Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadanie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 kwietnia 2016

"Wampir z MO" Andrzej Pilipiuk

Tytuł: Wampir z MO
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 480
Ocena: 2.5/6



Sami widzicie, mózg wam zgnił, a gadacie z sensem, to znaczy, że dusza nie istnieje! Zombiaki są z grubsza jak ludzie.






Twórczość Andrzeja Pilipiuka poznałam już kilka lat temu, zapałałam od razu do niego sympatią i tak zostało do dziś. Właśnie dlatego podczas ostatniej wizyty w bibliotece zgarnęłam z półki książkę pt. Wampir z MO.

W książce tej poznajemy kolejne losy bohaterów z książki Wampir z M-3 mieszkających na warszawszkiej Pradze – wampirów Michała, Igora oraz Kasi. Tym razem są to opowiadania, powiązane ze sobą dość luźno, a serwujące sporą dawkę najróżniejszych postaci. Jakie losy im się przytrafią? Jaka ich rola będzie w Milicji Obywatelskiej? Co znajdziemy w poszczególnych opowiadaniach?
Major zdjął czapkę i teraz dopiero student spostrzegł na jego głowie imponujące rogi. - Zawarliście pakt z diabłem, to nie powinniście się niczemu dziwić. Piekło zawsze płaci fałszywym pieniądzem. 
Wampir z MO to kolejna pozycja Wielkiego Grafomana w moim czytelniczym życiu. Zabrałam się za nią bez większych oczekiwań, bo tak generalnie za wampirami nie przepadam. Zawsze stroniłam od Zmierzchu czy Pamiętników wampirów i tym podobnych. Kiedyś dałam szansę Wampirowi z M-3, teraz przyszła kolej na następne losy bohaterów – Wampira z MO. Czytało mi się ją naprawdę szybko, zresztą jak większość książek Pilipika, a wszystko za sprawą bardzo lekkiego pióra autora. Bohaterów w książce było dość sporo, a nie są oni zbyt dopracowani. Pomysły na opowiadania też nie do końca doszlifowane... Klimat PRL-u, MO, także niezbyt dopracowany, a do tego zombie i wampiry, za którymi nie przepadam... Wszystko po podsumowaniu daje średni efekt....

Wampir z MO w moim odczuciu wypadł średnio, wręcz dość marnie. Niedoszlifowana, niedopracowana... Taka czasami dość mdła... Czytało się szybko, ale nie jest to nic więcej niż tylko lekkie, niezobowiązujące i niezbyt ambitne czytadło.

czwartek, 25 lutego 2016

"Dwanaście prac Herkulesa" Agatha Christie

Tytuł: Dwanaście prac Herkulesa
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 319
Ocena: 4/6



Plotka to rzeczywiście hydra lernejska o dziewięciu głowach. Nie sposób jej zniszczyć, bo na miejscu jednej odciętej głowy wyrastają dwie nowe.






O mitycznym herosie Herkulesie słyszał chyba każdy… Zwłaszcza, że miał on do wykonania w ramach kary dwanaście różnych i ciężkich prac takich, jak chociażby oczyszczenie stajni Augiasza, zabicie Hydry lernejskiej czy zdobycie pasa Hipolity… Słyszał o nim także jego imiennik i słynny detektyw Herkules Poirot, który oburzył się na stwierdzenie swojego przyjaciela, że do detektywa nie pasuje imię mitycznego herosa. Poirot postanawia udowodnić, że tak nie jest i wykonuje swoje Dwanaście prac Herkulesa.
Kobieta robiąca na drutach nigdy nie wygląda zbyt korzystnie; zaabsorbowana, wzrok szklany, niespokojne, pracowicie migające palce! Potrzeba kociej zwinności i napoleońskiej siły woli, aby robić na drutach w zatłoczonym metrze, ale kobietom jakoś się to udaje. 
Dwanaście prac Herkulesa to zbiór opowiadań autorstwa Agathy Christie, w którym jeden z najsłynniejszych detektywów świata mityczne dwanaście herkulesowych prac wykonuje w swoich realiach. Każda ze spraw to odrębny przypadek i opowiadanie, przez co można czytać każde oddzielne, jednak moim zdaniem warto przeczytać je jako całość. Choć przypadki są odrębne to jednak czytanie ich razem, jako jednej pozycji pomaga zrozumieć dlaczego Poirot zabrał się za rozwiązywanie tych konkretnych spraw. 
Poirot był wstrząśnięty klasycznymi ideałami. Ci bogowie i boginie... mieli chyba nic mniej różnych wcieleń niż współcześni zbrodniarze. Zresztą faktycznie sprawiają wrażenie osobników o wyraźnie zbrodniczych skłonnościach. Pijaństwo, rozpusta, kazirodztwo, gwałty, szabrownictwo, morderstwa i szykany – starczyłoby tego, żeby juge d'instruction miał pełne ręce roboty. Brak normalnego życia rodzinnego, brak ładu, brak metody. Brak ładu i metody nawet w zbrodniach! 
Dwanaście prac Herkulesa to kolejna w mojej czytelniczej karierze książka autorstwa Agathy Christie. Nie ukrywam, że naprawdę lubię jej książki (a w dodatku bardzo lubię kryminały). Właśnie dlatego z wielką chęcią do niej wracam i pewnego dnia w ramach dawkowania sobie twórczości Królowej kryminału zabrałam się za tę pozycję. Czytało mi się ją dość przyjemnie, a postać Herkulesa Poirota nie jeden raz wywołała na mojej twarzy uśmiech. Pomysły na poszczególne opowiadania, w zasadzie na zagadki w nich zawarte momentami wydają się naprawdę banalne, ale jednak detektyw podejmuje się rzuconych mu wyzwań i rozwiązuje każdą ze spraw. Muszę przyznać, że zakończenia niektórych z nich są naprawdę zaskakujące. Ciekawe jakby to było, gdyby z niektórych tych opowiadań zrobić powieści? Styl bardzo charakterystyczny dla Christie – stonowany język, angielskie poczucie humoru, genialnie wykreowana postać Poirota – cudo! Jednak irytowały mnie niektóre, zbyt infantylne zagadki, jednak moim zdaniem pomysł na porównanie Herkulesa Poirota do mitycznego herosa – super!

Dwanaście prac Herkulesa należy raczej do tych średnik książek Christie jakie czytałam, ale wcale nie znaczy to, że jest do niczego, a na tle innych kryminałów wypada nawet dość dobrze! Myślę, że powinna się ona szczególnie spodobać miłośnikom mitologii greckiej. Osobom, które dopiero pragną zacząć przygodę z twórczością Królowej kryminału polecam inne jej książki – chociażby Zagadkę Błękitnego Ekspresu czy Niemego świadka.

środa, 6 stycznia 2016

"Tajemnica pani Ming" Éric-Emmanuel Schmitt

Tytuł: Tajemnica pani Ming
Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Ilość stron: 90
Ocena: 3/6



Jeśli spotkasz człowieka pełnego zalet, staraj się do niego upodobnić. Jeśli spotkasz człowieka miernego, staraj się odnaleźć jego wady w sobie.






Twórczość Erica Emmanuela Schmitta pokochałam już bardzo dawno i obiecałam sobie, że przeczytam wszystkie książki, które wyda. Właśnie z tego powodu, kiedy zobaczyłam na wyprzedaży Tajemnicę pani Ming postanowiłam od razu ją kupić. Poczekała chwilę na swoją kolej, aż w końcu się za nią zabrałam. Teraz czas na jej recenzję.

