Autor: Terry Pratchett
Seria: Świat Dysku
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Ilość stron: 202
Ocena: 4/6
Seria: Świat Dysku
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Ilość stron: 202
Ocena: 4/6
To właśnie jest głupie w tej całej magii. Przez dwadzieścia
lat studiujesz czar, który sprowadza ci do sypialni nagie dziewice. Ale wtedy
jesteś już tak zatruty oparami rtęci i półślepy od czytania starych ksiąg, że
nie pamiętasz, co dalej robić.
O twórczości Pratchetta słyszałam już dawno, jeszcze w czasach
gimnazjum, kiedy to za szkolnych kompanów wolałam chłopaków zafascynowanych
pisarstwem tego autora i piłką nożną aniżeli wymalowane dziunie, którym zależało
tylko i wyłącznie na przypudrowaniu noska na przerwie. Jednak od tamte czasy
skończyły się ponad 3 lata temu, a ja jakoś nie sięgałam po opiewany Świat Dysku.
Jednak kiedy ostatnio weszłam do biblioteki i po raz kolejny przechodziłam obok
półki opisanej tym nazwiskiem postanowiłam w końcu przekonać się co takiego
fascynującego jest w tych książkach.
Świat Dysku jest płaski i podtrzymywany przez cztery słonie sunące
przez kosmos na grzbiecie gigantycznego żółwia. A w dodatku jest on przesycony
magią aż do szpiku kości. I to właśnie w takim świecie może występować ów
tytułowy kolor magii będący ósmym kolorem tęczy, który jest jednocześnie barwą
wyobraźni zauważaną jedynie przez magów i koty. Rincewind jest właśnie magiem, fakt,
niezbyt zdolny, ale za to ma świetny instynkt przetrwania, dzięki któremu
jednocześnie ma się stać przewodnikiem pierwszego turysty po Dysku, a jest nim
kosmicznie bogaty Dwukwiat. Razem przeżywają wiele przygód, a czytelnik wraz z
nimi poznaje ów świat, a także jego bogów i ich zajęcia. A jakie dokładnie
przeżyli przygody i co ich spotkało, dowiesz się po przeczytaniu;)
Do Koloru magii podeszłam z naprawdę wielkim entuzjazmem, bo
w końcu tyle o nim słyszałam i muszę przyznać, że pozycja mnie nie zachwyciła i
nie wywołała u mnie lawiny ochów i achów. Winą za to obarczam fakt, że jest to
moje pierwsze spotkanie z autorem i jeszcze nie weszłam tak w ten świat. Akcja
i cały wykreowanie magii i niezwykłości książkowej rzeczywistości są naprawdę
ciekawe, choć momentami miałam wrażenie, że banalne. Język wydał mi się dość
prosty, tak jakby książka była skierowana do młodszej grupy czytelników. Nie
jest zła, naprawdę. Dość ciekawa, choć niepowalająca. Trzeba przyznać, że autor ma wielki dar do przedstawiania wszystkiego w krzywim zwierciadle, co sprawia, że z pewnością będę chciała
sięgnąć po kolejne tomy opowiadające historie ze Świata Dysku. Może kolejne tomy zachwyca mnie bardziej. Zobaczę przy następnej wizycie co tam w bibliotece
mają;)
Lubię takie magiczne książki:)
OdpowiedzUsuńz książek ze Świata Dysku przeczytałam w sumie cały cykl Śmierci i kilka innych pozycji :) Kolorów magii w tym gronie nie ma - jeszcze :) W planach mam jednak przeczytanie wszystkich książek Pratchetta ;)
OdpowiedzUsuńPratchetta najlepiej zaczynać 'od środka'. Najgorsze są pierwsze 2 i ostatnio wydane powieści. Od siebie polecam coś z cyklu o wiedźmach: "Trzy wiedźmy", "Maskarada" i "Carpe Jugulum". A poza tym coś z serii o straży miejskiej, np. "piąty elefant" od którego ja zaczęłam przygodę z Pratchettem. Ja jestem w trakcie czytania po kolei wszystkich części Świata Dysku i gorąco polecam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Paula Chałupnik
Zgadzam się z Paulą :) ja jeszcze całego Dysku nie przeczytałam, ale "Kolor magii" jest chyba jedną z najnudniejszych, choć jak wszystkie książki tego autora bardzo fajnie się ją czyta. Najlepsze są chyba właśnie o wiedźmach i o straży, dorzuciłabym jeszcze do tego Nac-mac -feeglów. Przeczytaj "Zimistrza", może bardziej ci się spodoba. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPratchett to kompletnie nie moja bajka, więc o niuansach literackich będę siedzieć cicho, ale polecam dokument " Terry Pratchett: Choosing to die". Porażający. Pozdrawiam Foxey Lady.
OdpowiedzUsuń