Tytuł: Moje córki krowy
Autor: Kinga Dębska
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 304
Ocena: 5.5/6
To ciekawe: lodówki zazwyczaj
odzwierciedlają to, co dzieje się w naszym życiu - jak jesteśmy
szczęśliwi, jak jest dobrobyt, są pełne produktów, bogate, a jak
jest źle, świecą pustkami i psuje się w nich tylko jakaś stara
cytryna.
Pamiętam jak całkiem niedawno
wybrałam się z rodzicami do kina na film pt. Moje córki krowy,
który bardzo mi się spodobał wywołując naprzemiennie salwy
śmiechu oraz łzy wzruszenia w oczach. Dopiero po obejrzeniu filmu
dowiedziałam się, że powstał on na podstawie książki Kingi
Dębskiej pod tym samym tytułem.
Moje córki krowy jest opowieścią o
dwóch, dorosłych już siostrach – Marcie i Kasi. Pierwsza jest
aktorką samotnie wychowującą córkę, a druga nadużywającą
alkohol nauczycielką z bezrobotnym mężem oraz nastoletnim synem.
Ich rodzice już dawno skończyli po 70 lat i obydwoje są ciężko
chorzy, a siostry nie mają ze sobą najlepszych kontaktów. Każda
opisuje wydarzenia ze swojej własnej perspektywy, dzieląc się
swoimi przemyśleniami, obserwacjami... Jak ułożą się ich
relacje? Jak poradzą sobie z opieką nad chorymi rodzicami? Śmierć
matki połączy czy podzieli rodzinę?
Trzeba zrozumieć, że śmierć nie jest naszym wrogiem; ona jest częścią nas. Rodzimy się i umieramy. Gromadzimy dobra, a potem one tracą sens. Dlatego trzeba łapać chwile, bo tylko one zostają. Życie jest chwilką. Liczy się tylko chwilka, którą pamiętamy. Reszta nie ma znaczenia.
Moje córki krowy to książka, którą
bardzo chciałam przeczytać i zabrałam się za nią zaraz po tym
jak dostałam ją od przyjaciółki na urodziny. Pozycja wciągnęła
mnie od samego początku i (zresztą tak jak przy filmie)
towarzyszyło mi bardzo dużo emocji – od wzruszenia po sporo
uśmiechu, radości czy dowcipu. Bardzo dobrze i jednocześnie
ciekawie w tej pozycji są przedstawione relacje w rodzinie –
pomiędzy rodzeństwem, pomiędzy rodzicami i dziećmi, a także
zachowania wobec śmierci najbliższych i radzenia sobie z żałobą.
Napisana jest bardzo językiem adekwatnym do sytuacji – niezbyt
patetycznym, ale też niezbyt prostackim. Zdarzyły się wulgaryzmy,
ale w odpowiednich sytuacjach, bez ich nadużywania. Bardzo spodobała
mi się kreacja postaci – szczególnie bliska stała mi się Marta
– aktorka, polubiłam także ojca, jednak Kasia mnie nieco
drażniła. To, że postaci wywołują tyle emocji to dobry znak.
Pomysł na fabułę jest ciekawy, wykorzystany na odpowiednim
poziomie. Nie jest to jednak książka, której akcja toczy się w
zawrotnym tempie. Zdecydowanie bardziej zmusza do refleksji, ale z
drugiej strony nie jest ona napompowana jakimiś pustymi frazesami
czy pseudofilozoficznymi spostrzeżeniami.
Już tak na zakończenie – Moje córki
krowy to bardzo dobra książka, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt,
że jest to literacki debiut Kingi Dębskiej. W tej pozycji można
znaleźć także trochę refleksji, trochę humoru, ciekawe postaci,
a przede wszystkim jest to książka mądra i bardzo, bardzo życiowa
i prawdziwa.
Moim zdaniem książka i film świetnie się w tym przypadku uzupełniają, bo kładą nacisk na zupełnie inne elementy. Naprawdę warto poznać oba obrazy, bo oba są bardzo dobre, przejmujące.
OdpowiedzUsuńNie lubię czytać książki po obejrzeniu filmu, bo mam wrażenie, że znam już całą historię :) na szczęście tej ekranizacji nie oglądałam, więc wezmę się za książkę :)
OdpowiedzUsuńRównież najpierw obejrzałam film, a dopiero później kupiłam sobie książkę... i wcale się nie zawiodłam... po prostu świetna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Najpierw mam w planach książkę, a potem chcę obejrzeć film.
OdpowiedzUsuńMam na półce, kupiłam przed filmem, ale jeszcze nie przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńSkąd taki tytuł? Bo przyznam szczerze, że jakoś mnie on zniechęca.
OdpowiedzUsuńOjciec tak nazywał swoje córki;)
UsuńGłupawo
Usuń