Pewien francuski biznesmen przyjeżdża w interesach do Chin. Posługuje się płynnie w wielu językach i mieszka w jednych z miejscowych hoteli. To właśnie tam poznaje starą Chinkę, która pracuje jako tak zwana babcia klozetowa, co nie jest zbyt chlubnym zajęciem... Z czasem zaczynają snuć pogawędki, rozmowy... To w nich opowiada o swoim licznym potomstwie, które bardzo kocha, o wielu niezliczonych przygodach... Ilość jej pociech wzbudza zachwyt i szacunek, zwłaszcza, że kraj w jej ojczyźnie w 1977 wszedł zakaz posiadania więcej niż jednego dzieciątka. Czego biznesmen dowie się od owej starej Chinki? Jaką lekcję wyniesie z ich rozmów? Czego się nauczy? Jak zmieni się przez to jego życie? Jakim cudem udało jej się mieć taką ilość pociech?
Prawda nie stanowi celu, przynosi korzyść tylko wtedy, gdy czemuś służy. Otóż najczęściej prawda przeszkadza, gorzej, niszczy. […] Dlaczego ludzie nie znoszą prawy? Po pierwsze dlatego, że prawda ich rozczarowuje. Po drugie dlatego, że prawda często nie przynosi żadnych korzyści. Po trzecie dlatego, że prawda wcale nie sprawia wrażenia prawdziwej – większość kłamstw jest zręczniej wymyślona. Po czwarte dlatego, że prawda rani. Nie chcę, żebyś prowadził wojnę, wierząc, że szerzysz pokój. No to co mam robić, mamo? Kłamać? Nie, milczeć. Milczenie to przyjaciel, który nigdy nie zdradza.
Za Tajemnicę pani Ming zabrałam się z wielkim zapałem i muszę przyznać, że moje oczekiwania nieco zderzyły się z murem rzeczywistości. Jet to pozycja zdecydowanie utrzymana w stylu tak bardzo charakterystycznym dla Schmitta - lekka, przyjemna w odbiorze, lecz z przesłaniem. To takie typowe dla niego. Nie jest długa, wręcz przeciwnie – należy do krótszych. Tak w zasadzie to bardziej opowiadanie czy nowela, a nie powieść. Choć stęskniłam się za klimatem książek Schmitta, ta pozycja trochę mnie zawiodła. Postacie w niej okazały się zbyt mało charakterystyczne, stara Chinka zbyt wyidealizowana, a ów biznesmen zbyt wycofany. Brakowało mi w niej błyskotliwych dialogów, jakie często można spotkać w twórczości tego autora. Odniosłam wrażeniem, że Tajemnica pani Ming to zbiór różnego rodzaju frazesów, z dorobioną do tego na siłę fabułą, tylko po to, żeby wszystko się kleiło i razem jakoś trzymało. Jak dla mnie sama fabuła mogłaby być trochę bardziej dopracowana... Fakt, czytało mi się ją szybko, czas spędzony nie należy do całkiem zmarnowanego, ale jednak oczekiwałam czegoś lepszego, a wypadło tak średnio...

Tajemnica pani Ming w moim odczuciu należy raczej do słabszych książek Erica Emmanuela Schmitta, ale jednak w spojrzeniu trochę szerszym nie wypada aż tak źle – po prostu przeciętna książka z garścią mądrych cytatów. Zdecydowanie ją odradzam tym, którzy z twórczości Schmitta dopiero planują się zapoznać, ponieważ po tej lekturze mogą się trochę zrazić. A pozostałych informuję, że autor ma w swoim dorobku o wiele lepsze książki – chociażby Małżeństwo we troje czy Moje życie z Mozartem.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

"Carska manierka" Andrzej Pilipiuk

Tytuł: Carska manierka
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 347
Ocena: 4/6


 
Ale na miłość i głupotę nie ma lekarstwa... A może jest ? Może miłość to też wirus ? Przecież atakuje nagle, oszałamia na parę tygodni, a potem mija albo przechodzi w łagodniejsze stadium chroniczne.






Carska manierka to kolejna książka autorstwa Andrzeja Pilipiuka, jaką miałam okazję przeczytać. Wielki Grafoman napisał ich naprawdę wiele, więc co jakiś czas sięgam po kolejne jego pozycje, a szczególnie darzę sympatią jego zbiory opowiadań, więc tym bardziej nie miałam obiekcji przy zgarnianiu tej pozycji z bibliotecznej półki.

Jak już wspominałam Carska manierka to zbiór ośmiu opowiadań które można sobie dawkować albo przeczytać jednym tchem. Miód umarłych opowiada o dziwnym trzmielim miodzie oraz splądrowanych mogiłach z powstania styczniowego. Czarne parasole to połączenie lat 20. ostatniego stulecia oraz cyfrowych aparatów. Tajemnica Góry Bólu to opowiadanie o poszukiwaniu Arki Noego przez Pawła Skórzewskiego oraz jego krewnym Aleksandrem… Pozostałe opowiadania to Album, Rehabilitacja Kolumba, Śmierć pełna tajemnic, Na dnie mogiły oraz Manierka… O czym one opowiadają? Na jakie pomysły przy ich tworzeniu wpadł Wielki Grafoman?

Nie skleisz stłuczonej szklanki. Nic już nie będzie takie, jak dawniej - czytałem, notując jednocześnie. Zacznij żyć bardziej w teraźniejszości. Pył wieków niech zalega w spokoju. Co się stało, nie odstanie się. Dziewczyna jest piękna, ciepła i miękka. Kości i kamienie są zimne, twarde, martwe. Nie wskrzesisz zapomnianych miejsc, czasów ani opowieści.

Carska manierka to zbiór, który zdecydowanie przypadł mi do gustu. Najbardziej chyba spodobało mi się opowiadanie pt. Czarne parasole – muszę przyznać, że autor wpadł na bardzo interesujący pomysł na opowiadanie i dość ciekawie go zrealizował. Zresztą wszystkie opowiadania trzymają odpowiedni poziom. Różnią się od siebie fabularnie, ale jednak tworzą klimatycznie jedną, spójną całość… Są lepsze i gorsze tytuły w tym zbiorze, ale jednak żadne z nich jakoś drastycznie nie odstaje. Andrzej Pilipiuk napisał te opowiadania w charakterystycznym dla siebie stylu, językiem godnym Wielkiego Grafomana… Każde z nich ciekawie spuentowane, nieraz zakończenie mnie zaskoczyło i wywołało na mojej twarzy uśmiech. Generalnie dość dobrze napisana książka – ciekawa oraz wciągająca. 

Carska manierka to książka godna polecenia i przeczytania. Solidna, porządna dawka opowiadań fantasy, z którymi bardzo miło spędziłam czas. Naprawdę ciekawa pozycja – zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Zapewni ona miło spędzony czas – polecam!

Carska manierka i sushi <3



środa, 26 sierpnia 2015

"Rzeźnik drzew" Andrzej Pilipiuk

Tytuł: Rzeźnik drzew
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka słów
Ilość stron: 488
Ocena:2,5/6



Jak kto nie żyje, to ma nie fikać, tylko grzecznie w piachu leżeć. A jak nie leży, to nasz zafajdany obowiązek takiego położyć.







Andrzej Pilipiuk to jeden z tych autorów, po których sięgam z wielką chęcią w ramach odstresowania. Właśnie jedną z jego książek jego autorstwa po jaką sięgnęłam jest właśnie pozycja pod tytułem Rzeźnik drzew.

Rzeźnik drzew jest zbiorem dwunastu opowiadań, a ich tytuły to chociażby Operacja „Jajca”, Serce kamienia, Ślad oliwy na piasku czy Sprawa Filipowa. Co prawda nie są ze sobą połączone fabularnie, ale jednak mają swój motyw przewodni – postać profesora Skórzewskiego, który przewija się w części opowiadań… Jakie przygody go spotkają tym razem? Co takiego go spotkało? Jacy są bohaterowie pozostałych opowiadań?


Elektronika - ziemska cywilizacja właśnie tym wynalazkiem ostatecznie podpisała na siebie wyrok śmierci i otworzyła śluzy, przez które wpłynie jad zagłady. Już wcześniej nietrwałość wyrobów sprawiła, że żyli pośród gór śmieci. Internet pozwolił wprowadzić ten śmietnik bezpośrednio do domów, serc i umysłów.

Rzeźnik drzew to jedna z tych opowiadaniowych pozycji Pilipika – kolejna, z jaką miałam kontakt, no i jedna (i kolejna) z tych, które mam na swojej półce, a lekturę mam za sobą…. Zaczęłam czytać i muszę przyznać, że przebrnęłam przez nią naprawdę dość szybko. Muszę przyznać, że to chyba jeden z gorszych zbiorów w wykonaniu Pilipiuka. Co prawda lubię sposób w jaki Andrzej Pilipiuk posługuję się językiem - bardzo lekki i przyjemny w odbiorze… Opowiadania jakie pisze są pełne pomysłów, które równie dobrze można by wykorzystać w powieściach – pod warunkiem dobrego i konsekwentnego wykorzystania tematu. Jednak żadne z opowiadań nie zapadło jakoś szczególnie w pamięć - mogłyby być o wiele bardziej doszlifowane… Klimat jest naprawdę szczególny, charakterystyczny dla autora - Carska Rosja, PRL czy chociażby wieś na zachodnim pomorzu… Takie otoczenie będące tłem w twórczości Plipiuka bardzo mi się podoba, jednak nie zmienia to faktu, że opowiadania były mdławe… No cóż, bywa i tak… Wielki Grafoman nie bez przyczyny zdobył takie miano…

Ziemska cywilizacja dokonała dziwnego skrętu, coś przetrąciło jej kręgosłup. Nie potrafili w porę zatrzymać postępu i teraz technika pożera świat. Nawet nie dostrzegają, jak bardzo zmieniła się ich mentalność... Nie umieją już żyć bez ułatwień. Zmiękli, zdegenerowali się, wyrodzili. Nie są w stanie cieszyć się codziennym trudem, wysiłkiem, bólem zmęczenia. Płaczą, że nie mają prac, a jednocześnie od setek lat konstruują coraz wymyślniejsze maszyny, by się od tej pracy uwolnić.


Podsumowując, zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka pt. Rzeźnik drzew jest pozycją, która jakość szczególnie nie zapada w pamięć… Nie ukrywam, że w moim odczuciu autor jest lepszy w swoich opowiadaniach, aniżeli w powieściach, jednak ten zbiór i tak nie jest jakiś szczególny… Jednak miło spędziłam z tą książką czas....

wtorek, 31 marca 2015

"Niebo dla akrobaty" Jan Grzegorczyk

Tytuł: Niebo dla akrobaty
Autor: Jan Grzegorczyk
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 264
Ocena: 5/6



Ludzie boją się śmierci, a mnie coś podpowiada, że jest to najpiękniejszy moment życia.







Jana Grzegorczyka poznałam dzięki Przypadkom księdza Grosera, które podbiły moje serce, więc podczas ostatniej wizyty w bibliotece śmiało sięgnęłam po inną książkę tego autora ciekawa tego, co w niej znajdę. Tą książką okazała się pozycja pt. Niebo dla akrobaty.

Hospicjum, umieranie, przebaczenie, poświęcenie... To tematy, które łączą wszystkie 10 opowiadań zebrane w książce zatytułowanej Niebo dla akrobaty. Choć jest ona podzielona na poszczególne, krótsze formy, to wszystkie są ze sobą połączone – chociażby jednym hospicjami i niektórymi bohaterami. Choć jest to książka o miejscu, w którym się umiera, to tak naprawdę jest o życiu, jego kruchości, ulotności i delikatności...

Małżeństwo to taki związek, w którym ludzie potrafią wymyślić najokropniejsze rzeczy, żeby się wzajemnie pozabijać. Wiedzą, że nie mogą małżonka zarąbać siekierą, specjalizują się więc w wymyślaniu trujących słów.

Niebo dla akrobaty to pozycja doprawdy wyjątkowa, porównywana do książki najbardziej znanej książki Erica Emmanuela Schmitta zatytułowanej Oskar i pani Róża, choć moim zdaniem nie do końca słusznie. (Notabene, czy to nie dziwne, żeby wszystko co polskie porównywać do tego, co zagraniczne?) Pochłonęłam ją bardzo szybko i głęboko się wryła w mój umysł, głównie za sprawą tematów, jakie podejmuje w niej Grzegorczyk – niełatwych i skłaniających do refleksji nad życiem, jego jakością oraz kruchością. Do tego sposób w jaki o tym pisze – przejrzyście, jasno, lekko i prosto, lecz nie prostacko, a to wszystko sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, z zapartym tchem, nie mogąc doczekać się tego, co wydarzy się z bohaterami, którzy mają problemy sami ze sobą, z relacjami, z pogodzeniem się z innymi i z samym sobą, z przebaczeniem. Bohaterzy, którzy są ciekawie wykreowani, uczący często łagodności, spokoju, pogodzenia się z własnym losem, lecz silni charakterem, dający nadzieję, siłę. Styl pisarki  i język, jakim posługuje się Jan Grzegorczyk jest łudząco podobny do tego w Przypadkach księdza Grosera, lecz tematyka zupełnie inna, o wiele bardziej wzruszająca i ujmująca, choć nie zabrakło powodów do uśmiecha to jednak jest ich zdecydowanie mniej. 

Piszę Wam stąd, gdzie teraz jestem, bo czy odległość, przestrzeń, inny wymiar sprawia, że coś przestaje istnieć? Nie trzeba widzieć, dotykać, by coś było. To jest. Tak jak Wy jesteście z sobą, nawet kiedy jedno jest w pracy, a drugie w domu.

Niebo dla akrobaty to wyjątkowe 10 połączonych ze sobą opowiadań, które polecam każdemu. Jest to pozycja skłaniająca do refleksji, do zastanowienia się nad tym co w życiu jest ważne, nad tym, czym rzeczywiście jest strach przed śmiercią, co w takich chwilach dodaje nadziei.

sobota, 1 listopada 2014

"Nocny lot" Antoine de Saint-Exupéry

Tytuł: Nocny lot
Autor: Antoine de Saint-Exupéry
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Ilość stron: 88
Ocena: 4/6


Godzimy się z tym, że nie jesteśmy wieczni, ale nie możemy znieść tego, aby sprawy nasze i czyny utraciły nagle w naszych oczach wszelki sens. Wtedy bowiem obnaża się pustka, która nas otacza…






Antoine de Saint-Exupéry popularność zdobył dzięki Małemu Księciu, który już od 1947 roku podbija serca czytelników, jednak często znajomość twórczości tego francuskiego pisarza kończy się na jego najbardziej znanym dziele. Ja jednak postanowiłam nadrobić zaległości i zabrać się za jego inne książki. Wybór padł na Nocny lot.

Antoine de Saint-Exupéry poza tym, że był pisarzem, był przede wszystkim lotnikiem i to między innymi na jego przeżyciach, wspomnieniach i doświadczeniach zdobytych w Aeroposta Argentina opiera się Nocny lot, który jest opowieścią o pierwszych latach lotnictwa cywilnego. Wtedy są podejmowane loty nocami w celu zapanowaniu nad przestrzenią, nad samym sobą i nad maszyną. Głównym bohaterem jest tu pilot Riviere. Jakim  on jest człowiekiem? Da się lubić czy niekoniecznie? Jaki wpływ będzie miał na to co się dzieje w tej pozycji i na ludzi wokół siebie?

Mógłby jeszcze walczyć, próbować szczęścia - bo żadne fatum nie istnieje z zewnątrz. Fatum jest tylko w nas - przychodzi chwila, kiedy się poznaje własną niemoc. Wtedy błędy pociągają nas ku sobie jak otchłań.

Nocny lot to książeczka, w zasadzie opowiadanie, które przeczytałam w bardzo krótkim czasie, głównie za sprawą swojej grubości, ale także za sprawą języka znanego mi już z Małego księcia. Napisane jest ono lekkim piórem, które sprawia, że opowiadanie czyta się z wielką przyjemnością. Jest pełne wartościowych przemyśleń, które czynią tę książeczkę taką wyjątkową. Nie jest to pozycja porównywalna do Małego Księcia. Jeżeli oczekujecie czegoś podobnego – nawet nie sięgajcie po Nocny lot, bo tego nie dostaniecie, możecie się mocno rozczarować. Moim zdaniem wypada on gorzej niż najbardziej znane dzieło Antoine de Saint-Exupéry, nie ma tyle przenośni i metafor, nie ma tylu mądrych cytatów, sentencji i tylu filozoficznych uniesień, choć można w niej znaleźć trochę przemyśleń dotyczących człowieczeństwa. Przyznam szczerze, że jest to pozycja, która wywołała u mnie naprawdę mieszane uczucia. Zdecydowanie jest to lektura wartościowa i z grupy tych, do których w przyszłości chciałabym wrócić i sobie odświeżyć, ale jednak nie wywołała u mnie morza zachwytów i uniesień, nie aż tyle, żeby zaliczyć ją do grona tych najbardziej wyjątkowych książek z jakimi miałam kontakt. Nie jest to też książka, która jakoś bardzo mocno zapisuje się w pamięci. Ale jednak mimo wszystko polecam przeczytać Nocny lot, zwłaszcza, gdy chcecie sięgnąć po coś, z kategorii klasyki, a nie wiecie za co się zabrać.

sobota, 5 kwietnia 2014

"Amerykański Matoł" Michał Wichowski

Tytuł: Amerykański Matoł
Autor: Michał Wichowski
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Ilość stron: 155
Ocena: 3.5/6


Wyjechałem z miasta i obrałem kierunek na Los Angeles, słońce świeciło mi w oczy, w radiu leciała piosenka „Let it snow”, chłodne powietrze owiewało mi twarz. Czy będzie jutro? Czy nadejdzie dzień, który będzie ostatnim? Kiedy nadejdzie dzień, który będzie ostatnim?




Opowiadania to forma, którą ostatnio lubię coraz bardziej, zwłaszcza dzięki opowiadaniom Schmitta i Pilipiuka. Właśnie dlatego z wielką chęcią sięgnęłam po ich zbiór autorstwa znanego blogera i dziennikarza - Michała Wichowskiego.

Amerykański matoł to zbiór kilku króciutkich opowiadań, których akcja dzieje się gdzieś w Ameryce, a ich bohaterowie są najróżniejsi i poznawani dzięki pierwszoosobowemu narratorowi. Prości ludzie – elektryk, prostytutka, bezdomni… Wszyscy w szarej, amerykańskiej rzeczywistości, z którą muszą się zmierzyć… Choć bohaterowie i opowiadania są różne, to jednak jest jeden motyw przywodni –  ich życie.

Amerykański matoł to książka, od której oczekiwałam, że mnie oczaruje i porwie. Szkoda tylko, że się tak zawiodłam. Na okładce można przeczytać:  Autor pozornie prowadzi je utartymi ścieżkami, ale w każdym z opowiadań dociera do zaskakujących wniosków z głęboką autorefleksją i bezlitosną samooceną. O jakże to mylne! Opowiadania są krótkie i opowiadają o życiu, to fakt, ale nie doszukałam się w nich głębszych wartości czy jakiegokolwiek przesłania. Sam opis mnie zaintrygował, tak samo jak pomysł na zbiór opowiadań, ale jednak czegoś mi w nim brakowało. Były bardzo krótkie, bez jakiejś puenty, a ich tytuły wydawały mi się w większości zupełnie nie adekwatne do ich treści. Podobno książka ma pomóc zrozumieć pozornie nieskomplikowany męski punkt widzenia, jednak nie udało mi się po lekturze poszerzyć horyzontów w tej dziedzinie. Podobało mi się to, że narrator był w opowiadaniach pierwszoosobowy – to autorowi wyszło. Styl dość fajny i lekki w odbiorze, ale jednak efekt popsuło kilka literówek, które wkradły się do treści i kuły w oczy. 

Gdy zapadnie zmierzch i wszyscy zamkną się w swoich ciepłych domach, włączą ciepłe telewizory i zjedzą ciepłe kolacje, a potem umyją się w ciepłej wodzie i przytulą do swoich ciepłych miłości, to na pustych ulicach zostaną tylko oni. Bezdomni. Ludzie, którzy nie mają nic oprócz zimnych oczu i marzeń o ciepłym kącie do spania.

Opowiadania to trudna forma literacka i Michał Wichowski właśnie z nią postanowił się zmierzyć jako debiutant, jednak nie do końca się w tym spisał. Może przy kolejnym podejściu do tworzenia autor stworzy coś lepszego. Amerykański matoł ma spory potencjał, fajne pomysły, jednak szkoda, że nie wykorzystane. Naprawdę liczyłam na coś więcej, czytałam, czytałam i w momencie kiedy mogłoby się rozwinąć i pokazać w całej krasie –wielkie bum i z oczekiwań nic nie wyszło.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:



czwartek, 20 marca 2014

"Małżeństwo we troje" Eric-Emmanuel Schmitt

Tytuł: Małżeństwo we troje
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 320
Ocena: 6/6


Bohater to człowiek, który próbuje być człowiekiem przez całe swoje życie, raz walcząc z innymi, raz walcząc ze sobą samym.







Schmitt to autor, którego twórczość pokochałam już jako dzieciak w podstawówce i ta miłość trwa po dziś dzień, i za każdym razem po jego książki sięgam z radością, wielkim entuzjazmem i świadomością, że czas z nią spędzony nie będzie czasem zmarnowanym. Tak było Małżeństwem w troje.

Książkę otwiera opowiadanie Dwóch panów z Brukseli, w którym poznajemy dwóch mężczyzn podczas oficjalnego i legalnego ślubu nieoficjalnie i bez świadków przyrzeka zostać ze sobą do końca życia. Dzięki temu owe pary stają się sobie niezwykle bliskie, choć nigdy się nie spotkały.

Następnym opowiadaniem jest zatytułowane Pies i poznajemy w nim historię lekarza, który zawsze kochał psy i przez 40 lat swojego życia wciąż przygarniał czworonoga tego samego gatunku nadając mu za każdym razem to samo imię. Dlaczego lekarz po śmierci kolejnego z nich postanawia odebrać sobie życie?

Kolejne tytułowe opowiadanie Małżeństwo we troje mówi o kobiecie, która po stracie męża – niedocenianego przez nią kompozytora, zupełnie nie rozumie fascynacji nim swojego drugiego męża.

W opowiadaniu Serce w popiele podejmowany jest temat transplantologii i reakcji rodziny na wieść o czyjś nagłej śmierci czy znalezieniu odpowiedniego dawcy serca. Tu sprawa jest na tyle skomplikowana, że w jednej rodzinie mamy jednocześnie dawcę i biorcę organu. Jak rodzina to przyjmie?

Ostatnie opowiadanie Dziecko upiór krąży wokół wykrywania wad genetycznych w okresie prenatalnym i bolesnej decyzji jaką muszą podjąć w związki z tym rodzice, zwłaszcza matka, która nosi owo dziecko pod sercem.
Jak wygląda życie, które warto przeżyć? Istnieje tyle odpowiedzi na to pytanie, ilu ludzi na ziemi. Nigdy nie zaakceptuję tego, by ktoś miał decydować o tym za mnie lub za innych. Jeżeli dwie osoby godzą się na to, wydaje mi się to podejrzane. Począwszy od trzech osób przeczuwam dyktaturę.
Małżeństwo we troje to zbiór opowiadań, który poruszył mną do głębi. Autor nie boi się podejmować w swojej książce tematów trudnych takich jak przeżycia wojenne, homoseksualizm, transplantacja narządów czy aborcja. Nie sposób przejść przez tę pozycję bez chwili refleksji, zamyślenia, bowiem jest bardzo emocjonująca. Autor daleki jest tu od taniego moralizowania – o nie, to do zupełnie do niego nie podobne. Przedstawia temat na swój sposób, nie ocenia niczego – zostawia wolną rękę czytelnikowi. Choć tematy opowiadań są tak różne, przez co trudno ocenić je jako całość, to przewija się gdzieś tam jeden wątek wspólny – miłość. Kto zna już Schmitta, ten wie, że w specyficzny sposób ją pokazuje – nigdy nie gra pierwszych skrzypiec, jest delikatnym powiewem, tłem i motywem dla innych wydarzeń, które są zasadniczą częścią jego książek i to z tych wydarzeń składa się fabuła jego pozycji. Tak, w ogóle Eric Emmanuel Schmitt to moim zdaniem mistrz krótkiej formy – jego opowiadania są zgrabnie napisane, lekko, podejmują ważne tematy, jednocześnie zaskakują, są ładnie spuentowane, zakończone... Po prostu mistrzostwo krótkich form. Pisać o tak ważnych sprawach w tak lekki sposób – miodzio. Schmitt to klasa sama w sobie, bez dwóch zdań. Zawsze, gdy sięgam po jego książki, wiem, że czeka mnie wspaniała przygoda z dobrym kawałkiem literatury, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Tak było i z Małżeństwem we troje. Nie zawiodłam się i polecam z całego serca. Naprawdę warto spędzić z nią czas! Książka mądra, wartościowa, przyjemna w odbiorze. Po prostu Schmitt w pełnej krasie.

wtorek, 11 lutego 2014

"2586 kroków" Andrzej Pilipiuk

Tytuł: 2586 kroków
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka słów
Ilość stron: 520
Ocena: 4,5/6



Myślenie o grzechu deprawuje duszę człowieka bardziej niż sam grzech, dlatego lepiej czasem zgrzeszyć, aby już o tym nie myśleć...






Jak myślisz? Jak daleko zajdziesz pokonując 2586 kroków? Jaki dystans? Dlaczego taki tytuł? I dlaczego postacie na okładce nie mają twarzy? Czym tym razem Pilipiuk nas zaskoczył? Co takiego stworzył i co kryje się w 520 – stronicowej książce jego autorstwa?

