środa, 15 lipca 2020

"Upiór w ruderze" Andrzej Pilipiuk

Tytuł: Upiór w ruderze
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 376
Ocena: 4.5/6



Słyszysz te jęki resorów, młody? – zapytał komendant. – To stal szepcze nam, z czego powinny być nasze jaja!
– Ku chwale Ojczyzny!






Bardzo lubię twórczość Pilipiuka, jednak jakoś dawno nie miałam okazji sięgać po żadne jego książki, aż w końcu w ramach pakietu Legimi zobaczyłam jego najnowszą książkę, wydaną całkiem niedawno i w końcu zabrałam się po wytęsknionego Pilipiuka. Co prawda od lat obiecuję sobie, że zabiorę się za Dzienniki Norweskie i Oko Jelenia, ale dzięki pakietowi na czytniku i wyzwaniu Abecadło z pieca spadło (i literki U na lipiec) zabrałam się za nowość w postaci książki pt. Upiór w ruderze

Jak może się skończyć przygoda, w której biorą udział trzy niezbyt rozgarnięte dziewoje i zdobyczna armata Pradziadunia? Wiadomo - wystrzałowo! Ale to dopiero początek ambarasu! Bo przejście ze stanu ciała do stanu czystego ducha jest relatywnie proste. Gorzej, że gdy ciało grzeszne za życia pozostawia na czystym duchu pewne... przybrudzenia. Kwalifikuje się wtedy dusza do pokutowania, a pokutowanie jest męczące. Ale to nie znaczy, że nie może być zabawne. Pałac w Liszkowie, przerobiony na potrzeby rzeczonej pokuty, na najprawdziwszy Straszny Dwór, stanie się zatem areną zdarzeń nieprawdopodobnych. I przerażających. I wielce zabawnych. Oczywiście, w zależności od tego, którego uczestnika owych wydarzeń o zdanie zapytacie.
                                                                         opis wydawcy
Upiór w ruderze nie należy do żadnej pilipiukowskiej serii, więc tym chętniej sięgnęłam, co by na nowo wejść w świat i styl pisarski Wielkiego Grafomana, a i do tego jak zawsze piękne ilustracje, które serwuje wydawnictwo, jak to bywa przy twórczości Pilipiuka – rysunki autorstwa Andrzeja Łaskiego. Stary pałac, duchy, czarny humor, ironia, przerysowania – coś czego mi zdecydowanie brakowało i sporo w tym z charakterystycznej pisaniny pisarza, ale jednocześnie jest tu powiew świeżości. W końcu coś spoza serii, więc są nowi bohaterowie oraz oderwanie się od znajomych czytelnikom schematów i postaci. Lekkość pióra Wielkiego Grafomana, pomysł i poczucie humoru sprawiły, że książkę czytało mi się naprawdę szybko i bardzo przyjemnie, w końcu jego twórczość bawi mnie już od dobrych kilku lat. Panny Liszkowskie nie skradły może mojego serca tak jak Kuzynki, ale nie wciąż bawią i wywołują niejednokrotnie uśmiech na twarzy. Pomysł na pięćsetletnią pokutę w starym zamku jest naprawdę ciekawy, a i nie zabrało przerysowań, czarnego humoru i ironii. Jakież to charakterystyczne na prozy Pilipiuka… I jakże ja za tym tęskniłam!

Upiór w ruderze jest książką, którą zdecydowanie mogę polecić. Co prawda nie urzekła mnie tak jak Aparatus, ale nie zmienia to faktu, że spędziłam z nią czas naprawdę miło i równie dobrze się ubawiłam. Lekkie, przyjemne, zabawne…Może w końcu zabiorę się niebawem za Oko Jelenia czy Dzienniki Norweskie. Osobiście polecam!

Książka bierze udział w wyzwaniu Abecadło z pieca spadło. 

3 komentarze:

  1. Nie wiem czemu, ale jakoś tak skojarzyła mi się z Akuninem. Na razie nie będę po nią sięgała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dokładnie odwrotne zdanie na temat twórczości autora. Zupełnie do mnie nie przemawia

    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja Pilipiuka nie trafię. Raz, że fantastyka, czyli zupełnie nie mój gatunek, a dwa jakoś nie ten styl... Zostałam kiedyś zmuszona na studiach do przeczytania jednej jego książki i jakoś nie zagrało między nami zupełnie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)