Na pierwszy rzut oka Ove wydaje się najbardziej gburowatym człowiekiem na świecie, zrzędą z żelaznymi zasadami, bezwzględną rutyną i skłonnością do wpadania w złość. Ludzie sądzą, że jest zgorzkniały, a on uważa, że otaczają go idioci. Uporządkowany i samotny świat Ovego zaczyna trząść się w posadach pewnego listopadowego popołudnia wraz z pojawieniem się nowych sąsiadów – gadatliwej młodej pary z dwiema niesfornymi córkami – którzy oznajmiają swoje przybycie, niszcząc Ovemu skrzynkę na listy podczas parkowania samochodu z przyczepą. Dalsze wydarzenia tworzą ciepłą opowieść o zaniedbanych kotach, nieprawdopodobnych przyjaźniach i nieoczekiwanym wywróceniu wszystkiego do góry nogami. opis wydawcy
Mężczyzna imieniem Ove jest książką, której byłam bardzo ciekawa, przede wszystkim za sprawą intrygującego tytułu, a także opisu, jakim uraczył nas wydawca. Zaczęłam słuchać tej pozycji w interpretacji Marcina Popczyńskiego i na początku nie mogłam się jakoś szczególnie w nią wciągnąć. Wszystko za sprawą tak bardzo charakterystycznej postaci głównego bohatera, który na początku irytował mnie niemiłosiernie za sprawą swojej gburowatości, braku elastyczności i zrzędliwością. Jednak z czasem lektury okazało się, że pod tą twardą maską jest mężczyzna, który nie potrafi sobie poradzić na świecie bez swojej ukochanej żony, a tak naprawdę jest przekochany w tej swojej gburowatości i naprawdę zupełnie jego postać zmienia się w moich oczach. Akcja książki toczy się w dwóch płaszczyznach czasowych, co wyjątkowo lubię w książkach, bo najczęściej pozwala mi to spojrzeć na fabułę z różnych perspektyw – nie tylko czasowych, ale również z perspektyw różnych bohaterów. Całość jest napisana w sposób bardzo żywy, ciekawy i efektowny, w szczególnie barwny i interesujący sposób zostali opisani bohaterowie tej powieści – zarówno Ove, jak i jego sąsiedzi przekazując całą plejadę fascynujących osobowości.
Mówi się, że najlepsi mężczyźni rodzą się ze swych błędów i potem są o wiele lepsi, niż gdyby nie błądzili wcale.
Mężczyzna imieniem Ove jest książką, w której lekturę początkowo było mi się wciągnąć, ale z czasem słuchało mi się coraz lepiej i lepiej, a skończyłam z uśmiechem na twarzy i żalem, że skończyła się tak szybko. Naprawdę ciepła i dobrze napisana opowieść niby o niczym, o ludzkich sprawach, a przede wszystkim o tym jak ważne są zwykłe, codzienne rytuały i relacje z innymi ludźmi (nieważne, jakimi idiotami i gburami by się nam wydawali). Zdecydowanie polecam!
Zbudował dla niej półki, a ona wypełniła je książkami, w których ludzie zapisywali całe strony swoimi uczuciami. Natomiast Ove znał się na rzeczach, które można było zobaczyć i dotknąć. Beton i cement. Szkło i stal. Narzędzia. Rzeczy, które można było wyliczyć. Rozumiał proste kąty i jasne instrukcje. Plany i rysunki techniczne. Rzeczy, które można było narysować na papierze. Był człowiekiem czerni i bieli. Ona była kolorem. Wszystkimi jego kolorami.
Chętnie skorzystam z polecenia tej książki.
OdpowiedzUsuńDobrze, że summa summarum wciągnęłaś się w tę lekturę. To najważniejsze.
OdpowiedzUsuńMam tę powieść w planach. Bardzo liczę, że też mi się spodoba. Mam wrażenie, że w sumie niewiele jest takich ciepłych, refleksyjnych historii, które rozgrzewają serce czytelnika :)
OdpowiedzUsuńTa książka od jakiegoś czasu przewija mi się w przestworzach Internetu, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie. Jednak może obejrzę film.
OdpowiedzUsuńLubię autora, a książka już czeka na swoją kolej na czytniku.
OdpowiedzUsuńBrzmi jak sympatyczna, pełna ciepła obyczajówka, chętnie się sama zapoznam ^^
OdpowiedzUsuńMnie ta książka bardzo zaintrygowała. Z chęcią dam jej szansę. ;)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tym tytule, brzmi bardzo interesująco i chętnie poznam go bliżej :)
Pozdrawiam cieplutko ♡