piątek, 30 listopada 2012

Zbrodnia i kara

Tytuł: Zbrodnia i kara
Autor: Fiodor Dostojewski
Wydawnictwo: Greg
Ilość stron: 496
(sama lektura 456, reszta to opracowanie)
Ocena: 6/6 perełka!


Ciekaw, czegóż to ludzie obawiają się najbardziej? Najbardziej lękają się zrobienia nowego kroku, powiedzenia czegoś nowego od siebie…





Któż nie słyszał o Dostojewskim i jego Zbrodni i karze? Jest ona w kanonie lektur szkolnych i jest wpisana na listę 100 książek BBC, które należy przeczytać przed śmiercią. Ja osobiście nigdy nie lubiłam jak ktoś mnie do czegoś zmusza. Tak było także z lekturami. Na zasadzie przekory nie przeczytałam ich zbyt wiele. A to wszystko bo tak trzeba było. Ale teraz przyszedł czas na nadrabianie zaległości.

Zbrodnia i kara opowiada historię byłego studenta prawa Rodiona Raskolnikowa, który nie ma pieniędzy życie, jego siostra postanowiła mu pomóc wychodząc za mąż za bogatego mężczyznę, którego nigdy nie kochała. Jednak Rodion sam postanawia zadbać o swoje życie i zadłuża się u starej lichwiarki. Długi tylko się zwiększały, a chłopak dodatkowo usłyszał rozmowę studentów, którzy mają dość owej kobiety i chcieliby jej śmierci, co było impulsem dla zadłużonego Raskolnikowa. Postanawia ją zabić, kiedy jest w mieszkaniu okazuje się, że musi też zabić siostrę lichwiarki – Lizawietę. Cudem wydostaje się z mieszkania i początkowo udaje mu się uniknąć kary, ale wyrzuty sumienia nie dają o sobie zapomnieć, a Rodion we wszystkim widzi jakieś odniesienie do tego co zrobił. Ogólnie wiadomo, że winny się zawsze tłumaczy, wiec i tak było z chłopakiem, który tłumaczył się słowami: Fakt, że zabiłem śmierdzącą, szkodliwą nikomu niepotrzebną staruchę, za której zamordowanie czterdzieści grzechów powinno być odpuszczonych, lichwiarkę, wysysającą krew z najbiedniejszych, czyż to ma być wykroczenie? Czy to co zrobił rzeczywiście jest zbrodnią czy pomocą dla ludzkości? Czy wyrzuty sumienia go w końcu zjedzą? Czy prawda wyjdzie na jaw?

W Zbrodni i karze  znajdujemy wiele tzw. odwiecznych pytań ludzkości, chociażby takich jak o sens życia, niesprawiedliwość społeczną czy istnienie Boga. Takie pytania stawia także nasz główny bohater, a także ludzie z jego otoczenia, a moim zdaniem Dostojewski w tej pozycji w doskonały sposób uchwycił złożoność natury ludzkiej, w ogóle Zbrodnia i kara według mnie jest naprawdę perełką i w ogóle pozycją genialną. Autor osadził akcję książki w prawdziwym Petersburgu, może być on swoistym przewodnikiem po mieście, w którym się zakochałam po przeczytaniu tej pozycji. I dodaję do listy miejsc, które chciałabym kiedyś odwiedzić. Moim zdaniem jest to chyba najlepsza lektura szkolna jaką czytałam, ma spore przesłanie, niemiłosiernie wciąga i fascynuje, nie daje się od siebie oderwać. Świetnie skonstruowana książka, którą naprawdę należy przeczytać, mimo nawet jak ktoś każe. Ale warto! Genialna książka!

środa, 28 listopada 2012

Widma w mieście Breslau

Tytuł: Widma w mieście Breslau
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
Czyta: Krzysztof Krupiński
Czas trwania: 9 h 27 min
Ocena: 5/6




Już wie, że należy myśleć negatywnie. Należy sobie z uporem powtarzać: to się nie uda, to skończy się fiaskiem.[...] Pesymizm defensywny jest najlepszą postawą – myśli - ponieważ jedyne rozczarowanie, jakiego człowiek doznaje, jest przyjemne.

O tak! Bardzo lubię kryminały, zwłaszcza te autorstwa Marka Krajewskiego, którego bardzo cenię, właśnie za książki, które stworzył. Nie dość, że jeden z moich ulubionych gatunków, o ile nie ulubiony, to jeszcze akcja wielu jego pozycji toczy się w ukochanym i najpiękniejszym mieście Polski – Wrocławiu. Z serii kryminałów z Breslau w tytule i Eberhardem Mockiem jako komisarzem czytałam wcześniej tylko Śmierć w Breslau i Festung Breslau ( i to w dodatku nie po kolei, ale to nie przeszkadza). Teraz w ramach współpracy z portalem Audeo przyszedł czas na Widma w mieście Breslau.

Akcja toczy się we Wrocławiu w 1919 roku, a zaczyna się kiedy to grupka gimnazjalistów, na jednej z licznych wysepek na Odrze znajdują ciała czterech mężczyzn przebranych za marynarzy. Na miejsce przybywa Eberhard Mock, któremu morderca zostawia liścik na miejscu zbrodni, a na nim jest cytat z pisma świętego oraz ostrzeżenie, jednak asystent kryminalny nie potrafi sobie przypomnieć sytuacji, o której pisze zabójca. To właśnie ten tajemniczy mężczyzna wciąga policję w grę, której stawką jest życie kolejnych ludzi. Autor zaprasza nas na podróż po wrocławskich burdelach razem z Mockiem, który jest prześladowany przez senne koszmary, ma słabość do alkoholu i pięknych, rudowłosych kobiet. Podczas swojej walki z czasem wykorzystuje swój spryt i doświadczenie. W końcu trzeba zatrzymać mordercę i powstrzymać zabójstwa.

Nie da się ukryć, że bardzo lubię tego autora, o nie, choć przyznam. Widma w mieście Breslau wydaje mi się dużo lepsza aniżeli np. Festung Breslau czy Śmierć w Breslau. Widzimy w tej pozycji ciekawą akcję, przedwojenny Wrocław, który w tych książkach jest świetnie odzwierciedlony przez Krajewskiego. Ciekawe, mroczne i intrygujące miasto, jeszcze bardziej intrygujący kryminał. Zdecydowanie polecam! Warto zapoznać się z tym autorem, w których bardzo dobrze wykorzystuje swoją wiedzę, zdobytą podczas studiów filologii klasycznej, co czyni książkę nadzwyczaj fascynującą. Przynajmniej dla mnie zakochanej we Wrocławiu i uczącej się kiedyś łaciny. Jeszcze kilka słów o lektorze.Bardzo przyjemny dla ucha, więc słuchało się bardzo miło, świetne dopasowanie głosu do sytuacji, choć czasem miałam wrażenie, że czytał ciut za szybko.

Kryminały z Breslau w tytule i   
Eberhardem Mockiem jako komisarzem
Koniec świata w Breslau
Widma w mieście Breslau
Dżuma w Breslau


Książkę odsłuchałam dzięki uprzejmości





poniedziałek, 26 listopada 2012

Czerwone gardło

Tytuł: Czerwone gardło
Autor: Jo Nesbø
Cykl: Harry Hole
Tom: 3
Cykl: Trylogia z Oslo
Tom: 1
Wydawnictwo: Dolnośląskie
(grupa wydawnicza Publicat)
Ilość stron: 424
Ocena: 4.5/6


W dzisiejszych czasach musimy dawać z siebie tyle, ile możemy. I starać się sprostać zadaniom, które nam wyznaczają. (zapamiętać i wcielić w życie)




Jo Nesbø jest norweskim pisarzem dobrze znanym w Polsce ze swoich kryminałów, a także z tego, że na podstawie jednej z jego książek powstał film pt. Łowca głów. Ja miałam okazję sięgnąć po niego dopiero teraz, dzięki uprzejmości Grupy wydawniczej Publicat.

Akcja książki toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych. Pierwszą z nich jest II Wojna Światowa, a drugą lata 1999-2000, co jest plusem dla książki, a w zasadzie dla autora za urozmaicenie fabuły. Zaś głównym bohaterem jest genialny śledczy i samotnik Harry Hole, który przy swoim talencie do rozwiązywania zawiłych spraw ma jedną wadę – lubi sobie wypić. A to mu w pracy  nie pomaga… I to w dodatku dostaje awans, ale przez niego musi nauczyć się współpracować z zespołem. Któregoś razu trafia na ślad karabin märklin – chyba najsilniejszego karabinu, z jakim ludzkość miała kiedykolwiek kontakt. Już samo to byłoby niebezpieczne, ale nie jest to zwykły ślad karabinu, jest to ślad jego przemytu, a zadaniem śledczego jest odnaleźć sprawcę, ale jednocześnie ma rozwiązać sprawę kilku zabójstw. Ale czy są one ze sobą powiązane? Jaki związek z tą sprawą ma zabójstwo starego hitlerowca, którego zwłoki znaleziono w miejscu, gdzie spotykają się neonaziści? Harry Hole rozwiązuje zagadkę, ale zabójca zawsze wydaje być się szybszy…
Pierwsze wrażenie jest ważne. Twoje pierwsze wrażenie, gdy kogoś spotkasz, bywa najczęściej słuszne.
Na książki autorstwa Jo Nesbø chrapkę miała już dość długo, ale okazję miałam dopiero teraz w ramach współpracy z Grupą wydawniczą Publicat, więc jest to pozycja, która wywarła na mnie owo pierwsze wrażenie, na szczęście dość dobre, co powoduje u mnie chęć na inne książki autora. Czerwone gardło jest pierwszym tomem Trylogii z Oslo, która jest częścią cyklu powieści o Harrym Hole. Przyznam szczerze, że czytając tę pozycję momentami się gubiłam i nie bardzo wiedziałam, kto jest kim i dlaczego się dzieje tak jak się dzieje, co nie działa zbyt korzystnie na ocenę książki. Za to mogę powiedzieć, że autor bardzo ciekawie skonstruował postać głównego bohatera, a także w książce obserwujemy interesujący sposób na stworzenie dobrej fabuły, która sprawi, że lektura książki jest naprawdę zajmująca. O tak, skandynawskie kryminały trzymają pewien poziom, choć czytałam lepsze kryminały od Czerwonego gardła. Ale na nim nie koniec moich przygód z tym autorem i jego powieściami!

Tytuły Trylogii z Oslo
1.Czerwone gardło
2.Trzeci klucz
3. Pentagram


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości




sobota, 24 listopada 2012

„Przyjdź i zgiń”

Tytuł: „Przyjdź i zgiń”
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie 
(grupa wydawnicza Publicat)
Ilość stron: 276
Ocena: 6/6


Ponieważ wydaje się tak skomplikowana. Jeżeli było konieczne,  by wyglądała na zawiłą, musi być prosta. Rozumiesz?






Któż kiedykolwiek nie słyszał o Agathcie Christie? W końcu autorka 80 kryminałów przetłumaczonych na 65 języków, która trafiła do Księgi Rekordów Guinessa jako najlepiej sprzedająca się autorka wszech czasów. A ja jako fanka kryminałów było wręcz zbrodnia to, że nigdy wcześniej nie czytałam owej klasyki tego gatunku.

Sheila Webb, pracownica Biura Stenografii i Maszynopisania Cavandis, miała zlecenie w jednym z domów, w którym mieszka niewidoma kobieta. Tam poza właścicielką domu dziewczyna nie zastaje właścicielki, za to dokonuje makabrycznego odkrycia, znajduje tam bowiem zwłoki mężczyzny o fałszywej tożsamości, po czym wybiega z krzykiem z domu. Kiedy policja przyjeżdża na miejsce, próbują ustalić kim była ofiara, a także kto go zabił, jednak nie potrafią znaleźć mordercy, który jako swój znak rozpoznawczy zostawił w mieszkaniu cztery zegary, których wskazówki stanęły o tej samej godzinie. Okazuje się, że jeden z nich należał do Sheili. Do tego właścicielka mieszkania przeczy temu, żeby zamawiała stenotypistkę do domu, ani nie spodziewała się żadnych gości. Niedługo potem w budce telefonicznej niedaleko poprzedniego miejsca zbrodni zostaje znaleziona  inna pracownica owego Biura Stenografii i Maszynopisania Cavandis. Ale dlaczego akurat ona? Czy kluczem do rozwiązania zagadki są owe zegary pozostawione w domu niewidomej kobiety? Jakie mają one znaczenie w śledztwie? Detektyw Hercules Poirot podejmuje wyzwanie i postanawia rozwiązać zagadkę.

Dobra rada: nie otwieraj tej książki, bo zginiesz na dłużej! Tak jest napisane na okładce książki, a rada jest jakże trafna, bo książka potrafi wciągnąć niemiłosiernie. Chyba jeden z lepszych kryminałów jakie w ogóle kiedykolwiek czytałam, może na równi z Eryniami i Liczbami Charona Marka Krajewskiego. Co jak co, ale Agatha skonstruowała naprawdę ciekawą intrygę, zagadkę, gdzie rzeczywiście do końca nie wiadomo, kto popełnił zbrodnię. Do tego zgrabny język. Cud, miód i orzeszki. Zapewniam – to nie jest moje ostatnie spotkanie z pisarką! Na półce czekają jeszcze dwie inne książki, po które niebawem sięgnę. Zdecydowanie polecam! Prawdziwa klasyka kryminału!


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości


piątek, 23 listopada 2012

Ciało

Tytuł: Ciało
Autor: Tess Gerritsen
Wydawnictwo: Albatros
Czyta: Wiktor Zborowski
Czas trwania: 9 h 39 min
Ocena: 4/6


O ludziach nie da się wiedzieć wszystkiego.








Tess Gerritsen jest znana ze swoich thrillerów medycznych, chociażby takich jak Chirurg, Skalpel oraz wiele innych. Ale zanim zaczęła je pisać, kiedy jeszcze pracowała w swoim zawadzie internisty w jednym ze szpitali, tworzyła romanse kryminalne chociażby takie jak Telefon po północy czy Osaczona. Ciało jest ostatnim, choć czasem jest uważany już za thriller medyczny, jak sama autorka twierdzi w przedmowie do tej pozycji jest ona swoistym pomiędzy obydwoma gatunkami.

Kat Novak jest lekarzem sądowym. W krótkim czasie trafia na kilka zmarłych dziewczyn, których śmierci nie potrafi wyjaśnić. Ich zwłoki nie zdradzają żadnych widocznych urazów ani śladów przemocy, za to są tylko świeże wkłucia jak przy narkotykach. Kat podejrzewając przedawkowanie postanawia sprawdzić, jaki to drag, ale jednak badania ukazują zestawienie, które nie pasuje do żadnego ze znanych prochów. Przy jednej z ofiar zostaje znaleziony numer telefonu, który prowadzi do prezesa firmy farmaceutycznej. Czy to on rozprowadził drag? On się zapiera, ale martwi się o córkę, która zniknęła z domu. Lekarka sądowa początkowo podchodzi do niego z wielką dozą dystansu i sceptycyzmu, sama postanawia dojść do tego jaki to za narkotyk dostał się do krwi ofiar i kto był dilerem. A ku jej zaskoczeniu Adam, ów prezes, postanawia pomóc Kat dojść do prawdy, nawet jeżeli policja i władze są przeciwne temu. Między nimi nawiązuje się współpraca, a to dzięki niej, zbliżają się do siebie coraz bardziej i nawiązuje się pomiędzy nimi romans…

Generalnie nigdy nie przepadałam za romansami ani za tym, jeżeli w jakiejś książce wątek miłosny czy romansowy  wychodził za bardzo na pierwszy plan, a już zwłaszcza w książkach pokroju kryminał czy thriller, dlatego do Ciała podchodziłam z lekkim dystansem, z racji tego, że to właśnie romans kryminalny, ale w końcu książka autorstwa Tess Gerritsen. I postanowiłam się zabrać za audiobooka, którego czyta Wiktor Zborowski. Początkowo lektor mnie trochę denerwował, tak samo jak Piotr Bąk przy Złodziejce książek, ale później już się do niego przekonałam. A co do samej treści. Pomysł na wątek kryminalny jest dość ciekawy, zgony w tej samej dzielnicy, tajemniczy narkotyk, lekarka sądowa i władze, które są przeciwko… Wątek romansowy… no, ujdzie… Do tego dość sporo fajnie zrobionych medycznych odniesień, które wynikają z jej lekarskiego doświadczenia. Nigdy nie byłam fanką romansów, ale do tych autorstwa Tess się przekonam, a co. Akcja toczy się dość sprawnie, może nie jest porywająco szybka, ale zdecydowanie nie są to flaki z olejem. Naprawdę dość wartka akcja, dość ciekawy pomysł, generalnie jest dość dobra. Swoim klimatem trochę podobna do Dawcy, co nie zmienia faktu, że Tess ma w swoim sporym dorobku dużo lepsze książki. 

czwartek, 22 listopada 2012

Żona piekarza

Tytuł: Żona piekarza
Autor: Marcel Pagnol
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 240
Ocena: 5/6



To nawet pocieszające, że można stracić żonę, ale wiedzieć, że nie jest nieszczęśliwa.






Jak to jest kiedy młoda i piękna żona ucieka z pasterzem? O tym przekonał się piekarza. Wszystko zaczyna się od tego, że w niewielkiej prowansalskiej wiosce jest stary piekarz, który piecze kiepski chleb i nie robi tego regularnie. W tej wiosce wszyscy się znają, choć niektóre rodziny ze sobą w ogóle nie rozmawiają, z powodów, których sami nie znali. A dlaczego się nie odzywają? A chociażby dlatego, że ich dziadkowie już się ze sobą nie odzywali. Kiedy ów starszy piekarz opuszcza wioskę, zgłasza się do niej inny, młody wraz z piękną żoną. Ale któregoś ranka, kiedy zasnął przy pieczeniu chleba, obudził go swąd spalenizny i zobaczył, że jego żony już nie ma… A  końcu miała go obudzić… Dowiaduje się, że uciekła ona z młodym pasterzem. Teraz ogłasza, że nie będzie piekł chleba do momentu, kiedy jego kobieta się nie znajdzie. Teraz cała wioska łączy siły, żeby ją znaleźć. W końcu od tego zależy ich chleb powszedni… Teraz rodzin, które od pokoleń ze sobą nie rozmawiają, muszą się zjednoczyć, w jednym celu. Tam gdzie była nienawiść, rodzi się teraz przyjaźń. A czy jego żona się znajdzie? Czy przyjaźń i zjednoczenie mieszkańców pomoże odnaleźć Piekarzową? Czy w wiosce pojawi znowu się chleb? 

Kiedy dostałam propozycję Żony piekarza dla Esprit nie zastanawiałam się długo, bowiem długo czytałam już  pozytywne recenzje tej pozycji. I przyznam szczerze, że się nie zawiodłam. Czemu? Jest to bowiem pogodna opowieść o miłości, a także przekraczaniu barier i uprzedzeń dla wspólnego dobra, jakim jest znalezienie żony piekarza. Pokazuje o tym jak walczy się o ukochaną osobę… Autor Pokazuje w książce, że miłość to nie tylko przyjemność. Do tego oddaje atmosferę pogadnej Prowansji. Jest to piękna i wartościowa opowieść, z którą zdecydowanie każdy powinien się zapoznać. Naprawdę warto!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości

środa, 21 listopada 2012

Złodziejka książek

Tytuł: Złodziejka książek
Autor: Markus Zusak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Czyta: Piotr Bąk
Czas trwania: 13 h 30 min
Ocena: 6/6

Wydaje mi się, że ludzie lubią oglądać akty destrukcji. Zamki z piasku, domki z kart – od tego się zaczyna. Mają specjalny talent do pomnażania dzieła zniszczenia.



W pracy maturalnej miałam motyw książki w literaturze, więc wiele osób doradzało mi zapoznać się właśnie ze Złodziejką książek, ale jakoś nie bardzo pasowała do mojej koncepcji, więc darowałam sobie jej czytanie. Wolałam wybrać coś lżejszego. I chyba mniej znanego. Teraz kiedy portal Audeo zaproponował mi współpracę i w ich ofercie zobaczyłam tę pozycję, stwierdziłam, że czemu nie, że można się z nią zapoznać.

Złodziejka książek jest pozycją wyjątkową. Dlaczego? Otóż narratorem w niej jest sama śmierć. Ale nie jest to zakapturzona, ciemna postać z kosą, przypominająca dementora z serii filmów o Harrym Potterze, ale śmierć, która podczas wojny bardzo sumiennie wypełnia swoje zadanie. I to właśnie ona snuje opowieść o małej dziewczynce – Liesel. Śmierć odtwarza nam jej historię, znalezioną na kartach jej dziennika. Jest to opowieść poruszająca, która mówi o dziewczynce, która trafia do przybranych rodziców, a w trakcie jej podróży umiera jej mały braciszek. I to właśnie tego dnia kradnie swoją pierwszą książkę. Jest to bowiem opowieść o dziecku, które poznało wagę słów, związało z nimi swoje życie i to właśnie im je zawdzięcza. Opowieść o dziecku, które pokochało słowa i swoich przybranych rodziców, a także zaprzyjaźniło się z żydem mieszkającym w ich piwnicy. Papa, jej nowy tatuś, uczy ją czytać i pisać, choć sam nie robi tego zbyt dobrze. I to dzięki niemu tak pokochała słowa. Do tego gra Liesel na akordeonie i to w jego dźwiękach mija jej dzieciństwo. Śmierć nie czeka na nikogo, a jeśli czeka, to niezbyt długo. O tak!  Więc ów narrator książki wykorzystał wojnę i zabrał ze sobą co dziewczynka miała najcenniejsze – przybranych rodziców i przyjaciela… A czy bohaterka, nazywana słusznie sama przez siebie złodziejką książek, przeżyje?

