niedziela, 12 maja 2013

Kwiaty na poddaszu

Tytuł: Kwiaty na poddaszu
Autor: Virginia C. Andrews
Seria: Rodzina Dollangangerów
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 382
Ocena: 5/6

Coraz częściej myślę o nas jako o kwiatach na poddaszu. [..] Narodzeni w jasnych barwach, ciemniejących z każdym dniem długiego, ponurego, męczącego, koszmarnego czasu który spędziliśmy jako więźniowie nadziei i ofiary zachłanności.




Kwiaty na poddaszu to książka wydana niedawno przez Świat Książki, jako wznowienie książki wydanej w Polsce po raz pierwszy w 1993 r., dopiero 14 lat po pierwszym wydaniu oryginału. Od kiedy tylko zobaczyłam recenzję tej pozycji na blogach, od razu czułam, że jest to książka dla mnie… A mój Książe z bajki doskonale o tym wiedział i dlatego sprawił mi ją na urodziny, i to w dodatku w pakiecie.
Może zakochani wcale nie powinni patrzeć na ziemię? Ziemia oznacza rzeczywistość, a rzeczywistość frustracje, nieprzewidziane choroby, śmierć, morderstwa i wszelkie inne tragedie. Kochankowie powinni patrzeć w niebo, bo tylko tam ich piękne złudzenia nie mogą być podeptane.
Już na początki Kwiatów na poddaszu poznajemy szczęśliwą rodzinę Dollangangerów, jednak, któregoś dnia spada na nią tragedia  - w dniu swoich urodzin w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka zostaje sama z czwórką dzieci i hipoteką… Nie pozostaje jej nic innego jak wrócić do domu rodzinnego i prosić o przebłaganie ojca, który ją lata temu wydziedziczył. Kiedy ona próbuje wejść w łaski swojego rodziciela, jej dzieci są zamknięte na strychu i nie mogą go opuszczać… Podczas gdy starsze rodzeństwo zajmuje się młodszym, odkrywają złowrogie tajemnice swojej rodziny, dowiadują się, że ich ojciec był jednocześnie wujkiem ich matki, a także wiele więcej… A sama matka, odwiedza swoje dzieci coraz rzadziej, a jak już przychodzi mąci im oczy pięknymi, wyimaginowanymi opowieściami. Jednak dzieci wiedzą swoje i w końcu do długim czasie spędzonym na strychu i traumatycznych przeżyciach postanawiają wziąć swój los w swoje własne ręce. Co z nimi się stanie? Co jeszcze im się przydarzyło?

Kadr z filmu
Kwiaty na poddaszu od samego początku mnie urzekły sposobem, jakim są napisane. Autorka sprawnie operuje językiem, tworząc świat, od którego czytelnik nie ma ochoty się oderwać. Jest to forma pisana w sposób przystępny, choć nie jest jednocześnie banalny. Czytając tę pozycję, tak mniej więcej do połowy, miałam czasami wrażenie, jakbym już gdzieś z czymś takim się spotkała. Później jednak owo wrażenie zniknęło, tworząc miejsce dla wzruszenia, które zrodziło się już pod koniec. Nie wiem jak dla innych czytelników, dla mnie jest to książka niesamowicie smutna. Może nie wywołuje lawiny łez, ale pojawia się gdzieś tam rozżalanie, a także skłania do myślenia, żeby w naszym życiu pieniądze nie wygrały nad rodziną, miłością i innymi wartościami. Jedynym minusem jest to, że sama akcja się dość wolno rozkręcała, było sporo takich przestojów. Warto także zaznaczyć, że na podstawie książki w 1987 r. powstał film o tym samym tytule. Generalnie książka godna polecenia i przeczytania!

niedziela, 24 marca 2013

Przenajświętsza Rzeczpospolita


Tytuł: Przenajświętsza Rzeczpospolita
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Biblioteka akustyczna
Czyta: Janusz Zadura
Czas trwania: 5 h 49 min
Ocena: 1/6 – bez kija nie podchodź




Almaryk Dymała nie zamierzał kończyć na Śląsku, jego ambicje sięgały daleko, może nawet kiedyś, kiedyś, kiedyś do Sejmu bądź Senatu, wiecznych żłobów dla zgłodniałych owieczek Przenajświętszej Rzeczpospolitej.
Jak napisałam w ostatnim poście, podjęłam decyzję o chwilowym zawieszeniu bloga z powodu matury. Jednak od Biblioteki akustycznej dostałam do recenzji audiobooka pt. Przenajświętsza Rzeczpospolita i nawet mimo zawieszenia postanowiłam ją zrecenzować.

Przenajświętsza Rzeczpospolita jest antyutopią znanego pisarza fantasy – Jacka Piekary. Przedstawia ona wizję Polski za jakieś dwadzieścia kilka lat, kiedy nasz Ojczyzna jest oddana zupełnie w ręce Kościoła, ale jednak nie szanuje się tu żadnych świętości. Bohaterów książki jest kilku, w dodatku ze sobą niepowiązanych… Poznajemy żywcem wyjętych z romantyzmu pisarza Konrada Piotra i poetę Atlasa Symbola, mamy łapczywych i zachłannych  przedstawicieli rządów -  posła Lepkiego, senatora Kurdupella, znajdziemy także przedstawiciela duchowieństwa - kardynała Anastazego Pastucha… I przyznam szczerze, że nie mam pojęcia co więcej akcji napisać…
Obywatel ów po pijanemu napluł na medalik z Matką Boską i powiedział, że królową, która tak umiejętnie opiekuje się swoim narodem, tenże naród powinien w podziękowaniu wyjebać w kosmos.

O Piekarze słyszałam dość dużo, a w większości były to opinie pochlebne, więc miałam możliwość zrecenzowania jednej z jego książek – ucieszyłam się. Dostałam płytę, włożyłam do komputera i zaczęłam słuchać, jednak z każdym zdaniem, z każdym fragmentem mój entuzjazm opadał i rozbijał się coraz bardziej. Coś co od razu odrzuca, to fakt, że pozycja jest przesadnie naszpikowana wulgaryzmami, słuchając jej miałam wrażenie, że nie słucham książki tylko czegoś gorszego niż klnących dresów pijących piwo pod blokiem. Język zupełnie nieliteracki i odstraszający. Po drugie – fabuła, zupełnie niespójna, nieciekawa, wręcz nudna jak flaki z olejem. Historie bohaterów w ogóle się ze sobą nie łączą, a ich postacie również nie fascynuje. Jak dla mnie sama książka jest zupełnie niesmaczna i przyznam szczerze, że nie byłam wstanie przez nią przebrnąć. Przebrnęłam przez Lalkę, Cierpienia młodego Wertera i wiele innych lektur, o których wiadomo, że nie są fascynujące. Przenajświętsza Rzeczpospolita jest książką, której nikomu nie polecam, jest to książka, do której nie warto podchodzić bez kija. Zdecydowanie szkoda czasu. Chyba najgorsza książka, z jaką kiedykolwiek miałam styczność, smętna, nudna i jak dla mnie jest to książka bez żadnego pomysłu.

Książkę odsłuchałam dzięki przyjemności


Po tej recenzji blog nadal ZAWIESZONY!!!

czwartek, 14 marca 2013

Pani na domkach

Tytuł: Pani na domkach
Autor: Joanna Pawluśkiewicz
Wydawnictwo: Korporacja ha!art
Ilość stron: 154
Ocena: 2/6


Lądujemy w Chicago, zimno, jedziemy metrem do domu. Nie ma skał, nie ma kanionów. Jest straszny dźwięk kółeczek bagażu na chodniku, dudniący w pustej dzielnicy polsko-meksykańskiej.






Polakom czy Europejczykom USA kojarzy się z dobrobytem, wielu zapewne waży o życiu jak w amerykańskich filmach, wieść życie rozrzutne i pełne kolokwialnego luzu. Wielu marzy o owym amerykańskim śnie i chce się wyrwać z szarej codzienności. O takim życiu też marzyła bohaterka książki pt. pani na domkach.

W książce tej poznajemy młodą Polkę, która jest właśnie główną bohaterką i narratorką tej powieści dokumentalnej. Kobieta jest młoda, świetnie wykształcona, zna kilka języków obcych. Któregoś dnia wyjeżdża w celach zarobkowych do Stanów, żeby pracować tam w mediach dla Polonii i wśród niej szerzyć miłość do ojczyzny i patriotyzm na obczyźnie. Jednak jej amerykański nie trwa zbyt długo. W pewnym momencie zostaje opiekunka dzieci w obozie pracy, gdzie każdy dzień jest podobny do drugiego, codziennie czeka ją mnóstwo pracy, a wymagania pracodawców bardzo wysokie. Po zakończeniu owej służby, wybiera się w podróż po Ameryce, gdzie na każdym kroku spotyka dobrowolnych polskich niewolników, a w nich zauważa wielkie podobieństwo do siebie samej.
To niedobrze dobrowolnie zgodzić się na niewolnictwo. Dlatego trzeba szybko odejść.

Książki korporacji ha!art zawsze sobie ceniłam, czytałam tylko te z serii prozatorskiej, jak chociażby raz.dwa.trzy, drewniany różaniec czy ojciec odchodzi i wywarły na mnie dość spore wrażenie, choć należą do kategorii książek ryjących psychikę. Nawet na półce mam kilka książek z tego wydawnictwa, więc i tą książkę postanowiłam przeczytać. Podeszłam do niej z wielkim entuzjazmem, ale już na koniec praktycznie nic z niego nie zostało. Spodziewałam się niejako większych rozterek kobiety, więcej psychologicznych opisów, a zamiast tego było sporo opisów niepowalających amerykańskich krajobrazów…  Na szczęście książka niedługa i niedroga… Generalnie nie polecam tej książki, trochę szkoda czasu na nią. Inne książki z ha!art polecam z całym sercem, pod warunkiem, że lubicie książki trudniejsze i ryjące psychikę. Tej jednak nie, odpuście sobie.

środa, 13 marca 2013

Desperacja

Tytuł: Desperacja
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 542
Ocena: 3.5/6


Portfel. Są w nim wszystkie Twoje dowody tożsamości. Będą pod ręką na wpadek, gdybyś zapomniał kim jesteś.







Z czym Wam się kojarzy słowo desperacja? Założę się, że nie przyszła Wam na myśl nazwa miasteczka przy pustynnej drodze, potężny, szalony  policjant czy stan Nevada. Przeczytajcie tę książkę, zacznie Wam się z tym kojarzyć. Ja sama jestem właśnie świeżo po lekturze tej pozycji.

Akcja Desperacji dzieje się właśnie w niewielkim, górniczym miasteczku, położonym w samym centrum pustyni, a jego nazwa jest także tytułem książki. Jest opustoszałe, zostały tam pozostawiane w bezładzie budynki, same zwierzęta, takie jak kojoty i myszołowy. W tej miejscowości jest także jeden mieszkaniec, Collie Entragian, który nazywa się jedynym i największym sprawiedliwym w tamtym terenie. Kiedy podróżni trafiają w te okolice spotykają właśnie tego mężczyznę, potężnego i przerażającego. Wszyscy, którzy zostają przez niego złapani są także przez niego więzieni i torturowani. Wszyscy trafiki tu przypadkowo, a teraz łączą siły, żeby pokonać swojego wroga,  owego potężnego i szalonego policjanta. Teraz wszyscy pojmą znaczenie słowa desperacja. Co zrobią? Do czego się posuną, do jakich czynów, żeby pozbyć się wroga? Jak skończy się ta historia?

Życie to jednak coś więcej, niż tylko ucieczka przed bólem.

Jak widać po księciowych stosikach, mój Książe postawił sobie za cel bardzo obficie wzbogacić moją biblioteczkę o książki Stephena Kinga. Desperacja jest właśnie jedną z tych książek. Podchodziłam do niej z dość dużym entuzjazmem i generalnie trochę się zawiodłam. Przyznaję, sam pomysł na książkę ciekawy, kilka osób uwięzionych w opustoszałym miasteczku i próbujący uratować swoje życie i przeciwstawić się złu, ale szkoda, że pomysł niewykorzystany. Podczas czytania Desperacji nie było ani jednego momentu, w którym przeszłyby mi po plecach przysłowiowe ciary. Są momenty pełne napięcia, ale także jest wiele momentów, które się ciągną niemiłosiernie. Język generalnie jest dość banalny i prosty. King jest okrzyknięty mistrzem grozy, lecz w Desperacji jakoś tego nie było widać, którą uważam za dość przeciętną. Nie zachwyca, nie jest książką, nad którą należy się rozwodzić i piać z zachwytu, ale jednocześnie książką lepszą od Komórki. Zdecydowanie nie polecam komuś, kto tak jak ja zaczyna swoją przygodę z twórczością Kinga, który jednak ma to coś, i ciągnie dalej do jego książek. Wytworzył swój styl i pewną powtarzalność, bo tak jak i w Komórce mamy grupkę ludzi, która łączy siły i walczy ze złem. Reasumując, nienajgorsza, acz dość przeciętna i przeciągnięta, można przeczytać, ale są lepsze książki w twórczości Stephena Kinga. A Księciowi dziękuję za ksiażkę:*