo dobrze i jednocześnie ciekawie w tej pozycji są przedstawione relacje w rodzinie – pomiędzy rodzeństwem, pomiędzy rodzicami i dziećmi, a także zachowania wobec śmierci najbliższych i radzenia sobie z żałobą. Napisana jest bardzo językiem adekwatnym do sytuacji – niezbyt patetycznym, ale też niezbyt prostackim. Zdarzyły się wulgaryzmy, ale w odpowiednich sytuacjach, bez ich nadużywania. Bardzo spodobała mi się kreacja postaci – szczególnie bliska stała mi się Marta – aktorka, polubiłam także ojca, jednak Kasia mnie nieco drażniła. To, że postaci wywołują tyle emocji to dobry znak. Pomysł na fabułę jest ciekawy, wykorzystany na odpowiednim poziomie. Nie jest to jednak książka, której akcja toczy się w zawrotnym tempie. Zdecydowanie bardziej zmusza do refleksji, ale z drugiej strony nie jest ona napompowana jakimiś pustymi frazesami czy pseudofilozoficznymi spostrzeżeniami.

Już tak na zakończenie – Moje córki krowy to bardzo dobra książka, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jest to literacki debiut Kingi Dębskiej. W tej pozycji można znaleźć także trochę refleksji, trochę humoru, ciekawe postaci, a przede wszystkim jest to książka mądra i bardzo, bardzo życiowa i prawdziwa.

sobota, 9 kwietnia 2016

"Sprawa Niny Frank" Katarzyna Bonda

Tytuł: Sprawa Niny Frank
Autor: Katarzyna Bonda
Cykl: Hubert Meyer
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Muza
Czyta: Marek Bukowski
Długość: 14 godzin 32 minuty
Ocena: 5/6

Co z tego, że posiadany skarb doceniamy dopiero wtedy, kiedy go utracimy. Wtedy nie można już nic zrobić, a posiadanie tej wiedzy rodzi frustrację, gniew i agresję.



O Sprawie Niny Frank czytałam już na kilku blogach, a o twórczości Krystyny Bondy czytałam jeszcze więcej. Z racji mojego zamiłowania do kryminałów postanowiłam zapoznać się w końcu z twórczością tej autorki, a właśnie zaczęłam od tej pozycji.

W książce pt. Sprawa Niny Frank poznajemy psychologa policyjnego tzw. profilera – Huberta Meyera. Zajmuje się on śmiercią aktorki grającej w popularnym serialu, a akcja książki toczy się pomiędzy stolicą a pomiędzy niedużą miejscowością o nazwie Mielnik nad Bugiem. Dlaczego aktorka umarła? Kto jest jej zabójcą? Dlaczego akurat ona umarła? Kto jest podejrzanym? Czy Hubert Meyer odpowiednio nakreśli profil psychologiczny mordercy? 
Nawet najbardziej porządna dziewczyna ma dwie natury - tę racjonalną, która świetnie sprawdza się w codziennych obowiązkach matki, żony, i tę drapieżną - wyuzdanej tygrysicy, która chce gwałtownych uczuć i niebezpiecznych zabaw z brutalem. A im bardziej się oburza na takie dictum, tym bardziej to skrywa w sobie i częściej o tym śni. 
Sprawa Niny Frank jest pierwszą książką Katarzyny Bondy z jaką miałam okazję się zapoznać, ale jednocześnie jest debiutancką powieścią autorki. Choć początkowo kupiłam sobie jej wersję klasyczną, książkową. Dopiero później miałam okazję zdobyć zupełnie darmowego audiobooka, więc zabrałam się za odsłuchiwanie tej książki. Początkowo nie do końca potrafiłam się połapać w tej książce, wstęp był dla mnie jakiś niezrozumiały... Jednak później wciągnęłam się w nią... Wszystko za sprawą dość ciekawego pomysłu na fabułę i to w dodatku bardzo dobrze zrealizowana i przemyślana, a zakończenie po prostu wbiło mnie w fotel. Akcja książki jest dość umiarkowana, nie leci na łeb na szyję, ani się jakoś nie wlecze – wręcz idealnie dopasowana. Postacie wykreowane przez autorkę są dość ciekawie wykreowane, zarówno te pierwszo- jak i drugorzędne. Szczególnie polubiłam głównego bohatera – Huberta Meyera – i z chęcią sięgnę po kolejne książki z serii z nim w roli głównej. Co prawda nie spisał się do końca w poszukiwaniu mordercy, aczkolwiek i tak go polubiłam, zwłaszcza, że w końcu jest to pierwszy profiler w polskiej literaturze. Język, jakim jest napisana Sprawa Niny Frank jest na odpowiednim poziomie – niezbyt prostacki, niewygórowany, dopasowany do stylu i fabuły...
Bo czasem, gdy tak czekasz na coś, marzysz o tym, śnisz i nagle staje się to rzeczywistością, traci swój magiczny wymiar. Zwłaszcza gdy przychodzi za późno, a ty jesteś już zbyt zmęczona czekaniem.
Sprawa Niny Frank jest książką godną polecenia, zwłaszcza, że jest to debiut Katarzyny Bondy. Już nie mogę doczekać się przeczytania jej kolejnych książek – już powoli wybieram się na polowanie i poszukiwania;) Naprawdę bardzo dobry, wciągający kryminał.

wtorek, 29 marca 2016

"Officium Secretum. Pies Pański" Marcin Wroński

Tytuł: Officium Secretum. 
Pies Pański
Autor: Marcin Wroński
Wydawnictwo: WAB
Czyta: Krzysztof Radkowski
Długość: 10 godz. 37 min.
Ocena: 2/6

Dominikanin spojrzał na policjanta. Pytanie nie zabrzmiało nawet jak żądanie służbisty, raczej jak prośba. Najwyraźniej miał papiery do wypełnienia i w nich wszystko musiało się zgadzać.



Z twórczością Marcina Wrońskiego spotkałam się po praz pierwszy przy lekturze Morderstwa podcenzurą, która wypadła w moim odczuciu wypadła dość średnio, jednak postanowiłam się nie zrażać i zapoznać się z innymi jego książkami. Tak właśnie wpadła w moje ręce książka Officium Secretum. Pies Pański, z którą zapoznałam się w formie audiobooka.

Dominikanin, ojciec doktor Marek Gliński wraca do Lublina po dwudziestu latach nieobecności. Oficjalnie - jako wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, nieoficjalnie - jako wysłannik tajnego watykańskiego Officium. Władze kościelne dobrze przygotowały jego powrót, jednak Gliński zdziwi się, jak wiele osób wciąż pamięta go jako „Kleryka", agenta SB. Żeby wykonać powierzone przez zwierzchników zadanie, Gliński musi pokonać opór kazimierskich franciszkanów, którzy pilnie strzegą tajemnic swojego klasztoru, a przede wszystkim stawić czoło własnej przeszłości i dręczącym go wyrzutom sumienia. Kolejnych problemów przysporzy zagadkowa śmierć jednego z franciszkanów oraz pewna studentka KUL-u, gotowa wykorzystać sprawę prześladowania swojego ojca w latach 80., żeby zrobić karierę w lokalnych strukturach partii. Co gorsza, lubelski dziennikarz i policjant z Puław nie spoczną, póki nie poznają całej prawdy o Glińskim...

Officium Secretum. Pies Pański jest pozycją, po którą sięgnęłam nie mając względem niej żadnych oczekiwań, nie wiedziałam do końca czego po niej się spodziewać. Kiedy zaczęłam słuchać tej audio książki od początku urzekł mnie głos lektora – spokojny, odpowiednio niski... Jednak początkowo trudno było mi się wbić w tę pozycję, jakoś nie potrafiłam zaangażować – w zasadzie tak było tak do końca książki. Po prostu mnie nie wciągnęła... Intrygi nie było wystarczająco dużo, praktycznie nie było jej wcale... Nudziła mnie, nie potrafiłam wejść w ten świat... Język – przeciętny, taki zwyczajny. Nie, nie jest tragiczny. Książka jest określana polskim Imieniem Róży, leczy tej książki włoskiego autora i Umberto Eco nie czytałam, więc nie mam porównania. Bohaterowie są niewyróżniający się, mało charakterystyczni, czasami wręcz mdli... Pomysł także średni jak dla mnie... No cóż... Bywa i tak.

Podsumowując Officium Secretum. Pies Pański jest to książka raczej marna, a porywach do przeciętnej. Czy ją polecam? Zdecydowanie nie... Jest to już drugie spotkanie z twórczością Wrońskiego, drugie niezbyt udane... Jednak czekają na mnie jeszcze inne książki autora, więc dam mu jeszcze szanse. Ta zdecydowanie mnie nie zachwyciła, a wręcz przeciwnie... Aż dziwię się, że dostała Nagrodę Wielkiego Kalibru, ale to tylko moje subiektywne odczucia...

Książka bierze udział w wyzwaniu Pod hasłem oraz Polacy nie gęsi IV.

sobota, 26 marca 2016

"Arena szczurów" Marek Krajewski

Tytuł: Arena szczurów
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 320
Ocena: 5.5/6




Rozczarowanie jest cieniem życia - pomyślał - i rzecz w tym, by ten cień polubić.






Twórczością Marka Krajewskiego oczarowałam się już kilka lat temu... Od tamtego czasu w miarę regularnie śledzę losy jego bohaterów Edwarda Popielskiego, którego losy kończą się w książce Arena szczurów, w którą zainwestowałam krótko po premierze.

Jest rok 1948... Jest już po wojnie, a Edward Popielski przebywa w Darłowie pod przybranymi danymi... Nazywa się teraz Antoni Hrabecki... W nadmorskiej miejscowości dochodzi do serii dziwnych gwałtów, w trakcie których oprawca gryzie swoje ofiary, co prowadzi do ich śmierci... Edward Popielski vel Antoni Hrabecki vel Łysy prowadzi swoje własne śledztwo, które jest wciąż utrudniane przez działaczy NKWD oraz UB. Czy dojdzie do tego, kto jest tajemniczym gwałcicielem – mordercą? Czym jest tytułowa Arena szczurów? Jak skończy się przygoda Edwarda Popielskiego?

Arena szczurów to książka bardzo charakterystyczna dla Marka Krajewskiego, głównie za sprawą świetnie wykreowanych postaci, sporej ilości mrocznych zakamarków, dużej ilości intrygi oraz języka na bardzo wysokim poziomie. Jednocześnie książka rożni się od pozostałych z bibliografii autora – chociażby z racji umieszczenia akcji w zupełnie innym miejscu niż Breslau czy Lwów, a konkretnie w Darłowie... Taka miła odmiana. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy i naprawdę świetnie zrealizowany – jak na Marka Krajewskiego przystało. W swoich książkach zawsze w bardzo dobry sposób prowadzi akcję, buduje odpowiednią intrygę... Nie mogło być inaczej w Arenie szczurów. Tutaj poza zagadką jest ważne domknięcie sprawy spraw Edwarda Popielskiego, który przechadza się po Darłowie... Osobiście nie wyczuwałam tutaj takiego klimatu okołowojennego, nadmorskiego miasta jak w książkach z akcją w Breslau czy Lwowie. Zawłaszcza w Breslau. Może to kwestia tego, że jakby nie było 1/3 swojego życia mieszkam w tym mieście, a może także większa znajomość stolicy Dolnego Śląska przez autora....

Arena szczurów to książka, którą mogę polecić z ręką na sercu, aczkolwiek mam świadomość, że nie każdemu może ona przypaść do gustu... Jednak moim zdaniem w tej książce Marek Krajewski zaprezentował się z pełnej krasie, choć z zupełnie innej, dużo mroczniejszej strony. No i będę tęsknić za komisarzem Popielskim...