2586 kroków to zbiór opowiadań zabarwionych specyficznym, pilipiukowym kolorytem, typowym dla pisarstwa tego autora, a tekstów w książce jest 14. Jakie? Oto tytuły: 2586 kroków, Samolot do dalekiego kraju, Wieczorne dzwony, Parszywe czasy, Szansa, Mars 1899, W moim bloku straszy, Atomowa ruletka, Wiedźma Monika, Griszka, Bardzo obcy kapitał, Vlana, Szambo, Strefa. Spotykamy w nich profesora Skórzewskiego goszczącego w mroźnej Norwegii, dowiadujemy się o istnieniu państwa, którego nie ma na mapach, odbędziemy także wyprawę za naszą wschodnią granicę, poznamy wiedźmę, a także wiele innych postaci oraz historii. Jakich? Zobaczysz podczas lektury;)



Bóg dał człowiekowi konia na przyjaciela.
 Podeptaliśmy ten dar, zmarnowaliśmy,
 czyniąc z konia swojego niewolnika.
2586 kroków to książka, którą już od dość dawna mam na swojej półce, stała pośród innych książek Pilipiuka razem z Aparatusem czy Szewcem z Lichtenrade. Ostatnio brakowało mi specyficznego humoru i stylu autora, więc sięgnęłam po ten zbiór opowiadań i muszę przyznać, że dla wszystkich opowiadań trudno znaleźć jakiś wspólny mianownik (poza stylem i humorem oczywiście;). Nie zmienia jednak to faktu, że zbiór wywarł na mnie pozytywne wrażenie, zwłaszcza pierwsze teksty w nim zawarte. Są one niezwykle pomysłowe, pełne uroki, delikatnej magicznej aury bijącej od nich, z zaskakującymi zakończeniami i podsumowaniami, po raz kolejny autor pokazuje swoją wyjątkową umiejętnością łączenia historii z fantastyką, odpowiedniego historycznego tła i magiczną poświatą i aurą. Jednak już mniej więcej w połowie opowiadania robią się coraz mniej przewidywalne, tajemnicze i zaskakujące. Jednakże znajdziemy w nich i elementy grozy i zagadki, a czasami można uśmiać się do łez, co zresztą jest bardzo charakterystyczne dla Pilipiuka, tak samo jak to, że chwilami autor pisze tak, że można się pogubić w wątkach i opisach jakie nam serwuje. Opowiadania z tego są zupełnie nierówne. Z jednych można by zrobić dłuższe formy, a i tak nadal byłyby ciekawe, niektóre są nudne i wydają się zupełnie niepotrzebne i niszczące piękny literacki krajobraz książki. Jednak generalnie 2586 kroków to pozycja dość dobra, okraszona ciekawymi ilustracjami Macieja Dębskiego, które także prezentuje przy tej recenzji. Arcydzieło to nie jest, ale zdecydowanie lektura przy której nie należy się spieszyć i można ją polecić każdemu miłośnikowi elementów grozy, fantastyki i humoru zestawionych ze sobą razem;)

piątek, 8 listopada 2013

Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz





Tytuł: Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz
Autor: Marek Nowakowski
Wydawnictwo: Iskry
Ilość stron: 312
Ocena: 4.5/6










Lata tużpowojenne, koszmar owych tragicznych chwil związanych z wojną unosi się jeszcze w powietrzu, a nam, ludziom początku XXI wiek, często urodzonym i wychowanym po rewolucji z 1989 roku, tamta codzienność wydaje się być tak samo szara, jak czarno – białe fotografie z tamtych lat. Właśnie o tym okresie pisze Marek Nowakowski w swoich opowiadaniach.

Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz to tak naprawdę dwa zbiory opowiadań, ale wydane po wielu latach w jednej książce. Ten stary złodziej wydany po raz pierwszy w  1958 roku, a Benek Kwiaciarz, w 1961, to świetna fotografia tamtych lat, początku PRL-u, gdzie zapach wojny był jeszcze wyraźnie wyczuwalny. W książce znajdziemy łącznie ponad 20 opowiadań, choć innych fabularnie to osadzonych mniej więcej z tych samych realiach pełnych ludzi prostych, choć takich zupełnie innych od tych nam współczesnych. Akcja opowiadań jest osadzona w szarawych miasteczkach, w czasach, kiedy ludzie byli nauczeni spędzać czas ze sobą nawzajem, a nie zamknięci w czterech ścianach swoich problemów, a czasach, gdzie wódka lała się litrami do musztardówek, a tytuł magistra coś jeszcze znaczył. Świat przedstawiony w tych opowiadaniach to niewątpliwie margines społeczeństwa, pełen ludzi biednych, lumpów, prostytutek, paserów czy choćby drobnych złodziejaszków… Co owi bohaterowie robili i co dzieje się w tych opowiadaniach? W jakich sytuacjach ich poznamy? O czym jeszcze w nich przeczytamy i świadkami jakich przygód będziemy?

Marek Nowakowski
Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz to książka niewątpliwie wyjątkowa, przynajmniej dla mnie. Jej lektura przeniosła mnie do zupełnie innego, nieznanego mi świata, którego już nigdy nie poznam. To trzeba przyznać bezdyskusyjnie – pod względem historycznym książka Marka Nowakowskiego jest nieocenionym materiałem i źródłem informacji, a wszystko za sprawą rzetelnych, dokładnych i jakże dobitnych opisów tamtej rzeczywistości. Opisów nader dobijających, przesiąkniętych codziennością, a przez to tak wartościowych i oddających tamte realia. Fabularnie opowiadania wydają mi się dość interesujące, to trzeba przyznać. Akcja toczyła się w nich dość sprawnie i wartko, to jednak pozwalała się ona rozpływać w tamtej rzeczywistości. Trzeba przyznać, że choć opowiadań jest w tym zbiorze dość pokaźna sumka, to jednak autor miał wystarczająco pomysłów, żeby nie były one nudne. Każde opowiadanie się czymś wyróżnia, jest inne, zbudowane na jakiś innym wydarzeniu czy pomyśle, choć niektóre z nich można by wykorzystać  lepiej. Jednak ten mankament ani trochę nie umniejsza kunsztowi pisarza, który w sposób interesujący, zgrabny i nader ciekawy, a jednocześnie bardzo prosty opisuje to, o czym cenzura w tamtych czasach często zabraniała pisać… Muszę przyznać, że owe opowiadania choć są napisane ciekawie, to moim skromnym zdaniem zdecydowanie praktycznie w każdym z nich brakowało jakiejś puenty, morału, czegoś co spięło by owo opowiadanie, podsumowało je, co jest niezmiernie ważnym elementem, nie oszukujmy się. Może tak miało być, ale jednak nie zmienia faktu, że mi tego brakowało. No cóż taka jestem, ale tak naprawdę, to jest to największy mankament owych opowiadań. Co ciekawe, w przerywniku, pomiędzy owymi dwoma zbiorkami znajdziemy fotografie upamiętniające tamte czasy, co jest ciekawym uzupełnieniem i przygodą, dla ludzi, których często wtedy nawet w panach nie było;)


Zbierając się już na podsumowanie, stwierdzam, że Ten stary złodziej. Benek Kwiaciarz to książka zdecydowanie warta przeczytania. Dlaczego? Można spędził miło z nią czas, poznać historię powojenną w inny, ciekawy sposób.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości:


wtorek, 22 października 2013

Mroczna Wieża

Tytuł; Mroczna Wieża
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 272
Ocena: 5.5/6



Ale świat, w którym potworne rzeczy mogą przydarzyć się ludziom nie z ich winy – lub przynajmniej w dużej mierze nie z ich winy – to nie piekło. To tylko inna wersja naszego własnego świata. Trzeba się z tym zmierzyć, tak jak w naszym świecie.




Ach nasz kochany Lewis i jego książki. Kiedy dowiedziałam się, że została wydana książka, zawierająca jego niepublikowane wcześniej teksty, stwierdziłam – I must read it;) I stało się dzięki wydawnictwu Esprit;)

Mroczna wieża to zbiór kilku niewydawanych wcześniej opowiadań Lewisa, wiejących mrokiem, gdzie znajdziemy odniesienia do mitologii, różne fantastyczne postacie i motywy, a sam autor pojawia się w nich jako trzecioplanowy bohater owych opowiadań. Pierwsze i tytułowe opowiadanie jest najobszerniejsze i mogłoby tworzyć osobną powieść. Pozostałe są już zdecydowanie krótsze, ale jednak nie mniej treściwe i fantastyczne. Jesteśmy w nich świadkami podróży w czasie, spotkań opiekuńczych aniołów, stania się widomym po tylu latach byciu niewidomym, ale także spotkań po latach. Jak to wypadło?


Mroczna wieża to zbiór, którego Lewis nie ukończył przed swoją śmiercią, dlatego w jego rękopisach brakuje kilku stron, opowiadania są pourywane czy podziurawione. Zostały ocalone przed zapomnieniem dzięki sekretarzowi ich twórcy. Sam autor który zasłynął z tekstów, które do tej pory uznawane są za klasyki gatunku tj. Opowieści z Narnii i mniej znana Trylogia kosmiczna, którego kontynuacją ma być Mroczna Wieża. Niestety Trylogii kosmicznej nie czytałam, przynajmniej na razie. Pierwsze co przykuwa uwagę to mroczna okładka z tajemniczymi postaciami, które wyglądają niemal identycznie i rodzi się pytanie: Kim są? Opowiadania, mimo że momentami pourywane i podziurawione, to jednak bardzo mi się podobały. Są wysmakowane, pełne swoistej głębi i dojrzałości, a jednocześnie w tym wszystkim bardzo proste. Lewis pisze językiem wyrafinowanym, pięknym, ale mimo tego bardzo zrozumiałym, zresztą jak zawsze. Te wszystkie elementy sprawiają, że czytelnik ma zagwarantowaną niezwykłą podróż do fantastycznego, innego świata. Książka bardzo mi się spodobała, porwała swoim pomysłem i realizacją. Choć owe podziurawienie momentami rozprasza i nie pozwala ich do końca zrozumieć, jednak nie zmienia to faktu, że jest to pozycja wartościowa, piękna i warta przeczytania. Owe niedokończenie wcale ich nie przekreśla owych opowiadań, mają one ogromny potencjał, są pełne ciekawych i dojrzałych pomysłów, a uroku im dodają komentarze współpracowników i przyjaciół autora. Każdy wielbiciel twórczości Lewisa z pewnością doceni owo wyjątkowe dzieło jakim jest Mroczna wieża. Moim zdaniem jedna z najlepszych książek autora.


Przeczytałam dzięki uprzejmości


piątek, 4 października 2013

Odd i lodowi olbrzymi

Tytuł: Odd i lodowi olbrzymi
Autor: Neil Gaiman
Wydawnictwo: Mag
Ilość stron: 104
Ocena: 5,5/6



Magią - odparł z uśmiechem Odd i pomyślał: jeśli magia oznacza pozwalanie innym, by byli tym, czym chcą być, robili to, czego pragną...






Czasem mam taki moment, w którym stwierdzam, że potrzebuję zupełnego oderwania się od rzeczywistego świata. W takich momentach bardzo dobrze sprawdza się fantastyka, a także literatura dla dzieci. Do obu grup zalicza się książka pt. Odd i lodowi olbrzymi.
Ojciec mawiał, że rzeźba od początku tkwi w drewnie. Trzeba jedynie odkryć, czym pragnie zostać, wziąć nóż i usunąć wszystko co niepotrzebne.
Odd to chłopak żyjący w pewnej  małej norweskiej wiosce, a jego ojciec zginął podczas najazdu Wikingów. To właśnie w tym momencie jego życie ulega przemianie. A co takiego się stało? Kim okaże się trójka mówiących zwierząt które chłopiec poznał podczas swojej wyprawy? Czy to w ogóle możliwe, że zwierzaki używają ludzkiego języka? Co im się stanie? Jakie przygody im się przytrafią? Co dla zwierząt zrobi Odd, a chłopiec dla swoich nowych przyjaciół?

Jedna z ilustracji z książki
Odd i lodowi olbrzymi to króciutka książeczka typowo dla dzieci czy młodzieży, która jest oparta na tradycyjnej mitologii norweskiej i to właśnie z niej są zaczerpnięte odzwierzęce postacie bóstw, które pojawiają się w tej historii. To piękna i lekka pozycja do przeczytania w jedno popołudnie, która wprawia w przyjemny, błogi nastrój idealny na zimowe wieczory, spędzone przy ciepłej herbatce z cytryną. A co w niej takiego wyjątkowego? Pierwsze co zwróciło moją uwagę to niezaprzeczalnie i bezsprzecznie piękne wydanie z piękną, grubą okładką w obwolucie. Odd i lodowi olbrzymi to pełne magii opowiadanie o chłopcu, który umiał pokonać własne słabości, a do tego jest niezwykle zgrabnie napisana, pięknym, choć prostym językiem, idealnym dla książek dla dzieci czy młodzieży. Do tego jest także swoistym nośnikiem różnych wartości, co moim zdaniem jest naprawdę niezmiernie ważne przy tego typu literaturze. Bardzo fajna i ciekawa krótka historyjka, mająca niezmiernie bajkowy klimat, szkoda tylko, że taka krótka, zwłaszcza, że czyta się ją niezmiernie szybko. Jest ona bardzo spokojna książeczka, która idealnie nadaje się do czytania dzieciom na dobranoc, zwłaszcza że jest ona świetnie współgra z ilustracjami Irka Koniora. Zdecydowanie polecam, nie tylko tym najmłodszym, starszym także, tak choćby, żeby się oderwać i przypomnieć sobie dzieciństwo;)

Gadanie nic nie kosztuje […]. Lecz mądry człek zważa na to jak wydaje słowa.

poniedziałek, 23 września 2013

Przygody Sherlocka Holmesa

Tytuł: Przygody Sherlocka Holmesa
Autor: Sir Arthur Conan Doyle
Wydawnictwo: Greg
Ilość stron: 248
Ocena: 6/6 - klasyka i perełka!


Podstawowym błędem jest podawanie teorii, zanim uzyska się dane. Niepostrzeżenie zaczyna się dostosowywać fakty, by zgadzały się z teoriami, zamiast próbować stworzyć teorię, która byłaby zgodna z faktami.





Holmes, Holmes, Holmes... Któż by o nim nie słyszał o owym genialnym detektywie? Kto by nie kojarzył owej charakterystycznej postaci? Kto by nie podziwiał jego geniuszu? Chyba każdy;) a jakie przygody spotkały Sherlocka Holmesa w tej książce?

Sherlock Holmes i doktor Watson na ilustracji Pageta z 1892 roku
Przygody Sherlocka Holmesa to zbiór opowiadań, w których narratorem jest jego jedyny przyjaciel – dr. John Watson i opisuje on ich wspólne przygody i śledztwa, oczywiście dodając pochwały jego geniuszu i jego wielkiej siły dedukcji. Jak myślicie? Co okaże się Skandalem w Bohemii? Jakie znaczenie ma Pięć pestek pomarańczy? Czym jest Związek rudowłosych? Jak skończy się Przygoda z cętkowaną przepaską? Co się stało z Diademem z berylami? Jak znany detektyw poradzi sobie z tymi sprawami?

Jude Law jako dr.Watson oraz Robert Downey Jr jako Sherlock Holmes
Przygody Sherlocka Holmesa to książka zawierająca 12 opowiadań, w której każde opowiadanie jest inne i wyjątkowe. Mniej czy bardziej zagmatwane, jedne bardzo zagadkowe, inne mniej, niektóre zabawne i prozaiczne, a do Holmesa przychodzą równie specyficzne osoby. Biedni, bogaci, obcokrajowcy, a nawet przedstawiciele władz czy wyższych sfer. Coś co mnie zachwyciło to prowadzenie intrygi, sposób pisania autora, nieprzewidywalna fabuła oraz pomysłowość autora, który snuje intrygę, stopniowo buduje napięcie i nakierowuje na rozwiązanie sprawy. Opowiadanie to niełatwy gatunek, a Arthur Conan Doyle poradził sobie z tą formą bezbłędnie. Urzekły mnie mroczne, spowite mgłą uliczki Londynu, ów XIX wieczny klimat owego miasta, opisany w świetny sposób przez autora, który cudownie oddaje jego atmosferę. Przede wszystkim urzekła mnie sama postać Sherlocka Holmesa, którego poznałam już w Psie Baskerville'ów, jednak dzisiejsza pozycja spodobała mi się o wiele bardziej. Ale wracając do postaci owego detektywa. Jestem pod wielkim wrażeniem jego geniuszu, zdolności obserwacji oraz siły dedukcji, która sprawia, że od małych, pozornie nic nieznaczących szczegółów, zaczyna się cały ciąg i dochodzi do rozwiązania sprawy. Sherlocka Holmes to naprawdę wyjątkowa osobowość, która zachwyca i sprawia, że od razu wzbudza szacunek i sympatię. Naprawdę się zauroczyłam się ową postacią, zaczęła się ona od filmów z Robertem Downey Jr., później przyszedł czas na Psa Baskerville'ów, a teraz przyszedł czas na pozycję kultową i będącą klasyką gatunku pt. Przygody Sherlocka Holmesa. Zdecydowanie polecam tę pozycję, bo naprawdę warto się z nią zapoznać. Dlaczego? Bo to aż wstyd, nie znać przygód najbardziej znanego detektywa, które są prawdziwą klasyką gatunku. Osobiście żałuję tylko, że zapoznałam się z tą pozycją tak późno;)

Miejsce zamieszkanai Holmesa;)

poniedziałek, 9 września 2013

Zima mej duszy

Tytuł: Zima mej duszy
Autor: Marcin Pągowski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 328
Ocena: 3/6



Wierz mi, to nic osobistego. -Tak, nigdy nie jest to nic osobistego. Zwykle siła wyższa albo racja stanu, najczęściej zaś strach o własną rzyć i pospolite skurwysyństwo.





O czym może opowiadać książka zatytułowana Zima mej duszy? Co się w niej zdarzy? Co w niej zafunduje nam Marcin Pągowski?

Zima mej duszy to zbiór trzech opowiadań, których motywem przewodnimi jest ich główny bohater - niejaki Hedaard. Mężczyzna jest nieśmiertelnym mesjaszem, który wybrał własną drogę, inną niż wyznaczył mu jego stwórca. Jest to postać barwna i wyjątkowa, która lubi kobiety i niejednej złamał on serce. Wszystkie opowiadania są ze sobą fabularnie niepowiązane, więc można je czytać każde z osobna i nie po kolei. A jak one wypadły w moich oczach?

Zima mej duszy jest książką, którą dostałam od mojego ukochanego Księcia z bajki, teraz w trakcje choroby miałam okazję po nią sięgnąć i czytałam ją  naprawdę dość długo. A co to spowodowało? Moje początkowe skojarzenia z Wiedźminem i nie umiałam się tego wyzbyć. Długo musiałam się przyzwyczaić do specyficznego języka, jakim operował autor w tej książce, której akcję umieścił w świecie, w którym o elektryczności jeszcze nawet nie śniono. No tak, język naprawdę specyficzny, ale to dodawało książce tylko inności i smaczku. Moim zdaniem, fabuła w tych opowiadaniach jest dość zagmatwana i mało zrozumiana i wyrazista. Najbardziej podobało mi się ostatnie z nich zatytułowane Cena ułudy. I muszę przyznać, że trudno mi jest oceniać tę książkę, sama nie wiem czemu. Brakowało mi w niej czegoś. Na pewno wartkości i akcji, a także jakiejś puenty w tych opowiadaniach.... A może nie powinnam jej czytać z gorączką? Tego nie wiem, za to Zima mej duszy nie podbiła mojego serca ani nie powaliła mnie na kolana, choć miała swoje lepsze momenty. Przedstawiciele płci męskiej powinni uważać na opisy pięknych kobitek;)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

"Trucicielka" E.E.Schmitt

Tytuł: Trucicielka
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak literanova
Ilość stron: 240
Ocena: 6/6 



Czy miłość nie nakazuje dbać przede wszystkim o drugiego człowieka? -Poświęcenie jest miarą każdej miłości.







Eric-Emmanuel Schmitt wsławił się najbardziej swoją książką pt. Oskar i pani Róża, od której (jeszcze w podstawówce) zaczęła się moja przygoda z jego twórczością. Należy on do grona moich ulubionych pisarzy, dlatego trudno mi go oceniać obiektywnie nie patrząc się przez pryzmat sympatii do niego. A jak było z Trucicielką?

Jest to zbiór czterech opowiadań, które choć oddzielne, tworzą spójną całość. Kobieta wyznająca młodemu księdzu w trakcie spowiedzi wszystkie swoje grzeszki związane z zabójstwem swoich mężów. Ojciec, pracujący na statku, który dowiedział się, że jego córka nie żyje. Bracia, będący niczym Kain i Abel, z których jeden ma świadomość, że zabił drugiego. Żona, która wie, że jej mąż – prezydent ją zdradza, a czułość okazuje tylko na pokaz przed ludźmi i kamerami. A w tych wszystkich historiach przeplata się jakaś myśl, która zatruwa umysł, staje się obsesją głównego bohatera... A poza nią pojawia się także miłość, ale w różnym wdaniu... A jak bardzo obsesyjne są owe myśli i jaka to miłość - przekonasz się po przeczytaniu;)

Eric-Emmanuel Schmitt
Trucicielka, moim zdaniem, to prawdziwy majstersztyk. Schmitt w pełni twórczej formy, który wciąż na nowo zachwyca swoim pisarskim warsztatem. Podobnie jak w Marzycielce z Ostendy, cały zbiór opowiadań tworzy całość, ma swój temat przewodni, jedną myśl, która przyświeca wszystkim pomniejszym formom, wyraźny, acz nie narzucający się za bardzo. Schmitt jest mistrzem w poruszaniu, w bardzo prosty i delikatny sposób, jakiejś głębokiej, wewnętrznej struny poruszenia, powodując jednocześnie głębokiego kaca książkowego, który sprawia, że nie chce wrócić się do rzeczywistości, a tym bardziej zaczynać następnej lektury. Zakochałam się w tej książce, zwłaszcza w ostatnim opowiadaniu zatytułowanym Elizejska miłość, przy którym poruszyłam się do głębi. Trzeba przyznać, że opowiadanie to trudny gatunek, jednocześnie dla autora i dla czytelnika. W końcu niełatwo tak okroić treść, żeby zostało to co najważniejsze, pozbyć się wodolejstwa, a osobie czytającej równie trudno wyłuskać sens, który chciał przekazać autor. Jednak Schmitt w tej dziedzinie jest prawdziwym mistrzem, a każde jego opowiadanie prawdziwym arcydziełem, które zachwyca, porusza i staje się celem zauroczenia.
Jak bardzo z upływem lat stajemy się wolni. W wieku 20 lat jesteśmy tym, co uczyniło z nas wykształcenie, ale już około 40-tu tym, co powstało w wyniku własnych wyborów, jeżeli takich dokonaliśmy.
Podsumowując, polecam Trucicielkę z całego serca i gwarantuję miło spędzony czas oraz książkowego kaca po książce;) Książka zdecydowanie warta przeczytania i to nawet nie raz! Perełka! A mojemu ukochanemu pięknookiemu Księciu z tej samej bajki dziękuję za taki prezent:*

wtorek, 5 marca 2013

Czerwona gorączka

Tytuł: Czerwona gorączka
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 430
Ocena: 5/6


Wstąpiłem do Akademii Katów, nadrobiłem zaległości. Cholernie fajna ta nowa buda, najbardziej lubię zajęcia z nowoczesnych metod torturowania, eksterminacji dresiarstwa i psychologii skazańców.





Czerwona gorączka jest zbiorem opowiadań Pilipiuka, który dostałam od mojego kochanego Księcia, który postarał się, żeby książka była z autografem. Jednak po lekturze Szewca z Lichtenrade, który średnio przypadł mi do gustu jakoś nie ciągnęło mnie do opowiadań tego autora, ale w końcu zabrałam się za prezent od mojego Skarbka.

Pierwszym opowiadaniem jest tytułowa Czerwona Gorączka, która traktuje o doktorze Pawle Skórzewskim, którego można poznać w zbiorze pt. 2586 kroków, a akcja dzieje się w porewolucyjnym, ogarniętym komunistycznym terrorem Petersburgu. Następne opowiadanie pt. Grucha jest o prześladującej uczniów nauczycielce i… Akademii Katów. Następne – Błękitny Trąd – opowiada o dziwnej chorobie, która zaatakowała ludzi i o krasnoludach. Silnik z Łomży jest o tajemniczym znalezisku, które odkrył pewien dziennikarz, który nie sądził, że historia, którą o nim wymyślił okaże się prawdziwa. Zaś w Zeppelin L59/2 mamy kontakt z samymi duchami. W opowiadaniu pt. Wujaszek Igor pojawiają się współczesne mity i pociągi – widma. Po drugiej stronie jest formą w której jesteśmy świadkami tego że w naszych czasach są także niezbadane obszary magii. A Gdzie diabeł mówi dobranoc ukazuje alternatywną przyszłość futurystycznego zachodu przeciwstawionego zacofanej Europie. Piórko w żywopłocie to kolejne nawiązanie do czasów PRL-u, a Operacja Szynka traktuje o paradoksalnych podróżach w czasie. Ostatnie - Samolot von Ribbentropa – pokazuję Polskę jako największe mocarstwo na świecie.


Autograf na książce
Jak widzimy opowiadania nie są połączone ze sobą fabularnie, jednak pokazują o wiele wyższy poziom aniżeli zbiór Szewc z Lichtenrade. Jak zapewne w każdym zbiorze są lepsze i gorsze tytuły, tak samo i tutaj. Ciekawym pomysłem moim zdaniem jest opowiadanie zatytułowane Grucha, może dość banalne, ale pomysł z Akademią Katów naprawdę świetny! Tytułami również zapadającymi w pamięć są Wujaszek Igor, Silnik z Łomży czy Zeppelin L59/2. Przy opowiadaniu Operacja Szynka pomysł na podróże w czasie jest dobry, ale żeby jej powodem było poszukiwanie mięsa na szynkę w czasach PRL-u, cóż za absurd. Jakby nie było szczytniejszych powodów do podróży w czasie.  Coś co działa jeszcze na plus to naprawdę świetne grafiki Grzegorza Domaradzkiego, które też możecie zobaczyć w mojej recenzji. Generalnie Czerwona Gorączka trzyma poziom, ciekawi, fascynuje… Trochę historii przeplecione fantazją autora – naprawdę elektryzujące połączenie. Chyba jedna z lepszych książek Pilipiuka, które czytałam, chociaż wiem, że ma i trochę osób, którym nie podeszła. Ma lepsze i gorsze momenty, fakt. Rożne opowiadania, z czego w jednym pozwolił nawet dojść do głosu swojej żonie – Katarzynie. Moim zdaniem zbiór godny polecenia. Może nie tak bardzo jak Aparatus, który wywarł na mnie ogromne wrażenie ale warto przeczytać! Teraz trzeba się zabrać za 2586 kroków, które czekają na mojej półce na swoją kolej.

wtorek, 12 lutego 2013

Czarny kot


Tytuł: Czarny kot
Autor: Edgar Allan Poe
Wydawnictwo: Aleksandria
Czyta: Grzegorz Przybył
Czas trwania: 53 min.
Ocena: 6/6




Ktoby i teraz jeszcze był zdolny poczytywać mnie za obłąkańca, zaniecha tego, skoro opiszę, jak przemyślnie się zakrzątnąłem około ukrycia zwłok.

Edgar Allan Poe jest amerykańskim pisarzem z pierwszej połowy XIX wieku, kojarzony zarówno z powieścią gotycką i czarnym romantyzmem, ale także z satyrą. Teraz portal Audeo postanowił udostępnić darmową wersję audiobooka pt. Czarny kot autorstwa właśnie tego autora, więc i ja powinnam się zapoznać z jego twórczością.

Audiobook składa się z trzech opowiadań, a pierwszym z nich jest Czarny kot. Jego narratorem jest anonimowy mężczyzna, który od dziecka kochał zwierzęta, w wraz z żoną mają ich w domu dość sporą gromadkę, a tym tytułowego czarnego kota. Wszystko jest dobrze, do momentu, w którym on popada w alkoholizm i staje się agresywny dla swoich zwierząt, w tym wydłubując kotu oku. Zwierzę ucieka przed swoim panem, ten jednak któregoś dnia on wiesza na drzewie swojego ulubieńca i od tego momentu zaczynają dziać się dziwne rzeczy… Drugim opowiadaniem jest Beczka Amontillado, w którym pewnej nocy Montresor, postanowił zemścić się na Fortunacie - zaprzyjaźnionym szlachcicu. Nasz główny bohater jest zdenerwowany z powodu obrazy ze strony swojego przyjaciela i  planuje zabić przyjaciela podczas karnawału, gdy ten jest pijany, a w dodatku ma zawroty głowy i nosi błazeński kostium. Kolejnym i ostatnim jest Zdradzieckie serce (inny tytuł: Serce oskarżycielem), a którym po raz kolejny mamy anonimowego narratora, którego dręczy człowiek, z którym mieszka, a to za sprawą niewyraźnego, sępiego, niebieskiego oka. Dręczy go do tego stopnia, że postanawia go zabić…

Kiedy dostałam maila od ekipy Audeo z informacją o możliwości ściągnięcia tego darmowego audiobooka, nie wahałam się ani chwili, żeby się z nim zapoznać. Nie jest długi, trwa niecałą godzinę. Otóż moim zdaniem opowiadania są literaturą grozy na najwyższym poziomie, godnym zapoznania się z nim. Choć krótkie, napisane ciekawym językiem, zapierające dech w piersiach historie, które przyprawiają o dreszczyk. Prawdziwa klasyka! Dobra pozycja, którą polecam z całego serca i obiecuję sobie zapoznać się z resztą twórczości autora.

niedziela, 20 stycznia 2013

Śmiertelna klątwa

Tytuł: Śmiertelna klątwa
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
(Grupa wydawnicza Publicat)
Ilość stron: 112
Ocena: 4,5/6

Mimo to zastanawiam się czasem jak potoczyłoby się wszystko gdybym zauważył ten jeden, zasadniczy szczegół, którego wagę oceniłem dopiero wiele lat później.






O Agathcie Christie słyszał chyba każdy, a ja czytałam wcześniej tylko jedną – Przyjdź i zgiń. A to dzięki współpracy z Grupą wydawniczą Publicat. I to również od nich dostałam do recenzji kolejną książkę Christie pt. Śmiertelna klątwa.

Pozycja ta jest zbiorem ośmiu króciutkich opowiadań z panną Marple łączącą te wszystkie opowiadania, a książka została wydana dopiero po śmierci Agathy. Pierwszym z nich jest Azyl, w którym młoda żona pastora Bunch Harmon podczas porządków w kościele znajduje umierającego mężczyznę, który wypowiada kilka na pozór niezwiązanych ze sobą słów. Następnym jest Dziwny żart, którego bohaterami jest para narzeczonych, którzy to po śmierci bogatego wuja mieli dostać od niego spadek - ogromną sumę pieniędzy. Okazuje się bowiem, że nigdzie ich nie ma. Następnym jest Narzędzie zbrodni, w którym krawcowa znajduje zwłoki kobiety, a głównym podejrzanym staje się jej mąż. No i przychodzi teraz czas na opowiadanie, które ma taki sam tytuł jak cały zbiór - Śmiertelna klątwa. Jego bohaterem jest Harry Laxton, który po zawarciu związku małżeńskiego wraca wraz ze swoją małżonką do rodzinnej wioski, gdzie postanawiają wybudować dom, na miejscu mieszkania pewnej starszej kobiety, która przeklina ich i rzuca na nich klątwę. Następnym jest Idealna służąca, w którym młoda służąca zostaje zwolniona z domu panien Skinner w wyniku niesłusznego oskarżenia o kradzież. No i przychodzi czas na  Opowiadanie panny Marple, w którym do panny Marple przychodzi pan Rhodes, podejrzewany przez policję o zabójstwo swojej żony, i prosi naszego detektywa amatora prosi o wyjaśnienie przez nią całej sprawy, by oczyścić się z podejrzeń. Kolejnym jest Lalka krawcowej, gdzie w zakładzie krawieckim w jakiś tajemniczy sposób  trafia lalka, która okazuje się posiadać nadnaturalne zdolności, uporczywie zasiada za biurkiem i wędruje po całym mieszkaniu.  Ostatnim jest Mroczne odbicie, która jest historią młodego człowieka, którego życie odmieniła dziwna wizja morderstwa, którą zobaczył... w lustrze. A wszystkimi sprawami zajmuje się panna Marple… A czy je rozwiąże? Jak sobie z nimi poradzi owa staruszka, będąca detektywem - amatorem?

Książeczka jest króciutka, a co za tym idzie opowiadania także, lecz napisane w bardzo inteligentny sposób. Christie pisze w bardzo błyskotliwy sposób, wodzi czytelnika za nos, zagadkami zmusza do myślenia. No jak dla mnie cud, miód i orzeszki. Christie pisze naprawdę genialnie, a bardzo duża bibliografia dowodzi jak wybitna pisarką była, w końcu została wpisana do  Księgi Rekordów Guinessa jako najlepiej sprzedająca się autorka wszech czasów  To jest naprawdę istna zbrodnia, że jako fanka kryminałów czytałam tylko dwie książki owej Królowej kryminału. Bardzo mi się podoba jej styl pisania i w żadnym bądź razie nie jest to książka, którą czyta się szybko. Jest to pozycja, która należy się delektować i cieszyć. Christie tworzy, chociaż prędzej oddaje nader fascynujący klimat epoki, w której żyła i tworzyła. Pozycja nie daje powodów do nudy i nie da się od niej oderwać. Ma tylko jeden minus – jest strasznie krótka:D Na półce mam jeszcze dwie czy trzy do przeczytania, więc trzeba będzie się za nie zabrać w najbliższym czasie. Prawdziwy geniusz kryminałów i najprawdziwsza klasyka! 


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości: