Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Dolnośląskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Dolnośląskie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 marca 2023

"Serce jak smoła" Robert Galbraith (J.K. Rowling)

Tytuł: Serce jak smoła
Autor: Robert Galbraith (J.K. Rowling)
Cykl: Cormoran Strike
Tom: szósty
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Czyta: Maciej Stuhr
Długość: 39 godz. 27 min (2 części)
Ocena: 1/6

Mężczyznom zwykle tylko się wydaje, że kobiety z nimi flirtują (...) I to właśnie ci, których nie lubisz, zawsze są najbardziej skłonni do uznawania, że za nimi szalejesz.



Od samego początku z wielką chęcią sięgałam po książki napisane przez J.K. Rowling pod pseudonimem i w sumie od razu polubiłam duet Strike i Ellacott. Tak właśnie dotarłam do szóstej części tej serii pełna ciekawości co tym razem nam zaserwowała autorka – co tym razem się wydarzyło w Sercu jak smoła?

W agencji detektywistycznej Cormorana Strike’a i Robin Ellacott zjawia się roztrzęsiona młoda kobieta i błaga o rozmowę. To Edie Ledwell, współtwórczyni popularnej kreskówki "Serce jak smoła". Od jakiegoś czasu prześladuje ją w Internecie osoba posługująca się nickiem Anomia. Zdesperowana Edie prosi o ustalenie jej prawdziwej tożsamości, jednak Robin z kilku powodów odmawia przyjęcia sprawy. Jakiś czas później na cmentarzu Highgate, gdzie rozgrywa się akcja kreskówki, zostaje popełniona wstrząsająca zbrodnia. Poruszeni nią Robin i Cormoran przyjmują zlecenie schwytania mordercy. Para detektywów musi zmierzyć się z wirtualną rzeczywistością i wniknąć w skomplikowaną sieć nicków, sprzecznych interesów i nabrzmiałych konfliktów. Jednocześnie zarówno Robin, jak i Cormoran nieudolnie próbują poukładać swoje życie osobiste.                                                                                                                                                                                              opis wydawcy

Serce jak smoła jest książką, której byłam ciekawa – przede wszystkim z racji tego jak dalej rozwinie się relacja między wspólnikami detektywami, a za książkę zabrałam się w formie audiobooka w interpretacji Macieja Stuhra, którego głos uwielbiam. Co prawda po przeczytaniu opisu domyślałam się, że sam pomysł na fabułę nie do końca przypadnie mi do gustu, co (na nieszczęście) sprawdziło się podczas odsłuchiwania tej pozycji. Po pierwsze fandom jakiejś mrocznej kreskówki i powiązanej z nią gry komputerowej (zwłaszcza gry to zupełnie nie mój sposób spędzanie wolnego czasu), po drugie forma jego realizacji. W moim odczuciu akcja jest niemiłosiernie rozwleczona (o co nietrudno, skoro papierowa wersja książki ma ponad tysiąc stron), a detektywi wciąż kręcą się w miejscu wokół pytania Kim do cholery jest Anomia? i chemii, która iskrzy się między tym duetem już od pierwszego tomu. Poziom intrygi w tym wszystkim moim zdaniem jest zdecydowanie zbyt niski, a całość naprawdę niemiłosiernie mi się dłużyła. Mnóstwo spisów chatów, których słuchało się dość ciężko, mieszanina nicków, wszystko mdłe i rozwleczone na potęgę. Moim zdecydowanie za długa, rozciągnięta i tak naprawdę większość książki jest zupełnie o niczym. W moim odczuciu gdyby całość zajmowała co najwyżej połowę objętości – mogłoby być lepiej. 

Wizerunek osób niepełnosprawnych w popkulturze jest fatalny, zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. W tych rzadkich chwilach, gdy widzimy na ekranie osobę niepełnosprawną, zazwyczaj gra ją pełnosprawny aktor.

Serce jak smoła to szósty i najdłuższy tom cyklu o Cormoranie Strike’u, który wlókł mi się niemiłosiernie i niejednokrotnie miałam ochotę rzucić ją w cholerę – przetrwałam chyba tylko dzięki Maciejowi Stuhrowi jako lektorowi. Dotychczas Zabójcza biel była w moim odczuciu najsłabszą częścią tej serii, ale teraz na podium najgorszej części zdecydowanie uplasowało się Serce jak smoła. Autorka już ogłosiła, że będzie kolejny tom, ale powiem szczerze, że naprawdę poważnie się zastanowię czy się za nią zabiorę. A szkoda, bo polubiłam głównych bohaterów. 

niedziela, 3 kwietnia 2022

"Mamy morderstwo w Mikołajkach" Marta Matyszczak

Tytuł: Mamy morderstwo w Mikołajkach
Autor: Marta Matyszczak
Cykl: Kryminał z pazurem
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 304
Ocena: 2/6



Z teściową niczym z filmami Hitchcocka. Na wstępie trzęsienie ziemi, a potem już tylko gorzej.





Książki Marty Matyszczak mam w planach już od dłuższego czasu, chodziły za mną po przeczytanych wielu recenzji na blogach – w końcu przyszedł czas na mnie, a postanowiłam zacząć od serii Kryminał z pazurem, a konkretnie od pierwszej części pt. Mamy morderstwo w Mikołajkach.

Rozalia Ginter prowadzi gabinet weterynaryjny w Mikołajkach. Wiedzie w miarę szczęśliwe życie rodzinne. Aż do pewnego wieczora, który zmienia wszystko. Odtąd kobieta skrywa mroczną tajemnicę. Zwłaszcza przed najbliższymi. W tych samych urokliwych Mikołajkach - na kładce nad kanałem - zawisa ciało mężczyzny. Czy znany w okolicy hotelarz popełnił samobójstwo? A może zabił go Peter Winckler, który przyjechał na Mazury odwiedzić ziemie przodków? Poszlaki się mnożą… Miejscowa policja pod wodzą komendanta Pawła Gintera wszczyna śledztwo. Niestety komendant, prywatnie mąż Rozalii, nie potrafi się skupić na sprawie, zbyt zaaferowany prywatną tragedią…                                                                                                                             opis wydawcy

Mamy morderstwo w Mikołajkach to pozycja, względem której nie miałam szczególnych oczekiwań, nie nastawiałam się na nic szczególnego, choć lubię komedie kryminalne – nie bez przyczyny darzę sympatią twórczość Alka Rogozińskiego czy serię z Agathą Raisin w roli głównej. Książa nie jest obszerna, ale w sumie trochę się z nią męczyłam. Muszę przyznać, że bohaterowie (szczególnie główna bohaterka – Rozalia) bywały irytujące i infantylne. Lekarka weterynarii, która oburza się na sterylizację aborcyjną bezdomnego kota, bo jest za każdym życiem, jest trochę żenujące… Jedyną postacią, która przypadła mi do gustu to kotka o męskim imieniu Burbur, który pisał swój pamiętniczek – a ten momentami rozbawiał mnie do łez. Pomysł na fabułę – jest całkiem w porządku, ale w moim odczuciu zrealizowany w bardzo żenujący i infantylny sposób, co w największej mierze sprawiło, że tak się męczyłam z tą książką. A szkoda, bo jest koncepcja z potencjałem, a do tego kot, który wydaje się być najbardziej rozgarniętą postacią tej pozycji. Sama książka jest dość marna, choć w zamyśle lekkie czytadło - jej czytanie mnie nieco wymęczyło (poza fragmentami z kocim pamiętnikiem).

Mam na imię Burbur i jestem sędzią sprawiedliwym. Sędziną. Wymierzam karę każdemu, komu się ona należy. A jak się nie należy, to co mnie to obchodzi. I tak chapsnę, drapnę albo chociaż nasyczę do rozumu. - z pamiętniczka Burbura

Mamy morderstwo w Mikołajkach to książka, która w moim odczuciu wypadła dość marnie, choć lubię komedię kryminalne… Jest słaba, wiejąca nudą, z infantylnymi bohaterami i równie żenująco-infantylną fabułą, choć z mogłoby z tego pomysłu coś wyjść. Mam w planach przeczytać jeszcze jakąś inną pozycję autorki, żeby sprawdzić czy to tylko defekt tej serii albo konkretnej książki, więc mam nadzieję się przekonać, jak wypadną inne książki autorki. Na Mamy morderstwo w Mikołajkach w moim odczuciu zdecydowanie szkoda czasu – czytadło, ale marne. 

Książka bierze udział w wyzwaniu

piątek, 30 kwietnia 2021

"Niespokojna krew" Robert Galbraith (J.K.Rowling)

Tytuł: Niespokojna krew
Autor: Robert Galbraith (J.K.Rowling)
Cykl: Cormoran Strike
Tom: piąty
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Czyta: Maciej Stuhr
Długość: 38 godz. 54 min. (2 części)
Ocena: 4.5/6

Czas naprawiania krzywd już minął, dokonały się nieodwracalne zniszczenia, krew wcale nie była gęstsza od pieprzonej wody.



Niespokojna krew to już piąta powieść detektywistyczna napisana przez J.K. Rowling pod pseudonimem Robert Galbraith i jednocześnie piąta część serii z prywatnym detektywem Cormoranem Strike’em w roli głównej. Przyznam szczerze, że tego tomu byłam wyjątkowo ciekawa po niezbyt udanej (w moim odczuciu) Zabójczej bieli, więc podeszłam bez większych oczekiwań do tej części, a z racji tego, że szczerze uwielbiam głos Macieja Stuhra – z wielką przyjemnością zabrałam się za tę pozycję w wersji audiobooka. 

Gdy prywatny detektyw Cormoran Strike odwiedza w Kornwalii ciężko chorą ciotkę, kontaktuje się z nim kobieta, której matka w 1974 roku zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Strike jest zaintrygowany – nigdy nie pracował nad sprawą sprzed kilkudziesięciu lat. Mimo nikłych szans na powodzenie dopisuje zlecenie do długiej listy dochodzeń, które prowadzi ze swoją wspólniczką Robin Ellacott. Tymczasem Robin boryka się z trudnościami w życiu prywatnym. Na dodatek zarówno ona, jak i Strike zmagają się z uczuciami, których doświadczają w łączącej ich relacji. Badając okoliczności zaginięcia kobiety, para detektywów staje w obliczu piekielnie skomplikowanych tropów, wśród których są psychopatyczny morderca, nie zawsze godni zaufania świadkowie, a także karty tarota. Okazuje się, że nawet sprawy sprzed dekad mogą stanowić śmiertelne zagrożenie.                                                                                                                                             opis wydawcy

Niespokojna krew jest przede wszystkim pozycją o wiele obszerniejszą niż jej poprzedniczki, od Wołania kukułki czy Jedwabnika niemal dwukrotnie, stąd audiobook podzielony na dwie części (każda po ponad 19 godzin). Muszę przyznać, że książka momentami mi się dłużyła, ale całość wypadła o wiele lepiej niż Zabójcza biel, która wynudziła mnie niemiłosiernie. Tajemnicza sprawa sprzed 40 lat, karty tarota, horoskopy, prywatne problemy wspólników, aborcje i inne komplikacje. Do tego jeszcze odrobina psychologii i opowieść o nieobecnych matkach oraz o tym, jak ta ich nieobecność wpływa na życie dzieci. Całość jest napisana w sposób poprawny, nie wyróżniający się na plus albo na minus, a szkoda. W moim odczuciu z książki można by wyrzucić lub mocno skrócić część wątków (np. wątek Charlotte), a całość na tym nie straciłaby nic lub niewiele. Jeszcze do tego do tego wątek relacji Robin i Strike'a, który nie rozwija się w żadnym konkretnym kierunku – krok w przód, krok w tył i tak stoją w tym samym miejscu. Moim zdaniem całość ma trochę zaburzone proporcje – za mało pracy detektywistycznej i wątków kryminalnych, a za dużo wątków społeczno-obyczajowych. Całość na szczęście rekompensuje zaskakujące zakończenie oraz bohaterowie – wielobarwni i pełnokrwiści. Przynajmniej to ratuje w jakiś sposób sytuację - na szczęście.

Niespokojna krew to nie jest literatura wysokich lotów, ale i tak zdecydowanie lepsza i bardziej dopasowana niż sporo współczesnych czytadeł – kryminalików czy thrillerów. Owszem trochę przydługa i przydałoby się ukrócenie wątków czy zmiana proporcji (więcej kryminału w kryminale, a mniej wątków obyczajowych). Całość ma zdecydowanie swój urok i klimat, a cudowny głos Macieja Stuhra tylko uprzyjemnia odbiór pozycji. Jako kontynuację serii z wątkiem astrologii czy jako interesującą powieść obyczajowo-kryminalną mogę polecić, choć bez wielkich zachwytów nad nią Jednocześnie osoba nieczytająca wcześniejszych części – może się trochę pogubić w wątkach obyczajowych, których jest tak sporo. Ja już czekam na kontynuację. 


wtorek, 30 marca 2021

"Entliczek pentliczek" Agatha Christie

Tytuł: Entliczek pentliczek
Autor: Agatha Christie
Cykl: Herkules Poirot
Tom: trzydziesty
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 240
Ocena:5.5/6


To jedna z tych rzeczy, które mnie zawsze fascynują. Niewidoczne ogniwo.




Agatha Christie to klasyka sama w sobie, ale jej twórczość nie każdy darzy wyjątkową sympatią. Z racji tego, że dawno nie sięgałam po żadną z książek autorki – postanowiłam nadrobić to czym prędzej i zabrałam się za pozycję pt. Entliczek pentliczek. Jak wypadła? Zapraszam na recenzję.

W studenckim pensjonacie przy Hickory Road 26 nic nie idzie tak, jak powinno. Tak przynajmniej sądzi pani Hubbard, siostra sekretarki Herkulesa Poirota. Najpierw giną przypadkowe, zdawałoby się, przedmioty, a później giną zupełnie nieprzypadkowi, jak się okazuje, ludzie. Co za hańba dla domu studenckiego! Na szczęście w pobliżu jest Poirot, a Poirot zna związek między stetoskopem a autostopem.                                                                                            opis wydawcy

Entliczek pentliczek jest pozycją niezbyt obszerną, ale większość książek Christie nie ma powalającej objętości. Nie zmienia to jednak faktu, że jest w końcu niekwestowaną Królową kryminału. Pomysł na książkę jest naprawdę ciekawe – dom studencki, ginące przedmioty, rasowe podejrzenia, a do tego niezrównany Herkules Poirot. Stopniowe dawkowanie intrygi, pozornie nic nieznaczące szczegóły, cudownie wykreowane, wielowymiarowe postacie – cała Christie. No i oczywiście Poirot, który jest zdecydowanie niepowtarzalny i szczególnie specyficzny.  Książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie i dobrze – wszystko za zasługą sporej dawki intrygi, ciekawego, choć niezbyt wygórowanego pomysłu, a także języka i stylu pisarskiego autorki, które są naprawdę na wysokim poziomie. Christie ma w swojej bibliografii bardziej zawiłe i intrygujące pozycje, które wydają się być lepsze, ale nie zmienia to faktu, że jest to dość dobry, taki klasyczny, podstawowy kryminał, a nie jakieś tam marne czytadło.

Oczywiście, mogę udzielić ci rady, Jean, chociaż doprawdy nie wiem, po co ludzie w ogóle proszą o rady. I tak nigdy ich nie słuchają.

Entliczek pentliczek to książka, która jest zdecydowanie warta przeczytana, zwłaszcza na początek przygody z kryminałem. Agatha Christie jak zawsze w formie, spora porcja odpowiednio dawkowanej intrygi, ciekawy pomysł. Naprawdę polecam, warto sięgnąć. Ciekawa, intrygująca lektura, na wolne popołudnie.

Nigdy nie była chora, nigdy zmęczona, nigdy zdenerwowana, nigdy niedokładna. Innymi słowy, z praktycznego punktu widzenia, nigdy nie była kobietą.

niedziela, 28 lutego 2021

"Enklawa" Remigiusz Mróz jako Ove Løgmansbø

Tytuł: Enklawa
Autor: Remigiusz Mróz jako Ove Løgmansbø
Cykl: Vestmanna
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 400
Ocena: 5/6

Pomyślał, że psychika ludzka ma niepokojącą konstrukcję. Pozostawiona sama sobie sprawia, że człowiek uparcie się zadręcza. Myśli nieustannie zdają się wracać do najgorszych chwil, mimo że tych dobrych też jest pod dostatkiem.

 

Trylogia autorstwa Ove Løgmansbø swego czasu podbijała blogosferę książkową, a później huknęło informacją, że rzekomy syn Polki i Farera to tak naprawdę nasz rodzimy Remigiusz Mróz, co spowodowało jeszcze większe zainteresowanie tym cyklem. Sama byłam ciekawa tego eksperymentu pisarskiego mroźnego pisarza, czy Polak da radę napisać skandynawski kryminał. Minęło trochę czasu od premiery, a ja w końcu postanowiłam się zabrać za pierwszą część pt. Enklawa.

Wyspy Owcze. Jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie. Od 1988 roku zdarzyło się tutaj tylko jedno morderstwo, a mieszkańcom pojęcie przestępstwa jest właściwie nieznane. Farerzy żyją spokojnie, zajmując się swoimi sprawami i przejmując jedynie tym, by liczba turystów w sezonie nie spadła. Pewnej nocy wszystko się zmienia. W niewyjaśnionych okolicznościach znika w porcie nastolatka. Społeczność Vestmanny szybko organizuje poszukiwania, ale okazują się one bezskuteczne. Po dziewczynie nie ma śladu, a sprawa zaczyna przyciągać zainteresowanie zarówno mediów, jak i duńskiej policji. Życie w Vestmannie zmieni się na zawsze, gdy na jaw zaczną wychodzić mroczne sekrety zamkniętej społeczności.                                                                                                                              opis wydawcy

Enklawę zaczęłam czytać w ramach wyzwania Abecadło z piecaspadło i nie mając względem tej książki wielkich oczekiwań, bo znam już w końcu twórczość Mroza i w moim odczuciu najoględniej nie są to arcydzieła powalające na kolana. Po lekturze Enklawy odnoszę wrażenie, że jak na twórczość Mroza jest to książka inna, wyróżniająca się i sumarycznie całkiem niezła. Sięgnęłam po nią, bo miała mieć niepowtarzalny klimat i mrożącą krew w żyłach historii – okazało się, że nie do końca tak było. Mimo, że pozycja jest napisana w dość dobrym stylu, to jednak zdecydowanie bardziej jest to thriller psychologiczny aniżeli kryminał – nie ma mnóstwa trupów, rozlewu krwi i morza intrygi, ale za to wiele więcej psychologii, portretów psychologicznych postaci. Sami bohaterowie dają się lubić i są naprawdę ciekawie wykreowani. A co zadziwiające – odnoszę wrażenie, że autorowi wyjątkowo dobrze udało się oddać skandynawski klimat, za co naprawdę należy mu się pochwała. Okładkę projektował Mariusz Banachowicz, czyli ten sam grafik, który stworzył piękne okładki dla innych książek autora (np. serii o Chyłce i Zordonie).

Enklawa to książka, która naprawdę mi się spodobała, jest napisana w trochę innym stylu aniżeli inne książki Remigiusza Mroza, co jest miłą odskocznią. Sama chętnie sięgnę po kolejne tomy serii, a ja mogę polecić ten pierwszy tom, bo naprawdę całkiem niezła książka. Nadal nie jest to literatura mega wyjątkowo wysokich lotów, ale ciekawy pomysł, lekko mroczny klimat, a całość tworzy dość lekki, interesujący kryminał, który okazał się bardziej thrillerem psychologicznym. 

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło 

niedziela, 26 kwietnia 2020

"Braciszkowie Niebożątka" Tomasz Gnat





Tytuł: Braciszkowie Niebożątka
Autor: Tomasz Gnat
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 304
Ocena: 3/6








Lubię czasami sięgnąć po książki z kategorii fantastyki, żeby całkowicie oderwać się od rzeczywistości, która mnie otacza. Szczególnie przypadły mi do gustu się światy wykreowane światy przez Pilipiuka, a czytając o książce pt. Braciszkowie Niebożątka autorstwa Tomasza Gnata bardzo mocno skojarzyła mi się ona właśnie z twórczością Wielkiego Grafomana. Tak więc zdobyłam tę pozycję i czym prędzej zabrałam się za lekturę. 
W mieście, gdzie słowa i myśli stają się ciałem, grupa bohaterów mimo woli staje do walki z siłami dążącymi do otwarcia Katedry – tajemniczego monolitu, źródła wszystkich cudów i koszmarów, o którym wiadomo tylko tyle, że nie wolno go otwierać.
                                                   opis wydawcy

Braciszkowie Niebożątka jest książką, która prezentuje się niezbyt okazale, jeżeli chodzi o ilość stron, ale opis wydawcy również nie jest powalający objętościowo. Jednak moją uwagę przykuła treść opisu oraz grafika na okładce tej pozycji, a że brakowało mi ostatnimi czasy fantastyki i oderwania się od rzeczywistości – sięgnęłam po nią, ale jednak czytałam ją z pewną przerwą… Na początku – zalew słów, który swoim poziomem może czytelnika zaskoczyć. A do tego zalew bohaterów, których jest naprawdę sporo i bardzo trudno jest się połapać kto jest kim oraz kto jakie ma zadanie. Przyznam szczerze, że spodziewałam się o wiele lepszej akcji i zdecydowanie większej klarowności w postaciach występujących w książce – jest ich od groma, ale są wykreowani dość słabo, mają nietypowe imiona, nazwy i naprawdę dość często się gubiłam kto co robi i kto kim jest. Zdecydowanie za dużo jak na tę objętość, a do tego słabo przedstawieni. Pomysł na fabułę – niezły, ale również słabo zrealizowany i przytłoczony ilością równie kiepsko wykreowanych bohaterów, a do tego akcja, która niby się toczy, ale jednak również niezbyt sprawnie. Językowo Tomasz Gant zalewa czytelnika dość dopracowanym, rozbudowanym językiem, który w połączeniu z bohaterami, fabułą i akcją – przygniata wszystko jeszcze bardziej. Coś co autorowi trzeba rzeczywiście przyznać – udało mi się jednak stworzyć dość ciekawy, lekko mroczny i tajemniczy klimat, autentycznie trochę podobny do światów wykreowanych przez Andrzeja Pilipiuka, ale jednak nie zmienia to faktu, że przez słabą fabułę, język i bohaterów – książkę czytało mi się dość trudno.

Braciszkowie Niebożątka to książka, która w moim odczuciu wypada dość przeciętnie czy wręcz raczej słabo. Ma ciekawy, mroczny klimat, w którym lekko wieje grozą, ale jednak cała reszta jest zdecydowanie kiepska i niedopracowana, przynajmniej w moim odczuciu. Wiem, że jest to debiut i widzę, że autor ma potencjał, ale tutaj – lekko mówiąc – nie popisał się. Uważam, że trochę szkoda czasu na tę książkę, jest wiele ciekawszych książek, nawet w podobnym klimacie, jak na przykład Aparatus wspomnianego już Andrzeja Pilipiuka.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie wydawniczej Publicat.

wtorek, 31 marca 2020

"Nancy Drew. Tajemnica starego zegara." Carolyn Keene




Tytuł: Nancy Drew. Tajemnica starego zegara.
Autor: Carolyn Keene
Cykl: Nancy Drew 
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie 
Ilość stron: 184
Ocena: 5/6







Ostatnio miałam przemożną ochotę na jakąś literaturę dziecięcą czy młodzieżową – generalnie skierowaną do kilkanaście lat młodszego pokolenia. Myślałam czy by nie zapoznać się z cyklem o Magicznym Drzewie albo czy nie przeczytać po latach do Dzieci z Bullerbyn. Trafiłam w końcu na pierwszy tom serii o nastoletniej i pełnej entuzjazmu detektyw, który jest takim młodzieżowym kryminałem. Nancy Drew. Tajemnica starego zegara, bo taki tytuł ma ta książka, jest właśnie czymś czego szukałam – literaturą skierowaną do młodszego czytelnika z połączeniem mojego ulubionego rodzaju literackiego, czyli kryminału. A co ciekawsze – nigdy wcześniej nie słyszałam o tej serii. 
Nastoletnia Nancy Drew jest wielbicielką rozwiązywania zagadek kryminalnych, a jej ojciec, Carson Drew, to znakomity prawnik i postrach przestępców. W tomie pierwszym młoda detektyw pomaga bliskim pana Crowleya odnaleźć zaginiony testament, zanim chciwa rodzina Tophamów zagarnie cały majątek. W rozwiązaniu zagadki pomoże Nancy nie tylko bystry umysł, lecz także… bardzo stary zegar.
                                                                      opis wydawcy
Zabierając się za lekturę Nancy Drew. Tajemnica starego zegara nie spodziewałam się wiele – niezbyt obszerna książeczka dla młodzieży o nastoletniej detektyw i to jeszcze nigdy wcześniej o niej nie słyszałam – czegóż można oczekiwać? Okazało się, że pozycję czytało mi się niezwykle szybko i przyjemnie. Nie jest podane kiedy dokładnie miały miejsce wydarzenia opisane w tej pozycji, ale przypuszczam, że jest to pogranicze XIX i XX wieku, a miejscem akcji jest nieduże, fikcyjne, sielskie miasteczko w USA. Główna bohaterka Nancy Drew przypomina mi trochę Anię Shirley z Zielonego Wzgórza – przyjazna, pomocna, radosna, co prawda mniej marzycielska i bardziej przyziemna, ale równie sympatyczna i pełna determinacji. Książka jest napisana językiem nieskomplikowanym, adekwatnym do fabuły, akcji i adresata książki, czyli młodszego czytelnika (w moim odczuciu świetnie się nada dla moli książkowych w wieku 9-15 lat, choć dedykowana jest grupie 12-15 lat). Niebywałym plusem jest to, że rozdziały są krótkie, a litery nieco większe niż w książkach, do jakich jako dorośli jesteśmy przyzwyczajeni, co młodszemu pożeraczowi stron zdecydowanie ułatwi i uprzyjemni lekturę. 

Nancy Drew. Tajemnica starego zegara jest książką lekką i przyjemną w odbiorze, z ciekawym i dobrze zrealizowanym pomysłem na fabułę i barwnymi postaciami. W moim odczuciu i niejednemu dorosłemu czytelnikowi przypadnie do gustu umilając wieczór. Jak dla mnie pozycja i główna bohaterka – pogodne i pełne wdzięku. W moim odczuciu warto sięgnąć w przerwie od poważniejszych i bardziej drastycznych zagadek kryminalnych. Niewymagająca i lekka lektura, ale jednocześnie bardzo ciepła i przyjemna. A ja już nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam następny tom z serii. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat S.A.

środa, 9 października 2019

"Zabójcza biel" Robert Galbraith (J.K.Rowling)

Tytuł: Zabójcza biel
Autor: Robert Galbraith (J.K.Rowling)
Cykl: Cormoran Strike
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 656
Ocena: 2/6


Bo można kogoś cholernie nienawidzić, a mimo to nadal pragnąć, żeby nie miał Cię gdzieś, i jednocześnie nienawidzić się za to pragnienie.





Od Wołania kukułki polubiłam twórczość Roberta  Galbraith'a, nawet biorąc pod uwagę fakt, że z czasem okazało się, że to pseudonim literacki J.K.Rowling (jednak jakoś szczególnie się nie ekscytowałam na samą tę myśl). Tak więc sobie powoli czytałam kolejne części serii z Cormoranem Strikem w roli głównej – w końcu przyszedł czas na Zabójczą biel.
Prywatny detektyw Cormoran Strike i jego współpracowniczka Robin Ellacott walczą o odkrycie prawdy w nowej sprawie. Do biura, w którym urzędują, przychodzi młody człowiek imieniem Billy z prośbą o pomoc w zbadaniu zbrodni, której – jak sądzi – był świadkiem w dzieciństwie. Młodzieniec najwyraźniej cierpi na zaburzenia psychiczne, nie pamięta też zbyt wielu szczegółów, ale jest w nim i w jego historii coś szczerego, dlatego Strike jest głęboko zaniepokojony tym, co słyszy. Zanim jednak uda mu się wyciągnąć z chłopaka więcej informacji, ten wybiega z gabinetu w panice. Próbując wyjaśnić opowieść Billy’ego, Cormoran Strike i Robin Ellacott – kiedyś jego asystentka, a obecnie współpartnerka w interesach – idą krętym tropem, który prowadzi ich przez boczne uliczki Londynu do wewnętrznego kręgu w Parlamencie i pięknego, ale złowieszczego dworku na dalekiej wsi. Nie dość, że śledztwo przypomina labirynt zagadek, to na dodatek prywatne życie Strike’a bardzo się skomplikowało. Odkąd zyskał sławę jako prywatny detektyw, nie może już działać zakulisowo, tak jak kiedyś. Co więcej, jego relacje z Robin, która jest teraz nieoceniona w prowadzeniu działalności, są dużo bardziej napięte, a osobiste stosunki między nimi – o wiele bardziej zawiłe.
                                                                   opis wydawcy

Zabójcza biel to już czwarta część przygód z Cormoranem Strikem i zaczyna się dokładnie w momencie, gdzie skończyła się poprzedniczka – Żniwa zła. Robin awansowała na wspólniczkę, Cormoran zyskuje klientów, zdobywa kobietę. W moim odczuciu jednak jest to zdecydowanie najsłabsza część z wszystkich czterech. Pomysł na fabułę nie jest zły, ale widzę tutaj podobieństwo do Psa Baskerville'ów Artura C.Doyle'a. Wyczuwalna jest atmosfera taka typowo brytyjska – są londyńskie puby, brytyjski parlament oraz stara, typowo angielska, wiejska rezydencja. To akurat jest na plus. Jednak nie zmienia to faktu, że podczas czytania tej książki wyjątkowo się męczyłam, czego nie doświadczyłam długo wcześniej. Sprawa kryminalna w tej książce ani trochę nie jest intrygująca. Język i styl pisarski podobny do wcześniejszych, ale jednak mam wrażenie, że poziom opadł. Tak samo jak opadła jakość realizacji pomysły na książkę. Nie dość, że wydaje się być podobna do klasyki, to jeszcze sam pomysł zrealizowany naprawdę dość marnie. Choć polubiłam Cormorana, to jednak ta sympatia do niego nie uratowała poziomu tej części. Głównie dlatego, że w tym tomie wyjątkowo nie przypomina samego siebie. Tak samo jak wcześniejsze relacje z Robin, ale to akurat do przewidzenia, skoro Robin wzięła ślub. Jednak intrygi i napięcia zabrakło, wręcz w ogóle jej nie było, a wiało wyjątkową nudą, co sprawiło, że w ogóle się nie wciągnęłam w lekturę. 
Czasami zachowywanie się tak, jakby wszystko było z tobą w porządku, sprawia, że rzeczywiście jest w porządku. Czasami trzeba po prostu zrobić dobrą minę do złej gry, wyjść do świata, i po chwili się okazuje, że to wcale nie takie trudne, że to zupełnie naturalne.
Zabójcza biel to czwarta część serii i w moim odczuciu naprawdę najsłabsza. Skopiowany pomysł, a do tego marna realizacja, a wszystko prawie na 700 stronach. Generalnie powiało nudą. Nie polecam tej części. O ile wcześniejsze były naprawdę ciekawe i warte sięgnięcia – tutaj nie ma po co. Odniosłam wrażenie, że autorka się zupełnie wypaliła, bo w książce nie ma nic czym można by się zachwycić – ani intrygi, ani odkrywczej fabuły, ani wartkiej akcji... Ja się naprawdę dość mocno męczyłam się podczas lektury i zdecydowanie odradzam. 

środa, 14 sierpnia 2019

"Karaluchy" Jo Nesbø

Tytuł: Karaluchy
Autor: Jo Nesbø
Cykl: Harry Hole
Tom: drugi
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 320
Ocena: 4.5/6



Wszyscy ludzie w głębi duszy są hedonistami. Tylko niektórym potrzeba więcej czasu, żeby to do nich dotarło.





Polubiłam książki Jo Nesbø od samego początku, jednak czytałam je dość chaotycznie i nie po kolei. Postanowiłam to zmienić i zabrałam się za czytanie według kolejności. Pierwszy tom z cyklu o Harry’m Hole pt. Człowiek nietoperz już za mną, więc sięgnęłam po część kolejną zatytułowaną Karaluchy.

W domu publicznym w stolicy Tajlandii znaleziono ciało norweskiego ambasadora. W Oslo pospiesznie tworzony jest plan uniknięcia skandalu. Policjant Harry Hole wsiada do samolotu skacowany z zastrzykami witaminy B12 i wkrótce zaczyna krążyć po zaułkach Bangkoku: wśród świątyń, palarni opium, dziecięcych prostytutek i barów go-go. Odkrywa, że w tej sprawie chodzi o coś więcej niż o morderstwo: za ścianami pełza coś, co nie znosi dziennego światła…
                                                                       opis wydawcy

Karaluchy czekały na mojej półce już dość długo – sporo czasu minęło zanim się zabrałam za tę książkę, ale również trochę wody w Wiśle upłynęło zanim ją zrecenzowałam. Ale to dobrze, bo znowu zdążyłam zatęsknić za twórczością Nesbø. Muszę przyznać, że akcja toczy się dość dobrym tempem, odpowiednio dostosowanym do rodzaju literackiego – nie ciągnie się, ani nie gna za szybko. Przede wszystkim rozkręca się już od samego początku – nie trzeba czekać w nieskończoność. Już od pierwszych stron i rozdziałów można się naprawdę wciągnąć w lekturę – w przeciwieństwie do poprzedniczki pt. Człowiek-nietoperz, bo tutaj był z tym trochę problem. Wciągnąć się można, owszem. No i sam Harry Hole, który jest postacią niezwykle ciekawą, barwną i zdecydowanie niesztampową. Nesbø potrafi porządnie wykreować bohaterów – nie tylko tego pierwszoplanowego, ale również tych grających drugie skrzypce. Brudny Bangkok, domu publiczne, opium i bary go-go – wszystko razem wraz z postacią Harry’ego i stylem autora tworzy autentycznie mroczną i ciekawą historię. Nie jest to arcydzieło i książka, która powali na kolana długo zostając w pamięci, ale jednak czyta się naprawdę dobrze.
Zapewne trzeba być policjantem, by twierdzić, że człowiek znaleziony z wbitym w plecy nożem, którego ostrze weszło z lewej strony tuż przy kręgosłupie, przebiło lewe płuco i dotarło do serca, został "prawdopodobnie" zamordowany.

Karaluchy to druga część Harry’m Hole i, w moim odczuciu, ciekawsza od swojej poprzedniczki. To kryminał zdecydowanie mroczny, a ponadto dotykający dość ciężkich tematów. Osobiście mogę zdecydowanie polecić tę książkę, a ja już nie mogę się doczekać kolejnych tomów, bo naprawdę się zdążyłam stęsknić za Jo Nesbø. Ja już zabieram się za następne pozycje, a kto nie czytał jeszcze nic autora – koniecznie warto to nadrobić!

piątek, 22 czerwca 2018

"Sprawa podmienionego zdjęcia" Erle Stanley Gardner





Tytuł: Sprawa podmienionego zdjęcia
Autor: Erle Stanley Gardner
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 224
Ocena: 3/6









Erle Stanley Gardner jest amerykańskim pisarzem, który zadebiutował w latach '20 ubiegłego stulecia, krótkimi opowieściami detektywistycznymi. Z racji tego, że żył do 1970  i był bardzo płodnym pisarzem - wydał naprawdę mnóstwo książek, z czego w ponad osiemdziesięciu głównym bohaterem jest adwokat Perry Mason. Mając kilka książek tego autora na półce, więc w końcu postanowiłam się zabrać za jego twórczość i wybór padł na Sprawę podmienionego zdjęcia ze wspomnianym już prawnikiem w roli głównej. 

Perry Mason spotyka państwa Newberry na wakacyjnym rejsie. Ona i jej mąż to nowobogaccy, którym zależy jedynie na tym, by wprowadzić córkę w odpowiednie kręgi towarzyskie. Pani Newberry podejrzewa, że mąż zdefraudował świeżo zdobyte pieniądze i zwraca się o pomoc do Masona. Kiedy jednak mąż ginie, wypadając za burtę, a przy burcie stoi żona, trzymając w ręku jego pas wypchany pieniędzmi, nawet Mason zaczyna wątpić w jej niewinność. 
                                              opis z okładki
Sprawę podmienionego zdjęcia kupiłam kiedyś w Krakowie, kiedy podczas zjazdu skończyłam wszystkie książki, które przy sobie miałam, więc wybrałam się do składu taniej książki na zakupy. Opis z okładki mnie zaintrygował, na tyle, że skusił do zakupu no i krótko później zabrałam się za lekturę... Pomysł na fabułę od początku wydawał mi się dość ciekawy, no i muszę przyznać, że się nie przeliczyłam – okazał się naprawdę interesujący, ale w moim odczuciu nie do końca wykorzystany. Była intryga, dość ekscytujący pomysł, ale bohaterowie... Hm... Jak dla mnie trochę mdli i sztampowi, a sama książka – zupełnie nie wiem na ile zapadanie mi w pamięci, bo po prostu nie rzuciła na kolana ani nie zachwyciła...

Sprawa podmienionego zdjęcia to pierwsza książka autorstwa Gardnera, z jaką miałam kontakt, ale (jak już pisałam wcześniej) wcale mnie nie zachwyciła i okazała się dość... przeciętna... Mam jeszcze kilka książek tego autora, więc pewnie jeszcze sięgnę po następne, ale już z dużo większą dozą ostrożności i sceptycyzmu. Pomysł fajny, ale nie do końca wykorzystany, niedopracowani bohaterowie, język nie wybijający się... Czy polecam? Książka jest w moim odczuciu dość przeciętna, więc czas lepiej poświęcić na jakąś lepszą pozycję.  

sobota, 24 czerwca 2017

"Ptaszydło" Max Bentow

Tytuł: Ptaszydło
Autor: Max Bentow
Cykl: Nils Trojan
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 336
Ocena: 3/6


Nasze obawy potrafią przejąć nad nami kontrolę i wpłynąć na nasze zachowanie. Musimy się im postawić. Tylko w ten sposób odzyskamy kontrolę.





Nigdy nie miałam styczności z twórczością Maxa Bentowa, jednak pewnego dnia podczas wizyty w bibliotece przy półce z kryminałami zaintrygowała mnie jedna książka pt Ptaszydło i jej opis na okładce. Zaintrygowała mnie tym bardziej, że jest to literatura niemiecka, która wciąż jest mi obca, a chciałam ją poznać. No i w końcu przyszedł czas, żeby to zmienić. Wszystko dzięki debiutanckiej powieści Maxa Bentowa pt. Ptaszydło.

Berliński komisarz Nils Trojan zostaje wezwany do mieszkania w dzielnicy Kreuzberg. Natrafia tam na koszmarny widok. Młodej kobiecie obcięto włosy, a przy jej ciele pozostawiono oskubanego ptaka. Trojan, będący na skraju załamania nerwowego, nie może okazać słabości. W rozwiązaniu zagadki ma mu pomóc psycholog Jana Michels, jednak zanim komisarzowi udaje się opanować sytuację, zabójca uderza ponownie. Zabija młodą dziewczynę z długimi blond włosami i pozostawia makabryczne pozdrowienie w postaci martwego ptaka, a Lene, córeczka ofiary, znika bez śladu. Po tym, jak Trojan pojawia się w telewizji w związku z morderstwami, sam staje się celem psychopaty. Jest coraz bardziej przerażony grą, jaką prowadzi z policją morderca…
                                                                           opis z okładki

Ptaszydło to pierwszy tom z Nilsem Tojanem w roli głównej, a jednocześnie debiut Maxa Bentowa (o czym nie miałam pojęcia sięgając po tę pozycję). Pomysł na książkę jest niezwykle ciekawy i zajmujący – to trzeba przyznać. Martwy ptak na miejscu zbrodni oraz intrygujący opis na okładce zapowiadają niesamowite emocje i intrygujący przebieg akcji. A co dostałam? Czytadło, po prostu czytadło. Lekki, prosty język, fabuła skonstruowana w nieskomplikowany sposób, nie mówiąc już o wygórowanym stylu. Jednak, ja osobiście nieco się zawiodłam... Nie dość że intryga na niezbyt wygórowanym poziomie to jeszcze zupełnie niedopracowany pomysł. Fakt, pomysł na zbrodnie, motyw ptaka, pomysł na to – ciekawy. Szkoda, że zupełnie wykorzystane, akcja przewidywalna, a książka zupełnie bez klimatu... W kategorii czytadeł – całkiem niezła, ale generalnie niezbyt ambitna pozycja. Zaś w kategorii debiutów – też w miarę ok, ale nie zmienia to faktu, że szału nie ma.

Czy polecam Ptaszydło Maxa Bentowa? Jako czytadło – owszem. Jeżeli szukasz porządnego, pełnokrwistego kryminału z klimatem – tego nie znajdziesz w tej książce. Ptaszydło czyta się dość szybko i przyjemnie, jednak nie jest to pozycja, która powali na kolana... Szczególnie ją polecam miłośnikom lekki, i średnio wymagających czytadeł. Szukający kryminału na wysokim poziomie – możecie sobie darować...




środa, 2 marca 2016

"Żniwa zła" Robert Galbraith (J.K.Rowling)




Tytuł: Żniwa zła
Autor: Robert Galbraith
Cykl: Cormoran Strike
Tom: trzeci
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Czyta: Maciej Stuhr
Długość: 20 godz. 26 min.
Ocena: 5.5/6






Świat zwariował, kiedy dowiedział się, że Robert Galbraith to tylko pseudonim znanej autorki J. K. Rowling, która napisała cykl książek o najbardziej znanym, nastoletnim czarodzieju na świecie. Teraz zabrała się za pisanie kryminałów... Za mną już Wołanie kukułki oraz Jedwabnik, aż w końcu przyszedł czas na kolejną część przygód Cormorana Strike'a pt. Żniwa zła.

Do agencji detektywistycznej Cormorana Strike'a przychodzi tajemnicza paczka zawierająca uciętą nogę kobiety – dokładnie w tym samym miejscu jak została ucięta noga prywatnego detektywa. Co zastanawiające – przesyłka jest zaadresowana do jego pracownicy Robin Ellacott. Kto wysłał tę paczkę? Dlaczego wysłano ją akurat do niej? Kto to zrobił? Co chce tym osiągnąć? Kto jest tajemniczym mordercą? A jak będzie kwitła relacja pomiędzy Robin a jej narzeczonym oraz z jej pracodawcą – Cormoranem? 
Piękno można znaleźć prawie wszędzie, jeśli człowiek przystanie, żeby się rozejrzeć, lecz codzienna walka o przetrwanie sprawia, że łatwo zapomnieć o istnieniu tego zupełnie darmowego luksusu.
Żniwa zła to książka, na którą czekałam i bardzo chciałam się z nią zapoznać, więc niedługo po premierze zabrałam się za audiobooka czytanego przez Macieja Stuhra, który bardzo dobrze się spisał jako lektor – świetnie dobrany głos! Sama książka jest naprawdę bardzo dobra. Wciągająca pozycja, w której Robert Galbraith pokazał się w pełnej krasie. Bohaterowie się rozwinęli, stali się jeszcze bardziej charakterystyczni i barwni, a przede wszystkim bardzo się do siebie zbliżyli... Od początku Wołania kukułki przeczuwałam, że Cormoran i Robin będą razem, że dziewczyna porzuci swojego narzeczonego i się z zwiąże z mężczyzną, z którym pracuje. W momencie, kiedy już było do tego o krok, autor zrobił zwrot akcji, jakich w tej książce jest w ogóle dość sporo... Całe śledztwo prowadzone przez Strike'a jest dość nieprzewidywalne z powodu jego relacji z miejscową policją czy odniesień do jego prywatnego życia. Pomysł na fabułę jest naprawdę ciekawy, a w dodatku zrealizowany w sposób dobry i pełen zaskoczeń... Język taki dość prosty, z pewną dozą wulgaryzmów, które padały głównie z ust Strike'a, ale jednak już mnie tak nie raził jak w Wołaniu kukułki.

Żniwa zła to moim zdaniem najlepsza część serii z Cormoranem w roli głównej. Morderca, którego nie można wyśledzić i trudno się domyślić, kto nim jest. Dużo się dzieje, sporo zwrotów, trochę niedowierzania i zszokowania. Ach... I jeszcze świetny głos Macieja Stuhra tak tutaj pasujący... Zdecydowanie polecam!

czwartek, 25 lutego 2016

"Dwanaście prac Herkulesa" Agatha Christie

Tytuł: Dwanaście prac Herkulesa
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 319
Ocena: 4/6



Plotka to rzeczywiście hydra lernejska o dziewięciu głowach. Nie sposób jej zniszczyć, bo na miejscu jednej odciętej głowy wyrastają dwie nowe.






O mitycznym herosie Herkulesie słyszał chyba każdy… Zwłaszcza, że miał on do wykonania w ramach kary dwanaście różnych i ciężkich prac takich, jak chociażby oczyszczenie stajni Augiasza, zabicie Hydry lernejskiej czy zdobycie pasa Hipolity… Słyszał o nim także jego imiennik i słynny detektyw Herkules Poirot, który oburzył się na stwierdzenie swojego przyjaciela, że do detektywa nie pasuje imię mitycznego herosa. Poirot postanawia udowodnić, że tak nie jest i wykonuje swoje Dwanaście prac Herkulesa.
Kobieta robiąca na drutach nigdy nie wygląda zbyt korzystnie; zaabsorbowana, wzrok szklany, niespokojne, pracowicie migające palce! Potrzeba kociej zwinności i napoleońskiej siły woli, aby robić na drutach w zatłoczonym metrze, ale kobietom jakoś się to udaje. 
Dwanaście prac Herkulesa to zbiór opowiadań autorstwa Agathy Christie, w którym jeden z najsłynniejszych detektywów świata mityczne dwanaście herkulesowych prac wykonuje w swoich realiach. Każda ze spraw to odrębny przypadek i opowiadanie, przez co można czytać każde oddzielne, jednak moim zdaniem warto przeczytać je jako całość. Choć przypadki są odrębne to jednak czytanie ich razem, jako jednej pozycji pomaga zrozumieć dlaczego Poirot zabrał się za rozwiązywanie tych konkretnych spraw. 
Poirot był wstrząśnięty klasycznymi ideałami. Ci bogowie i boginie... mieli chyba nic mniej różnych wcieleń niż współcześni zbrodniarze. Zresztą faktycznie sprawiają wrażenie osobników o wyraźnie zbrodniczych skłonnościach. Pijaństwo, rozpusta, kazirodztwo, gwałty, szabrownictwo, morderstwa i szykany – starczyłoby tego, żeby juge d'instruction miał pełne ręce roboty. Brak normalnego życia rodzinnego, brak ładu, brak metody. Brak ładu i metody nawet w zbrodniach! 
Dwanaście prac Herkulesa to kolejna w mojej czytelniczej karierze książka autorstwa Agathy Christie. Nie ukrywam, że naprawdę lubię jej książki (a w dodatku bardzo lubię kryminały). Właśnie dlatego z wielką chęcią do niej wracam i pewnego dnia w ramach dawkowania sobie twórczości Królowej kryminału zabrałam się za tę pozycję. Czytało mi się ją dość przyjemnie, a postać Herkulesa Poirota nie jeden raz wywołała na mojej twarzy uśmiech. Pomysły na poszczególne opowiadania, w zasadzie na zagadki w nich zawarte momentami wydają się naprawdę banalne, ale jednak detektyw podejmuje się rzuconych mu wyzwań i rozwiązuje każdą ze spraw. Muszę przyznać, że zakończenia niektórych z nich są naprawdę zaskakujące. Ciekawe jakby to było, gdyby z niektórych tych opowiadań zrobić powieści? Styl bardzo charakterystyczny dla Christie – stonowany język, angielskie poczucie humoru, genialnie wykreowana postać Poirota – cudo! Jednak irytowały mnie niektóre, zbyt infantylne zagadki, jednak moim zdaniem pomysł na porównanie Herkulesa Poirota do mitycznego herosa – super!

Dwanaście prac Herkulesa należy raczej do tych średnik książek Christie jakie czytałam, ale wcale nie znaczy to, że jest do niczego, a na tle innych kryminałów wypada nawet dość dobrze! Myślę, że powinna się ona szczególnie spodobać miłośnikom mitologii greckiej. Osobom, które dopiero pragną zacząć przygodę z twórczością Królowej kryminału polecam inne jej książki – chociażby Zagadkę Błękitnego Ekspresu czy Niemego świadka.

środa, 9 września 2015

"Krew na śniegu" Jo Nesbø

Tytuł: Krew na śniegu
Autor: Jo Nesbø
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ocena: 2.5/6





Czasami dobre wiadomości bywają tak niewiarygodnie dobre, że są złe.







Jo Nesbø to jeden z tych autorów, po których książki co jakiś czas sięgam z nieskrywaną przyjemnością. Dlatego bardzo ucieszyłam się na jego nową książkę pt. Krew na śniegu, która jest najcieńszą pozycją autora, z jaką miałam kontakt.

Życie płatnego mordercy nie jest łatwe. Olav właśnie tak zarabia na życie - zabijając na zlecenie swojego szefa. To także on jest narratorem tej powieści. Mężczyzna nigdy nie miał skrupułów, aż do czasu, kiedy dostał zlecenie zabójstwa żony swojego pracodawcy. Jak to się potoczy? Zabije kobietę jak zawsze? Czy nawiąże z nią jakieś relacje? Dlaczego to zlecenie dla Olava będzie takie nietypowe?

Zapala się nadzieja, bolesna, denerwująca nadzieja, która cały czas podgryza i nie pozwala się zignorować. Nadzieja na istnienie drogi ucieczki, dzięki której da się oszukać śmierć, bocznej uliczki, prowadzącej do miejsca, o którym się nie wiedziało. Nadzieja na to, że istnieje sens. Że istnieje opowieść.

Krew na śniegu z racji swojej długości jest raczej nowelką niż pełnowymiarową powieścią. W moim odczuciu zdecydowanie nie jest to typowy kryminał, jest to także książka zupełnie inna niż pozostałe powieści Jo Nesbø jakie miałam okazję czytać... Nie jest to tylko kwestia tego, że nie występuje tu Harry Hole, ale jednak jest także coś innego – jest to jednowątkowa historia, z niezbyt dużą ilością bohaterów i intrygi…  Książka jest napisana z perspektywy Olava, który jako seryjny morderca potrafi wzbudzić sympatie – zdecydowanie. Jednak jak na likwidatora jest on zbyt miękki, zbyt mało zapadający w pamięć - zresztą praktycznie wszystkie postacie w tej pozycji. Jest ich niewielu, więc autor mógłby się bardziej popracować nad ich doszlifowaniem. Jest też tutaj zdecydowanie mniej pesymizmu niż pozostałych książkach autora. Muszę jednak przyznać, że fabuła mnie nie zachwyciła. Pomysł jest jeszcze w miarę, w miarę... Ale jednak jego realizacja pozostawia wiele do życzenia. Co prawda, przeczytałam tę książkę dość szybko, ale nie dlatego, że mi się podobała, lecz dlatego, że po prostu mi się nie spodobała i chciałam ją skończyć jak najszybciej... Przynajmniej tyle, że język Jo Nesbø wciąż jest dla niego charakterystyczny, niezbyt skomplikowany, lecz nie prostacki ani także niezbyt wygórowany...  Po prostu specyficzny styl pisarski tego autora.

Chociaż coś regularnie się powtarza, to jednak nie ma pewności, że powtórzy się kolejny raz. Nie mając logicznego dowodu, nie wiemy na pewno, że historia się powtórzy.

Podsumowując, Krew na śniegu to zdecydowanie słabsza książka Jo Nesbø i w szczególności ją odradzam osobom, które chciałby rozpocząć przygodę z jego twórczością tego autora, bo szczerze mogą się zrazić do tego, a byłoby szkoda. Ci, którzy już znają jego twórczość mogą się szczerze zawieść – jak ja. Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego, większej ilości intrygi, bardziej rozbudowanej fabuły, jednak tego nie dostałam… A szkoda…


czwartek, 6 sierpnia 2015

"Autobiografia" Agatha Christie

Tytuł: Autobiografia
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 480
Ocena: 6/6



Obejrzenie lub usłyszenie czegoś w niewłaściwym czasie to jeden z największych błędów, jakie się popełnia w życiu.







Agatha Christie to postać znana na całym świecie dzięki swoim kryminałom, których stworzyła całe mnóstwo oraz wykreowanym przez siebie postaciom – Herculesowi Poirotowi oraz Pannie Marple, które już miałam okazję poznać. Teraz postanowiłam bardziej poznać samą Królową kryminału dzięki jej Autobiografii.

Uwielbiam żyć. Bywam czasem okropnie zrozpaczona, bardzo nieszczęśliwa, udręczona smutkiem, ale przy tym wszystkim wiem z całą pewnością, że cudownie jest żyć. 

Jaka naprawdę była Agatha Christie? Jak wyglądało jej życie? Jakie przeboje i przygody ją spotkały? Jak powstawały największe dzieła wśród kryminałów? Na te i inne pytania odpowiedź można znaleźć w Autobiografii Królowej kryminału.

Najsmutniejsza w życiu, najtrudniejsza do zaakceptowania jest świadomość, iż nie zdołamy oszczędzić cierpienia ukochanej osobie.

Autobiografia to dość spore tomiszcze z uśmiechniętą Agathką na okładce, a za jej lekturę zabrałam się ciekawa życia, jakie wiodła pisarka...  Szczególnie, że jest ono opisane przez nią samą (w końcu autobiografia;). Pozycja jest napisana w sposób naprawdę lekki i bardzo przyjemny w odbiorze, a czytało mi się ją z nieskrywaną przyjemnością. Agatha naprawdę postarała się o porządne opisy – dokładne, rzetelne, oddające doskonale epokę, w której żyła, wszystko co zapamiętała. No i naprawdę udane opisy ludzi, jakich spotykała na swojej drodze, z jakimi żyła i obcowała. W książce urzekły mnie także przemyślenia jakimi dzieliła się autorka, obserwacje, jakimi dzieli się z czytelnikiem, a także spora dawka zdjęć z różnych okresów życia pisarki. Zaskoczyła mnie dokładność, z jaką autorka opisała wiele szczegółów swoich dziecinnych zabaw, przedmiotów codziennego użytku... Warto nadmienić, że Agatha Christie pisała tę książkę przez 15  lat... Właśnie chyba przez to jest taka dopracowana.

