Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rebis. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rebis. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 listopada 2017

"Terapeutka" Bernadeta Prandzioch


Tytuł: Terapeutka
Autor: Bernadeta Prandzioch
Wydawnictwo: Rebis
Czyta: Paulina Raczyło
Długość: 7 godz 58 min
Ocena: 4/6



Wrocław. Obracam pomysł w głowie, jeszcze bez przekonania. Z przekonaniem, bez odwagi. Jedna noc. Jedna noc to przecież nie ucieczka.





Z racji tego, że dość mocno interesuję się psychologią i zaczęłam studia w tym kierunku to dość mocno zainteresował mnie jeden z najnowszych debiutów pt. Terapeutka Bernadety Prandzioch. Mój wybór padł na audiobooka w interpretacji Pauliny Raczyło. Jak wypadło?


Listopadowy poranek. W ogrodzie gabinetu terapeutycznego zostają znalezione zwłoki dziecka. Choć pracująca tam terapeutka Marta Szarycka stara się trzymać na uboczu, szybko zostaje wciągnięta w bieg wydarzeń za sprawą dziwnych wiadomości, które otrzymuje, a także policjanta prowadzącego śledztwo. Młoda, świetnie zapowiadająca się psycholog, której nienaganny wizerunek naruszają skłonność do przygodnego seksu i angażowanie się w związki bez przyszłości, zostanie zmuszona do skonfrontowania się z najbardziej bolesnymi doświadczeniami z przeszłości. Ile będzie musiała poświęcić w grze, w której stawką jest życie kolejnych dzieci? Intrygująca fabuła ze świetną, nieszablonową postacią Marty Szaryckiej. To, co wydaje się uporządkowane i bez skazy, w rzeczywistości toczy rak traumy z przeszłości.
                                                                              opis wydawcy

Terapeutka to książka okrzyknięta nowym głosem w polskiej powieści kryminalnej, jednak nie miałam pojęcia, że jest debiutem dopóki nie zaczęłam pisać recenzji. Może to i dobrze... Już od początku słuchania tej książki zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno jest to kryminał... Co prawda jest morderstwo, jest zaginięcie, ale jednak większość fabuły kręci się wokół spotkań z pacjentami i życia prywatnego Marty Szaryckiej... Co do postaci... Marta nie jest stereotypową kobietą, jednak nie jest też skomplikowana czy jakaś wyjątkowo nietuzinkowa. Osobiście nie wiem czy bym się z nią zaprzyjaźniła... Co do pomysłu na fabułę – jest dość dobry, jest potencjał, aczkolwiek wykonanie mogłoby być ciut bardziej dopracowanie. W moim odczuciu mogłoby być więcej intrygi oraz kryminału w kryminale, a mniej psychologii – minimalnie zmienić proporcje. Co do wykonania mam jeszcze jedno zastrzeżenie – wiele sytuacji wydaje się zupełnie nierealnych i oderwanych od książkowej rzeczywistości... Zaproszenie do hotelowego pokoju nowo poznanego faceta i nawet nie zapytać się o jego imię? Tak ot sobie bez żadnego planowania pojechać z Katowic do Wrocławia na noc? Jak dla mnie trochę nie pasowało... Styl autorki generalnie nie budzący zastrzeżeń, niezbyt skomplikowany, ale jednocześnie niezbyt prostacki (przynajmniej w większości przypadków), zrozumiały dla czytelnika, zwłaszcza, że to debiut autorki, więc dobrze, że nie przegięła ani w jedną a ni w drugą stronę. Bernadeta Prandzioch jest młodą kobietą, która jest z zawodu psychologiem i w tej książce widać jej wiedzę – jednocześnie na temat pracy psychologa, jak i miasta, z którego pochodzi. Moim zdaniem jest to bardzo na plus, zwłaszcza, że sama chce zostać psychologiem, więc Terapeutka dała mi jakiś wgląd na realia tej pracy...
Aspirant sztabowy, Chryste Panie. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenia. Czy kogoś poza samymi policjantami obchodzi, jaki który z nich ma stopień?
Terapeutka jest niezbyt obszerną pozycją i ciekawą dla mnie, jako przyszłego psychologa, jednak kryminału jest tutaj zbyt mało... Czy polecam? Tak, książka sama w sobie jest naprawdę ciekawa i warta sięgnięcia, choć arcydziełem nie jest. Uważam, że Bernadeta Prandzioch ma potencjał pisarski i z chęcią sięgnę po jej książki, jak jeszcze kiedyś jakieś wyda.

sobota, 14 maja 2016

"Dług wdzięczności" Terry Goodkind

Tytuł: Dług wdzięczności
Autor: Terry Goodkind
Cykl: Miecz Prawdy
Tom: prequel
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 139
Ocena: 3/6




Wrogowie świadczą o twojej reputacji.






Z cyklem Miecz Prawdy zaczęłam się zapoznawać już kilka lat temu i od tamtego czasu sobie dawkuję poszczególne tomu. Ostatnio jednak postanowiłam trochę się cofnąć i tak więc zabrałam się za prequel owego cyklu.

Dług wdzięczności jest cieniutką książeczką, w zasadzie opowiadaniem, które dzieje się w świecie Miecza Prawdy. Tutaj poznajemy dużo młodszego czarodzieja - Zeddicusa Zu'l Zoranderajest. Wszystko toczy się wokół tego, że przychodzi do niego, do Aydindril, Abby szukając pomocy dla swojej osady. Jak może jej pomóc Pierwszy Czarodziej? Jak D'Harańczycy będą manipulować Abby? Jak jej spotkanie z Zeddem wpłynie na późniejsze losy Kahlan Amnell i Richarda Cyphera?

Dług wdzięczności to pozycja, która jest lekka i przyjemna w odbiorze. Ciekawie było poznać młodego Zedda oraz Abby, ich wcześniejsze losy oraz przygody. Samą książkę czytało mi się dość szybko, a że nie jest zbyt obszerna, więc przeczytałam ją w mgnieniu oka. Język, jakim autor operuje nie należy do jakiś mocno wykwintnych i wygórowanych, ale do prostackiego i nieliterackiego mu jednocześnie daleko – jest dość wypośrodkowany z tendencją do tego lepszego. Bohaterowie... No cóż... wiadomo, że młodsi, więc zupełnie inni, a w tej inności wydają mi się o wiele bardziej mdli niż w zasadniczych częściach. Ponadto akcja, której nie ma zbyt wiele, jednak jest to dość charakterystyczne dla twórczości Goodkinda. A fabuła... hm... pomysł jakoś nie do końca przypadł mi do gustu, no ale cóż..z tak bywa.

