W brawurowej prozie Miry Marcinów wszystko jest dzikie i dziwne, a najdziwniejsza jest śmierć, której miało nie być. Bo na świecie są tylko dwie okoliczności końca: ktoś zmarł śmiercią tragiczną lub po długich cierpieniach. W tej książce jest inaczej. Są lata dziewięćdziesiąte i te teraz, są małe dziewczynki i młode matki. Marcinów próbuje znaleźć nowy język na opisanie straty i ze skrajnej intymności robi literaturę: transową, mocną, dowcipną, a jednocześnie drżącą, okrutnie szczerą, pełną czułości i tęsknoty nie wiadomo za czym, choć wiadomo, że tej pustki wypełnić się nie da. „Bezmatek” to brutalna opowieść o pragnieniu życia i ucieczce od umierania oraz historia wielkiej, szalonej i zachłannej miłości, jaka może wydarzyć się tylko między matką a córką. opis wydawcy
Bezmatek jest książką, która podejmuje bardzo ważny temat odchodzenia matki, jej trudnej obecności, a także uzależnienia swojego istnienia od istnienia matki. Pozycja odnosi się do autentycznych doświadczeń autorki związanych z jej matką i w sumie to trudno jednoznacznie stwierdzić, do jakiego gatunku można ją zaliczyć. Ni to wspomnienia, ni filozoficzno-psychologiczne rozważania… Książka jest napisana w sposób bardzo obrazowy i nieskomplikowany, co sprawia, że czyta się ją naprawdę szybko, choć temat nie należy do najłatwiejszych. Autorka jest doktorem psychologii, ale w moim odczuciu nie popisała się tutaj wiedzą z tej dziedziny nauki. Marcinów jest również filozofką, co zdecydowanie bardziej tutaj widać. Co do fabuły i akcji – trudno tu mówić o czymś takim, tak samo jak o intrydze czy morzu niesztampowych bohaterów - w końcu to pozycja wspomnieniowo-refleksyjna. Nie uchroniło to jej od dramy, która wybuchła wokół niej - swego czasu, krótko po premierze Anna Augustyniak zarzuciła Mirze Marcinów plagiat swojej książki pt. Kochałam, kiedy odeszła wydanej siedem lat wcześniej. W końcu drama się rozwiała, Marcinów nie została pociągnięta do odpowiedzialności, ale po tym jak o tym przeczytałam – niesmak niestety pozostał, a szkoda, bo książka ma potencjał.
Bo nie ma nic ohydniejszego na świecie niż to, gdy człowiek umiera drugiemu człowiekowi. Gdy zwierzę umiera drugiemu zwierzęciu.
Bezmatek jest książką, którą zdecydowanie można przeczytać dość szybko, a także może wzbudzać sporo emocji – zwłaszcza dla osób, które w jakikolwiek straciły matkę. Muszę jednak przyznać, że książka zupełnie mnie nie zachwyciła ani nie porwała. Można przeczytać, ale naprawdę szału nie ma. Jak na doktora psychologii piszącego o ważnym psychologicznym aspekcie, jakim jest żałoba – dość słaba pod względem psychologicznym. Ciekawe porównanie do ula i bezmatka w nim panującym, ale nie zmienia to faktu, że w moim odczuciu książka wypada dość słabo.
Póki żyła moja matka, byłam córką. Ale kiedy umarła, ja tę tożsamość straciłam: nie będę już nigdy niczyją córką. [...] kawał mnie odpadł. Jej śmierć zabiła we mnie córkę. Albo ja ją w sobie zabiłam.
Książka bierze udział w wyzwaniu
Abecadło z pieca spadło
Zastanowię się Asiu. Temat trudny, ale potrzebny. Pozdrawiam serdecznie :-) .
OdpowiedzUsuńA ja właśnie widziałam sporo bardzo pozytywnych opinii o tej książce, a tu się okazuje, że nie jest tak rewelacyjnie jak myślałam. Mimo tego jednak chciałabym poznać tę książkę.
OdpowiedzUsuńJa póki co nie planuję jej czytać. Zbyt trudny emocjonalnie temat.
OdpowiedzUsuńTo trudny temat, więc na pewno nie jest ją łatwo czytać.
OdpowiedzUsuńMnie do niej zupełnie nie ciągnie, a Twoja opinia tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że bym się w niej nie odnalazła.
OdpowiedzUsuń