Tytuł: Amerykański Matoł
Autor: Michał Wichowski
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Ilość stron: 155
Ocena: 3.5/6
Wyjechałem z miasta i obrałem kierunek na Los Angeles, słońce świeciło mi w oczy, w radiu leciała piosenka „Let it snow”, chłodne powietrze owiewało mi twarz. Czy będzie jutro? Czy nadejdzie dzień, który będzie ostatnim? Kiedy nadejdzie dzień, który będzie ostatnim?
Opowiadania to forma, którą ostatnio lubię coraz bardziej, zwłaszcza dzięki opowiadaniom Schmitta i Pilipiuka. Właśnie dlatego z wielką chęcią sięgnęłam po ich zbiór autorstwa znanego blogera i dziennikarza - Michała Wichowskiego.
Amerykański matoł to zbiór kilku króciutkich opowiadań, których akcja dzieje się gdzieś w Ameryce, a ich bohaterowie są najróżniejsi i poznawani dzięki pierwszoosobowemu narratorowi. Prości ludzie – elektryk, prostytutka, bezdomni… Wszyscy w szarej, amerykańskiej rzeczywistości, z którą muszą się zmierzyć… Choć bohaterowie i opowiadania są różne, to jednak jest jeden motyw przywodni – ich życie.
Amerykański matoł to książka, od której oczekiwałam, że mnie oczaruje i porwie. Szkoda tylko, że się tak zawiodłam. Na okładce można przeczytać: Autor pozornie prowadzi je utartymi ścieżkami, ale w każdym z opowiadań dociera do zaskakujących wniosków z głęboką autorefleksją i bezlitosną samooceną. O jakże to mylne! Opowiadania są krótkie i opowiadają o życiu, to fakt, ale nie doszukałam się w nich głębszych wartości czy jakiegokolwiek przesłania. Sam opis mnie zaintrygował, tak samo jak pomysł na zbiór opowiadań, ale jednak czegoś mi w nim brakowało. Były bardzo krótkie, bez jakiejś puenty, a ich tytuły wydawały mi się w większości zupełnie nie adekwatne do ich treści. Podobno książka ma pomóc zrozumieć pozornie nieskomplikowany męski punkt widzenia, jednak nie udało mi się po lekturze poszerzyć horyzontów w tej dziedzinie. Podobało mi się to, że narrator był w opowiadaniach pierwszoosobowy – to autorowi wyszło. Styl dość fajny i lekki w odbiorze, ale jednak efekt popsuło kilka literówek, które wkradły się do treści i kuły w oczy.
Gdy zapadnie zmierzch i wszyscy zamkną się w swoich ciepłych domach, włączą ciepłe telewizory i zjedzą ciepłe kolacje, a potem umyją się w ciepłej wodzie i przytulą do swoich ciepłych miłości, to na pustych ulicach zostaną tylko oni. Bezdomni. Ludzie, którzy nie mają nic oprócz zimnych oczu i marzeń o ciepłym kącie do spania.
Opowiadania to trudna forma literacka i Michał Wichowski właśnie z nią postanowił się zmierzyć jako debiutant, jednak nie do końca się w tym spisał. Może przy kolejnym podejściu do tworzenia autor stworzy coś lepszego. Amerykański matoł ma spory potencjał, fajne pomysły, jednak szkoda, że nie wykorzystane. Naprawdę liczyłam na coś więcej, czytałam, czytałam i w momencie kiedy mogłoby się rozwinąć i pokazać w całej krasie –wielkie bum i z oczekiwań nic nie wyszło.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości: