sobota, 17 stycznia 2015

"Jak zostałem bażantem" Rafał Socha





Tytuł: Jak zostałem bażantem
Autor: Rafał Socha
Wydawnictwo: Nowy Świat
Ilość stron: 308
Ocena: 3.5/6









Militariami ani literaturą związaną z tymi klimatami jakoś nigdy specjalnie się nie interesowałam. Po prostu nie mój świat i nie moje kredki. Kryminały, zagadki, tropienie przestępców – to tak. Jednak wojsko, służba wojskowa, jej opisy czy stopnie wojskowe – to generalnie nie moje klimaty. Jednak, kiedy od autora – Rafała Sochy – dostałam możliwość przeczytania książki Jak zostałem bażantem postanowiłam ją przeczytać i zrecenzować będąc niezwykle zaintrygowana tytułem.

Na początku może warto zadać pytanie – kogo nazywa się „bażantami”? Z odpowiedzią przychodzi opis książki na okładce: "Bażantami" nazywano absolwentów wyższych uczelni, odbywających obowiązkowe przeszkolenie wojskowe. Różne formy organizacyjne przybierała służba podchorążych, za każdym razem powoływani byli jednak ludzie ukształtowani, dojrzali, dwudziestokilkuletni. Na instytucję wojska patrzyli nieco inaczej niż poborowi ze służby zasadniczej. 

Głównym bohaterem Jak zostać bażantem jest Konrad Wallenrod. Wydaję się to naprawdę dziwne, ale jego imię i nazwisko wcale nie jest przypadkowe. Dane tej postaci, tak samo jak inne nazwiska czy nazwy miejscowości przewijające się przez stronice tej powieści są doprawdy groteskowe (co również jest podkreślone w opisie wydawcy na okładce, ale już niezamieszczonym przeze mnie w tej recenzji – chętni znajdą;) Czyż Absurdowo lub Kiła nie są przedziwnymi nazwami dla miejscowości? Tak samo czy Moczymorda nie brzmi prześmiewczo? Co do akcji książki – jest ona podzielona na dwie części – tak samo jak szkolenie „bażantów”. Autor dokładnie opisuje ich życie, zadania i role, jakie przyszło im wykonywać – wszystko z dużą dozą groteski co uwydatnia się chociażby w owych nazwiskach. Opisy żołnierskich żartów, apeli, zadań – wszystko bardzo dokładne i skrupulatne. Niektórym przypada to do gustu, innym nie;) A próbka w cytacie poniżej.


Ale Moczymorda nie reagował. Parł przed siebie i mruczał niezrozumiale. Kumpel z najbliższego wozu coś tam podpowiadał, choć nie łapałem. Erotoniusz uporał się wreszcie z rozporkiem i wyraźnie trzymał coś w garści. Czuć było od niego alkoholem. Pchnąłem go mocno do kąta, za szafkę. Taboret się przewrócił, zeszyt i długopis poleciały na posadzkę. Moczymorda skulił się w rogu i – niemalże lgnąc do jednej ze ścian – mamrotał zajadle pod zapitym nosem. Jęki, jakie wydawał, z samego początku zdawały się wyrazem ogromnego oburzenia, ale po chwili, zanim się w ogóle połapałem, przeszły w jakieś takie cieplejsze westchnienia ulgi.

A jak mi się czytało książkę Jak zostałem bażantem? Czułam się dziwnie w nie-moich klimatach i w nie-moim świecie, jednak czytałam ją zaintrygowania, ponieważ byłam ciekawa zwyczajów panujących w wojsku. Wszystko chłonęłam, a uczucie potęgował język opisujący w sposób jasny panujący w wojsku styl, charakter, zachowania... Po prostu bytność tam. Chciałam to poznać i przekonać czy mnie to zafascynuje. A i styl – prześmiewczy i groteskowy. Jednak sama książka jest na pewno pozycją ciekawą, to jednak mnie nie rzuciła na kolana. Może właśnie dlatego, że militaria to nie mój świat. Może dlatego, że zbyt mało było jakiś zagadek. Może dlatego, że wojsko mnie nie fascynuje i ta książka nie sprawiła, żebym zapałała jakąś wielką sympatią czy fascynacją. No cóż bywa.

Komu może się spodobać książka Jak zostałem bażantem? Przede wszystkim wszystkim miłośnikom wojska i militariów bez względu na płeć, a także zapewne większości mężczyzn. No i właśnie tym grupom czytelników polecam tę pozycje. Jeżeli się do nich nie zaliczacie – może tak mnie nie rzucić na kolana ani nie rozłożyć na łopatki.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi - Rafałowi Socha.

1 komentarz:

  1. Lubię czytać o takich płaszczyznach, o których mam małe pojęcie - a na pewno wojsko jest taką płaszczyzną.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)