Tytuł: Rodzinnych ciepłych świąt
Autor: Magda Parus
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 138
Ocena: 5.5/6
- Nie wiem, czy warto w Ciebie
inwestować – stwierdza ojciec – I tak nic z tego nie będzie.
Ale żeby nie gadali, że nie stać mnie na kupienie córce
porządnego sprzętu.
Rodzinnych ciepłych świąt to
książka, którą kupiłam za kilka złotych na jakiejś wyprzedaży
zaintrygowana opisem. Z twórczością autorki nigdy nie miałam
kontaktu, żadnych opinii nie czytałam, więc kupiłam ją zupełnie
w ciemno. Czy żałuję? Zaraz się przekonacie.
Rodzinnych ciepłych świąt jest
książką opowiadającą o dwóch siostrach – Kamili i Lenie. U
jednej jesteśmy świadkami Wielkanocy, u drugiej Bożego Narodzenia.
Jednak tak naprawdę książka ma drugie dno, istotniejszych
bohaterów – mężczyzn uczepionych maminych spódnic, choć
podobno dorosłych, mężczyzn, którzy nie potrafili odciąć się
od maminej pępowiny. Dramat Leny ciągnie się latami - z roku na
rok sytuacja jest coraz gorsza, choć z pozoru trafiła na mężczyznę
idealnego Jednak on jest facetem, który nie potrafi psychicznie
odciąć się od mamusi, żonę wciąż do niej porównuje... I
właśnie to jest utrapieniem Leny. A Kamila? To zupełnie inna
historia. Jaka? Co takiego dzieje się z drugą z sióstr? Jednak kto
odniesie sukces? Mężczyźni – maminsynki? Jak się skończy ta
historia?
Podczas drugiego dania atmosfera przy stole nieco się rozluźnia. Jest tyle potraw do wyboru, że pytania krążą nad stołem, komu pieroga, a może jeszcze łyżkę kapusty? Przez kilka minut mają o czym rozmawiać. Kasia się niecierpliwi, piorunuje wzrokiem dorosłych, ale tata ofuknął ją, kiedy spróbowała popędzać rodzinę, więc tylko zerka tęsknie w kierunku choinki.
Przyznam szczerze, że nie takiego
obrotu wypadku spodziewałam się z tej książce. Spodziewałam się
zupełnie czegoś innego. Oczekiwałam lżejszej książki, a
trafiłam na książkę o ciężkich relacjach. Rodzinnych ciepłych
świąt to pozycja, która wcale nie opowiada o tak ciepłych
relacjach jak można by się spodziewać. Muszę przyznać, że
połknęłam podczas jednego dłuższego okienka w ramach zajęć i
długo nie mogłam się po niej otrząsnąć. Powodów jest wiele.
Przede wszystkim jest to książkach o relacjach międzyludzkich, a w
dodatku o relacjach trudnych. O relacjach w rodzinie, o relacjach
toksycznych. Do tego tragizm opisanych wydarzeń, mnie naprawdę
poruszył. To jak tacy mężczyźni (w sensie maminsynki) traktują
swoje żony, dzieci... To jak bardzo są toksyczni i jak bardzo
niszczą ludzi wokół siebie. Do tego bardzo zaskakujące
zakończenie, które wgniotło mnie w krzesło, które sprawiło, że
trudno było mi się skupić na kolejnych zajęciach. Choć książka
objętościowo należy do tych krótszych to ma bardzo głęboki
przekaz, daje szeroki obraz na relacje i zachowania ludzki. Jest
jedną wielką przestrogą dla wszystkich kobiet (dla tych, które
już są matkami i dla tych, które dopiero nimi zostaną),
przestrogą, jak NIE wychować synów (żeby nie skończyło się to
tragedią). Mam jeszcze jeden powód, który mnie tak poruszył –
bardziej osobisty. Chłopak, z którym rozstałam się w wakacje był
właśnie maminsynkiem, który wprost mówił, że nawet po ślubie
nie będzie chciał zostawić mamy, że całe życie (bez względu na
żonę i dzieci) będzie chciał mieszkać z mamusią i ciągle mnie
krytykując za to, że robię coś inaczej niż ona (jakby w tym było
coś dziwnego). I właśnie z tego powodu, po skończonej lekturze
tej książki pojawił się chaos myśli z serii: „Boże, przecież
za kilka czy kilkanaście lat mogło wyglądać właśnie jak w tej
książce, jak dobrze, że z nim zerwałam, dobrze, że teraz, a nie
później z jakąś tragedią.” Choć i tak muszę przyznać, że
wyszłam z tego związku poharatana psychicznie i do dziś się
zbieram. Jednak obdarowywanie książkami w dużych ilościach to nie
wszystko. Ale czas wrócić do recenzji książki. Co tu dużo mówić
– mocna jest. Napisana zwięźle, czasami kolejne opisy wydają się
być powtórzeniem wcześniejszych, ale jednak to wszystko potęguje
dramat i tragizm tej pozycji. Wbiła mnie w krzesło, po prostu. Rodzinnych ciepłych świąt to książka mocna, zapadająca w pamięć, tragiczna i poruszająca. Nie da o sobie zapomnieć dłuuuugo.
Rodzinnych ciepłych świąt to
książka, która mnie poruszyła i wiem, że mogę ją polecić
kobietom, żeby najpierw miały oczy szeroko otwarte przy wyborze
życiowych partnerów, a później żeby uważały jak wychowują
swoich synów. Polecam ją wszystkim, których interesują książki
o trudnych relacjach i o relacjach międzyludzkich w ogóle.
Chyba jednak nie przeczytam ;) Nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńNo to Ci się udało. Może i ja na jakiejś wyprzedaży odnajdę coś, co okropnie przypadnie mi do gustu? Chociaż ta książka przypadła Ci do gustu, ba, nawet wzruszyła, pewnie po nią nie sięgnę. Ale muszę o niej powiedzieć mojej koleżańce. Będzie zachwycona!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że książka zaskakuje trudną tematyką, choć tytuł sugeruje coś innego - fajny pomysł autorki. Nie słyszałam o tej lekturze, ale teraz mam na nią ogromną ochotę ;)
OdpowiedzUsuńPo takim tytule, w ogóle bym się nie spodziewała takiej fabuły. Zapisałam sobie jej tytuł.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce, ale brzmi naprawdę ciekawie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki o trudnych relacjach. Jeśli tylko będę miałą możliwość, sięgnę po ksiażkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl