piątek, 25 grudnia 2015

"Maminsynek" Natasza Socha

Tytuł: Maminsynek
Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Filia
Ocena: 5,5/6



Kobiety mają jednak dziwną tendencję do nieakceptowania innego zdania niż ich własne. Potrafią tak skutecznie nękać ofiarę, aż ta w końcu ulegnie, ale nawet wtedy nie są do końca zadowolone i na wszelki wypadek wietrzą postęp.






Maminsynek... Iluż ja takich facetów poznałam w swoim życiu! Muszę przyznać, że nawet chyba zbyt wielu... Często też próbowałam ich zrozumieć... Dlatego właśnie między innymi z tego powody, ale także zaintrygowana tytułem oraz pochlebnymi opiniami dotyczącymi twórczości Nataszy Sochy zabrałam się za książkę jej autorstwa pt. Maminsynek.
Zasadnicza różnica między damską a męską przyjaźnią polega bowiem na potrzebie działania. Kobiety głównie rozmawiają, dyskutują i plotkują bez końca na wszystkie tematy świata. Mężczyźni spotykają się, by wspólnie coś zrobić-naprawić samochód, upolować łosia lub na przykład dorwać zdrajcę i porządnie przetrzepać mu tyłek.
Maminsynek to książka podzielona na dwie części. W pierwszej z nich narratorem jest tytułowy maminsynek – Leander, który prowadzi sielankowe życie mieszkając tylko z Matką, która kocha syna miłością wielką i bezgraniczną. Jest to doprawdy miłość ogromna i obustronna. Tutaj Leander przedstawia swoje dzieciństwo, a także fascynacje innymi kobietami i relacje z nim. To w tej części opisuje on jaka powinna być jego partnerka idealna – przede wszystkim nie ma prawa krytykować Matki, z którą mieszka mając 35-lat... Druga część jest napisana z perspektywy Amelii – dziewczyny Leandra. Dla niej naturalne jest to, że mieszka „na swoim”, żyje na własny rachunek, bez dyktanda rodziców, więc dlatego jest tak mocno jest zszokowana relacjami jej ukochanego z Matką. Próbuje to zrozumieć, zdobyć jej akceptację... Czy jej się uda? Czy przetrwa próbę czasu? Czy Leander będzie w stanie poświęcić się dla Amelii?
Matka Leandra wbiła we mnie spojrzenie, aż rozbolała mnie trzustka. Jej źrenice zrobiły się nienaturalnie wielkie, a długie palce postukiwały o filiżankę z kawą. Wwiercała się tak jeszcze z dziesięć minut, szczegółowo penetrując wszelkie zakątki mojego ciała, które mogłyby zdyskredytować mnie w jej oczach. Nierówne nerki? Koślawe serce? Zbyt zwinięte jelito cienkie? Zrozumiałam, że idealna kobieta, która mogłaby zaopiekować się jej synem, nie istnieje. Problemu nie stanowią trzy nowe pryszcze, które próbowałam ukryć pod pudrem, tylko ja sama. Ogólnie. Ja jako ja.
Natasza Socha
Maminsynek zdecydowanie nie należy do łatwych książek. To jedna z tych, dzięki którym jadąc na zajęcia tramwajem przegapiłam przystanek na jakim miałam wysiąść. Wstrząsnęła mną... Tak, to dobre określenie... Jak już wspomniałam znam dość wielu maminsynków (oczywiście żaden z nich się do tego nie przyznaje), jednak mimo tego ta powieść mnie zszokowała i wstrząsnęła do głębi, choć doskonale wiem, że wizja w książce jest ciut przerysowana. Owa wielka (choć nie do końca zdrową) miłość pomiędzy Leandrem i jego Matką jest naprawdę zadziwiająca... Jestem także zszokowana brakiem jakiejkolwiek chęci usamodzielnienia się, odcięcia od Matki... Rozumiem, że są sytuacje losowe, kiedy nie zawsze od razu można się usamodzielnić, ale bez przesady. Jestem zszokowana tym, że tacy mężczyźni istnieją naprawdę, a nie tylko w literaturze... Co prawda żaden z bohaterów nie przypadł mi jakoś szczególnie do gustu, to jednak najbardziej chyba polubiłam Amelię (choć i tak nie do końca)...

Natasza Socha w Maminsynku tryska humorem, choć książka zmusza do wielu przemyśleń... Głównie z tego powodu, że wydaje się być wysoce prawdopodobna do odzwierciedlenia w rzeczywistości. Maminsynka polecam nie tylko kobietom, które poszukują partnerów na całe życie, ale także tym, które już znalazły (albo wydaje im się, że znalazły), żeby przez pewne sito popatrzeć na swoich przyszłych lub aktualnych mężczyzn. Polecam ją także mężczyznom jako punkt odniesienia do tego, na ile zdrowe są ich relacje z matkami. Maminsynek naprawdę mną wstrząsnął i z pewnością na długo zapadnie w mojej pamięci, jednocześnie z naprawdę wielką ochotą sięgnę po inne książki Nataszy Sochy...



A na koniec idealny cytat na odzwierciedlenie relacji Leandra i jego Matki

- Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale wieje halny i coś się ze mną dzieje - wyszeptała kiedyś moja Matka do słuchawki, a ja poczułem dreszcze. Miałem wprawdzie nocować u Lary, ale przecież nie w tej sytuacji!
- Masz zawroty głowy? - spytałem natychmiast.
- Jestem jakaś rozkojarzona i mam stany lękowe. Ale wystarczy mi, że z tobą porozmawiam, nie musisz przyjeżdżać.
Byłem u niej pół godziny później, mimo, że Lara znacząco popukała się w czoło i spytała, czy na Matkę wpływa również pełnia księżyca, przypływy oraz odpływy Morza Północnego, a także odlot ptaków do ciepłych krajów.

5 komentarzy:

  1. Książkę czytałam, ale nie do końca przypadła mi do gustu. Spodziewałam się sporej dawki humoru, niestety go nie znalazłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem interesująca wydaje się być. Być może sięgnę po nią za kilka lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, no nie wiem. Raczej się nie skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam już sporo zachęcających recenzji tej książki, mam więc ją w swoich czytelniczych planach.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)