Jak już wspominałam możliwość zapoznania się z książką miałam już dość dawno, ale zrobiłam to dopiero teraz. I przyznaję, że żałuje, że z tym tak z tym zwlekałam, bo książka jest naprawdę dobra i warto ją przeczytać. Autor w Złodziejce książek podejmuje trudny temat Holokaustu, przedstawiając go w sposób opowieści snutej przez narratora, w tym wypadku śmierć. Jest to opowieść, taką jaką nieraz snują osoby starsze mówiąc o wydarzeniach z przeszłości. Także temat książek, który jest poruszony w dość specyficzny sposób, ponieważ nie ma tu ani antykwariuszy ani księgarni, jest tylko złodziejka książek. Również świetnie się nadaje, jeżeli ktoś ma na maturze motyw książki. Jeszcze kilka słów co do formy audiobooka. Początkowo sam głos mnie strasznie denerwował i nie byłam w stanie go słuchać dłużej niż 20 min, ale już później się przyzwyczaiłam i niemiłosiernie mnie wciągnął. Książkę zdecydowanie polecam, w jakiejkolwiek wersji. 

Książkę odsłuchałam dzięki uprzejmości

wtorek, 20 listopada 2012

Stosik księciowy;) (nr 28)



Wszystkie książki od mojego wspaniałego Księcia z Bajki!
I to nazbierane tylko w ciągu ostatniego miesiąca!
Strasznie mnie rozpieszcza w tej kwestii;)
Mam wspaniałego Księcia, czyż nie?
Tylko kiedy ja to wszystko przeczytam?;)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Herezjarcha

Tytuł: Herezjarcha
Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 344
Ocena: 3.5/6


Więc, gaduły, Muszelnicy
Szubienicy
Bacznie się pilnujcie!
„Ballady złodziejskieFranciszek Villon
(ów cytat Villona znajduje się w książce)





Na blogu Pana Skorelowanego widziałam już wiele recenzji Komudy, więc będąc ostatnio w bibliotece sięgnęłam po Herezjarchę, książkę która podobno jest dobra na początek znajomości z owym autorem.

Herezjarcha jest zbiorem czterech opowiadań, których głównym bohaterem jest znany francuski poeta ze schyłku średniowiecza – Franciszek Villon. I to on łączy owe opowiadania. Osobiście owego bohatera poznałam na lekcjach języka polskiego w liceum, jako autora, który kwestionował ówczesny porządek w poezji,  a w swoich wierszach stworzył groteskowy obraz świata, łączył radość z rozpaczą, śmiech z płaczem, poczucie własnej wartości z pokorą. W każdym z opowiadań pojawia się jakieś zagadkowe zjawisko nadprzyrodzone, z którym ów poeta ma się zmierzyć, ale jednak jest ono tylko pretekstem do krwawych mordów. Pierwszym opowiadaniem jest Pan z Dębiny, w którym poznajemy paskudne cechy poety i trudni się różnymi, dziwnymi procederami. Następnym utworem jest tytułowy Herezjarcha, który wrzuca nas od raz w sam środek akcji, w której to Franciszek trafia w ręce miejskiego kata, a opowiadanie ma w sobie sporo z heretyckiej historii świata, a także z motywu zemsty zza grobu oraz mistycznych wynaturzeń. W Danse Macabre w niemieckim średniowiecznym, niemieckim miasteczku pojawiają się zombie. Ostatnim i najkrótszym opowiadaniem jest Klasztor i morze, a którym mamy pełen tajemnic klasztor, zbrodnię oraz zakłamanie.

Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś bardziej fascynującego i wciągającego, a tu rozczarowanie… Autor ciekawie wykorzystał postać średniowiecznego poety Villona, to trzeba mu przyznać. W sensie sam pomysł na wykorzystanie jest świetny, ale książka fabularnie jest już trochę gorzej. Książka mnie nie zafascynowała, nie wciągnęła. Nie jest to pozycja hipnotyzująca, co nie zmienia faktu, że to koniec mojej przygody z Komudą. Na pewno jeszcze po coś sięgnę, a nuż się do niego przekonam i go polubię, bo jak na razie nie jestem zachwycona… No cóż, tak bywa…


sobota, 17 listopada 2012

stosik nr.27;)


Się nazbierało trochę tego wszystkiego ostatnio;)


The Keepsake
The bone garden
Zakupy na Webook
Z serii szlifowania angielskiego:D

Zakupy z wrocławskiego Dedalusa

Żona Piekarza
do recenzji od Esprit


Przyjdź i zgiń
Czerwone gardło
do recenzji od Publicat

Chrzest ognia
Nowy wspaniały świat

Ślepa bogini

Herezjarcha
z biblioteki

będzie co czytać;)

Zabijcie Odkupiciela

Tytuł: Zabijcie Odkupiciela
Autor: Grzegorz Drukarczyk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 224
Ocena: 4.5/6



Ale ja, kurwa mać, jestem właśnie w tej chwili szczęśliwy. Czy Wy możecie powiedzieć to samo o sobie?...





Na tą książkę miałam chrapkę już dość dawno. Przy każdej mojej wizycie we wrocławskim Dedalusie krążyłam wokół niej, czaiłam się, ale nigdy jej nie kupiłam. Podczas mojej ostatniej wizyty w owym najpiękniejszym mieście Polski (moim zdaniem oczywiście) w końcu w nią zainwestowałam i przyznam szczerze, że teraz po przeczytaniu nie żałuję.

Akcja książki toczy się w niedalekiej przyszłości. W około same wieżowce i elektrownie atomowe, ludzie jeżdżą blaszanymi pudłami i bez ustanku wpatrują się w szklane tafle. Człowiek kocha tylko sam siebie i nie liczy się dla niego nic innego jak dobra materialne. Jakie to bliskie i możliwe, czyż nie? Poznajemy ludzi żyjących na marginesie tego, tylko z pozoru ułożonego, społeczeństwa, którzy są nazywani „Wspaniali Powaleni”. W książce są kreśleni jako ludzie wolni, niezależni i niespętani dobrami materialnymi, będącymi przeciwieństwem reszty społeczeństwa. Wśród nich jest  Schizo, nasz główny bohater, którego to losy głównie poznajemy w tej książce, ale jest także Apostoł – inny bezdomny, który co chwilę cytuje fragmenty z Najnowszego Testamentu. I jest także On, ów Syn Boże, który zstąpił na Ziemię, jak było napisane w pozycji, którą co chwilę cytuje wspomniany wcześniej Apostoł. A co z tego wyniknie? Jakie konsekwencje? Czy ludzie mu uwierzą? Przeczytajcie sami i przekonajcie się na własnej skórze.

Przyznam szczerze, że w książce Zabijcie Odkupiciela widzimy dość ciekawy i specyficzny sposób na skonstruowanie książki. Książka została po raz pierwszy wydana 20 lat temu, ale dziś jest jakże aktualna. Upadek moralności, ogłupiająca technologia i zatracenie się w pędzie ku pieniądzom pchnęły autora do napisania tej pozycji. Książka zachęca do pomyślenia nad tym, jak w takim świecie, zabetonowanym, pustym i pędzącym bez celu, przyjęto by Chrystusa? Uznano by za wariata czy heretyka i zamknięto w psychiatryku? Zapewne tak, bo raczej by mu nie uwierzono, ma zbyt mało komercyjne hasła. Zabetonować można wszystko. Nawet Dobrą Nowinę. Pomyśl… Czy wizja w książce jest taka zupełnie niemożliwa do zrealizowania? I zapamiętaj sobie raz na zawsze! Myślenie ma kolosalną przyszłość! Przede wszystkim podczas czytania należy pamiętać, że to jest fikcja społeczno-religijna, która jest podobno klasycznym przykładem science fiction, a ową nauką są właśnie teologia i socjologia. W każdym bądź razie, książka jest naprawdę ciekawa i godna uwagi. Jest to książka wyróżniająca się na tle innych, przede wszystkim pomysłem autora na jej konstrukcję. Niby fikcja, ale wszystko wydaje się być takie dziwnie prawdziwe... Czyż nie?

czwartek, 15 listopada 2012

Anioł

Tytuł: Anioł
Autor: Dorotea de Spirito
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 304
Ocena: 3/6


Ale nocą...nocą panuje cisza. A cisza jest gorsza niż hałas, który przynajmniej maskuje brzęczenie myśli.








Bardzo lubię tematykę anielską w każdej postaci. W książkach, obrazach… Moim zdaniem są to postacie fascynujące. Dlatego też bez większego namysłu kupiłam tę książkę, nie czytając nawet opisu na okładce. Moją uwagę zdecydowanie przykuła okładka. Hipnotyzująca, czyż nie?

W książce przenosimy się do Viterbo – włoskiego miasteczka, w którym niezbyt chętnie są przyjmowani nowi ludzie. A dlaczego? Otóż dlatego, że jest to miastem aniołów, które są tajemnicą owego miasteczka. Vittoria też do nich należy, ale jest jakaś inna, ma przyczepioną etykietę niedorobionej. Bowiem w przeciwieństwie do innych aniołów ma ciemne włosy i brak jej skrzydeł. Do tego ma hipnotyzujące zielone oczy… Któregoś dnia po wypowiedzianym życzeniu poznaje pewnego chłopaka o magnetycznych, czarnych oczach. Jest czuły i delikatny. W pewnym momencie się w sobie zakochują, ale czy miłość anioła i demona jest w ogóle możliwa? Vittoria odkrywa, że miłość, o której tak marzyła, może okazać się najgorszym z demonów... A jak się skończy ich znajomość? 

Stwierdzam, że Anioł nie jest pozycją w moim guście. Mimo że o aniołach. Za książkami z serii paranormal, ani za literaturą wampirzą nigdy nie przekonywałam i nigdy mnie do nich nie ciągnęło. Tu jest właśnie paranormal. Książka jest napisana przez 17-letnią dziewczynę i muszę przyznać, że to widać. Jak na to, że lubię anioły, spodziewałam się czegoś lepszego i przyznam szczerze, że się trochę rozczarowałam. Ów czarnooki chłopak ma być zasadniczo demonem, choć ja tam w nim zła nie dostrzegałam. Czasem czułam się jak owa bohaterka - obca w świecie, gdzie wszyscy są jednakowi. Autorka przekonuje w książce - Nigdy, nigdy nie żałuj, że zrobiłaś cokolwiek, jeśli robiąc to, byłaś szczęśliwa. Książka nie jest napisana zbyt barwnym i ciekawym językiem. Po prostu może jestem już za stara na tę pozycję, która jest zdecydowanie skierowana do młodszych czytelników (tak do 12-15 lat). Plusem jest już wspomniana przeze mnie hipnotyzująca okładka i sama obecność aniołów, ale już fabuła nie jest zdecydowanie w moim guście, co odzwierciedla się w mojej ocenie Anioła.

środa, 14 listopada 2012

Szeptem

Tytuł: Szeptem
Autor: Monika Sawicka
Wydawnictwo: Magia Słów
Ilość stron: 188
Ocena: 2/6


Bo ja wierzę w CZŁOWIEKA. I ta wiara mnie bardzo dużo kosztuje.








Nigdy nie byłam przekonana do tzw. literatury kobiecej, nigdy mnie jakoś nie ciągnęło, zawsze miałam coś ciekawszego do czytania. Szeptem dostałam kiedyś w jakiejś wymiance i długo się do niej zbierałam. Teraz któregoś wieczoru w końcu po nią sięgnęłam. 

Ogólnie wiadomo, że są sprawy w życiu o których należy mówić szeptem. Nie, nie ze wstydu. Z szacunku. I to właśnie w tej książce jesteśmy świadkami intymnej spowiedzi kobiety, która każe nazywać się Smutną, a przede wszystkim wie, że umrze. A jak myślisz, skąd wiesz o tym, że czeka ją śmierć? Czyżby niezawodna kobieca intuicja? Bohaterka wprowadza czytelnika w historię swojego życia, opowiada mu o nim… Co postanawia zrobić wiedząc, że ten dzień jest jej ostatnim dniem życia? Co z nim zrobi? Jak go wykorzysta? A jakie przemyślenia zrodziły się w jej głowie? Co by zmieniła, gdyby mogła przeżyć życie jeszcze raz? Co by w nim zmieniła? Czy cokolwiek by w nim zmieniła?

Sięgnęłam po nią zaraz po skończeniu Cienia wiatru i będąc jeszcze w zupełnym oczarowaniu wcześniejszą pozycją. Kiedy zaczynałam Szeptem zupełnie nie wiedziałam, czego od niego oczekiwać. Przyznam szczerze, że owa książka mnie nie zachwyciła. Nie licząc stron tytułowych, książka ma 180 stron, z czego właściwe dzieło autorki zajmuje 91 stron. Pozostałe 89 stron to utwory "konkursowe i debiutanckie". Mimo że prawie połowa książki nie została napisana przez autorkę, na okładce nie ma ani słowa o obecności w niej o owych utworach "konkursowych i debiutanckich". Książka podobno porusza, ale u mnie nie wywołała poruszenia… Nie jest to książka zachwyca, nie ukrywajmy… Zdecydowanie jej nie polecam. Lepiej czas poświęcić na coś innego.Kompletna strana czasu.

Autorzy utworów "konkursowych i debiutanckich"
- Tomasz Orlicz
- Magda Czerniak
- Magdalena Mikołajczak
- Piotr Kozłowski
- Olga Żukowicz
- Filip Szyszkowski
- Mariola Sznapka
- Magda Legierska
- Piotr Herda
- Joanna Zagórowicz

wtorek, 13 listopada 2012

Cień wiatru

Tytuł: Cień wiatru
Autor: Carlos Ruiz Zafon
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 508 (wyd. kieszonkowe)
Ocena: 5,5/6


Pod okładką każdej z tych książek czeka na odkrycie bezkresny wszechświat, podczas gdy za tymi murami życie upływa ludziom na futbolowych wieczorach, na radiowych serialach, na własnym pępku i tyle.






Czy jedna książka może całkowicie zmienić  życie człowieka? Czy książki mogą mieć swój cmentarz? Jak ocalić książki od zapomnienia? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w najbardziej znanej książce Carlosa Ruiza Zafona pt. Cień wiatru. A poza tym, któż nie słyszał o tej książce?

Akcja książki toczy się w drugiej połowie XIX wieku, a zaczyna się w 1945 roku. Krótko przed jedenastymi urodzinami Daniela, jego ojciec - księgarz i antykwariusz - zabiera go na Cmentarz Zapomnianych Książek, który znajduje się w samym centrum Barcelony, w której rozgrywa się akcja. Tam obiecuje zachować to w tajemnicy, a on sam wybiera sobie książkę, której zamierza strzec i ocalić od zapomnienia. A przecież wiadomo, że Sekret wart jest tyle, ile warci są ludzie, przed którymi powinniśmy go strzec. Daniel przyjmuje zadanie i diametralnie zmienia się jego historia. Zauroczony powieścią Juliana Caraxa pt. Cień wiatru próbuje odkryć tajemnicę związaną z autorem. Próbuje odnaleźć jego inne książki, ale okazuje się, że wszystkie egzemplarze jego książek zostały spalone, a ktoś się czai na ostatni egzemplarz Cienia wiatru. Czy Daniel ustrzeże książki? Czy pomoże zachować tę książkę od zapomnienia? 

Przyznam szczerze, że od dawna planowałam zapoznanie się z tą książką, a teraz kiedy w końcu za nią się zabrałam, pochłonęła mnie bez reszty, wciągnęła… Przeczytałam ją migiem i uważam, że jest książką naprawdę wartą przeczytania i zasługuje na miano bestsellera. Zdecydowanie porywa porywa, zachwyca, już od pierwszej strony, przenosi do innego świata, od którego aż żal się oderwać. Autor czaruje językiem, daje się zakochać w sposobie pisania, zachęca do przeczytania następnej książki, podsyca chęć przeczytania jego kolejnych książek. W historie umiejętnie wplata inne, pozornie mało ważne wątki. A do cyklu o Cmentarzu Zapomnianych należą jeszcze książki: Gra anioła oraz wydana w tym roku książka Więzień nieba. Zdecydowanie polecam każdemu! Książka naprawdę warta przeczytania. Osobiście zapewniam, że to nie było moje ostatnie spotkanie z autorem! Czyta się naprawdę szybko, a pozycja może także poruszyć... Jestem naprawdę zupełnie oczarowana tą książką.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Kod Leonarda da Vinci


Tytuł: Kod Leonarda da Vinci
Autor: Dan Brown
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 568
Ocena: 2,5/6


Życie jest pełne sekretów. Nie można wszystkiego wiedzieć od razu.








Zupełnie nie mam pojęcia na czym polega fenomen twórczości Dana Browna, a w szczególności fenomen tej książki. Podeszłam do książki z wielkimi nadziejami i przyznam szczerze, że się trochę przeliczyłam. Ot, zwykła sensacja.

W Luwrze zostaje popełnione zabójstwo, a jego ofiarą pada kustosz muzeum. Zaraz przed śmiercią chciał się skontaktować z dr. Robertem Langonem i swoją wnuczką Sophie Neveu. Co dziwne jego ciało jest ułożone na kształt znanego szkicu Leonarda da Vinciego pokazującego Człowieka Witruwiańskiego. Sophie i Robert postanawiają razem dojść do tego, co chciał im przekazać stary kustosz. Ku ich nieszczęściu policja podejrzewa właśnie dr. Langona, co znacznie utrudnia im sprawę. Jednak okazuje się, że kustosz należał do tajnego bractwa, które zajmowało się poszukiwaniem Świętego Graala. Lecz jaki to ma związek z Robertem i Sophie? To jednak okaże się dopiero na samym końcu książki, kiedy to ów doktor odkryje tajemnicę, jaką chciał im przekazać stary kustosz. A owa tajemnica jest dla niego samego wielkim odkryciem i zaskoczeniem. Nie podejrzewał, że to się tak zakończy. Sam odkryje jaki związek z tą sprawą ma ułożenie ciała kustosza i obraz Ostatniej Wieczerzy Leonarda. Co da Vinci ma nam dzisiaj do powiedzenia?


Samą książkę czytałam już dość dawno temu, ale też już po tej całej fali popularności na nią. Przyznam, że mnie nie zachwyciła. Otóż, mniej więcej przez pierwszą połowę książki strasznie się wynudziłam, akcja toczyła się jak flaki z olejem, nie bardzo wiedziałam o co chodzi… Ale zaparłam się i stwierdziłam, że chce na własnej skórze przekonać się czy rzeczywiście jest taka zachwycająca. Akcja zaczęła się rozkręcać dopiero w drugiej połowie, a kiedy już rozkręciła się na dobre, książka się skończyła. Język może nie jest zły, ale samo rozkręcenie akcji zanudza kompletnie moim zdaniem. Do tego strasznie dobijające dla mnie było całe przeżywanie religijnych fanatyków dotyczących owych poszukiwań owego Graala i niezamieszczonych w Biblii ewangelii. Czyż autor nie zaznaczył na początku, że to jest fikcja literacka? I czyż nie tak powinniśmy tego traktować? Moim zdaniem należy to traktować jako sensację, a nie jako sacrum będące wyznacznikiem wiary katolickiej. Zapewne każdy tez wie, że na podstawie książki nakręcono film pt. Kod da Vinci, który widziałam całkiem niedawno i osobiście podobał mi się bardziej od książki (choć też nie powalił). Już z samej racji tego, że akcja nie ciągnie się tak bardzo jak tu… I naprawdę do dzisiaj nie potrafię zrozumieć na czym polega fenomen tego autora… Czy na tym, że bazował na geniuszu da Vinciego i pozwolił czytelnikowi bardziej poznać renesansowego geniusza? Moim zdaniem sama książka niezbyt zasługuje na miejsce 100 książek BBC, które należy przed śmiercią.

niedziela, 11 listopada 2012

"Zapisane w kościach" Simon Beckett

Tytuł: Zapisane w kościach
Autor: Simon Beckett
Cykl: David Hunter
Tom: drugi
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 352
Ocena: 4/6


Zmarłych się nie boję. Widziałem śmierć w najprzeróżniejszych formach i nie wierzę w duchy. Jeśli zmarli żyją dalej to tylko w naszych umysłach i sercach.







Na samym początku sama zainwestowałam w pierwszą część serii przygód o dr. Hunterze pt. Chemia śmierci,. Później dostałam drugą część i teraz czas na jej recenzję;)

Kości są taką częścią ciała człowieka, która oprze się wszystkiemu z wyjątkiem najgorętszego ognia i David Hunter, jako wybitny antropolog doskonale o tym wie. Któregoś dnia zostaje wezwany do miejsca, gdzie zostają znalezione zwłoki kobiety, ale nie są to zwyczajne zwłoki. Został z nich praktycznie sam popiół, kilka jeszcze niespopielonych kości, a także nietknięte ogniem stopy. A co dziwniejsze - ogień strawił tylko ciało nie zajmując niczego innego wokół. Czy to normalne? Do tego dr. Hunter znajduje pęknięcie na czaszce, które świadczy o tym, że przyczyną śmierci nie było spalenie tylko uderzenie w głowę i jej uraz. Teraz zadaniem lekarza sądowego jest znalezienie przyczyny tego dziwnego podpalenia oraz znaleźć zabójcę. A na tej małej wysepce, odciętej od świata i sparaliżowanej śmiertelnym strachem nic nie jest takie jakie się wydaje, każdy ma swoje tajemnice i trudno będzie dość do tego co tam się wydarzyło naprawdę. Zwłaszcza, że ofiar przybywa…

Zapisane w kościach jest kryminałem na tyle ciekawym, że bardzo dużo w nim jest medycyny sądowej, a to wszystko za sprawą Davida Huntera, który jest właśnie antropologiem i lekarzem sądowym, choć przyznam szczerze, że w Chemii śmierci było tego więcej. Fabuła książki jest dość ciekawa, choć mnie osobiście bardziej porwała część poprzednia. Nie jest to jakaś szczególna łamigłówka ani zagadka. O tej książce są różne opinie, tak samo jak o samym pisarzu, który się wybił z tej serii jako dziennikarz. Plusem dla książki jest zdecydowanie właśnie duża ilość medycyny sądowej, a minusem to, że nie jest zbyt zaskakująca. Generalnie o serii można powiedzieć, że się czyta dość lekko i przyjemnie, choć osobiście bardziej mi się podoba cykl Marka Krajewskiego o komisarzu Popielskim (Erynie, Liczby Charona)… I na pewno nie mówię nie następnym częścią owej serii. Zobaczymy jaką tendencję ma autor. Czy spadkową, czy może utrzyma ten poziom…

Tytuły części serii o dr. Hunterze
Zapisane w kościach
Szepty zmarłych
Wołanie grobu

sobota, 10 listopada 2012

Jedyna Szansa

Tytuł: Jedyna Szansa
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 416
Ocena: 3/6



Kiedy zostajesz rodzicem, strach staje się twoim nieodłącznym towarzyszem. I nigdy cię nie opuszcza.







Nie da się ukryć tego, że  od samego początku mojej przygody z Cobenem bardzo go polubiłam i zawsze z wielką sympatią i przyjemnością je czytałam. Do tej podeszłam z takim samym zapałem, zwłaszcza, że dostałam ją od mojego wspaniałego i rozpieszczającego w kwestii książek Księcia z bajki.

W Jedynej szansie poznajemy chirurga plastycznego Marca Seidmana, który jest człowiekiem, który nigdy nie miał wrogów. Kiedy zostaje postrzelony, od razu pomyślał o swojej kilkumiesięcznej córeczce. Po dwóch strzałach traci przytomność i zapada w śpiączkę. Kiedy się z niej wybudza dowiaduje się, że jego żona nie żyje, a córeczka zaginęła. Kiedy porywacze zgłaszają się po okup, Marc zdobywa pieniądze i mimo przekazanych pieniędzy ku jego rozczarowaniu nie odzyskuje dziecka. Po tym całym incydencie traci już całą nadzieję na to, że kiedykolwiek zobaczy już swoją córeczkę. Ale jednak po osiemnastu miesiącach, pojawia się promyk nadziei. Czy to możliwe? Czy odzyska córkę? Czy jest na to jeszcze jakaś szansa? Czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy i przytuli? Czy ona w ogóle jeszcze żyje?

Do Jedynej szansy podeszłam z takim samym zapałem jak do wcześniejszych książek autora, które naprawdę mi się podobały i o od tej wymagałam tego samego, jednak zamiast tego nadeszło rozczarowanie ową książką. Moim zdaniem pomysł na akcję jest już oklepany, znany już z wielu filmów czy innych książek sensacyjnych. Fakt, pozycję przeczytałam w tempie piorunującym tempie, ale przyznam, że książka nie zachwyca. Takie ot czytadło, które niewiele wnosi. Czytając inne książki autora, po tej spodziewałam się czegoś lepszego. Ale powoli już stwierdzam, że książki Cobena są oklepane. Coś co mi się najbardziej podoba w jego książkach i cykl o Myronie Bolitarze, przede wszystkim świetne skonstruowane postacie Myrona i jego przyjaciela Wina. Ale już akcje książek nie są tak ciekawie skonstruowane, jak miałam okres czytania książek tego autora to książki tak jakby zaczęły mi się zlewać i mylić. Jedna książka podobna do drugiej. Ta nie zachwyca, nie powala. Zakończenie nie jest zaskakujące. Jeżeli chcecie poczytać Cobena, to na pewno nie tą książkę, która   jest dość  przeciętna. Autor ma zdecydowanie lepsze pozycje w swojej bibliografii. 

środa, 7 listopada 2012

Szewc z Lichtenrade

Tytuł: Szewc z Lichtenrade
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 384
Ocena: 3,5/6


Życie jest zbyt piękne, by marnować je na kilka chwil chemicznego oszołomienia…








Zauroczona zbiorem opowiadań Pilipiuka pt. Aparatus, nie zastanawiając się długo zamówiłam sobie powyższą pozycję. Swoje na półce odczekała w kolejce i teraz kiedy przyszła na nią czas, stwierdzam, że nie powala na kolana. 

Jest to zbiór dziesięciu opowiadań z różnymi bohaterami i z różnych czasów. A jacy to bohaterowie i jakie czasy? W Wunderwaffe opowiada o rzeczywistości równoległej do II Wojny Światowej i to z niej ma przybyć pomoc dla Hitlera… W Traktacie o higienie przenosimy się do powiatu chełmskiego u schyłku XIX wieku, gdzie lekarz walczy z zabobonami i zawszonymi pacjentami. Ślady stóp w wykopie opowiadają zgrai archeologów i jednym zapaleńcu, który do nich dołącza, natomiast w Parowozie poznajemy przeklętą wioskę, w której śmiertelność jest dużo większa, niż gdziekolwiek indziej w Polsce. Zaś w kolejnym opowiadaniu poznajemy Ludzi, którzy wiedzą… Następna w kolejce jest historia o schorowanym sąsiedzie nastoletniego Piotrka, któremu pokazuje inny świat W okularze stereoskopu… W Sekrecie Wyspy Niedźwiedzie dwie ekipy udają się na poszukiwania nieistniejącego gatunku gęsi. A o tym czy  istniał kiedykolwiek Państwowy Instytut Kryptozoologii dowiemy się z kolejnej historii pt. Yeti ciągną na zachód. Następne – Świątynia - jest opowiadaniem o grupie archeologów i szamanów, którzy przebywają w jednym miejscu i nie wiadomo co z tego wyniknie. W ostatnim opowiadaniu poznajemy Szewca z Lichtenrade, który kradnie narzędzia zamordowanym przez siebie ofiarom, aby posiąść ich umiejętności.

Jak już wspominałam wcześniej zbiór Aparatus wręcz mnie zauroczył swoim klimatem, treścią, a także okładką i to właśnie po nim po Szewcu z Lichtenrade oczekiwałam chyba zbyt wiele. Dzisiejsza pozycja nie powala na kolana. Same opowiadania nie są zbyt ciekawe, zaś moim zdaniem najsłabszym jest chyba opowiadanie pierwsze Wunderwaffe -  a najmocniejszym… sama nie wiem. CHyba ostatnie - tytułowe. Opowiadania są takie bez polotu, z kiepskimi i mało zaskakującymi zakończeniami. Jak dla mnie jest w nich zbyt mało fantastycznego świata. Fakt, w jakiś sposób magia codziennego życia też może urzec, ale tu nawet tego brakuje. No generalnie nie porywa i pozwala (moim zdaniem) nazwać Pilipiuka grafomanem. Choć w tej wykorzystał sporo swojej wiedzy archeologicznej. Fakt, podobały mi się jego wcześniejsze książki, ale jakoś ta wyjątkowo mi nie podpadła do gustu. Zdecydowany plus dla książki za ciekawe grafiki w środku, które jednak dodają uroku i są ciekawymi przystankami w drodze do końca książki. Nie mówię, że ta pozycja jest tragiczna, ale po prostu warto zaznaczyć, że autor ma zdecydowanie lepsze książki w swoim dorobku. Widocznie się przeliczyłam. Co nie zmienia faktu, że kilka jego innych książek czeka na półce na swoją kolej i zamierzam je przeczytać, choć już raczej nie będę do autora podchodzić z tak wielkim entuzjazmem. Fakt, Kroniki Jakuba Wędrowicza mu wyszły, dalszych tomów nie czytałam, choć zamierzam, Aparatus  mnie oczarował, ale Szewc z Lichtenrade jakoś do mnie nie przemawia, nie wiem jak do was… 

Opowiadania należące do zbioru:
1. Wunderwaffe
2. Traktat o higienie
3. Ślady stóp w wykopie
4. Parowóz
5. Ludzie, którzy wiedzą
6. W okularze stereoskopu
7. Sekret wyspy Niedźwiedziej
8. Yeti ciągną na zachód
9. Świątynia
10. Szewc z Lichtenrade

poniedziałek, 5 listopada 2012

Pod Huncwotem

Tytuł: Pod Huncwotem
Autor: Martha Grimes
Wydawnictwo: WAB
Ilość stron: 338
Ocena: 4,5/6


Nie od dziś wiadomo, że filiżanka herbaty jest lekarstwem prawdziwego Anglika na wszystko, od bolacych nóg do seryjnych morderstw.






Kiedy zobaczyłam tę pozycję w bibliotece, od razu mój wzrok przykuła mroczna okłada i nie zastanawiając się długo wylądowała na stosiku książek do wypożyczenia. A kiedy przytaszczyłam ją do domu, w końcu doczekała się na swoją kolej do przeczytania.

Książka przenosi nas w klimaty Anglii, a konkretnie do małego Long Piddleton w hrabstwie Northamptonshire. Mieszkańcy tego miasteczka nigdy nie przepadali za przybyszami. Kiedy któregoś dnia w pubie o jakże przyjaznej nazwie Pod Jackiem i Młotem policja znajduje zwłoki powieszonego mężczyzny bierze ten incydent za pojedyncze i zwyczajne morderstwo. Ale podczas gdy w innym pubie o nazwie, która jest jednocześnie tytułem książki, znajdują kolejnego trupa z głową w beczce piwa wszystkie sprawy zaczynają się komplikować. Do rozwiązania owej morderczej zagadki władze miasta sprowadzają nadkomisarza Richarda Jury’ego. A sprawa jest na tyle skomplikowana, że podejrzanym może być każdy mieszkaniec Long Piddleton. Czy dociekliwość Jury’ego pomoże rozwiązać sprawę? Jaki będzie jej finał? Czy znajdzie sprawcę owych tajemniczych morderstw? A jaką rolę odegra jego oryginalny współpracownik? Pomoże Richardowi? 

Pod Huncwotem jest książką, którą pochłonęłam w tempie piorunującym. Jest ona dość ciekawie skonstruowanym kryminałem, o dość specyficznych bohaterach i mrocznej atmosferze. Jest to debiut Marthy Grimes, a jak na debiut książka jest dość dobra. Konstruując postacie autorka pamiętała o klasycznych postaciach kryminału, takich jak chociażby Herkules Poirot Agathy Christie. Jest to pozycja nader wciągająca i nie dająca się od siebie oderwać, ale jednak przyznam szczerze, że z tego gatunku czytałam lepsze książki. Do owych lepszych mogą chociażby należeć Erynie naszego rodzimego autora Marka Krajewskiego. Pod Huncwotem jest generalnie ot takim czytadłem na jesienne wieczory. Dobrym sposobem na zabicie nudy i całkowite wciągnięcie się w klimat małego miasteczka w środkowej Anglii….

sobota, 3 listopada 2012

Dopóki mamy twarze

Tytuł: Dopóki mamy twarze
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprint
Ilość stron: 360
Ocena: 5/6



Kochać, a potem utracić to, co kochaliśmy – to wpisane jest w nasza naturę. Jeśli nie potrafimy znieść utraty, pochłania nas zło.





Przyznam szczerze, że kiedy zobaczyłam tę książkę w bibliotece wzięłam ją bez namysłu, nie czytając nawet opisu na okładce, znając inne jego dzieła, takie jak Smutek, Listy starego diabła do młodego czy najbardziej znane Opowieści z Narnii. Ale Dopóki mamy twarze jest książką zupełnie różną od wcześniej wymienionych, zresztą każda z książek tego autora, którą czytałam była zupełnie inna, jego dzieła różnią się między sobą, co dowodzi na ile zdolny był autor.

W starożytnej krainie Glome czci się krwawą boginię Ungit i właśnie tam dorastają trzy córki króla. Dwie najmłodsze są hojnie obdarzone pięknym wyglądem. Najstarsza jest główną bohaterką i narratorką powieści, nazywa się Orual i  jest tak brzydka, że musi zakrywać twarz welonem. Jej życie nie jest zbyt szczęśliwe, ponieważ jest pozbawiona rodzicielskiej miłości, jest zmuszana do ciężkich prac, a przede wszystkim wyszydzana ze swojego szkaradnego wyglądu. Szczególnie jej to doskwierało, bo przecież jej siostry są takie piękne… Jej jedynym skarbem jest jej najmłodsza siostra, którą z woli ludzi ma zostać stracona, ponieważ królestwu zaczyna doskwierać susza i plagi, a żeby temu zapobiec trzeba złożyć ofiarę bogini Ungit, a nią właśnie ma być najmłodsza królewska córka… A to wszystko w państwie, w którym ludzie są zabobonni do bólu, a religia nader okrutna i wymagająca…

Jak już wspominałam, Dopóki mamy twarze jest książką, która dość mocno wyróżnia się na tle innych książek autora (przynajmniej tych, które czytałam). Pisarz zaadoptował znany mit o Psyche i Erosie, dodał szczyptę wątków biblijnych i tak stworzył swoistą baśń dla dorosłych. Jest to historia opowiadająca o miłości – tej siostrzanej, otrzymanej, a także rodzicielskiej i nieotrzymanej. Autor wspaniale włada językiem, a jego książki czyta się niezwykle lekko. Jestem pełna podziwu dla Lewisa, za to jakie pozycje pisze i w jaki sposób. Od najpopularniejszych Opowieści z Narnii, będących powieścią fantasy dla młodzieży, przez opis swego żalu po śmieci żony w książce zatytułowanej Smutek, aż po dzisiejszą pozycję, która jest swoistą i charakterystyczną adaptacją mitu i opowieścią, w której każdy znajdzie trochę siebie, co czyni książkę tak wyjątkowego. Bo któż nie szuka i nie domaga się miłości? Mimo że  C.S.Lewis napisał tę pozycję kilkadziesiąt lat temu, a akcję osadził w starożytności, jest bardzo aktualna, a w zmaganiach księżniczki każdy widzi trochę siebie, a w dodatku czytelnik nie nudzi się czytając tę pozycję. Autor zmusza do myślenia podczas lektury, do zastanowienia się nad zmaganiami księżniczki, a przede wszystkim swoimi własnymi… Chociaż moim zdaniem nie jest to najlepsza książka autora, według mnie lepszą są Listy starego diabła do młodego. Co nie zmienia faktu, że zdecydowanie każdemu polecam Dopóki mamy twarze, zwłaszcza każdemu, kto lubi mitologię i czasy starożytności.