Za jedną z najbardziej intrygujących rzeczy w życiu uważam to, że bierzemy udział w czymś, czego zupełnie nie rozumiemy.

Autobiografia Aghaty Christie to książka obszerna, taka, którą czyta się długo, chłonie się ją, jej atmosferę... Naprawdę warto po nią sięgnąć, zapoznać się z życiem Królowej... Po prostu perfekcyjnie napisana autobiografia.

W życiu ma się dwie kategorie przyjaciół. Do pierwszej zaliczają się ci, którzy pochodzą z twojego otoczenia i z którymi wspólnie się coś robi. Przypominają staromodnego tanecznego węża- przychodzą i odchodzą z twojego życia, a i ty przychodzisz i odchodzisz z ich życia. Jednych pamiętasz, innych zapominasz. Druga kategoria obejmuje przyjaciół z wyboru- nie bywa ich zbyt wielu- których łączy prawdziwe wzajemne zainteresowanie i, którzy zazwyczaj pozostają przy tobie przez całe życie, jeśli tylko pozwolą na to okoliczności.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

"Jedwabnik" Robert Galbraith (J.K Rowling)

Tytuł: Jedwabnik
Autor: Robert Galbraith (J.K Rowling)
Cykl: Cormoran Strike
Tom: drugi
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 480
Ocena: 4/6


Każde narodziny, jeśli trzeźwo na nie spojrzeć, były jedynie ślepym trafem. Gdy setki milionów plemników płynęły na oślep przez ciemność, szanse, że człowiek nie stanie się sobą gwałtownie rosły.




Wołanie kukułki to książka, która wywołała wielkie zamieszanie w literackim świecie, a wszystko za sprawą tego, że pod pseudonimem Roberta Galbraitha kryje się ktoś zupełnie inny, a mianowicie znana i lubiana J.K.Rowling, a na kontynuację owego kryminału nie trzeba było długo czekać. Nie ukrywam, że bardzo na nią czekałam i tak właśnie zabrałam się za Jedwabnika.

Cormoran Strike to prywatny detektyw, który kilka miesięcy wcześniej rozwiązał sprawę znanej Luli Landry i właśnie dzięki tej sprawie zyskał tak duży rozgłos, rozwinął się i zyskał wiele nowych zleceń. Tym razem dostaje zadanie znalezienie pisarza Owena Quine'a, który zniknął po raz kolejny, a jego żona postanowiła go poszukać. Czym dokładnie ma się zająć Strike i jego asystentka Robin? Jak rozwinie się ich relacja? Do czego nawiązuje tytułowy jedwabnik? Co oznacza ten tytuł? Co stało się z Quinem? Jakiej bolesnej prawdy dowiedzie się olbrzymi detektyw? 

Jedwabnik to druga część, po której już mniej wiedziałam czego się spodziewać i bardzo chciałam ją przeczytać czekając na to, co tym razem Rowling dla nas przygotowała. Zabrałam się za czytanie i znów się spotkałam z podobnym stylem pisarskim jak w Wołaniu kukułki, z podobnym, niezbyt skomplikowanym, ale lekkim i przyjemnym w odbiorze językiem. Odniosłam wrażenie, że tutaj nie było aż tylu wulgaryzmów, jak w poprzednim tomie, ale jest to tylko działanie na plus. Bardzo polubiłam Cormorana oraz Robin i nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa, jak potoczy się relacja między nimi, jak im się ułoży współpraca. Co prawda nie do końca takiego toku się spodziewałam, ale zakończenie jest otwarte, więc wydaje mi się, że będą kolejne tomy cyklu (no ale nic nie wiadomo). Fabuła książki to nie tylko samo śledztwo – to także opisy relacji pomiędzy bohaterem, Cormoranem, Robin i ich znajomymi. Czasami to właśnie one wybijały się na pierwszy plan urozmaicając lekturę, czasami mogły irytować. Osobiście wyczuwałam podobieństwa w atmosferze Jedwabnika do atmosfery Wołania Kukułki – wielki świat, znani ludzie i ich tajemnice oraz gierki. Jednak w tym wszystkim brak jednego – spektakularnego zakończenia. Osobiście pierwszy tom pod względem fabularnym podobał mi się chyba bardziej.
Najbliższe łukowate wejście, opatrzone numerem dwa, nabierało kształtu w rzednącym mroku: surowa kamienna twarz, stara i brodata, gapiła się na Strike’a znad bramy. Czy istniał kiedyś bóg zwierzęcych tusz?
Podsumowując, Jedwabnik to nie jest kryminał wysokich lotów, ale lekkie, przyjemne i momentami dość przewidywalne czytadło, które można przeczytać w jedno-dwa popołudnia (chyba, że komuś język/styl/fabuła/tematyka nie podpadnie). Czy polecam? W tej kategorii to i owszem, ale nie jako ambitną literaturę dla wymagających. 

czwartek, 2 października 2014

"Syn" Jo Nesbø

Tytuł: Syn
Autor: Jo Nesbø
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Ilość stron: 432
Ocena: 3/6


Co decyduje o kształcie czyjegoś życia? Szereg przypadkowych zdarzeń, nad którymi nie ma się władzy, czy raczej kosmiczna siła ciążenia, która automatycznie cięgnie człowieka tam, gdzie musi?






Jo Nesbø to autor, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, a wiele osób czekało na jego najnowszą książkę, w Polsce wydaną kilka miesięcy temu. Chodzi tu o pozycję pt. Syn, która aktualnie króluje na księgarnianych regałach w dziale nowości.

Sonny Lofthus to narkoman będący głównym bohaterem Syna. Chłopak odsiaduje wyrok w najlepiej strzeżonym więzieniu w Oslo, w tzw. Państwie. Jest on znany z cierpliwego wysłuchiwania zwierzeń współwięźniów, którzy opowiadaja mu najróżniejsze rzeczy traktując to jako swoistą spowiedź. W pewnym momencie ojciec Sonny'ego – skorumpowany policjant – popełnia samobójstwo. Jednak któregoś dnia jeden ze zwierzających się współwięźniów przedstawia chłopakowi jego ojca w zupełnie innym świecie. Jaki to ma wpływ na życie głównego bohatera? Co on zrobi? Czy odsiaduje swój wyrok słusznie? Jak rozwinie się akcja?

Zło jest jak komórki rakowe, które się mnożą i roznoszą, zarażają te zdrowe, zadają im ukąszenie wampira i rekrutują je do udziału w dziele zniszczenia. Nikt raz ukąszony nie może już ujść wolno. Nikt.

Syn to już kolejna książka Jo Nesbø, z jaką miałam przeczytałam i skończyłam ją z bardzo mieszanymi uczuciami. Twórczość tego pisarza darzyłam zawsze jakąś bliżej nieokreśloną sympatią, dlatego zabierając się czytanie tej książki liczyłam na porządną dawkę kryminału, z ciekawszą fabułą, generalnie na coś o wiele lepszego. W dodatku czytając krążące w sieci zachwyty na temat Syna odnoszę wrażenie, że jestem jedyną osobą w całym Wszechświecie, której nie podeszła ta książka. Choć stopniowe budowanie napięcia jest tu charakterystyczne dla pióra Jo Nesbø, który jest uznawany za mistrza współczesnego kryminału. Ale i tak mi nie podeszła ta pozycja. Zdecydowanie brakowało mi Harry'ego Hole, fabularnie mnie nie zachwyciła i generalnie nie jest dla mnie szczytem możliwości jeżeli chodzi o twórczość autora, a także jeżeli chodzi o kryminały. Choć przebieg wydarzeń oraz akcja mnie nie zachwyciły, to jednak język i styl pisarski zostały utrzymane na charakterystycznym dla tego pisarza. 

Czy polecam Syna Jo Nesbø? Mnie nie zachwyciła. Przeczytać można, ale moim zdaniem są ciekawsze książki, które czekają na przeczytanie. A ta pozycja z serii: ni mierzi i grzeje.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości: