Tytuł: Wyliczanka
Autor: John Verdon
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 504
Ocena: 5/6
Kłamiemy po to, żeby inni nam zaufali. Ukrywamy własne ja, by osiągnąć bliskość z innym człowiekiem. A sposób, w jaki szukamy szczęścia, sprawia, że zamiast się zbliżać, oddalamy się od niego. Kiedy nie mamy racji, walczymy do upadłego, żeby udowodnić światu, że jednak ją mamy.
Czy to jest w ogóle możliwe, żeby ktoś zgadł liczbę, o której pomyślisz? Czy można czytać w myślach? Jak bardzo ten ktoś musi Cię znać? Od tego wychodzi John Verdon w swoim debiucie książkowym, który od razu trafił na listy bestsellerów...
W Wyliczance poznajemy osławionego, emerytowanego detektywa, który nazywa się Dave Gurney. Któregoś dnia, jego stary znajomy prosi go o pomoc w znalezieniu autora tajemniczych listów pisanych czerwonym atramentem. Krótko po tym zamiast nadawcy, detektyw znajduje zwłoki swojego kolegi... Kim jest zabójca? Dlaczego zamordował akurat jego? O co mu chodziło w owych wierszowanych, pisanych odręcznie listach, w których zagaduje, to o jakiej liczbie pomyślał adresat? Czy będą następne ofiary?
Ból pozostaje właśnie dlatego, że odmawiamy szukania jego źródła. Nie potrafimy go zidentyfikować, bo odmawiamy poszukania jego korzeni.
John Verdon |
Wyliczanka jest książką pełną tajemnic, które są związane głównie z bardzo sprytnym i inteligentnym zabójcą i adresatem owych listów, którego odkrycie naprawdę mnie zaskoczyło. Muszę przyznać, że książka bardzo mi się spodobała. Z wielką chęcią i ciekawością brnęłam do końca tej powieści, a to wszystko, po to, żeby jak najszybciej dowiedzieć się, któż jest owym sprawcą całego zamieszania. Notabene, jest to bardzo ciekawie wykreowana postać. Inteligentny, sprytny perfekcjonista, który z zimną krwią dąży do tego co sobie zaplanował. Język, jakim autor napisał Wyliczankę, jest niezbyt skomplikowany i dość lekki, co sprawa, że książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Choć akcja rozkręca się powoli, później już płynie wartko, ale nie za szybko, a autor nie zasypuje czytelnika mnóstwem postaci, więc dość łatwo się w niej odnaleźć. Wszystko niczym zloty środek. A do tego jako bonus dostajemy opisy trudnych relacji głównego bohatera z żoną oraz ich osobistą tragedię – śmierć synka. Świetny motyw z wierszykami, liczbami i tajemniczymi śladami butów. Naprawdę, jak na debiut – cud, miód i orzeszki. Może nie jest to arcydzieło literatury, ale ma w sobie coś, co pociąga i sprawia, że jest niebanalna. Jednak moim zdaniem polski tytuł, nie oddaje tego co miało miejsce w książce... Oryginalny Think of a Number jest zdecydowanie lepszy i bardziej adekwatny do fabuły.