Dług wdzięczności w moim odczuciu wypada gorzej niż zasadnicze części cyklu Miecz prawdy, a można spokojnie czytać go bez prequela. Taka średnia książka, która nie powala na kolana...

sobota, 19 marca 2016

"Stół króla Salomona" Luis Montero Manglano

Tytuł: Stół króla Salomona
Autor: Luis Montero Manglano
Cykl: Poszukiwacze
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 528
Ocena: 5/6


Tylko tajemnica trzyma nas przy życiu. Tylko tajemnica. Lepiej nie odkrywać wszystkich tajemnic. Bez nich nie istnieje poszukiwanie, a bez niego, życie byłoby przeraźliwie nudne.




Luis Montero Manglano jest wykładowcą historii i sztuki średniowiecznej w Ośrodku Studiów Romańskich w Madrycie, który zapragnął pisać już jako dziecko, a wszystko za sprawą książki Agaty Christie I nie było już nikogo. W końcu jego pragnienie się spełniło i napisał Stół króla Salomona – pozycję rozpoczynającą trylogię Poszukiwacze.

Głównym bohaterem Stołu króla Salomona jest Tirso Alfaro – młody doktorant na wydziale historii sztuki jest świadkiem kradzieży zabytkowego eksponatu, ale jednak nie udaje mu się odpowiednio zareagować... Krótko później odpowiada na ofertę pracy, a rekrutacja wydaje się naprawdę nietypowa. Okazuje się, że pracowników szuka tajemnicza organizacja o skrócie NKP. Kim oni są? Co oznacza ten skrót? Czy Tirso dostanie tę pracę? Jak mu pójdzie? Jakie spotkają go przygody?
Teraz wiem, że u kresu tego poszukiwania znalazłem jedynie tęsknotę. Niewykluczone, że tak właśnie powinno być: poszukiwanie nie kończy się odnalezieniem czegoś, gdyż poszukiwanie nigdy nie ma końca. Poszukiwacz nie musi niczego znajdować; liczy się samo poszukiwanie. To ono nadaje naszemu życiu sens.
Stół króla Salomona to książka, którą czytało mi się naprawdę szybko i przyjemnie... Momentami widziałam minimalne podobieństwa do filmowego Bibliotekarza – tajemnicza organizacja, dziwna rekrutacja, misje, o których nikt nie może wiedzieć, główny bohater to miłośnik i znawca historii sztuki... Jednak Stół króla Salomona ma w sobie więcej powagi i dużo bardziej mi się podoba klimat tej pozycji. Intryga utrzymana na odpowiednim poziomie, akcja toczy się równo, nie pędzi za bardzo... Główny bohater – Tirso – jest postacią wzbudzającą sympatię swoim wychodzeniem z opresji obronną ręką, a pozostałe osoby wykreowane przez autora są dość charakterystyczne i niesztampowe – raczej brak tych mdłych i mało wyrazistych. Sam pomysł na książkę jest bardzo ciekawy i (co ważne) naprawdę dobrze zrealizowany, przez co książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Język jest niezbyt wygórowany, trochę powyżej przeciętnej, dość łatwy w odbiorze...

Stół króla Salomona to książka, z którą spędziłam bardzo mile czas... Zdecydowanie ją polecam i osobiście z wielką chęcią sięgnę po kolejne części z cyklu o Poszukiwaczach. Zdecydowanie książka jest bardzo wartą przeczytania! Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję
http://www.rebis.com.pl/
 

poniedziałek, 11 stycznia 2016

"Nałóg jedzenia" Marek Bardadyn

Tytuł: Nałóg jedzenia
Autor: Marek Bardadyn
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 120
Ocena:


Jeśli dotychczas bagatelizowałeś problem uzależniania od jedzenia lub nie byłeś w stanie przyznać się przed samym sobą do tego, że możesz być nałogowcem, zdobądź się na odwagę, aby uniknąć bolesnego zderzenia z dnem.




Od kiedy pamiętam miałam problemy z wagą. Zawsze ważyłam za dużo. W zależności od okresu w moim życiu to odchylenie od normy było różne, ale zawsze tych kilogramów tłuszczyku było za dużo. W międzyczasie postanowiłam schudnąć, a przy okazji zainteresowałam się kwestią zdrowego odżywiania, a to że później przytyłam, to już swoją drogą... Właśnie dlatego podczas Wrocławskich Targach Dobrych Książek bardzo zaintrygowała mnie książka pt. Nałóg jedzenia.
Lęki są bardzo charakterystycznym elementem nałogu. Nawet jeśli nie mają w danym momencie realnego uzasadnienia, to właśnie poczucie ciągłego niepokoju związanego z utratą kontroli nad sytuacją staje się powodem podjęcia terapii, która ma uwolnić nie tylko od chorobliwej skłonności do objadania się, ale także od związanego z uzależnieniem lęku.
Nałóg jedzenia to książka, która opowiada o uzależnieniu, który jest bardzo rozpowszechniony, ale jednocześnie niewiele osób zdaje sobie sprawę, że taki nałóg w ogóle istnienie, zwłaszcza u siebie... W końcu jedzenie jest niezbędne przeżycia. Przecież jedzenie to nie narkotyki czy papierosy, które niszczą człowieka... Ale jedzenie także uzależnia – tak samo jak nikotyna, alkohol czy inne używki. W książce znajdziemy nie tylko samą definicję uzależnienia od jedzenia, a także historie wielu ludzi, którzy popadli w ów nałóg oraz gotowe rozwiązanie na wyzwolenie się z niego, czyli gotowy 2-tygodniowy plan odwykowy, oparty na diecie strukturalnej, której twórcą jest autor książki - Marek Bardadyn.
Choć z góry wiadomo, że poprawa będzie tylko chwilowa, dla nałogowca - bez względu na rodzaj uzależnienia - nie ma to znaczenia. Również świadomość, że kolejne okresy głodu będą coraz bardziej dotkliwe, a za powtarzające się wpadki trzeba będzie kiedyś zapłacić, co najmniej zdrowiem, nie wystarczy zwykle do wyrwania się z uzależnienia.
Nałóg jedzenia to bardzo przejrzyście i klarownie napisana książka, która krok po kroku wyjaśnia mechanizm owego uzależnienia. Nie jest zbyt obszerna, więc czyta się naprawdę szybko, zwłaszcza, że język jest jest naprawdę przyjemny. Jak pisałam TUTAJ, chciałabym zostać psychodietetykiem, więc tematyka naprawdę mnie interesuje zwłaszcza z powodu moim perypetii odchudzaniowo - wagowych, więc tym przyjemniej mi się czytało tą książkę. Jej treść nie jest wielkim odkryciem, ale cała wiedza jest dość ciekawie usystematyzowana, uporządkowana, klarownie przedstawiona, zwłaszcza plan odwykowy. Muszę jednak przyznać, że historie ludzi, które zaprezentował autor są dość płytkie i w większości przypadków kończyły się na wizycie u niego jako u specjalisty, co w moim odczuciu wyglądało jak perfidna autoreklama... Niektóre rady czy przepisy z chęcią wykorzystam, ale jednak nie wszystko mnie przekonuje...

Nałóg jedzenia to dość ciekawa pozycja, którą mogę polecić wszystkim osobom zainteresowanych tematyką odżywiania się. Jednocześnie stwierdzam, że książka momentami jest przesadną reklamą konkretnej diety – tej strukturalnej, co czasami mi przeszkadzało. A szkoda, bo można dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy...

wtorek, 21 lipca 2015

"Dwudziesta trzecia" Eugeniusz Dębski, Beata Dębska

Tytuł: Dwudziesta trzecia
Autor: Eugeniusz Dębski, Beata Dębska
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 352
Ocena: 2,5/6



Ale wiesz, że oglądając serial, czytasz cudzą książkę, a czytając książkę oglądasz własny film. Serial nie może Ci się spodobać, serial to czyjaś wizja książki, do kogoś trafi, do innych – nie.






Dwudziesta trzecia jest pozycją, którą zgarnęłam podczas jednej z wizyt podczas wizyty w miejskiej bibliotece we Wrocławiu, a że nie jest obszerna, więc szybko się z nią uporałam. Lecz o czym ona opowiada?

Dwudziesta trzecia przedstawia historię byłego policjanta - Tomasza Winklera, który mieszka z ciepłą i uroczą babcią Romą – wielką miłośniczką jajek z majonezem. Mężczyzna aktualnie zarabia na życie prowadząc kursy surwiwalu lub pracując w ośrodku dla trudnej młodzieży. Jego monotonne życie ulega zupełnej zmianie, kiedy zgłasza się do niego pewien biznesmen, który prosi o rozwikłanie sprawy zabójstwa swojej żony, za co płaci sporą sumę pieniędzy. O co dokładnie chodzi? Do jakich wniosków dochodzi Tomasz Winkler? O co chodzi z tytułową dwudziestą trzecią? Czy mężczyzna sprosta oczekiwaniom biznesmena? Czy rozwiąże tę sprawę?

Dwudziestą trzecia to pierwsza pozycja państwa Dębskich po jaką sięgnęłam, zabrawszy się za nią w ogóle nie znałam autorów... Kiedy zgarniałam ją z bibliotecznej półki opis naprawdę mnie zaintrygował, choć nie miałam względem niej jakiś większych oczekiwań z racji tego, że nie czytałam żadnych jej recenzji, no i nie znałam jej twórców. Ale jednak Dwudziesta trzecia to książka, która mnie zupełnie rozczarowała. Oczekiwałam o wiele większej ilości intrygi, napięcia, czego zdecydowanie tutaj brakowało.... Co prawda zawsze mnie zastanawiało jak dwie osoby mogą napisać wspólnie książkę, jak mogą się porozumieć samego tematu, przebiegu akcji, nie mówiąc już o stylu, języku jakim jest ona napisana. Nie mówiąc już o samym procesie pisania książki. Przecież każdy ma zupełnie inny charakter czy osobowość... Więc między innymi dlatego mnie ta pozycja zaintrygowała... Szkoda tylko, że się nią tak rozczarowałam, choć zapowiadała się naprawdę ciekawie. W Dwudziestej trzeciej zdecydowanie zbyt mało (na moje oko) jest zagadek, intrygi oraz napięcia, a o to chyba chodzi w kryminałach, prawda? Z bohaterów najbardziej polubiłam babcię Romę, reszta postaci jest mniej charakterystyczna, mniej zapadająca w pamięć... Co ciekawe najmniej charakterystyczny jest główny bohater – Tomasz Winkler, zadziwiające, prawda? No, ale cóż, bywa... Język jakim autorzy napisali tę książkę jest dość standardowy, niezbyt wyróżniający się, taki przeciętny... Zresztą jak cała książka, która zdecydowanie nie powala na kolana ani nie zachwyca...

Dwudziesta trzecia autorstwa państwa Dębskich to książka przeciętna, niezapadająca w pamięć, mierna... Można przeczytać, ale jest dostępnych wiele więcej dobrych, porządnych kryminałów, na które warto poświęcić czas. Dwudziesta trzecia zdecydowanie do nich nie należy. Jest to książka, którą muszę odradzić, ponieważ ani nie zachwyca, ani nie trzyma w napięciu... Po prostu marna pozycja, która nie spełni oczekiwań miłośnikom kryminałów.



czwartek, 23 kwietnia 2015

"Świątynia Wichrów" Terry Goodkind

Tytuł: Świątynia Wichrów
Autor: Terry Goodkind
Seria: Miecz prawdy
Tom: czwarty
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 712
Ocena: 4/6


Nie możemy prawdziwie kochać, dopóki nie wybaczymy innym najgorszych występków, jakie wobec nas popełnili.





Miecz prawdy poznałam już dość dawno, ale przyznaję, że miałam dość długą przerwę, aż w końcu postanowiłam wrócić do tej serii i kontynuować przygodę z jej bohaterami. Przyszedł więc czas na tom czwarty – Świątynia Wichrów.

W tym tomie poznajemy kolejne przygody znanych już bohaterów - Richarda Cyphera oraz Kahlan Amnell. Poszukiwacz jako Lord Dahl ma za zadanie walczyć z zarazą moru, który panuje w D'Harze, a w międzyczasie dowiaduje się, że ma przyrodniego brata  - Drefana. No i oczyście nie zabraknie spotkań ze znanymi już bohaterami tacy jak Błotni Ludzie, Zedd, prorok Nathan czy Verna. A czym jest tytułowa Świątynia Wichrów? Jakie niebezpieczeństwa na nich czyhają? Co tym razem wymyślili ich wrogowie?

Czwarte prawo magii: W przebaczeniu, czy to w tym, które dajesz, czy w tym, które uzyskujesz, tkwi magia. Magia, która uzdrawia.

Sięgnęłam po Świątynię Wichrów z tęsknoty za Mieczem Prawdy i bohaterami tej serii. Brakowało i tego świata, więc pełna zapału sięgnęłam po ten tom. Zaczęłam ją czytać i niemiłosiernie się w nią wciągnęłam. Do tego czasu zauważyłam pewną prawidłowość dotyczącą książek Goodkinda – są naprawdę wyjątkowo fascynujące i pochłaniające, jak zacznę czytać to ciężko przestać, ale jednak muszę sobie je dawkować porcjami. Takie trochę dziwne, czyż nie?

Nie wiem, czy istnieją niewybaczalne błędy. Mogą być niewybaczalne zdrady, ale nie błędy. Gdybyśmy zaczęli skazywać ludzi na śmierć za błędy, to obawiam się, że już dawno bym nie żył. Wciąż je popełniam. Niektóre były całkiem poważne.

Świątynia Wichrów to pozycja, która fabularnie jest momentami przewidywalna i schematyczna – akcja toczy się początkowo dość powoli, dopiero pod koniec się rozkręca. Jednak mimo tego jest to pozycja naprawdę ciekawa i dobrze napisana. Wyczuwalna jest w nim magia i odpowiedni klimat, a język jakim operuje autor przedstawia ten świat tylko potęguje owo uczucie. Bohaterowie, z którymi się spotkałam, są tak samo ciekawie wykreowani, jeszcze bardziej dopieszczeni – mogłam ich poznać z innej strony, poznać ich nowe cechy. No i już nie mogę się doczekać, jak poznam ich kolejne losy;) Świątynia Wichrów to godna przeczytania i wciągająca książka o miłości, poświęceniu, walce oraz przebaczeniu, dzięki której szybciej zajrzę po następne części cyklu. 

piątek, 30 stycznia 2015

"Wstrząs" Robin Cook






Tytuł: Wstrząs
Autor: Robin Cook
Wydawnictwo: Rebis
Ocena: 3/6









Opis wydawcy:
Joanna Meissner i Deborah Cochrane, doktorantki na Uniwersytecie Harvarda, znajdują intrygujące ogłoszenie w uczelnianej gazecie. Klinika Niepłodności Wingate'a oferuje astronomiczne honoraria zdrowym i atrakcyjnym studentkom, które zgodzą się być dawczyniami komórek jajowych. Dziewczyny decydują się na to, lecz po zabiegu szybko opuszczają teren kliniki, która budzi w nich niemiłe skojarzenia z obozem koncentracyjnym i zamczyskiem hrabiego Draculi. Półtora roku później, Joanna i Deborah postanawiają się dowiedzieć, jaki los spotkał ofiarowane przez nie komórki jajowe. Niczego nie mogą ustalić drogą legalną, zatem uciekają się do podstępu. Pod fałszywymi nazwiskami, oraz po zmianie wyglądu, zdobywają pracę w klinice. Prawda o działalności tej instytucji okaże się przerażająca i czeka je niejeden wstrząs...

Moja opinia:
Kiedy sięgnęłam po Wstrząs nie wiedziałam o nim nic. Nie wiedziałam o czym dokładnie jest, wiedziałam tylko tyle, że będzie to thriller medyczny. Po prostu zgrałam na tableta z porcją kolejnych e-booków do czytania i podczas któregoś wykładu zabrałam się właśnie za tę pozycję.

Fakt, że nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, sprawił, że czytałam tę książkę, z naprawdę wielkim zapałem, ciekawa medycznych smaczków w wykonaniu Cooka, które uwielbiam. Czytałam i chłonęłam. Chłonęłam i czytałam. Podobało mi się to co w twórczości Robina lubię najbardziej – dużo medycznych szczegółów, wprowadzenie w temat. Do tego podjęcie ciekawego, lekko kontrowersyjnego i aktualnego tematu – pobieranie komórek jajowych, zapładnianie ich in vitro oraz klonowanie. Czyż to nie jest fascynujące? Sama akcja jest dość umiarkowana – czasami się nuży, czasami biegnie trochę szybciej. Jednak fabuła nie jest zbyt skomplikowana, co jest zdecydowanym minusem książki. Do tego niewiele jest w niej zaskoczeń – generalnie jest dość przewidywalna i czasami dość nudna. 

Wstrząs to książka, którą przeczytałam naprawdę szybko, ale również nie jest to książka porywająca na kolana. Postacie mdławe – nie wzbudzające ani sympatii, ani antypatii, po prostu nijakie. Temat ciekawy, ale jednak nie do końca wykorzystany, a do tego zdecydowanie zbyt mało napięcia i intrygi. Ogólnie książka nijaka – dość marnie wypada na tle Mutanta czy Epidemii.

wtorek, 23 września 2014

"Kramer kontra Kramer" Avery Corman

Tytuł: Kramer kontra Kramer
Autor: Avery Corman
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 224
Ocena: 2.5/6



Ted, przecież nie byłam złą matką. Po prostu wtedy nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić. Teraz jest inaczej.







Czy matka jest w stanie porzucić własne dziecko? Czy jest w stanie porzucić własną rodzinę zostawiając ich na pastwę losu nie odzywając się do niej nawet zbyt często? Książka pt. Kramer kontra Kramer opowiada właśnie taką historię.

Ted i Joanna Kramer są małżeństwem, którym ledwie co urodził się syn – Billy. Według Teda wszystko wydaje się być w porządku, jednak jego żona uznaje, że się męczy w tym wszystkim i postanawia odejść, zostawiając zdezorientowanego Teda z ich 4-letnim synem, który tak bardzo tęskni za mamą. Mężczyzna stawia czoło wyzwaniom i stara się podołać sytuacji, w której się znalazł, a nie jest mu łatwo, dodatkowo, że traci pracę... Jednak Joanna po jakimś czasie postanawia odzyskać swojego syna wytaczając przeciw Tedowi całą sądową batalię... Jak skończy się ich historia? Kto stanie się opiekunem Billy'ego?


Kramer kontra Kramer znalazła się na mojej półce już dość dawno, ale jakoś wcześniej nie było okazji, żeby po nią sięgnąć. Teraz po tak długim czasie w końcu przyszła na nią kolej. I przyznam szczerze, że nawet nie słyszałam o filmie zatytułowanym Sprawa Kramerów, który powstał na podstawie tej pozycji. Szkoda, że nie dostałam tego, czego się spodziewałam. Oczekiwałam wyciskającej łez historii, przez którą będę szlochać w pociągu (nawet zaopatrzyłam się w dodatkową paczkę chusteczek higienicznych, co by móc się ogarnąć), ale jednak książka mnie nie poruszyła. No dobra, przyznaję, że historia jest dość smutna, ale mnie nie osobiście jakoś szczególnie nie wzruszyła. Być może jest to kwestia tego, że sama nie jestem matką, więc nie rozumiem podejścia głównej bohaterki, ale myśl jaka, aż nasuwała się pod wpływem jej zachowań była jednoznaczna – „Jak można być taką s**ą”. Ale też i zachowanie Teda nie do końca mi nie podeszło, jego nieumiejętność zrozumienia drugiej strony, zwłaszcza w początkowym etapie.Może jestem dziwna, że tak podchodzę, ale cóż... Bywa, tak odebrałam tę książkę, te postacie. Kramer kontra Kramer jest napisana w sposób lekki i przyjemny w czytaniu, w sam raz do zabrania w podróż, ale nie rzucająca na kolana. W moim odczuciu jest to pozycja przeciętna i niezbyt wyróżniającą się ani na plus ani na minus. Nie jest to literatura wysokich lotów i nie sądzę, żeby wyryła mi się jakoś wybitnie w pamięci. Czy polecam? Jako lekką pozycję do pociągu czy tramwaju – tak. Jeżeli oczekujecie wyciskacza łez, bardzo poruszającej historii lub po prostu porządnej książki obyczajowej – poświęćcie czas na coś innego, bo Kramer kontra Kramer was rozczaruje.

czwartek, 28 sierpnia 2014

"Zabawa w Boga" Robin Cook

Tytuł: Zabawa w boga
Autor: Robin Cook
Wydawnictwo: Rebis
Ocena: 2/6



Otaczająca go cisza była przerażająco głucha, nie wiedział skąd się wzięła ogarniająca go nagle niemoc. Czuł, że zaczyna go paraliżować narastający strach.







Robin Cook to jeden z najbardziej z rozpoznawalnych twórców thrillerów medycznych, a przygodę z jego twórczością rozpoczęłam od Epidemii, a teraz po raz kolejny sięgnęłam po książkę jego autorstwa, ponieważ lubię dawkę medycznych szczególików w jego wydaniu.

Zabawa z Boga to opowiada historię Cassandry Kingsley, która rozpoczęła właśnie wymarzony staż na psychiatrii, a za męża ma szanowanego kardiochirurga i wydawałoby się, że ma wszystko co mogłaby sobie tylko zamarzyć. Okazuje się, że w bostońskim szpitalu Memorial Hospital, w którym pracują, dochodzi do tajemniczych zgonów, do których dochodzi po zazwyczaj udanych operacjach serca. To dziwny zbieg okoliczności czy coś więcej? Jeżeli to drugie, to kto za tym stoi? Kto się bawi w boga?

Każdy, kto poddaje się operacji, musi się liczyć również z możliwością jej niepowodzenia, nikt jednak nie traktuje tego zbyt poważnie. Jeśli kupujesz los na loterii, zawsze robisz to z myślą o wygranej.

Zabawa w Boga to niedługa pozycja, po której nie oczekiwałam zbyt wiele, poza tym, że mnie wciągnie i trzymać w napięciu, ale jednak mimo tego mnie nie zachwyciła. Medyczne informacje są lekko przeterminowane – choćby te na temat cukrzycy Cassandry. Kto w dzisiejszych czasach wstrzykuje insulinę strzykawkami? Ale jakich nowinek można oczekiwać po książce napisanej w 1983 roku? Fabularnie książka nie jest zbyt porywająca ani wciągająca – przeczytałam ją bez zupełnego entuzjazmu, a do tego tak bardzo przewidywalna. Już mniej więcej w połowie zaczęłam podejrzewać, jakie będzie zakończenie, no i niestety autor mnie nie zaskoczył swoją wersją końcówki tej historii. Wcale nie zachwyca czy wciągająca, a wręcz przeciwnie – książka nudzi swą przewidywalnością, brakiem intryg, zagadek oraz mdławymi i niezbyt wyróżniającymi się bohaterami. Pomysł lekarza bawiącego się w Boga jest ciekawy, szkoda tylko, że tak zmarnowany, bo sama książka nie zapada w pamięć i nie wzbudza większego podziwu i zdecydowanie nie należy do pozycji, którą można komuś polecić, chyba że naprawdę nie ma nic lepszego do czytania (w co szczerze wątpię;).

poniedziałek, 30 września 2013

Mutant

Tytuł: Mutant
Autor: Robin Cook
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 320
Ocena: 6/6


Moralność nie może rządzić nauką, bo jest względna i stąd zmienna. A nauka nie. Moralność opiera się na człowieku i społeczeństwie, które z biegiem lat się zmienia, przechodzi z jednej kultury w inną. Co jest dla jednych zakazane, dla innych jest święte.





Kojarzycie z różnych mediów prezentowane dzieci rozwijające się nader szybko nazywane jako genialnymi? Takie, które w wieku 3 lat potrafią sprawnie i płynnie czytać, w dodatku w kilku językach, a w podstawówce rozwiązują skomplikowane zadania matematyczne na poziomie szkoły średniej czy wyższej? A może takie dziecko uczynić by motywem przewodnim książki? Co powiecie na coś takiego?

Mutant to jedna z naprawdę wielu książek niepodważalnego mistrza thrillera medycznego, a w niej poznajemy Marshę i Victora, którzy są rodzicami chłopca o niewiarygodnie wysokim ilorazie inteligencji, co zadziwia ich samych, a także wszystkich wokoło, jednak (mimo dumy) zaczynają się o niego coraz bardziej martwić. W tym momencie wychodzi na jaw mnóstwo nieodkrytych i mrocznych sekretów i tajemnic, które wyjaśnią wiele spraw, ale jednak pytania pozostają. Czy człowiek może być Stwórcą i może tak manipulować genami, żeby otrzymać dziecko o swoich wymarzonych cechach? Co z takiego czegoś może wyniknąć? Czy to jest zgodne z prawami rządzącymi wszechświatem? Czy to jest zgodne z naturą ludzką? Czy takie wydarzenia są w ogóle możliwe? 

Mutant jest książką wręcz genialną w swym gatunku, w końcu jego autorem jest mistrz thrillera medycznego, a jego zalet jest naprawdę wiele. Jakie? Przede wszystkim ciekawy pomysł na fabułę, który podejmuje niezwykle ważny temat manipulacjami genami oraz o niebezpieczeństwach zabaw w Stwórcę. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie genetyka jest niezwykle fascynującym, interesującym i wciąż nie do końca zbadanym działem biologii. O tych jego cechach pisze także Cook w swojej książce. W niej znajdziemy wiele przesłanek dotyczących manipulacjami genetycznymi wbrew woli pacjentów, a jedynie dla swoich własnych celów. W końcu, w ten sposób człowiek może poczuć się Bogiem. Mutant jest pozycją, w której jest zawartych wiele szczegółów z dziedziny medycyny, co czyni ów thriller niezwykle medyczny. Jednak te wszystkie detale nie czynią tej książki niezrozumiałą, bowiem książka jest napisana przyjemnym i nieskomplikowanym językiem, co dodatkowo sprawia, że czyta się ją niezwykle lekko i z wielką radością. Delikatne rozpoczęcie, akcja trzymająca w odpowiednim napięciu, a do tego wyjątkowo poruszające zakończenie, które sprawiło, że w kącikach oczu pojawiły się łzy. Choć w pewnym momencie zaczynałam się domyślać o co może w tym wszystkim chodzić, jednak skończenie lektury wywołało u mnie prawdziwego kaca książkowego. To trzeba przyznać - wartościowa książka. Zdecydowanie polecam ją każdemu, kto interesuje się biologią, genetyką czy genialnymi dziećmi. Prawdziwy smakowity kąsek dla wszystkich fanów medycznej wiedzy czy ciekawostek. Niezwykle ciekawa, fascynująca, tajemnicza, a także zmuszająca do myślenia. 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Grzech

Tytuł: Grzech
Autor: Josephine Hart
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 152
Ocena: 2.5/6


Wiem, że natura nie jest równie szczodra we wszystkim. Obdarzając pięknem prawie nigdy nie przekazuje innych wartości.







Grzech kupiłam już dość dawno w którymś centrum taniej książki i jakoś mnie do niej przez długi czas nie ciągnęło. Kiedy jednak którego dnia potrzebowałam jakiejś niedługiej książeczki do czytania sięgnęłam właśnie po nią, jednocześnie nie wiedząc czego się do niej spodziewać.

W tej książce poznajemy Ruth, która ma wszystko – talent, urodę, pieniądze… W końcu jest córką magnata prasowego. Jednak w serc ma zadrę, nosi w nim wielki ból. Ale na nim się nie kończy, przeradza się on któregoś dnia w nienawiść. A co jest tego powodem? Otóż któregoś dnia rodzice dziewczyna adoptują osieroconą kuzynkę dziewczyny – Elizbeth. Zdaniem Ruth to właśnie jej kuzynka zajęła miejsce w sercach jej rodziców. I to właśnie ona w ich oczach jest ta lepsza, zawsze była przeciwieństwem swojej kuzynki. Choć nasza główna bohaterka w życiu osiągnęła o wiele więcej to ciągle i nieustannie dążyła do zniszczenia rywalki, chciała odebrać jej wszystko… A czy się jej uda? Jak skończy się ta historia? Co stanie się z Ruth i Elizabeth?

Grzech jest pozycją jak dla mnie dość zagmatwaną i niezrozumiałą. Osobiście nie do końca umiałam pojąć motywów, jakimi kierowała się kobieta, czasem nie nadążałam za jaj tokiem myślenia. Sama nie wiem co sądzić o tej książce. Jest dość smętna, nie jest napisana jakimś fajnym językiem, czy coś. Nie wiem… może nie jest to pozycja dla mnie. Generalnie moim zdaniem nie jest ani zadziwiająca ani godna podziwu. Jak sama historia nie jest może banalna, ale pomysł jak dla mnie nie wykorzystany. Może komuś ta pozycja się spodoba. No mi nie przypadła, jak dla mnie naprawdę pozycja dość mdła i niezrozumiała.

Wyzwanie: PRZECZYTAM TYLE, ILE MAM WZROSTU! 1,1 cm

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Kamień Łez


Tytuł: Kamień Łez
Autor: Terry Goodkind
Seria: Miecz Prawdy
Tom: drugi
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 891
Ocena: 4/6


Mądry człowiek dostrzega i uznaje prawdę, choćby była czymś najmniej oczekiwanym. Prawda to najwspanialszy klejnot.





Kamień Łez jest drugim tomem sławnego cyklu pt. Miecz prawdy. Pierwsze prawo magii jest częścią poprzedzającą dzisiejszą książkę. Tę pozycję czytałam dość dawno, ale czas na recenzję, bo i do recenzji czeka już kolejny tom. I teraz zapraszam do magicznego świata stworzonego przez autora.

Bohaterami Kamienia łez są tak jak w Pierwszym prawie magii Poszukiwacz Prawdy - Richard i Matka Spowiedniczka - Kahlan, którzy na smoczycy Scarlet wyruszają do wioski Błotnych Ludzi, żeby tam wziąć ślub. Podczas przygotowań do zaślubin u Poszukiwacza budzi się dar, który powoduje u niego przeraźliwe bóle głowy, a jednak chłopak nie dopuszcza do siebie myśli, że mógłby być czarodziejem. Przebudzony dar sprawia, że w wiosce pojawiają się Siostry Światła, które proponują Richardowi naukę kontrolowania daru w Pałacu Proroków. Musi się on zdecydować, ma trzy możliwości przyjęcia ich propozycji, a jeżeli nie przyjmie jej za trzecim razem – zginie. On przyjmuje w końcu propozycję i wyrusza z Siostrami do Pałacu Proroków, żeby jak najszybciej nauczyć się kontrolować ów dar. Tym czasem czarodziej Zedd przy szkatułach Ordena znajduje Kamień Łez. Okazuje się bowiem, że otwarcie błędnej szkatuły (co miało miejsce pod koniec Pierwszego Prawa Magii) spowodowało rozdarcie zasłony pomiędzy światem żywych a zaświatami, a także pojawiają się służalcy Opiekuna screelingi. Zedd daje kamień dziewczynce imieniem Rachel i nakazuje Chase’owi (dowódca strażników granicznych) dowieźć dziewczynkę do Richarda. A temu tomowi przyświeca drugie prawo magii - Najlepsze intencje mogą spowodować największe szkody. A co stanie się dalej? Spotkają się? Jak potoczą dalej się ich losy?

Jeśli nie wiesz, jak coś zrobić, to wcale nie oznacza, że to nie może być wykonane.
Kamień łez czytałam naprawdę i nie pamiętam z tej książki zbyt wiele. Po prostu nie zapisała się jakoś wybitnie w pamięci. Cykl Miecz prawdy poznałam dzięki kolędzie i właśnie od niego miałam pożyczoną tę książkę. Już w Pierwszym prawie magii zachwycił mnie ten świat, spodobali mi się bohaterowie, dialogi, a także wyraźnie wybijające się znaczenie prawdy w codziennym życiu. Cykl bowiem zaznacza, że to prawdą należy kierować się na co dzień i, że to ona jest najważniejsza, co wskazuje chociażby cytat na początku mojej recenzji. Język nie jest zbyt skomplikowany, choć autor nader wyraziście i barwnie opisuje tamten świat. No i przede wszystkim moim zdaniem książki są dużo lepsze niż serial na ich podstawie, których tytułem jest nazwa cyklu. W mojej opinii warto zapoznać się z całym cyklem, nawet jeżeli akurat ta część nie zapadła mi jakoś specjalnie w pamięć. Trzecia część już przeczytana, kolejne także mam w planach.

wtorek, 16 października 2012

Epidemia

Tytuł: Epidemia
Autor: Robin Cook
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 292
Ocena: 5,5/6



Pomimo iż trwał przy swej poprzedniej diagnozie, był teraz wyraźnie zaniepokojony. To nie wyglądało na typowy przypadek malarii.





Robin Cook jest znanym, amerykańskim pisarzem, uznawanym za mistrza thrillera medycznego, a to wszystko dzięki temu, że czerpie ze swojego doświadczenia zdobytego podczas pracy lekarza i podejmuje się trudnych tematów związanych ze środowiskiem służby zdrowia, chociażby zwracąc uwagę na niebezpieczeństwa grożące ze strony medycyny czy spragnionych sławy i fortuny lekarzy, a także porusza porusza temat ich etyki zawodowej. Zaś w Epidemii - swojej najbardziej znanej książce - podejmuje problem zagrożenia wykorzystaniem zdobyczy medycyny w złych celach.

Założyciel kliniki w Los Angeles zapada na nietypową chorobę, ale nikt nie podejrzewa, że może być to początek epidemii, która wybucha w kilku miastach w USA. Choroba paraliżuje szpitale, w których liczba ofiar rośnie lawinowo. Podczas, gdy z owych zarażonych placówek nie może nikt wchodzić ani wychodzić, okazuje się, że przyczyną owej epidemii jest groźny wirus Ebola. Za rozwiązanie zagadki, dlaczego choroba na taką skalę ma miejsce jest odpowiedzialna dr.Blumenthal, która dopiero zaczyna swoją karierę w Głównym Centrum Epidemiologicznym. Próbuje dojść do tego co było przyczyną epidemii, powstrzymać ją, zanim dojdzie do tragedii, choć już i tak jest wystarczająco dużo ofiar. Jest bardzo dociekliwa i dojdzie do tego, co stoi u podstaw szerzącej się w zastraszającym tempie choroby, a wynik jej dochodzenia będzie zaskakujący.

Epidemia jest uznawana za klasyczne i najbardziej znane dzieło Robina Cooka, które już w 1995 roku zostało zekranizowane. Jest to pierwsza książka jego autorstwa, którą przeczytałam, choć już kolejna, którą recenzuję i może to właśnie ją najbardziej pamiętam, choć tak naprawdę nie wybiła się niczym szczególnym. Jest w niej rzeczywiście bardzo dużo medycznych szczegółów, za co bardzo sobie cenię autora. W każdej z jego książek, z którą miałam przyjemność się zapoznać, zawsze było ich dużo. Sama interesuję się medycyną i obracam się w kręgu lekarzy, więc tematyka etyki lekarskiej, chorób, zagrożeń, zakażeń itp. w książkach bardzo mnie zawsze fascynowała, a Epidemia zaspokoiła ten głód medycznych wrażeń. Robin Cook pisze dobre thrillery medyczne i na pewno sięgnę po jeszcze jakieś książki, zwłaszcza, że na półce czaka na mnie Coma i Mutant, choć momentami miałam wrażenie, że pisze według jakiegoś schematu. Książka godna polecenia każdemu fanowi gatunku (choć nie tylko), ale także wszystkim głodnym wiedzy z kategorii medycyny czy biologii podanej w formie thrillera.

sobota, 13 października 2012

Niezawinione śmierci

Tytuł: Niezawinione śmierci
Autor: Wiliam Wharton
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 256
Ocena: 6/6



Nabrałem pewności, że życie, które wiedziemy w materialnym świecie, to tylko fragment większej całości. To mnie uspokoiło i dostarczyło przeżyć duchowych, których nigdy wcześniej nie doświadczałem




Jak czuje się dojrzały mężczyzna, kiedy traci w wypadku córkę, zięcia i dwoje malutkich wnucząt? Jak czuje się człowiek, kiedy w wypadku samochodowym traci najbliższe osoby? O tych wszystkich uczuciach i przeżyciach przeczytamy Niezawinionych śmierciach, będących autobiograficzną książką autora.

Wiliam Wharton jest cenionym amerykańskim pisarzem, w Polsce znanym głównie z takich powieści jak Ptasiek czy Tato. Niezawinione śmierci są powieścią napisaną w 1994 roku, w której dzieli się z czytelnikiem swoimi przeżyciami po śmierci najbliższych – córki, zięcia oraz dwoje wnucząt. Książka jest podzielona na trzy części. W pierwszej z nich poznajemy Kate – młodą kobietę, będącą jednocześnie narratorką tego fragmentu i córką autora, która po nieudanym pierwszym małżeństwie poznaje mężczyznę, który później będzie jej drugim małżonkiem, z którym prowadzą romantyczne, choć niezbyt bogate życie.  Rodzą im się dwie córeczki. Podczas podróż jedną z autostrad natrafiają na pożar wywołany wypalaniem pól, który powoduje na drodze karambol, w którym umierają… W tym momencie zaczyna się część druga, w której narrację przejmuje sam autor opowiadając o pogrzebie, o ludziach, którzy na niego dotarli, o emocjach z nim związanych. Ale po czasie zaczyna walkę o sprawiedliwość, posądzając władze o to, że poprzez wypalanie traw zginęły najbliższe mu osoby, a walce z owym powszechnym w USA procederem poświęcić spory kawałek swojego życia. I właśnie o niej opowiada część trzecia. Ale czy wygra walkę?

Wcześniej spotkałam się tylko z Ptaśkiem, który w jakiś magiczny sposób mnie oczarował, rozbudził mój psychologiczny instynkt. Czytając Niezawinione śmierci czuć ból autora po stracie najbliższych, czuć jego emocje, determinację w walce o sprawiedliwość. Nigdy (na szczęście!) nie przeżyłam takiej sytuacji jakiej doświadczył autor. Moja najbliższa rodzina i ukochany są blisko na wyciągnięcie ręki i mają się dobrze, a Niezawinione śmierci uświadamiają czytelnikowi jak bardzo boli strata ukochanych osób. Książka ma w sobie coś z opiewanej magii autora, i choć czytałam wcześniej tylko jedną jego książkę, nie wątpię, że książka wśród innych jego powieści jest pozycją wyjątkową, przez to, że dzieli się w niej swoimi przeżyciami, opisanymi w swój specyficzny sposób. W pewnym momencie skojarzyła mi się z książką (również autobiograficzną) Marcina Ludwickiego pt.Na koniec świata. Motyw jest ten sam - śmierć dziecka, choć jest to inna śmierć i śmierć dziecka w innym wieku, ale jednak zawsze strata. I przyznam szczerze, że Na koniec świata wzruszyła mnie bardziej (do samych łez - w końcu nie każde dziecko umiera z powodu nowotwora), to Niezawinione śmierci też warto przeczytać, aby poznać co to żal, smutek, determinacja... Ale czy jest to najlepsza ksiażka autora? Nie wiem, ale na pewno wyjątkowa.


Cytaty z książki
Śmierć naszych bliskich ma czasem głęboki sens. Może to nauczka dla żywych, żeby się nie trzymali życia aż tak kurczowo i za wszelką cenę. 
(...) miłość jest kombinacją podziwu, szacunku i namiętności. Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć to nie ma o co robić szumu. Jeśli dwa, to może nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko. A jeśli wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna: trafiłaś do nieba za życia.
Ćpanie to jakby deklaracja, że się przestało wierzyć w samego siebie. Ludzie uzależnieni od narkotyków są podobni do alkoholików. Nie szanują się, chcieliby uciec od samych siebie. To rodzaj psychicznego samobójstwa.
Prawdziwa tragedia zbliża ludzi, tak jak wspólna walka na wojnie, kiedy każdy jest ze śmiercią za pan brat.
Kiedy seks wchodzi drzwiami, romantyczna miłość ucieka przez okno.
Ci, którzy umierają razem, na zawsze są razem. 

wtorek, 26 czerwca 2012

Pierwsze Prawo Magii

Tytuł: Pierwsze prawo magii
Autor: Terry Goodkind
Seria: Miecz Prawdy
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 696
Ocena: 5,5/6

Richard Cypher, skromny leśny przewodnik, ratuje z rąk złoczyńców, piękną młodą kobietę, lecz nie wie, że ratując ją nieświadomie wchodzi w nieznany sobie świat. To zdarzenie zapoczątkowało cały ciąg przyczynowo-skutkowy. Poznaje ową kobietę, Kahlan, zaprzyjaźnia się z nią i to dzięki niej się dowiaduje o sobie wiele rzeczy, lecz ona boi się mu powiedzieć, że to ona jest Matką Spowiedniczką. Ale dzięki tej kobiecie Richard dowiaduje się kim tak naprawdę jest jego przyjaciel Zedd, że tak naprawdę czarodziejem, że człowiek którego Richard uznawał za własnego ojca, wcale nie jest jego ojcem... A przede wszystkim okazuję się, że to ten zwykły chłopak z niemagicznej krainy, ma w sobie magiczną moc i staje się Poszukiwaczem Prawdy, który ma odpowiedzialne zadanie... I tak udają się w podróż pełną niebezpieczeństw, przygód, magicznych krain, stworzeń i przedmiotów...

Poza serią o Harrym Potterze to było moje pierwsze zetknięcie się z fantasy, książka pożyczona od kolegi i przeczytana jeszcze w gimnazjum. Doszłam do trzeciego tomu serii, ale w trakcie przerwałam, ale czas wrócić, ponieważ jest to piękna historia o sile przyjaźni i miłości, o tym że warto się poświęcić i o tym, że przeszłość ma wpływ na człowieka. O tym, że przyjaźń czy miłość nie wybiera, że na ma względu na rasę czy język...

Cytaty z książki

Pierwsze prawo magii: Ludzie są głupcami wierzącymi w to, w co chcą wierzyć.

Sama moc nie jest ani dobra, ani zła – po prostu istnieje.To człowiek decyduje, co z nią zrobi.

Mądry człowiek poszukuje pomocy pomagając.

czwartek, 14 kwietnia 2011

dopuszczalne ryzyko

Tytuł: Dopuszczalne ryzyko
Autor: Robin Cook
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron:384
Ocena: 5/6

Biochemik Edward Armstrong prowadzi badania nad lekiem antydepresyjnym o roboczej nazwie Ultra. Po dobrze rokujących eksperymentach na zwierzętach postanawia przetestować środek na sobie oraz na współpracownikach. Próby wypadają pomyślnie, ale niektórzy żalą się na chwilowe zaniki pamięci, a wkrótce w pobliżu laboratorium zostają znalezione ciała zmasakrowanych zwierząt. Kimberly Stewart, dziewczyna Armstronga, zaczyna podejrzewać, że Ultra wywołuje zaskakujące i straszliwie niebezpieczne skutki uboczne...



To z okładki. A ode mnie? Książkę czytałam z zapartym tchem, nawet czekając na tramwaj. Skończyłam wczoraj na lekcji polskiego. Thriller thrillerem, ale świetnie opowiada o relacjach  międzyludzkich, o tym jak relacje w domu odbijają się bardzo w późniejszym życiu. Polecam!