Książka bierze udział w wyzwaniu Pod hasłem oraz Polacy nie gęsi IV.

piątek, 25 marca 2016

"Puszczyk" Jan Grzegorczyk

Tytuł: Puszczyk
Autor: Jan Grzegorczyk
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 432
Ocena: 2.5/6



Jedną z największych iluzji człowieka jest to, że spotka kogoś, kto mu będzie wierny, kto go nie zawiedzie. Zdrada jest nieodłącznym elementem życia.

 



Twórczość Jana Grzegorczyka poznałam dzięki Przypadkom księdza Grosera, które poznałam w formie audiobooków. Wzbudziły one sporo moje sympatii, więc z chęcią sięgnęłam po kolejne książki tego autora. Dlatego właśnie czytałam Niebo dla akrobaty, a teraz w końcu sięgnęłam po Puszczyka zgarniając go z bibliotecznej półki.

W Puszczyku poznajemy Stanisława Madeja, który przyjeżdża do pewnej wioski, żeby odpocząć po wielu przeżyciach. Pewnego dnia umawia się z miejscowym proboszczem na wypożyczenie książki bardzo ważnej dla samego księdza. Okazuje się, że właśnie tego dnia ów kapłan umiera podejrzaną śmiercią. Co się z nim stało? Jaki ma z tym związek, którą miał pożyczyć Stanisław Madej? Co się stało proboszczowi? Jaki związek ma z tym obraz jaki dostał w spadku?
Świętość właściwie jest jak zbrodnia doskonała. Nie do wykrycia. Prawdziwy święty wedle ewangelicznej recepty to taki, który swe uczynki robił w ukryciu i nikt nigdy się o nich nie dowie. Najpiękniejsze dusze spadają zatem niezauważone, niezarejestrowane jak te miliardy liści. Ale gdzieś musi istnieć rejestr piękna i dobra. Chyba, że istotą Boga jest błogosławione marnotrawstwo, rozrzutność.
Puszczyk to książka, po którą sięgnęłam z wielką przyjemnością i dużą dozą nadziei oraz oczekiwań... Zaczęłam czytać ją właśnie w takim nastroju... Bohaterowie – równocześnie pierwszo- jak i drugoplanowi wzbudzają naprawdę dużo sympatii. Opis na okładce obiecuję piękną historię o zaczynaniu od nowa... Podczas czytania jednak mój zapał zaczął opadać... Puszczyk to połączenie kryminału oraz powieści obyczajowej, jednak nie jest to dobra książka ani jako kryminał ani jako powieść obyczajowa... Intryga – taka sobie. Powieść obyczajowa – też tak nie bardzo... Jeszcze gdyby była to owa piękna opowieść o rozpoczynaniu od nowa, byłoby naprawdę dobrze, jednak w tym miejscu się rozczarowałam. Ale co do plusów. Naprawdę sympatyczni bohaterowie, świetnie wykreowane sceny z polskiej wsi, przyjemny w odbiorze język...

Podsumowując Puszczyka jest to w moim odczuciu książka raczej przeciętna... Znając Przypadki księdza Grosera oczekiwałam czegoś zdecydowanie lepszego, jednak trochę się zawiodłam. Przeczytać można jako takie zwyczajne czytadło, aczkolwiek nie jest to książka wysokich lotów. Nie jest to książka, która rzuci na kolana... Pewnie kiedyś jeszcze sięgnę po pozycje Grzegorczyka, aczkolwiek mój zapał trochę opadł...

niedziela, 13 marca 2016

"Zanim znowu zabiję" Mariusz Czubaj




Tytuł: Zanim znowu zabiję
Autor: Mariusz Czubaj
Cykl: Polski psychopata
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 288
Ocena:







Twórczość Mariusza Czubaja już zdążyłam poznać, chociażby dzięki książce napisanej razem z Markiem Krajewskim pt. Aleja samobójców, a przede wszystkim dzięki książkom z Rudolfem Heinzem w roli głównej. Dlatego właśnie zabrałam się za pozycję pt. Zanim znowu zabiję, a jest to kolejna, która opowiada o komisarzu u niemieckobrzmiącym nazwisku.

Zanim znowu zabiję to tytuł książki, a jednocześnie tajemnicza wiadomość od mordercy, który upodobał sobie zabijać chłopców związanych z piłką nożną... Sprawę prowadzi Rudolf Heinz, z którym kontaktuje się jego ojciec – trener piłkarski, z którym policjant nie miał kontaktu od 40 lat. Wszystko dzieje się w 2010 roku, z katastrofą samolotu prezydenckiego nad Smoleńskiem, a akcja skacze pomiędzy Katowicami, Sosnowcem i odniesieniami do Warszawy. Jaki związek z tymi zabójstwami ojciec Rudolfa Heinza? Czy policjant znajdzie mordercę uzdolnionych sportowo chłopców? Co oznacza tajemniczy liścik od zabójcy?

Zanim znów zabiję to kolejna książka Mariusza Czubaja w mojej czytelniczej karierze... Co prawda od pierwszego spotkania z jego twórczością w postaci książki pt. 21:37 minęło już sporo czasu, ale jednak wspominam ją bardzo miło, a sympatia do Rudolfa Heinza pozostała, więc z wielką chęcią sięgnęłam po dzisiejszą pozycję... Czytało mi się ją bardzo szybko i przyjemnie, zdecydowanie umilała czas podczas zajęć w laboratorium. Kolejne połączenie zabójstwa z piłką nożną, ale jednak w tej książce moje skojarzenia głównego bohatera z serialowym doktorem Housem zdecydowanie osłabło... Do tego bardzo podobało mi się spotkanie Rudolfa ze swoim ojcem, który po wielu latach wrócił do Polski. Ciekawy pomysł na konfrontację i dość dobrze zrealizowany. Generalnie bardzo dobrze wykorzystana koncepcja na samą książkę z zabójstwami chłopców trenujących grę w piłkę nożną... Spora dawka intrygi, zaskakujące zakończenie – wszystko czego można oczekiwać od dobrego kryminału znalazło się w tej książce.


Zanim znów zabiję to kryminał na dobrym poziomie. Choć jest to trzecia część cyklu z Rudolfem Heinzem w roli głównej – zdecydowanie można czytać tę książkę niezależnie od pozostałych, ponieważ powiązań pomiędzy poszczególnymi tomami nie ma zbyt wiele. Czy polecam tę książkę? Zdecydowanie tak, zwłaszcza na kryminalno – literacką wycieczkę po Śląsku.

Właściciel zakładu, do którego zmierzaliśmy z Trollem w bagażniku, postanowił w starych czasach handlować wódką. Kupił cztery butelki i czekał. Nikt nie przychodził, więc otworzył jedną. Pomyślał, że na trzech, które zostały i tak zarobi. A że nikt nie zapukał, po dwóch godzinach napoczął następną. Potem kolejną. I tak minął jeden z pracowitych dni w jego życiu.
- Co z tego wynika? - zapytałem.
Kastoriadis popatrzył na mnie zdziwiony.
- Jak to co? Trzeba cieszyć się chwilą.  

Książka bierze udział w wyzwaniu Pod hasłem oraz Polacy nie gęsi IV.

poniedziałek, 29 lutego 2016

"Bezcenny" Zygmunt Miłoszewski

Tytuł: Bezcenny
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 496
Ocena: 3/6


Dziedzictwo narodowe to są najzwyczajniejsze rzeczy. Spacer z dzieckiem w parku, wylegiwanie się w łóżku w sobotę i wspólny niedzielny obiad. Dziedzictwo to jest wychowywanie swoich dzieci tak, żeby potrafiły być dobre, mądre i prawe.





Twórczość Zygmunta Miłoszewskiego poznałam sięgając po Uwikłanie i zgarnąwszy do swojej biblioteczki całą trylogię z Teodorem Szackim. Dopiero później sięgnęłam po Domofon, aż w końcu podczas ostatniej wizyty w kluczborskiej bibliotece zarezerwowałam sobie Bezcennego, do którego miałam pierwsze podejście jeszcze jakoś w trakcie jesieni...
Ból po stracie jest jak kombinezon z cierni. Na początku nie wiemy, o co chodzi, miotamy się na wszystkie strony, sprawiając, że kolce rozrywają skórę i całe ciało spływa krwią. Składamy się jedynie z cierpienia. Potem uczymy się, że miotanie nie ma sensu. Trwamy w bezruchu, rany zaczynają się zasklepiać, a my powtarzamy sobie, że dojdziemy do siebie. W końcu trzeba się ruszyć i wtedy uświadamiamy sobie, że kombinezon zostanie z nami na zawsze, a nasz skóra jest pokryta różowymi, delikatnymi bliznami, gotowymi otworzyć się, boleć i krwawić przy najmniejszym ruchu. Nie da się w kombinezonie żyć tak jak przedtem. Nie da się w nim zapomnieć bólu i żyć normalnie.
Akcja Bezcennego toczy się częściowo w latach 1945-46, a częściowo współcześnie i toczy się wokół skradzionego obrazu Rafaela Santiego. W książce przewija się Lisa Tolgfors – znana złodziejka, która w swoim fachu jest bezsprzecznie najlepsza. Jednak główne skrzypce grają osoby, które próbują rozwiązać zagadkę bezcennego obrazu. Należy do nich urzędniczka Zofia Lorentz, agent Służb Kontrwywiadu Wojskowego Anatol Gmitruk oraz znawca sztuki Karol Boznański. Czy rozwiążą zagadkę? Czy odnajdą ukradziony obraz? Czego się dowiedzą?
... impresjoniści pokazali, że światło to życie. Ich obrazy mówią: żyjemy w świecie światła. Nie w świecie, gdzie światło rozprasza mroki. Nie w świecie, gdzie światło prowadzi nas przez ciemność, gdzie czeka na końcu czarnego tunelu. Po prostu w świecie światła i życia.
Czytając Bezcennego spędziłam czas dość miło, ale jednak nie powaliła mnie na kolana. Bohaterowie są dość wyraziści, aczkolwiek i tak nie należą do najlepszych czy najbardziej charakterystycznych. Nie są przerysowani ani sztuczni, ale jednak niespecjalnie zapadający w pamięć. Przeczytałam tę książkę naprawdę szybko, a jej czytanie mnie jakoś specjalnie nie wykończyło, jednak podczas lektury miałam wrażenie, że ten motyw już gdzieś był. Obrazy, złodziej obrazów, poszukiwanie zguby... Okazuje się, że był – chociażby u Dana Browna czy w Przeklętym zakonie. Pomysł na książki jest już średni, dość przewidywalny, a poza tym (jak już wspomniałam) odniosłam wrażenie, że to już gdzieś było... Język w książce nie jest zbyt skomplikowany, należący raczej do tych prostszych. Po prostu niezbyt wygórowany, zresztą tak jak sam pomysł, który wydaje się być łudząco podobny do innych....

Podsumowując już moją recenzję – Bezcenny to książka raczej przeciętna, średnio zapadająca w pamięć... Fabuła książki niezbyt oryginalna, język dość prosty, a i akcja taka sobie... Uwikłanie i Domofon wypadły w moim odczuciu wyszły Zygmuntowi Miłoszewskiemu o wiele lepiej, przynajmniej moim zdaniem... Czy ją polecam? No można przeczytać, ale są o wiele lepsze książki tego autora i z tego rodzaju literackiego...

sobota, 27 lutego 2016

"Kłamczucha" Małgorzata Musierowicz

Tytuł: Kłamczucha
Autor: Małgorzata Musierowicz
Cykl: Jeżycjada
Tom: drugi
Wydawnictwo: Akapit Press
Ilość stron: 220
Ocena: 5/6


Nikt z nas nie potrafi przewidzieć wszystkiego i może wobec tego życie proste i uczciwe jest najbardziej wskazane.





Jak byłam nastolatką jakoś nie specjalnie mnie ciągnęło do Jeżycjady, wolałam wtedy inne książki. Dopiero po tym jak skończyłam 20 jakoś mnie wzięło na tego typu książki. Właśnie wtedy zabrałam się za cykl o Ani zZielonego Wzgórza, a niedawno po twórczość Małgorzaty Musierowicz. W końcu przyszedł czas na drugi tom Jeżycjady pt. Kłamczucha.
Raz oszukane dziecko straci wiarę we wszystkie prawdy, jakie mu wpajamy. I w przyszłości zawsze nieufnie będzie się odnosiło do tego, co mu powiemy. Mało tego, z podejrzliwością będzie czytało podręczniki i gazety, z niewiarą oglądać będzie nawet dziennik telewizyjny. Stanie się młodym sceptykiem.
Anielka Kowalik to nastolatka mieszkająca w Łebie, kończąca akurat podstawówkę. Pewnego dnia poznaje przystojnego chłopca w podobnym wieku, w którym od razu się zakochuje, ale okazuje się jednak, że na co dzień mieszka on w Poznaniu, a do Łeby przyjechał na wakacje. Zaczynają więc listowną korespondencję, a w międzyczasie Anielka zakochuje się coraz bardziej i postanawia przenieść się do Poznania i rozpocząć tam naukę w liceum introligatorskim – specjalnie dla swojego ukochanego. Tak zaczynają się szkolne perypetie Anielki i historia jej zakochania. Jak się rozwinie ich znajomość? Jak dziewczyna poradzi sobie w nowej szkole i w nowym mieście?
Sumienie dokucza, kiedy człowiek wykracza poza przyjęte przez siebie zasady. A więc wszystko jest kwestią przyjętych zasad.
Kłamczuchę przeczytałam naprawdę szybko, zwłaszcza, że byłam przykuta do łóżka stłuczoną stopą, a czytanie było jednym z najciekawszych zajęć. Nie ukrywam, że książka bardzo mnie wciągnęła – pomysł na książkę jest naprawdę interesujący, choć momentami bardzo infantylny, ale na szczęście tylko nieliczne wydarzenia wydawały mi się dziecinne. Przede wszystkim spodobało mi się wykreowanie postaci (z Anielką Kowalik na czele) przez Małgorzatę Musierowicz – barwne, różnorodne, charakterystyczne i zapadające w pamięć. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo ciekawe, niebanalne i nietuzinkowe. Nie raz na mojej twarzy pojawił się uśmiech sprawiając, że choć na chwilę zapomniałam o bólu i stłuczonej stopie. Co prawda trochę brakowało mi kolorowej rodziny Żaków, która była także bardzo niesztampowa, ale jednak postacie w Kłamczusze także sprawiły mi wiele radości i przyjemności. Wydarzeń przedstawionych w książce jest wystarczająco – ani za mało, ani za dużo, tak w sam raz, żeby się delektować światem lat siedemdziesiątych, nietypowej i ciut szalonej nastolatki oraz Poznaniem i Łebą tamtych lat. Książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, a zabawa podczas lektury jest naprawdę przednia.
(…) kłamstwo wyłazi na wierzch prędzej czy później. To tak jak ze zbrodnią doskonałą: nie ma jej podobno, bo zbrodniarz nigdy nie potrafi przewidzieć wszystkiego. Zresztą, nikt z nas nie potrafi przewidzieć wszystkiego i może wobec tego życie proste i uczciwe jest najbardziej wskazane.
Kłamczucha to naprawdę bardzo dobra druga część Jeżycjady, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Polecam ją nie tylko młodszym czy starszym nastolatkom, ale także osobom, które są już ciut bardziej wiekowe i dawno nie należą do tej grupy. Osobiście wiem, że z chęcią sięgnę po kolejne tomy tego cyklu, żeby poznawać kolejnych bohaterów wykreowanych przez Małgorzatę Musierowicz. Bardzo mi się to spodobało!