Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo WAB
Ilość stron: 264
Ocena: 5.5/6
Nie było łobuzów łaskoczących go w ucho, nie było ubrania,
nie było butów, nie było sygnetu. Był nagi
nadwachmistrz Eberhard Mock z palcami prawej ręki umazanymi różową farbą.
Bezbronny i wydany na pastwę kaca.
Książki Marka Krajewskiego polubiłam od samego początku
przygody z nimi, uwielbiam jego sposób w jaki pisze i to o czym pisze, dlatego
właśnie kiedy zobaczyłam na Dżumę w mieście Breslau na Allegro, w jakże
zawrotnej cenie 5 złotych, stwierdziłam – must have it. No i stało się –
zaczęłam czytać i przepadłam.
Dżuma w Breslau jest piątą częścią z serii kryminałów, w
których głównym bohaterem jest Eberhard Mock. Lata 20. ubiegłego wieku,
ówczesny Wrocław ,zwany wtedy jeszcze Breslau i nasz nadwachmistrz który prowadzi sprawę dwóch napadniętych i
zamordowanych przez uduszenie prostytutek i podczas jej trwania czuje się
prawie jak ryba w wodzie, bowiem z wielką sympatia korzysta z usług pań lekkich
obyczajów. Mock aresztuje wszystkich okolicznych alfonsów i w końcu po ich
przesłuchaniu udaje mu się ustalić tożsamość owych zabitych dziwek. Krótko
później sam jednak zostaje zatrzymany i podejrzany o uduszenie kobiet, w
sprawie których sam prowadził śledztwo. A to wszystko za sprawą odcisków palców
Eberharda znalezionych na narzędziu zbrodni – skórzanym pasku. Czy to możliwe,
żeby okazało się, że to właśnie on zabił? A jaki z tym wszystkim ma związek
tajne stowarzyszenie mizatropów? Kto jest zabójcą tych dwóch prostytutek?
Przez trzy lata liceum, mieszkałam właśnie we Wrocławiu,
gdzie też się uczyłam, i do tego miasta zawsze pałałam wielką sympatią. Teraz
kiedy przez rok siedzę w domu i czekam na poprawę matur bardzo mi brakuje tego
miasta. Muszę przyznać, że pan Krajewski świetnie oddaje klimat Wrocławia i
zawsze chętnie biorę udział w owych literackich przygodach do przedwojennego
Breslau. Dżuma… jest już którąś książką tego autora, z która miałam przyjemność
się zapoznać i muszę przyznać, że jest to kolejny kryminał na naprawdę wysokim
poziomie. Po raz kolejny jesteśmy świadkami wspaniałej intrygi, zagadki, akcji
pełnej zwrotów. Jak dla mnie pisarstwo Krajewskiego może być naprawdę wzorem do
naśladowania wśród współczesnych pisarzy, zarówno pod względem fabularnym, jak
i literackim. Festung Breslau miała być ostatnią książką z Eberhardem Mockiem,
lecz jednak nie była. Ja jednak z tego powodu wcale nie płaczę. Muszę także
przyznać, że mniej w tej powieści (w porównaniu z poprzednimi) jest szczegółów historycznych
i topograficznych, jednak klimat owego przedwojennego Wrocławia nadal był
przeze mnie wyczuwalny. Jak dla mnie naprawdę genialne kryminały i z pewnością
nie jest to koniec przygód z twórczością Krajewskiego.
Świetna seria, wracam do niej co jakiś czas :)
OdpowiedzUsuńChyba słyszałam o tej pozycji, z chęcią bym się z nią zapoznała:)
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie.
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś czytać Krajewskiego, ale poległam :) jego styl zupełnie mi nie odpowiada :)
OdpowiedzUsuń"Śmierć w Breslau" dosyć mi się podobała, ale nie powaliła mnie na kolana. Może jednak kolejne tomy cyklu okażą się lepsze, póki co wszystko na to wskazuje :)
OdpowiedzUsuń