Tytuł: Morderstwo pod cenzurą
Autor: Marcin Wroński
Cykl: Komisarz Maciejewski
Tom: pierwszy
Cykl: Komisarz Maciejewski
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: WAB
Ilość stron: 290
Ocena: 2.5/6
I zapamiętaj pan, dobry policjant
wygląda, jakby nie wyglądał, albo wygląda jak bandyta. Tudzież
jak alfons. Jak policjant wygląda na kogoś, uważasz pan, innego,
to albo polegnie na służbie, albo jest zwykła świnia. Na takiego
trzeba uważać.
Kilka z kryminałów wydawanie przez
Politykę każdego lata, stoi dumnie na moim regale pokazując niemal
identyczne, nieprzekłuwające zbytnio uwagi okładki. Jednym z tych
książek jest Morderstwo pod cenzurą autorstwa Marcina Wrońskiego.
Już na początku akcji przenosimy się
do lat 30 poprzedniego stulecia, do Lublina, który jest ogarnięty
przygotowaniami do patriotycznego święta - rocznicy odzyskania
przez Polskę niepodległości. Tymczasem natrafiamy na pierwszego
trupa – a mianowicie redaktora prawicowej, upolitycznionej gazety.
Tu do akcji wkracza komisarz znany z pociągu do alkoholu, a
mianowicie Zygmunt „Zyga” Maciejewski, który próbuje rozwikłać
zagadkę owej tajemniczej śmierci. Czy przydzielona mu pomoc –
komisarz Tomaszczyk – do czegoś się przyda? Odkryje kto jest
zabójcą? Czy drugi, znaleziony później trup to „dzieło” tego
samego mordercy?
Do Morderstwa pod cenzurą podeszłam
bez specjalnego entuzjazmu czy większych oczekiwań, ale jednak
muszę stwierdzić, że nie zachwyciła mnie jakoś specjalnie. Taki,
ot kryminał średniej klasy. Czy to za sprawą tego, że akcja
książki dzieje się w Lublinie, w którym nigdy nie byłam, a co za
tym idzie topografia miasta jest mi zupełnie obca? Nie mam pojęcia.
Sam pomysł na książkę, przynajmniej moim zdaniem, nie wyróżnia
się niczym specjalnym, konstrukcja fabuły jakich wiele. Dwa trupy w
pewnym odstępie czasu i jakże dziwnym zbiegiem okoliczności są ze
sobą powiązane (ironio, cóż za zaskoczenie!), a śledztwo
prowadzi komisarz i jego wkurzający pomagier, którzy notabene
zostali wykreowani w moim odczuciu niezbyt ciekawie, wręcz mdło i
nieprzyjemnie od ciągłych ordynarnych opisów przepoconych koszul.
Ale przynajmniej w dobry, rzetelny i ciekawy sposób zostały różne
podziały polityczne panujące w tamtych czasach. Muszę jednak
przyznać, że książka nie zachwyca, a na to wpływ miały
wcześniej wymienione czynniki, a także niezbyt skomplikowana
intryga czy słabe napięcie, a do tego zakończenie takie... dziwne
i niepasujące. Do tego jeszcze dodany niewyszukany i niezbyt ciekawy
język, tak mało literacki, że momentami, aż oczy bolą. No cóż...
Czytałam wiele recenzji zachwalających twórczość pana
Wrońskiego, jednak ona mi zdecydowanie nie podeszła do gustu. Moim
zdaniem jest to lektura dla czytelników niewymagających i
niewybrednych, którzy nie mają żadnych oczekiwań względem
książek albo po prostu nie wiedzą co to dobry kryminał. Książka
taka naprawdę nader przeciętna, niezapadająca w pamięć. Totalną
porażką nie mogę też nazwać, ale jednak moim zdaniem na wyższą
ocenę też nie zasługuję, bo jest naprawdę mierna, dość
przewidywalna, napisana jakby bez pomysłu i trochę na siłę,
dlatego szczerze wątpię czy sięgnę po inne pozycje autora, który
stworzył cały cykl o komisarzu Maciejewskim.
"Moim zdaniem jest to lektura dla czytelników niewymagających i niewybrednych, którzy nie mają żadnych oczekiwań względem książek albo po prostu nie wiedzą co to dobry kryminał" Bo spadnę z krzesła! Bo ja bym się w takim razie w to zdanie wpasowywała...a to niemożliwe...:)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że nie czytałaś innych książek Wrońskiego? Ja akurat tego tomu nie czytałam, więc nie wiem, jak tam z konstrukcją intrygi, ale czytałam dwie inne i nie mogę powiedzieć, że główny bohater jest mdły...Jest ostro wykreowany. Te przepocone koszule, smród alkoholu, fajek, nie raz nie dwa brud, erotyzm też - to jest klimat Wrońskiego. Uważam, że Wroński pisze genialne kryminały retro, kreuje fantastycznie Lublin ubiegłego wieku, a historia w jego powieściach jest tak bardzo żywa...W Anieli akurat intryga kryminalna schodzi na drugi plan i ważniejsze są lata wojenne, właśnie historia, codzienne problemy i konszachty - kryminał retro pierwsza klasa. Nie powinnaś się uprzedzać. Trudno wymagać od postaci z lat 30. w takiej pracy literackiego języka. Język Wrońskiego moim zdaniem pasuje do mrocznego Lublina, jaki pisarz kreuje. Spróbuj jeszcze coś od niego przeczytać.
Mnie nie przekonał, może dlatego że nie znam Lublina, nie wiem.
UsuńMoże kiedyś siegnę, ale nie gwarantuję, bo po prostu mi nie podszedł.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńPo Twojej recenzji jakoś nie jestem do niej przekonana.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że po twojej recenzji ją sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńhttp://anonymous-reader-reviews.blogspot.com/
E, a ja się nie uprzedzam. Lubię tę serię polecaną przez Politykę - zresztą Krajewskiego perełki też były wydawane w jej ramach. W te wakacje przeczytałam z tejże serii Carofiglio "Z zamkniętymi oczami" i też mi średnio podpasował - fajerwerków nie było. Mimo wszystko myślę, że książki wpisywane na te coroczne listy kryminałów z Polityką musiały sobie na to zasłużyć :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka!