Autor: Jed Rubenfeld
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 480
Ocena: 2.5/6
W szczęściu nie kryje się żadna tajemnica. Wszyscy ludzie
nieszczęśliwi są do siebie podobni: przywiera do nich jakieś dawno minione
wydarzenie (albo oni przywierają do niego).
Teorie Freuda bardzo mnie interesują, a wszystko zaczęło się
w momencie kiedy znalazłam stary podręcznik do psychiatrii, jeszcze z czasów
studenckich mojego taty. Dlatego też postanowiłam przeczytać książkę zatytułowaną
Sekret Freuda i to w ramach wyzwania Z literą w tle.
Freud jest znanym uczonym, który zrewolucjonizował swoimi
teoriami psychiatrię z początku XX wieku. Po wyjeździe do Nowego Jorku w 1909
roku, nie chciał o nim nikomu mówić ani wyjawić co tam się stało. Jed Rubenfeld
postanowił odtworzyć ten wyjazd i fikcją literacką wypełnić ten okres. Akcja książki
dzieje się właśnie w Nowym Jorku i właśnie nam przyjeżdża doktor Zygmunt Freud.
Dzień po jego przyjeździe do tego miasta została znaleziona związana i uduszona
młoda kobieta. O pomoc w rozwiązaniu sprawy zostaje poproszony najwierniejszy
uczeń tytułowego uczonego – dr.Stratham Younge, który jednak wciąga w tą sprawę
swojego Mistrza i nauczyciela. Mają wspólnie odnaleźć sprawcę. Czy im to się
uda? Czy Freud i Young będą w stanie nakreślić jego portret psychologiczny? Jak
skończy się ta sprawa?
W stosunku do tej książki miałam dość spore oczekiwania,
może nawet zbyt duże. Bowiem rozbiły się one jak morska fala o betonowy mur… Sekret
Freuda czytałam dość długo, przez wiele dni nie mogłam jej zmęczyć i nie czułam
wewnętrznej potrzeby skończenia się jak najszybciej. Ale to nie dlatego, że
chciałam się nią delektować, skądże znowu. Jak dla mnie akcja nie jest ani
wartka ani ciekawa. Jak dla mnie książka dość rozwleczona. Postać Freuda bardzo
mnie fascynuje, jego teorie dziś są już bardzo znane, a mi się marzy
przeczytanie jego Wstępu do psychoanalizy. Sekret Freuda jest podobność zajmującym
Thrillerem historycznym. No cóż… ja tu nie znalazłam nic zbyt pociągającego.
Akcja… Zagmatwana trochę jak dla mnie, zero jakiegokolwiek polotu, klimatu czy
wartkości. Generalnie książka niezbyt zaskakująca, a sposób jej prowadzenia
pozostawia sobie wiele do życzenia, zresztą tak samo jak cała pozycja. Niby
czego można się spodziewać po debicie, no ale jednak… Oczekiwałam thrillera z
szybką, ciekawą akcją i znacznie większą dozą nowojorskiego klimatu. Ja się na
niej zawiodłam i generalnie uważam, że szkoda czasu na nią. Zastanawiałam się nad
niższą oceną, jednak sama postać mojego ulubionego psychiatry względnie uratowała
sytuację. I tak podczas lektury tej pozycji zastanawiałam się gdzie w tej
książce jest ten Freud, który sprawił, że sama chciałam być psychiatrą… No coż….
Ciekawe spojrzenie na szczęście i nieszczęście, takie trochę odwrotne do słów Tołstoja („Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.”). Szkoda, że w książce zabrakło klimatu, a już szczególnie - że nie jest zaskakująca.
OdpowiedzUsuńRecenzja ciekawa
OdpowiedzUsuńTo zupełnie nie moja dziedzina;p
OdpowiedzUsuńUwielbiam psychoanalizę, tym chętniej sięgnę po tę książkę :-)
OdpowiedzUsuńFreud nie jest taki zły, trzeba się do niego przekonać. Obecnie ma więcej przeciwników niz zwolenników, a w świecie psychiatrii raczej został wyparty przez nowsze dokonania na polu psychologii etc. Jednak sądzę, iż pojęcia konfliktu pomiędzy id, ego, superego; pojęcie libido są po prostu prawdziwe i ciężko z nimi walczyć. Tak jakby walczyło się z wiatrem :)
OdpowiedzUsuńFreud przydaje się zarówno w pracy psychologa jak i psychiatry.