niedziela, 3 kwietnia 2022

"Mamy morderstwo w Mikołajkach" Marta Matyszczak

Tytuł: Mamy morderstwo w Mikołajkach
Autor: Marta Matyszczak
Cykl: Kryminał z pazurem
Tom: pierwszy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 304
Ocena: 2/6



Z teściową niczym z filmami Hitchcocka. Na wstępie trzęsienie ziemi, a potem już tylko gorzej.





Książki Marty Matyszczak mam w planach już od dłuższego czasu, chodziły za mną po przeczytanych wielu recenzji na blogach – w końcu przyszedł czas na mnie, a postanowiłam zacząć od serii Kryminał z pazurem, a konkretnie od pierwszej części pt. Mamy morderstwo w Mikołajkach.

Rozalia Ginter prowadzi gabinet weterynaryjny w Mikołajkach. Wiedzie w miarę szczęśliwe życie rodzinne. Aż do pewnego wieczora, który zmienia wszystko. Odtąd kobieta skrywa mroczną tajemnicę. Zwłaszcza przed najbliższymi. W tych samych urokliwych Mikołajkach - na kładce nad kanałem - zawisa ciało mężczyzny. Czy znany w okolicy hotelarz popełnił samobójstwo? A może zabił go Peter Winckler, który przyjechał na Mazury odwiedzić ziemie przodków? Poszlaki się mnożą… Miejscowa policja pod wodzą komendanta Pawła Gintera wszczyna śledztwo. Niestety komendant, prywatnie mąż Rozalii, nie potrafi się skupić na sprawie, zbyt zaaferowany prywatną tragedią…                                                                                                                             opis wydawcy

Mamy morderstwo w Mikołajkach to pozycja, względem której nie miałam szczególnych oczekiwań, nie nastawiałam się na nic szczególnego, choć lubię komedie kryminalne – nie bez przyczyny darzę sympatią twórczość Alka Rogozińskiego czy serię z Agathą Raisin w roli głównej. Książa nie jest obszerna, ale w sumie trochę się z nią męczyłam. Muszę przyznać, że bohaterowie (szczególnie główna bohaterka – Rozalia) bywały irytujące i infantylne. Lekarka weterynarii, która oburza się na sterylizację aborcyjną bezdomnego kota, bo jest za każdym życiem, jest trochę żenujące… Jedyną postacią, która przypadła mi do gustu to kotka o męskim imieniu Burbur, który pisał swój pamiętniczek – a ten momentami rozbawiał mnie do łez. Pomysł na fabułę – jest całkiem w porządku, ale w moim odczuciu zrealizowany w bardzo żenujący i infantylny sposób, co w największej mierze sprawiło, że tak się męczyłam z tą książką. A szkoda, bo jest koncepcja z potencjałem, a do tego kot, który wydaje się być najbardziej rozgarniętą postacią tej pozycji. Sama książka jest dość marna, choć w zamyśle lekkie czytadło - jej czytanie mnie nieco wymęczyło (poza fragmentami z kocim pamiętnikiem).

Mam na imię Burbur i jestem sędzią sprawiedliwym. Sędziną. Wymierzam karę każdemu, komu się ona należy. A jak się nie należy, to co mnie to obchodzi. I tak chapsnę, drapnę albo chociaż nasyczę do rozumu. - z pamiętniczka Burbura

Mamy morderstwo w Mikołajkach to książka, która w moim odczuciu wypadła dość marnie, choć lubię komedię kryminalne… Jest słaba, wiejąca nudą, z infantylnymi bohaterami i równie żenująco-infantylną fabułą, choć z mogłoby z tego pomysłu coś wyjść. Mam w planach przeczytać jeszcze jakąś inną pozycję autorki, żeby sprawdzić czy to tylko defekt tej serii albo konkretnej książki, więc mam nadzieję się przekonać, jak wypadną inne książki autorki. Na Mamy morderstwo w Mikołajkach w moim odczuciu zdecydowanie szkoda czasu – czytadło, ale marne. 

Książka bierze udział w wyzwaniu

6 komentarzy:

Dziękuję za każdy komentarz :)